Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 czerwca 2022

NA PARYSKIM BRUKU... - Cz. II

CZYLI TRZY EMIGRACJE 

POLAKÓW DO FRANCJI

 



I

"BÓG JEST Z NAPOLEONEM

NAPOLEON Z NAMI"

Cz. II




POWRÓT KRÓLA JANA III SOBIESKIEGO 
DO WILANOWA PO ZWYCIĘSTWIE NAD TURKAMI POD WIEDNIEM (1683)


 
 Kiedy zaczął się ów zjazd po równi pochyłej, wiodący bezpośrednio ku katastrofie, upadku państwa i utracie niepodległości? Trudno tutaj podać jakiś jeden szczególny moment owych "Initium Calamitatis Regni" czyli "Początków Nieszczęść Królestwa", można jednak pospekulować. Czy upadek nastąpił już w roku 1374, gdy król Ludwik I Węgierski wydał w Koszycach pierwszy przywilej, w jawny sposób korumpujący szlachtę, która w zamian za zgodę na wybór na króla (po śmierci Ludwika) jednej z jego córek - Marii lub Jadwigi, obdarzył szlachtę (czyli rycerstwo) prawem obniżenia podatku płaconego od domu lub osady z 12 do 2 groszy z łana; oraz zobowiązaniem do nie podwyższania obecnych i nie nakładania nowych podatków bez zgody rycerstwa? Czy to właśnie wówczas wystąpiły pierwsze oznaki upadku, maskowane jeszcze blaskami nadchodzących dekad prosperity i wielkości? A może upadek zaczął się od sejmu piotrkowskiego 1496 r. na którym to szlachta - rozeźlona na próby odebrania jej praw przez króla Jana I Olbrachta - postanowiła dać upust całej swojej złości (notabene plany takowe w ogóle nie istniały, ale szlachtę zaniepokoiły rady, jakie królowi głosił jego włoski doradca - Filip Kallimach czyli Filippo Buonaccorsi, który radził królowi aby tylko zaufanych sobie ludzi dopuszczał do Rady, nie zwoływał zjazdów - czyli sejmów, które wówczas jeszcze tak się nie zwały; by liczne wojsko przy sobie trzymał i z ich pomocą wymuszał na niechętnych podatki, by król bronił ludu przed nadużyciami możnych, stałe sądy ze skarbu finansowane powołał, aby biskupstwa przyznawane były ludziom uczonym, a nie panom i majętnym opatom, oraz by Rzym mniejszy miał wpływ na sprawy Korony Polskiej). Szlachta nienawidziła królewskiego doradcy - Kallimacha i żądała jego oddalenia. Piekliły ją zarzuty, jakoby kraj szedł ku upadkowi (Kallimach twierdził: "Wkrótce król u sejmów, a naród u nieprzyjaciela w niewoli będzie"). Rozjątrzona szlachta na sejmie piotrkowskim 1496 r. dała więc upust swej złości i zmusiła króla do potwierdzenia ustaw nieszawskich z 1454 r. (król nie mógł ustanawiać nowych praw, nakładać podatków i zwoływać pospolitego ruszenia bez zgody sejmików ziemskich). Ustanowiono też wybór posłów na sejmy - wybieranych na sejmikach wojewódzkich. Szlachta uzyskała też prawo mianowania sędziów ziemskich (którzy to mieli odtąd być herbowymi) i zabroniono pod karą gardła, wchodzenia do izby sędziowskiej z bronią u boku (takie samo prawo wprowadzały już ustawy wiślickie z 1362 r. w których zabraniano pod karą śmierci wyciągnięcia broni w obecności króla, starosty i arcybiskupa gnieźnieńskiego - w Anglii takie prawo weszło nieco wcześniej, bo w 1332 r. i także nie wolno było wyciągać broni w obecności króla, szeryfa i arcybiskupa Canterbury). 

Najgorsze jednak było to, że wówczas otwarcie poniżono inne stany, uznając za jedynie predystynowany do rządów stan herbowy (szlachecki), dlatego też zmuszono mieszczan do wyprzedaży swych posiadłości ziemskich (szlachta motywowała to tym, iż mieszczanie nie dopuszczają herbowych do swoich miejskich posiadłości, a poza tym to nie oni nadstawiają głów w obronie Ojczyzny, tak jak czyni to szlachta). Wszelkie wyższe godności kapłańskie (poza kanoniami doktoralnymi na Uniwersytecie - teologii, prawa, medycyny czy astronomii) odtąd sprawować mogła jedynie szlachta. Chłopom zakazano noszenia bogatych szat i ograniczono opuszczanie wsi przez synów kmiecych do jednego rocznie (i to jeszcze za zgodą pana), który to miał prawo udać się do miasta i podjąć naukę lub pracę w rzemiośle. Tak oto pokrzywdzony został mieszczanin, a chłop zamieniony w prostego wyrobnika i przywiązany do ziemi która często nie była jego własnością. Jedynym stanem obywatelskim został więc odtąd stan szlachecki, a sygnet rodowy z herbem był ważniejszy od pieniędzy jakie się posiadało, gdyż to nie pieniądze, a ów sygnet dawał prawo do współrządzenia krajem. Czy to właśnie wtedy pojawiły się pierwsze symptomy upadku państwa. Przecież w XVI wieku szlachta wielokrotnie występowała z zapałem w kwestii wprowadzenia zbawiennych dla kraju reform. Żądano więc oddania nieprawnie zajętych przez magnatów królewszczyzn (których dochód odtąd zasilał kasę wielkich panów, ze szkodą dla całej Rzeczpospolitej), postulowano zmniejszenie uprzywilejowania duchowieństwa (które to w 1381 r. otrzymało takie samo prawo fiskalne, jak szlachta i potem zawsze orientowało się na herbowych, czy ci chcą płacić podatki, czy też unikają tego obowiązku i postępowali dokładnie tak samo), domagano się sekularyzacji dóbr kościelnych, a także zacieśnienia związków z Litwą, likwidacji odrębności prawnej Prus Królewskich oraz księstw oświęcimskiego i zatorskiego. Postulowano wreszcie uporządkowanie dochodów kraju i rozdzielenie dochodów króla od skarbu państwa i przeznaczenia części państwowych zysków na utrzymanie stałego wojska. Część z owych postulatów udało się szlachcie uzyskać, a część pozostała bez zmian. 

Wcześniej stwierdziłem że nie tyle posiadane pieniądze, co przynależność do stanu szlacheckiego była decydująca dla pozycji społecznej w Rzeczpospolitej. I tak właśnie było, gdyż nawet ubogi szlachcic (którego np. nie stać było na kupno sobie butów i tym samym z ubioru często przypominał zwykłego chłopa) stał w owej hierarchii wyżej, niż najbogatszy mieszczanin, czy zamożny chłop. Stał wyżej, ponieważ miał prawo głosu i mógł decydować nie tylko o wyborze monarchy, ale o wszelkich sprawach tyczących się zarówno wielkiej jak i małej (lokalnej) polityki. Tym bardziej że w Rzeczpospolitej (w przeciwieństwie do innych krajów Europy) każdy szlachcic czy magnat byli równi wobec prawa, stąd zwali się "szlachecką bracią" lub "panami braćmi" (z biegiem czasu się to jednak zdegenerowało i teraz wielcy magnaci, dysponując ogromnym majątkiem, częstokroć kupowali sobie szlachciców, którzy na sejmach reprezentowali ich interesy). Co prawda zarówno szlachta jak i magnateria często ze sobą konkurowały (np. po śmierci Jana Olbrachta w 1501 r., magnateria wymogła na jego bracie - nowym królu - Aleksandrze Jagiellończyku wydanie przywileju w Mielniku, który był realnym powrotem do sytuacji sprzed 1496 r. czyli do dominacji Rady Królewskiej czyli Senatu, kosztem reszty szlachty. Został zatem wprowadzony oficjalnie ustrój oligarchii magnackiej z ogromnymi uprawnieniami Senatu, a niewielkimi lub wręcz symbolicznymi uprawnieniami Króla i Sejmu. Długo to jednak nie trwało, gdyż już na sejmie w Radomiu w 1505 r. szlachta wymusiła na królu obalenie magnackiej oligarchii i powrót do demokracji szlacheckiej, co zyskało moc prawną w wydanej Konstytucji 1505 r. zwanej "Konstytucją Nihil Novi" ("Nic Nowego"), w której co prawda utrzymano ograniczenia władzy monarszej, ale ciężar władzy przesunięto z Senatu na Sejm - który odtąd był najwyższą formą władzy w Rzeczpospolitej i bez zgody którego żadne prawo nie mogło wejść w życie. Tak oto król stał się zakładnikiem szlachty, ale w tamtym czasie nie wydawało się to jeszcze niebezpieczne, choć w tym systemie - który jednocześnie był emanacją wolności obywatelskich i praw politycznych których tak brakowało w całej Europie - było kilka ukrytych mechanizmów samozniszczenia, które przez długi czas pozostawały niewidoczne (gdy celem "szlacheckiej braci" było dobro Ojczyzny i uświadomienie narodowych celów - wówczas kraj kwitł, pomimo braku silnej władzy królewskiej i stałej armii - która zawsze była zmorą szlachty, jako że herbowi obawiali się, że stała armia pod dowództwem królewskim [jako że król był naczelnym wodzem] może posłużyć w walce o obalenie wolności szlacheckich i wprowadzenie silnej monarchii. Gdy jednak górę zaczęły brać korzyści osobiste i rodowe, wówczas wszystko zaczęło się sypać).




Koncepcją obowiązującą w polskim parlamentaryzmie (w zasadzie "od zawsze") była zasada jednomyślności. Sejm bowiem składał się z trzech równoprawnych stanów: Króla, Senatu i Izby Poselskiej. Tak więc, aby jakakolwiek ustawa została uchwalona, wymagana była zgoda tych wszystkich stanów i każdego z osobna uczestników zjazdów sejmowych. Było to tzw.: "Ucieranie się". Oczywiście nie oznaczało to, że wszyscy nagle musieli popierać dany projekt i nie mogli mieć odrębnego zdania - nie, nie oto chodziło. Chodziło o przyjęcie danej ustawy na zasadzie zgody powszechnej, która wyrażała się albo w aprobacie albo w braku sprzeciwu, czyli w milczeniu (a milczenie zawsze uznawano za nieformalną zgodę). Tak więc, jeśli nikt z wybranych posłów nie rzekł "Veto" (czyli "Nie pozwalam") dana ustawa przechodziła, choćby nawet nie zdołano przekonać do niej części posłów. Ale jeśli ci posłowie milczeli, upatrywano to za zgodę i na tym właśnie polegała zasada "ucierania się" (czyli przekonywania do skutku). Nie oznacza to jednak, że prawo veta nie istniało wcześniej przed ową feralną datą 1652 r., kiedy to podstarości upicki - Władysław Wiktoryn Siciński, wyrzekł to słowo, nie godząc się na przedłużenie obrad sejmu, czym zapoczątkował okres owych "Calamitatis Regni". Od tej chwili, aż do 1764 r. sejmy były zrywane wielokrotnie (niektóre zaraz po rozpoczęciu obrad), co doprowadziło do prawdziwej anarchii w kraju, gdyż jeden człowiek - któremu coś się nie spodobało - mógł pogrzebać zbawienne dla kraju reformy ustrojowe i wojskowe, a to znów oznaczało, że bardzo łatwo było przekupić posłów w Rzeczpospolitej i obce państwa często z tego korzystały, szczególnie że aby zapobiec np. wzmocnieniu wojsk Rzeczpospolitej, wystarczyło przekupić tylko jedną osobę, która otwarcie zakomunikowała swój sprzeciw. Kraj zaczął się rozpadać, nie było ani silnej władzy królewskiej, ani silnej władzy sejmowej - tak naprawdę panowała anarchia i władza silniejszego - który możny miał więcej pieniędzy i mógł wystawić prywatne poczty wojskowe, ten rządził, a ponieważ takich możnowładczych rodów było w XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej kilka lub kilkanaście, przeto wzajemnie ze sobą rywalizowały, ku radości państw ościennych, które rosły w siłę, rządzone przez monarchów absolutnych, mogących wystawić kilkusettysięczne armie (gdy w Rzeczpospolitej nie było nawet zgody na wystawienie 24 000 wojska). W takiej sytuacji politycznej i przy takim położeniu geopolitycznym w centrum Europy, Polska i Litwa nie były w stanie się ostać i Rzeczpospolita musiała upaść, choć naiwnie wielu sądziło, że słabość kraju jest korzystna, gdyż po pierwsze: słabego nikt się nie boi i nikt nie będzie go atakował, a po drugie: ościenne monarchie same ze sobą konkurują, zatem nie pozwolą na wzmocnienie któregokolwiek z nich kosztem ziem polskich, bo to oznaczałoby znaczny wzrost pozycji i siły owego kraju. Nikt jednak nie przewidział (albo przewidzieli, ale nic wówczas nie mogli z tym zrobić) że takie monarchie jak Rosja, Austria i Prusy po prostu się ze sobą dogadają i podzielą tym "polskim tortem".

Umiłowanie wolności i swobód obywatelskich, które czyniły z Rzeczpospolitej w XVI i XVII wieku prawdziwe "mocarstwo swobody", zamieniło się jednak w tępą ideologię, której obrona okazała się śmiertelna dla kraju. Czasy się zmieniały, a Rzeczpospolita żyła epoką dawnej swej chwały, nie widząc, iż należy dostosować się do zmieniających się epok. Husaria, która była potęgą militarną przez ponad sto lat i której powstrzymanie w polu było praktycznie niemożliwe, w XVIII wieku stała się już tylko wojskiem paradnym, zupełnie nienadającym się do wymagań osiemnastowiecznych wojen. Tkwili więc nasi przodkowie w tej cieplarnianej ułudzie dawnej chwały, niczym w formalinie, nie dostrzegając że u granic tworzą się potężne mocarstwa, które pożądliwie łypią okiem na rozległe ziemie bezbronnej w zasadzie Rzeczpospolitej. Umiłowanie do chwały i wstręt do militaryzmu cechowały społeczeństwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów, co ostatecznie doprowadziło do katastrofy i upadku państwa. Zupełnie inaczej było w II Rzeczpospolitej, gdzie armia była jakoby emanacją narodu, a służba wojskowa stała niezwykle wysoko w hierarchii społecznej. Żołnierzy ceniono w każdy możliwy sposób, upatrując w nich trwałości istnienia odrodzonego państwa (np. żołnierze nie płacili jeżdżąc komunikacją miejską - jest taka fajna scena w filmie "Akcja pod Arsenałem" z 1978 r. opowiadająca o odbiciu 26 marca 1943 r. w pobliżu Arsenału w Warszawie kilku aresztowanych wcześniej przez Niemców [i bestialsko torturowanych w więzieniu na Pawiaku] członków grup szturmowych Szarych Szeregów wchodzących w skład Armii Krajowej. Ostatecznie uwolniono 21 osób i gdy część z tych grup szturmowych rozbiegła się po akcji przed ścigającymi ich Niemcami, część weszła do tramwajów i w owym filmie jest taka scena, gdy ubrani po cywilnemu żołnierze Szarych Szeregów wchodzą do tramwaju i chcą kupić bilet, a konduktor na ich widok wypowiada owe słynne słowa: "wojsko nie płaci", bo tak rzeczywiście było w II Rzeczpospolitej).  
 
 

 
Osiemnastowieczne polskie sejmy tak już się zdegenerowały i zanarchizowały, że ich celem wcale nie było prowadzenie własnej polityki wewnętrznej i zewnętrznej (w zgodzie z interesem narodu czyli Rzeczpospolitej) tylko miały jeden jedyny cel. Za wszelką cenę przeszkadzać królowi i stronnictwu dworskiemu w prowadzeniu przez nie własnej polityki, bowiem każda samodzielna działalność króla od razu była traktowana przez ogół szlachty jako zamach na wolności szlacheckie. A jako skuteczną po temu broń upatrywano właśnie liberum veto, czyli możliwość zerwania sejmu, nim zapadnie na nim jakaś niekorzystna dla "wolności" uchwała. A zerwać sejm można było zawsze (czynili tak nawet Żydzi, którzy przekupywali posłów, aby ci zerwali sejmy, jeśli miały na nich zapaść jakieś ustawy nakładające na nich podatki), podając najbłahszy z powodów, albo też nie podając żadnego. Polskie życie polityczne XVIII wieku przypominać zaczęło sen wariata, gdzie posłom nawet w instrukcjach sejmikowych zalecano, że jeśli ich propozycje nie zdobędą uznania, to powinni zagrozić zerwaniem sejmu. Co prawda były wyjątki od tej zasady i nie można było zerwać sejmu konwokacyjnego (czyli wyznaczającego kandydatów do nowej elekcji), czy też skonfederowanego - ale i w tych przypadkach podnosiły się głosy, że tam też należy wprowadzić liberum veto (zresztą sejm konwokacyjny po śmierci Jana III Sobieskiego został zerwany, a miało to miejsce we wrześniu 1696 r. i nastąpiło z polecenia królowej Marii Kazimiery). Z takim systemem politycznym i wszechwładną anarchią, którą mylono z wolnością - XVIII-wieczna Rzeczpospolita stała się prawdziwą igraszką w rękach ościennych mocarstw. Bez armii, bez ustabilizowanego systemu sprawowania władzy, ze słabą pozycją monarchy, potężna niegdyś Rzeczpospolita, mogła jedynie oczekiwać kiedy nad jej ziemie (wciąż bardzo rozległe) zlecą się sępy, żądne wyrwania dla siebie jakiegoś kawałka. Nic więc dziwnego że Polska w owym czasie (wraz z Osmańską Turcją - która wówczas też utraciła dawną potęgę i znaczenie, oraz Hiszpanią - krajem równie bezbronnym, bez własnej armii i znaczenia) zwana była "Chorym człowiekiem Europy". Dawne potęgi teraz odchodziły w niepamięć (przecież Rzeczpospolita, Osmańska Turcja i Hiszpania w XVI i jeszcze w XVII wieku był europejskimi supermocarstwami). Wyblakło też znaczenie Francji Ludwika XIV, a jej pozycję teraz zajmować zaczęła (wcześniej będąca całkowicie w jej cieniu, a niekiedy pod jej wpływem) Anglia/Wielka Brytania. Urosły: Rosja Romanowów, Prusy Hohenzollernów i Austria Habsburgów. Tak więc bez zdecydowanych reform, ziemie dawnego władztwa Jagiellonów nie mogły się ostać w świecie coraz bardziej agresywnych monarchii absolutnych.

"Niezgoda przywiedzie na was niewolę, w której wolności wasze utoną i w śmiech się obrócą (...) Ziemie i królestwa wielkie, które się z Koroną zjednoczyły i w jedno ciało zrosły, odpadną i rozerwać się dla waszej niezgody muszą (...) i będziecie jako wdowa osierociała, wy, coście tyloma narodami władali i będziecie ku pośmiewisku i urąganiu nieprzyjaciół waszych (...) nie tylko bez pana krwi swojej (...) ale też bez ojczyzny i królestwa swego, wygnańcami wszędzie będziecie, nędzni, wzgardzeni, ubodzy włóczędzy. Popychani nogami będziecie przez tych, którzy niegdyś do stóp waszych padali" - fragment kazania kaznodziei Piotra Skargi, wygłoszony przed dworem Zygmunta III pod koniec XVI wieku, w czasach gdy potęga Rzeczpospolitej była niekwestionowana, gdy skrzydlata husarjia brodziła we krwi Moskali, Szwedów, Turków, Tatarów a nawet Niemców od Byczyny do Kircholmu i Kłuszyna, tratując cztero, pięcio, a nawet stukrotnie razy większe siły nieprzyjaciela (jak choćby w bitwie pod Hodowem w 1694 r.). Gdy na Kremlu siedział polski gubernator Moskwy, a Prusak z Brandenburczykiem bił czołem przed majestatem królewskim w Warszawie, składając hołd lenny z ziem, które król Polski łaskawie rodowi Hohenzollernów powierzył. Gdy Habsburgowie zamieniali się miejscami w polskiej niewoli z Moskalami i gdy sułtan z haremem uciekał z Konstantynopola przed polskimi Kozakami po wcześniejszym spaleniu przez nich Synopy. W tych czasach potęgi, słowa o niewoli, wygnaniu i braku ojczyzny, o tułaczach poniewieranych i z kraju do kraju błądzących mogły co najwyżej wywołać zaciekawienie a z pewnością nie brakowało i takich, którzy sobie z tego dowcipkowali. Ale słowa Piotra Skargi były prorocze, gdyż już wówczas tkwiły w polskim systemie politycznym zalążki upadku, tylko niewielu wówczas było w stanie je dostrzec. Zresztą nawet w XVIII wieku, jeśli potrafiono dostrzec te przyczyny i je poprawnie nazwać, to i tak nie wiedziano co dalej z tym począć, gdyż nie było siły politycznej na tyle dominującej, która potrafiłaby przeforsować zbawienne dla państwa reformy. Było bowiem wiele koterii i sił, które wzajemnie ze sobą konkurowały i żadna nie przystałaby na plany drugiej strony, a żadna z nich nie miała siły aby je samodzielnie wprowadzić. Dlatego też powstawały plany sojuszy z obcymi dworami, przy pomocy których udałoby się wprowadzić w życie reformy ratujące państwo. Niestety, nie rozumiano że obce dwory zainteresowane były jedynie pogłębianiem stanu anarchii życia politycznego w Rzeczpospolitej a nie jego naprawą czy uleczeniem.


HUSARZ W ATAKU Z LANCĄ
(I FAZA SZARŻY)



HUSARZ W ATAKU Z SZABLĄ
(II FAZA SZARŻY)
NASTĘPNIE WYMIANA STRZASKANEJ LANCY I POWRÓT DO SZARŻY 



Ostatnie lata swej świetności, zapisała dawna Polska triumfem wiedeńskim króla Jana III Sobieskiego z 1683 r. oraz (w pokoju karłowickim z Osmańską Turcją z 1699 r.) ponownym odzyskaniem Podola (utraconego w 1672 r.) wraz z twierdzą - Kamieńcem Podolskim. Były to już ostatnie przebłyski dawnej świetności i chwały, ale paradoksalnie w wiek XVIII wkraczała Rzeczpospolita z dużym optymizmem co do swej przyszłości, żądna odzyskania na Szwedach  całych Inflant. Niestety, Wojna Północna z lat 1700-1721 toczyła się głównie na ziemiach polskich, doprowadzając je do upadku gospodarczego i demograficznego. Nic na tej wojnie Rzeczpospolita nie zyskała (zresztą oficjalnie nie była nawet stroną wojującą, gdyż wojnę ze Szwecją prowadził jedynie elektor Saksonii - Fryderyk August I, który jednocześnie od 1697 r.  panował jako król Polski pod imieniem - Augusta II Mocny - zwany tak ze względu na swą wielką siłę fizyczną, gdzie potrafił łamać podkowy, zginać metalowe pręty i samemu przesuwać ciężkie armaty, których nie mogło ruszyć kilku żołnierzy). I to właśnie on wojował ze Szwecją, wciągając w tę wojnę nieprzygotowaną do tego konfliktu Rzeczpospolitą. Starał się on także zapewnić sobie i swym następcom dziedziczność tronu w Polsce, przez co układał najbardziej niedorzeczne plany rozbioru ziem polskich pomiędzy sąsiadów, tak aby to co zostanie, przypadło jemu, jako dziedzicznemu monarsze. Po sukcesach, jakie Szwedzi odnieśli w tej wojnie, już w maju 1704 r. zawiązana ze szwedzkiej inspiracji konfederacja warszawska zdetronizowała Augusta II i nowym królem obrała dotychczasowego stronnika Karola XII - Stanisława Leszczyńskiego (ojca późniejszej królowej Francji i żony Ludwika XV - Marii Leszczyńskiej). To właśnie wówczas z inspiracji Leszczyńskiego powstał pierwszy plan rozbioru ziem Rzeczpospolitej. Otóż Leszczyński proponował aby Korona i Litwa przypadły jemu, jako polskiemu królowi. Szwecji miano oddać Księstwo Kurlandii i Semigalii wraz z polskimi Inflantami, Kozaków (jako lenników Rzeczpospolitej) umiejscowić w województwie połockim i witebskim (czyli na północnym-wschodzie), zaś utracone oficjalnie w roku 1667 na korzyść Moskwy województwa: smoleńskie, czernichowskie i całe Zadnieprze wraz z Kijowem miały przypaść Leszczyńskiemu, jako dziedzicznemu księciu. Wydawało się, że plan ten zostanie ostatecznie zrealizowany, szczególnie gdy w 1706 r. Sasi ponieśli klęskę w bitwie ze Szwedami pod Wschową (13 lutego), co też spowodowało zgodę Augusta II na abdykację w Polsce i przekazanie korony Stanisławowi Leszczyńskiemu (pokój w Altranstädt - 24 września 1706 r.). Długo jednak taki stan rzeczy nie trwał i po ostatecznym zwycięstwie Rosjan w bitwie ze Szwedami pod Połtawą (8 lipca 1709 r.) August II ponownie wrócił (w sierpniu) na polski tron.

Nim to jeszcze nastąpiło, w 1708 r. August II opracował swój plan podziału ziem polskich, w którym sobie zostawiał Koronę i niewielką część południowej Litwy (miał tam panować jako monarcha dziedziczny), ale już bez Prus Królewskich i Gdańska (które przypaść miały Leszczyńskiemu), bez Wielkiego Księstwa Litewskiego i polskich Inflant (oddanych Rosji), oraz bez Żmudzi, Kurlandii i Semigalii przekazanych Prusom. Plan ten nie doszedł do skutku, a w 1709 r. car Piotr I opracował swój własny plan, w którym całą Rzeczpospolitą widział włączoną do Rosji (co oczywiście w tamtym czasie - i to uwzględniając już ową chroniczną słabość Rzeczpospolitej - nie wchodziło w grę). I tak co roku już praktycznie powstawały nowe plany rozbiorów: w 1710 pojawił się projekt króla Prus - Fryderyka I Hohenzollerna, w którym Prusy Królewskie (Gdańsk i Ryga miały stać się Wolnymi Miastami), Żmudż, Kurlandia i Semigalia przypadały jemu, Wielkie Księstwo Litewskie Rosji, a Korona Polska Saksonii; w 1712 pojawił się ponownie projekt Leszczyńskiego, który Koronę oddawał Augustowi Mocnemu, Kurlandię i Semigalię Szwecji, zaś sobie pozostawiał Litwę. Projekt ten był pewnie nie dopracowany, jako że już w 1713 pojawił się nowy plan Leszczyńskiego, w którym ten siebie widział ponownie w roli króla polskiego (Korona i Litwa), Prusy Królewskie wraz z Gdańskiem oddałby Prusom, Kurlandię i Semigalię Szwecji, a Podole (tereny odzyskane w 1699 r.) Turcji. W 1714 r. Leszczyński stworzył jeszcze inny plan rozbiorowy i był to już plan z jego strony minimalistyczny, bowiem pozostawiał sobie zaledwie województwo ruskie i bełskie, całą Koronę i Litwę oddając Augustowi Mocnemu, a Szwecji Kurlandię i Semigalię (należy jednak pamiętać, że począwszy od 1710 r. Moskale już w całości opanowali szwedzkie Inflanty i Estonię, a w 1713/1714 dokonali inwazji na Finlandię). Wszystkie te rozbiorowe plany nie doszły do skutku, gdyż przede wszystkim sprzeciwiała im się Rosja. Tak, właśnie Rosja uznała że rozbiór ziem Rzeczpospolitej jest niezgodny z jej interesem, gdyż car Piotr Wielki sądził że uda mu się "połknąć" w całości i Polskę i Litwę, bez potrzeby dzielenia się jej ziemiami z kimkolwiek innym. Carowi nie podobała się też polityka Augusta Mocnego, dążącego do zaprowadzenia w Polsce monarchii dziedzicznej przy pomocy wojsk saskich.




Już w listopadzie 1715 r. zawiązała się konfederacja tarnogrodzka pod przywództwem Stanisława Ledóchowskiego, przeciwko planom wzmocnienia władzy królewskiej w Polsce. Wybuchła nowa wojna domowa w kraju (1715-1716) i obie strony poczęły upatrywać gwaranta pokoju w osobie cara Piotra I. August Mocny wezwał go z wojskiem do Polski, a i Tarnogrodzianie upatrywali w nim gwaranta swoich praw i wolności (tym bardziej, że car zadeklarował że: "wolności polskiej nie odstąpi"). 27 września 1716 r. do Rzeczpospolitej z 18 000 żołnierzy, wkroczył carski generał Roenne, a 3 listopada stanął on pod Warszawą. Doszło do układów pokojowych pomiędzy skłóconymi stronami i tak August Mocny przyrzekł odsunąć Sasów z polskiego dworu, nie wypowiadać wojen bez woli narodu (szlachty), nie wyjeżdżać z kraju na dłużej niż trzy miesiące w roku, oraz zwoływać pospolite ruszenie tylko do obrony kraju (nieformalnie jednak pospolite ruszenie zostało wówczas rozwiązane). Zobowiązania te zostały zatwierdzone na sejmie zwołanym do Grodna na 1 lutego 1717 r. Aby żadnemu posłowi jednak nie przyszło do głowy zaprotestować przeciwko podpisanemu pokojowi, obrady "chronił" 18 000 moskiewski korpus gen. Roenne, a na sejmie nikt nie wypowiedział nawet jednego słowa - odczytano jedynie podpisane warunki i przyjęto je milczeniem (stąd też sejm grodzieński 1717 r. przeszedł do historii pod nazwą "Sejmu Niemego"). Nie trwało to dłużej jak siedem godzin. Od tej chwili powaga Rzeczpospolitej sięgnęła bruku, sejm ochraniany przez obce wojska, a do tego posłowie milczący z obawy przed konsekwencjami swego sprzeciwu. Od tej chwili rozpoczął się już zjazd po równi pochyłej, prowadzący ostatecznie do rozbiorów Rzeczpospolitej w drugiej połowie XVIII stulecia.

Tak oto położona pomiędzy Wschodem a Zachodem Rzeczpospolita, mająca swe posłannictwo dziejowe, swą ideę i swą duszę przewodnią - z początkiem wieku XVIII popadała w całkowitą anarchię, walki wewnętrzne i totalne osłabienie które mogło służyć już tylko Jej wrogom. Co prawda pojawiały się pewne przebłyski, jak choćby zmuszenie Moskali do opuszczenia ziem Rzeczpospolitej i pewne próby reform podjęte w celu zwiększenia liczebności armii, ale nie było siły, która byłaby zdolna konsekwentnie doprowadzić je do końca. Rzeczpospolita wówczas była jak umierający, któremu potrzeba silnej dawki elektrowstrząsów aby pobudzić serce do życia, potrzeba było czynu, który zmieni ustrój wiodący ku katastrofie i ponownie przywróci Polskę i Litwę na drogę ku potędze. I to się ostatecznie poniekąd udało uczynić w roku 1791 uchwalając pierwszą w Europie i drugą na Świecie (po amerykańskiej) Konstytucję, która przeszła do historii pod nazwą Konstytucji 3 Maja.       




Było już jednak za późno i mocarstwa zaborcze (a głównie Moskwa) nie mogły dopuścić do wzmocnienia się Rzeczpospolitej gdyż wówczas ich plany rozbiorowe nie mogłyby dojść do skutku. Tak oto po wojnie 1792 r. i Insurekcji Kościuszkowskiej 1794 r. (która nie mogła się powieść, ze względu na wzajemną pomoc, jaką udzielały sobie Rosja i Prusy) dawna perła wolności i swobód, przedmurze chrześcijaństwa i kraj uskrzydlonych jeźdźców zniknęła z mapy Europy i Świata. Ale to nie był koniec Polski. Jej ciało co prawda zostało rozszarpane na trzy części przez zaborcze wilki i sępy, ale Dusza przetrwała. I ta Dusza właśnie szukała dla siebie dróg ku Zmartwychwstaniu, najpierw pod Cesarzem Napoleonem Wielkim...




Potem w wielu Powstaniach, jak choćby w Listopadowym (1830-1831)...

 


... Powstaniu Styczniowym (1863-1864)...






Nie licząc oczywiście takich lokalnych powstań jak krakowskie (1846) czy wielkopolskie (1846 i 1848). Ostatecznie tradycję dawnej Rzeczpospolitej, Jej Ducha i Pamięć, ponieśli Legioniści Piłsudskiego na początku I Wojny Światowej (1914) i inne polskie formacje zbrojne, jak choćby Błękitna Armia gen. Józefa Hallera formowana we Francji (notabene w tej armii walczył mój pradziadek - z pochodzenia Niemiec). To właśnie zapał i poświęcenie tych młodych ludzi odrodziło dawną Rzeczpospolitą, choć jednocześnie inną pod względem ustrojowym i obyczajowym, to jednak poprzez Pamięć Genetyczną tożsamą z tą Pierwszą.  








Nim jednak Polska Zmartwychwstała w wieku XX, pokolenia kolejnych powstańców i uciekinierów ze zniewolonego kraju szukało jakiejś ostoi, miejsca skąd można by ponownie kontynuować walkę o Niepodległość i tym miejscem przede wszystkim dla polskich uchodźców była Francja. Tam właśnie zaczęto rozbijać przysłowiowe namioty, licząc na to, że odrodzenie Polski zajmie kilkanaście miesięcy, lub co najwyżej kilka lat. Gdy okazało się to nie takie proste, owi zapaleńcy musieli w Paryżu swe namioty zamienić na domy, potem mijały kolejne lata, a ci, którzy jeszcze pamiętali dawną Polskę starzeli się i umierali. Odchodzili, przekazując jednak następnym pokoleniom swe dziejowe posłannictwo, które brzmiało by Najjaśniejsza Rzeczpospolita ponownie rozbłysła niczym jaśniejąca gwiazda na europejskim firmamencie. W kolejnej części zaprezentuję owych imigrantów, zdążających nad Sekwanę, do Włoch, Niemiec czy Anglii z myślą o podjęciu nowej walki o odrodzenie Ojczyzny. Jak ich tam przyjmowano - i co ostatecznie osiągnęli - o tym już w następnej części. 




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz