Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 października 2019

POLSKA W OKOWACH - Cz. I

CZYLI LATA ZABORÓW, POWSTAŃ,

MARAZMU I NADZIEI







 "JA CAŁE ŻYCIE BĘDĘ PAMIĘTAĆ TĘ CHWILĘ, GDY PO RAZ PIERWSZY UJRZAŁAM POLSKICH ŻOŁNIERZY. BĘDĘ SIĘ ZA WAS MODLIĆ CO DZIEŃ"

"PROSZĘ SIĘ ZA NAS MODLIĆ, ALE PROSZĘ NIE PŁAKAĆ. MY NA TĘ WOJNĘ IDZIEMY JAK NA WESELE"

FRAGMENT FILMU: "ŚLUBY UŁAŃSKIE" z 1934 r.



DUSZĘ CHCESZ? DUSZĘ DAJ!





Jak to się stało, że w sierpniu 1914 r. z wielu polskich domów młodzi mężczyźni uciekali, zostawiając takie i temu podobne zapiski: "Wojna! Zwiałem z domu, bo tak nakazywał mi honor mężczyzny". Dlaczego ci młodzi chłopcy - bo właśnie tak należy ich nazwać, gdyż spora część z nich nie miała skończonych nawet 18 lat - podjęli się tej, jakże niebezpiecznej próby wstąpienia do formującej się na ziemiach tzw.: "Galicji" Pierwszej Kompanii Kadrowej, która potem przerodziła się w Legiony Polskie? Podjęli się tego kroku z chwilą wybuchu wojny (1 sierpnia 1914 r. kajzerowskie Niemcy wypowiedziały wojnę carskiej Rosji), zdając sobie jednocześnie sprawę że z wojny tej mogą nie powrócić żywi, a jednak "honor mężczyzny" nie pozwalał wielu z nich pozostać biernym na wielkie, dziejowe wydarzenia których byli świadkami. Polska nie istniała wówczas na mapach świata już od 119 lat i tak naprawdę wielu zdążyło się z tym faktem nie tylko pogodzić, ale i uznać za naturalny stan rzeczy. "Cały świat wie że naród polski utracił niepodległość z własnej winy, bo się nie umiał sam rządzić" - jak rzekł młody, rosyjski oficer w filmie "Szwadron" z 1992 r. (grany przez Radosława Pazurę), opowiadający o przygodach nieszczęśliwie zakochanego rosyjskiego arystokraty, który odtrącony przez ukochaną, zaciąga się do wojska i zostaje skierowany do ogarniętej Powstaniem Styczniowym (w latach 1863-1864) Polski. Na te słowa, wzięty do niewoli polski pułkownik, o nazwisku Markowski (grany przez Jana Machulskiego) odpowiada: "Rozmawiamy jak dżentelmeni, a to wyklucza kpiny. Gdyby rzeczywiście Bóg karał za takie rzeczy, nie poprzestałby na jednej Polsce. Niedawno Opatrzność obdarzyła wolnością Włochy. Czyżby Włosi nie grzeszyli przeciw patriotyzmowi? A Prusy? Na naszych oczach stają się mocarstwem. A Rosja? Tam nie ma bezprawia?", Rosjanin stwierdza: "Wątpię jednak że kiedykolwiek zwyciężycie". "Tego możesz być pewien" - odpowiada pułkownik "nadejdą czasy kiedy was tu nie będzie a Polska będzie wolna". Trwało to pięćdziesiąt lat. Pięćdziesiąt lat kolejnej niewoli, rusyfikacji, germanizacji, nocy apuchtinowskiej, prześladowania dzieci Wrześni, wywózek na Sybir i całkowitym zakazie mówienia po polsku, nie tylko w urzędach lecz również na ulicy. I wtedy to, dla tego zniewolonego, zgnębionego narodu zapaliło się światełko nadziei - wybuchła I Wojna Światowa - wojna, która umożliwiła wywalczenie i odbudowę państwa polskiego.




Leguny Komendanta Józefa Piłsudskiego, wychodząc z Oleandrów owego dnia 6 sierpnia i kierując się w stronę Kongresówki - czyli zaboru rosyjskiego, były przecież zarówno naturalnymi jak i  ideowymi (literackimi) dziedzicami Powstańców Styczniowych, Powstańców Listopadowych (1830-1831), Wielkopolskich (1846, 1848), Krakowskich (1846 r.), wiarusów co to pod Cesarzem Napoleonem Wielkim szli na Smoleńsk i Moskwę i wreszcie Powstańców Kościuszkowskich (1794 r.), żołnierzy wojny polsko-rosyjskiej 1792 r. i Konfederatów Barskich z lat 1768-1772. Każde pokolenie miało wówczas swoją wojnę (jedynym wyjątkiem było pokolenie urodzone w latach 50-tych i 60-tych XIX wieku, które jako jedyne nie walczyło za młodu, ale już ich synowie zrodzeni w latach 80-tych i 90-tych XIX wieku, przekroczyli granicę nienawidzonego kordonu i poszli "budzić Polskę do życia", "rwać kajdany z Jej rąk" by ponownie "blask Najjaśniejszej Ojczyzny zabłysnął nowym światłem". Ci młodzi chłopcy (i dziewczęta), którzy w tych dniach sierpniowych 1914 r. uciekali z domu, bo tak im nakazywał "honor mężczyzny", w rzeczywistości czynili tak, bo w ich duszy pobrzmiewał odgłos Dzwonu Zygmunta, przepowiednie starego ukraińskiego wieszcza Wernyhory - Rzeczpospolitanina, męstwo Kmicica, odwaga Wołodyjowskiego, cięty humor Zagłoby i rozbrajająca łagodność litewskiego olbrzyma - Powsinogi Podbipięty, herbu Zerwipludry Zerwikaptur, z psich kiszek z mysich kiszek. Wszystko to składało się na wielką tradycję Rzeczpospolitej, kultywowaną przez pokolenia Rzeczpospolitan żyjące w niewoli, która przesiąknęła umysły tych młodych chłopaków z sierpnia 1914 r., a polski orzeł srebrnopióry w ich dusze wbił pazury. Szli na tę wojnę, jak na wesele, radując się że wreszcie wybuchła wojna, dzięki której szóste pokolenie Polaków-Rzeczpospolitan - zrodzone w niewoli - doczekało Jutrzenki Wolności. Wywalczyli sobie Polskę silną, Polskę która gotowa była objąć należną Jej pozycję wśród narodów Europy i świata. To ci Legioniści z sierpnia 1914 r. (i wielu im podobnych, walczących w innych polskich formacjach na frontach Wielkiej Wojny) potem stanowili kadrę dowódczą Wojska Polskiego, które to wojsko najpierw w 1920 r. rozbiło osiem sowieckich armii idących na podbój Europy, a we wrześniu 1939 r. stanęło naprzeciw dwóch śmiertelnych totalitaryzmów, które gotowe były utopić świat w rzece krwi, byle tylko wprowadzić w życie swoje chore ideologie. Ci żołnierze potem ginęli w Katyniu, w niemieckich i sowieckich miejscach kaźni, tropieni i mordowani jak zwierzęta, jak bydło. I to za co? Bo chcieli żyć po swojemu, żyć jako wolni ludzie w swoim, odrodzonym kraju.

Dziś, po latach niemieckiej zbrodniczej okupacji, po sowieckich zbrodniach i komunistycznym zniewoleniu, trwającym ponad cztery dekady (notabene - komunizm wyrządził Polsce więcej szkód, niż ponad stuletnie zabory, gdyż uderzał bezpośrednio w tkankę społeczną i w życie gospodarcze kraju), po okresie postkomunistycznego rabunku majątku narodowego i masowego wyprzedawania koncernów przemysłowych, stoczni, kopalni a nawet prasy w obce ręce - Polska od 1989 r. rzeczywiście stała się (jak mówił Władysław Bartoszewski, notabene dość nieprzyjemna postać) "Brzydką panną bez posagu". Natomiast po wejściu w struktury Wspólnoty Europejskiej w 2004 r. (która to w 2009 r. zmieniła się w Unię Europejską), staliśmy się realną gospodarczą (jak również polityczną) kolonią Berlina, w myśl naumannowskiej koncepcji Mitteleuropy z 1915 r. (Polska stała się podwykonawcą dla niemieckiej gospodarki) a rządom postsolidarnościowym, zjednoczonym z obozem postkomunistycznym (w tym przede wszystkim związanym ze Służbą Bezpieczeństwa) taki układ był bardzo na rękę, ponieważ pozwalał trzymać kontrolę nad społeczeństwem i jednocześnie występować w roli "elity" postkolonialnego kraju. Proces odradzania się wymordowanej wcześniej, prawdziwej elity tego narodu - wciąż postępuje, po dziś dzień ten proces trwa. Przecież to w tym kraju premierem był człowiek, który twierdził że "polskość to nienormalność", a obecnie nagrodę Nobla dostała pisarka, która mówi że Polacy to "właściciele niewolników i mordercy Żydów", kilka lat temu zaś pewien showman, mający program w telewizji - Jakub Wojewódzki namawiał swego gościa, by ten włożył polską flagę w... psią kupę. Takie dziś mamy "elyty" - nic dodać nic ująć. I teraz porównując te dzisiejsze indywidua, do tamtych chłopaków (i dziewcząt), którzy w sierpniu 1914 r. szli "budzić Polskę do życia" - można uświadomić sobie na jakich wartościach budowana była tamta Polską, o której niepodległy byt walczyło tyle pokoleń, a na jakich "wartościach" budowano obecną, tzw.: III Rzeczpospolitą? Bóg-Honor i Ojczyzna kontra... psia kupa. 

Oczywiście, tak jak wspomniałem, to się powoli znów zaczyna zmieniać a wybory z 2015 r. były tego jawnym przykładem (i nie mam tu na myśli samego PiS-u, a raczej ich elektorat, tę całą formację tożsamościową która doprowadziła do pewnej, niewielkiej jeszcze, ale widocznej już zmiany mentalnościowej i to która została potwierdzona w wyborach z 13 października tego roku). Ale mentalność niewolników wciąż tkwi w głowach wielu naszych przywódców, a jest to bardzo niebezpieczna rzecz, gdyż wszystko, dosłownie WSZYSTKO począwszy od sukcesów a skończywszy na porażkach - zaczyna się w głowie, w naszych myślach. Ludzie, którzy przeżyli komunę i którzy wówczas dorastali (nawet jeśli byli zdeklarowanymi antykomunistami) mentalnie nasiąknęli pewną wizją świata, która sprowadzała się do słów: "Ruskie to jest potęga, z Ruskimi nie wygrasz", etc. etc. Kto z nich w ogóle brał pod uwagę rok 1920 i zwycięstwo jakie odnieśliśmy wówczas nad sowiecką zarazą (i nie jest to inwektywa - to jest stwierdzenie faktu), gdy totalnie skopaliśmy im wówczas zadki, tak iż Lenin musiał prosić o pokój. Kraj, który dopiero co kilkanaście miesięcy wcześniej zaczął odradzać się do życia, zwyciężył niepokonaną (i wciąż zasilaną nowymi rekrutami) Armię Czerwoną, która na każdym odcinku frontu biła zaprawione w bojach I Wojny Światowej, armie rosyjskich (białych) generałów. Takiej klęski, jaka spotkała wówczas Związek Sowiecki w 1920 r. nie doznał on już nigdy później (Hitler miał ogromną szansę pokonać Sowietów w przeciągu kilku miesięcy, ale był idiotą zapatrzonym w swoją ideologię dla ćwierćinteligentów i... przegrał już wygraną wojnę - swoją drogą, to jest dopiero osiągnięcie, prawda?). Zarówno Leguny z 1914 r. jak i żołnierze z roku 1920 zwyciężyli dlatego że - mocno wierzyli nie tyle w to że zwyciężą, ale w to że "idą na tę wojnę jak na wesele" i mogą "przenosić góry" (dosłownie, nie w przenośni). Nasze myśli kształtują bowiem rzeczywistość, jeśli poddamy się jakimś takim głupkowatym obawom, pytaniom czy kalkulacjom co lepsze a co gorsze, to nie wygramy niczego. Mój ojciec opowiadał mi kiedyś o pewnym bokserze, który był tak dobry że kładł swych przeciwników nokautem. Miał tylko jedną poważną ujmę - był strasznie słaby psychicznie i gdy tylko przed walką ktoś powiedział mu że przeciwnik jest tak dobry, że on na pewno z nim nie wygra - to nie wygrał, bo cały czas myślał o tym że nie wygra i to sobie po prostu samemu sprawił.

Człowiek jest potężną istotą, która sama nie ma nawet pojęcia jakie siły w niej drzemią i jak wielka moc tkwi w ludzkim umyśle. To zakrawa wręcz na banał, ale problem polega na tym że ów "banał" nie jest w ogóle zrozumiały dla ogromnej rzeszy ludzi na całym świecie. A wszystko jest przecież takie proste - jeśli czegoś nie chcesz, to nie myśl o tym, nie prowokuj tego czegoś do życia - gdyż nasza Dusza, nasz Umysł jest siłą sprawczą, która realnie jest w stanie przenosić góry. Pogrążeni jednak w naszych codziennych sprawach, otoczeni całą tą codziennością, tworzymy miliardy niechcianych rzeczy - tylko dlatego że nie mamy bladego pojęcia o tym że możemy tak czynić. Potrzebna nam choroba? Chyba nie - prawda? Potrzebne problemy w pracy, ze spłatą kredytu, z zadłużeniem mieszkania? Odpowiedź jest oczywiście banalna, więc po jakiego czorta o tym myślimy? Oczywiście, pewnych rzeczy nie da się zupełnie usunąć z Umysłu (gdyż człowiek musi też zachować psychiczne zdrowie), ale skoro jesteśmy stwórcami rzeczy (widzialnych i niewidzialnych), to po co tworzyć takie, które mogą nam jawnie zaszkodzić. Ja praktykuję taki sposób życia od bardzo dawna - efekt? Nie mam żadnych problemów finansowych - ŻADNYCH, żadnych kredytów na karku, ni co w dłuższej perspektywie stanowiłoby dla mnie powód do niepokoju z tego powodu, choć nie uważam abym był jakimś geniuszem finansowym, czy kimś takim jak gość z filmu "Jestem Bogiem" z Bradley'em Cooperem w roli głównej. Po prostu tworzę sobie sam możliwości, którymi potem tylko podążam - i tyle. I tak samo jest wszędzie, w polityce, w ekonomii, w relacjach między państwami - wszędzie! Polska na przykład jest potęgą, jeśli chodzi o zasoby naturalne. Mamy (miedzi i srebra - czyli bogactw naturalnych, które w przyszłości będą kluczowe dla rozwoju ekonomicznego świata) znacznie więcej niż Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja czy Indonezja - wiedzieliście o tym? Przecież Polska to: "brzydka panna bez posagu" a Polacy to "mordercy Żydów" a w ogóle to "Polish death camps" - prawda? Kto nam projektuje rzeczywistość - należałoby się zapytać, bo zapewne nie są to Polacy. 




Dlatego też trzeba wreszcie otrząsnąć się z tego matrixu w którym żyjemy i zacząć (tak jak Neo) kształtować naszą rzeczywistość - rzeczywistość, w której odrodzona Wielka Rzeczpospolita będzie siłą stabilizującą nie tylko kontynent europejski a nawet świat cały. Mamy ku temu nie tylko moralne prawo, ale zarówno zasoby materialne i doświadczenie - gdyż przeżyliśmy takie cierpienia, które są nie do wyobrażenia dla wielu innych narodów, a poza tym istnieje pamięć dawnej potęgi, która nie była potęgą zaborczą, stworzoną na przemocy i krwi, lecz potęgą zgody, konsensusu i unii wzajemnych. Któż może mieć większe niż my moralne prawo do objęcia swoistej opieki nad tym światem? Ktoś powie - niemożliwe! Naprawdę? czy w XIII wieku, gdy ziemie polskie poddawane były dość intensywnej germanizacji, ktoś mógłby pomyśleć że za dwieście lat język polski będzie językiem dyplomacji pomiędzy Chinami a Rosją oraz między Anglią a Rosją a w Katalonii język polski będzie w powszechnym użyciu? Nie istnieją rzeczy niemożliwe, każda bariera, która uniemożliwia nam osiągnięcie jakiegokolwiek zadania, rodzi się na początku w naszej głowie i czerpie siłę z naszej Duszy. To my sami nadajemy jej granice możliwości czy niemożliwości. Czy ta garstka chłopaków, którzy wyruszali z krakowskich Oleandrów 6 sierpnia 1914 r. by wyzwalać Polskę z wiekowej niewoli, mogła być brana na serio? Przecież nie stanowili oni nawet jednej dziesięciotysięcznej ułamka sił i możliwości, jakimi dysponowały mocarstwa zaborcze (Rosja, Niemcy i Austro-Węgry) - a mimo to wygrali! Tamte państwa się pozapadały a Polska odrodziła się do nowego, niepodległego życia. I kto powie mi jeszcze że coś jest niemożliwe do zrobienia? Te legionowe chłopaki oddały Ojczyźnie swe Dusze, wierząc głęboko że Polska Niepodległa JUŻ JEST - "Polska jest teraz wszędzie tam, gdzie stąpnął nogą żołnierz polski. Braliśmy 12 sierpnia przed świtem w posiadanie tę ziemię umęczonego narodu w przekonaniu, że Polska niepodległa już jest i nigdy swej niepodległości stracić nie może" - jak pisał w swej książce "Cztery lata wojny w służbie Komendanta" - major Roman Starzyński. Nawet w ironicznych wierszach z tamtej epoki, znaleźć można prawdę o Pierwszej Kompanii Kadrowej i Komendancie Piłsudskim, jak choćby ten, zamieszczony w "Wiadomościach Ideowych": "A gdy się człeku zapytasz w pokorze, co znaczy ten Hetman i co on też może? Głupio zapytasz, wszak wiedzieć należy: Wielkim być musi, skoro sam w to wierzy" - wiersz próbujący nieco ośmieszyć Komendanta, pokazał jednak całą prawdę, nie tylko o Nim samym, ale o całej ludzkiej zawiłej naturze rzeczy.




Podsumowując, nie tylko wiara, lecz również zgoda i jedność jest ważna, aby z niemożliwego uczynić możliwe - Duszę chcesz? Duszę daj!" - zjednocz się niewidzialną więzią z innymi, niech wasze Dusze staną się jednością a wasze Umysły wspólnie wyrażać będą te dawno już zapomniane i przez wielu niechciane wołanie: MY CHCEMY POLSKI! Dziś te słowa brzmieć muszą: My chcemy Rzeczypospolitej Potężnej, która odrodzi zapomnianą już tradycję wolności Rzeczpospolitan - przekazując ją w darze współczesnej Europie. Europa już teraz potrzebuje Polski, nawet jeśli obywatele wielu europejskich państw nawet nie zdają sobie z tego sprawy (bo nikt ich po prostu nie informuje jak ważna obecnie jest Polska dla Europy a nawet dla świata). Ta potrzeba będzie się tylko zwiększała w przeciągu kolejnych dekad, gdy kontynent europejski zacznie się staczać w region Trzeciego Świata, targany przemocą, neomarksistowską ideologią i zamordystyczną dyktaturą. Ale to dopiero  wizja przyszłości, w tym temacie jednak pragnę skupić się na przyczynach, które spowodowały że potężne państwo, jakim w XV, XVI i XVII wieku była Rzeczpospolita - stoczyło się w przepaść w wieku XVIII i całkowicie utraciło swą niepodległość na sto pięćdziesiąt kolejnych lat (oficjalnie liczy się ten okres od 1795 r. - czyli od ostatniego rozbioru Polski pomiędzy Rosję, Prusy i Austrię, do 1918 r. - czyli do odzyskania Niepodległości po krwawej I Wojnie Światowej. Ale realnie należałoby liczyć od pierwszego rozbioru, czyli roku 1772, aż do ostatecznego uformowania się i wywalczenia granic II Rzeczpospolitej Polski w 1922 r. - łącznie wychodzi więc 150 lat niewoli i walki). Aby jednak zrozumieć wydarzenia wieku XVIII, niestety należy się cofnąć do połowy wieku XVII, bo to wówczas właśnie zaistniały pierwsze symptomy późniejszego rozkładu kraju. Upadek Rzeczypospolitej (do którego przyczyniła się ówczesna polska szlachta - owa tamtejsza "elyta" społeczna), spowodował że kolejne pokolenia musiały cierpieć w niewolioraz poświęcać życie swych najlepszych synów i córki w walce o wyzwolenie. Ostatecznie udało się to dopiero owym Legunom, którzy w sierpniu 1914 r. uciekali z domów, aby zapisać się do formowanego polskiego wojska. I ich wiara zwyciężyła - oni wygrali. Dlatego podsumowując:


DUSZĘ CHCESZ? DUSZĘ DAJ!  



"JA SWOJE SERCE DAM DZIEWCZYNIE, CO NIEJEDNO NOSI IMIĘ. 
LEGION STAWIAM BY BRONIĆ JEJ PRZED WROGIEM, PÓJDĘ W OGIEŃ!"





CDN.
 

2 komentarze:

  1. Język Polski w powszechnym użyciu w Katalonii
    O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi oczywiście o historię, czyli o to, że uprowadzani z terenów Europy Środkowej słowiańscy niewolnicy, z czasem zaczęli dominować w muzułmańskiej wówczas Katalonii i od mniej więcej XI wieku stali się realnie współpanującymi na tych ziemiach. Byli przecież słowiańscy emirowie, którzy walczyli z katolickimi władcami Aragonii, Kastylii czy Barcelony (hrabstwo Barcelony istniało do 1137 r. a potem zostało wchłonięte przez Aragończyków). Pamięć o dawnych Słowianach z Lechii była tak silna, że po dziś dzień Katalończycy zwani są... Polakami, a Katalonia uważana jest za polską ziemię.

      https://i.ytimg.com/vi/H-P9rxBC0js/hqdefault.jpg

      Usuń