Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 października 2021

PRAWDZIWA HISTORIA KOPCIUSZKA - Cz. I

BAJKA OPARTA NA 

REALNYCH PRZYKŁADACH 

"KSIĄŻĄT" ZAKOCHANYCH W

PRAWDZIWYCH "KOPCIUSZKACH"

 




WPROWADZENIE

 
 Bez wątpienia najpopularniejszą bajką o Kopciuszku - czyli o biednej, ale pięknej, uprzejmej i niezwykle łagodnej dziewczynie, która zmagać się musi z przeciwnościami losu po śmierci swego ojca - jest opowieść autorstwa braci Grimm (Wilhelma Karola i Jakuba Ludwika). Ale takich historii jest znacznie więcej i nie mówię tutaj tylko o opowieściach Charles'a Perraulta, Giambattisty Basilie'go czy Antoniego Józefa Glińskiego, ale również o tych starożytnych (chińskiej i grecko-rzymskiej). Aby jednak nie oddalać się za daleko od naszego kręgu kulturowego, warto na szybko przedstawić krótką historią greckiej kurtyzany - Rhodopis, zamieszkałej w Egipcie, w której to miał zakochać się faraon Psametyk I (założyciel XXVI Dynastii, który przepędził z kraju zarówno czarnoskórych władców z dynastii nubijskiej, jak i z powodzeniem walczył z Asyryjczykami króla Aszurbanipala). Według opowieści, spisanej najpierw przez Strabona, a następnie powtórzonej w jego "Historii" przez Klaudiusza Elianusa - Rhodopis była piękną, grecką heterą zamieszkałą w Egipcie (co akurat nie było niczym zaskakującym i to nawet na długo przed najazdem Aleksandra Wielkiego), która pewnego razu wybrała się - wraz ze swoimi służebnymi - nad Nil, aby się wykąpać. Gdy służące pilnowały jej szat, nagle na ziemię zleciał orzeł, porwał jeden z jej bucików i ze swoją zdobyczą pognał ku niebu, do Memfis. Tam król Psametyk właśnie odprawiał sądy, gdy nagle z nieba spadł mu żeński but. Zafascynowany jego pięknem, polecił aby odnaleźć jego właścicielkę. Tak więc królewscy posłańcy wyruszyli do miast i wsi Egiptu, aby poszukiwać dziewczyny, na której stopę dokładnie pasował będzie ów bucik. Oczywiście bajka ta skończyła się happy endem, Rhodopis została odnaleziona, bucik na nią pasował, ona sama udała się do Memfis, gdzie zakochany król, uczynił z niej swą kochankę. A potem oczywiście żyli długo i szczęśliwie 😄. Tyle sama opowieść, która w następnych swych odsłonach prezentowana była przez kolejnych, bardziej współczesnych już nam autorów. Ale czy rzeczywiście były to wszystko tylko piękne bajki? Czy taka historia kiedykolwiek mogła się wydarzyć w rzeczywistości? 

Oczywiście że tak, i to nie raz. Takich miłości "książąt" do "kopciuszków" było w dziejach bardzo wiele, choć dla mnie jedna z najbardziej ciekawych, to historia miłości generała Jean-Louis Moranda (napoleońskiego oficera, który był bodajże najważniejszym autorem zwycięstwa w bitwie pod Auerstedt z 14 października 1806 r., gdy dywizja Gudina została rozbita przez Prusaków, a dywizja Frianta odcięta i zagrożona tym samym, wówczas właśnie atak sił Moranda przeważył szalę zwycięstwa na stronę Francji. Morand zresztą wsławił się również i pod Austerlitz) do panny Emilii Łucji Parys, która choć pochodziła z możnego rodu mazowieckiej szlachty - wielu jej przodków było kasztelanami, wojewodami i senatorami - to jednak jej rodzina w ciągu XVIII wieku bardzo zubożała i panienka ta - pomimo swojej urody - nie miała wielu adoratorów, gdyż nikt nie chciał wziąć sobie żony bez posagu, innymi słowy "żony-żebraczki". Generał Morand jednak tak się w niej zadurzył (na balu, zorganizowanym w Warszawie - 23 grudnia 1807 r. z okazji urodzin króla Saksonii i władcy Księstwa Warszawskiego - Fryderyka Augusta I), że wkrótce ją poślubił. Jest to bardzo ciekawa opowieść, którą z pewnością również zamieszczę w tej serii, ale jeszcze nie teraz. Teraz chciałbym się skupić na nieco innych "kopciuszkach", które w równy (a może jeszcze większy) sposób, potrafiły wywrzeć wrażenie na swoich "książętach z bajki". Będzie wiele takich historii, jak choćby opowieść o Loli Montez, kochance króla Bawarii - Ludwika I Wittelsbacha; o Marcie Skowrońskiej - niewolnicy i kochance cara Piotra I Wielkiego, która stała się pierwszą carycą Rosji pod imieniem Katarzyny I; o Matyldzie Krzesińskiej - metresie ostatniego cara Rosji Mikołaja II, która omal nie stanęła na przeszkodzie jego małżeństwu z Wiktorią Alicją Heską (czyli po prostu Aleksandrą Fiodorowną) i wielu, wielu innych. Można by ewentualnie ograniczyć się jedynie do tych z kobiet, które ostatecznie osiągnęły cel główny - jakim bez wątpienia było małżeństwo ze swoim "księciem" - ale myślę że wówczas pominąłbym wiele pięknych historii, które i tak kończył się dla tych niewiast happy endem, bez względu na to czy stawały na ślubnym kobiercu, czy też nie.




Jako zaś pierwszego "kopciuszka", pragnę zaprezentować w tej serii, postać niejakiej Teodory, która potrafiła tak bardzo rozkochać w sobie największego władcę Cesarstwa Bizantyjskiego - Justyniana I Wielkiego, iż ten całkowicie stracił dla niej głowę, a gdy zmarła, przywdział żałobę i już do końca swego życia (a żył jeszcze lat siedemnaście) nie ożenił się (co też oznaczało że nie spłodził następców, gdyż z Teodorą dzieci nie posiadał). Ponieważ interesującego tematu czasów Justyniana dotąd nie przedstawiłem (np. interesujący jest zakres i skala tzw.: "plagi justyniańskiej", która nawiedziła ówczesne Imperium w 542 r. i pochłonęła setki tysięcy ludzkich istnień. Zapewne więc ta plaga była w dużej mierze winną temu, że Cesarstwo po śmierci Justyniana w 565 r. tak łatwo zaczęło ustępować z Italii. Bez wątpienia duży spadek liczby ludności musiał być tego powodem, tak samo jak duży spadek liczby ludności w czasie epidemii "Czarnej Śmierci" w latach 1347-1353, spowodował to, że Europa przez kolejne prawie dwa stulecia musiała odbudować stan swej populacji sprzed epidemii, a ponieważ liczba ludności miała znaczenie, a ziemie Europy Środkowej - szczególnie zaś ziemie polskie - odnotowały wówczas jeden z najniższych przypadków śmiertelności, zaś Czarna Śmierć praktycznie nas ominęła - jako nielicznych na naszym kontynencie - przeto w wieku XV a potem XVI byliśmy w stanie stworzyć pierwsze, nowożytne, demokratyczne europejskie imperium. Dziś również wydaje się, jakoby historia zataczała koło i jestem przekonany, że stoimy u progu nowego "Imperium Idei Polskiej" i w ogóle, że jesteśmy dziś Italią Europy, na kilka - może kilkanaście - lat, przed wybuchem wielkiego konfliktu I wojny punickiej), dlatego teraz też nadrabiam to opóźnienie. To tyle wyrazem wprowadzenia do tematu nowej serii - dziś krótko, ale jutro obiecuję poprawę.   



 
CDN. 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz