CZYLI W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH
I DLACZEGO JAPONIA PRZYSTĄPIŁA
DO II WOJNY ŚWIATOWEJ?
VARIA
Tokio, poniedziałek 8 grudnia 1941 r. Wczesnym rankiem na rogu placu Simbasi miota się w pustce sprzedawca gazet, wykrzykując wiadomość o wybuchu wojny (...) Dochodzi godzina 7:00. Na ulicach i na placu Simbasi nie ma jeszcze dużego ruchu. (...) Pociąg przejeżdża przez wiadukt i pierwsi podróżni pojawiają się wreszcie u wejścia dworca. (...) Wręczają dwa jeny, wyrywają mu z rąk gazetę formatu malutkiego pisemka, nieomal odezwy. Figuruje w niej jedynie zdumiewająca wiadomość, wydrukowana w kilku pionach wielkimi chińskimi znakami: "Dziś o świcie na wodach zachodniego Pacyfiku armia i marynarka cesarska weszły w stan wojny z siłami zbrojnymi Stanów Zjednoczonych i Anglii". Obserwuję reakcję ludzi (...) nieprzeniknione, doskonale obojętne maski. Nie pada ani jedno słowo do sprzedawcy, nie słychać rozmów pomiędzy czytelnikami. Każdy oddala się w milczeniu. Jest właśnie poniedziałek, i wojna spada na tych ludzi w chwili, gdy po pięknej słonecznej niedzieli spokojnie udają się do pracy. (...) Znam ich na tyle, by zrozumieć ich reakcje: pod starannie wystudiowaną maską obojętności z trudem skrywają osłupienie i konsternację. Prowokowali tę wojnę, a przecież jej nie chcieli. Przez fanfaronadę, naśladując swych przywódców, mówili o niej bez przerwy, lecz w nią nie wierzyli lub przynajmniej - do ostatniej chwili - nie chcieli w nią uwierzyć. Coś takiego! Nowa wojna? Jeszcze jedna wojna? (...) I co za wróg tym razem: Ameryka? Ameryka, której jeszcze niespełna pół roku temu schlebiała znaczna część prasy i kół politycznych. Ameryka, która od ćwierć wieku stanowi dla Japonii symbol nowoczesnej cywilizacji, wzór niezmiennie podziwiany i chętnie naśladowany. (...)
Senso! Wojna! Wojna! (...) Japonia w stanie wojny z budzącą przerażenie Ameryką! (...) Senso! Wojna! Wojna japońsko-amerykańska! Nad Tokio spływa strach. Japończyków ogarnia przerażenie na samą myśl o tym, co ośmielili się uczynić. (...) Niedługo potem nadchodzi oficjalne potwierdzenie: flota japońska atakuje równocześnie Manilę i Hawaje! Hawaje! A więc powtórzenie - tym razem przeciwko Ameryce - uderzenia z 1904 r. przeciwko Rosji w twierdzy Port Artur! Niepohamowana, szalona w swym zuchwalstwie Japonia uderzyła pierwsza z okrucieństwem starego japońskiego wojownika, który zbyt długo dławił w sobie wściekłość. (...) Już o godz. 13:30 na bulwarze Gindza można obserwować radykalną zmianę nastrojów. Z porannego niepokoju i zaskoczenia nic nie pozostało. Tylko przez pół dnia Japonia pozwala sobie na defetyzm, już bowiem przed porą południowego ryżu wszędzie mówi się o kolosalnym zwycięstwie. (...) Podczas południowej przerwy obiadowej ze sklepów, wielkich domów towarowych i biur wylega na ulice ogromny tłum. Na wszystkich twarzach maluje się radość, zadowolenie i odprężenie. (...) Nie słychać okrzyków ani wiwatów - w tym kraju oklaski nie są przyjęte - lecz wszystkie twarze wyrażają błogą dumę, pomieszaną z naiwnością. Jakże łatwo z nich wyczytać: "To wcale nie było takie trudne! Oto, jacy jesteśmy! Jeden dzień wojny - i Japonia zadała klęskę Ameryce!" Nie widać podniecenia czy objawów histerycznego entuzjazmu. Czyżby wszystko to, co się właśnie wydarzyło, już uznali za całkowicie naturalne? Strach dzisiejszego poranka? Można by pomyśleć, że był to odruch złego nastroju, ujawniony przypadkowo, oznaka braku dobrych manier, które zabraniają wszak okazywania zaskoczenia. (...) O tej porze świat wyobraża sobie, być może, że Japonię zalewa niezmierzona fala przemocy i wojowniczego szowinizmu i że dowódcy wojskowi, panowie wojny, z cyniczną arogancją domagają się od ludu owacji na cześć agresji. Tymczasem nic podobnego nie ma miejsca. Można by nieomal pomyśleć, że wraz z nową wojną wraca ład. (...)
Ton rozmów nabiera buńczucznej nuty: "I pomyśleć, że pozwoliliśmy sobie na lęk! Grzeszyliśmy niewiarą! Prowadzimy wojnę! No i co - wszystko idzie znakomicie! Wszędzie jesteśmy zwycięzcami, i to od pierwszego uderzenia! Zbyt mało zaufania pokładaliśmy w naszych dowódcach. Naszych wojskowych i marynarzy powinniśmy teraz najpokorniej prosić o przebaczenie. Odważyliśmy się wątpić w nich, gdy tymczasem oni wszystko przewidzieli, ich plany były doskonałe a ich decyzje nieomylne. Bywało, że wahaliśmy się im zawierzyć, gdy zapewniali nas o naszej wyższości (...) To oni mieli rację wbrew naszym wątpliwościom" (...) Kimona gromadzą się przed sklepem radiowym, w którym głośnik wykrzykuje ostatnie wiadomości: "Flota cesarska atakuje Hongkong, bastion Imperium Brytyjskiego w Chinach... Armia Wschodzącego Słońca dokonała pierwszego lądowania na wybrzeżach Półwyspu Malajskiego. Lotnictwo japońskie bombarduje Davo na Filipinach, Guam, Wake, Singapur". Nazwy z dalekiego południa Pacyfiku - wyjąwszy ostatnią, Singapur - są masom drobnych urzędników równie obce jak ich kolegom z paryskich bulwarów. (...) Tłum słucha, stojąc na baczność: na znak szacunku głowy są lekko pochylone, a oczy skierowane ku ziemi. (...) "Zapewnić stabilność wschodniej Azji - słychać ochrypły głos spikera - przyczynić się do pokoju na świecie: oto dalekowzroczna polityka, nakreślona przez Naszego Wysokiego Sławnego Cesarstwa Wielkiego Przodka i Naszego Wysokiego Cesarskiego Wielkiego Przodka następcę, polityka, którą popieramy całym naszym sercem (...) Kultywować przyjaźń między narodami i razem z wszystkimi narodami korzystać ze wspólnej pomyślności - oto niezmienne naczelne zasady Naszego Cesarstwa w polityce zagranicznej" (...) Nieuchronny i niezgodny z Naszymi pragnieniami fakt sprawił, że Nasze Cesarstwo zostało zmuszone do skrzyżowania broni z Ameryką i Wielką Brytanią (...) Ich wybujała ambicja, zmierzająca do dominacji we wschodniej Azji, kazała nam chwycić za broń (...) Czekaliśmy cierpliwie i długo cierpieliśmy (...) Szacowne duchy Naszych cesarskich przodków chronią nas z wysokości, My zaś liczymy na lojalność i odwagę Naszych poddanych w Naszej ufnej nadziei, że będzie kontynuowane zadanie wyznaczone Nam przez Naszych ojców: wyrwać korzenie zła i przywrócić trwały pokój we wschodniej Azji dla zachowania chwały Naszego Cesarstwa".
RELACJA FRANCUSKIEGO KORESPONDENTA PRASOWEGO - ROBERTA GUILLAIN'EGO Z WYDARZEŃ W JAPONII PO ATAKU NA AMERYKAŃSKĄ BAZĘ PACYFIKU W PEARL HARBOR
(7 grudnia 1941 r.)
SHOGUN
Cz. I
Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego Japonia przyłączyła się do II Wojny Światowej po stronie nazistowskich Niemiec i faszystowskich Włoch, przeciw Stanom Zjednoczonym Ameryki i Wielkiej Brytanii, należy niestety cofnąć się nieco w czasie. Nie wystarczy jednak pobieżne omówienie sytuacji w jakiej znalazły się wyspy japońskie w połowie wieku XIX, gdy komodor Matthew Perry na czele swej "czarnej floty" w imieniu Stanów Zjednoczonych wymusił na ówczesnym szogunie zakończenie polityki izolacji i otwarcie Japonii na świat (1854 r.). Oczywiście, aby wytłumaczyć dlaczego to właśnie Związek Sowiecki dostarczył Japonii paliwo, niezbędne do ataku na amerykańską bazę Pacyfiku w Pearl Harbor (7 grudnia 1941 r.), może i nie trzeba by było cofać się aż do wieku XIX, jednak aby zrozumieć japońską mentalność i modernizację państwa, przeprowadzoną po Restauracji Meiji (1868-1869), należy jednak mimo wszystko cofnąć się nieco dalej - co najmniej do początku wieku XVII. Bez tego nie sposób byłoby zrozumieć całej złożonej - i jakże różnej od europejskiej czy amerykańskiej - mentalności Japończyków, ich spojrzenia na świat i ich postrzegania rzeczywistości społeczno-politycznej. Okres szogunatu Tokugawa (bo o nim to będzie mowa) nie jest co prawda okresem nazbyt ciekawym w historii Japonii (czasy japońskiego średniowiecza, wojny Gempei, epoki Kamakury i wojen Północy z Południem, okresu Muromachi czy walk toczonych podczas wojny Onin - gdzie wykuwały się bohaterskie sagi o samurajach - są zapewne znacznie ciekawsze), to jednak zrozumienie tego ostatniego okresu, wydaje mi się wystarczy, by pojąć całą mentalność narodu japońskiego podczas II Wojny Światowej, a także... po jej zakończeniu. Nim więc w 1867 r. na Chryzantemowym Tronie zasiadł młody i energiczny cesarz Mutsuhito, najpierw pewien stary feudał - któremu dopisywało szczęście - odnowił szogunat.
Poranek, pomiędzy Gifu a wsią Sekigahara w Mino zapowiadał się nieciekawie. Owego dnia - 21 października 1600 r. było mglisto i wilgotno już od wczesnych godzin rannych i wszystko wskazywało że nie zanosi się wcale na południowe rozpogodzenie. Rzeczywiście, wkrótce nastąpiło prawdziwe oberwanie chmury, a deszcz nie chciał przestać padać. W tych strugach niekończącego się potopu, naprzeciw siebie stanęły dwie wrogie sobie armie. Pierwszą była armia zachodnia (seigun), na której czele stał Mitsunari Ishida z Omi, który zgromadził pokaźne siły w liczbie 80 000 żołnierzy. Wsparli go tacy wodzowie-samurajowie jak: Shimazu Yoshihirp, Ukita Hideie, Natsuka Masaie, Konishi Yukinaga, Mori Hidemoto, Ankokuji Ekei, Chosokabe Morichika czy Otani Yoshitaka. Wszyscy oni byli niezwykle pewni zwycięstwa. Naprzeciw nim stanęła armia wschodnia (togun), pod dowództwem Tokugawy Ieyasu, która liczyła ok. 75 000 żołnierzy, a po jej stronie wystąpili wodzowie: Tokugawa Hidetada (syn Ieyasu), Fukushima Masanori, Asano Yukinaga, Hachisuka Yoshishige, Kuroda Nagamasa, Hosokawa Tadaoki, Ikuma Kazumasa, Nakamura Kazutaka, Kato Yoshiakira, Yamanuchi Kazutoyo i Tsutsui Sadatsugu. Powodem batalii (która zaważyła na losach Japonii przez kolejne dwa i pół wieku), było nie tylko dążenie do władzy i dominacji, ale również osobista nienawiść pomiędzy Mitsunari Ishidą a Tokugawą Ieyasu. Po śmierci ich protektora, pana i towarzysza broni - Toyotomi Hideyoshiego (wrzesień 1598 r.), potężnego daimyo, który zjednoczył pod swoją władzą wszystkie japońskie klany (łącznie ze stawiającymi się najdłużej: klanem Hojo, który padł w 1590 r. po zwycięstwie wojsk Hideyoshiego pod Odowarą i zajęciu Edo - które to miasto w tymże samym roku uczynił on swą główną bazą wypadową, stanowiącą konkurencję dla Kioto - rezydencji cesarskiej, a które dziś znamy pod nazwą Tokio. Następnie klan Shimazu - padł w 1587 r. po zdobyciu zamków w Miyazaki i Kagoshimie. Zaś klan Chosokabe został podporządkowany w latach 1584-1585 po upadku zamków w Imabari, Kochi i Uwajimie), usamodzielnili się.
Gdy więc ten 62-letni, możny pan umierał na zamku w Kioto, jego jedynym dziedzicem pozostawał wówczas zaledwie 5-letni Toyotomi Hideyori. Ojciec, zdając sobie sprawę że dziecko nie zdoła długo utrzymać się u władzy, postanowił utworzyć u jego boku Radę Regencyjną, łożoną z przedstawicieli pięciu (skłóconych ze sobą) klanów. W jej skład weszli: Terumoto Mori (zarządzający dziewięcioma prowincjami w zachodnim krańcu wyspy Honsiu), Hideie Ukita (władający Mimasaką, Harilem i Bizen) ożeniony z przybraną córką Hideyoshiego, Uesugi Kagekatsu (kontrolował rozległe obszary w północno-wschodnich regionach Honsiu), Toshiie Maeda (do którego należały ziemie na północ i północny-wschód od Kioto) oraz właśnie Tokugawa Ieyasu (władał prowincjami: Izu, Sagami, Musashi, Kozuke, Kazuse i Shimose). Jednak głównym regentem mianował Hideyoshi - Ieyasu i polecił innym się go słuchać (w rzeczywistości jednak bardziej zależało Hideyoshiemu na podgrzewaniu wzajemnej nieufności pomiędzy owymi pięcioma daymio, gdyż konflikt między nimi był gwarancją utrzymania się u władzy jego syna, który był zdany na ich łaskę i niełaskę, przynajmniej póki nie osiągnął wieku męskiego). Tokugawa Ieyasu w chwili śmierci Hideyoshiego miał 55 lat. Był wierny swemu protektorowi do końca, choć wczesniej przeżył również i gorzkie chwilie rozpaczy, gdy jego pierworodny syn - Tokugawa Nobuyasu, w którym pokładał wielkie nadzieje i który odznaczał się walecznością i odwagą, został oskarżony przez potężnego daymio - Odę Nobunagę o zdradę i zmuszony do popełnienia seppuku w 1579 r. Tamta trauma zaciążyła później na jego życiu, i gdy po bitwie pod Sekigaharą w 1600 r. jego młodszy syn - Tokugawa Hidetada nie zdążył połączyć swego wojska z oddziałami ojca i przybył na miejsce już po bitwie, został oskarżony o tchórzostwo a nawet zdradę. Aby zmyć ową hańbę, zapowiedział że popełni seppuku. Ieyasu milczał i gdy wszystko było już gotowe by młody Hidetada pozbawił się życia, ojciec odebrał mu sztylet, gdy ten miał już zadać sobie śmiertelny cios, i zapowiedział iż był już świadkiem śmierci jednego syna, nie pozwoli by i drugi pozbawił się życia. Darował mu przewinienie (jego spóźnienie mogło przecież zawarzyć na losach samej bitwy i całego rodu), a potem Hidetada został drugim szogunem z rodu Tokugawa (po rezygnacji swego ojca w 1605 r.) panującym w latach 1605-1623.
Tokugawa Ieyasu przyszedł na świat w 1543 r. na zamku Okazaki w Mikawie (choć ród ten wywodził się z małej wioski w prowincji Kozuke na równinie Kanto). Jego ojciec - Matsudaira Hirotada był lokalnym daymio średniej rangi, uznajacym zwierzchnictwo rodu Imagawa. Gdy w 1560 r. ród Imagawa został pobity przez Odę Nobunagę, Hirotada przeszedł również na jego stronę i młody Ieyasu wszedł do orszaku zwycięskiego wodza z klanu Oda. Od roku 1560 do 1598 posiadłości rodu Tokugawa powiększyły się kilkukrotnie, najpierw pod dominacją Nobunagi a potem (od 1582 r.) pod kontrolą Toyotomi Hideyoshiego. Teraz zaś, gdy Hideyoshi oddawał swe ostatnie tchnienie na zamku Fushimi w Kioto, to właśnie Ieyasu został mianowany przywódcą Rady Regencyjnej przy nieletnim Hideyorim. Było jednak pewne, że nie zamierza pozwolić by chłopak dorastał w spokoju i następnie przejął schedę po swym ojcu. Sam przed dwudziestoma laty stracił syna, teraz pragnął władzy dla siebie i dla swego klanu. Podobne zresztą nastawienie mieli i inni członkowie Rady Regencyjnej (choć nie wszyscy, na przykład Maeda Toshiie stał na straży legalności władzy Hideyoriego i nie zamierzał pozwolić by którykolwiek z rgentów zbytnio urósł w siłę). Młody daymio wychowywał się pod okiem Maedy i swej matki Yododono na zamku w Osace. Jednak już w kwietniu 1599 r. Maeda Toshiie zmarł, a tym samym została wyeliminowana ostatnia bariera przed nową wojną klanów. Co prawda Maedę na stanowisku regenta zastapił jego syn - Toshinaga, ale zupełnie nie interesował się on losem młodego panicza i szybko opuścił Osakę. Najpoważniejszym konkurentem Ieyasu był teraz Uesugi Kagekatsu - który uważał że z racji posiadanych ziem, to właśnie on powinien zająć miejsce Hideyoshiego i w swoich posiadłościach w Aizu zaczął szykować wojsko (i wiernych sobie samurajów) do ostatecznej konfrontacji z Ieyasu. Jednocześnie w Omi kolejną armię przeciwko Tokugawie szykował ambitny samuraj - Ishida Mitsunari, który żywo nie znosił Ieyasu.
Tokugawa jednak, zdając sobie sprawę że przeciw niemu szykują się dwie wrogie armie, postanowił wyruszyć najpierw przeciwko Uesugi. W tym czasie szarpali go już spojusznicy Ieyasu - z klanów Date i Mogami, dzięki temu mógł on spokojnie wyznaczyć sobie cel uderzenia. W sierpniu 1600 r. narwany Ishida Mitsunari ruszył na zamek Fushimi w Kioto. W tym czasie Ieyasu obozował w Oyamie (Shimotsuke) na południowy-wschód od ziem Uesugi. Dowiedziawszy się o ataku Mitsunariego na zamek Fushimi, dokonał szybkiego zwrotu na południe, ruszając w kierunku ziem klanu Shibata. Tymczasem Mitsunari nawet po zajęciu Fushimi (początek września 1600 r.), nie potrafił przekonać lokalnych feudałów do przyłączenia się do wspólnej walki przeciwko Tokugawie i wdał się w szereg małych starć z odmawiającymi mu poparcia daymio, przez co tracił cenny czas i energię. Ieyasu zaś zatrzymawszy się w Edo, polecił swemu 21-letniemu synowi (urodzonemu w tym samym 1579 roku, w którym do popełnienia seppuku został zmuszony starszy syn Ieyasu - 20-letni Matsudaira Nobuyasu) - Hidetadzie i samurajom Tadaokim i Masanorim, by przez Yoshidę i Nagoję, wyszli na tyły armi Mitsunariego. Sam zaś ruszył w kierunku miejscowości Sekigahara (środkowa Japonia). Wkrótce potem przybył tam ze swym wojskiem również Ishida Mitsunari. Natomiast Hidetada idący od południa i mający wyjść na tyły armii Mitsunariego, kompletnie się zagubił i zmierzał w kierunku Osaki (w ostatniej chwili zawrócił, ale było już za późno). A tymczasem na zroszonych deszczem polach pod Sekigaharą z niecierpliwieniem oczekiwał na niego ojciec, licząc że niespodziewane uderzenie syna przechyli szalę zwycięstwa na korzyść rodu Tokugawa.
Bitwę, w strugach deszczu rozpoczęły wojska Fukushimy (armia wschodnia - klan Tokugawa), uderzając na siły Ukity (armia zachodnia). Samurajowie jednej i drugiej strony rzucili się do walki (wśród samurajów też był podział na zwyczajnych, zależnych od określonego daimyo, i tych posiadających ziemie, tzw.: "arystokrację samurajów" - takich właśnie jak Ishida Mitsunari), miecze poszły w ruch, wypuszczono też strzały z łuków (samurajowie ćwiczyli się w łucznictwie strzelając do psów i innych zwierząd domowych - strzelali jednak strzałami o zaaokrąglonych końcach, by niepotrzebnie nie ranić zwierząt), jeszcze inni wymachiwali dokoła halabardami. Niektórzy z nich mieli pięknie zdobione zbroje, inni walczyli w zwykłych kimonach (samurajowie nie używali tarcz). Potem ruszyła cała reszta wojsk i doszło do wielkiej bitwy, gdzie trup ścielił się gęsto. Przewagę jednak zaczęły odnosić wojska Mitsunariego a Ieyasu do końca wierzył że syn przybędzie w porę i zaatakuje wroga. Tak się jednak nie stało, natomiast na pole bitwy przybył sojusznik Ishidy - Hideaki Kobayakawa. Kobayakawa miał żal do Ieyasu o pewną rzecz z przeszłości, i było pewne że w takiej sytuacji klęska Tokugawy jest już oczywistością, a Mitsunari kazał swym heroldom machać flagami, na znak by Kobayakawa dokończył dzieła i zgniótł wojska Ieyasu w proch i pył. Nie wiadomo jednak co przekonało Hideakiego by miast Mitsunariego... wspomógł wojska Tokugawy, ale właśnie, ku totalnemu zaskoczeniu Mitsunariego i jego oficerów - tak się stało. Kobayakawa ruszył do walki po stronie sił Ieyasu i bitwa przerodziła się w prawdziwy pogrom armii zachodniej.
Widząc co się dzieje, Ishida Mitsunari uciekł z pola walki. Jego ojciec i brat na widok owej klęski, popełnili samobójstwo jeszcze w trakcie walki. Zginęło ok. 35 000 żołnierzy armii zachodniej (straty wojsk Tokugawy były dużo mniejsze, tym bardziej że większość żołnierzy Mitsunariego zginęła nie podczas samej walki, a w czasie panicznej ucieczki). Klęska była totalna, a Tokugawa Ieyasu w ciągu jednego dnia stał się panem całej Japonii (wojska Uesugi Kagekatsu też wkrótce mu się poddały). Hojnie wynagrodził Hideakiego Kobayakawę - obdarowując ziemią i czyniąc swym druhem, bowiem gdyby nie jego zdrada, to teraz Mitsunari cieszyłby się wielkim zwycięstwem. Po jakimś czasie na pole bitwy przybył z wojskiem Tokugawa Hidetada - ojciec nie chciał go widzieć i nie przyjmował żadnych tłumaczeń ani przeprosin. Dopiero, gdy doprowadzony do ostateczności chłopak zamierzał odebrać sobie życie, tym samym udowadniając że nie chciał zdradzić ojca (bo i takie ciążyły na nim podejrzenia), Ieyasu przebaczył mu i uznał swym następcą na stanowisku szoguna, który to tytuł został przywrócony w 1603 r. po trzydziestopięcioletnej przerwie (panującej od śmierci ostatniego szoguna z rodu Ashikaga - Yoshiaki w 1568 r.). Tak oto zapoczątkowana została nowa dynastia i nowy szogunat, który w 1639 r. zamknie Japonię na kontakty z resztą świata (zezwalając jedynie na handel zamorski z innymi krajami przez port w Nagasaki - choć akurat zezwolenie na otwarcie tego portu zostało wydane już w 1570 r. przez lokalnego feudała - Omurę), zabraniając nie tylko jakichkolwiek kontaktów ze światem zachodnim, ale również z Chinami czy Koreą i jednocześnie zakazując Japończykom wyjeżdżania z kraju. Okres "wewnętrznego kiszenia" Japonii trwał ponad dwieście lat (1639-1854). Ale w tym czasie nastąpiły zmiany, które w dużej mierze ukształtowały charakter współczesnych Japończyków, o czym opowiem w kolejnej części.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz