Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 października 2021

KSIĄŻĘ - Cz. IV

CZYLI RZECZ O FRYDERYKU AUGUŚCIE I

 
 



KSIĘSTWO WIELKICH NADZIEI

Cz. II






 
 Gdy 15 kwietnia 1809 r. o godzinie siódmej rano, armia arcyksięcia Ferdynanda Karola d'Este przekraczała Pilicę pod Nowym Miastem (książę Józef Poniatowski - który na mocy rozkazu króla Fryderyka Augusta I z 21 marca, pełnił funkcję Naczelnego Wodza Wojska Polskiego - dowiedział się o tym dopiero o godzinie ósmej tego samego dnia) Wojsko Polskie wyszło z Warszawy (1, 2, 6 i 8 pułk piechoty, 2 pułk jazdy, artyleria oraz korpus saski) i skierowało się pod wieś Raszyn, gdzie rozbito obóz. 16 kwietnia w Warszawie zebrała się Rada Stanu Księstwa Warszawskiego (pod przewodnictwem Stanisława Kostki Potockiego) i na mocy królewskiego dekretu z 25 marca, powołała do życia warszawską Gwardię Narodową (powołani zostali do niej wszyscy mężczyźni od 16 do 60 roku życia). Ci, którzy nie mieli własnej broni, otrzymali karabiny z arsenału (gdzie znajdowało się 60 000 sztuk). Dowódcą warszawskiej Gwardii Narodowej mianowany został Francuz - pułkownik Sebastian Louis Saulnier. Rada Stanu zarządziła również umocnienie Szańców Kościuszkowskich i do tych prac werbowano ludność miasta (prócz Gwardii Narodowej również obecna była młodzież szkolna i kobiety). Rada Stanu powołała następnie w całym kraju pospolite ruszenie, wyznaczając dowódców poszczególnych departamentów (warszawskiego - książę Stanisław Jabłoński, poznańskiego - wojewoda Józef Wybicki - autor polskiego hymnu narodowego - Mazurka Dąbrowskiego, płockiego - prefekt Antoni Garczyński, kaliskiego - prefekt Rajmund Rembieliński, łomżyńskiego - prefekt Szymon Lasocki, i bydgoskiego - prefekt Antoni Gliszczyński). 18 kwietnia zaś, wydana została odezwa do narodu, w której (m.in.) zapisano, jak to 126 lat wcześniej oręż polski króla Jana III Sobieskiego ocalił Wiedeń oraz monarchię Habsburgów przed Turkami, za co Austria winna jest teraz Polsce swą wdzięczność.

Armia austriacka składała się z siedmiu pułków piechoty, czterech pułków jazdy i dwóch pułków stojących w odwodzie, oraz 94 dział artylerii. Łącznie armia ta liczyła ponad 30 000 żołnierzy (kilka pułków zostało przetrzebionych dezercjami Polaków z Galicji, zwerbowanych siłą do armii habsburskiej, ale i tak ogromna większość tego wojska, składała się z wypróbowanego w bojach żołnierza austriackiego lub węgierskiego). Arcyksiążę Franciszek Karol miał za zadanie szybki marsz ku Warszawie, opanowanie miasta, zmuszenie do kapitulacji Wojska Polskiego i wyeliminowanie Księstwa Warszawskiego z dalszej wojny, a następnie przerzucenie swych sił na front niemiecki i wsparcie arcyksięcia Karola Ludwika Habsburga w zmaganiach z Francuzami. Polaków księcia Józefa Poniatowskiego było pod Raszynem zaledwie 12 000 (z 32 działami) i było pewne, że jeśli bitwa zostanie przegrana, to Warszawa z pewnością wpadnie w austriackie ręce, gdyż Szańce Kościuszkowskie były w opłakanym stanie (a zaczęto je naprawiać dopiero 17 kwietnia), zaś Wały Zygmuntowskie (z 1621 r.) już prawie nie istniały. Najlepiej przygotowana do obrony była Praga, czyli prawobrzeżna część Warszawy (tam dowodził obroną major Józef Hornowski - niezwykle barwna postać epoki napoleońskiej) ale główne miasto praktycznie było bezbronne. W nocy z 17 na 18 kwietnia, major Hornowski wyprowadził z praskiego garnizonu 110 żołnierzy (80 piechoty i 30 jazdy) i pod Grzybowem natarł na zbliżających się od strony Pragi 200 austriackich huzarów, rozbił ich i zmusił do ucieczki (straty austriackie wynosiły 40 zabitych i rannych) a następnie powrócił do miasta. Było to pierwsze starcie tej wojny na odcinku polskim.




Bitwa raszyńska rozpoczęła się 19 kwietnia nad ranem, gdy kawaleria gen. Aleksandra Różnieckiego, starła się w boju pod Nadarzynem z przednią strażą jazdy arcyksięcia Ferdynanda Karola. Bitwa ta została wygrana, poległo i zostało rannych ok. 100 Austriaków, a drugie tyle pochwycono w niewolę. Właściwa bitwa zaczęła się jednak ostrzałem artyleryjskim w rejonie wsi Falenty o godzinie drugiej po południu. O godzinie trzeciej, Austriacy zdobyli tamtejszy lasek olszowy i wieś Falenty, wypierając stąd piechotę gen. Michała Sokolnickiego. Widząc cofający się w nieładzie 8 pułk piechoty, książę Józef Poniatowski doskoczył konia i stanąwszy na czele 1 pułku piechoty, ruszył na nieprzyjaciela i odzyskał Falenty wraz z całym okolicznym laskiem. Wkrótce jednak nadeszły austriackie posiłki a dysproporcja wynosiła już trzech do jednego i utrzymać się tam nie było łatwo. Cała wieś Falenty płonęła, więc żołnierze się stamtąd pospiesznie wycofali pod ogniem austriackich kartaczy. Austriacy jednak ponawiali ataki i wówczas poległ w boju dowódca 8 pułku - pułkownik Cyprian Godebski (January Suchodolski namalował potem obraz "Śmierć Cypriana Godebskiego pod Raszynem"). Ten legionista, wsławił się w wielu bitwach stoczonych we Włoszech i w Niemczech, został poważnie ranny pod Weroną, odznaczył się pod Hohenstadt i Hohenlinden, a po powstaniu Księstwa Warszawskiego powrócił do Ojczyzny i osiadł w Warszawie. W bitwie pod Raszynem został ranny trzykrotnie, z czego drugi postrzał, prosto w pierś był śmiertelny (dwa pozostałe otrzymał w lewą i prawą nogę), choć zgon nie nastąpił od razu i trwał aż do wieczora. a jego żołnierze wynieśli go z pola bitwy, przebiwszy się tam bagnetami przez austriacki oddział (po śmierci Godebskiego, w dowód jego uznania i talentu poetyckiego, król Fryderyk August I przeznaczył wdowie po nim 4000 złotych dożywotniej pensji, zaś hrabina Stanisławowa Potocka zapisała jego dwóm małoletnim synom - 20 000 złotych, z której odbierali procent, do czasu uzyskania pełnoletności, a potem suma ta została im przekazana).

Rozpoczął się więc odwrót w kierunku Raszyna (podczas którego ranny został - dość pechowy  - gen. Fiszer, który w prawie każdej bitwie odnosił jakąś ranę). Austriacy uderzyli teraz na samą wieś Raszyn, oraz na Jaworowo i Michałowice i choć początkowo zajęli część Raszyna, to jednak szybko zostali stamtąd wyparci, a ponawiane przez nich ataki na niewiele się zdały. O godzinie dziewiątej wieczór Austriacy wycofali się spod Raszyna do Falent, a obie armie odgradzał teraz most na rzece Utrata ("Utrato, ty moja Utrato"). Bitwa została nierozstrzygnięta i co prawda Polakom nie udało się jej wygrać, ale też jej nie przegrali, zaś Austriacy - pomimo prawie trzykrotnej przewagi liczebnej, nie byli w stanie wyprzeć wojsk Poniatowskiego z Raszyna i w czasie walk ponieśli duże straty (poległo ponad 800 Austriaków a 1600 zostało rannych). Wojsko Polskie również odnotowało straty (450 zabitych, 900 rannych, a 40 dostało się do niewoli). W bitwie pod Raszynem uczestniczył również (dowodząc wystawioną na własny koszt baterią artylerii) Włodzimierz Potocki - syn owego targowiczanina - Szczęsnego Potockiego (twierdził bowiem, iż pragnie krwią własną wobec Ojczyzny, zmazać zdradę i hańbę swego ojca. Nie był też w tym jedyny - wielu bowiem potomków tych, spośród zaprzańców z czasów upadku państwa, walczyło potem mężnie za odrodzenie dawnej Rzeczpospolitej aby zmyć ze swego nazwiska hańbę rodzicielskiej zdrady). Ówczesne bitwy miały jeszcze to do siebie, że często były też ciekawym widowiskiem dla postronnych cywili, którzy zjeżdżali się tam niczym na piknik, aby obserwować toczących krwawe boje żołnierzy. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to nieco przerażające, ale wówczas taka była specyfika wojen i bitwa pod Raszynem pod tym względem niczym się nie różniła, a mieszkańcy Warszawy też tłumnie obserwowali zmagania obu armii (i tu od razu przypomniał mi się widok tłumów, które zjechały z Waszyngtonu - niby na piknik - w czasie pierwszej bitwy amerykańskiej Wojny Secesyjnej, bitwy po Bull Run z marca 1861 r., gdzie siły Południa, dowodzone przez Thomasa "Kamienną Ścianę" Jacksona, powstrzymały nacierające wojsko Unii, a bitwa zamieniła się ostatecznie w pogrom sił US Army. Te tłumy cywilnych mieszkańców Waszyngtonu, zebranych całymi rodzinami z kocami i prowiantem, niczym na pikniku, które potem zbiegały się do ucieczki - ujrzałem w filmie "Północ-Południe". To była kapitalna scena).




Po bitwie pod Raszynem, saski gen. Polentz pożegnał się z księciem Poniatowskim i wraz z 2000 swoich żołnierzy (trzy bataliony piechoty, dwa szwadrony huzarów i 12 dział, które w bitwie raszyńskiej wielce dopomogły obrońcom) ruszył do Saksonii, gdzie od 22 marca 1809 r. przebywał już król Fryderyk August I (bardziej się on  bowiem obawiał austriackiego ataku na Saksonię - która nie była przygotowana do wojny, a poczynania saskich "jenerałów" - w większości pamiętających jeszcze czasy wojen Fryderyka Wielkiego i mentalnie wciąż żyjących w XVIII wieku - były wprost odpychające. Sklerotyczni generałowie: Cerrini, Zastrow czy Oebschelwitz oraz kilku innych, nie czyniło wiele więcej w sprawach wojskowości, poza robieniem pończoch na drutach i szyciem koszul, oraz odstępowaniem broni z saskich arsenałów tym, którzy tego pragnęli - w tym również Prusakom, gdzie poszło ponad 10 000 karabinów, a przecież Prusy nie były wówczas wcale pewnym krajem, gdyż tamtejsza "Partia Wojenna" starała się nakłonić Fryderyka Wilhelma III do wojny z Francją i Polską u boku Austrii. Mimo to ci sascy generałowie mieli to wszystko gdzieś i postępowali tak, jakby niebezpieczeństwo ze strony Prus sprzymierzonych z Austrią w ogóle nie mogło się zdarzyć i zagrozić Saksonii. Zresztą dumni z siebie i mający wysokie mniemanie o własnych talentach, a odznaczający się zwykłą tępotą umysłową - potrafili tylko okazywać butę i arogancję swym podwładnym, a jednocześnie płaszczyli się haniebnie przed królewskimi dworzanami niczym sterowane kukiełki. Nic więc dziwnego, że zarówno Fryderyk August, jak i sam Napoleon Bonaparte uważali Saksonię za znacznie bardziej zagrożoną atakiem, niźli Księstwo Warszawskie). Odwrót Sasów był dużym ciosem dla Poniatowskiego, bowiem jeszcze bardziej uszczuplał jego wątłe siły, ale na ich przybycie mocno nalegał sam marszałek Jean Baptiste Bernadotte, dowodzący wówczas obroną Saksonii (zresztą należy tutaj dodać, że Sasi nie opuścili Polaków przed bitwą pod Raszynem, w obawie aby nie zarzucono im tchórzostwa. Odeszli dopiero wówczas, gdy mieli pewność, że nie sprowadzi to ujmy na ich honorze).




O godzinie dziesiątej wieczór, na polu bitwy pod Raszynem zjawili się (przybywszy osobno) generałowie: Jan Henryk Dąbrowski (który na wieść o wyniku bitwy podał Poniatowskiemu dłoń, choć wcześniej obaj nie darzyli się sympatią) oraz Józef Zajączek. Wówczas książę Józef Poniatowski zwołał naradę wojenną. Uradzono wycofać się do Warszawy, w obawie przed kolejnym atakiem Austriaków i tak też uczyniono o godzinie jedenastej w nocy, zebrawszy z pola walki wszystkie działa (poza dwiema armatami, które ugrzęzły w błocie) cofnięto się do okopów warszawskich (ciągnących się od rogatek Czerniakowa do Mokotowa) które uzbrojone były w 46 armat. 20 kwietnia nad ranem, do Warszawy przybyło 800 żołnierzy kapitana Rybińskiego, oraz 12 pułk piechoty gen. Weissenhoffa z Torunia, dzięki czemu armia Poniatowskiego znów wróciła do liczby 12 000 żołnierzy. Siły te jednak były wybitnie niewystarczające aby powstrzymać Austriaków i było pewne że Warszawy utrzymać się nie da. Austriacka konnica pojawiła się na rogatkach miasta już około południa 20 kwietnia, ale celny ogień z dział, zmusił ją do odwrotu. Był to jednak zaledwie zwiad, a główny atak nastąpił ok. godziny drugiej po południu. Atak tyralierą został jednak powstrzymany i obawiając się że Warszawa zamieniona została w twierdzę, postanowił arcyksiążę Ferdynand Karol wysłać swego parlamentariusza (godzina trzecia po południu) do polskiego obozu z prośbą o rozmowę. Książę Józef przyjął tę propozycję i ok. czwartej godziny spotkał się z arcyksięciem w karczmie za rogatkami Jerozolimskimi. Według Piotra Strzyżewskiego (szefa szwadronu 3 pułku ułanów) Ferdynand Karol zapytał wówczas Poniatowskiego: "Książę, jaki masz zysk bić się za Napoleona?", na co ten mu odpowiedział: "Zysk to dla mnie wielki, przeto walczyć mogę przeciw wojsku waszej arcyksiążęcej mości". Ferdynand Karol zaproponował kapitulację, ale na nią Poniatowski zgodzić się nie chciał, dlatego też uzgodniono jedynie zawieszenie broni na 24 godziny. Na drugi dzień ponownie zjechano się do tej samej karczmy i ułożono tam umowę, na mocy której Wojsko Polskie miało się ewakuować z Warszawy w pełnym uzbrojeniu w ciągu 48 godzin, licząc od piątej po południu 21 kwietnia 1809 r. Austriacy - po upływie tego czasu - mogli zająć Warszawę, ale nie wolno im było nakładać na mieszkańców żadnej kontrybucji wojennej. Rząd i urzędnicy miejscy mieli pięć dni na opuszczenie miasta a po tym czasie było to już niemożliwe. Chorzy i ranni znaleźć się mieli pod opieką austriackiej armii, a gdy dochodzili do zdrowia, mogli bez przeszkód udać się do swoich jednostek (zobaczcie jaka kultura wówczas panowała- a teraz porównajmy to z II Wojną Światową, gdzie w dużej większości efektem umów kapitulacyjnych było wymordowanie jeńców lub inne tego typu szykany).




Tak oto, przy powszechnym oburzeniu mieszkańców Warszawy (książę Poniatowski został np. obrzucony zgniłymi jajami, pomidorami a nawet... kamieniami) rozpoczęto ewakuację wojska i administracji Księstwa ze stolicy. Senat i Rada Stanu wyjechały do Torunia, rząd do Tykocina, amunicję i broń wysłano na statkach Wisłą do Modlina. 23 kwietnia o czwartej po południu Wojsko Polskie ustąpiło z Warszawy i przez Pragę skierowało się do Serocka, a wkrótce potem do stolicy wkroczyły austriackie "białasy". Pozostała jeszcze jedna kwestia, która nie została wówczas uzgodniona, a mianowicie rola Pragi i tamtejszego umocnionego garnizonu majora Hornowskiego, który nie zamierzał się ani poddać, ani stamtąd ustępować. Wytworzyła się przeto dość dziwna sytuacja, gdy oficjalnie Austriacy opanowali Warszawę, ale nie całą, bez jej prawej części, a poza tym utknęli tutaj na prawie trzy tygodnie, co było zabójcze dla losów wojny (przecież armia arcyksięcia Ferdynanda Karola, która bezczynnie stała w Warszawie, mogła się przydać choćby w bitwie pod Wagram, a poza tym gdyby arcyksiążę miał więcej oleju w głowie, to ruszyłby czym prędzej na północ, do Torunia i potem połączył się z Prusakami, a następnie spróbował wywołać antyfrancuskie powstanie w Niemczech, a tymczasem siedział on w Warszawie, a książę Józef Poniatowski "odkrajał" od Austrii polską Galicję. W niemieckim piśmie "Minerwa" - wydawanym w tym samym czasie - chyba w Wiedniu, ale nie jestem tego pewien - pod redakcją Archenzoltza, obwiniał on właśnie arcyksięcia o przegraną kampanię tymi oto słowy: "Kapitulacja Warszawy przywiodła arcyksięcia Ferdynanda o utratę jego wojska i obu Galicji (...) Z tego się pokazuje, że Austria łagodnym swym postępowaniem chciała odciągnąć od Francji ludy z nią sprzymierzone, i tym sposobem można by wytłumaczyć dlaczego arcyksiążę Ferdynand po bitwie pod Raszynem nie uderzył na Warszawę; czemu chcąc koniecznie zawrzeć kapitulację, nie wymógł na wojsku polskim, żeby w tej wojnie przeciwko Austrii nie walczyło, i czemu przynajmniej w konwencji nie objął mostu warszawskiego na Wiśle i warownego przedmieścia Pragi; czemu na koniec, zamiast zajmowania się bezbronną stolicą dozwolił wojsku polskiemu wyjść ze wszelkimi zapasami za Wisłę do twierdz warownych, skąd książę Józef miał wolny wstęp do bezbronnych Galicji austriackich; dlaczego dozwolił wynieść się z Warszawy najważniejszym osobom należącym do rządu i uprowadzić z sobą wszelkiej wagi sprzęty wojenne, archiwa itp".

Aby uświadomić sobie bezczynność Ferdynanda Karola (lub przynajmniej postarać się go w jakiś sposób usprawiedliwić) warto też przyjrzeć się, jak wyglądała wówczas sytuacja na innych odcinkach tej wojny i czy upadek Wiednia (do którego Napoleon Wielki wkroczył 13 maja 1809 r.) była pewnym wyjaśnieniem postępowania arcyksięcia? 
 



 
 CDN.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz