Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 lipca 2020

FEMINISTYCZNA UTOPIA! - Cz. I

FUTURYSTYCZNA WIZJA

SPOŁECZEŃSTWA 

KONTROLOWANEGO PRZEZ KOBIETY






Dziś chciałbym zaprezentować książkę (mało znanego) amerykańskiego pisarza, o nazwisku - Parley J. Cooper, który jest autorem futurystycznej opowieści z gatunku fantasy, o świecie opanowanym przez kobiety (a właściwie feministki - bo jednak jest to znacząca różnica), w którym mężczyźni zostali sprowadzeni do roli "ruchomej własności nadającej się tylko do prokreacji". Książka pt.: "The Feminists" została wydana już dość dawno temu, w 1971 r. i opowiada o post-apokaliptycznym świecie, w którym teraz dominują kobiety (feministki), a mężczyźni nie mogą nawet zbliżyć się do kobiet, bez specjalnego pozwolenia - w przeciwnym razie czeka ich kara śmierci. Jeden z mężczyzn (główny bohater tej książki), który łamie to prawo, musi teraz uciekać aby ocalić swoje życie i po drodze wpada na tajną męską organizację, która - ukrywając się w podziemiach nowojorskiego metra - toczy partyzancką wojnę o wyzwolenie męskich niewolników. Akcja wydarzeń rozgrywa się w roku 1992 i pokazuje jak totalitarny system społecznej kontroli i zniewolenia jednostki (w tym przypadku wyobrażony w postaci reżimu feministek), prowadzi do upadku wszelkich wartości, upodlenia ludzkiej godności i w konsekwencji zawsze kończy się tak samo - zbrodnią i (jak w przypadku wszelkich marksizmów) masowymi mordami. 

Futurystyczna i utopijna wizja Cooper'a przypomina nieco film Juliusza Machulskiego pt.: "Seksmisja" z 1983 r. (o którym już kilka razy pisałem na tym blogu), ukazującym bardzo podobne żeńskie społeczeństwo, powstałe po atomowej zagładzie ludzkości i wymarciu męskich genów na skutek specjalnie skonstruowanej (przez prof. Kuppelweisera) Bomby M. Jedyna różnica polega na tym, że w świecie Machulskiego wszyscy mężczyźni (poza głównymi bohaterami - dwoma ochotnikami poddanymi hibernacji jeszcze przed wybuchem III wojny światowej i jednym mężczyzną ukrywającym się pod żeńską postacią i sprawującym władzę nad tym babińcem w postaci "Jej Ekscelencji") wyginęli, natomiast w świecie Cooper'a mężczyźni sprowadzeni zostali do roli niewolników i "dawców spermy". Nie wiadomo która wizja jest gorsza i właśnie dlatego w tym temacie pozwolę sobie tę utopijną pozycję zaprezentować, lecz ponieważ książka Cooper'a nie została przetłumaczona na język polski, tłumaczenie będzie również mojego autorstwa). 




 "FEMINISTKI"





ROZDZIAŁ PIERWSZY



Było już późno po północy i padał deszcz. Strażnicy uliczni, kobiety, których zadaniem było zapobieganie przestępczości mężczyzn, porzucili swoje posterunki i siedzieli skuleni w drzwiach, z karabinami schowanymi pod prochowcami, a ich głowy schowane były wewnątrz wielkich kołnierzy w celu ochrony przed wiatrem. Na wschodzie Central Park wyglądał niczym cmentarz przyrody, gdyż w wyniku porzucenia programu ekologii na początku lat siedemdziesiątych, nie było już liści ani źdźbła trawy, które mogłyby wchłonąć padające krople deszczu, by zapobiec gromadzeniu się ulewnych strumieni i jezior; na południu wysokie budynki biurowe Manhattanu wyłaniały się jak czarne olbrzymy na ciemnym niebie. 

Keith Montalvo, pozbawiony płaszcza i przemoczony, pospiesznie ruszył w stronę Broadwayu, zbliżając się do budynków, aby ukryć się w cieniu. Miał około dwudziestu lat, silną twarz i solidne, potężne ciało. Jego ciemne włosy były spłaszczone na wysokim czole, a oczy błyszczały strachem i determinacją. Każde przejście, które musiał minąć, stanowiło zagrożenie. Mężczyzna na ulicy w nocy bez autoryzowanej przepustki musiał zostać natychmiast aresztowany i uwięziony. Opierając się o szorstką cegłę budynków, otarł deszcz z twarzy i spojrzał na ciemną ulicę przed sobą. Udało mu się uniknąć dwóch budzących grozę strażników ulicznych, zbyt zajętych ich osobistym dyskomfortem, aby go zauważyć, ale przed nim stały jeszcze cztery długie przecznice, aż cztery długie przecznice. 
Niespełna pół godziny wcześniej spał spokojnie w cieple swojego pokoju na poddaszu. Przebudzony stukotem butów na dolnym podeście, otworzył oczy na oślepiający blask nagiej żarówki i leżał drżąc, wstrzymał oddech i zacisnął pięść, czekając na dźwięk, którego obawiał się od czasu poddania się fizycznej spełnieniu z Marianną, dziewczyną, która pracowała z nim w Archiwum. Te chwile, zanim usłyszał skrzypienie schodów prowadzących do jego pokoju, wydawały się wiecznością, ale kiedy nadeszły, strach zastąpił instynkt przetrwania. Seks między mężczyzną i kobietą bez zgody Komitetu był karany śmiercią. Musiał więc uciec jeśli nie chciał zginąć. Wyskoczył z łóżka i wspiął się przez okno, zanim schody wydały drugie ostrzeżenie. Gdy biegł przez dach, usłyszał walenie w drzwi i przenikliwy głos kobiet-żołnierzy domagających się wejścia. Teraz jednak dopadła go beznadziejność jego położenia. Nawet bowiem gdyby dotarł do mieszkania swojego przyjaciela, nie mógł być pewien, że Graham przyjąłby uciekiniera. Tym bardziej że zagroziłby swojemu bezpieczeństwu i zostałby aresztowany za współudział w przestępstwie. Grzmot rozległ się na zachodzie, a pierwszy błysk pioruna oświetlił opustoszałe ulice. Niemal natychmiast przenikliwy dźwięk gwizdka rozległ się po jego prawej stronie i strażnik uliczny wyszedł zza drzwi, usiłując uwolnić karabin ze swego ubrania.

- Męska świnio! - krzyknęła - Stój!

Ulica nagle wypełniła się ogłuszającym gwizdkiem. Kolejna strażniczka podeszła do chodnika zza drzwi w następnym bloku. Biegła do przodu z karabinem podniesionym w pozycji do strzału. Decyzja Keitha była natychmiastowa. Lepiej, pomyślał, zginąć podczas próby ucieczki niż umrzeć jak baranek prowadzony na rzeź. Wyskoczył z budynku i pobiegł przed siebie. Jego celem była boczna ulica, a jego silne nogi dawały mu przewagę nad prześladowcami. Nastąpiła eksplozja i coś szarpnęło mu ucho. Biegł zygzakiem, dopóki nie minął ostatnich latarni i nie dotarł do krawędzi parku. Tutaj, schowany przy pniu bezlistnego drzewa, zatrzymał się, przycisnął dłonie do piersi, by uciszyć bicie serca, i rozejrzał się wokoło. Wszystkie budynki w Zachodnim Central Parku były ciemne. Wyobraził sobie zaciekawione twarze przyciśnięte do tamtejszych okien. W 1992 roku nikt nie angażował się w takie incydenty; nawet inny sympatyczny mężczyzna, którego instynkt podpowiadał mu, iż ów ścigany przez strażników ulicznych jest zbiegiem, nie ośmieliłby się mu pomóc. To było całkowicie matriarchalne społeczeństwo, a on złamał jedno z jego najsurowszych praw. Dwie strażniczki minęły latarnię uliczną na środku bloku. Szły powoli, sprawdzając każde możliwe miejsca kryjówek. Keith spojrzał na sękate cienie drzew w parku. Trująca atmosfera całkowicie zniszczyła roślinność; powodując iż nie można było ukryć się na całej wielkiej przestrzeni parku.

- Jest w parku - usłyszał krzyk kobiety z jednego z ciemnych okien.

W panice rozejrzał się za miejscem, w którym mógł się ukryć, a jego oczy padły na ciemną dziurę nie dalej niż trzy stopy dalej. Nie zastanawiając się nawet co to jest, rzucił się do przodu i zszedł po betonowych schodach zaśmieconych gruzem. Kiedy dotarł do dolnej części i odkrył zgniłe deski przybite do drzwi, wiedział, że natknął się na opuszczone wejście do metra. Cały podziemny system tranzytowy został zamknięty przez pierwszą damę jako niebezpieczny. Obracając się, Keith zobaczył promienie latarek przecinające ciemność nocy. Wiedział, że strażniczki, choć mogły zapomnieć o metrze, nie przegapią otwartej czarnej dziury. Uwięził się jak przestraszony królik. W gniewie i frustracji zaczął rozrywać deski i poczuł, jak się poddają. Jedna, a potem druga puściły, a on wdrapał się przez wąski otwór. Wewnątrz zszedł kilka kroków, poruszając się powoli z wyciągniętymi rękami. Stęchły zapach kłuł go w nozdrza, a coś małego ocierało się o jego stopę, gdy uciekało przed siebie. Dysząc, przykucnął przy wilgotnej betonowej ścianie. Usłyszał, jak obcasy butów uderzają o szczyt zewnętrznych schodów. W opuszczonym metrze usłyszał krzyk jednej ze strażniczek. 

- Myślisz, że wszedł do środka?

Wymamrotana odpowiedź utonęła w grzmocie błyskawic. Promienie latarki przesuwały się powoli nad zabitym deskami wejściem i oświetlały wnętrze podłogi. Na zniszczonych przez lata użytkowania schodach leżały kałuże wody, a na górze unosiły się gruz. Oczy szczura zabłysły, a gdy trafiło w nie światło latarek, pisnął, odwrócił się i zniknął w szczelinie betonu. Keith nadal kucał, czekając. Widział metalową rurę na podłodze w pobliżu schodów. Gdyby strażnicy zaczęli schodzić, użyłby jej jako broni. Posunął się za daleko, by teraz poddać się schwytaniu bez walki.

- Założę się, że uciekł do parku - usłyszał. 

Głos kobiety miał autorytarny ton; miała prawdopodobnie wyższą rangę niż jej towarzyszka. Było więcej bełkotania, jakby obje debatowały nad drogą jego ucieczki. Potem światła zgasły i otoczyła go ciemność. Przez kilka chwil się nie ruszał. Bolała go klatka piersiowa, a prawe ramię zostało przecięte na gwoździu, gdy przeciskał się przez wąski otwór. Czuł ciepły przepływ krwi na swoim zimnym ciele. Jego zęby szczękały bardziej ze strachu niż z zimna. Wiedział, że strażnicy wrócą do metra, gdy ich próby odnalezienia go w parku zawiodą. Prawdopodobnie dołączyliby do nich inni, a liczna grupa, zeszłaby wówczas do opuszczonego tunelu. Nie miał wyboru, musiał spróbować ruszyć drogą wzdłuż torów, przynajmniej póki nie zgubi swoich prześladowców. Kiedy wstał, błyskawica oświetliła ciemną jaskinię z betonu i stali. Miał jasnoszary, choć krótki, widok bramek obrotowych, podążył w ich kierunku i opuszczonego pociągu leżącego jak czarna gąsienica na wewnętrznych torach. Kiedy ciemność znów się zbliżyła, ruszył naprzód z większą pewnością, pierwsze kroki jego drogi zapadły mu w pamięć. Poruszał się tylko kilka kroków, gdy dosięgnęły go z tyłu ostre dźwięki. Odwrócił się, gotowy do walki i spojrzał w ciemność.

- Wiem, że tam jesteś - powiedział. Nigdy nie weźmiesz mnie żywego! 

Nie było odpowiedzi, tylko odgłos spadających kropli deszczu, zmieniających się w kałuże. Keith Cofnął się powoli w kierunku bramek obrotowych, sądząc, że jeśli uda mu się dotrzeć do torów, może zaryzykować ucieczkę w ciemności. Gdy błyskawica po raz kolejny oświetliła wnętrze, w mgnieniu oka zobaczył młodą kobietę stojącą w pobliżu dawnego stanowiska poboru opłat. Miała na sobie krwistoczerwoną sukienkę i wysokie czarne buty. Włosy miała zupełnie nieuporządkowane, rozrzucone wokół jej twarzy, a jej usta rozchyliły się w uśmiechu. Widok tej kobiety był bardziej przerażający niż widok strażniczek ulicznych. Keith uniósł jedną nogę i upadł na ziemię po przeciwnej stronie. Jej śmiech przerwał ciszę, odbijając się echem ze wszystkich stron niczym śmiech szalonej kobiety.

- Jesteś uwięziony - rzekła - witamy w podziemnym domu.

Keith odwrócił się aby uciec w stronę toru, ale coś twardego uderzyło go w czaszkę i opadł na kolana, pogrążając się w otchłani nieświadomości, a jej śmiech wypełnił mu głowę.






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz