PONOWNE ODRODZENIE POPRZEZ
POZNANIE SAMEGO SIEBIE
Cz. XVIII
RELACJA KATARZYNY W CZASIE
TERAPII HIPNOTERAPEUTYCZNEJ
- Widzę rzeźby - zaczęła. - Niektóre z nich są w błocie. Widzę glinę. Jacyś ludzie robią garnki. Są czerwone... używają jakiegoś czerwonego materiału. Widzę brązowy budynek, w którym się znajdujemy.
- Czy jesteś w tym budynku, czy blisko niego?
- Jestem w środku. Robimy różne rzeczy.
- Czy widzisz siebie podczas pracy? - spytałem. - Czy możesz opisać, co masz na sobie? Spójrz uważnie, jak wyglądasz?
- Mam na sobie coś długiego z czerwonego materiału. I śmieszne buty, jakby sandały. Włosy moje są brązowe. Lepię coś w rodzaju posążków. Postać człowieka... mężczyzny. W ręku trzyma kij. Inni ludzie robią jakieś przedmioty z metalu...
- Czy to jest fabryka?
- Nie. Po prostu budynek z kamienia.
- Robisz posążki mężczyzny z kijem, czy wiesz, kto to jest?
- Nie wiem. Po prostu mężczyzna. On się opiekuje stadem... krów. Wokoło jest ich dużo [posążków]. To bardzo śmieszny materiał. Trudny do roboty. Kruszy się.
- Czy znasz nazwę tego materiału?
- Nie znam. Po prostu coś czerwonego.
- Co się stanie z tym posążkiem, jak go zrobisz?
- Będzie sprzedany, część z nich będzie sprzedana na targu, część ofiarowana różnym możnym panom. Tylko te najpiękniejsze będą ofiarowane możnym panom. Reszta zostanie sprzedana.
- Czy masz kiedy do czynienia z tymi możnymi panami?
- Nie.
- To, co teraz robisz, to twoja praca?
- Tak.
- Czy ją lubisz?
- Tak.
- Czy od dawna to robisz?
- Nie.
- Czy dobrze to robisz?
- Niezbyt dobrze.
- Potrzebne ci jest większe doświadczenie?
- Tak, dopiero się uczę.
- Rozumiem. Czy jeszcze mieszkasz ze swoją rodziną?
- Nie wiem, ale widzę brązowe jakby pudła.
- Brązowe pudła? - powtórzyłem.
- One mają takie małe otwory, drzwiczki, i w tych drzwiczkach siedzą małe posążki. Drzwiczki są z drzewa, z jakiegoś rodzaju drzewa. My robimy do nich posążki.
- Jaka jest rola tych posążków?
- Religijna - odparła.
- O jaką religię chodzi?
- Taką, w której jest wielu bogów, wielu opiekunów... wielu bogów. Ludzie tutejsi bardzo się ich boją. Robimy tutaj wiele rzeczy. Także gry... tablice do gier z otworami. W te otwory wkłada się głowy zwierząt.
- Czy widzisz coś jeszcze?
- Tutaj jest bardzo gorąco, bardzo gorąco i dużo pyłu...
- Czy gdzieś w pobliżu jest woda?
- Tak, sprowadzana z gór.
I to wcielenie było mi jakoś znajome.
- Czy ludzie tu boją się? Czy są zabobonni?
- Tak - odparła. - Bardzo się boją. Każdy się boi. Ja także. Musimy siebie chronić. Panuje choroba. Musimy chronić się przed nią.
- Jakiego rodzaju choroba?
- Taka, która wszystkich zabija. Wielu ludzi umiera.
- Woda jest jej przyczyną? - spytałem.
- Tak. Panuje susza... jest bardzo gorąco, ponieważ bogowie są zagniewani i karzą nas.
Ponownie znalazła się we wcieleniu, podczas którego stosowano kurację taniną. Rozpoznałem religię strachu, religię Ozyrysa i Hathor.
- Dlaczego bogowie się gniewają? - spytałem, z góry znając odpowiedź.
- Ponieważ nie przestrzegaliśmy praw. Dlatego się gniewają.
- Jakich praw nie przestrzegaliście?
- Tych, które ustanowili możni panowie.
- W jaki sposób można ułagodzić bogów?
- Trzeba nosić pewne przedmioty. Niektórzy ludzie noszą naszyjniki. To pomaga odegnać zło.
- Czy jest jakiś bóg, którego ludzie boją się najwięcej?
- Oni boją się wszystkich bogów.
- Czy znasz imię któregoś z bogów.
- Czy ty przeżyłaś zarazę?
- Tak, nie umarłam.
- Ale członkowie twojej rodziny umarli - przypomniałem jej.
- Tak... mój ojciec. Matka dobrze się czuje.
- A brat?
- Brat... nie żyje.
- Dlaczego ty przeżyłaś? Czy istnieje jakaś specjalna przyczyna? Co zrobiłaś?
- Nic - odparła i zmieniła temat. - Widzę jakieś naczynie z oliwą.
- Co mianowicie?
- Coś białego. Przypomina marmur. To... alabaster... rodzaj misy... trzymają w tym oliwę. Do namaszczania głowy...
- ... kapłanów? - spytałem.
- Tak.
- Jaka jest teraz twoja funkcja? Czy pomagasz przy tej oliwie?
- Nie, ja robię posążki.
- W tym brązowym budynku?
- Nie... jest później... w świątyni.
Wyglądała na zmartwioną, nie wiedziałem dlaczego.
- Czy masz jakieś kłopoty?
- Ktoś w świątyni popełnił czyn, który rozgniewał bogów. Przygotowują ofiarę, jakieś zwierzę... to jagnię... Kapłani mają ogolone głowy. Nie mają na nich włosów ani na twarzach...
Zamilkła, minuty mijały powoli. Nagle zrobiła się niespokojna, jakby czegoś nasłuchiwała, minuty wolno mijały. Kiedy się odezwała, głos jej był głęboki. Pojawił się któryś z Mistrzów.
Katarzyna zamilkła, wypoczywała. Po chwili wyszeptała cicho:
- Widzę światło.
- Czy to światło dostarcza ci energii? - spytałem.
- Jakby coś się zaczynało... to ponowne narodziny.
- Jak ludzie w fizycznej postaci odbierają tę energię? Jak mogą się z nią połączyć i naładować ponownie?
- Poprzez umysł - odparła cicho.
- Ale jak osiągają ten stan?
- Muszą być bardzo odprężeni. Można odnowić się przez światło... Trzeba być bardzo odprężonym, nie zużywać energii, ale ją odnawiać. We śnie człowiek odnawia siebie.
Była w stanie nadświadomym, postanowiłem rozszerzyć zakres pytań.
- Ile razy ponownie się rodziłaś? - spytałem. - Czy zawsze tutaj, w tym otoczeniu, na ziemi, czy również gdzie indziej?
- Nie tylko tutaj.
- Do jakich innych płaszczyzn się udajesz, do jakich innych miejsc?
- Jednak robisz postępy - zauważyłem.
- Zawsze robimy postępy.
- Ile wcieleń miałaś na ziemi?
- Osiemdziesiąt sześć.
- Osiemdziesiąt sześć?
- Tak.
- I wszystkie pamiętasz?
- Będę je pamiętać, jeśli to dla mnie będzie istotne.
Poznaliśmy fragmenty albo większe odcinki dziesięciu, dwunastu jej wcieleń, ostatnio niektóre się powtarzały. Najwidoczniej nie potrzebowała pamiętać pozostałych. Zrobiła rzeczywiście znaczne postępy, przynajmniej wedle mojej oceny. Postępy, jakie miała odtąd robić, może nie miały zależeć od wspominania tych innych wcieleń. Może nawet przyszłe jej postępy nie miały zależeć ode mnie czy mojej pomocy. Znowu zaczęła szeptać:
- Niektórzy ludzie nawiązują kontakt z astralną płaszczyzną przez narkotyki, ale nie rozumieją tego, co przeżywają. Jednak zezwolono im na ten kontakt.
Nie pytałem jej dotąd o narkotyki. A ona uczyła mnie, dzieliła się zdobytą wiedzą, czy ja o to konkretnie pytałem czy nie.
- Czy możesz używać swych sił duchowych, żeby pomóc sobie w osiągnięciu tutaj postępu? - spytałem. - Wydaje mi się, że coraz bardziej rozwijasz je.
- Tak - przyznała mi rację. - To jest ważne, ale nie tak ważne tutaj, jak na innych płaszczyznach. Jest to część ewolucji i wzrostu.
- Ważne dla ciebie i dla mnie?
- Ważne dla nas wszystkich.
- Jak rozwijamy te uzdolnienia?
- Rozwija się je poprzez kontakty z innymi ludźmi. Są tacy, którzy posiadają więcej siły, i wrócili tu obdarzeni większą wiedzą. Oni szukają tych, którzy muszą się rozwijać, i pomagają im.
Zapadła cisza. Opuszczając stan nadświadomości, weszła w inne wcielenie.
- Widzę ocean. Widzę dom nad brzegiem oceanu. Jest biały. Statki wpływają i wypływają z portu. Czuję zapach morskiej wody.
- Czy jesteś tam?
- Tak.
- Jaki jest ten dom?
- Mały, na szczycie ma jakby wieżę... okno, przez które można patrzeć na ocean. Jest tam teleskop. Z mosiądzu, z mosiądzu i drzewa.
- Czy widzisz ten teleskop?
- Tak, patrzę na statki.
- Jakie jest twoje zadanie?
- Składam raporty o statkach handlowych, które wpływają do portu.
Przypomniałem sobie, że to samo robiła w jednym z wcieleń, kiedy była Christianem, marynarzem, który został ranny podczas bitwy morskiej.
- Czy jesteś marynarzem? - spytałem, chcąc się dowiedzieć więcej szczegółów.
- Nie wiem... może.
- Czy widzisz, co masz na sobie.
- Białą koszulę i brązowe krótkie spodnie i buty z dużymi klamrami... W późniejszym życiu jestem marynarzem, ale nie teraz.
Mogła widzieć przyszłość, ale żeby to zrobić, musiała przeskoczyć do tej przyszłości.
- Jestem ranna. - drgnęła i zaczęła wić się z bólu. - Ręka mnie boli.
Istotnie była Christianem i znowu przeżywała bitwę morską.
- Czy był jakiś wybuch?
- Tak... czuję zapach prochu.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniłem ją, wiedząc, co nastąpi dalej.
- Bardzo wielu ludzi umiera!
Nadal była przejęta.
- Żagle są porwane... część lewej burty została zmiażdżona.
Oglądała uszkodzenie statku.
- Musimy zreperować żagle. One muszą być zreperowane.
- Czy już dobrze się czujesz?
- Tak. To bardzo trudno szyć materiał, z którego są żagle.
- Czy możesz już pracować tą ręką, która była ranna?
- Nie, ale obserwuję innych... żagle... są zrobione z płótna, specjalnego rodzaju płótna, które bardzo trudno szyć... Wielu ludzi zmarło. Tak bardzo cierpieli.
Zadrżała.
- Co takiego?
- Ten ból... w ręce.
- Twoja ręka się goi. Przesuń się naprzód w czasie. Czy znowu żeglujesz?
- Tak. - krótka przerwa. - Jesteśmy w południowej Walii. Musimy bronić brzegu.
- Kto was atakuje?
- Wydaje mi się, że Hiszpanie... mają wielką flotę.
- Co się dzieje dalej?
- Widzę statek. Widzę port. Widzę sklepy i warsztaty. W jednym z tych warsztatów robią świece. Są też sklepy, gdzie można kupić książki.
- Czy chodzisz czasem do księgarni?
- Tak. Bardzo lubię tam chodzić. Książki są cudowne... Widzę wiele książek. Ta czerwona jest historyczna. Piszą w niej o miastach... krajach. Są też w niej mapy. Bardzo lubię tę książkę... Jest też sklep z kapeluszami.
- Czy jest takie miejsce, gdzie chodzisz na piwo? - przypomniałem sobie opis piwa Christiana.
- Tak, jest ich wiele - odparła. - Podają piwo... bardzo ciemne piwo... a do tego mięso... baraninę i chleb, duże kawałki chleba. Piwo jest bardzo gorzkie, bardzo gorzkie. Czuję jego smak. Podają też wino, są tam długie drewniane stoły...
Postanowiłem zwrócić się do niej po imieniu, żeby zobaczyć, jak zareaguje.
- Christian - powiedziałem z naciskiem. Odparła głośno, bez wahania:
- Tak, czego chcesz?
- Gdzie jest twoja rodzina, Christianie?
- Mieszkają w pobliskim mieście. My wypływamy z tego portu.
- Kto należy do twojej rodziny?
- Mam siostrę... imieniem Mary.
- A czy masz dziewczynę?
- Nie mam żadnej dziewczyny. Tylko kobiety w mieście.
- Nikogo specjalnie?
- Nie, tylko kobiety... Znowu pływam. Walczyłam w wielu bitwach, ale nic mi się nie stało.
- Zestarzałaś się...
- Tak.
- Czy miałaś kiedy żonę?
- Chyba tak. Widzę obrączkę.
- Czy miałaś dzieci?
- Tak. Mój syn także będzie pływał... Widzę pierścień, pierścień z ręką. Ta ręka coś trzyma, ale nie widzi co. Ten pierścień to ręka, ręka coś trzymająca.
Katarzyna zaczęła się krztusić.
- Co się dzieje?
- Ludzie na statku są chorzy, wymiotują... to z powodu jedzenia. Zjedliśmy zepsutą żywność. Soloną wieprzowinę.
Nadal się krztusiła. Przesunąłem ją w czasie i krztuszenie ustąpiło. Postanowiłem już nie doprowadzać jej ponownie do ataku serca Christiana. Była bardzo wyczerpana, wyprowadziłem ją więc z transu. Kolejne, przedostatnie już spotkanie nastąpiło dopiero trzy tygodnie później.
PS: Historia Katarzyny mnie prywatnie pozwoliła kilka rzeczy wyjaśnić i "wyprostować", choć wciąż mam sporo pytań na które muszę szukać odpowiedzi. Jestem - niestety - dość niespokojną duszą, ale staram się wprowadzać do swojego życia więcej harmonii. Jestem też nieco dumny, gdyż czasem zapytuję siebie w myślach: - Spójrz, skończyłeś już cztery dekady życia, a jeszcze niczego wielkiego nie dokonałeś - i myśl ta przeraża mnie w podobny sposób, jak przerażała Juliusza Cezara, który wypowiadał te słowa będąc w Hiszpanii i porównując się do Aleksandra Wielkiego, który w chwili swej śmierci (w wieku 33 lat) miał u stóp większość znanego świata, a Cezar był jedynie kwestorem w prowincji Hispania Ulterior i bolał iż umrze zapomniany przez świat. Ta myśl i mnie nie jest obca, ale z drugiej strony - uświadamiając sobie okoliczności - dochodzę do przekonania, że przecież niczego "wielkiego" przecież ostatecznie czynić nie muszę, a raczej powinienem skupić się nad kształtowaniem charakteru i własnej duchowości. Wiem też, że doświadczyłem od "Losu" wielu dobrodziejstw - na które nie zawsze zasługiwałem - i życie mam ogólnie rzecz biorąc dobre - kilka rzeczy mógłbym uczynić jeszcze lepszymi, ale moje wrodzone lenistwo często stoi temu na przeszkodzie. Co przyniesie przyszłość - tego nie wiem, ale jedno jest pewne - Nigdy nie jesteś na tym świecie sam i zawsze jest "Ktoś" kto ci pomoże na tej drodze życia. To jest ważne przesłanie o którym nigdy nie powinniśmy zapominać i które powinno pozbawić wielu naszych ukrytych lęków.
CDN.
Długi, umowy.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o tym było pisane w jednym miejscu. Że to fałszywe miejsce, gdzie powstaje spirala dla dusz, które zaciągają długi To przez te długi i przez ładowanie dusz z wcieleń reszta istnieje. Miejsce Astralu jest zdominowane przez te istoty/byty. Niektórzy chcieli wybić się z tej płaszczyzny to poznali "strażników". Astral jest bardzo "niebezpiecznym" miejscem jeśli nie wie się co trzeba robić.
Wiesz... Fajnie przyjmować każdy piękny obraz, ale czasami trzeba brać pod uwagę czy to co nam się przedstawia "to prawda".
Problem życia tu i życia po śmierci, to utrata świadomości i zdrowego osądu. Trzeba brać pod uwagę, czy to nie kłamstwo, czy nie manipulacja. Ja trochę szukałem różnych treści, niż tylko optymistycznych przekazów.
Sama moja mówiła, że kwestia duchowa i kwestia cielesna skąd pochodzi, jest w harmonii i jest jednością. I tak jest w wielu "światach". Jednak nie tu.
Ciekaw jestem jak podchodzisz do czakramów i jaki masz do nich stosunek.
Powiem tak - nigdy się tym nie zajmowałem, choć wiem że m.in. na Wawelu znajduje się silne "miejsce mocy", to tyle.
UsuńCo się zaś tyczy kwestii astralu, to prezentuję tylko to, co już przedstawiły osoby albo poddane regresji hipnotycznej, albo też sami są lub byli medium. Natomiast to, co ja myślę na temat "Życia po śmierci" jest już wydaje mi się jasne, bo wielokrotnie o tym pisałem. Nie wiem czy "Przewodnicy" (ewentualnie "strażnicy") mają nas pilnować czy też nie, ale warto uświadomić sobie że (zapewne) nawet po śmierci nie będziemy w stanie do końca pojąć sensu naszego istnienia na tym świecie, a już zrozumieć cel którym kieruje się Bóg - jako Stwórca...
W każdym razie wyczuwam w Twoich komentarzach nutkę pesymizmu i pewnego takiego zniechęcenia, co wydaje mi się jest błędnym podejściem. Ty wiesz zapewne że nasze usposobienie (szczególnie na tym świecie) kształtuje nasz byt, dlatego też sądzę że nie ma co popadać w specjalnie czarne przemyślenia (pisałeś wcześniej że kiedyś śniło Ci się że nawet postać Jezusa na krzyżu wykrzywiła się w jakiś szatański sposób - co może być właśnie wynikiem tego typu myśli). Najważniejsze więc uświadomić sobie że w nas jest potężna, Boska siła, a nawet jeśli przyjdzie nam ostatecznie odejść z tego świata, to też warto pamiętać że moment śmierci i powrotu do miejsca z którego tu przyszliśmy - jest najszczęśliwszym etapem naszego istnienia.