POLSKA OBROŃCĄ EUROPY
A więc wojna! Tak należałoby powiedzieć - odnosząc się do słów, wypowiedzianych przez lektora z dnia 1 września, pamiętnego roku 1939. Tak, to jest wojna, jawna agresja kilku państw na nasz kraj - i nie ma co ukrywać, że jest dobrze i że nic wielkiego jeszcze się nie stało. Otóż stało się! Stało się, ponieważ Polska jest zawalidrogą i przeszkodą dla tych, którzy by chcieli urządzić sobie tutaj rzeczywistość po swojemu i na własnych zasadach - tylko niestety wszędzie są ci cholerni Polacy (tak jak kiedyś na Śląsk przyjechała pewna stara Niemka, której rodzina w wyniku przegranej przez III Rzeszę wojny światowej, musiała opuścić te tereny - a tak naprawdę uciekać przed zbliżającą się Armią Czerwoną, gdyż ci Niemcy, którym się to nie udało, jak na przykład we Wrocławiu - masowo popełniali samobójstwa, aby tylko nie dostać się w ręce Sowietów. Rodzice podawali dzieciom trucizny, strzelano sobie w głowy, lub wyskakiwano z okien. Nie było dnia, aby idąc ulicą nie widzieć trupów samobójców, lub tych, którzy zostali uznani za wrogów Rzeszy i zamordowani przez nazistowskie komanda, działające w mieście. Tak więc owa Niemka, która przyjechała tu, będąc już starszą osobą, dziwiła się bardzo, gdyż niczego nie mogła rozpoznać i w swym niedowierzaniu lub głupocie pytała siebie samą: "Jak mam cokolwiek znaleźć, wszystko tu jest po polsku" 😄). Polska przeszkadza - zawsze przeszkadzała, a przynajmniej od czasu, gdy nie udał się projekt rewolucji bolszewickiej w całej Europie, którą to zaprowadzić (nad Sprewę, Sekwanę, Tyber a być może również i nad Tamizę) miała "niezwyciężona" Armia Czerwona w roku 1920. Okazało się jednak, że to się wówczas nie udało i pomimo wszystkich kłód rzucanym nam wówczas pod nogi przez tzw.: Zachód (głównie Wielką Brytanię, ale również inne kraje kontynentu, choć Francja jakkolwiek starała się nam wówczas dopomóc, ale nie było to wsparcie odczuwalne i jedynie Węgry przysłały pomoc realną w postaci amunicji, której tak bardzo wówczas brakowało). Ale "rewolucja europejska", która miała zostać przyniesiona na sowieckich bagnetach, zdechła wówczas w gorącym, sierpniowym słońcu.
Potem zaś, gdy Hitler dorwał się do władzy w Niemczech, Marszałek Piłsudski dążył do jego obalenia poprzez atak prewencyjny na remilitaryzujące się i wyznające szowinistyczną ideologię Niemcy - ale ani Francja, ani Belgia nie zdecydowały się wówczas na krótką, zwycięską wojnę, w celu ocalenia pokoju i bezpieczeństwa w Europie. A przecież było jasne, że Hitler dąży do wojny i że jest potrzebny Stalinowi do jej wywołania po to tylko, aby zmęczona konfliktem Europa stała się następnie łatwym łupem "wyzwolicieli ze Wschodu". Taki ktoś jak Hitler był dla Stalina niewątpliwym dobrodziejstwem, ułatwiającym kolejny import rewolucji na Zachód. Ale nie, nikt z Zachodu nie chciał krótkiej wojny w 1933 r., tak więc wojna przyszła sześć lat później i trwała kolejne prawie sześć lat, czyniąc z Europy totalnie zniszczony kontynent. Gdyby bowiem wyeliminowano Hitlera w 1933 r. Stalin nie miałby ani możliwości, ani okazji aby uderzyć (choć cały czas powiększał swoje siły zbrojne) i rewolucja powoli obumarłaby w Rosji. Hitler był więc bramą do Europy dla Stalina (w ogóle to Stalin powinien postawić w Moskwie, na Placu Czerwonym wielki pomnik Hitlerowi z podpisem: "Największemu zbawcy komunizmu"), gdyż umożliwił eksport komunizmu na Zachód. Stalinowi co prawda nie udało się w 1945 r. podbić całej Europy, gdyż na Zachodzie był już wojska amerykańskie (choć w 1940 i 1941 r. liczył bardzo że to mu się uda), które jednak posuwały się do przodu tempem ślimaczym i gdyby nie oddziały gen. Pattona, myślę że Amerykanie nie zdecydowaliby się wejść do Niemiec i poprzestaliby na granicy nad Renem), ale i tak Stalin odniósł największy sukces w historii Rosji, zajmując całą Europę Środkową, nad którą nigdy wcześniej nie panował żaden car (nic więc dziwnego, że gdy sowieccy marszałkowie składali Stalinowi hołdy, mówiąc że sowiecka Rosja poprzez zdobycie Niemiec odniosła największe zwycięstwo w swych dziejach, ten przerwał im i rzekł: "Towarzysze, naszą największą zdobyczą jest - Polska"). I rzeczywiście, największym sukcesem komunizmu było wówczas zdobycie Polski - tej zawalidrogi, od wieków przeszkadzającej w niemieckiej ekspansji na Wschód i moskiewskim dążeniu do narzucenia Europie kontroli.
Jednocześnie w tym samym czasie Zachód został zalany ofensywą marksizmu (anty)kulturowego (wywodzącego się pierwotnie ze szkoły frankfurckiej, założonej we Frankfurcie nad Menem w 1923 r. po klęsce bolszewików w 1920 r.). Ci ludzie debatowali nad tym, dlaczego rewolucja się nie udała i dlaczego robotnicy oraz chłopi nie poparli "proletariackiej" Armii Czerwonej - mającej przecież przynieść im "wyzwolenie" (przede wszystkim było to wyzwolenie od własności, od wolności, a także od życia). Jak to możliwe, że ci biedni, uciśnieni ludzie nie wsparli swych "wyzwolicieli"? To pytanie nurtowało badaczy szkoły frankfurckiej, bo nie mieściło im się w głowie, że mogli oni wspierać swoich "ciemiężców" przeciwko "wyzwolicielom". Ostatecznie - po wielu sporach, kłótniach i rozłamach doszli do wniosku, że problemem jest sama kultura, która uniemożliwia chłopu czy robotnikowi utożsamienie się z własnym interesem. Jak bowiem chłop, który co niedziela chodzi do kościoła, ma przyjąć komunistyczne idee, wśród których było odrzucenie wszystkiego co stare - starego światopoglądu, starej wiary, wolności, własności i oczywiście wszelkiej nadziei. Człowiek formatowany przez dawną cywilizację - która dla komunistów była (i jest do dziś) złem wcielonym - musi przecież odrzucić propozycje komunistów, gdyż są one dla niego po prostu niezrozumiałe. Owszem, chciałby on przejąć ziemie bogaczy - ale dla siebie, na własność. Chciałby lepiej żyć - ale po to, aby dorównać tym, którzy żyją równie dobrze. Celem takiego człowieka nie była bowiem krwawa rewolucja, która niosłaby śmierć i zniszczenie w imię utopii "równości", bowiem jest to po prostu sprzeczne z... ludzką naturą (człowiek po prostu pragnie posiadać cokolwiek na własność, a jeśli to wszystko jest "wspólne", to znaczy że tak naprawdę jest niczyje i można to zabrać dla siebie). Nie da się człowieka sformatować w taki sposób, aby myślał kategoriami, które są dla niego naturalnie obce. To można zrobić tylko i wyłącznie w jeden sposób - zmuszając innych aby postępowali tak, jak się będzie od nich wymagać, a to znów oznacza, że musi zostać wprowadzony totalitarny system kontroli społecznej, z wszechwładną policją polityczną, która będzie ścigać wszystkich "nieprawomyślnych". Musi również powstać system wzajemnej kontroli (z obowiązkiem donoszenia do władz na sąsiadów, znajomych czy członków rodziny), tak, aby jeden bał się drugiego i sam się cenzurował (przede wszystkim wykorzystywano do tego procederu dzieci. W Związku Sowieckim "bohaterem ludu" stał się 14-letni chłopiec Pawlik Morozow, który podsłuchał jak jego rodzice wypowiadają kilka negatywnych zdań na temat braku żywności w ZSRS i doniósł o tym w szkole. Rodzice zostali aresztowani i skazani na śmierć, a Morozowa uczyniono przykład dla wszystkich dzieci i młodzieży. Ostatecznie został on zamordowany wkrótce potem, z rąk swego dziadka, który nie mógł mu darować, że uczynił coś tak odrażającego. Ale to jest właśnie przykład tego, w jaki sposób można wykorzystywać naiwne i bezbronne jednostki - przede wszystkim dzieci, które są najbardziej podatne na pranie mózgu).
To jest właśnie ten "komunistyczny raj" o którym mówią i piszą agitatorzy począwszy od XIX wieku, aż po dzień dzisiejszy. Całkowita kontrola, uległość wobec władzy (która np. rozdaje pieniądze w formie zasiłków i jak będziesz "niegrzeczny" to pieniędzy nie dostaniesz, a gdy ktoś jest całkowicie uzależniony od tych pieniędzy, to staje się niewolnikiem, gdyż jeśli istnieje dylemat, czy nakarmić siebie i swoje dzieci, czy też wypowiedzieć parę krytycznych słów o władzy - to? to realnie nie ma żadnego wyboru, bo wszyscy musimy jakoś przeżyć. Więc co zrobi taka osoba - położy oczywiście uszy po sobie i będzie posłuszna i sama się będzie cenzurować aby tylko rząd łaskawie dał jej jakieś niewielkie pieniądze na przeżycie, lub też po prostu na zwykłą wegetację). Ludzie zapomnieli już bowiem że to praca i oszczędności czynią nas naprawdę wolnymi, zaś zasiłki oraz długi to prostu współczesna niewola i to niewola na krótkiej smyczy. O tym, jak bardzo cały Zachód jest uzależniony od pomocy z zewnątrz (gównie z Chin) pokazała głupia sprawa z maseczkami, których nigdzie nie było na początku pandemii Covid-19 i które trzeba je było sprowadzać właśnie z Chin - bo tam tylko je produkowano (wchodziły w to jeszcze kwestie certyfikacji). To tylko pokazuje w jak czarnej dupie jest dziś cały tzw.: "świat Zachodu", który zapomniał już co to znaczy praca i wolność. Co zrobić bowiem z młodzieżą, która coraz bardziej przypomina zombie - myśląc tylko o tym, jak zostać znanym you-tuberem, influencerem, tik-tok-erem lub innym... zerem (swoją drogą któż wie, że popularny serwis Tik-Tok - na którym propaguje się ideologię gender, lgbt i cały ten femi-bolszewicki szajs - jest dziełem Chińczyków? A któż wie, że w Chinach jest on zakazany? Ciekawe dlaczego, prawda?). To jest trucizna, która czyni z naszych dzieci chodzące trupy z obłędem w oczach, z furią i pianą na ustach oraz wrażliwością płatka śniegu. Czy taki człowiek będzie kiedykolwiek zdolny do efektywnej i przynoszącej pożytek (również innym ludziom) - pracy? Pytanie czysto retoryczne. A jak jest w Chinach? O czym myśli chińska młodzież i kim pragnęłaby zostać w przyszłości? Według sondarzu, przeprowadzonego w Chinach i USA wśród młodzieży, to chińscy nastolatkowie pragną w przyszłości pracować jako: architekci, naukowcy, inżynierowie, lekarze etc. etc. Widać różnicę? Warto więc odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego treści które propaguje się w innych krajach, w Chinach (i Rosji) są zakazane? Pisałem już o tym, na przykładzie filmu promującego służbę wojskową w Chinach, Rosji i USA.
Ale dzieci w świecie Zachodu mają jeszcze do wyboru inne "religie", jak choćby: 1) ekologizm - który nie ma nic wspólnego z realnym dbaniem o przyrodę, 2) humanitarianizm - który nie ma nic wspólnego z pomocą osobom realnie dotkniętym nieszczęściem i potrzebującym pomocy, 3) ideologia równościowa - mająca niszczyć jakiekolwiek różnice i wszystkich nas sformatować tak, aby zmusić do myślenia i zachowywania się w określony sposób - jeden dla wszystkich (tak jak cywilizacja ula), oraz oczywiście 4) sanitaryzm - czyli odbieranie praw i wolności obywatelskich w ramach "wspólnej walki z pandemią". I to jest ta współczesna "wiara", którą promuje się wśród młodzieży, gdyż to właśnie młodzież jest najważniejszą bronią dla marksistów (Hitler też powiadał że najbardziej lubi: "psy i dzieci"). Młody człowiek jest bowiem bezbronny, nie ma jeszcze ukształtowanego światopoglądu, nie ma większego doświadczenia życiowego, więc... można mu wmówić praktycznie WSZYSTKO! A gdy jeszcze obuduje się to kwestiami "ratowania planety" lub "wsparcia dla biednych uchodźców" - to mamy tłumy odpowiednio ukształtowanych zombie, którzy w jakiś sposób realnie pragną pomóc, a że nie mają ani wiedzy, ani doświadczenia, ani często rozumu aby uświadomić sobie że są tylko "mięsem armatnim" dla tych, którzy pragną z nas wszystkich uczynić niewolników - to wówczas spadają na nas owe "dobrodziejstwa", czyli: zamachy, gwałty, morderstwa, wzrost cen energii, paliwa, gazu etc. etc.. A kto według tych nowych pseudo-religii jest największym wrogiem całego świata? Oczywiście człowiek, czyli my wszyscy, my, których bezwzględnie należy podporządkować władzy (założyć mu obrożę na szyję np. w postaci restrykcji sanitarnych, zakazać przemieszczania się, noszenia kagańców maseczek na twarzy itd.), a nawet fizycznie eksterminować (poprzez masową aborcję, promocję związków homoseksualnych, śmieciowego jedzenia jak również szczepionek - przy czym od razu zaznaczam, ja nie jestem i nigdy nie byłem antyszczepionkowcem, choć jednocześnie nie zaszczepiłem się i nie zaszczepię, dopóty, dopóki nie uznam że dany preparat jest rzeczywiście bezpieczny, a firma go produkująca weźmie na siebie pełną odpowiedzialność za wszelkie możliwe powikłania poszczepienne).
Ale wracając do Polski. Dziś, podobnie jak przed stu laty (i wielokrotnie wcześniej) stajemy w obronie Europy i tego, co jeszcze pozostało z europejskiej cywilizacji, podobnie jak to było we wrześniu 1939 r. Bronimy nie tylko swoich własnych granic (tak, jak to było w 1920 r.), ale również granic Unii Europejskiej, czyli wszystkich państw Wspólnoty. Bronimy granic, wiedząc dobrze, że ci migranci wcale nie chcą się dostać i osiedlić w Polsce, ale pragną pójść na Zachód, szczególnie zaś do Niemiec. A tych migrantów przybywa. W Turcji jest ponad dwa miliony ludzi, chcących dziś dostać się do Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, a część z nich trafia właśnie na Białoruś lotami czarterowymi i potem przewożona zostaje przez rosyjskie oraz białoruskie służby nad polską granicę. Polska uniemożliwia im pójście dalej, jednak w tym momencie powstaje pytanie - co my za to dostajemy, jak się nam dziękuje? Otóż za ochronę granic Unii Europejskiej i państw należących do tej Wspólnoty, dostajemy... atak z Zachodu. Tak, atakuje się nas zarówno ze Wschodu jak i z Zachodu. Polska bowiem przeszkadza kilku państwom ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec - które za pomocą Unii Europejskiej - pragną (oczywiście w innej już formie) odbudować IV Rzeszę. Atakuje się Polskę za tzw. "praworządność" (sądy w Polsce są w dużej mierze bastionem postkomunizmu i wylęgarnią antypolonizmu), za "dławienie wolności słowa" (tyle wolności słowa co jest w Polsce, to nie ma nawet w USA - które zawsze dbały o pełny pluralizm i to nawet wówczas, gdy główne media praktycznie opanowane są przez ideologię marksistowską. U nas w mainstreamie funkcjonują nawet zajadłe antypolskie jaczejki). Teraz zaś ostatnio w amerykańskim Kongresie odbył się jakiś sabat nad Polską, gdzie ci wszyscy śmieszni politycy dyskutowali nad "łamaniem praworządności". Zabawnie to brzmi w ustach administracji, która obecnie przejęła władzę w USA po sfałszowanych wyborach w roku 2020, a prezydent tego kraju jest już tak zniedołężniały, że cieszy się, jak tylko ktoś "podetrze mu pupę" i zmieni pieluchę. Już nawet nie powiem, że do priorytetów obecnej administracji należy forsowanie ideologii gender, ekologizmu i sanitaryzmu kosztem zdrowia i życia własnych własnych żołnierzy i obywateli - których zostawia się na śmierć w obcym kraju. I tacy ludzie chcą nam mówić jak mamy postępować? Ja rozumiem, że przez dekady rządzący Polską obóz lewicowo (komunistyczno) liberalny godził się na wszelkie antypolskie działania, za przysłowiowe "poklepanie po plecach". Rozkradano nam kraj w sposób nieprawdopodobny i partycypowały w tym takie państwa, jak Niemcy, USA, , Wielka Brytania a nawet Holandia i wiele innych. W zamian daje się nam jakieś ochłapy z budżetu Unii Europejskiej, do którego Polska też przecież wpłaca własne pieniądze i już wkrótce (za kilkanaście miesięcy) staniemy się płatnikiem netto (będziemy więcej wpłacać niż dostawać), poza tym z każdego euro, które trafia do Polski jakieś 86 centów... wraca do Niemiec - a jeszcze każe się nam dziękować i być posłusznym oraz uległym wobec "światłych" polityków Zachodu.
Polsce uniemożliwia się normalny rozwój (nie bez przyczyny Jeffrey Sachs stwierdził w 1989 r. że: "Polska musi być kontrolowana, gdyż jeśli pozwolimy Polsce na swobodny rozwój gospodarczy, to za kilka lat stanie się ona dla nas poważnym konkurentem" - użył nawet sformułowania "druga Japonia", którą później podłapał nasz Lech "Bolesław" Wałęsa). Nasze położenie, nasza liczebność, nasza pracowitość, nasza historia i nasz upór - windują nas ku potędze, dlatego też Polska musi mieć swoich "opiekunów", którzy już się postarają, abyśmy za bardzo nie wzrośli w siłę. Obecny atak też jest tego przykładem, gdyż pokazuje jak na dłoni, że zbyt szybki i zbyt silny rozwój gospodarczy Polski jest zagrożeniem zarówno dla Berlina, jak i dla Moskwy. Zawsze zresztą tak było i zawsze będzie, gdyż geopolityka wymusza na nas to, abyśmy ponownie stali się imperium, lub też... przestali istnieć. Ttrzecia droga jest jedynie nietrwałym stanem przejściowym. Stoimy więc przed wielkim, dziejowym przełomem, na drodze, na której będzie jeszcze wiele przeszkód, dlatego też tak ważne jest jutrzejsze Święto Niepodległości i Marsz, który przez te wszystkie lata realnie stał się już wizytówką Warszawy i całej Polski - Marsz Niepodległości 2021 r., na który serdecznie wszystkich zapraszam. Dziś bowiem, gdy przypuszcza się na nas nieustanny atak, ważne jest odniesienie się do tych postaw, które zawsze dawały nam wielkość, a nie do tych - które nas umniejszały i sprowadzały do błota (bo i "piątą kolumnę" w kraju też mamy dość liczną niestety). Kontynuujmy te wzniosłe, piękne, szlachetne postawy naszych przodków - obrońców Europy w 1619, w 1683, oraz oczywiście w 1920 roku. Plujmy na tę skorupę, wśród której nie brakowało zdrady i kołtuństwa i jak mówił nasz narodowy wieszcz Adam Mickiewicz: "Stąpmy do głębi", do tej "Duszy Polskiej", ponownie "Zbudźmy Króla Ducha" i pozwólmy znów wzlecieć wysoko Białemu Orłu. Bowiem o Polskę trzeba nam walczyć każdego dnia, bez przerwy.
CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!
(1914, 1920, 1939, 1944, 1944-1963, 2021)
NIECH ŻYJE NAJJAŚNIEJSZA
RZECZPOSPOLITA POLSKA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz