NA PODSTAWIE RELACJI RZĄDOWYCH,
INSTRUKCJI I ARTYKUŁÓW PRASOWYCH
DZIEŃ PO DNIU
od 5 stycznia do 27 grudnia 1939 r.
NIECHCIANY SOJUSZ
CZYLI RELACJE POLSKO -NIEMIECKIE
(1934-1939)
Cz. II
ZBLIŻENIE POLSKO-SOWIECKIE
(1932)
Cz. I
"NIEPODLEGŁA POLSKA JEST BARDZO NIEBEZPIECZNA DLA ROSJI SOWIECKIEJ, JEST TO ZŁO, KTÓRE W OBECNYM CZASIE MA JEDNAK SWOJE DOBRE STRONY - PONIEWAŻ DOPÓKI ISTNIEJE - MOŻEMY SPOKOJNIE LICZYĆ NA NIEMCY: NIEMCY BOWIEM NIENAWIDZĄ POLSKI I W KAŻDEJ CHWILI GOTOWI SĄ POŁĄCZYĆ SIĘ Z NAMI, ABY ZDŁAWIĆ POLSKĘ... NIEMCY CHCĄ ODWETU, MY - CHCEMY REWOLUCJI. NA DZIŚ NASZE CELE SĄ TAKIE SAME"
TOWARZYSZ WŁODZIMIERZ ILICZ LENIN
12 października 1920 r. zawarty został w Rydze rozejm na froncie polsko-bolszewickim (miał wejść w życie 18 października), gdy po zwycięstwach w bitwach pod Warszawą (13-25 sierpnia), nad Niemnem (20-28 września), pod Lwowem (25 lipca - 10 października) i pod Komarowem (31 sierpnia - była to największa i ostatnia bitwa kawaleryjska XX wieku, w wyniku której 1 Dywizja Jazdy gen. Józefa Rómmla - co najmniej czterokrotnie mniej liczna - praktycznie całkowicie rozbiła 1 Armię Konną Siemiona Budionnego, siejącą postrach wśród armii carskich oficerów w czasie Rosyjskiej Wojny Domowej), Armia Czerwona (osiem armii sowieckich skierowanych na podbój Europy) praktycznie przestała wówczas istnieć. Naczelny Wódz - Józef Piłsudski, wiedząc że taki rozejm wkrótce nastąpi, starał się czym prędzej rozciągnąć front i zająć jak najwięcej ziem na Wschodzie, aby mieć jak najdogodniejszą kartę przed ostatecznym zawarciem traktatu pokojowego (poza tym, być może łudził się jeszcze odnowieniem idei federacyjnej, Polski i narodów leżących między Rosją). 15 października Wojsko Polskie (4 Armia gen. Leonarda Skierskiego) o godz. 13:30 wkroczyło do Mińska. Ponieważ jednak (według ustaleń konferencji pokojowej w Rydze) miasto to miało się znaleźć po sowieckiej stronie, jeszcze tego samego dnia Naczelne Dowództwo wydało rozkaz o natychmiastowym wycofaniu oddziałów z Mińska (rozpoczęło się o godz. 18:00). 18 października 1920 r. o północy na całej długości frontu polsko-sowieckiego (ciągnącej się od Święcian na Wileńszczyźnie, poprzez Słuck na Białorusi, Sławutę na Ukrainie aż do rzeki Zbrucz ustały wszelkie walki. Teraz ostateczny kształt granicy polsko-sowieckiej miała ustanowić konferencja pokojowa w Rydze. Rosja Sowiecka tę wojnę przegrała (pomimo deklaracji Lenina z 21 listopada1920 r., w której mówił on: "Towarzysze! Zwycięstwo, które pomimo porażki pod Warszawą odniosła w ostatecznym wyniku Armia Czerwona, ma szczególnie wielkie znaczenie"). Nie udało jej się nie tylko zanieść "płomienia rewolucji" na Zachód Europy, ale nawet zająć lub podporządkować sobie Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Polska zaś, kraj, który narodził się niecałe dwa lata wcześniej, zdołała udowodnić swoją żywotność, nieposkromioną chęć istnienia, ugruntować swoją niepodległość, a także (po raz któryś już z kolei) ocalić Zachód przed widmem bolszewizmu.
Rozmowy pokojowe z Sowietami trwały od lipca 1919 r. (niewypowiedziana polsko-bolszewicka wojna oficjalnie rozpoczęła się 14 lutego 1919 r. starciem pod Mostami nad Niemnem, oraz wyparciem Armii Czerwonej z Berezy Kartuskiej przez oddział kapitana Piotra Mienickiego) w Białowieży (w tamtejszej leśniczówce). Tam też wysłannik Lenina - Julian Marchlewski ps. "Karski" lub "Kujawski", w rozmowie z Józefem Beckiem (ojcem późniejszego ministra spraw Zagranicznych Polski), miał stwierdzić: "Możemy się kłócić, zwalczać nawet nawzajem. Ale nie możemy sobie wyobrazić, aby przywódcy Polskiej Partii Socjalistycznej, aby Józef Piłsudski, twórca ongiś "Organizacji Bojowej PPS", bohater manifestacji zbrojnej na Grzybowie, zamachu na Skałona (Gieorgij Skałon był carskim generał-gubernatorem polskich ziem Królestwa Kongresowego w latach 1905-1914), na wołyński pułk lejbgwardii pod Łapami w 1907, na pociągi pod Pruszkowem, Rogowem i Bezdanami, mógł się dzisiaj zdecydować na popieranie carskich generałów, admirałów i żandarmów (trwała wówczas południowa ofensywa Ochotniczej Armii gen. Antona Denikina na Ukrainę i w kierunku Wołgi oraz Moskwy, dlatego też Sowietom bardzo zależało na wstrzymaniu działań wojennych na froncie polskim). Kontynuował więc: "Wasze oddziały posuwają się w głąb Rosji", na co Beck miał dodać: "Nie w głąb Rosji, lecz w głąb dawnych ziem Rzeczypospolitej Polskiej". Marchlewski starał się uzyskać wstrzymanie polskiej ofensywy do czasu, aż Armia Czerwona ostatecznie pokona wojska gen. Denikina. W Białowieży nie uzgodniono ostatecznego porozumienia w tej kwestii (rozmowy tam zakończyły się 30 lipca 1919 r.) i stało się to dopiero podczas kolejnych negocjacji w Mikaszewiczach (w pociągu stojącym na bocznicy kolejowej), toczonych od 10 października do 13 grudnia 1919 r. (w tym czasie Wojsko Polskie na froncie wschodnim zatrzymało się na linii Berezyna-Prypeć-Słucz-Boh). Józef Piłsudski wstrzymał ofensywę celowo, aby Sowieci mogli się rozprawić z wojskami Denikina, gdyż zdawał sobie sprawę, że jeśli bolszewicy zostaną pokonani przez tzw.: "białych generałów", to międzynarodowe położenie odrodzonego państwa polskiego ulegnie pogorszeniu. Dlaczego? Ponieważ nowy rząd rosyjski - bez względu na to czy carski, czy też republikański - posiadał poparcie mocarstw zachodnich, a głównie Francji, Wielkiej Brytanii i USA. A ponieważ Rosja była sojusznikiem tych państw podczas I Wojny Światowej, przeto dążyliby oni do zapewnienia jej dogodnych granic, natomiast jeśli "biali" przegraliby i w Rosji utrzymają się "czerwoni" - którzy nie mają (oficjalnego) poparcia Zachodu, to wówczas pozycja Polski, jako bastionu przed zagrożeniem bolszewizmem znacznie by wzrosła. A poza tym można było wówczas siłą militarną kształtować nową rzeczywistość polityczną nie tylko w kwestii granic, ale również w sprawie odrodzenia innych państw na linii Polska-Rosja, stanowiących bufor przed jej ewentualnym atakiem. Gdy więc bolszewicy rozprawili się już z Denikinem, w drugiej połowie grudnia 1919 r. wojna polsko-sowiecka została wznowiona.
19 lutego 1920 r. Józef Piłsudski przedstawił rządowi swoją koncepcję przyszłego pokoju Polski z Sowiecką Rosją. Najważniejszym celem było doprowadzenie do... rozczłonkowania Rosji na możliwie jak największą liczbę niepodległych państw (i tą koncepcja uważam za nieśmiertelną i ciekawą również w XXI wieku), mających stanowić bufor na wschodniej granicy Polski, a także radykalnie ograniczyć siłę zbrojną owej okrojonej Rosji. 8 marca rząd zaś przyjął zasady, na mocy których można rozpocząć z Sowiecką Rosją rozmowy pokojowe. Najważniejszy punkt mówił wówczas o zrzeczeniu się przez Rosję wszystkich ziem Polski w granicach z 1772 r. (czyli sprzed Pierwszego Rozbioru), co oczywiście nie znaczyło, że Polska zamierza zająć te wszystkie ziemie bezpośrednio - granica wschodnia Polski miała bowiem biec od Wileńszczyzny przez Polesie do Zbrucza, a na pozostałych terenach miały powstać niezależne - choć sprzymierzone z Polską na zasadach konfederacji - państwa: Litwa, Białoruś i Ukraina. Na sowieckie propozycje pokojowe, strona polska wysłała notę ultymatywną (w nocy z 6 na 7 kwietnia 1920 r.) z żądaniem przyjęcia polskich warunków. Potem rozpoczęła się ofensywa ukraińska (25 kwietnia), zakończona wkroczeniem Wojska Polskiego (i sprzymierzonych oddziałów ukraińskich atamana Semena Petlury) 7 maja 1920 r. do Kijowa (o godz. 16:00). Zdobycie tego miasta, utraconego 18 stycznia 1654 r. (w ugodzie perejesławskiej wraz z całym Hetmanatem na rzecz Moskwy i pomimo świetnej ofensywy roku 1660 r. w wyniku której większa cześć armii rosyjskiej została rozbita, a ziemie prawie całej Litwy i Ukrainy wyzwolone, pomimo kilkukrotnego odcinania miasta od dostaw z Moskwy - sierpień-listopad, grudzień 1658, luty-maj, lipiec-wrzesień 1659, grudzień 1663 - kwiecień 1664, Kijów już więcej do Polski nie powrócił. Jednak w traktacie pokojowym z Andruszowa - 30 stycznia 1667 r. miasto miało wrócić do Rzeczpospolitej po dwóch latach, tak się jednak nie stało, a w traktacie Grzymułtowskiego z maja 1686 r. Rzeczpospolita oficjalnie zrzekała się Kijowa na rzecz Moskwy). Było to wielkie święto w całym kraju. 18 maja 1920 r. gdy Naczelny Wódz powrócił do Warszawy, zgotowano mu tutaj wręcz królewskie powitanie. Marszałek sejmu - Wojciech Trąpczyński po mszy przed kościołem św. Aleksandra (gdzie odśpiewano Te Deum) zwrócił się do Józefa Piłsudskiego tymi słowy: "Sejm cały przez usta moje wita cię, wodzu naczelny, wracającego ze szlaku Bolesława Chrobrego. Od czasów Kircholmu (1605) i Chocimia (1621 i 1673) naród polski takich triumfów oręża swego nie przeżywał. Zwycięski twój pochód na Kijów dał narodowi poczucie własnej siły, wzmocnił wiarę we własną przyszłość, wzmógł jego dzielność duchową. W tobie, naczelny wodzu, widzimy symbol ukochanej naszej armii, armii o takiej sile, jakiej naród nasz nawet w swoich najświetniejszych czasach nie posiadał". Był to największy militarny triumf Józefa Piłsudskiego w jego życiu, którego nigdy wcześniej, ani też nigdy później (nawet po zwycięstwach w Bitwie Warszawskiej i Bitwie Niemieńskiej - znacznie ważniejszych przecież) nie doświadczył. Wówczas nawet niechętna Piłsudskiemu prawica (Narodowa Demokracja) wydała komunikat, iż: "Brygadier Piłsudski dobrze przysłużył się narodowi".
Triumf pod Kijowem był jednak krótkotrwały i wkrótce przyszło załamanie na froncie, gdy 5 czerwca 1920 r. ruszyła tam ofensywa Siemiona Budionnego i 11 czerwca Wojsko Polskie musiało wycofać się z zagrożonego otoczeniem Kijowa. 4 lipca 1920 r. ruszyła jeszcze północna ofensywa Armii Czerwonej gen. Michaiła Tuchaczewskiego, która spowodowała krótkotrwałe załamanie frontu i szybką (ale zorganizowaną) ewakuację armii w kierunku Warszawy i Wisły. Bitwa Warszawska zatrzymała w sierpniu sowieckie postępy militarne, a Bitwa Niemeńska ostatecznie zakończyła tę wojnę rozbiciem czterech, ponownie gotowych do ataku sowieckich armii. Jednak w chwili sowieckich triumfów i ciągłego wycofywania się wojsk polskich, politycy (głównie narodowi, ludowi a nawet socjalistyczni) uważali że tylko pomoc Zachodu może ocalić w tej chwili Polskę od całkowitej katastrofy i na odbywającą się w belgijskim Spa konferencję, przybył polski premier - Władysław Grabski (jeszcze 8 maja 1920 r.). Brytyjski premier - David Lioyd George starał się teraz wymusić jak największe ustępstwa na Polsce, mając jej za złe "opór" i "krnąbrność", oraz to, że przez długi czas Polska sama prowadziła swoją politykę, bez oglądania się mocarstwa zachodnie, a tym samym (Lioyd George) był praktycznie bezradny w swej polityce wschodniej. Francja zaś - dotąd przychylna Polsce (choć nie spodobał jej się marsz Piłsudskiego na Kijów i sojusz z ukraińskim atamanem - Semenem Petlurą) po ustąpieniu ze stanowiska premiera, francuskiego "tygrysa" Georges'a Clemenceau i prezydenta Raymonda Poincare'a, przy nijakim Alexandrze Millerandzie obecnym w Spa - była niezwykle podatna na presję Londynu. Brytyjski premier domagał się od Grabskiego nie tylko podjęcia rozmów pokojowych z bolszewikami, ale również szybkiego ułożenia stosunków z innymi sąsiadami Polski (głównie Litwą i Czechosłowacją), a także wyrzeczenia się "polskiej zaborczości". W tym samym czasie w Londynie przebywał (od 27 maja 1920 r.) sowiecki wysłannik - Leonid Krasin, który miał negocjować kwestie zawarcia umowy handlowej pomiędzy Wielką Brytanią a sowiecką Rosją. Lioyd George myślał jednak o czymś więcej, o wypracowaniu "wszechstronnego porozumienia" politycznego, który obejmowałby również kwestie militarne i geopolityczne. 7 czerwca, w swym przemówieniu przed Izbą Gmin, stwierdził: "Rosja ma zasadnicze znaczenie dla Europy. Rosja ma zasadnicze znaczenie dla świata (...) Musimy brać rządy takimi, jakimi one są gdzie indziej, i dziękować Bogu za to, jakie mamy szczęście" (że żyjemy tutaj, a nie tam - tego jednak nie dopowiedział, ale tak to wynikało z jego słów). To właśnie Lioyd George rzucił hasło: "pokój przez handel", które jednak było zabójcze dla toczącej swój śmiertelny bój o życie Polski.
Przeciw takiej polityce protestowała Francja, a Millerand na spotkaniu z Lioyd'em George'm 20 czerwca w Hyte, ostro skrytykował dystansowanie się Wielkiej Brytanii od Francji i walczącej z bolszewikami Polski. 29 czerwca Rosja Sowiecka domagała się od Londynu zorganizowania wielkiej konferencji, na której Wielka Brytania i Rosja potwierdziłyby swój "mocarstwowy status". Brytyjskiemu premierowi bardzo zależało bowiem na zawarciu umów handlowych z bolszewicką Rosją, a droga do tego wiodła poprzez zawarcie pokoju na Wschodzie, a tym samym na wymuszeniu od Polski przyjęcia jego warunków. Sytuacja taka nadarzyła się w chwili, gdy Sowieci rozpoczęli swą wielką ofensywę (czerwiec-lipiec 1920 r.) a rząd polski (w osobie premiera Grabskiego) godził się na mediację Zachodu w tej kwestii (upokarzająca nota, w której znalazło się zdanie: "Cokolwiek Rada Najwyższa podejmie w tym decydującym momencie, naród polski przyjmie, wierny swoim obowiązkom wobec Aliantów" - zupełnie jakbym słyszał dzisiejszych "KOD-owców"). Osobisty sekretarz Lioyd'a George'a - Philip Kerr przedstawił stronie polskiej brytyjskie warunki, po spełnieniu których pojawiłaby się możliwość udzielenia Polsce brytyjskiej pomocy. Brzmiały one następująco: Wielka Brytania uznaje Polskę jedynie w jej granicach etnograficznych (i dodał: "która być może przeżyje w przyszłości"), zaś 10 lipca 1920 r. Lioyd George zażądał od Grabskiego zgody na: 1) wycofanie wojsk polskich na linię wyznaczoną 8 grudnia 1919 r. przez Radę Najwyższą ententy (tzw.: "Linię Curzona" - od nazwiska brytyjskiego polityka, który przynajmniej oficjalnie był jej autorem [Harald Nicholson obecny wówczas w Spa twierdził, że Curzon z Linią Curzona miał niewiele wspólnego] hrabiego George'a Curzona. Stanowi ona - poza niewielkimi zmianami - wschodnią granicą dzisiejszej Polski), 2) uczestnictwo Polski w międzynarodowej konferencji w udziałem Rosji Sowieckiej, państw bałtyckich i "reprezentantów Galicji Wschodniej", 3) pozostawienie kwestii Wilna, Gdańska i Śląska Cieszyńskiego decyzji sojuszniczych mocarstw. Dopiero po spełnieniu tych żądań rząd brytyjski byłby skłonny pomóc Polsce w jej walce z bolszewikami, ale nie militarnie, a co najwyżej poprzez negocjacje i próby pośrednictwa dyplomatycznego. Francuzi wobec tego brytyjskiego szantażu umyli zupełnie ręce i nie czynili nic, by dopomóc Polsce (Millerand głównie skupił się na kwestii długów, jakie wobec Francji miała Rosja carska i próby ich wyegzekwowania od Sowietów, a prywatnie przyznał się w rozmowie z Grabskim iż: "Nie mogę ryzykować noty, która postawi nas w niebezpiecznej sytuacji: nie uratowałbym Polski i skompromitowałbym interesy które są mi powierzone"). Grabski został więc zmuszony do przyjęcia i podpisania brytyjskiego dyktatu.
Ale wymuszenie na Polsce posłuszeństwa to jedno, drugie - jak przekonać do zawarcia pokoju stronę sowiecką, która w tym czasie parła ku Zachodowi? W nocie wysłanej 11 lipca do Moskwy, Lioyd George szedł znacznie dalej w swych próbach wciągnięcia sowieckiej Rosji w tryby nowego porządku politycznego w Europie, ofiarowując jej (wbrew ustaleniom Linii Curzona z 8 grudnia 1919, która kończyła się na granicy Galicji Wschodniej) cały pas terenu, który nigdy wcześniej do Rosji nie należał, łącznie ze Lwowem, Stanisławowem, Rawą Ruską i Samborem. Co ciekawe, na żadnym odcinku frontu Armia Czerwona nawet nie zbliżyła się jeszcze do "Linii Curzona", lecz według Lioyd'a Geoge'a to Wojsko Polskie miało się tam czym prędzej wycofać. Była to niezwykle hojna propozycja (można wręcz powiedzieć że wyśmienita, sami Sowieci byli kompletnie zaskoczeni oddaniem im przez Brytyjczyków całej Galicji Wschodniej z jej rafineriami ropy naftowej - zupełnie bez walki), która jednak została przez Sowietów ostatecznie odrzucona. Dlaczego tak się stało? Z prostego powodu, po pierwsze - Sowieci nie ufali Brytyjczykom i podejrzewali ich o nieszczere intencje (Stalin - sprawujący wówczas funkcję komisarza politycznego Frontu Południowo-Zachodniego - stwierdził wręcz, iż: "Jeśli kiedykolwiek będziemy prowadzić rozmowy z Polską (...) to należy je prowadzić w Moskwie, a nie w Londynie"), a po drugie i najważniejsze - Armia Czerwona była wówczas "na fali", kontynuowała zwycięską ofensywę, parła na Zachód - po co więc rząd sowiecki miał się ograniczać do podporządkowania sobie samej Polski (bo do tego realnie zmierzały propozycje pokojowe Lioyd'a George'a). Przecież już wkrótce Sowieci mieli stanąć w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, a potem... prosto do Niemiec! (Wiktor Kopp - nieoficjalny sowiecki przedstawiciel w Berlinie w tamtym czasie, potwierdzał że zwycięstwo w Polsce spowoduje "radykalną zmianę orientacji Niemiec ku współpracy z Rosją", a "jeśli wykorzystamy zwycięstwo nad Polską nie tylko po to, żeby zawrzeć pokój z ententą, ale (...) podniesiemy kwestię swobodnego tranzytu przez korytarz zachodnio-pruski, to będziemy mieli w burżuazyjnych Niemczech solidną szansę pracy na rzecz gospodarczego odbudowania Rosji"). Celem Lenina, Trockiego, Kamieniewa, Zinowiewa i Stalina była jednak rewolucja i to rewolucja światowa (w swej mowie z 21 listopada 1920 r. Lenin głosił: "Towarzysze! Dopóki nie zdobędziemy całego świata, dopóki pod względem ekonomicznym i militarnym jesteśmy słabsi od pozostałego świata kapitalistycznego, dopóty należy trzymać się zasady: trzeba umieć wykorzystywać sprzeczności i przeciwieństwa między imperialistami. Gdybyśmy nie przestrzegali tej zasady, wisielibyśmy wszyscy od dawna, ku uciesze kapitalistów, na przydrożnych drzewach"), dlatego też nie widzieli oni potrzeby ani sensu w przyjmowaniu "opcji minimum", jaka w tamtym czasie sprowadzała się dla nich do ujarzmienia i podporządkowania sobie Polski, oraz kilku innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Sowieci więc - w przekazanej 17 lipca Brytyjczykom odpowiedzi - podkreślali ironicznie, że Wielka Brytania, jako dotychczasowa przeciwniczka sowieckiej Rosji nie jest wiarygodna i że rząd sowiecki pragnie ofiarować Polsce (oczywiście Polsce sowieckiej) znacznie korzystniejsze granice wschodnie, niż te, wytyczone na Linii Curzona. Gdy 18 lipca - przebywający w Cobham - Lioyd George otrzymał treść noty z sowiecką odpowiedzią, uznał ją za "nierozsądną" (i miał rację, ofiarował bowiem Sowietom bez walki znacznie więcej, niż realnie zdołali oni osiągnąć militarnie), mimo to postanowił dalej negocjować. Z jego to polecenia brytyjski poseł w Warszawie - Horace Rumbold miał poinformować polski rząd, aby ten jak najprędzej wysłał do Moskwy formalną prośbę o pokój i natychmiastowy rozejm na froncie. 20 lipca został wysłany kolejny brytyjski telegram do Moskwy, z propozycją zwołania konferencji mocarstw, bez udziału "małych państw" (lubię to brytyjskie poczucie humoru 😋). Rząd polski również (naciskany przez Londyn) wystosował dnia 22 lipca do Moskwy notę z propozycją podjęcia rozmów pokojowych i zawarcia do tego czasu rozejmu na całej długości frontu. Strona sowiecka wyraziła zgodę na podjęcie rozmów pokojowych (23 lipca), ale swego zwycięskiego marszu ku Warszawie nie wstrzymała. Z końcem lipca 1920, przybyła też do Warszawy aliancka misja wojskowa, na której czele stał brytyjski ambasador w Niemczech - lord Edgar Vincent d'Abernon i gen. Percy Radcliff, a ze strony Francji, ambasador tego kraju w USA - Jean Jules Jusserand i gen. Maxime Weygand (wówczas przybył też do Polski, awansowany do stopnia majora i wcielony do polskiej jednostki bojowej, późniejszy prezydent Francji - Charles de Gaulle). A Rosja sowiecka parła na Zachód w swym pochodzie, pewna całkowitego zwycięstwa i zsowietyzowania nie tylko Polski (oraz Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Rumunii, Węgier), ale również Niemiec, a przy ich pomocy kontynuowania marszu na Francję, Włochy, Hiszpanię a także... Wielką Brytanię. 19 lipca rozpoczynał się (najpierw w Piotrogrodzie, a od 23 lipca w Moskwie) Drugi Kongres III Międzynarodówki, na którym uczestniczyło 217 delegatów z 67 organizacji komunistycznych z 41 krajów. Na olbrzymiej mapie, mieszczącej się w sali obrad Wielkiego Pałacu Kremlowskiego, codziennie przesuwano na Zachód czerwone chorągiewki, symbolizujące postępy Armii Czerwonej w jej "niezwyciężonym, proletariackim marszu". 24 lipca Stalin depeszował do Moskwy, podkreślając: "Teraz, kiedy mamy Komintern, pokonaną Polskę i nieco sprawniejszą Armię Czerwoną (...) w takim momencie i przy takich perspektywach byłoby grzechem nie pobudzić rewolucji we Włoszech (...) Trzeba postawić kwestię organizacji powstania we Włoszech i w takich jeszcze nieokrzepłych państwach jak Węgry i Czechy (...) Krótko mówiąc: trzeba podnieść kotwicę i ruszyć w drogę, dopóki imperializm nie zdążył jeszcze naprawić swojej rozwalającej się fury".
Wielu polityków i wojskowych we Francji i Wielkiej Brytanii nie wierzyło już w możliwość ocalenia Polski przed widmem sowietyzacji, a niektórzy (jak np. ówczesny sekretarz wojny Wielkiej Brytanii - Winston Churchill) radzili w tej sytuacji, by zagrożonej Polsce militarnie pomogły Niemcy (co też pokazuje jak bardzo Churchill oderwany był od rzeczywistości). Ale jeszcze większe głupoty (często o typowo antypolskim nastawieniu) wypisywali inni Brytyjczycy z misji w Warszawie, jak np. sekretarz gabinetu brytyjskiego premiera - Maurice Hankey, który pozostawił taki oto raport, opisujący postać Józefa Piłsudskiego: "Jego twarz ma trupi wyraz, z głęboko osadzonymi oczami. (...) Jest z urodzenia Polakiem Austriakiem. (🙉) Politycznie jest socjalistą. Jeden z wiceministrów powiedział mi, że P. był przyjacielem Lenina", o samej Polsce zaś twierdził: "Trwała egzystencja Polski pomiędzy Niemcami z jednej strony i Rosją z drugiej jest bardzo problematyczna, nawet jeśli przetrwa ona obecny kryzys" - a nie były to wcale odosobnione głosy brytyjskich polityków (np. lord d'Abernon - autor stwierdzenia iż Bitwa Warszawska była "Osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata", wcześniej - 9 sierpnia 1920 r. - pisał o Polsce i Polakach, że jeśli nie potraktuje się ich jak egipskich fellachów i nie umieści nad nimi "europejskich" nadzorców, to nigdy nie zbudują oni zdolnego do istnienia i funkcjonowania kraju, dodawał przy tym: "Oni muszą pożyczyć rozum i stateczność). Niechęć Brytyjczyków była widoczna na każdym kroku i cała przysłana tutaj brytyjska misja wojskowa była tak naprawdę misją wybitnie nam nieprzyjazną, a można nawet powiedzieć że wręcz wrogą (d' Abernon dodawał również: "Polska jest oczywiście idealnym krajem do toczenia w niej wojen. (...) Wydaje mi się, istotne, że o ile Liga Narodów nie sprawdzi się całkowicie w swym obecnym kształcie, to można by (...) ustanowić Polskę areną do rozstrzygania konfliktów przez toczenie [na jej terenie] zastępczych walk przez wybrane oddziały ze skonfliktowanych krajów". Zupełnie inne było podejście Francuzów (np. Jusserand stwierdził, że jeśli rząd polski nie przyjmie warunków, które byłyby sprzeczne z niepodległością Polski, może spodziewać się pełnego poparcia Francji), ale ponieważ nie przysłali oni do Polski żadnych wojsk, ich pomoc była jedynie symboliczna.
Z końcem lipca 1920 r. rozpoczęły się polsko-sowieckie rozmowy pokojowe w Baranowiczach. Delegacja polska była tam praktycznie odcięta od kontaktu z Warszawą (Sowieci utrudniali im nawiązanie kontaktu, aby wymusić przyjęcie przez posłów, sowieckich warunków zawieszenia broni, sprowadzających się do: 1) uznania wschodniej granicy Polski na Linii Curzona, 2) redukcji w ciągu miesiąca Wojska Polskiego do 50 tys. żołnierzy i 10 tys. kadry zawodowej, 3) przekazania Armii Czerwonej całej broni i zakaz jej produkcji, 4) powołania uzbrojonej milicji ludowej (złożonej z komunistów), 5) swobodnego tranzytu przez polskie ziemie bolszewickich transportów, 6) przekazania Rosjanom w użytkowanie linii kolejowej Wołkowysk-Białystok-Grajewo, 7) odbudowa miast na Wschodzie, zniszczonych przez Wojsko Polskie, 8) zwrot zagrabionego mienia. Przyjęcie tych warunków było równoznaczne nie tylko z wyrzeczeniem się niepodległości i podporządkowaniem Polski Moskwie, ale również z jej pełną sowietyzacją, dlatego też delegacja polska w Baranowiczach starała się nawiązać kontakt z Warszawą, a ponieważ nie było to możliwe, przynajmniej znalezienia radia i wysłuchania wieści o wydarzeniach na froncie. Sowieci zaś wprowadzali w błąd delegację polską, opisując jej ciągłe postępy Armii Czerwonej i to, że już wkrótce zajmie ona Warszawę, a wtedy będzie za późno na wszelkie układy, dlatego też - twierdzili - należy jak najszybciej podpisać pokój na warunkach przez nich "proponowanych". A tymczasem Brytyjczycy stracili już nadzieje na ocalenie choćby nawet "etnograficznej" Polski i jak twierdził premier Lioyd George - nawet jeśli Polska zostałaby wchłonięta przez Sowiety, to nie byłaby to taka tragedia, ale gdyby Armia Czerwona weszła do Niemiec, to wówczas projektowany przez Londyn plan "pokoju światowego" rozpadłby się jak talia kart. Dla Londynu liczyły się więc tylko Niemcy, a istnienie niepodległej Polski nie było aż tak istotne. Gdy 4 sierpnia na brytyjskim okręcie przybyła do Londynu sowiecka delegacja z Lwem Kamieniewem i Leonidem Krasinem na czele, brytyjski premier prosił ich, aby strona sowiecka wykazała przynajmniej minimum dobrej woli i uczyniła jakiś gest w sprawie Polski, gdyż w innym wypadku - dodawał - strona brytyjska będzie musiała wypełnić zobowiązania przyjęte z Francją i ogłosić blokadę morską Rosji. Kamieniew stwierdził że wszelkie trudności w wypracowaniu pokoju są winą Warszawy, co oczywiście Lioyd George przyjął z aprobatą, a 5 sierpnia w liście wysłanym do prezydenta USA - Thomasa Woodrow'a Wilsona stwierdził, że upadek Polski jest nieunikniony i że USA powinny uznać sowiecką Rosję i przyjąć ją w gronie światowych mocarstw (Amerykanie łudzili się jednak odrodzeniem republikańskiej Rosji i nie chcieli uznawać komunistów). 6 sierpnia premier Wielkiej Brytanii zaproponował stronie sowieckiej wydanie oficjalniej deklaracji w sprawie pokoju i wstrzymania dalszego marszu Armii Czerwonej na Warszawę, dodając przy tym iż całkowicie rozumie powody, dla których Rosjanie pragną pomścić "polską napaść", ale upadek Warszawy wzburzyłby opinię publiczną we Francji i uniemożliwił wypracowanie rozsądnego pokoju.
8 sierpnia na konferencji z Francuzami na zamku Lympne w Hythe, Lioyd George stwierdził oficjalnie że Polska i tak już właściwie upadła i że alianci nic nie mogą na to poradzić, że upadek Polski jest winą jej agresywnej polityki i że tak naprawdę to Polacy są najniebezpieczniejszymi wrogami aliantów, gdyż nie można im ufać, Piłsudski jest zaś zbyt silny, aby się go dało usunąć. Twierdził też bezczelnie, że Polacy nie stawiają żadnego oporu Sowietom i poddają się im (sprawiał wrażenie takiego typowego angielskiego frustrata, a dodatkowo był w tym dość zabawny, choć przypominał nieco takiego Hitlerka, jakiego dwadzieścia lat później sportretuje w filmie "Dyktator" - Charlie Chaplin). Francuski premier - Alexander Millerand sprzeciwił się temu i domagał się wyrzucenia z Anglii Kamieniewa i Krasina. Uzgodniono jedynie tyle, że jeśli Sowieci nie zawrą porozumienia pokojowego z Polską do 15 sierpnia, wówczas dopiero sowiecka delegacja będzie musiała opuścić Wielką Brytanię. Inne kraje także już pogodziły się z upadkiem Polski. Jeszcze 17 czerwca rząd Belgii zakazał sprzedaży broni i żywności Polakom, Czechosłowacja twierdziła że Polska już w zasadzie nie istnieje, a Litwa jawnie dopomagała Sowietom. Rząd niemiecki 20 lipca ogłosił neutralność w toczącym się konflikcie i zakazał (25 lipca) wywozu przez swoje terytorium materiałów wojennych na front polski. Niemcy zresztą już w 1919 r. przygotowywali się do ataku na Polskę. Naczelne Dowództwo (Oberte Heeresleitung) przeniesiono z Zachodu na Wschód - do Kołobrzega, zaś w kwietniu 1919 r. na wschodnich granicach Niemiec stacjonowało 160 tys. żołnierzy, a pozostałe 49 tys. było w rezerwie. Potem zaś - ze względu na wymóg demobilizacji niemieckiej armii, oraz na ogólne rozprzężenie w jednostkach (pod wpływem m.in. haseł komunistycznych) to się nieco zmieniło i do ataku na Polskę nie doszło, ale poza samą Reichswerą, Niemcy utrzymywały na wschodzie jednostki ochotniczego Grenzschutzu. Autorem pomysłu ataku na Polskę był pruski minister wojny - pułkownik Walther Reinhardt. Niemcy naturalnie dążyły w kierunku Rosji, uważając Polskę za "francuskiego wasala" i "bękarta traktatu wersalskiego", a już z pewnością za zawalidrogę, która przeszkadza w parciu żywiołu rosyjskiego (najpierw prawosławnego, potem bolszewickiego) do Europy, jak również w dominacji Niemiec na Wschodzie. Erich von Manstein wspominał po latach ten okres, mówiąc: "Polska przyprawiała nas o wiele gorzkich uczuć".
31 stycznia 1920 r. szef niemieckiego Sztabu Generalnego - gen. Hans von Seeckt napisał: "Odrzucam poparcie dla Polski, nawet przy zagrożeniu, że Polska zostanie zeżarta. By uchronić Polskę (...) przed bolszewizmem, nie może się poruszyć żadna niemiecka ręka (...) a jeżeli diabeł zechce porwać Polskę - to powinniśmy mu w tym dopomóc". Niemcy jednocześnie podjęli tajne rozmowy z Sowietami na temat przyszłego kształtu ich granicy na wschodzie po klęsce Polski, a Narkomindieł (Ministerstwo Spraw Zagranicznych sowieckiej Rosji) w osobie Gieorgija Cziczerina już w lipcu 1920 r. przekazał Walterowi Simonsowi zapewnienie, że granica ta będzie przebiegała na linii z 1914 r. (co prawda część niemieckiej generalicji i polityków z otoczenia bliskiego von Seeckt'owi wypowiadała się początkowo za sojuszem Niemiec i "białej" Rosji, by wspólnie zgnieść komunistów i tym samym zacieśnić więzy niemiecko-rosyjskiego braterstwa - oczywiście na trupie Polski. Generał Rudiger von der Goltz napisał nawet, iż: "Gdybyśmy wbrew Entencie, ale wspólnie z Denikinem i Kołczakiem zadali bolszewikom ostateczny cios, wtedy niebezpieczeństwo bolszewizmu dla Niemiec zostałoby zażegnane". Ale szybko okazało się że w Rosyjskiej Wojnie Domowej to właśnie komuniści będą górą). 26 lutego 1920 r. gen. von Seeckt opracował memorandum, w którym m.in. napisał: "Celem narodowym Rosji było zawsze zniszczenie Polski (...) na skuteczną pomoc Ententy Polska liczyć nie może (...) szczególnie jeśli (...) Niemcy odmówią przepuszczenia jakiejkolwiek pomocy dla Polaków. (...) Upadek Polski, którego na razie nie możemy spowodować, musimy w każdym razie powitać z wdzięcznością". W lipcu w sytuacji największego zagrożenia istnienia niepodległego bytu Polski, Niemcy urządzali popisy przy granicy (np. wywiad polski w meldunku z 26 lipca 1920 r. raportował: "Niemcy popisowi usiłowali przekroczyć w kilku miejscach granicę w kilku grupach dochodzących do 200 ludzi. Patrole graniczne rozpędziły popisowych w okolicy Niszyny i Brodowa, przy czym uzbrojeni Niemcy prowokowali patrole strzałami. Kilkunastu schwytanych popisowych było w mundurach i każdy z nich miał naboje do karabinów w kieszeniach". A tak przy okazji - wyobrażacie sobie co by było, gdyby w tamtym czasie istniała "totalna opozycja" i żył poseł Sterczewski? 😄 Ja sobie tego wyobrazić nie potrafię, ale wiem jedno, że gdyby we wrześniu 1939 r. Hitler uderzył na Polskę, to ci ludzie by go poparli, twierdząc, że przecież Polska sama jest sobie winna, skoro dopuściła się prowokacji gliwickiej 😑). W samej Polsce uruchomiła się też niemiecka mniejszość, która prowadziła wybitnie antypolską działalność (zrywanie plakatów propagandowych i rozklejanie takich o antypolskiej tematyce, wyśmiewanie tych, którzy idą do wojska, unikanie i oczernianie Pożyczki Odrodzenia na rzecz wspomagania polskich żołnierzy na froncie i ogóle wyszydzanie wartości bojowej polskich żołnierzy).
Niemcy jednocześnie udzielili szeroko idącą pomoc Armii Czerwonej, w postaci sprzedaży broni, amunicji i sprzętu wojennego. Do Rewla wypływały okręty z niemieckich portów, wyładowane karabinami maszynowymi, karabinami zwykłymi, amunicją a nawet... aeroplanami (w tym handlu pośredniczyła również Litwa). Mało tego, wielu niemieckich oficerów wstępowało do Armii Czerwonej, lub udzielało wsparcia tworzącej się w Prusach Wschodnich od maja 1920 r. ok. 300 tys. armii rosyjskiej gen. Guczkowa - która jednak nie była w lipcu i sierpniu jeszcze gotowa do prowadzenia działań wojennych (szefem wywiadu operacyjnego tej armii miał być gen. Paul Lettow-Vorbeck, specjalista od operacji wojny ruchomej i doświadczony oficer, który swe szlify zdobywał również w niemieckich koloniach w Afryce). Gdańsk oczywiście naturalnie wstrzymywał jakiekolwiek dostawy dla polskiej armii, podobnie postąpiła - 7 sierpnia - Czechosłowacja, ogłaszając neutralność (i licząc na szybki upadek Polski). Podobnie czynili dokerzy w portach brytyjskich, a Council of Action zagroziła w sierpniu Lioyd'owi George'sowi strajkiem powszechnym, jeśli rząd brytyjski udzieli jakiegokolwiek wsparcia Polsce. Dochodziło też do bardzo licznych akcji sabotażu (szczególnie w Gdańsku) i celowego niszczenia już wyładowanego sprzętu wojennego dla Polski. W niemieckich miastach przy granicy z Polską pojawiały się na pociągach napisy: "Nach Warschau". W licznych miejscach też przekraczana była granica i dokonywali tego często ludzie w pikielhaubach na głowie i krzyżem żelaznym na piersiach. Niektóre też jednostki Armii Czerwonej, z którymi stykało się Wojsko Polskie, były ubrane w niemieckie mundury wojskowe (jak np. w okolicach Sierpca - 2 400 żołnierzy w niemieckich mundurach, czy pod Kurkowem - 560 żołnierzy niemieckich z 12 karabinami maszynowymi). Niemiecka ludność cywilna w miastach należących już do Polski a zajmowanych w sierpniu przez Armię Czerwoną, witała bolszewików jak wyzwolicieli, częstując ich chlebem, wódką i papierosami, a także dziękując im za wyzwolenie od "polskiego terroru" (jak to miało miejsce chociażby w Działdowie - 13 sierpnia).
A tymczasem... stał się cud! Cud nad Wisłą (nie lubię tego określenia, aczkolwiek czasami dla kontekstu jestem zmuszony go użyć). Mianowicie Polska, która przez wszystkich zdana już była na klęskę i całkowitą sowietyzację, ponownie zmartwychwstała. W dniach 13-14 sierpnia 1 Armia wytrzymała ataki na Radzymin prowadzone przez 16 Armię sowiecką, a 15 sierpnia Radzymin został odbity przez Polaków. 16 sierpnia z rejonu Wieprza ruszyła zaś polska kontrofensywa (4, 2 i 3 Armia) pod osobistym dowództwem Józefa Piłsudskiego, mająca na celu wyjście na tyły sowieckich wojsk, walczących po Warszawą. 18 sierpnia armie sowieckie już był w panicznym odwrocie, co nie było łatwe, gdyż przed sobą mieli wojska polskie i... za sobą mieli wojska polskie. Zwycięstwo to było więc dla wielu zupełnie niezwykłe i ktoś, kto wówczas postawiłby pieniądze na polskie triumf - początkowo uważany za głupca - stałby się następnie bardzo bogatym człowiekiem. A to nieoczekiwane zwycięstwo (jak i późniejsze w Bitwie Niemeńskiej) wiele zmieniło w relacjach polsko-sowieckich...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz