CZYLI WŁOCHY POD RZĄDAMI
BENITO MUSSOLINIEGO
I PARTII FASZYSTOWSKIEJ
IL COMANDANTE
Cz. I
Żołnierze strzegący przejścia granicznego pod Castuą wycelowali swoje karabiny w zmierzającą ku nim postać mężczyzny. Oficer dowodzący wydał komendę by byli gotowi do oddania strzału i jednocześnie zaapelował do idącemu ku oddziałowi mężczyzny, aby ten się zatrzymał i zawrócił, w przeciwnym razie zostanie zastrzelony. Mężczyzna jednak zdawał się być głuchy na te wezwania, dalej zmierzając w kierunku szpaleru straży granicznej, usiłującej właśnie uniemożliwić mu dalsze przejście. Mężczyzna ubrany był w mundur podpułkownika lansjerów z Novary, na który miał narzucony gruby wojskowy płaszcz. Zbliżył się do żołnierzy - których karabiny wycelowane były prosto w niego - stanął i chwilę przyglądał się temu widokowi. Następnie szybkim ruchem odwinął poły płaszcza i niczym Cesarz Napoleon powracający z Elby, ukazał żołnierzom pierś udekorowaną medalami, po czym zwrócił się do nich w krótkich, żołnierskich słowach: "Żołnierze! Znacie mnie wszyscy, wiecie kim jestem! Żołnierze, zwracam się do was, jako wasz towarzysz broni, jak wasz druh. Wszyscy wiecie przez co przeszliśmy podczas Wielkiej Wojny, jakie wyrzeczenia i trudy musieliśmy ścierpieć. Stanęliśmy do walki w tej "łacińskiej wojnie" po stronie Francji i Wielkiej Brytanii, które jednak nas oszukały. Obiecano nam znaczne nabytki nad Adriatykiem, obiecano Zadar, obiecano wreszcie Fiume. Nie dotrzymano tych obietnic - oszukano nas. Żołnierze! Zwracam się do was jako wasz towarzysz broni, zwracam się do was w imieniu zhańbionej Italii! Jeśli wasz honor żołnierski wam na to pozwoli, to strzelajcie prosto w serce, to serce, które umiłowało Włochy ponad wszystko i które idzie naprawić jawną niesprawiedliwość wyrządzoną nam przez sojuszników" - mówiąc to, zrobił krok do przodu, potem kolejny i jeszcze jeden. Oficer strzegący przejścia granicznego pod Castuą próbował jeszcze apelować by się powstrzymał, szybko jednak zamilkł zadziwiony jego odwagą.
Niektórzy żołnierze zaczęli odkładać broń, widząc to dowódca kazał spisywać nazwiska tych, którzy odmawiają wykonania rozkazu, oskarżając ich jednocześnie o dezercję. W oddziałach doszło do buntu, żołnierze nie chcieli i nie zamierzali strzelać do sławnego bohatera wojennego, którego pierś świeciła się od medali a twarz wciąż nosiła ślady niedawnych ran. Nie wiadomo jak by się skończyła cała ta awantura, która miała miejsce dnia 11 września 1919 r. około godziny 11:00, gdyby nie jeden z samochodów pancernych, który po prostu przejechał przez szlaban graniczny, całkowicie go rozbijając. Wówczas Oddziały graniczne spod Castuy przyłączyły się do owego bohaterskiego oficera, podobnie jak nieco wcześniej pułk bersalierów i oddziały arditi, dysponował więc teraz armią w liczbie 2 500 żołnierzy (na początku wyprawy, czyli nad ranem 11 września, dowodził jedynie 196 sardyńskimi grenadierami z Ronchi). O godzinie 11:45 oddziały te wkroczyły do Fiume nad Adriatykiem, zaprowadzając tam nowe, włoskie porządki. Kim jednak był ów bohater wojenny przeciw któremu żołnierze odmówili wykonania rozkazu swego dowódcy? Był to człowiek, będący połączeniem oszałamiającego talentu literackiego, bohaterstwa (graniczącego niekiedy z brawurą), umiłowania piękna kobiecego ciała (swoim licznym kochankom nadawał specjalne pseudonimy, segregując je niczym w katalogu) i wreszcie niesamowitej pychy. Nazywał się - Gabriele d'Annunzio. Zacznijmy może od pychy, która była nieodłącznym symbolem jego działań. Nie widział w sobie żadnych, nawet najmniejszych wad, twierdząc wszem i wobec że jest ponad to. Zapytany niegdyś który z włoskich pisarzy i poetów był największym w dziejach, odparł: "Dante, Leopardi i ja. Wszyscy pozostali to gitarzyści".
Choć nie miał w sobie cienia powściągliwości i samokrytyki, należy powiedzieć że miał rację, był bowiem diabelnie utalentowanym gościem, już w wieku szesnastu lat (urodził się w marcu 1863 r.), zadebiutował tomikiem wierszy na kanwie powieści antycznej pod nazwą "Primo vere" ("Pierwsza prawda"). Późniejsze jego dzieła również były bestsellerami (niestety, jego dorobek literacki jest prawie nieznany zarówno w Polsce, jak i w takich krajach jak Niemcy, Francji, Wielka Brytania czy USA). Był też jednak próżny i szukał łatwego zarobku i spokojnego życia, bez konieczności zapracowania na nie. Miał też zabójczy wpływ na kobiety, które wręcz za nim szalały (choć nie był ani zbyt przystojny, ani też zbyt wysoki). Jego kochanki były tak liczne, że zaczął je wreszcie... katalogować. Był też sadystą i lubił chłostać lub dawać klapsy swym kochankom w łóżku i nie tylko (np. z włoską aktorką - Eleonorą Duse, urządzali trójkąty erotyczne w czasie których ona sprowadzała dla niego młode aktoreczki, z którymi potem się zabawiali w stylu S/M). Był takim typowym macho, choć jednocześnie potrafił też zachowywać się z galanterią i estymą w stosunku do płci pięknej i do końca życia nie mógł opędzić się od kobiet. Pojedynkował się też (choć raczej nie o kobiety, których miał wręcz niekiedy nadmiar) a o politykę. Nie istniał dla niego podział na "prawicę" i "lewicę", natomiast był gorącym włoskim patriotą. Często przyrównywał naturę do piękna kobiecego ciała, porównując nabrzmiałe piersi swych kochanek z Alpami, otaczającymi "umiłowaną Italię", zaś ich łona z korytami rzek takich jak Pad czy Tyber, w których "słodko jest się zanurzyć" (oczywiście nie wszystkie jego prace odnosiły się do takich skojarzeń, potrafił w każdym razie zarówno pięknie pisać o swoim kraju, o niewieściej urodzie jak i o historiach nie związanych zupełnie z seksem czy naturą, jak choćby jego wrażenia z kursów pilotażu - jakich się podjął w 1909 r. oczarowany postępującą nowoczesnością).
Największą jednak jego pasją (prócz kobiet) była polityka i wojskowość. Dziś zapewne nikt już nie pamięta, że to właśnie d'Annunzio był autorem pozdrowienia - które zrobiło niesamowitą karierę w faszystowskich Włoszech i nazistowskich Niemczech - czyli wyciągnięta ku górze, wyprostowana prawa dłoń. To właśnie on był twórcą "Rzymskiego Salutu" i pozdrowienia "Heil Hitler". Po raz pierwszy ów gest został przedstawiony we włoskim filmie z 1914 r. pt.: "Cabiria" - opowiadającym o wojnie Rzymu z Kartaginą, do którego scenariusz napisał (i przesłał, gdyż przebywał wówczas we Francji, jako że w 1910 r. musiał uciekać z Włoch przed wierzycielami którym był winien ogromne pieniądze, a sprzedaż jego majątku pozostawionego w Italii nie pokryła całości ciążących na nim długów) właśnie Gabriele d'Annunzio. Był zafascynowany antykiem i potęgą, jaką w tym czasie było Imperium Rzymskie (podobnie jak żyjący w XIV wieku Cola di Rienzi, który idealizował czasy starożytnego Rzymu twierdząc że wówczas panowała prawdziwa harmonia pomiędzy władzą a ludem - lud wybierał władcę a ten panował w zgodzie i w interesie ludu - jednocześnie porównywał te swoje idealizacje z czasami sobie współczesnymi, gdy Rzym pełen był mściwych i myślących jedynie o własnym dobru oligarchach, którzy stosowali przemoc i mord dla poparcia swoich interesów - twierdził też że Bóg ukarał Włochów wewnętrznym rozbiciem i słabością, właśnie za to że stali się niegodziwi oraz marzył o zaprowadzeniu ustroju opartego o antyczne wzorce). W swej twórczości a szczególnie w listach był bardzo antyniemiecki i uważał że Włochy powinny przyłączyć się do wojny (jaka wybuchła w sierpniu 1914 r.), właśnie po stronie "koalicji łacińskiej" czyli Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji, przeciw Niemcom i Austro-Węgrom. Jako Włoch, czyli obywatel neutralnego w wojnie państwa, wielokrotnie objeżdżał linię frontu nad Marną i uczył się wojennego rzemiosła. Miał już wówczas 51 lat, ale umysł jego wciąż chłonął nowych doznań, szczególnie wojennych, a ciało rwało się do walki. Marzył o stworzeniu nowego Imperium Rzymskiego kosztem ziem Austro-Węgier, Czarnogóry, Albanii i Grecji. Z końcem kwietnia 1915 r. uzyskał zgodę na powrót do Italii, do której to przybył 4 maja tego roku (a 5 maja w Genui wziął udział w patriotycznej uroczystości z okazji 55-rocznicy rozpoczęcia Risorgimento Giuseppe Gabibaldiego i jego Czeronych Koszul, którego efektem było zjednoczenie Włoch). Od razu też zaczął wygłaszać mowy, agitując za przystąpieniem Italii do wojny przeciw "germańskim barbarzyńcom" i zaangażował się w to na całego. Po wybuchu wojny zaś, pierwszy zgłaszał się do działań wymagających zarówno dużego bohaterstwa jak i sporej inteligencji.
3 sierpnia 1914 r. rząd włoski Antonio Salandry ogłosił politykę neutralności. Stało się tak, po wysłaniu przez rząd Austro-Węgier do Rzymu tekstu austriackiej noty ultymatywnej, skierowanej przeciwko Serbii (z 23 lipca 1914 r.). Minister spraw zagranicznych Włoch - markiz Antonio San Giuliano był wstrząśnięty jej tekstem. Przede wszystkim dlatego, iż Austro-Węgry miały omawiać z Włochami każdą ewentualną próbę zmiany status quo na Bałkanach, zgodnie z umową z 1887 r. Tego jednak Wiedeń nie uczynił (zresztą Austriacy mieli bardzo lekceważące opinie odnośnie Włoch i włoskiej armii oraz jej ewentualnej pomocy dla Państw Centralnych w czasie wojny, do której to Włochy były zobowiązane układem z maja 1882 r.). Ponieważ jednak umowa o wzajemnej pomocy militarnej z 1882 r. tworząca Trójprzymierze (Niemcy - Austro-Węgry i Włochy), realnie wygasła już w 1902 r. po zawarciu układu o podziale terenów afrykańskich z Francją (zaś w 1908 r. było to szczególnie widoczne, gdy Włochy ostro zaprotestowały przeciwko aneksji przez Monarchię Austro-Węgierską Bośni i Hercegowiny), choć formalnie umowa ta, została przedłużona jeszcze w 1912 r. i miała obowiązywać do 1920 r. Realnie już jednak jej zapisy pozostały martwe i kierując się tymi względami minister San Giuliano ogłosił 3 sierpnia 1914 r. politykę "świętego egoizmu", która sprowadzała się mniej więcej do tego, że Włochy będą wspierać tę stronę europejskiego konfliktu, która da, lub obieca im więcej. Nie chodziło tutaj o to, że Włochy do wojny nie przystąpią w ogóle - tylko że nie zamierzają przystępować do niej od razu. Nie chcą też zrywać swych sojuszniczych zobowiązań z Berlinem i Wiedniem (markiz San Giuliano pisał do premiera Salandry jeszcze 16 sierpnia 1914 r. "Włochy nie mogą zerwać z Austrią i Niemcami, jeżeli nie będą miały pewności zwycięstwa"), jednocześnie Italia bała się potęgi brytyjskiej floty i tego, że włoskie wybrzeże jest wobec niej praktycznie bezbronne.
Celem Włoch było odzyskanie Trydentu, Tyrolu, Triestu, całej Istrii i Gorycji oraz Dalmacji by uczynić Morze Adriatyckie morzem wewnętrznym Włoch ("Mare Nostro" - "Nasze Morze"). To był jednak plan skierowany przeciwko Austro-Węgrom, ale były również przygotowywane żądania wobec Turcji (wyspy Dodekanezu, posiadłości w zachodniej i południowej Azji Mniejszej oraz na Bliskim Wschodzie), a także wobec Francji (w przypadku wystąpienia militarnego po stronie Państw Centralnych), czyli cała Korsyka, Nicea, Sabaudia, być może nawet Tulon i Marsylia). Jednak żądania skierowane w stronę Francji czy Turcji były niczym, wobec tych, jakie zamierzały zdobyć Włochy na Austro-Węgrach i to zarówno gdyby wystąpiły po ich stronie jak i przeciwko nim. Jak to miało wyglądać? Otóż w umowie z 1887 r. był zapis iż Cesarsko-Królewska Monarchia zobowiązuje się przekazać Włochom nabytki terytorialne z własnych ziem, jako zadośćuczynienie za uzyskane na Rosji zdobycze. W tym przypadku Rzymowi zależało szczególnie na Tyrolu, Trieście, Istrii i Dalmacji i od tego uzależniali przystąpienie do wojny po jednej ze stron konfliktu. Wiedeń jednak nie mógł się zgodzić na oddanie Włochom ani Tyrolu, ani Istrii o Dalmacji nawet nie wspominając. Po pierwsze, Monarchia Austro-Węgierska była tyglem różnych narodów, wśród których zaczęły się odzywać dążenia do suwerenności a nawet niepodległości politycznej. Największą podporą Monarchii Habsburgów byli Niemcy, szczególnie zaś Niemcy z Austrii, Karyntii i Tyrolu. Oddanie tej ostatniej ziemi było więc niebezpieczne dla dalszej spoistości Monarchii. Po drugie - oddanie zaś Istrii i Dalmacji, zasiedlonych w dużej części przez słowiańskich Chorwatów i Słoweńców, doprowadziłoby do wewnętrznego wrzenia i uniemożliwiło skuteczne prowadzenie działań wojennych. Po trzecie wreszcie, jakiekolwiek oddanie własnego terytorium obcemu państwu, byłoby potężnym uszczerbkiem na międzynarodowym autorytecie Austro-Węgier i samej monarchii Habsburgów. Dlatego też oczywistym był fakt, iż Wiedeń nie może się zgodzić na żadne włoskie żądania, nawet jeśli wynikały one z układu sojuszniczego.
Obie strony konfliktu nie zrezygnowały jednak z Włoch i na rożne sposoby starały się przekonać Rzym do opowiedzenia się po ich stronie. Dużą rolę odegrały w tym wszystkim banki. Niemiecki kapitał był bardzo silny we Włoszech przed I Wojną Światową i kontrolował zarówno Banca Commerciale Italiana z siedzibą w Mediolanie, jak i (w dużej części) Credito Italiano. Francuski kapitał zaś kontrolował fabryki wielkich pieców w Piombino i spółki tramwajowe w niektórych miastach Italii, poza tym miał spore udziały w Bancarii (bank) i i częściowo w Credito Italiano. Jednak po 1914 r. znacznie wzmogła się we Włoszech ofensywa francuskich pieniędzy i francuskiej propagandy. Włoscy katolicy na przykład, byli negatywnie ustosunkowani do Francji, szczególnie po wydarzeniach roku 1905. Bowiem w grudniu tego roku francuski parlament (zdominowany przez socjalistów i radykalną lewicę), uchwalił rozdział państwa od Kościoła, a co za tym idzie wypowiedzenie konkordatu, laickość państwa (która stała się wręcz ideologią polityczną i trwa - przynajmniej oficjalnie - po dziś dzień, choć dziś już jest wypierana przez islam), oraz upaństwowienie majątku kościelnego. Spowodowało to poważne konflikty wewnętrzne w samej Francji. Pod kościołami i klasztorami toczyły się istne bitwy wiernych z policją. Do tego dochodził konflikt ze Stolicą Apostolską (trwający od lipca 1904 r. i zerwania stosunków dyplomatycznych, pomiędzy Francją a Papiestwem). Ta antykościelna polityka Francji, uwidoczniła się po roku 1902 i wygranych przez blok lewicowo-radykalny wyborach parlamentarnych. Premierem został wówczas były absolwent seminarium duchownego w Castres i nauczyciel katolicki, który porzucił wiarę i stał się wojującym antyklerykałem - Emil Combes (nazywany zawadiacko "ojczulkiem"). Swoje rządy rozpoczął od masowego zamykania klasztorów (które nie zostały autoryzowane zgodnie z ustawą o stowarzyszeniach z 1901 r.). To prowadziło do masowych protestów i walk ulicznych z wiernymi (szczególnie krwawe incydenty miały miejsce w Bretanii) jeszcze w 1902 r. Combes był postrzegany jako prawdziwy antyreligijny (a szczególnie antykatolicki) "sekciarz", nic więc dziwnego że włoscy katolicy byli mu przeciwni i woleli zbliżyć się do niemieckiej, katolickiej Partii Centrum (ale i na tej niwie Francuzi nie pozostawali bierni. Szybko nawiązano kontakty pomiędzy katolikami francuskimi i włoskimi i opracowano wzajemną współpracę, opartą o nauczanie Ojców Kościoła).
Również socjaliści niemieccy i francuscy rozpoczęli bój o pozyskanie socjalistów włoskich ku sobie. I na tym polu Francuzi zaczęli zyskiwać przewagę, jedynie redaktor naczelny największego we Włoszech pisma socjalistycznego - "Avanti" - Benito Mussolini początkowo sprzeciwiał się sojuszowi socjalistów włoskich z francuskimi (w swej gazecie drukował długie wstępniaki, które jednak przyciągały czytelników). Jednak w artykule z 18 października 1914 r. oficjalnie głosił już konieczność zawarcia sojuszu Włoch z Francją i Wielką Brytanią. Twierdził że socjaliści włoscy powinni nie tylko związać się z socjalistami Francji, Wielkiej Brytanii i Belgii, ale również tymi z ziem polskich, spod znaku PPS-u (po latach okazało się, że do zmiany poglądów namówił Mussoliniego rząd francuski, a raczej francuskie pieniądze, jakie przywiózł ze sobą minister Jules Guesde - też socjalista), został jednak usunięty z redakcji "Avanti" i wydalony z partii socjalistycznej (kierownictwo partyjne - m.in.: Giacinto Serrati i Angelika Bałabanowa opowiadali się za neutralnością w wojnie). Ale już 15 listopada 1914 r. (zapewne za francuskie, i nie tylko francuskie pieniądze, bowiem w tym czasie Mussolini był również opłacany przez genueńskich armatorów oraz przemysłowców), założył dziennik socjalistyczny "Il Popolo d'Italia", w którym już jawnie nawoływał za opowiedzeniem się w tej wojnie po stronie państw Trójporozumienia (Francja, Wielka Brytania i Rosja). I rzeczywiście, sympatia społeczeństwa włoskiego powoli, ale konsekwentnie ewoluowała z postawy neutralnej przyjaźni wobec Państw Centralnych, ku jawnemu zbliżeniu z Ententą. Włoscy narodowcy i patrioci (pod przewodnictwem Gabriele d'Annunzio i Ricciotti Garibaldiego - syna bohatera walk zjednoczeniowych z czasów Risorgimento - Giuseppe Garibaldiego, który organizował - podobnie jak ojciec 43 lata wcześniej - legion włoskich ochotników, mających walczyć po stronie Francji przeciwko Niemcom), włoscy katolicy a nawet włoscy socjaliści coraz częściej zaczęli optować ku wojnie z Niemcami i Austro-Węgrami w celu odzyskania Trydentu, Istrii i Dalmacji. Propaganda aliancka (głównie francuska) była pod tym względem znacznie skuteczniejsza od niemieckiej.
Ale wywiad niemiecki i austro-węgierski nie spał. Oto 23 stycznia 1915 r. na łamach wiedeńskiego dziennika "Neue Freie Presse" ukazał się artykuł, który ewidentnie nie był skierowany do austriackich czytelników, a do włoskiej opinii publicznej. Z tego tekstu wynikało iż zadane w tytule pytanie: "Czy klęska Austro-Węgier i Niemiec przyniosłaby korzyść Włochom?", brzmiało zdecydowanie negatywnie. Co by się bowiem (według autora czy autorów tego tekstu) mogło stać, gdyby Państwa Centralne przegrały wojnę? Otóż ziemie Dalmacji i Istrii przejąłby żywioł słowiański, będący pod kontrolą Wielkiej Serbii, który rozpocząłby zdecydowaną walkę z żywiołem włoskim, czego (jak sugerował autor) Austro-Węgry nie czynią. Poza tym wraz z opanowaniem Galicji, całe Bałkany znalazłby się w rosyjskiej strefie wpływów, co by jednocześnie oznaczało powstanie wielkiego, słowiańskiego imperium tuż przy granicy z Włochami. Artykuł kończył się pytaniem: "Czyż w Rzymie nie widzą, że przymierze z Włochami ma znaczenie dla Austro-Węgier, ale byłoby zupełnie zbędne dla zwycięskiego caratu, który z bezwzględną energią przystąpiłby do likwidowania wpływów włoskich na wschodnim brzegu Adriatyku?" Niewiele to jednak dawało, potrzebna była jasna deklaracja rządu austro-węgierskiego, aby przekonać do siebie społeczeństwo włoskie. Ale rząd w Wiedniu nie zmierzał pójść na żadne ustępstwa terytorialne względem Włoch. I tutaj do działania weszli Niemcy. Ambasada niemiecka w Wiedniu naciskała na rząd Monarchii by jednak poczyniono pewne cesje terytorialne na korzyść Włoch, gdyż wejście trzeciego dużego gracza (Bułgaria i Imperium Osmańskie nie wyczerpywały pełnego znaczenia tego określenia, leżały zresztą daleko od głównego frontu) stało się konieczne, aby zmusić Francuzów do wycofania kilku kluczowych dywizji z frontu północnego do Sabaudii i Prowansji, co umożliwiłoby zajęcie Paryża i koniec wojny. Dodatkowo działała niemiecka wielka finansjera w kręgach dworskich i niemieckie dowództwo w kręgach oficerskich Austro-Węgier.
Rząd austro-węgierski czuł ciążącą na nim coraz bardziej niemiecką presję. Jednocześnie Niemcy, aby ostatecznie przełamać opór swego austro-węgierskiego sojusznika, zadeklarowali, iż za poniesione straty gotowi są oddać Monarchii - całe Dąbrowskie Zagłębie Węglowe w południowo-zachodniej części zajętych ziem polskich (tzw.: Królestwa Kongresowego). Austriacy uznali to za żart, mówiąc iż rzeczywiście Niemcy ponoszą równy udział w owej ofierze terytorialnej, oddając ziemie, które... wcześniej do nich nie należały. Ostatecznie jednak 8 marca 1915 r. Rada Koronna Austro-Węgier wyraziła zgodę na przekazanie Włochom po wojnie południowego Tyrolu, w zamian za zachowanie przez Rzym neutralności. Był tylko jeden warunek tej deklaracji - umowa miała pozostać tajna i nie mogła być upubliczniona, co stało w jawnym sprzeciwie do zamierzeń włoskich. Rząd Italii bowiem, pragnął natychmiast poinformować naród o odniesionym sukcesie dyplomatycznym, który i tak w rozumieniu Włochów był zaledwie początkiem tego, co zamierzali uzyskać. Oferta Wiednia była więc nie tylko wybitnie niewystarczająca, ale w rzeczywistości zamykająca jakikolwiek dalszy dialog na temat cesji pozostałych ziem. Podjęto więc rokowania z Ententą, które też toczyły się opornie (Francuzi na przykład uważali włoskie żądania za zbyt wygórowane), głównie ze względu na sprzeciw Rosji, która - jako protektorka Słowian Bałkańskich, nie godziła się na uszczuplenie władztwa Serbów na Bałkanach. Minister spraw zagranicznych Cesarstwa Rosyjskiego - Siergiej Sazonow, w rozmowie z ambasadorem Francji w Petersburgu, dnia 31 marca 1915 r., miał powiedzieć: "Pretensje Włoch są wyzwaniem rzuconym sumieniu słowiańskiemu. Niech Pan pamięta, że św. Izaak Dalmata jest jednym z największych świętych liturgii prawosławnej". Na te słowa ambasador francuski miał odpowiedzieć: "Chwyciliśmy za broń, aby ratować Serbię, gdyż zagłada Serbii oznaczałaby hegemonię mocarstw germańskich, ale nie walczymy dla realizacji chimer slawizmu. Oddanie Konstantynopola wystarczy" - tym samym stwierdzał, że w zamian za rosyjską zgodę na włączenie do Włoch ziem słowiańskich w Dalmacji i Istrii, Rosja po zwycięskiej wojnie otrzyma Konstantynopol wraz z kontrolą cieśnin.
Tajny układ włosko-aliancki (Francja, Wielka Brytania i Rosja) podpisany został 26 kwietnia 1915 r. w Londynie. Na jego mocy Włochy miały uzyskać po wojnie zarówno Tyrol do Przełęczy Brenner, Trydent, Triest i całą Istrię, Gorycję, Gradaskę oraz Dalmację z wyspami i portem w Valonie. Poza tym wyspy Dodekanezu (południowo-wschodni rejon Morza Egejskiego) i kontrolę nad Adalią w Azji Mniejszej (w razie powojennego podziału terytorialnego Imperium Osmańskiego). Politycznie Włochy zyskały wiec bardzo wiele, więcej niż mogłyby uzyskać nie tylko od Państw Centralnych, ale nawet własnym wysiłkiem zbrojnym. Dodatkowo Rzym otrzymywał pożyczkę wojenną w wysokości 50 milionów funtów na modernizację armii, w zamian za co Włochy miały wypowiedzieć wojnę Państwom Centralnym w miesiąc od zawarcia tego układu (w grę wchodziły jeszcze kwestie techniczne, związane z włoskimi obawami o konkretną ilość sił rzuconych przez Rosję na front austro-węgierski podczas kolejnej ofensywy, tak aby Wiedeń nie mógł przerzucić znacznych sił na front włoski). Sukces dyplomatyczny miał jednak gorzki posmak - układ był tajny i rząd nie mógł go przedstawić ani w parlamencie, ani włoskiej opinii publicznej. Rząd Antonio Salandry miał więc pewien problem jak przekonać do nagłej wojny własne społeczeństwo, skoro nie można ogłosić tekstu tajnego układy londyńskiego? Tym bardziej że parlament był za neutralnością. Cóż, sypnięto groszem to tu, to tam i nagle na ulicach miast włoskich zaczęły się tworzyć "spontaniczne demonstracje" nawołujące do wojny z "germańskimi barbarzyńcami". W te akcje żywo włączyli się (jak już pisałem) zarówno d'Annunzio (który chyba głównie dlatego uzyskał zgodę rządu na powrót do kraju, aby właśnie przekonać naród do wojny) oraz młodszy Garibaldi. W patriotycznych manifestacjach przywoływano czasy Risorgimento i chwalono bohaterów walk zjednoczeniowych (szczególnie Czerwone Koszule Giuseppe Garibaldiego). To spowodowało że parlament uchwalił 20 maja kredyty wojenne, a 23 maja 1915 r. Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom.
Ostatecznie jednak wojna ta nie zakończyła się ani dla Włochów, ani dla Rosjan tym, co im obiecywano (Włosi mogli poczuć się oszukani i działać irracjonalnie, choć jednocześnie poprzez projekcję politycznych faktów dokonanych, do czego zmierzał właśnie d'Annunzio zajmując Fiume). Dlatego też we Włoszech do władzy doszły grupy faszystowskie Benito Mussoliniego, w Rosji zaś wybuchła krwawa rewolucja i wojna domowa (stymulowana przez ruch prometejski, do którego prócz Garibaldiego należeli m.in.: Hutten-Czapski, Parvus, Dzierżyński, Piłsudski i wielu innych), która wszystko utopiła w potokach krwi (ale jednocześnie przyniosła wolność i niepodległość ciemiężonym przez Rosję narodom Europy Środkowej). Jednak nie wyprzedzajmy zbytnio faktów i prześledzmy cały proces kiełkowania ustroju faszystowskiego we Włoszech.
PS: Temat ten stanowi odrębną część składową już kontynuowanych tematów o niemieckim nazizmie i rosyjskim bolszewizmie.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz