Łączna liczba wyświetleń

piątek, 23 sierpnia 2019

WINO, KOBIETY I... TRON WE KRWI - CZYLI PONURY CIEŃ BIZANCJUM - Cz. IV

NIM JESZCZE

NAD KONSTANTYNOPOLEM

ZAŁOPOTAŁ ZIELONY

SZTANDAR MAHOMETA





 I

JAK AZJATKA Z AFRYKANEREM

(CZYLI PIERWSZA "BIZANTYJKA" 

NA RZYMSKIM PALATYNIE)

Cz. III



 
 Rzym roku 190, czyli w ostatnich latach rządów Kommodusa, był już zupełnie innym Rzymem niż jeszcze pięćdziesiąt lat wcześniej. Co prawda negatywne tendencje zarówno w polityce, wojskowości jak i przede wszystkim w gospodarce jeszcze nie wystąpiły z taką siłą jak w III wieku, to jednak zostały one już rozpoczęte i zwiastowały koniec pewnego świata. To co narodzi się później i co ponownie uporządkuje rzymską państwowość z czasów Aureliana, Probusa, Dioklecjana czy Konstantyna Wielkiego, będzie już budowane na zupełnie innych podstawach niż ów Pryncypat stworzony przez Augusta i jego następców. Nie będzie to więc kontynuacja, a budowa zupełnie czegoś nowego, zupełnie innego ustroju społeczno-polityczno-gospodarczego. Można wręcz powiedzieć że kryzys III wieku (który był nieporównywalnie dotkliwszy dla ludności Imperium, niż kryzysy czasów końca Republiki i zamiany jej w jedynowładztwo Augusta), narodził się właśnie w ostatnich dwóch dziesięcioleciach wieku II, czyli pod rządami Kommodusa. Bardzo zmienił się rzymski świat lat 80-tych II wieku, od tego sprzed zaledwie pięćdziesięciu lat, z roku 143, gdy Eliusz Arystydes pisał swą pochwałę Rzymu, twierdząc iż świat w którym żyje jest najlepszym z możliwych światów, a czasy najlepszymi ze wszystkich wcześniejszych. Wojen wówczas nie prowadzono nawet na najodleglejszych rubieżach Imperium Romanum, miasta kwitły i prześcigały się w swej piękności i świetności, upiększane wspaniałymi budynkami: teatrami, bazylikami czy amfiteatrami, wznoszonymi na modłę rzymskiego Koloseum (notabene, to właśnie te budowle doprowadziły w III wieku do kryzysu finansowego wielu miast Imperium, gdyż, choć majestatyczne i piękne, nie były funkcjonalne i same na siebie nie zarabiały. Ale dzięki temu że je wznoszono, dziś jeszcze możemy podziwiać ich ruiny które przetrwały wieki). W czasach rządów Kommodusa i jego następców, w tym również Septymiusza Sewera - rozpoczął się proces rozkładu, który w III wieku doprowadzi do kryzysu politycznego i anarchizacji życia społecznego. To co się narodzi potem, ów system zwany Dominatem - będzie już zupełnie innym tworem politycznym, budowanym też na zupełnie innym społeczeństwie niż to z czasów Eliusza Arystydesa.

A tymczasem dwór cesarski pod wpływem oderwanych od rzeczywistości kaprysów Kommodusa, żył w swoim świecie. Cesarz zaczął do swej tytulatury dokładać kolejne przydomki: i tak zwał się już "Pobożnym", "Niezwyciężonym", "Szczęsnym", "Obrońcą Pokoju", "Sarmackim", Brytańskim", "Germańskim". Urządzał częste munera (walki gladiatorów), podczas których sam, odziany w skórę lwa bądź lamparta, z maczugą w dłoni walczył z dzikimi zwierzętami niczym zwycięski Herkules. Owe dzikie zwierzęta tak naprawdę były odpowiednio dobierane by nie mogły wyrządzić władcy żadnej krzywdy. Z reguły bezpośrednio walczył on na arenie głównie ze... strusiami, którym ścinał głowy mieczem (a potem z zadowoloną miną pokazywał ów ścięty łeb strusia struchlałym z przerażenia senatorom, tak jakby chciał powiedzieć: "spójrzcie, oto co i was czeka"). Jeśli walczył z innymi drapieżnikami, to tylko w taki sposób że wyznaczano tym zwierzętom odpowiedni tunel, po którym mogły się przemieszczać, tak, aby nie stanowiły zagrożenia dla stojącego na arenie cesarza który ciskał w nich swą włócznią (czasem ciskał nią także ze swojej cesarskiej loży) i ponoć po jednym ciosie nie musiał zwierzęcia drugi raz dobijać, taką miał mieć celność. Walki te były skrupulatnie organizowane i pieczołowicie się do nich przygotowywano. Kommodus realnie wierzył że jest wcieleniem Herkulesa, niezwyciężonym władcą i obrońcą ludu. Podczas tych pokazów wszystko było z góry wyreżyserowane a poszczególni aktorzy tego kabaretu wiedzieli jak mają się zachować (choć niejednemu chciało się śmiać na widok cesarza gnającego za strusiami i ścinającego im głowy). Swą kochankę - Marcję, przebierał zaś Kommodus w strój amazonki i kazał jej tak publicznie paradować i oklaskiwać jego wyczyny w amfiteatrze. Do kobiety jednak coraz częściej docierało że władca nie jest w pełni zdrowy na umyśle i że pogłębiająca się paranoja - skazywanie na śmierć kolejnych współpracowników i ulubieńców, może doprowadzić z czasem do tego, że i ona sama stanie się obiektem cesarskich podejrzeń, a co za tym idzie czeka ją egzekucja (z tym akurat Kommodus nie miał najmniejszych problemów i skazywał ludzi bez mrugnięcia okiem na śmierć, jeśli tylko padł na nich choćby cień podejrzenia o udział w ewentualnym spisku na jego życie).




W 191 r. Kommodus jednak poszedł dalej w swej paranoi. Oto bowiem nakazał ogłosić ludowi że miasto Rzym otrzymało nową nazwę i zwie się odtąd: "Colonia Commodiana". Cesarz uznał się też nowym założycielem Rzymu na wzór Romulusa. Natomiast z początkiem roku 192, ogłosił się już oficjalnie (wcześniej bowiem jedynie popisywał się w Koloseum swoją celnością i siłą na wzór Herkulesa, ale były to tylko zabawy dla ludu. Teraz jednak ogłosił się już oficjalnie bogiem) "Niezwyciężonym Herkulesem" - "Obrońcą Pokoju". Każdy, kto tylko miał jakiekolwiek ku temu obiekcje, kończył marnie, bowiem cesarz opłacał mnóstwo donosicieli oraz rozbudował tajną policję ("Frumentari"), której zadanie polegało właśnie na ściganiu nieprawomyślnych zachowań, poglądów i postaw. Wszyscy dworzanie musieli się do niego zwracać jak do boga i oddawać mu boską cześć. Zaczął też liczyć czas od momentu swego "ziemskiego objawienia", kazał nazywać okres swego panowania "Złotym Wiekiem". Zmienił też nazwy miesięcy, i tak lipiec miał się odtąd zwać "Aurelius" (nazwisko rodowe Kommodusa), sierpień - "Commodius", październik - "Herculeus", a styczeń, na cześć Marcji, nazwano: "Amazonius". Powstało też mnóstwo popiersi i obrazów cesarza (zniszczono je wszystkie po jego upadku), przedstawiających go jako Herkulesa. Jako nowy bóg i heros w jednej osobie, postanowił ulżyć ludowi i ogłosił obniżenie cen żywności. Piękne, ale wówczas kompletnie nierealne ze względu na potęgujący się kryzys gospodarczy. Tak więc wkrótce po obniżeniu cen żywności, większość żywności zniknęła z miejskich targowisk a ta żywność która się ponownie pojawiła, była sprzedawana po... znacznie wyższych cenach niż przed "obniżką". Jeśli bowiem wcześniej ok. 500 gram mięsa kosztowało (oczywiście w zależności od jakości) od 6 do 20 denarów, a litr wina od 8 do 30 denarów, para butów zaś od 50 do 120 denarów, o tyle po "obniżce" ceny te wzrosły co najmniej dwukrotnie. A należy pamiętać że rzemieślnik otrzymywał wówczas ok. 50 denarów dniówki (przy czym płacono mu tylko za czas wykonywanej pracy, nie otrzymywał zaś stawki miesięcznej i jeśli nie miał zleceń to przymierał głodem), rolnik 25 denarów dniówki. Można sobie policzyć ile tym ludziom zostawało pieniędzy w kieszeni po opłaceniu czynszu za mieszkanie, podatków publicznych (ściąganych np. na cesarskie munera), zakupie jakiejś odzieży (przynajmniej dwóch par - do pracy i do domu), oraz wyżywienia dla swej rodziny? Ci ludzie po prostu żyli na granicy minimum biologicznego.

Kommodus zaś, żyjący w swoim świecie zabaw, orgii i występów cyrkowych, w ogóle nie był świadomy stopnia zubożenia rzymskiego ludu. Co ciekawe kryzys ten dotknął również warstwy wyższe. Rozsypywał się dawny porządek społeczny, oparty na urodzeniu i wynikających z tego tytułu wpływach i bogactwie. W czasach Kommodusa ten proces był już widoczny, a stara arystokracja budziła wśród ludu często wyraz politowania niż szacunek i zazdrość. Niegdyś wielu nowobogackich ekwitów starało się jakoś wżenić w struktury nobilitas, widząc w tym podstawę swego znaczenia i władzy w przyszłości. Teraz, wręcz przeciwnie nie urodzenie było ważne a kompetencje, umiejętności i przede wszystkim odwaga na polu bitwy. Ów upadek potęgi nobilitas, pokazuje choćby zmiana stosunku do miejskich "honores" - niegdyś tak bardzo pożądanych przywilejów, które teraz stały się potwornym obciążeniem finansowym dla jego członków i wielu chciało się z tego "honoru" uwolnić (a zdarzało się że wręcz zmuszano do tej godności obywateli siłą). Przestało mieć znaczenie czy ktoś posiada obywatelstwo czy nie, czy ktoś pochodzi z Italii czy nie, piramida społeczna zaczęła się zupełnie zacierać. Teraz liczył się przede wszystkim majątek i oparcie w armii, kto posiadł te dwie rzeczy, mógł pretendować do władzy najwyższej i nie miało żadnego znaczenia gdzie się urodził, czy z jakiej klasy społecznej się wywodził i czy piastował wcześniej jakiekolwiek funkcje publiczne. Senat w zasadzie został sprowadzony do roli rady miejskiej, która utraciła realny wpływ na politykę. Zresztą upadek i zniewieścienie przedstawicieli klasy nobilitas było tak duże, że - powołując się niekiedy na przykład przodków ("mos maiorum" - "obyczaj przodków"), których byli potomkami, a którzy zapisali się bohaterskimi czynami wojennymi lub krasomówstwem politycznym - ich potomkowie lubowali się np. w... tańcu lub popisach aktorskich na scenie (co niegdyś było praktyką całkowicie hańbiącą - przykładem niech będzie Neron, który lubił komponować muzykę i wygrywał na kitarze swe pieśni - uważany był co najmniej przez arystokratów za oderwanego od rzeczywistości cudaka - ale notabene lud rzymski kochał go właśnie za to że taki był). Więc utyskiwania Kasjusza Diona iż: "teraz nawet dawni tancerze otrzymać mogą ważne funkcje dowódcze" (w rozumieniu ludzi nie wywodzących się z arystokracji senatorskiej) - było wybitnie nie na miejscu. Ta epoka rozkładu i zniewieścienia (którą zapoczątkowało panowanie Kommodusa), pozwoli z końcem III wieku uformować nowe, silne osobowości, które jednak sformatowane będą na zupełnie innych podstawach i zupełnie inny model wychowania będzie im przyświecał.


1:50 - "ZOSTAŁEŚ CHRZEŚCIJANINEM?"

"OD WCZORAJ PANIE. UCZYNIŁEM TEŻ MERKUREMU ŚLUBY, ŻE JEŚLI POMOŻE MI ODNALEŹĆ DZIEWICĘ, OFIARUJĘ MU DWIE JAŁÓWKI KTÓRYM KAŻĘ POZŁOCIĆ ROGI"

"AHA, WIĘC TWOJE WCZORAJSZE CHRZEŚCIJAŃSTWO I TWOJA FILOZOFIA POZWALAJĄ CI WIERZYĆ W MERKUREGO?"

"WIERZĘ ZAWSZE W TO, W CO MI WIERZYĆ POTRZEBA PANIE"


 

A tymczasem rządy Kommodusa stawały się coraz mniej popularne (co prawda ratowało je częste urządzanie igrzysk w amfiteatrach i sprowadzanie najróżniejszych gatunków zwierząt, które potem ginęły na piaskach aren Rzymi i całego Imperium, to jednak igrzyska nie mogły ludowi zapewnić chleba. Niewielu pewnie wie, iż sławne, często przytaczane w kulturze słowa: "Chleba i Igrzysk", wzięły się z niezadowolenia mieszańców Rzymu, że władze urządzają dla nich przedstawienia a oni sami przymierają głodem - "Nie chcemy Igrzysk, dajcie nam chleba" - słowa te miały paść po raz pierwszy z widowni Koloseum właśnie w roku 190, czyli za rządów Kommodusa. Nic dziwnego że podejrzliwy cesarz zaczął baczniej przyglądać się swojemu otoczeniu i sprawdzać czy przypadkiem nie knują oni jakiegoś nowego zamachu na jego życie (w obawie oczywiście o własne tyłki). Rzeczywiście, najbardziej zaangażowaną osobą, która obawiała się że to na niej teraz skupią się cesarskie podejrzenia - była Marcja. Po upadku wszechwładnego prefekta Kleandra (190 r. p.n.e.) to właśnie ona stałą się najbardziej wpływową i najbliższą cesarzowi osobą. To do niej ustawiały się kolejki petentów, prosząc o wsparcie u Kommodusa. To na jej życzenie cesarz powołał i odwołał trzech kolejnych prefektów pretorianów w przeciągu roku - Lucjusza Gratusa Julianusa, Regillusa i Motilenusa (190-191 r.). Czwarty z nich - Kwintus Emiliusz Letus, również był człowiekiem wybranym przez Marcję. To z nim właśnie porozumiała się ona odnośnie dalszych losów Kommodusa. 




Nim jednak taki plan się zrodził, Marcja wspierała również chrześcijan (ponoć sama miała być chrześcijanką, co w tamtym czasie wcale nie musiało być trudne ani całkowicie wyodrębniać daną osobę z rzymskiego świata kultów i wartości. Pierwsi chrześcijanie z I wieku rzeczywiście mieli problem, bowiem samo przyjęcie chrztu automatycznie ustawiało ich poza obrębem rodziny i pozbawiało jakichkolwiek karier zawodowych. Rzymian bowiem przerażało to, co chrześcijanie mówili, a mianowicie o nadchodzącym końcu świata i wyrzekaniu się dóbr doczesnych, oraz potępieniu istniejącego porządku społeczno-religijnego w rzymskim świecie. Można sobie wyobrazić jak bardzo konfliktogennym był fakt, iż członek rzymskiej rodziny nagle deklarował że przyjął chrzest i stał się odtąd chrześcijaninem - tak na marginesie Jezus Chrystus miał powiedzieć do swych uczniów: "Nie pokój Wam przynosze lecz miecz (...) mąż powstanie przeciwko żonie, ojciec przeci synowi, matka przeciw córce". Rzymianie często też mylili chrześcijan z Żydami - dla nich były to praktycznie te same kulty - co oczywiście bardzo drażniło Żydów. Jednak prześladowania z czasów Nerona objęły tylko samo miasto Rzym, a już poza jego granicami do prześladowań chrześcijan nie dochodziło. Natomiast w II i III wieku, chrześcijanie zaczęli zupełnie inaczej podchodzić do pewnych kwestii. Nie asymilowali się od rodzin, często ukrywali przyjęcie chrztu lub starali się jakoś połączyć to z tradycyjnymi wierzeniami np. w Lary i Penaty opiekujące się domem, utożsamiano z Aniołami. Nie rezygnowano także już z kariery w wojsku czy administracji, wychodząc z założenia że są to swoiste elementy służące rozwojowi i utrwalaniu religii Jezusa Chrystusa. Może jest to dość nieprzyjemne porównanie, ale jednak był to taki swoisty stopniowy  i trwający dziesiątki lat, ale bez wątpienia konsekwentny chrześcijański "marsz przez instytucje").

W 189 r. biskupem Rzymu (papieżem) został Wiktor, który zajął miejsce zmarłego Eleuteriusza (piastującego biskupstwo w latach 174-189). W Aleksandrii - drugim najważniejszym wówczas ośrodku chrześcijaństwa, biskupem w owym 189 r. został Demetrios. Na czele Kościoła antiocheńskiego stał zaś biskup Serapion, w Cezarei Palestyńskiej biskupem był Teofil, w Koryncie - Bakchilos, w Efezie - Polikrates, a w Jerozolimie funkcję tę piastował Narcyz. Biskup Wiktor zwrócił się do Marcji o wsparcie i ochronę dla Kościoła Rzymskiego i o pomoc w uwolnieniu wielu chrześcijan z Azji Mniejszej, Italii i Rzymu, którzy trafili do kopalń na Sardynii. Wstawiennictwo Marcji u Kommodusa spowodowało że zostali oni zwolnieni i mogli wrócić do swych domów (co pokazuje jak wielki miała ona wówczas wpływ na cesarza i jak często on jej ulegał). Jako ciekawostkę można jeszcze dodać, że w tym samym czasie pomiędzy poszczególnymi Kościołami, powstał spór "o święcenie Wielkanocy". Kościół: Antiocheński, Jerozolimski i Efeski, głosiły iż na podstawie starej tradycji, święto "Paschy Chrystusowej" (Wielkanocy), należy obchodzić 14 dnia księżyca, kiedy Żydzi mieli rozkaz ofiarowania baranka i że tego właśnie dnia należy zakończyć post. Kościoły: Rzymski, Aleksandryjski, Koryncki i Kościoły Zachodnie, uważały iż święto Wielkiejnocy należy obchodzić zawsze w niedzielę i tylko tego dnia kończyć posty paschalne. Ponieważ nie sposób było dojść do porozumienia, papież Wiktor zaproponował odcięcie jedności Kościołów Azjatyckich od całej reszty (tak jakby uznane zostały za innowiercze - choć to słowo wówczas nie padło). Nie spodobało się to całej gminie chrześcijańskiej, wśród której znalazło się wielu napominających papieża do utrzymania jedności (jak choćby biskup Ireneusz, który pisał z Galii: "Otóż nie tylko o kwestię dnia spór się toczy, ale także o sam sposób poszczenia. Jedni bowiem sądzą, że tylko przez jeden dzień pościć powinni, inni znowu, że przez dwa dni, inni wreszcie, że jeszcze dłużej. Są prócz tego tacy, którzy dzień sobie obliczają na czterdzieści godzin dziennych i nocnych. Taka różnolitość zwyczajów nie powstała dopiero dzisiaj, za dni naszych, ale już wiele dawniej, przed nami, wśród naszych poprzedników, którzy z nieuwagi, jak się zdaje, przez swą prostotę i niewiadomość, zwyczaj ten przyjęli i swym następcom do zachowania przekazali. Wszyscy przecie mimo to żyli w pokoju, i my jedni z drugimi w pokoju żyjmy, a różnica w poście stwierdza tylko wiary w jedność").




Marcja i prefekt pretorianów - Kwintus Letus, postanowili pozbyć się Kommodusa, gdyż jego paranoja zaczęła być już niebezpieczna dla nich samych. Najpierw zaplanowano otruć cesarza. Marcja podczas kolacji podała Kommodusowi zatrute mięso, jednak ponieważ pił on tego dnia sporo wina, zwymiotował wraz z nim również i ową truciznę. Mimo to zapadł na zdrowiu (dostał torsji) i Marcja zaleciła aby przygotować dla cesarza gorącą kąpiel. Gdy Kommodus wypoczywał w wannie wypełnionej wodą, spiskowcy postanowili dokończyć dzieła. Niejaki Elektus (pokojowiec Kommodusa i kochanek Marcji) został wciągnięty do spisku i przekupił gladiatora o imieniu Narcyz, aby ten dokonał zbrodni na cesarzu. Narcyz został wpuszczony do komnaty cesarskiej przez Elektusa i złapawszy osłabionego Kommodusa za gardło - udusił go na miejscu. W taki to sposób zakończył swój żywot syn Marka Aureliusza - "Niezwyciężony Herkules", który jeszcze do niedawna uważał się za "pana świata" i "zbawcę ludu". Umierał w kąpieli, wśród pozostałości własnych żygowin, duszony przez niewolnika. Dokonał żywota ostatniego dnia grudnia (30 grudnia w kalendarzu rzymskim) 192 r. w wieku 31 lat. W zbrodni uczestniczyła kobieta, była niewolnica, którą on pokochał i którą wyzwolił oraz uczynił niezwykle wpływową osobą. Spędzili ze sobą całą dekadę. Problem polegał jednak na tym że Marcja obawiała się iż cesarz zapragnie zastąpić ją jakąś inną kobietą (spośród sporowadzanych sobie na orgie niewiast). Poza tym była zakochana w wyzwoleńcu Kommodusa - Elektusie (miała z nim romans i obawiała się że może się wydać. Ponoć zaszła też z nim w ciążę, co niewątpliwie przyspieszyło decyzję o zamachu). Po dokonaniu morderstwa, zwłoki Kommodusa owinięto w kobierzec i tak wyniesiono z pałacu na Palatynie. Świąteczny okres nowego roku nie sprzyjał zbytniej czujności żołnierzy pilnujących wejścia, toteż udało im się (a raczej owemu Narcyzowi) wynieść owinięte w kobierzec ciało cesarza na zewnątrz, następnie wrzucić je na wózek i tak wywieść za miasto i je tam zakopać. 

Tymczasem perekt pretorianów - Kwintus Letus i Elektus, pospieszyli do domu prefekta Rzymu - Publiusza Helwiusza Pertynaksa, który został przez zamachowców wybrany na nowego władcę Imperium, gdyż był to już człowiek sędziwy (mający 66 lat), poza tym jego ojciec był wyzwoleńcem i drobnym handlarzem - nie stanowił więc wielkiego niebezpieczeństwa dla zamachowców. Udali się oni więc już o świcie w kalendy stycznia (1 stycznia 193 r.) do jego domu, nie zdając sobie zapewne sprawny, jak ich obecność zostanie odebrana. Bowiem w Rzymie Kommodusa - mieście w którym donosicielstwo zostało uznane za przejaw patriotyzmu (i dobrze opłacane), a policja polityczna ("Frumentari") miała rozległe kompetencje, łącznie z prawem aresztowania obywateli w nocy z ich domów i zamykania w lochu lub pozbawiania życia za najmniejszy przejaw krytyki wykazanej w stosunku do władcy - panowała z tego powodu istna psychoza. Nic więc dziwnego że gdy niewolnik Pertynaksa ujrzał zbliżających się żołnierzy, rzekł swemu panu tylko jedno słowo, które oboje dobrze zrozumieli: "Przyszli!". Wiadomo było kto i po co przyszli. Pertynak kazał wpuścić pretorianów do środka i gdy weszli powiedział: "Czekałem na to już od dawna każdej nocy. Właściwie sam się dziwiłem, że Kommodus zwleka tak długo, skoro jestem ostatnim pozostałym przy życiu przyjacielem jego ojca. Czyńcie, co wam rozkazano. Dla mnie będzie to wyzwoleniem od złudnych nadziei i ciągłego strachu". Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy po którymś razie zdołał sobie wytłumaczyć iż nie przyszli oni go zabić, a ogłosić nowym cesarzem, gdyż Kommodus zginął a on jest uważany za najbardziej godnego cesarskiej purpury. Pertynaks długo odmawiał, gdyż uważał że jest to zwykła prowokacja, a Kommodus chce wybadać jego lojalność. Wreszcie zgodził się wysłać zaufanego człowieka który obejrzał ciało cesarza i dopiero wówczas pozwolił odprowadzić się do pałacu cesarskiego na Palatynie.




      
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz