Łączna liczba wyświetleń

piątek, 17 lipca 2020

GDY RZYM NIE BYŁ RZYMEM - Cz. IX

CZYLI JAK WYGLĄDAŁO

WIECZNE MIASTO W CZASACH

NIEWOLI AWINIOŃSKIEJ

I COLA DI RIENZI?






INNOCENTY III

CESARZ KOŚCIOŁA I PAPIEŻ EUROPY

Cz. VIII

 




"TYLKO DLATEGO, ŻE PRZYWIEŹLI CIĘ, O CESARZU, ZGODNIE Z WOLĄ BOŻĄ, NIE POZWÓL IM NA AROGANCJĘ. PONIEWAŻ ZWRACAJĄC TRON PRAWOWITEMU CESARZOWI ODEGRALI ONI ROLĘ SŁUG, NIECH TERAZ BĘDĄ ULEGLI JAK PRZYSTOI SŁUGOM"


NIKEFOROS CHRYZOBERGES

NADWORNY MÓWCA I PISARZ BIZANTYJSKI, TYMI SŁOWY ZWRÓCIŁ SIĘ DO CESARZA ALEKSEGO IV ANGELOSA Z MOWĄ POTĘPIEŃCZĄ WOBEC PRZYBYŁYCH Z EUROPY KRZYŻOWCÓW
(6 Stycznia1204 r.)


 Po swej cesarskiej koronacji z dnia 5 lutego 1204 r., Aleksy V Murzoflos (Krzaczastobrewy), zaczął postrzegać krzyżowców, jako zdanych na jego łaskę błagalników i dlatego nie zamierzał respektować umów jakie z nimi zawarł jego poprzednik na cesarskim tronie - Aleksy IV Angelos. 7 lutego nowy władca Bizancjum spotkał się z dożą Wenecji - Enrico Dandolo, by porozmawiać o wypłaceniu krzyżowcom należnej im kwoty, jednak teraz, gdy Aleksy IV został już obalony, Murzoflos nie tylko nie zamierzał niczego płacić, ale wręcz uznał taką propozycję ze niedopuszczalną i obraźliwą dla władcy Konstantynopola. Ledwie już chodzący o własnych siłach, ślepy i głuchy 97-letni Dandolo, zażądał od nowego cesarza 5 000 funtów złota w zamian za opuszczenie rejonu miasta przez oddziały krzyżowców, jednak Aleksy V zdecydowanie odmówił. Mógł on dość łatwo kupić sobie spokój i (względne, jako że w świecie Bizancjum - przy często zmieniających się władcach, niestabilnych granicach i częstych atakach wrogich ludów zarówno w Anatolii jak i na Bałkanach, nie było to możliwe na stałe) bezpieczeństwo, jednak uznał że krzyżowcy są po pierwsze słabi, a po drugie zdani na jego łaskę. Niestety, był to błąd którego potem szybko pożałował. Wcześniej jednak, obawiając się aby ponownie nie spróbowano przywrócić na tron zamkniętego w lochu Aleksego IV - kazał go zadusić już 8 lutego 1204 r. (jego ojciec - Izaak II Angelos zmarł również w lochu, otruty z polecenia Murzoflosa - 28 stycznia). Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy krzyżowcy postanowili złupić okolicę i przypuścili atak na tereny wokół miasta Filee. Dwa dni grabiono tę okolicę zdobywając bydło i drób, które następnie przewieziono do swego obozu (częściowo drogą morską). Murzoflos, pragnąc przywołać łacinników do porządku i pokazać im że teraz to on jest panem całego Imperium i władcą Konstantynopola, wyprowadził przeciwko nim swoją armię. Jednak francuska jazda - pod dowództwem hrabiego Henryka z Hainaut - skutecznie odparła atak sformowanych na szybko oddziałów katafraktów i zmusiła ich do ucieczki. W ręce krzyżowców wpadła wówczas również  ikona Maryi Matki Bożej "Obrończyni Konstantynopola", co miało katastrofalny wpływ na morale ludu oraz armii stolicy Bizancjum (a krzyżowcy dodatkowo umieścili ów obraz na jednym ze swych okrętów i pływali z nim po Złotym Rogu w tę i z powrotem, dokładnie pokazując mieszkańcom swój łup).

Utrata tej ikony była jednocześnie dowodem, że Opatrzność nie wspiera już cesarza Aleksego V i że teraz Bóg "jest przy krzyżowcach". Aleksy zdawał sobie sprawę z wagi tego aktu, utrata bowiem tak cennej ikony (prawdopodobnie nie była to jednak owa słynna Hodegetria) mogła zaważyć na jego dalszym losie i to nie tylko w kwestii utrzymania się przy władzy, ale również zachowania życia (tym bardziej że lud już zaczął z niego otwarcie kpić i wyśmiewać go, iż bardziej nadaje on się do wrzecion i kobiecych sukien, niż do wojaczki i przewodzenia miastu - a nie ma nic gorszego dla władzy jak drwiny własnych obywateli, bowiem władza może nawet być okrutna - ale w żadnym razie nie może stać się śmieszna). To spowodowało że cesarz zapragnął ponownie nawiązać rozmowy z krzyżowcami i przekonać ich do zwrotu świętej ikony. Takie spotkanie zorganizowano w monasterze św. Kośmy i Damiana pod Konstantynopolem, ale krzyżowcy nie zamierzali już rozmawiać. Zjawili się co prawda w umówionym miejscu, lecz tylko po to aby porwać i uwięzić Aleksego. Ten co prawda - dzięki poświęceniu swej ochrony - zdołał się wymknąć i uciec, jednak tym samym wszelkie rozmowy zostały definitywnie zerwane. Dla krzyżowców też sprawa była jasna - Aleksy Murzoflos w żaden sposób nie mógł już dłużej pozostać na tronie i należało go czym prędzej wymienić. Tylko... na kogo? To pytanie trapiło przywódców krucjaty i nie mogli oni długo podjąć decyzji w tej sprawie. Co prawda proponowano osadzenie na tronie w Konstantynopolu króla Rzymian (Niemców) - Filipa I Szwabskiego (który, jako spowinowacony z dynastią Angelos przez swoją żonę Irenę Angelinę - córkę cesarza Izaaka II Angelosa - miał prawo dziedziczyć tron Bizancjum), jednak był on daleko, a poza tym ciążyła nad nim (od 1201 r.) papieska klątwa, więc nie był to dobry kandydat do objęcia władzy z punktu widzenia uczestników IV Krucjaty. 24 marca 1204 r. w obozie krzyżowców została zwołana rada, która miała zadecydować o dalszych losach Konstantynopola i całego Cesarstwa.

 


Tam właśnie - po odmówieniu wspólnej modlitwy - zaczęto już wprost nawoływać do ataku na miasto, w celu usunięcia "Zdrajcy-Mordercy-Królobójcy" i zastąpienia go kimś godnym zaszczytu zasiadania na tronie tak sławnego Cesarstwa. Kapłani dali zielone światło, twierdząc że ta "wojna jest zgodna z prawem i sprawiedliwa", gdyż nie została spełniona obietnica (złożona jeszcze przez Aleksego IV w Italii, a potem potwierdzona w Zadarze) zjednoczenia Kościołów: Wschodniego i Zachodniego (owe zjednoczenie miało polegać na tym, że patriarcha Konstantynopola miał uznać nad sobą prymat rzymskiego papieża). Udzielano więc rycerstwu i czeladzi powszechnego rozgrzeszenia za udział w tej walce, stawiając jednocześnie atak na Konstantynopol na równi z podjętą na początku misją krucjaty do Ziemi Świętej. Należy też pamiętać, że ogromna większość przybyłych z Europy rycerzy - to byli prawdziwi ideowcy, ludzie dla których do rangi świętości urastały takie kwestie jak dotrzymywanie umów, ideał rycerskiej wierności i cnót oraz walka z muzułmanami w obronie Świętego Krzyża i Świętego Grobu. Żaden z nich również nie ruszyłby do walki z innymi chrześcijanami, gdyby nie uzyskał jasnej deklaracji duchowieństwa o konieczności takiej walki w obronie Bożej Sprawiedliwości i przeciwko złu, jakim dla wielu z tam obecnych było królobójstwo. Dlatego też, bez apostolskiego rozgrzeszenia z pewnością nie podjęliby oni tej walki (co innego Wenecjanie. Ci bowiem podchodzili do tych spraw znacznie bardziej pragmatycznie i głównie interesowało ich ile sami mogą na tym zyskać oraz co zyskałaby Republika św. Marka po "wymianie" władcy Konstantynopola. Kwestie religijne były dla nich zupełnie drugorzędne i wręcz nieistotne). Wiele złego uczyniła również wzajemna niechęć Łacinników i Bizantyjczyków (ci pierwsi uważali tych drugich za zniewieściałych i zdradliwych tchórzy, ci drudzy zaś mieli krzyżowców za okrutnych i dzikich pół-barbarzyńców). Tak więc po zawarciu porozumienia i podziale stref wpływów w zdobytym mieście, przystąpili krzyżowcy do intensywnych prac przygotowawczych (budowa machin oblężniczych, balist, mangonel i pomostów i jednocześnie tak wyposażając swe okręty, aby zapewnić im ochronę przed nieprzyjacielskimi pociskami).

Bizantyjczycy również nie próżnowali i podjęli się naprawy murów oraz bram obronnych, a zniszczone podczas poprzednich walk wieże zostały uzupełnione i wzmocnione drewnianymi konstrukcjami, zaczęto również powiększać wały wokół miasta. Cesarz Aleksy V Murzoflos zagonił do tych prac zarówno lud stolicy, jak i armię, jednak po utracie ikony Maryi Matki Bożej, bardzo trudno było mu ponownie wzbudzić entuzjazm wśród swych poddanych. Ludzie, którzy stracili wiarę we wsparcie Opatrzności co prawda pracowali, ale bez większego zaangażowania. Wychodzili bowiem z założenia, że skoro sam Bóg pozwolił krzyżowcom zwyciężyć, to znaczy że odwrócił się od nich. A z całą pewnością odwrócił się od ich władcy. Co innego krzyżowcy, którzy zostali podbudowani apostolskim rozgrzeszeniem i nawoływaniami do zadośćuczynienia Bożej Sprawiedliwości i ukarania owego mordercy, zdrajcy oraz uzurpatora, który wciąż jeszcze zasiadał na tronie w Konstantynopolu. Podczas narady uzgodniono że po zdobyciu miasta zostanie wybrany nowy cesarz, które to zadanie powierzono wybranym elektorom w liczbie 12 (6 Franków i 6 Wenecjan). Przyszły cesarz miał otrzymać 1/4 część Cesarstwa Bizantyjskiego a reszta terytoriów miała zostać zgodnie podzielona pomiędzy krzyżowców (Franków i Wenecjan). Zadania podziału terytoriów pomiędzy poszczególne ludy mieli się podjąć również wybrani na naradzie przedstawiciele w liczbie 24 (12 Franków i 12 Wenecjan). Obdarowani mieli prawo przekazywania tych terenów swym spadkobiercom (i to zarówno synom jak i córkom - co zostało jasno zdeklarowane), lecz wszyscy Frankowie musieli złożyć przysięgę wierności lennej nowemu cesarzowi (jeśli oczywiście cesarzem zostałby wybrany któryś z Łacinników), zaś Wenecjanie byli z tego wymogu zwolnieni. Jeśli jednak cesarzem zostałby wybrany Frank, to automatycznie patriarchą miał być Wenecjanin - któremu przypadłaby świątynia Mądrości Bożej (doszło by również do podziału pozostałych świątyń pomiędzy kler prawosławny i katolicki). Złożono uroczystą przysięgę dotrzymania zawartej tu umowy i obłożono klątwą każdego, kto tylko spróbowałby złamać jej założenia. Co ciekawe, złożono również "przysięgę na relikwie, że nikt nie podniesie ręki na mnichów, księży ani innych duchownych, z wyjątkiem uprawnionej obrony". Oszczędzone miały być również wszystkie kościoły, oraz kobiety i to zarówno panny, mężatki jak i oczywiście zakonnice (Niketas Choniates pisze w swej "Kronice...": "Wszyscy z wojska ślubowali na święte relikwie (...) że kobiet nie wezmą przemocą, nie będą zrywać z nich odzienia, w które są odziane, ponieważ tego, którego przyłapią czyniącego gwałt, oddadzą na śmierć". Tak oto wczesnym rankiem 9 kwietnia 1204 r. doszło do bitwy o Konstantynopol w imię: "Boga, Papieża i Cesarstwa".




Pierwszy szturm na mury miejskie Konstantynopola zakończył się dla krzyżowców niepowodzeniem, jako że tego właśnie dnia wiał bardzo silny wiatr, uniemożliwiający oddawanie odpowiednio silnych strzał z katapult oraz skuteczne manewrowanie flotą w Złotym Rogu (tylko pięć statków zdołało wówczas zbliżyć się do miasta, ale ich ataki zostały odparte przez obrońców). Atak więc należało przerwać i poczekać na bardziej sprzyjający moment. Ten czas starał się wykorzystać cesarz Aleksy Murzoflos, który próbował przekonać swych poddanych i wojsko że Bóg jest jednak z nimi, gdyż przeszkodził Łacinnikom w dostaniu się na miejskie mury. Wydaje się jednak że niewielu mu w to uwierzyło (choć radość z zatrzymania pierwszego ataku krzyżowców była duża w samym mieście i nawet żołnierze na murach, widząc cofających się Łacinników zdjęli swoje odzienie i wypięli w ich stronę nagie pośladki), zapewne też cesarz znacznie więcej by zyskał gdyby udało mu się (w jakikolwiek sposób) odzyskać świętą ikonę Maryi Matki Bożej. Co ciekawe, również i w obozie krzyżowców postał z tego powodu pewien niepokój i natychmiast (miało to miejsce 11 kwietnia) zaczerpnięto zdania duchownych, pytając czy rzeczywiście Bóg pragnie aby podnieśli oni miecz na Konstantynopol. Biskupi jednak zgodnie odpowiedzieli że sprawa jest jak najbardziej słuszna i Niebiosa są z nimi. Jednocześnie wszyscy duchowni modlili się całą noc o zesłanie "Bożego wsparcia" dla "armii sprawiedliwych" i rzeczywiście, 12 kwietnia (podczas kolejnego ataku na mury Konstantynopola) pojawiła się tak silna bryza, że wręcz sama pchała ona okręty krzyżowców pod mury miasta, wiejąc tym samym prosto w oczy obrońców. Wenecjanie i Frankowie dostawili drabiny do murów i wspięli się na nie bez większych strat własnych, przedostając się do miasta od strony Pałacu Blacherneńskiego (północny-zachód Konstantynopola). Pierwszy na mury wdarł się Wenecjanin - Piotr Albertini, ale przypłacił swój wyczyn śmiercią. Drugim, który z powodzeniem dostał się na wieżę, był Frank (francuski rycerz) Andrzej Durebiose, który uczepiwszy się drewnianej konstrukcji, wdarł się po niej do środka umocnień. Co ciekawe, obrońcy wówczas miast powstrzymać go lub próbować zrzucić z murów, po prostu... zbiegli na niższą kondygnację, umożliwiając kolejnym Frankom wdarcie się do środka. Był to błąd, który potem został przez krzyżowców nazwany "Drugim Cudem Boskim". W innym miejscu śmiałego czynu dokonał kolejny Frank - Piotr Bracieux, który opanował aż dwie wieże. 

Najwięcej jednak przysłużył się mnich o imieniu Alaume de Clari, który wraz z Piotrem z Amiens, 10 innymi rycerzami oraz 60 żołnierzami, odnalazł sekretne wejście do miasta (nieużywane od stuleci i z pewnością zapomniane przez samych obrońców). Toporami, mieczami i drągami - jednocześnie chroniąc się przed deszczem strzał swymi tarczami - rozbito wejście i ujrzano "tylu ludzi (...) że wydawało się, iż było tam pół świata". Początkowo krzyżowcy obawiali się wejść do środka widząc taką masę ludzi, ale odwagę wzbudził w nich ponownie ów mnich - Alaume de Clari, który pierwszy przestąpił prób, wołając (z krzyżem w jednej ręce i mieczem w drugiej) do swych towarzyszy: "Panowie, idźcie śmiało! Widzę, że oni odchodzą bardzo rozbici i uciekają" i rzeczywiście jak na prośbę Opatrzności, tłum (wśród którego byli żołnierze, mogący z całą pewnością zmusić tę grupkę atakujących do odwrotu) zaczął się cofać (nazwano to potem "Trzecim Cudem Boskim"). Cesarz Aleksy (stojący: "tak na rzut kamieniem") widząc rozłam w murze, rozkazał swej gwardii wareskiej uderzyć na napastników, ale ci ujrzawszy porządek w szeregach Łacinników i determinację na ich twarzach, zawahali się i również poczęli się cofać (sam cesarz opuścił wówczas swoje stanowisko i wycofał się do Pałacu Blacherny). Frankowie natomiast w opanowanych przez siebie wieżach otwarli bramy, wpuszczając do środka więcej krzyżowców, a ci nie zważając ani na wiek ani na płeć rżnęli swymi mieczami wszystkich napotkanych mieszkańców, dokonując masakry i powodując panikę wśród uciekających. Łacinnicy jednak nie posunęli się od razu wgłąb miasta (zakaz taki wydali baronowie) obawiając się zasadzek i skrytobójczych ataków, które bardzo łatwo można było dokonać w wąskich ulicach miasta i na otwartych licznych placach Konstantynopola. Miasto to bowiem było prawdziwym ulem, a drugiego takiego nie można było spotkać w całej Europie (nawet Rzym w owym czasie bardziej przypominał miasto typu wiejskiego niż prawdziwą metropolię), zaś Bizantyjczycy zapewne byli dobrze uzbrojeni, stąd krzyżowcy spodziewali się jeszcze długotrwałych walk o każdą z dzielnic miasta (zakładano nawet że walki mogą potrwać... kilka miesięcy) i postanowili noc z 12 na 13 kwietnia spędzić wokół zdobytych przez siebie murów, planując jednocześnie (w przypadku długotrwałej obrony) podpalić całe miasto. Zresztą nie czekano wcale na wznowienie walk i jeszcze tej nocy ludzie markiza Bonifacego z Montferrat, podłożyli ogień i wkrótce pożarem zajęła się cała dzielnica, a ogień szedł dalej w kierunku dzielnicy Platea i Forum Konstantyna Wielkiego. W tym pożarze (jak podaje kronikarz wyprawy Gotfryd z Villehardouin): "spłonęło wiele domów, więcej niż w trzech największych miastach królestwa Francji". Tej samej nocy cesarz Aleksy Murzoflos (wraz z kilkoma dostojnikami, częścią straży wareskiej, swą żoną Eudoksją Angeliną i jej matką Eufrozyną - żoną Aleksego III) uciekł z miasta. Skierował się w kierunku Mesynopolis w Tracji, gdzie pragnął zgromadzić swych zwolenników i zebrać nowe wojsko (ostatecznie zstał oślepiony przez swego teścia - Aleksego III i oddany krzyżowcom, którzy w grudniu 1204 r. skazali go na śmierć).




Tymczasem w Konstantynopolu wśród obrońców, po ucieczce Aleksego panika spotęgowała się jeszcze bardziej i próbując ratować sytuację 13 kwietnia wyciągnięto z domu przerażonego arystokratę - Teodora Laskarisa i ofiarowano mu koronę cesarską. Ten się wzbraniał jak mógł, prosił i próbował przekupić owych oferentów, ale ci siłą zaciągnęli go przed ołtarz kościoła Mądrości Bożej i tam (również siłą) koronowali na nowego cesarza. Jeszcze tego samego dnia nowy władca wraz z rodziną uciekł z miasta na jednej z podstawionych galer i skierował się do Nikei na anatolijskim wybrzeżu (swoją drogą to on właśnie stał się założycielem nowej dynastii, która w Nikei odrodziła dawne Cesarstwo Bizantyjskie i doprowadziła - po 57 latach do ponownego odbicia Konstantynopola z rąk Łacinników i reaktywacji starego Cesarstwa). Z miasta uciekali już wszyscy dworacy i arystokraci, szukając jakiegokolwiek schronienia zarówno w Anatolii jak i w europejskiej części byłego już Imperium Bizantyjskiego. Krzyżowcy tymczasem oczekiwali nadejścia sił obrońców i podjęcia kolejnej walki, a tymczasem do ich obozu przybyła delegacja kapłanów, mieszkańców stolicy i straży wareskiej, która pragnęła nie tyle zakończenia walk, ale wręcz oddawała się pod opiekę Łacinników, a Bonifacego z Montferratu wręcz tytułowano: "Święty Cesarz Markiz". Bonifacy, w otoczeniu swych rycerzy, kapłanów i ludu Konstantynopola, wkroczył do Pałacu Bukeleon (znajdującego się w południowo-wschodniej części miasta, tuż nad Morzem Marmara), w którym to schroniło się wiele dam z bizantyjskiej arystokracji, a wśród nich były: cesarzowa Agnieszka (małżonka Aleksego II i Andronika I Komnenów, oraz córka króla Francji - Ludwika VII i siostra króla Filipa II Augusta) oraz cesarzowa Małgorzata - żona Izaaka II Angelosa i córka króla Węgier - Beli III). Margrabia z Montferratu zdobył tam również pokaźny skarbiec. Natomiast Pałac Blacherny został opanowany przez Henryka Flandryjskiego (w którego ręce również wpadł tamtejszy cesarski skarbiec), zaś doża Enrico Dandolo zajął Wielki Pałac cesarski. Inni baronowie zajmowali pozostałe pałace dla siebie, obsadzając je swą załogą, jednocześnie (w wyniku skarg wysuwanych przez rycerstwo i mnichów) zapowiedzieli że każdy żołnierz ma trzy dni na zdobycie dla siebie bogactwa, co oznaczało trzy dni bezwzględnego plądrowania miasta (choć jak twierdzi kronikarz wyprawy Robert de Clari - brat owego mnicha Alaume'a, który jako pierwszy wkroczył do Konstantynopola - "Gdy miasto zostało wzięte, nie czyniono krzywdy ani biedakom, ani bogaczom").

Niketas Choniates (którego to dom został oszczędzony od rabunku za sprawą jego przyjaciela - weneckiego kupca, który stanął w drzwiach domu i udawał że jest żołnierzem, który przywłaszczył sobie ów budynek) opisuje rabunek Konstantynopola, jak prawdziwą hekatombę, porównywaną jedynie do złupienia Rzymu przez Wandalów w 455 r., jednak wiele przykładów z jego relacji może świadczyć że była to raczej spora nadinterpretacja zdarzeń (np. Choniates chwali się że ocalił jedną z dziewczyn, którą tłum żądnych mordu, dzikich krzyżowców pragnął pozbawić cnoty. Co ciekawe, ci żołnierze z obnażonymi mieczami i gotowi do mordowania każdego, kto tylko stanie na ich drodze, nagle łagodnie posłuchali nieuzbrojonego Greka, który prawił im komunały i puścili ową dziewczynę? Ktoś tutaj chyba nieco przesadzał ze swym przekazem i wydaje się że jednak prawdziwsza w tej kwestii jest relacja Roberta de Clari). Należy też pamiętać, że to byli w ogromnej większości ludzie bardzo religijni i dla nich (jak już wcześniej wspomniałem) złamanie raz danego słowa było równoznaczne z pohańbieniem i krzywoprzysięstwem, które skutkowałoby jedynie karą potępienia po śmierci. Oczywiście bogactwo Konstantynopola robiło na nich duże wrażenie i zapewne siłą zdobywali to, czego chcieli (Choniates pisze: "Jeśli któryś próbował ich uspokoić, ci szydzili z niego (...) często wyciągali miecz przeciwko tym, którzy odważali się z nimi dyskutować"), lecz zapewne starali się ograniczać używanie przemocy i mordowanie mieszkańców do minimum (jednak do mordów dochodziło, o czym bezspornie świadczy potępieńczy list papieski Innocentego III z połowy 1205 r., skierowany właśnie do krzyżowców). Ja osobiście nie daję też wiary opisom, takim jak te: "Francuzów i Flamandów ogarnął szał niszczenia. Rozpasany motłoch rozbiegł się po ulicach, rabując wszystko, co błyszczało, niszcząc wszystko, czego nie można było zabrać, zatrzymując się tylko po to, aby mordować i gwałcić (...) Nie oszczędzono ani klasztorów, ani kościołów, ani bibliotek (...) W klasztorach gwałcono zakonnice. (...) Na ulicach konały od ran kobiety i dzieci (...) aż w końcu to piękne miasto obróciło się w ruinę". Być może jednak doszło do kilku naprawdę gorszących scen (jak choćby usadzenia na patriarchalnym tronie nagiej prostytutki, która piła z kielicha mszalnego i śpiewała przy tym sprośne piosenki), ale też nie ma co do tego żadnej pewności (tym bardziej że wszystkie prostytutki, które były dotąd obecne w obozie krzyżowców, zostały przed atakiem z 12 kwietnia odwiezione na okręcie poza rejon walk, aby nie prowokowały sobą rycerstwa i aby mogli się oni skupić na sprawie "Bożej sprawiedliwości" i ukarania podstępnego mordercy Aleksego V). 


  

W każdym razie Robert de Clari twierdził, że łupy pozyskane przez krzyżowców w Konstantynopolu "były to największe zdobycze od czasów Aleksandra Wielkiego" i że ich łączną wartość oszacowano na 900 tys. srebrnych marek, choć wydaje się że prawdziwa wartość łupów była dużo niższa i oscylowała w granicach 300 tys. srebrnych marek. W takim wypadku Frankowie i Wenecjanie podzielili się po połowie zdobytą kwotą, z tym że ci pierwsi byli jeszcze winni tym drugim 50 tys. marek za transport wyprawy, przeto zostało im zaledwie 100 tys. marek do podziału, podczas gdy Wenecjanie zainkasowali 200 tys. Rycerze otrzymali 20 marek na głowę, duchowni i żołnierze jazdy (nie będący rycerzami) 10 marek, zaś zwykli piechurzy po 5 marek. Tak oto zakończyła się historia Cesarstwa Bizantyjskiego (a przynajmniej pewnej jego części) i zaczęło się panowanie zupełnie nowego tworu, efemerydy Zachodu nad Bosforem, zwanej Cesarstwem Łacińskim lub po prostu Romanią - które jednak z każdym kolejnym rokiem słabło, aż wreszcie w 1261 r. zakończyło swe istnienie i ponownie Konstantynopol został opanowany przez Bizantyjczyków z Cesarstwa Nicejskiego (dynastii Laskaris). W każdym razie upadek stolicy wschodniego chrześcijaństwa był niezwykle istotną sprawą, gdyż nigdy wcześniej tych murów nie zdobyły potężne armie Persów, Awarów, Słowian czy Arabów, zaś upadło ono pod mieczem krzyżowców, ogarniętych wizją odzyskania Grobu Chrystusowego w Jerozolimie z rąk Saracenów. Jednak ci sami rycerze, którzy zdobyli miasto, nie byli w stanie długo i skutecznie nim zarządzać - lecz to była już zupełnie inna historia. Dla nas ważnym pozostaje jeszcze że dnia 9 maja 1204 r. głosami 12 elektorów wybrano nowego, łacińskiego cesarza Konstantynopola (doszło tutaj do rywalizacji pomiędzy Bonifacym z Montferratu a Baldwinem IX hrabią Flandrii, zaś ten pierwszy - aby zwiększyć swoje szanse na cesarską koronę - poślubił Małgorzatę, wdowę po Izaaku II Angelosie, co jednak nie spotkało się z aprobatą i było uznane jako próba wywarcia presji na elektorach). Cesarzem został wybrany hrabia Baldwin z Flandrii (Bonifacy był nie do przyjęcia dla Wenecjan, którzy nie chcieli na tronie nowego Cesarstwa zbyt silnego władcy wywodzącego się ze świetnego rodu, dysponującego ogromnym majątkiem, jednocześnie wsławionego jako wódz IV Wyprawy Krzyżowej i mającego poparcie gwardii wareskiej). Nowy cesarz został koronowany w katedrze Hagia Sophia (która to świątynia została przejęta przez katolików), dnia 16 maja 1204 r. i tego właśnie dnia narodził się nowy byt polityczny - Romania, czyli Cesarstwo Łacińskie. Jednocześnie tego samego dnia w Pałacu Bukeleon, dokonał Baldwin drugiej koronacji w obrządku bizantyjskim, która miała dowodzić iż jest władcą zarówno Łacinników jak i Greków. Kilka dni później wybrano pierwszego katolickiego patriarchę Konstantynopola i został nim Wenecjanin - subdiakon Tommaso Morosini. 


PODZIAŁ CESARSTWA BIZANTYJSKIEGO 
WEDŁUG PLANÓW KRZYŻOWCÓW





Jednocześnie zwycięzcy podzielili między siebie zarówno samo miasto, jak i całe Imperium Bizantyjskie tak, iż większą część Konstantynopola z pałacami: Blacherny, Bukeleon i Wielkim Pałacem otrzymał cesarz Baldwin Flandryjski, natomiast katedrę Mądrości Bożej (Hagia Sophia), dzielnicę Wenecką, Pizańską i część Platei dostali Wenecjanie (rugując stąd swych konkurentów handlowych Genueńczyków i Pizańczyków). Poza tym w granicach Cesarstwa Romanii znalazły się: Anatolia, Tracja oraz wyspy Lesbos, Chios i Samos. Bonifacy z Montferratu otrzymał władzę w Tessalii i Macedonii - tworząc tam królestwo Tessalonik. Peloponez dostał się w ręce Wilhelma Champlitte i powstało tam księstwo Achai (do którego pretensję wnosili jednak Wenecjanie). Powstało też księstwo Aten - które otrzymał (w 1205 r. z rąk Bonifacego) Otton de la Roche. Wenecja zaś zajęła handlowe miasta Metone i Koron na Peloponezie, Dyrrachion i Raguza w Dalmacji, wyspy: Kretę, Eubeę (zwaną Negropontem) i Naksos oraz porty w Gallipoli i Rhaedestos na Morzu Marmara. Natomiast bizantyjska arystokracja, która zbiegła ze stolicy przed krzyżowcami i dotarła na prowincję, musiała żyć często w bardzo trudnych warunkach, będąc jednocześnie przedmiotem drwin swych dotychczasowych poddanych, którzy szydzili z nich jawnie, widząc niedawnych panów i wszechwładnych poborców podatków - teraz proszących jedynie o nieco strawy. Lud witał też owych, łacińskich panów, jako swych obrońców (głównie przed fiskalnym wyzyskiem dotychczasowych władców, którzy łupili lud niemiłosiernie, sami zaś opływając w ogromne bogactwa), jednak te nadzieje szybko zostały skonfrontowane z ponurą rzeczywistością, gdyż nowi panowie również nakładali swoje podatki, a poza tym wprowadzili dodatkowy podatek od wyznawania "wiary greckiej", zmuszając wyznawców prawosławia do płacenia pieniędzy na wsparcie Kościoła Katolickiego (lecz na poziomie parafii nic się nie zmieniło i Bizantyjczycy nadal mogli swobodnie wyznawać swą wiarę, a jedynie na wyższych szczeblach hierarchii duchownej biskupów prawosławnych zastapili katoliccy). 

Zaczął się też od razu (w niektórych miejscach) rodzić bunt przeciwko rządom Łacinników i tak jeszcze w kwietniu 1204 r. dwaj bracia - Aleksy i Dawid Komnen (wnukowie Andronika I) opanowali Trebizond nad Morzem Czarnym, tworząc tam jedno z miejsc zorganizowanego oporu. W Epirze (który miał co prawda przypaść Wenecji, ale ta nie była w stanie opanować go w całości i poprzestała jedynie na kilku nadbrzeżnych portach) władzę swą ustanowił Michał Angelos (kuzyn cesarzy: Izaaka II i Aleksego III), zaś Teodor Laskaris ("wymuszony cesarz") stał się władcą Nikei i powstałego wokół niej Cesarstwa Nicejskiego. Tak oto na gruzach Imperium Bizantyjskiego, narodziły się trzy dodatkowe twory, kontynuujące dawną grecką tradycję Konstantynopola). A tymczasem 7 listopada papież Innocenty III w swym liście do przywódców krucjaty zadeklarował wzięcie w opiekę nowego Cesarstwa Romanii, uznanie patriarchy Morosiniego i zdjęcie klątwy nałożonej na Wenecjan po zdobyciu Zadaru. Tak oto powstał zupełnie nowy twór polityczny na wschodzie Europy, lecz w zakresie zainteresowań papieża były również i inne kierunki działań, jak choćby kwestie walk z Maurami w Hiszpanii, zorganizowania kolejnej krucjaty do Ziemi Świętej jak również w północno-wschodnich rubieżach Europy, do krajów pogańskich Prusów i Litwinów (o czym również warto wspomnieć), czy też walk z nową, niebezpieczną dla papiestwa sektą rodzącą się w południowej Francji, zwaną... Albigensami.     






 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz