Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 października 2021

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. XLVIII

PONOWNE ODRODZENIE POPRZEZ

POZNANIE SAMEGO SIEBIE

Cz. XVII





 
RELACJA KATARZYNY W CZASIE
TERAPII HIPNOTERAPEUTYCZNEJ
 
 
 
 Minęło trzy i pół miesiąca od naszego pierwszego seansu hipnotycznego. Nie tylko ustąpiły u Katarzyny wszelkie niepokojące objawy i została uleczona, lecz całkiem się zmieniła. Była radosna, promieniowała spokojem i energią. Ludzie się do niej garnęli. Kiedy jadła śniadanie w szpitalnej kafeterii, spieszyli do niej zarówno mężczyźni, jak i kobiety. "Chciałem(łam) ci tylko powiedzieć, że pięknie wyglądasz" - mówili do niej. Miałem wrażenie, że przyciąga ich niewidzialną wędką. A przedtem przez wiele lat w tej samej kafeterii nikt na nią nie zwracał uwagi. 

Jak zwykle zapadła szybko w głęboki trans hipnotyczny w moim słabo oświetlonym gabinecie, a jej blond włosy rozsypały się na dobrze znanej beżowej poduszce.

- Widzę budynek... z kamienia. I coś ostrego na jego szczycie. To mocno górzysta okolica. Bardzo tu wilgotno... bardzo duża wilgoć na zewnątrz. Przejeżdża wóz. Przejeżdża przed... frontem. Ten wóz załadowany jest sianem czy słomą, czymś, co jedzą zwierzęta. Są tutaj jacyś mężczyźni. Niosą chyba sztandary, coś co powiewa na końcu kija. Są bardzo kolorowe. Mówią o Maurach. I o tym, że toczy się wojna. Na głowie mają coś metalowego... metalowe okrycia na głowie. Rok jest 1483. To wszystko ma coś wspólnego z Duńczykami. 

- Czy walczymy z Duńczykami? 

- Toczy się jakaś wojna.

- Czy jesteś tam? - spytałem.

- Nie widzę tego - odparła cicho. - Widzę teraz wozy. Każdy ma dwa koła... dwa koła i otwarty tył, boki z drewnianych listew. Widzę... coś metalowego, co noszą na szyjach... to ciężki metal w kształcie krzyża. Ale końce są zaokrąglone. To uroczystość jakiegoś świętego... Widzę miecze. Oni mają jakby noże albo miecze... bardzo ciężkie, z bardzo ostrymi końcami. Przygotowują się do bitwy.

- Spróbuj siebie znaleźć - poleciłem. - Rozejrzyj się. Może jesteś żołnierzem. Widzisz ich z pewnej odległości?

- Nie jestem żołnierzem - powiedziała stanowczo.

- Rozejrzyj się.

- Przywiozłam jakieś prowianty. To wioska... - zamilkła.

- Co teraz widzisz?

- Widzę sztandar, coś w rodzaju sztandaru. Jest biało-czerwony... biały z czerwonym krzyżem.

- Czy to sztandar twego narodu? - spytałem.

- To sztandar żołnierzy króla - wyjaśniła.

- Czy to jest twój król?

- Tak.

- Czy wiesz, jak ten król ma na imię?

- Nie słyszałam. Jego tu nie ma.

- Czy możesz spojrzeć i zobaczyć, co nosisz na sobie? Spójrz uważnie i powiedz, co nosisz?

- Coś ze skóry... na wierzchu skórzany kaftan... na bardzo grubej koszuli. Skórzany krótki kaftan... Trzewiki ze skóry zwierzęcej... nie trzewiki, raczej buty albo mokasyny. Nikt się do mnie nie odzywa.

- Rozumiem. Jakiego koloru są twoje włosy?

- Jasne, ale ja nie jestem stara, trochę są siwe.

- Jaki jest twój stosunek do tej wojny?

- Przywykłam do niej, to mój zawód. W poprzedniej walce straciłam dziecko.

- Syna?

- Tak - powiedziała z wielkim smutkiem.

- Kto ci został? Kto został z twojej rodziny?

- Moja żona... i córka.

- Jak twój syn miał na imię?

- Nie widzę jego imienia. Pamiętam go. Widzę moją żonę.

Katarzyna wielokrotnie była to mężczyzną, to kobietą. W obecnym wcieleniu straciła dziecko, ale w poprzednich miała wiele dzieci.

- Jak wygląda twoja żona?

- Jest bardzo zmęczona, stara. Mamy kilka kóz.

- Czy twoja córka nadal mieszka z tobą?

- Nie, wyszła za mąż i zostawiła nas.

- A więc jesteś teraz tylko z żoną?

- Tak.

- Jakie jest twoje życie?

- Jesteśmy bardzo zmęczeni i bardzo biedni. Nie było nam łatwo.

- Straciłaś syna. Czy bardzo za nim tęsknisz?

- Tak - odparła krótko, ale z wyraźnym smutkiem.

- Czy byłaś wieśniakiem? - zmieniłem temat.

- Tak. Rośnie tu pszenica... pszenica, coś podobnego do pszenicy.

- Czy w tym kraju podczas twego życia było wiele wojen, wiele tragedii.

- Tak.

- Ale jednak dożyłaś starości.

- Wojny toczą się z dala od wsi, a nie we wsi - wyjaśniła. - Oni muszą dojechać na pole bitwy... przez pasma górskie.

- Czy znasz nazwę kraju, w którym żyjesz? Albo najbliższego miasta?

- Nie widzę tego, ale musi mieć jakąś nazwę. Nie widzę jej.

- Czy to jest wojna religijna? Widziałaś krzyże u żołnierzy? Czy to ma dla ciebie jakiś związek z religią?

- Dla innych tak, nie dla mnie.

- Czy ktoś z twojej rodziny oprócz żony i córki żyje jeszcze?

- Nie.

- Twoi rodzice zmarli.

- Tak.

- Bracia i siostry?

- Mam siostrę, ona żyje. Nie znam jej - dodała mając na myśli swoje obecne życie.

- Dobrze. Spójrz, czy nie rozpoznajesz kogoś we wsi albo w twojej rodzinie.

Jeśli ludzie przeżywają reinkarnację grupowo, może znalazłaby tam kogoś, kto odgrywał istotną rolę w jej obecnym wcieleniu.

- Widzę kamienny stół... i miski.

- Czy to twój dom?

- Tak. Widzę coś ugotowanego, coś żółtego... jakby z kukurydzy... lub coś w tym rodzaju... żółtego. My to jemy...

- W porządku - powiedziałem, starając się przyspieszyć jej relację. - Miałaś bardzo trudne życie, bardzo trudne. O czym teraz myślisz?

- O koniach - szepnęła.

- Czy masz konie? Albo ktoś inny?

- Nie mam... ale żołnierze mają, niektórzy z nich. Większość porusza się na piechotę. Ale to nie są konie, to są osły, w każdym razie są mniejsze niż konie. Bardzo złe.

- Przesuń się teraz naprzód w czasie - poleciłem. - Jesteś bardzo stara. Postaraj się znaleźć w ostatnim dniu swego życia jako stary człowiek.

- Kiedy ja nie jestem bardzo stara - zaprotestowała. 

Nie przejmowała się specjalnie tymi swoimi wcieleniami. To, co się działo, to się działo. Nie mogłem jej podsuwać ówczesnych przeżyć. Nie mogłem jej skłaniać, żeby zmieniała szczegóły tego, co się wydarzyło i co pamiętała.

- Czy w tym twoim wcieleniu coś się jeszcze wydarzy? - spytałem, zmieniając temat. - Ważne, żebyśmy to wiedzieli.

- Nic istotnego - odparła obojętnie.

- A więc przesuń się w czasie. Dowiedzmy się, czego powinnaś się nauczyć. Wiesz już?

- Nie. Ciągle tam jestem.

- Tak, wiem o tym. Czy coś widzisz?

Dopiero po dłuższej chwili wyszeptała:

- Unoszę się.

- Czy opuściłaś jego ciało?

- Tak, unoszę się.

Znowu stała się duchem.

- Czy teraz wiesz, czego powinnaś się nauczyć? Znowu miałaś bardzo ciężkie życie.

- Nie wiem. Po prostu unoszę się.

- W porządku. Odpocznij... odpocznij.

Upłynęło w milczeniu kilka minut. Potem sprawiała wrażenie, że czegoś nasłuchuje. Nagle zaczęła mówić, głos jej był donośny, głęboki. To nie mówiła Katarzyna.

- Wszystkiego jest siedem płaszczyzn, siedem płaszczyzn, a każda składa się z wielu poziomów, jeden z nich jest poziomem skupienia. Na tym poziomie wolno ci zebrać myśli. Możesz zobaczyć swoje życie, które właśnie się skończyło. Tym z wyższych poziomów wolno zobaczyć wypadki historyczne. Mogą się cofnąć i potem uczyć tego, czego się dowiedzieli. Ale nam z niższych poziomów wolno tylko zobaczyć swoje życie... które właśnie minęło. Mamy długi, które trzeba spłacić. Jeśli ich nie spłacimy, będziemy musieli je zabrać do następnego życia... po to, żeby nad nimi pracować. Żeby osiągnąć postęp, trzeba spłacić swoje długi. Niektóre dusze osiągają postęp szybciej niż inne. Kiedy jesteś w fizycznej powłoce, pracujesz nad kształtem swego życia... Jeśli coś przeszkodziło ci w spłaceniu twego długu, musisz wrócić na płaszczyznę skupienia i tam czekać aż dusza, wobec której masz dług, przyjdzie do ciebie. A kiedy obie będą mogły w tym samym czasie wrócić do cielesnego kształtu, wtedy będzie ci wolno wrócić. Ale to ty decydujesz, kiedy wrócisz. To ty decydujesz, co należy uczynić, żeby spłacić ten dług. Nie będziesz pamiętać innych swoich wcieleń... tylko to jedno, z którego właśnie przybyłeś. Tylko duszom na wyższym etapie — mędrcom — wolno wrócić do czasów historycznych i minionych wydarzeń, żeby nam pomóc, nauczyć tego, co musimy zrobić. Jest siedem płaszczyzn... siedem, przez które musimy przejść, nim zostaniemy odesłani. Jedną z nich jest płaszczyzna przejściowa. Tu trzeba czekać. Na tej płaszczyźnie będzie postanowione, co możesz zabrać do następnego życia. Każdy z nas ma... dominującą wadę. Może to być chciwość, pożądanie i tak dalej, ale cokolwiek to będzie, musisz spłacić dług tym ludziom, których skrzywdziłeś. Potem musisz nad tą wadą zapanować właśnie w tym życiu. Musisz nauczyć się panować nad chciwością. Jeśli ci się nie uda, kiedy wrócisz, będziesz musiał przenieść tę wadę, jak również inne, do twego następnego życia. Ciężar się powiększy. Z każdym wcieleniem, które przeżyłeś nie spłaciwszy swoich długów, następne będzie trudniejsze. Jeśli je spłacisz, otrzymasz łatwe życie. Tak więc sam decydujesz, jakie będziesz mieć życie. W następnej fazie będziesz odpowiadać za życie, jakie masz. To ty decydujesz. - Katarzyna zamilkła.




Najwyraźniej to nie był żaden z Mistrzów. Określił siebie jako "my z niższych poziomów", w przeciwieństwie do tych dusz na wyższym poziomie - "mędrców". Ale przekazana wiedza była jasna i prosta. Ciekaw byłem pozostałych pięciu poziomów. Czy etap odnowy był jedną z tych płaszczyzn? A co z etapem nauki i etapem decyzji? Cała mądrość ujawniona w przesłaniach tych dusz o różnych wymiarach duchowości była konsekwentna. Styl wypowiedzi różnił się, jak też słownictwo i budowa zdań, ale treść pozostawała niezmiennie taka sama. Systematycznie zdobywałem zasób wiedzy duchowej, na którą składała się miłość i nadzieja, wiara i miłosierdzie. Mówiła ona o cnotach i wadach, długach, jakie się miało wobec innych ludzi i siebie samego. Obejmowała minione wcielenia i duchowe płaszczyzny pomiędzy wcieleniami. Głosiła postęp duszy poprzez harmonię i równowagę, miłość i mądrość, postęp, którego celem był mistyczny i ekstatyczny związek z Bogiem. Było przy tym wiele praktycznych wskazówek, podkreślono doniosłe znaczenie: cierpliwości i czekania; mądrości, jaka się kryje w równowadze przyrody; wyzbycia się strachu, zwłaszcza strachu przed śmiercią; zaufania i przebaczenia; uczenia się, a nie sądzenia innych; tego, że nikogo nie wolno pozbawiać życia; gromadzenia i posługiwania się siłami intuicji i może nade wszystko niezachwianej wiary, że jesteśmy nieśmiertelni, że jesteśmy poza życiem i śmiercią, poza przestrzenią i czasem, że jesteśmy jak bogowie, a oni są nami.

- Unoszę się - wyszeptała Katarzyna.

- W jakim jesteś teraz stanie? - spytałem.

- Żadnym... Unoszę się... Edward jest mi coś winien... coś mi jest winien.

- Czy wiesz, co ci jest winien?

- Nie... jakąś informację. Ma mi coś do powiedzenia, może o dziecku mojej siostry.

- O dziecku twojej siostry? - powtórzyłem.

- Tak... to dziewczynka. Na imię ma Stefania.

- Stefania? Czego masz się o niej dowiedzieć?

- Muszę się dowiedzieć, jak nawiązać z nią kontakt. - odpowiedziała Katarzyna, która nigdy dotąd nie wspomniała mi o tej siostrzenicy.

- Czy ona jest ci bardzo bliska? - spytałem.

- Nie, ale chciałaby ich znaleźć.

- Kogo znaleźć? - spytałem zdumiony.

- Moją siostrę i jej męża. A tylko przeze mnie może to zrobić. Ja jestem ogniwem łączącym. On ma tę informację. Jej ojciec jest lekarzem, praktykuje gdzieś w Vermoncie. Ta informacja przyjdzie do mnie, kiedy będzie trzeba. 

Później dowiedziałem się, że siostra Katarzyny i jej przyszły mąż oddali do adopcji swoją malutką córeczkę. Byli wtedy bardzo młodzi i nie mieli nawet ślubu. Adopcję załatwił Kościół. Potem wszelki kontakt urwał się. Nie było żadnych informacji.

- Tak - zgodziłem się. - Kiedy nadejdzie odpowiedni czas.

- Tak. Wtedy on mi powie.

- Jakie inne informacje ma dla ciebie?

- Nie wiem, ale ma mi coś do powiedzenia. I coś mi jest winien... coś. Nie wiem co. - Zamilkła. 

- Czy jesteś zmęczona? - spytałem.

- Widzę uzdę na ścianie - wyszeptała w odpowiedzi. - I jakieś wędki. Uzdę... widzę koc leżący na zewnątrz stajni.

- A może to stodoła?

- Oni tam trzymają konie. Mają wiele koni.

- Co jeszcze widzisz?

- Dużo drzew... z żółtymi kwiatami. Mój ojciec jest tutaj. Zajmuje się końmi.

Zrozumiałem, że mówię do dziecka.

- Jak on wygląda?

- Jest bardzo wysoki, ma siwe włosy.

- Czy widzisz siebie?

- Jestem dzieckiem... dziewczynką.

- Czy twój ojciec jest właścicielem tych koni, czy tylko się nimi zajmuje?

- Zajmuje się nimi. Mieszkamy w pobliżu.

- Czy lubisz konie?

- Tak.




- Czy masz jakiegoś ulubionego?

- Tak. To mój koń. Na imię mu Jabłko.

Przypomniałem sobie jej wcielenie jako Mandy, kiedy również pojawił się koń imieniem Jabłko. Czyżby powtarzała wcielenie, w które kiedyś się przeniosła? Może patrzyła na nie z innej perspektywy.

- Jabłko... tak. Czy twój ojciec pozwala ci jeździć na Jabłku?

- Nie, ale mogę mu dawać różne rzeczy do jedzenia. On jest zaprzęgany do powozu naszego pana, ciągnie ten powóz. Jest bardzo duży, ma wielkie kopyta, trzeba bardzo uważać, bo może nadepnąć.

- Kto jeszcze jest z tobą?

- Moja matka. Widzę siostrę... jest starsza ode mnie. Poza tym nie widzę nikogo.

- A teraz co widzisz?

- Tylko konie.

- Czy jesteś szczęśliwa?

- Tak. Lubię zapach stajni.

- Czujesz zapach koni?

- Tak.

- Siana też?

- Tak... Konie mają takie miękkie pyski. Są tu również psy... czarne, i koty... dużo zwierząt. Psy są używane do polowania. Kiedy jest polowanie na ptaki, psy też biorą w nim udział.

- Czy coś się z tobą dzieje?

- Nie.

Moje pytanie było zbyt ogólnikowe.

- Czy ty mieszkasz na tej farmie?

- Tak. Ten człowiek, który się zajmuje końmi... - urwała i dokończyła: - Tak naprawdę nie jest moim ojcem.

Byłem zaskoczony.

- Nie jest naprawdę twoim ojcem?

- On nie jest moim ojcem. Ale jest dla mnie jak rodzony ojciec. To mój drugi ojciec. Jest dla mnie bardzo dobry. Ma zielone oczy.

- Spójrz mu w oczy, w te zielone oczy, i powiedz, czy go rozpoznajesz. On jest dla ciebie dobry, kocha cię.

- To mój dziadek... mój dziadek. Bardzo nas kochał. Często nas ze sobą zabierał tam, gdzie chodził na piwo, a myśmy dostawali wodę sodową. Kochał nas.

Moje pytanie przeniosło ją z tego wcielenia w jej stan obserwacyjny, nadświadomy. Oglądała teraz życie Katarzyny i jej stosunki z dziadkiem.

- Czy bardzo ci go brak? - spytałem.

- Tak - odparła cicho.

- Ale jak widzisz, był też z tobą przedtem - wyjaśniłem jej, próbując ją pocieszyć.

- Był dla mnie bardzo dobry. Kochał nas. Nigdy się nie gniewał. Dawał nam pieniądze i często ze sobą zabierał. Lubił to. Ale umarł.

- Będziesz z nim znowu razem. Wiesz o tym.

- Tak, byłam z nim przedtem. Nie był taki jak mój ojciec. Oni są zupełnie różni.

- Dlaczego dziadek kochał cię tak bardzo i dobrze traktował, a ojciec jest całkiem inny?

- Dlatego, że trzeba się uczyć. Dziadek spłacił dług, jaki zaciągnął, a mój ojciec nie spłacił swego długu. Musiał wrócić... nie zrozumiał... Będzie musiał spróbować jeszcze raz.

- Tak - zgodziłem się. - Będzie musiał nauczyć się kochać dzieci, wychowywać.

- Tak - powiedziała tylko.

- Jeżeli ludzie tego nie rozumieją - dodałem - traktują dzieci jak swoją własność, zamiast kochać je.

- Tak - odparła znowu.

- Twój ojciec musi się jeszcze tego nauczyć, a twój dziadek już to wie...

- Ja też wiem... - przerwała mi. - Mamy tyle etapów do przejścia, kiedy jesteśmy w fizycznym ciele... takie jak etap ewolucji. Musimy przejść przez etap niemowlęctwa, dzieciństwa... Musimy odbyć długą drogę, nim osiągniemy... nim osiągniemy nasz cel. Etapy w fizycznym ciele są trudne. Te w fazie astralnej są łatwe. Tam tylko wypoczywamy i czekamy. Teraz te etapy są trudne.

- Ile płaszczyzn jest w stanie astralnym?

- Siedem - odpowiedziała.

- Jakie są?

Wiedziałem już o dwóch, wymienionych podczas tego seansu i chciałem poznać pozostałe.

- Powiedziano mi tylko o dwóch - wyjaśniła. - O etapie przejściowym i etapie skupienia.

- O tych dwóch ja też słyszałem.

- Inne poznamy później.

- Uczyłaś się w tym samym czasie co ja - zauważyłem. - Dziś nauczyliśmy się o długach. To bardzo ważne.

- Zapamiętam to, co powinnam zapamiętać - dodała tajemniczo.

- Zapamiętasz te płaszczyzny? - spytałem.

- Nie. Dla mnie nie są ważne. Ważne są dla ciebie.

Już przedtem słyszałem, że to było przeznaczone dla mnie. Żeby jej pomóc, ale jeszcze coś więcej. Żeby mnie pomóc, ale także jeszcze coś więcej. Nie mogłem jednak dociec, jaki nadrzędny cel krył się w tym.

- Moim zdaniem twój stan bardzo się poprawił - ciągnąłem. - I tyle się nauczyłaś.

- Tak - odparła.

- Dlaczego teraz ludzie tak do ciebie lgną? Co ich przyciąga?

- Ponieważ uwolniłam się od wszystkich moich lęków i mogę im pomóc. Przyciąga ich do mnie moja duchowa wrażliwość.

- Czy potrafisz sobie z tym poradzić?

- Tak. Nie mam żadnych wątpliwości. Wcale się tego nie boję - dodała.

- Ja ci w tym pomogę.

- Wiem, że mi pomożesz, jesteś moim nauczycielem - odparła.

Umówili się za tydzień na kolejne spotkanie.
 





PS: Ciekawi mnie, czego ja musiałbym się nauczyć w moim życiu - bowiem wad niestety mi nie brakuje. Mam też może i parę zalet i takie dziwne przeświadczenie, że... trochę nie pasuję do tego świata - ale to może tylko moje przeświadczenie. Ciekawym jest też fakt, dlaczego udało mi się mimo wszystko przypomnieć moje poprzednie wcielenie (o którym już kilkukrotnie pisałem). Czyżby po to, abym przestał się bać? Bo rzeczywiście odczuwałem strach jako dziecko, ale teraz wydaje mi się, że to wcale nie chodziło o tamten strach i tamte dziecięce sny. Wydaje mi się - więcej - coraz bardziej jestem przekonany, że pozwolono mi ujrzeć (i zrozumieć) poprzednie życie, właśnie po to, abym nieco się zmienił w obecnym czasie. Wiem że wiele elementów na mojej drodze obecnego życia, pozwoliło mi zrozumieć i łożyć pewne mechanizmy, ale wciąż wydaje mi się, że do przepracowania mam jeszcze jakąś lekcję. Jaka to lekcja? - nie mam pojęcia, ale czasem się zastanawiam - ciekawym faktem w tym wszystkim jest choćby to, że byłem osobiście świadkiem śmierci obojga moich rodziców (tata zginął na moich oczach - choć udało mi się z nim jeszcze pożegnać, zaś mama zmarła krótko, nim do niej dotarłem, ale jeszcze tego samego dnia - z nią już się nie pożegnałem. Byłem też osobiście przy śmierci mojej babci, w dzień, w którym zawiozłem ją do hospicjum - jeszcze nie zdążono jej przyjąć, a po kilkunastu minutach już nie żyła. Miała 85 lat. I właśnie zastanawiające w tym wszystkim jest to, że - biorąc pod uwagę moment mej śmierci z poprzedniego życia, to ja właśnie wówczas praktycznie zginąłem na oczach ówczesnych mych rodziców - czy to ma jakiś związek z mym obecnym życiem? Trudno powiedzieć, ale jest to wybitnie zastanawiające. Cechuje mnie też olbrzymia wrażliwość i to, iż ludzie lubią zwierzać mi się ze swoich problemów, ale... mam też takie nieodparte wrażenie że wielu z nich wciąż jestem sporo winien. Cóż, życie jak wysoka wieża, takie życie w mordę jeża... 😉
 



 
 CDN.
 

2 komentarze:

  1. Z różnych źródeł nie do końca byłbym taki radosny odnośnie tej strefy po śmierci. Może i dawniej wspominałem a może i nie. Czytałem o tym, że na naszą naiwną zgodą strefę reinkarnacji itd przejęły inne istoty i teraz udają mistrzów. Część jest zwykłymi duszami, ale część wręcz nie.

    Co do pasowania do świata lub nie. Z pewnej "rozmowy", a to też osobny temat, dusza ma rasę ... hmm... Elficką? Bardziej z innego "świata". Tylko tutaj nie chodzi o wszechświat. O coś zupełnie innego zbudowanego na innych zasadach. I tutaj bardziej kwestia ochotnika z misją obserwatora.

    Na koniec, że to miejsce jest "ewenementem" w całości, jeśli chodzi o strukturę przeżywania i doświadczeń. Nie ma takiego rozwarstwienia. Światy są w większej harmonii i tutaj chodzi o fizyczność i duchowość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością życie na tej ziemi nie należy do łatwych i przyjemnych (poza kilkoma wyjątkami), ale nie sądzę by kwestia i zasada reinkarnacji była wykorzystywana celowo przez jakieś "inne" istoty do własnych celów.

      Świat poza tą strefą cierpienia jest zupełnie innym światem, ale wiele istot musi doświadczyć ponownego wcielenia i odnaleźć tutaj swoją własną drogę.

      Usuń