CZYLI, JAK TO W POLSCE
NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?
KRÓL HENRICUS
Cz. V
Po ucieczce Henryka Walezego do Francji, ogromna niepewność i niepokój zapanowała w Rzeczpospolitej która szybko obróciła się w złość wobec tych, którzy takiego króla sprowadzili i wybrali. Złość szlachty skupiła się przede wszystkim na senatorach, jako tych, którzy największe nadzieje w Henryku pokładali i którzy liczyli na uzyskanie nowych od niego godności. Wszędzie nawoływano do wszczęcia dochodzenia sądowego przeciwko senatorom (dostało się też Janowi Zamoyskiemu za to, iż od Henryka przyjął starostwo knyszyńskie). Wszędzie zadawano sobie pytanie: "Co to za król, który porzuca swoje królestwo?", dochodziło też do wzajemnych zajazdów, oskarżając się jeden drugiego o sprzyjanie Henrykowi (np. Uchański najechał Morszchę z Krasnegostawu, Pretficz wieś należącą do prymasa Jakuba Uchańskiego, Stefan Bielawski zajął wieś Zabieły należącą do Jana Zamoyskiego, Mikołaj Dorochajski zajechał Szerechów, a na przykład na Rusi ród Starzechowskich zajął zbrojnie starostwo drohobylskie). Jednak Francuzów - którzy jeszcze ostali się w Krakowie i którzy nie wiedzieli nic o ucieczce króla Henryka - odstawiono na Zamek i pilnowano, aby im się żadna krzywda nie działa, a następnie wystawiono im paszporty, by mogli swobodnie powrócić do swego kraju. Jeszcze 19 czerwca 1574 r. (czyli w ten sam dzień, w którym dowiedziano się o wyjeździe króla) szlachta posłała listy do Wielkopolski i na Litwę, celem powiadomienia o "niegodziwym odjeździe królewskim" i wezwania tamtejszych senatorów na zjazd do Krakowa.
21 czerwca wysłano też listy do Wiednia (celem powiadomienia cesarza, że wyjazd Henryka podyktowany był śmiercią jego brata i potrzebą szybkiego objęcia francuskiego tronu. Pisano tam m.in. tak: "Osądziliśmy za rzecz słuszną, aby z powodów sąsiedztwa naszego, dana była Waszej Cesarskiej Mości wiadomość o wypadkach, które się u nas tych przeszłych dni zdarzyły (...) mamy bowiem u siebie za rzecz pewną (...) iż Najjaśniejszy nasz Pan bez wiedzy i woli naszej odjechał z królestwa; dostatecznie bowiem majestatowi Waszemu znana jest wierność i cześć, jaką zwykliśmy zachowywać ku naszym monarchom. Anibyśmy Najjaśniejszemu Królowi naszemu odmówili należytego poszanowania, jeśliby za naszą wiedzą brał przed się swój odjazd (...) ale się Król żadnemi rady nie dał odwieść od swego zamiaru. (...) O tem wszystkiem Waszą Cesarską Mość obszernie zawiadamiamy, naprzód, aby nas nikt nie obwiniał, żeśmy w czem uchybili naszemu Panu"). Wysłano też list do Henryka (który też przebywał wówczas w Wiedniu), w którym proszono go, by czym prędzej powrócił do królestwa i nie opuszczał swoich poddanych. Henryk z Wiednia posłał list do Krakowa, w którym pisał m.in. tak: "Nasz odjazd do Franyi był gwałtownie pilny, że się nie mogło ani ogłaszać go bez niebezpieczeństwa, ani dłużej zwlekać bez narażenia na klęskę owego obszernego królestwa, którego całość tak wielce jest Nam miła. Co się tyczy Naszego do Polski powrotu, o tem się chyba wtedy coś pewnego postanowi, gdy sprawy Francuskie, które nam obecnie na sercu leżą i do których śpieszymy, na to pozwolą. (...) Tymczasem pilno żądamy, iżby z woli Senatu i Stanu Rycerskiego przysłano ku nam do Francyi mężów mądrych a roztropnych, z obszernemi instrukcyami o wszystkiem, co się ściągać może do bezpieczeństwa i godności Naszego Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tych posłów od was chętnie i ludzko przyjmiemy, i wespół z nimi będziemy się naradzać nad tem, aby z długiej (być może) nieobecności Naszej nie wynikły dla kraju jakie szkody. (...) Pisaliśmy też do Cesarza Tureckiego, iżby z tej strony nie spotkała was jaka klęska, lub niebezpieczeństwo. Nie opuścimy żadnego zdarzenia, iżby czuwać nad królestwem i wami wszystkiemi. Bądźcie zdrowi".
Tymczasem 28 czerwca marszałek wielki koronny - Andrzej Opaliński zwołał dla wielkopolskiej szlachty sejmik do Poznania. Stamtąd wysłano listy do Krakowa i do prymasa Uchańskiego (w tym drugim liście radzono, że pod nieobecność króla, to prymas powinien zwołać sejm, gdyż czas jest taki, iż Rzeczpospolita stanęła właśnie na rozdrożu). Małopolanie wkrótce odpowiedzieli, zapraszając wielkopolską szlachtę na zjazd do Krakowa, ale ci znów napisali że do Krakowa nie przyjadą, bo po pierwsze to "za daleko", a po drugie zapewne nie dotrą tam również i Litwini. Wkrótce potem pojawiły się dwa miejsca wspólnych zjazdów. Pierwsza propozycja - złożona przez Wielkopolan i Mazowszan, mówiła iż sejm miał się zebrać w Warszawie, dnia 24 sierpnia. Druga propozycja - autorstwa szlachty małopolskiej - wyznaczała wspólny zjazd na ten sam 24 sierpień, lecz do Lublina. Była też jeszcze i trzecia grupa, która twierdziła, że bez zgody króla prymas w ogóle nie może zwołać sejmu (taka możliwość pojawia się tylko w sytuacji gdy król umiera). Prymas Uchański długo więc nie mógł podjąć decyzji i konsultował się w tej sprawie zarówno z poszczególnymi senatorami, jak i wojewodami oraz kasztelanami. Tymczasem w całym kraju zaczęły się zbierać sejmiki ziemskie (szlachta sandomierska - 12 lipca w Opatowie, szlachta lubelska - 15 lipca w Lublinie, szlachta małopolska - 16 lipca w Krakowie, szlachta rawska - 20 lipca w Rawie, szlachta kujawska - 24 lipca w Brodnicy, szlachta wielkopolska - 26 lipca w Środzie, szlachta wołyńska i bracławska - 27 lipca w Łucku, szlachta chełmska i ruska - 28 lipca w Przemyślu, szlachta łomżyńska i różańska - 2 sierpnia w Łomży, szlachta płocka - 4 sierpnia w Raciążu i szlachta litewska - 9 sierpnia w Wilnie). Atmosfera na tych sejmikach była bardzo napięta, jedni drugim wyrzucali bowiem iż wkupywali się w łaski Henryka na niekorzyść Ojczyzny. Domagano się też czym szybszego zwołania sejmu konwokacyjnego (czyli sejmu obradującego w czasie bezkrólewia), a to z tej przyczyny, że wkrótce kończyło się zawieszenie broni z Moskwą, a poza tym nie było jasne jak w sytuacji królewskiej ucieczki zachowa się Turcja (o Tatarach nawet nie wspominając). Już przecież z Niemiec dochodziły pierwsze plotki, jakoby Polacy swojego króla z kraju wygnali, mogło więc powstać niekorzystne wrażenie w Europie i odbić się negatywnie na czci Rzeczpospolitej (m.in. z tego powodu Henryk Walezy, goszcząc u cesarza Maksymiliana II w Wiedniu, jak i potem w Wenecji - wszędzie głosił "chwałę Korony i Narodu Polskiego", tak, aby nie narażać królestwa - którego królem wciąż przecież pozostawał - na jakiekolwiek szkody wizerunkowe).
Na sejmikach wołano w kierunku senatorów: "Oddajcie nam naszego króla!", sugerując, iż magnatom na rękę jest stan bezkrólewia, gdyż w ten właśnie sposób władać mogą Rzeczpospolitą jako samowładni namiestnicy. Wołano bowiem: "Płonne to wasze nadzieje namiestnictwa, bo nikogo nad sobą nie ścierpimy, jeno Króla!" Pomstowano też na Henryka: "Któżby wierzył, iżby Książę, któregośmy dla jego cnót na Króla obrali, którego obyczaje i roztropność tak przypadły do serca narodu, rychło nas objeżdżał (...) wśród tylu tysięcy wyborców, powierzylim mu tak obszerne państwo, nasze mienie i życie. Tem ciężej nas dotyka jego odjazd, iż zostawił Rzeczpospolitą bez żadnej opieki, jako okręt na pastwę burzy bez kotwicy i steru. Jakże odtąd mamy wierzyć ojcowie synom, synowie rodzicom, sąsiedzi sąsiadom, jeżeli jest wątpliwą wiara takiego monarchy, nie słowy lub pismem utwierdzona, ale związana przysięgą. Takaż to jest opieka nad opuszczonym ludem? Za cóż mają mówić z urągowiskiem o Polsce, która aż dotąd godność swą zachować umiała, iż odprawiła swojego Króla?" Poza wszechobecnymi żalami i upomnieniami, oraz wyrzutami jedni na drugich, ostatecznie uzgodniono na sejmikach powołanie sądów kapturowych (czyli funkcjonujących w czasie bezkrólewia - bowiem z chwilą śmierci lub dłuższej nieobecności monarchy w kraju - sądy królewskie musiały zaprzestać swej pracy), uzgodniono zabezpieczenie granicy (szczególnie tej na południu i wschodzie) poprzez zwołanie pospolitego ruszenia województw najbardziej zagrożonych najazdem tatarskim, tureckim lub moskiewskim. Ostatecznie też - po długim namyśle i intensywnych naradach w gronie senatorów - prymas Jakub Uchański zwołał sejm konwokacyjny do Warszawy na dzień 30 sierpnia 1574 r. (w międzyczasie znów odbywały się zjazdy sejmikowe szlachty poszczególnych ziem, na których debatowano czy Henryk jest jeszcze królem Rzeczypospolitej, czy już nie jest, i należy rozpocząć nową elekcję) zaś jego marszałkiem wybrano kasztelana bieckiego - Stanisława Szafrańca.
W tym samym czasie (od września 1574 r.) Henryk Walezy przebywał już w Lyonie, gdzie królowa matka - Katarzyna Medycejska zorganizowała na jego cześć huczne festyny i turnieje. Król spędzał czas błogo, pływając łódką po Saonie i bawiąc się ze swoimi małymi lyońskimi pieskami (które kazał potem sprowadzać sobie z całego kraju, a jego ludzie wykradali te pieski nawet damom z ich domów, a także zakonnicom z klasztorów - gdy tylko padło podejrzenie że takowe psy tam przebywają), a także oczekiwał obiecanego transportu koni od księcia Mantui i konie te po kilku tygodniach wreszcie dotarły do Lyonu (miały na grzbiecie wypalony królewski znak lilii, aby nie było żadnych wątpliwości że należą one do Henryka). Również w Lyonie odwiedził Henryka sławny miłośnik przygód i awanturnik - Pierre de Bourdeille (zwany po prostu Brantôme). To właśnie on spisał informacje o królewskiej podróży z Krakowa przez Wiedeń, Wenecję i Mantuę do Lyonu. Ten francuski poeta, był jednocześnie gorącym kochankiem (miał prawdziwe haremy jawnych i mniej jawnych dam, z którymi sypiał), wiele też podróżował (do Włoch, na Maltę, do Hiszpanii, do Anglii, odprowadził też Marię Stuart z Francji do Szkocji w sierpniu 1561 r., a poza tym lubił wdawać się w awantury i często pojedynkował na szpady, a przez krótki czas był nawet korsarzem na Morzu Śródziemnym - zatem miał dość bujny życiorys. W Lyonie przybyła wówczas także (należąc do dam dworu królowej Katarzyny Medycejskiej) siostra Brantôme'a - mademoiselle Madeleine de Bourdeille, która ewidentnie starała się przyciągnąć ku sobie wzrok Henryka (jej brat nie miał o niej dobrego zdania, ale on przecież również nie należał do świętoszków). Mówiono we Francji, że kobiety, takie jak mademoiselle de Bourdeille: "Błagały miłosierdzia Boskiego, aby im były darowane grzechy, popełnione z królami, książętami, kardynałami, szlachtą, biskupami, opatami, przeorami, poetami i całym szeregiem innych szczęśliwców" (panna de Bourdeille nigdy nie wyszła za mąż i zestarzała się na królewskim dworze za panowania Henryka IV Burbona, a pewnego razu - już jako starszą matronę - wypatrzył ją tam poeta Agrippa d'Aubiegne, gdy siedziała wraz z dwoma innymi pannami w jej wieku na ławce w królewskim ogrodzie i stwierdził że wszystkie one razem mają 140 lat, a gdy owe damy spostrzegły przyglądającego się im młodzieńca i zapytały go, czemu się tak im przypatruje, ten odrzekł z ironią w głosie: "Madame, podziwiam starożytności naszego królewskiego dworu" 😄).
Panna de Bourdeille starała się więc przykuć uwagę króla, który w tym czasie przeżywał żałobę, gdyż właśnie zmarła w połogu - 30 października 1574 r. - jego kochanka - którą musiał opuścić wyjeżdżając do Polski - Maria de Cléves, księżna Condé. Miała wówczas zaledwie 21 lat. Król ją opłakiwał i nawet kazał sobie przyszyć do ubrania oznaki żałoby (w tym trupie główki i krzyż boleści, który nosił jako kolczyk w uchu), ale królowa matka była niechętna tak publicznie deklarowanym oznakom żałoby wobec kochanki (w końcu żony innego mężczyzny) i kazała usunąć te wszystkie oznaki żałoby z jego ubrań oraz butów. Henryk szybko to zaakceptował i znów rzucił się w wir zabaw (trwoniąc pieniądze pożyczone od weneckich bankierów). Zaś w połowie listopada opuścił wreszcie Lyon i udał się do Awinionu, gdzie nocami oddawał się tańcom, zabawom i seksualnym figlom, zaś dni spędzał w tamtejszym klasztorze jezuitów, w którym nawet zapisał się do bractwa pokutników i namówił do tego również męża swojej siostry Małgorzaty de Valois (zwanej po prostu "Margot") - Henryka III Burbona, króla Nawarry (późniejszego króla Francji - Henryka IV), przebywającego wówczas "w złotej klatce" na dworze Walezjuszów w Paryżu (jego siedzibą był Luwr), będąc oficjalnie w gościnie, a realnie więźniem królowej matki (która kazała go zatrzymać po Nocy św. Bartłomieja - 23/24 sierpnia 1572 r., jako niebezpiecznego pretendenta do francuskiego tronu). Zarówno Henryk Burbon, jak i jego małżonka nie byli sobie wierni i "nałogowo" wręcz się zdradzali (zresztą seksualna namiętność to było jedyne, na co mu wówczas zezwalano w Paryżu Henrykowi). Katarzyna Medycejska starała się również przekonać córkę, aby ta wyznała, iż Henryk "nie jest mężczyzną" (czyli, że nie sypiał z nią w jednym łożu i tym sposobem nie doszło do skonsumowania małżeństwa), co byłoby podstawą do wszczęcia rozwodu. Małgorzata jednak na to się nie zdobyła (zresztą prawie cały dwór wiedział że Henryk sypiał z Małgorzatą i nie była to wcale żadna tajemnica), ale za to z przyjemnością przyprawiała swemu małżonkowi rogi (jednym z jej kochanków był np. Ludwik de Bussy d'Amboise, który pisywał do niej miłosne wiersze i był ponoć "eleganckim, subtelnym i błyskotliwym" kochankiem, a jednocześnie typem zawadiaki i nieustraszonego żołnierza, który chętnie wdawał się w pojedynki na szpady i kilkukrotnie walczył z paroma przeciwnikami na raz. Małgorzata obsypywała go - prócz pocałunków - najróżniejszymi podarkami i wychodziła z przekonania, że skoro zarówno jej bracia, jak i małżonek mogą sypiać z kim chcą, to i ona może czynić tak samo). Tak więc mijały dni i tygodnie po powrocie Henryka Walezego do Francji.
A tymczasem w Polsce - 30 sierpnia 1574 r. zebrał się sejm konwokacyjny (ponieważ jednak szlachta zjeżdżała się powoli i wciąż oczekiwano na senatorów i posłów z dalszych województw kraju, zatem oficjalne obrady rozpoczęły się dopiero 10 września). Pierwsze pytanie, jakie szlachecka brać zadała senatorom po otwarciu sejmu, brzmiało: "Czy mamy jeszcze króla?"...
PS: Jako ciekawostkę jeszcze nadmienię, że to właśnie Henryk III Walezy rozpowszechnił we Francji sztućce używane podczas spożywania posiłków (głównie zaś noże i widelce). Zatem stwierdzenia, które padły w 2016 r. gdy Polska zrezygnowała z zakupów francuskich helikopterów typu "Caracal" i wówczas powstał swoisty klincz dyplomatyczny z tego powodu na linii Warszawa-Paryż - to Bartosz Kownacki z Ministerstwa Obrony Narodowej stwierdził, że: "To my uczyliśmy Francuzów jeść nożem i widelcem"; i rzeczywiście, jest w tym dużo prawdy, gdyż choć noże i widelce były znane we Francji od dawna, to jednak prawie się nimi nie posługiwano i dopiero po powrocie do Paryża, Henryk Walezy wprowadził taką właśnie "modę dworską" która szybko się przyjęła po kraju i... trwa po dziś dzień 😉.
PS2: Zresztą nie była to jedyna nowinka, którą przywiózł z Polski francuski monarcha, gdyż kolejną takową były... toalety, a raczej wychodki, których brakowało w zamkach znad Loary i Rodanu, zaś nad Wisłą, Odrą, Bugiem, Niemnem i Dnieprem była to oczywistość (i to nie tylko na Zamku Królewskim na Wawelu, ale również w innych magnackich i szlacheckich posiadłościach). Francuzi bowiem nie budowali na zamkach toalet, ponieważ uważali że wypróżnianie się jest tak podłą czynnością, iż człowiek nie powinien się na tym skupiać, ani też przeznaczać ku temu żadnych pomieszczeń - czego efektem był potem wielki smród, jaki panował po zamkach, gdyż dworacy musieli przecież gdzieś się wypróżnić, a biegać na zewnątrz w zimie nie każdemu się chciało. Sikano więc i defektowano do kominków lub w ciemniejsze kąty korytarzy, a służba potem chodziła i zbierała te "pozostałości" po swoich panach i paniach. Aby zaś zabić wszechobecny odór, wszędzie wokoło rozpylano pachnidła (stąd po dziś dzień Francja pozostaje perfumeryjną stolicą świata). Gwoli ścisłośi należy jednak dodać, że tak nie było w średniowieczu, gdzie wychodki normalnie budowano we francuskich zamkach, ale potem przyszło jakieś dziwne odrętwienie i uznano że defekacja to "nie brzmi dumnie", a wychodki psują pałacową architekturę i... przestano je budować.
0:40 - "TO JEST NOCNIK, DURNIU!"
"TO TYLKO W NOCY Z NIEGO PIĆ MOŻNA?"
"HETMAN POTOCKI DO NIEGO SZCZAŁ, I SRAŁ!"
"ŁŻESZ, NAWET PIES SZCZY NA DWORZE" 😀
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz