Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 5 lipca 2020

DRUGA KADROWA - Cz. I

CZYLI - JAK TO KONTYNUATORZY

DZIEŁA MARSZAŁKA PIŁSUDSKIEGO 

z PROMETEJSKIEJ "HYDRY"

ZAMIERZALI WYRWAĆ KRAJ 

SPOD SOWIECKIEJ OKUPACJI po 1945 r. 






"W ŻYCIU LUDZKOŚCI NIE MA TAKICH ZACISZY, W CZASIE KTÓRYCH MOŻNA BY SPOKOJNIE I BEZPIECZNIE WIĆ SOBIE GNIAZDO CICHEGO SZCZĘŚCIA, NIE MA TYCH ZACISZY, W CZASIE KTÓRYCH NARÓD MÓGŁBY SOBIE POWIEDZIEĆ: DOŚĆ JUŻ SIĘ NAHAROWAŁEM, DOŚĆ JUŻ TEJ WIECZNEJ SŁUŻBY NA POSTERUNKU, DOŚĆ JUŻ TEGO WYSIŁKU. NARÓD, ZDOLNY DO WYPEŁNIENIA SWEJ MISJI DZIEJOWEJ, WIELKOŚCIĄ SWEGO WYSIŁKU I JEGO DŁUGOTRWAŁOŚCIĄ MIERZY SWE SIŁY ŻYWOTNE (...) TAKI NARÓD WIE, ŻE Z POSTERUNKU NIGDY SIĘ NIE SCHODZI, ŻE MOŻE BYĆ TYLKO MOWA O LUZOWANIU NA TYM POSTERUNKU, O LUZOWANIU JEDNEGO POKOLENIA PRZEZ POKOLENIE NASTĘPNE"


MARSZAŁEK EDWARD RYDZ-ŚMIGŁY



 Czym był "Ruch Prometejski" i "Prometejska Konspiracja"? Zapewne bardzo niewielu ma o tym zjawisku jakieś większe pojęcie, gdyż określenie to praktycznie nie istnieje w odniesieniu do kluczowych zjawisk historycznych, jakie miały miejsce w Europie (i na Świecie) w ciągu ostatnich stu lat. Praktycznie rzecz biorąc, jeśli w ogóle mówi się o Prometeizmie, to tylko w odniesieniu do koncepcji Józefa Piłsudskiego zrodzonej już po odzyskaniu niepodległości Polski w 1918 r. i kształtowanej dopiero w latach 20-tych i 30-tych ubiegłego stulecia - czyli innymi słowy: Ruch Prometejski był autorstwa Piłsudskiego i dążył do politycznego rozczłonkowania Rosji (a raczej Związku Sowieckiego), poprzez wzmacnianie ruchów odśrodkowych wśród zgnębionych przez Moskali innych narodów wchodzących w skład byłego Imperium Rosyjskiego a potem Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. I w zasadzie nasza wiedza na ten temat w tym miejscu już się kończy. Ruch Prometejski okazuje się nie spełnił swoich zamierzeń politycznych, przez co został zmarginalizowany i ostatecznie przestał istnieć. To tyle - jeśli chodzi o jakąkolwiek wiedzę na ten temat. Szkoda że jest ona tak płytka i tak powierzchowna, iż opiera się tylko na oficjalnych definicjach, które - co prawda odzwierciedlają pewien stan faktyczny, ale - jednak nie opisują nam całości zagadnienia i nawet nie próbują udawać że na poważnie podchodzą do tematu. Pytanie bowiem nie brzmi tylko i wyłącznie czym był Ruch Prometejski, ale również (a może przede wszystkim) jakie były/są jego prawdziwe korzenie, kiedy tak naprawdę powstał, oraz (co równie ważne) czy istnieje po dziś dzień? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w tej właśnie blogowej serii (pewne odniesienia do tematu czyniłem już co prawda kilkukrotnie wcześniej, choć jeszcze na poważnie o tym nigdy nie pisałem). Może więc warto poznać prawdziwe dzieje tej formacji, aby uświadomić sobie że zarówno jej początek jak i koniec wcale nie nastąpiły tam, gdzie chcieliby je widzieć autorzy piszący (choćby w Wikipedii) o tym właśnie pojęciu. Mało tego, Ruch Prometejski nie tylko że nie zakończył swej działalności po roku 1945 i końcu II Wojny Światowej, ale działał jeszcze długie lata - i to często w samym sercu sowieckiego "ula" - mało tego ... on nigdy nie przestał działać!



RUCH PROMETEJSKI - POCZĄTEK

CZYLI 

"BÓG JEST Z NAPOLEONEM, 

NAPOLEON Z NAMI" 

 Cz. I





 Bezpośrednim powodem wykrystalizowania się koncepcji prometejskiej, stał się upadek państwa polskiego w końcu XVIII wieku, upadek do którego w ogromnej mierze przyczyniła się rodzima Targowica. Warto jednak (pokrótce) przypomnieć sobie jak to się w ogóle stało, że pojawili się ludzie, którzy gotowi byli jawnie działać przeciwko interesowi Rzeczpospolitej, żebrząc wręcz o interwencję obcych mocarstw w celu przywrócenia w Polsce "demokracji". Uświadomienie sobie tego aspektu jest o tyle ważne, że żyjąc współcześnie i obserwując historyczne wydarzenia bogatsi o wiedzę kolejnych dziesięcioleci - często ulegamy pewnym kalkom myślowym, które przekładają obecną wiedzę w tamte czasy. Tak dzieje się również wśród historyków, którzy np. twierdzą że lepiej byłoby dla Polski, gdyby król Jan III Sobieski nie wyruszył na odsiecz obleganego przez Turków Wiednia, bo wówczas z gry zostałby wyeliminowany austriacki zaborca. Myślenie to jest o tyle płytkie, że opiera się jedynie o analizę wiedzy historycznej którą posiadamy my, natomiast tej wiedzy nie mieli ludzie żyjący w tamtym czasie i dla nich wówczas ogromnym zagrożeniem była właśnie ekspansja muzułmańska na Europę. Przecież po upadku Wiednia, co prawda Austria Habsburgów przestałaby istnieć i nie stałaby się w sto lat później jednym z zaborców Rzeczpospolitej, ale... jej miejsce mogła równie dobrze zająć Porta Osmańska i dziś zastanawialibyśmy się czy lepiej by było , gdyby Sobieski jednak wyruszył na odsiecz Wiednia. Ta sama kwestia dotyczy i innych aspektów historii, polityki i geopolityki. Ktoś bowiem powie: nie doszłoby do rozbiorów, gdyby w XV lub XVI wieku Korona Polska i Wielkie Księstwo Litewskie "usunęło" Rosję z mapy Europy (i Azji), a była wówczas taka możliwość. Gdyby w pierwszych dekadach XVII wieku Rzeczpospolita wykorzystała sprzyjającą sytuację i rozbiła Rosję - również nie doszłoby do rozbiorów. A Prusy Książęce (główna przyczyna późniejszego rozbioru ze strony Brandenburgii), gdyby je włączyć w granice Polski już po sekularyzacji w 1525 r. sprawa byłaby rozwiązana. To prawda, problem polega jednak na tym, że tak wówczas nie rozumowano. Bowiem sądzono iż zarówno zhołdowanie Zakonu Krzyżackiego, jak i wyrwanie Moskwie ogromnych terenów na Wschodzie - jest już wystarczającym sukcesem i rzeczywiście, mimo wszystko na tamte czasy to były bezapelacyjne triumfy. Tyle tylko że my, bogatsi o dzisiejszą wiedzę historyczną, możemy mieć co do tego pewne zastrzeżenia.

Należy też pamiętać że Rzeczpospolita była potęgą, była mocarstwem, ale mocarstwem... pokojowym, w którym siła budowana była nie poprzez miecz i krew, a właśnie poprzez dobrowolne unie polityczne, które przyciągały do nas inne państwa i inne ludy - niczym magnes (wówczas bycie Polakiem, to było coś niesamowicie wręcz nobilitującego). Oczywiście nie znaczy to, że siła Polski opierała się wówczas tylko na uniach, układach i sojuszach - bo to nie prawda. Do dziś w polskiej świadomości historycznej istnieje na przykład mit Grunwaldu - bitwy, w czasie której Korona Polska i Litwa ostatecznie powstrzymały ekspansywną politykę Zakonu Krzyżackiego. Niestety - to bzdura! Grunwald 1410 r. nie był wcale bitwą obronną, bitwą gdzie jedynie broniliśmy się przed teutońską ekspansją. Bitwa to bowiem była początkiem mocarstwa, które następnie dominowało w Europie Środkowej i Wschodniej przez kolejne cztery wieki. Grunwald był więc aktem erekcyjnym przyszłego Imperium Polonorum, a nie żadnym powstrzymaniem ekspansji niemieckiej. To ta właśnie bitwa dała początek państwu o silnej demokracji i samorządności, o posuniętym niekiedy do przesady umiłowaniu wolności, o sile prawa (oczywiście im dalej na wschód, tym oddziaływanie prawa było słabsze), o powszechnej tolerancji religijnej, a jednocześnie państwa przed którym drżały sąsiednie mocarstwa, państwa które (jako jedyne w historii Europy, nie licząc krótkiego epizodu napoleońskiego) zajęło i utrzymało Moskwę, które narzucało swoje prawa i swoje obyczaje okolicznym ludom i które dominowało od Dunaju po Estonię i od granic miasta Moskwy do rzeki Odry. Cztery wieki takiej potęgi, gdzie król miał bardzo słabą pozycję polityczną i gdzie dominowała "wola ludu" wyrażana na sejmach i sejmikach ziemskich (a należy pamiętać że demokracje z reguły są słabsze od dyktatur, jako że podejmowane decyzje muszą tam uwzględniać tzw.: opinię publiczną - która często bywa zmienna, natomiast w dyktaturach i monarchiach absolutnych liczy się tylko wola władcy) i gdzie szlachta bardzo sceptycznie podchodziła do królewskich planów zwiększenia wojska - widząc w tym zamach na własne prawa i na ową demokrację, która wówczas stała się dla nich wręcz nową religią. A mimo to w polu wojsko Rzeczypospolitej było praktycznie nie do zatrzymania (i to nie tylko wojsko zaciężne, ale również pospolite ruszenie szlacheckie, które wielokrotnie - wbrew istniejącym kalkom propagandowym, aplikowanym naszemu społeczeństwu w czasach komunizmu - rozgramiało w bitwach liczniejszą od siebie zawodową armię wroga).




Na czym jednak polegała słabość Rzeczpospolitej, bowiem taka słabość rzeczywiście istniała? Otóż polegała ona na tym, że szlachta (tworząca naród Rzeczpospolitej) była aż do bólu pacyfistyczna i jeżeli istniała możliwość załagodzenia konfliktu na drodze pokojowej, to angażowano się w to, nie myśląc już nawet o wojaczce (tak właśnie zaprzepaszczona została koncepcja wielkiej wojny z Osmanami i wyzwolenia Bałkanów oraz likwidacji muzułmańskiego zagrożenia Europy, jaką chciał w latach 40-tych XVII wieku przeprowadzić król Władysław IV - o czym zresztą pisałem w oddzielnej serii blogowej). Szlachta bowiem bała się wojować nie dlatego że była pacyfistyczna ze swej natury (bo to bzdura), a właśnie dlatego, iż uważała że każda wojna prowadzi do nowych podatków, zaś sformowanie stałego wojska oznaczać może tylko jedno - wzmocnienie władzy królewskiej i wzrost tendencji absolutystycznych, a co za tym idzie powolny upadek demokracji szlacheckiej i odebranie szlachcie przywilejów jej "Złotej Wolności". Żeby to tak ładnie podsumować i dobitnie podkreślić, należałoby stwierdzić - Rzeczpospolita nie chciała się bić będąc bardzo silną i dlatego musiała potem bić się, będąc już bardzo słabą. I to właśnie jest całe podsumowanie naszej szlacheckiej tradycji (która - co bardzo ważne - realnie wykrystalizowała genotyp Polaka i to bez względu na jego pochodzenie społeczne. Przecież oglądając "Potop" czy "Pana Wołodyjowskiego" w kinach w latach 70-tych, potomkowie chłopów i mieszczan polskich przeżywali to w taki sposób, jakby rzeczywiście byli dziedzicami tamtej polskości i potomkami tamtych narodowych bohaterów - wywodzących się przecież w ogromnej większości ze szlachty). Dawna Rzeczpospolita nie padła więc dlatego, że nasi sąsiedzi byli tacy potężni, ale dlatego że my sami zrezygnowaliśmy z naszej potęgi, zaczynając realnie wierzyć że jesteśmy słabi. A skoro już uwierzyliśmy że staliśmy się słabi - to naturalnym stało się, iż musieliśmy mieć nad sobą jakiegoś protektora.

Długo trwały roszady kogo wybrać do tej roli - króla Szwecji - Karola XII, czy też cara Rosji - Piotra I (stąd wzięło się potem powiedzenie "Jedni do Sasa, drudzy do Lasa" - mające być odpowiedzią na kierunek "sojuszu", czy też podległości w czasie toczącej się Wojny Północnej, gdyż dotychczasowego króla Polski i elektora Saksonii - Augusta II Mocnego wspierał car Piotr, natomiast Stanisława Leszczyńskiego - "króla Piasta" - Karol XII). Dopiero 1 lutego 1717 r. na sejmie (który Rysiek Petru nazwał "głuchym" 😅) niemym (nazwa wzięła się stąd, iż żadnego z posłów nie dopuszczono wówczas do głosu, a nową konstytucję sejmową przyjęto jedynie poprzez jej odczytanie). Rzeczpospolita wówczas stawała się realnie "sojusznikiem" Rosji, a car Piotr publicznie deklarował iż: "wolności polskiej nie odstąpi", i przedstawiał się jako jedyny gwarant nienaruszalności ustroju Rzeczpospolitej. Sejm ten obradował w Warszawie pod rosyjskimi bagnetami (wysłany przez cara gen. Roenne wkroczył w granice Rzeczpospolitej z 18 000 żołnierzy już z końcem września roku poprzedniego) i jedynie milcząco potwierdzał warunki podpisanego 3 listopada 1716 r. traktatu warszawskiego. Warunki te sprowadzały się do kategorycznego usunięcia z Polski saskich urzędników króla Augusta II (na tym etapie August i Piotr konkurowali już o nowy model ustrojowy Rzeczpospolitej, przy czym ten pierwszy dążył do umocnienia swej królewskiej władzy w Polsce - również obsadzając stanowiska ministrami z Saksonii, co bardzo drażniło polską szlachtę, zaś ten drugi uznał że utrzymanie dotychczasowego ustroju Rzeczpospolitej - to znaczy decentralizacji państwa [panie Rafale Trzaskowski - mówi to panu coś 😑], liberum veto, oraz postępującej anarchizacji życia politycznego - jest jak najbardziej korzystne z punktu widzenia interesów rosyjskich. Dlatego też ogłosił się obrońcą "polskich swobód" [jak to się powtarza - prawda? Dziś pani Merkel też stoi na straży - choć oczywiście nieoficjalnie, jakże by inaczej - polskiej postkomunistycznej i postubeckiej demokracji oraz konstytucji Kwaśniewskiego z 1997 r. Ktoś już kiedyś powiedział, że wystarczy jedynie nauczyć się historii naszego upadku z XVIII - aby mieć podkładkę również i pod wydarzenia dziejące się współcześnie 😬]). Poza tym zmniejszono wówczas liczbę wojska do 24 000 (choć przeznaczono na jego potrzeby stałe podatki), królowi zabroniono wszczynać wojen bez zgody sejmu i więzić szlachtę bez wyroku sądowego (ale to wszystko obowiązywało już od czasu ustawy "Neminem captivabimus..." z 1425 r.). Wprowadzono także nienaruszalność "praw kardynalnych", czyli artykułów henrykowskich i pacta conventa, wolnej erekcji (😇) elekcji, liberum veto, nietykalności osobistej szlachty oraz dożywotności sprawowanych urzędów. Car Rosji bardzo szybko, gdyż już w lutym 1720 r. zawarł dodatkowo jeszcze układ z Prusami/Brandenburgią, mający na celu utrzymanie w Rzeczpospolitej "Złotej Wolności" i nie dopuszczenie do jakichkolwiek zmian ustrojowych.



"BYŁA DEMOKRACJA, 
WIĘC KAŻDY MÓGŁ PIĆ, ILE CHCIAŁ.
O PODATKACH DECYDOWALI SOBIE SAMI, 
WIĘC ICH NIE PŁACILI,
A W DODATKU MOGLI SOBIE WYBRAĆ KRÓLA NAJGORSZEGO Z MOŻLIWYCH"

"TO SIĘ NAZYWAŁO - WOLNA EREKCJA"
"I ZOSTAŁO CI DO DZISIAJ" 😅

 "I PODCZAS WOLNEJ ELEKCJI, WYBRALI SOBIE KRÓLA STANISŁAWA AUGUSTA, KTÓRY BYŁ TROCHĘ ZNIEWIEŚCIAŁY, ALE ORGANIZOWAŁ BANKIETY - W KAŻDY CZWARTEK"

"GDZIE SA FRANCUSKIE TANCERKI?"

"MIAŁ BYĆ STRIPTIZ" 😄

"A MOŻE BY TAK KUPIĆ TROCHĘ ARMAT... I RAKIETY ZIEMIA-POWIETRZE" 😅 




Wojska rosyjskie opuściły granice Rzeczpospolitej w grudniu 1718 r., jednak nie wyniosły się Kurlandii (będącej od 1561 r. lennem Rzeczypospolitej). Przez długie lata istniał konflikt o opuszczenie Kurlandii przez rosyjskie wojsko (w styczniu 1719 r. zawarto nawet w tej sprawie sojusz między Polską, Austrią i Wielką Brytanią, które to państwa miały zmusić Moskwę do opuszczenia kurlandzkiej ziemi, ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Potem jeszcze dwukrotnie w 1726 i 1731 r. wzywano Rosję do przestrzegania granic i opuszczenia zajętego terytorium - bezskutecznie, bowiem władzę w Kurlandii sprawowała od 1711 r. Anna Iwanowna Romanowa - córka cara Iwana V). Po raz kolejny wojska moskiewskie wkroczyły w granice Rzeczpospolitej w październiku 1733 r. (w czasie wojny o sukcesję polską z lat 1733-1735) i przebywały tutaj do końca tej wojny. W 1736 r. sejm ponownie wezwał Moskwę do opuszczenia Kurlandii i wezwanie ponownie okazało się bezskuteczne (dyplomacja bez siły militarnej, jest niczym motyl bez skrzydeł), dodatkowo też w latach 1738 i 1739 wojska rosyjskie dwukrotnie naruszyły granicę z Rzeczpospolitą na Ukrainie, zaś w 1748 r. caryca Elżbieta Piotrowna (córka Piotra I) wysłała wojska, które miały przemaszerować do Niemiec przez terytorium Polski (w czasie wojny o sukcesję austriacką, toczoną w latach 1740-1748) - i tak też się stało. Jednak okres między 1735 a 1757 r. uważany był w Polsce za niezwykle długi czas pokoju i to właśnie wówczas narodziło się powiedzenie: "Za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa". Rosjanie ponownie przekroczyli granicę Rzeczpospolitej w lecie 1757 r. na początku wojny siedmioletniej (toczonej w latach 1756-1763) i przeszli przez Litwę, czyniąc tam ogromne szkody (w samych dobrach kanclerza litewskiego - Michała Czartoryskiego, spalono kilkanaście wiosek), zaś w lutym 1759 r. do Wielkopolski wkroczyli także Prusacy Fryderyka Wielkiego - czyniąc kolejne spustoszenia. Prusacy ostatecznie wycofali się jednak do 1763 r. (ostatnie ich większe starcie na ziemiach polskich z Rosjanami miało miejsce w lecie 1761 r.), natomiast Moskale pozostali tu aż do 1789 r.

Warto tutaj również odnotować zgubny wpływ liberum veto na polski parlamentaryzm i skuteczne wykorzystywanie go przez inne państwa do blokowania jakichkolwiek (niekorzystnych z punktu widzenia obcych dworów) zmian ustrojowych w Rzeczpospolitej. Weto po raz pierwszy zostało użyte na sejmie 9 marca 1652 r. przez posła z Upity - Władysława Sicińskiego (który potem był symbolem najgorszych klęsk Rzeczpospolitej. Mówiono też, że za ów postępek trafił go piorun, a ziemia nie chciała przyjąć jego zwłok, dlatego też po 1672 r. zabalsamowano je i pokazywano przez długie lata - jeszcze w XIX wieku - w kościele w Upicie - jako symbol zdrady i upadku dawnej Rzeczpospolitej), zaś w kolejnych dziesięcioleciach stało się tak popularne, że mało który sejm w XVIII wieku doszedł do skutku i zdążył uchwalić konstytucję (niektóre zrywano nawet jeszcze przed wyborem marszałka sejmu). Problem z liberum veto polegał na tym, że w polskim parlamentaryzmie obowiązywała zasada jednomyślności (czyli po staropolsku "ucierania się"), a obrady trwały tak długo, aż osiągnięto  wspólny konsensus. Dlatego też nawet jeden głos zdecydowanego sprzeciwu, oznaczać mógł storpedowanie długo przygotowywanych planów reform ustrojowych i wzmocnienia wojska, co też powodowało że ze zrywania sejmów korzystały szczególnie obce dwory. I tak, Moskwa (przez przekupionych posłów), zerwała sejmy w latach: 1718, 1719, 1720, 1722, 1724, 1726, 1729, 1730, 1732, 1733, 1760 i 1762. Francja zerwała sejmy w latach: 1681, 1698, 1735, 1744, 1746, 1748, 1750, 1752, 1754 i 1758. O Prusach zaś nie ma co nawet pisać, bo z ich inicjatywy zostały zerwane praktycznie wszystkie sejmy, począwszy od XVIII wieku, więc nie ma sensu ich wymieniać. Warto jeszcze dodać, że sejmy zrywali też polscy magnaci, jak choćby Potoccy, którzy czynili to w latach: 1720, 1729, 1730, 1732, 1738, 1740, 1744, 1746, 1748, 1750, 1752, 1758 i 1760. Sapiehowie: 1688, 1689, 1695, 1698, 1701, 1729 i 1730. Lubomirscy: 1664, 1665, 1666 i 1754. Warto zauważyć że wiele dat się wzajemnie pokrywa, co oznacza że interes magnaterii częstokroć szedł w parze z interesem obcych mocarstw. W każdym razie Rzeczpospolita stała się pośmiewiskiem Europy, niezdolnym do przyjęcia jakiegokolwiek prawa i podjęcia decyzji, trwała zaś jedynie siłą rozpędu, wpadając coraz bardziej w całkowitą zależność od Moskwy (Wielki Wezyr Osmański - Ali Pasza, żalił się publicznie w 1743 r. - iż system panujący w Rzeczpospolitej przypomina całkowitą anarchię i nic nie można tam uzgodnić - pisał więc: "Cóż mamy czynić z narodem, gdzie dla wykonania jakiejś rzeczy, trzeba najpierw trzydzieści tysięcy głów nakryć jedną czapką"). W takich warunkach wypracowanie wspólnego konsensusu było praktycznie niemożliwe.   


"MUSIMY ZNALEŹĆ KONSENSUS...
POROZMAWIAĆ ZNACZY"  😎 



Inną zupełnie kwestią były projektowane plany rozbiorów tego apatycznego już wówczas i pogrążającego się w coraz większej politycznej anarchii państwa, jakim stała się Rzeczpospolita Obojga Narodów. Pierwszy plan rozbioru Polski został przedstawiony we wrześniu 1392 r. przez księcia Władysława Opolczyka (założyciela klasztoru na Jasnej Górze w Częstochowie i tego, który przewiózł i umieścił w tym klasztorze w 1384 r. cudowny obraz Madonny z Jezusem), proponował on wówczas Krzyżakom rozbiór ziem Korony Polskiej pomiędzy Zakon, Czechy i Węgry (jak oczywiście wiadomo, plany te nie doszły do skutku, gdyż Polska była na drodze ku potędze, a po 1410 r. i bitwie pod Grunwaldem, stała się jednym z największych europejskich mocarstw). Ponownie powrócono do planów rozbiorowych w czasie Potopu szwedzkiego, wojny z Moskwą i agresji księcia siedmiogrodzkiego - Jerzego II Rakoczego w 1657 r., ale i wówczas okazały się one jedynie wydmuszką (Rakoczy został rozbity w bitwach pod Magierowem i Czarnym Ostrowem i to tak, iż musiał podpisać kapitulację, Szwedzi zaś zostali wypędzeni z Rzeczpospolitej do 1658 r. zaś Moskwa - która od 1654 r. zajęła sporą część Litwy, Ukrainy i Białorusi, została rozbita w bitwach pod Lachowiczami, Połonką, Basią i Cudnowem w 1660 r. zaś w roku następnym działania wojenne toczyły się już na terytorium rosyjskim). Wówczas więc, póki Rzeczpospolita była silna, plany rozbiorów mogły co najwyżej powstać na papierze i warte były tyle, co ów papier na którym zostały wydrukowane. Jednak już w XVIII wieku, gdy Korona Polska nie była zdolna do przeprowadzenia podstawowych reform ustrojowych, rozbiory stały się realnym zagrożeniem. Już w styczniu 1733 r. król August II Mocny zaproponował (w rozmowie z pruskim ministrem Fryderykiem Grumbkowem) zajęcie Prus Królewskich wraz z Toruniem (bez Gdańska), zaś Ukrainę, Białoruś i dużą część Litwy (bez Wilna) zamierzał oddać Rosji. Plan ten ostatecznie nie doszedł do skutku, gdyż August Mocny zmarł 1 lutego 1733 r. w Warszawie.

Kolejny plan rozbioru Rzeczpospolitej, opracowała już nowa władczyni Rosji, zaraz po swym wstąpieniu na tron w lipcu 1762 r. - Katarzyna II. Plan ten przewidywał, iż Kurlandia i Inflanty Polskie zostaną włączone do Rosji, w zamian za to Polska miała otrzymać kosztem Prus - Prusy Książęce z Królewcem. Plan ten wciąż przewidywał utrzymanie Rzeczpospolitej w stanie zależności od Moskwy. Nie mógł też się powieść, gdyż po pierwsze został opracowany "na gorąco" (zaraz po obaleniu i zamordowaniu męża Katarzyny - cara Piotra III, który był wielkim miłośnikiem Prus i pruskiego militaryzmu), jako policzek wymierzony w męża carycy, a po drugie Fryderyk II z pewnością nie zgodziłby się na jego realizację i pomimo osłabienia królestwa w długiej wojnie siedmioletniej, toczyłby dalsze walki o Prusy Książęce, a tej wojny Katarzyna już nie zamierzała prowadzić. W 1768 r. opracowano (tym razem w Wiedniu) kolejny plan rozbiorowy. Cesarzowa Austrii - Maria Teresa zaproponowała Katarzynie i Fryderykowi następujący podział ziem polskich: Prusy otrzymają Kurlandię, Semigalię i Warmię, w zamian za co zwrócą Austrii Śląsk (zdobyty przez Fryderyka w roku w 1742 r.). Rosja natomiast miała utrzymać w Rzeczpospolitej w dalszym ciągu stan całkowitej zależności. Plan ten jednak został storpedowany przez Prusaków, gdyż król Fryderyk nie zamierzał oddawać swej najbogatszej prowincji, w zamian za niewiele znaczące ziemie w Prusach i Inflantach. Dlatego też już w 1769 r. opracowany został plan Fryderyka, który zakładał podział ziem polskich: Pomorze i Żmudź miały zostać włączone do Prus (ewentualnie jeszcze Wielkopolska, ale z niej król pruski mógł zrezygnować, gdyby napotkał zbyt duży opór ze strony Rosji), reszta Polski miała zaś zostać włączona bezpośrednio do Rosji. Projekt króla Prus nie spodobał się Katarzynie (zresztą trudno się dziwić i tak kontrolowała całą Polskę, po co więc miała doprowadzać do rozbiorów i dzielić się tymi ziemiami z Prusakami). Jednak jeszcze w tym samym 1769 r. Austria zajęła Spisz i Orawę (ziemie na Węgrzech będące we władaniu Rzeczpospolitej od 1412 r.), zaś w 1770 r. dodatkowo jeszcze Sądecczyznę i Podhale wraz z kopalniami soli w Wieliczce i Bochni, dlatego też stosunek Katarzyny do rozbiorów uległ zmianie. 




Rzeczpospolita była już realnie od 1768 r. (i podpisaniu niekorzystnego układu z Moskwą o "wieczystej przyjaźni", w którym co prawda Katarzyna dawała gwarancje nienaruszalności granic Polski, ale jednak Rosja stawała się gwarantem utrzymania "Złotej Wolności" szlacheckiej i ustroju panującego w Rzeczpospolitej. Tym samym Polska realnie i oficjalnie stawała się rosyjskim protektoratem). Wybuch antyrosyjskiej konfederacji barskiej (z lat 1768-1772) przyspieszył tylko zgodę carycy na rozbiór ziem polskich, do którego doszło ostatecznie 5 sierpnia 1772 r. układem podpisanym przez trzy mocarstwa: Rosję, Prusy i Austrię w Petersburgu. Rosja zajęła 92 tysiące kilometrów kwadratowych i 1 milion 300 tysięcy ludności, były to ziemie województw połockiego, witebskiego i mścisławskiego - tworząc tam gubernię białoruską. Prusy zajęły 36,5 tys. km. kw. i 580 tysięcy ludności - całe Pomorze (bez Gdańska), Warmię, Kujawy i ziemię chełmińską, tworząc tam Okręg Nadnotecki i Prusy Zachodnie. Austrii zaś przypadło 81 tys. km. kw. i 2 miliony 650 tysięcy mieszkańców - czyli województwa krakowskie, ruskie, bełskie i część sandomierskiego. Rzeczpospolita utraciła łącznie 30 procent swego terytorium. Oczywiście zaborcy domagali się, aby rozbiory zatwierdził sejm, jednak aby nie doszło do jego zerwania przez liberum veto (i teraz właśnie weto byłoby bardzo pomocne) caryca domagała się, aby sejm przekształcić w konfederację, gdzie decyzje miały zapadać zwykłą większością głosów i tak właśnie się stało - 18 września 1773 r. sejm przekształcony w konfederację (którego marszałkiem wybrany został kuchmistrz koronny, płatny szpieg Moskwy Adam Koniński) zatwierdził rozbiór. Był to pierwszy w historii rozbiór ziem polskich, dwa kolejne miały nadejść jeszcze w XVIII wieku, zaś do czwartego doszło w... 1939 r. gdy hitlerowskie Niemcy i stalinowski Związek Sowiecki napadły na Polskę i ją sobie wzajemnie podzieliły między siebie (jak również całą Europę Środkową). Lecz prometejska konspiracja, która doprowadziła do odrodzenia Polski w 1918 r., cały czas intensywnie pracowała nad "rwaniem" - owego sowieckiego kolosa - głównie po szwach narodowych, choć nie tylko. I to się udało, w latach 1989-1991 cały blok komunistyczny musiał upaść (inna sprawa, że bolszewicy mieli przygotowane wyjście awaryjne w postaci "transformacji ustrojowej"). Pamiętajcie też że prometejska hydra [w takiej lub innej formie] działa intensywnie po dziś dzień.

PS: Co ciekawe, o ile w czasach panowania Augusta II Mocnego na 13 sejmów zerwano aż 9, za jego syna - Augusta III na 13 sejmów zerwano... 12, natomiast za panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego nie został zerwany żaden sejm, dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta, o ile pozycja Rosji, jako hegemona w Rzeczpospolitej nie była wcześniej oficjalna, o tyle Moskwa musiała polegać na sprzedajnych posłach i ich wecie wobec niekorzystnych dla siebie ustaw i propozycji reform. Ale odkąd Rzeczpospolita już realnie stała się rosyjską kolonią, utrzymywanie weta jako politycznej blokady wprowadzanych ustaw, było nie tylko niepotrzebne, ale wręcz stawało się szkodliwe z punktu widzenia Moskwy. Tym bardziej że za króla Stasia i tak głosowano na sejmach to, czego życzyła sobie caryca Katarzyna, dlatego też weto było tylko zagrożeniem i mogło służyć do blokowania korzystnych dla Rosji ustaw. Dlatego też żaden sejm w latach 1764-1795 nie został już zerwany za pomocą tej broni (inna sprawa że liberum veto zostało zniesione przez Konstytucję 3 Maja w 1791 r.). I wszyscy posłowie musieli się temu podporządkować, a kto był oporny, to czekał go los owych nieszczęśników: biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, biskupa kijowskiego Józefa Andrzeja Załuskiego, hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego i jego syna Seweryna, porwanych na sejmie delegacyjnym na rozkaz rosyjskiego ambasadora - Nikołaja Repnina - 14 października 1767 r. i wywiezionych do Kaługi. 


PS2: W kolejnej części omówię jeszcze dwa pozostałe rozbiory i przejdę już bezpośrednio do prezentacji początków Ruchu Prometejskiego, który (a jakże) najbardziej sprzyjające warunki zyskał u boku korsykańskiego generała, co wkrótce potem stał się cesarzem Francuzów, a w 1812 r. rozpoczął próbę wskrzeszenia dawnej Rzeczypospolitej, najeżdżając Rosję i ogłaszając II Wojnę Polską (stąd potem powstał nawet na ten temat wiersz, który brzmiał: "Głupi Napoleonie, gdybyś za Renem siedział nigdy by się o tobie Hudson Lowe nie dowiedział". Dla przypomnienia - Hudson Lowe był brytyjskim gubernatorem św. Heleny na którą trafił Cesarz Napoleon po swej ostatecznej klęsce pod Waterloo w 1815 r.). Tak więc u boku Bonapartego, zrodziła się konspiracja, która przetrwała potem cały XIX wiek, pracując intensywnie nad jednym celem - rozbicia Rosji i wskrzeszenia Polski (oraz innych ciemiężonych przez Moskali narodów) i to im się ostatecznie udało w listopadzie 1918 r. (nic więc dziwnego, że po klęsce Polski w 1939 r. Stalin z takim zamiłowaniem na przełomie 1939/1940 r. oglądał sztukę Michała Glinki pt.: "Życie za cara", opowiadającej o wypędzeniu Polaków z Moskwy w 1612 r. Szczególnie zaś podobała mu się jedna scena - właściwie oglądał to oglądał tę sztukę tylko dla niej - pokazująca jak Polacy ostatecznie tonęli w bagnie. Potem zaś był Katyń... Czyżby Stalin tak bardzo bał się prometejskiej Hydry, że wydał rozkaz zabicia wziętych do niewoli, ponad 22 000 żołnierzy i oficerów Niepodległej Polski?






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz