CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"
KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. IV
Po zakończeniu Wojny polsko-bolszewickiej i podpisaniu pokoju w Rydze (18 marca 1921 r.) powstało państwo polskie po raz pierwszy od 150 lat w prawie pełnych swych granicach (piszę "prawie" ponieważ nie wszystkie ziemie należały wówczas jeszcze do Polski. 9 października 1920 r. oddziały Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego, złożone głównie z mieszkańców ziemi wileńskiej, zajęły Wilno wypędzając stamtąd Litwinów. 12 października stworzono tymczasową komisję rządzącą Litwy Środkowej z gen. Żeligowskim jako dowódcą wojsk Litwy Środkowej. Notabene Naczelny Wódz Józef Piłsudski, zdając sobie sprawę że odzyskanie Wilna będzie bardzo trudne politycznie - gdyż Francuzi i Anglicy także Amerykanie widzieli to miasto w granicach Litwy właściwej - musiał wydać rozkaz - tak, wydać rozkaz - Żeligowskiemu aby się zbuntował i zajął Wilno przez "zbuntowane" oddziały Wojska Polskiego. Tak musiało się stać, ponieważ Żeligowski nie chciał się zbuntować i dopiero gdy Komendant wydał mu rozkaz, przyjął to do wiadomości. Dla Piłsudskiego Wilno zaś było niezwykle ważne. To było miasto Jego dzieciństwa, Jego najpiękniejszych wspomnień. Napisał potem zresztą: "Wilno - rzędem biegną mury co mnie niegdyś wielkiej prawdy kochać uczyły. Miasto, symbol naszej wielkiej kultury, państwowej ongiś potęgi. Wszystko co piękne w mej duszy - przez Wilno pieszczone". 8 stycznia 1922 r. na Litwie Środkowej odbyły się wybory do Sejmu Orzekającego. Wzięło w nich udział 64% uprawnionych do głosowania, ludność litewska zbojkotowała te wybory, a rząd litewski w Kownie skierował do Rady ligi Narodów notę protestacyjną, w której zapowiadał że nie uzna Sejmu Orzekającego. 20 stycznia Sejm Orzekający podjął decyzję o przyłączeniu Litwy Środkowej do Polski. Poza tym niepewna była przyszłość Górnego Śląska, gdzie miał się odbyć plebiscyt, mający zdecydować o przynależności tej ziemi do Polski albo do Niemiec. Nieznany był też jeszcze oficjalny status Wolnego Miasta Gdańska, dopiero 22 czerwca 1921 r. Rada Ligii Narodów powierzyła Polsce obronę lądową Wolnego Miasta Gdańska i przyznała prawo pobytu w porcie gdańskim polskim okrętom wojennym, oraz budowę składnicy amunicji na Westerplatte. Poza tym zawieszona wciąż była sprawa Śląska Cieszyńskiego, który został zajęty przez Wojska Czeskie w styczniu 1920 r. Co prawda Rada Ambasadorów zwycięskich mocarstw dnia 18 lipca 1920 r. - czyli w okresie największego zagrożenia polskiej niepodległości przez Armię Czerwoną - wydała decyzję dzielącą Śląsk Cieszyński nad dwie części, a także pozostawiającą Orawę i Spisz po czeskiej stronie. Ludność polska która dominowała na Śląsku Cieszyńskim całkowicie, została na dwadzieścia lat oddana pod czeskie panowanie i Czesi konsekwentnie przez te lata starali się wynarodowić Polaków tam mieszkających. Dopiero w sytuacji upadku państwa czechosłowackiego, gdy Czechy zamiast walczyć z Niemcami o swą wolność, oddały ją na tacy Hitlerowi - do tego oczywiście doprowadziła konferencja w Monachium z 29 października 1938 r. Na której to Wielka Brytania i Francja a także Włochy sprzedały Czechosłowację Niemcom. Mimo to wysyłane sygnały ze strony Polski upewniały Czechów, że jeżeli ci podejmą walkę, to Polska włączy się do tej wojny po ich stronie. Prezydent Czechosłowacji Edward Benesz był jednak wybitnym polonofobem i liczył jedynie na Francję, ewentualnie na Związek Sowiecki - na pewno zaś nie na Polskę. Po przyjęciu uzgodnień monachijskich przez Czechosłowację, 30 września 1938 r. polski poseł w Pradze Kazimierz Papee przekazał ultimatum z żądaniem natychmiastowego odstąpienia Polsce obszaru zamieszkiwanego przez większość polską na Śląsku Cieszyńskim. Czechosłowacja ultimatum przyjęła i w dniach 2 do 11 października Wojsko Polskie zajęło Zaolzie, zaś od 1 do 30 listopada Spisz i Górną Orawę. Śląsk Cieszyński wracał do Macierzy, ale należy też powiedzieć kilka słów, które będą swoistym dziegciem w tej beczce miodu. A mianowicie pisarz i publicysta Ryszard Wojna, który jako młody chłopak w styczniu 1939 r. pojechał na te tereny, wspominał potem że nie był tam przyjęty życzliwie, a ludzie powtarzali: "Za czeskich czasów panował większy porządek").
Tak więc odrodzona Polska była państwem niepełnym (przynajmniej na razie), ale już wolnym, już niepodległym, już mogącym oddychać pełną piersią wolności, dbać o swe dobre imię i zapisać nową kartę swych dziejów. Nie wszystko jednak szło dobrze. W ludziach nadal tkwiła pamięć niewoli, pamięć zaborów, która była silna, bo wdarła się w dusze i umysły i przeżarła się przez nie powodując, że ci ludzie nie byli zdolni myśleć jak ludzie wolni, wciąż bowiem posługiwali się kalkami z czasów niewoli. Dobitnym tego przykładem było chociażby podpisanie traktatu ryskiego, pozostawiającego po sowieckiej stronie setki tysięcy Polaków, z takimi miastami jak Mińsk, Słuck, Zasław, Płoskirów, Lubar czy Kamieniec Podolski. Oddawano tych ludzi w dalszą niewolę i co prawda mogli oni się stamtąd wynieść i przynieść do odrodzonej Polski, ale jednocześnie tym krokiem kładziono kres wielowiekowej polskości tych ziem. Komisja która pojechała toczyć rozmowy z Sowietami do Rygi (złożona z polityków z partii narodowych, ludowych i socjalistycznych), pozbawiona była zupełnie tradycji na której budowali i którą wykuwali w pocie czoła Tadeusz Kościuszko czy książę Józef Poniatowski, nie wspominając o wcześniejszych wielkich hetmanach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Historyk Szymon Askenazy pisał w 1937 r.: "Przedstuletni przywódcy Polski (...) Nigdy prokrustowej nie uznawali etnografii (...) Kościuszko wyzwolił wraz Kraków, Warszawę i Wilno, książę Józef odbierał Kraków i szturmował Smoleńsk", bo tam wszędzie, tam właśnie wszędzie były polskie ślady, były polskie kości i była polska tradycja - choćbyśmy dzisiaj próbowali to zupełnie zatrzeć w naszej pamięci. Oczywiście nie chodzi o to, żeby próbować dzisiaj te ziemie odzyskiwać czy je zajmować, wręcz przeciwnie. Chodzi o budowę i pamięć naszego etnosu który jest niesamowity i który budowany był nie na sile oręża, a na Sile Ducha i nawet jeśli język tych Ludów był ruski (czy jakikolwiek inny), to sam fakt, że czuli się oni Polakami, że polska tradycja Wolności była dla nich najważniejsza, jest podstawą tego o czym piszę. Dzisiaj to, co nam pozostało po tamtej tradycji, to jest wspólnota Międzymorza i Trójmorza i na niej trzeba się opierać, aby nie popełnić błędów głąbów sprzed 100 lat, którzy w Rydze decydowali o naszych granicach wschodnich i wytyczyli nam je tak chujowe (przepraszam za wulgaryzm), że nie sposób nie ciskać dzisiaj na nich za to gromów.
Inną kwestią był stosunek owych polityków do naszych sojuszników, czyli do oddziałów białoruskich baćki Bułak-Bałachowicza i do Wojsk Ukraińskich atamana Semena Petlury. Zgodnie z uzgodnieniami zawartymi z Sowietami w Rydze, mieli oni być internowani w obozach i następnie usunięci z terenów Rzeczpospolitej. Ci ludzie walczyli z nami ramię w ramię, przelewali wspólnie krew, walcząc nie tylko o własne niepodległe państwa - do których mieli prawo - ale również za wspólną tradycję oręża Ludów tworzących Wielką Rzeczpospolitą. I ci ludzie teraz mieli zostać umieszczeni w obozach internowania? Bo co? Bo z Sowietami umówiła się w tym temacie grupka politykierów, którzy w czasie Wojny nawet nie powąchali prochu, siedząc bezpiecznie w swoich gabinetach? Szczać należało na umowy z Sowietami, a tych ludzi traktować tak, jak należało traktować sojuszników. I tak właśnie do sprawy podchodził Marszałek Józef Piłsudski, który polecił danie Armii Petlury całkowitej autonomii wewnątrz obozów (mało tego - wejścia do obozu strzegła warta złożona z żołnierzy ukraińskich, a nie polskich). 15 maja 1921 r. Marszałek przybył do takiego ukraińskiego obozu w Szczypiornie, powitany uroczyście w świetlicy udekorowanej w barwy Polski i Ukrainy. Wysłuchał tam przemówienia gen. Bezruczki, który dziękował mu za warunki panujące w obozie i za przybycie, sam zaś nie wysuwał żadnych próśb. Marszałek wspomniał o podpisanym traktacie ryskim, po czym zamilkł i przez chwilę wpatrywał się w zgromadzonych w sali żołnierzy ukraińskich, a następnie rzekł: "Ja Was przepraszam panowie, ja was przepraszam!". Gen. Bezruczko zwrócił się potem do płk. Ulrychta (a Słowa te przytoczył Ulrycht swym "Pamiętniku Trzydziestolecia Niepodległości Polski" wydanym w Nowym Jorku w 1948 r.) a brzmiały one: "Wasz Pan Marszałek to wielki rycerz...". Szkoda że w owej odrodzonej Polsce ludzie o mentalności dawnych rycerzy Rzeczpospolitej ginęli w tłumie wszelkich miernot, głupców lub też zwyczajnych karierowiczów.
20 marca 1921 r. odbył się plebiscyt na Górnym Śląsku. Frekwencja była niezwykle wysoka bo aż 97%, a w głosowaniu tym wzięło udział 1 190 846 osób. Za przynależnością do Polski wypowiedziało się 479 359 głosujących, za przynależnością do Niemiec wypowiedziało się 707 605 głosujących, unieważniono 3882 głosy. W głosowaniu tym wziąć udział mogli wszyscy Górnoślązacy, nie tylko ci, którzy tam mieszkali, ale również ci, którzy się tam urodzili, a potem stamtąd wyjechali. Z tego powodu zarówno Polacy jak Niemcy sprowadzili na Górny Śląsk kilkadziesiąt tysięcy byłych mieszkańców tej krainy, a dokładnie Polska sprowadziła 10 000 głosujących, Niemcy zaś 200 000. Zwycięstwo Niemiec było przede wszystkim wynikiem skutecznej niemieckiej propagandy, która jeszcze w czasie Wojny polsko-bolszewickiej straszyła Górnoślązaków, iż jeśli przyłączą się do Polski, staną się mięsem armatnim. Poza tym oczywiście podkreślano słabość i nietrwałość Polski oraz jej zacofanie gospodarcze. To wszystko zrobiło skuteczną robotę na terenach, które w większości były zdominowane przez ludność polską. Oczywiście owe wyborcze zwycięstwo nie oznaczało - tak jak myśleli Niemcy - że oto teraz cały Górny Śląsk przypadnie im. Wśród zwycięskich mocarstw I Wojny Światowej pojawiły się bowiem różnice zdań na ten temat. Francja uważała że teren Górnego Śląska należy podzielić pomiędzy Polskę i Niemcy, natomiast Wielka Brytania i wspierające ją Włochy oraz Stany Zjednoczone twierdziły, że tylko niewielkie rejony należy przyznać Polsce, natomiast cały Górny Śląsk oddać Niemcom. W związku z tymi planami, zebrani w Bytomiu przedstawiciele polskich partii i organizacji wojskowych na Górnym Śląsku, podjęli decyzję o rozpoczęciu III Powstania Śląskiego w nocy z 2 na 3 maja 1921 r. Czas między plebiscytem a powstaniem obie strony zorganizowały na przygotowanie się do walki. Polska Organizacja Wojskowa na Śląsku została lepiej uzbrojona i liczyła 40 000 ludzi a jej dowódcą został podpułkownik Maciej Mielżyński. 1 maja gruchnęła wiadomości, że Niemcy zamierzają przygotować się na podział Górnego Śląska i zniszczyć te fabryki, które miałyby znaleźć się po polskiej stronie, tak więc 2 maja rozpoczął się strajk generalny i tego też dnia przywódcy Powstania powiadomili Warszawę o zamiarze rozpoczęcia walki. Polski rząd nie był z tego powodu zadowolony i starał się hamować zbyt wojownicze nastroje, ale było już na to za późno i w nocy z 2 na 3 maja rozpoczęły się działania zbrojne na Górnym Śląsku, a Wojciech Korfanty ogłosił się dyktatorem Powstania.
W ciągu pierwszych trzech dni walki Powstańcy opanowali prawie cały obszar plebiscytowy z wyjątkiem dużych miast, gdzie znajdowały się alianckie garnizony. Polski rząd dążył do jak najszybszego zakończenia Powstania, gdyż podważało ono autorytet Polski na arenie międzynarodowej, ale społeczeństwo polskie bardzo żywo odpowiedziało na owe walki. Zgłaszali się też licznie ochotnicy (i to zarówno po stronie polskiej jak i niemieckiej). Powstańcy doszli na południu do lewego brzegu Odry powyżej Raciborza. Najcięższe zaś walki trwały w dniach 21 mają do 5 czerwca o Górę Świętej Anny. Bitwę tą wygrali Niemcy, odzyskując samą Górę i część terenu z Kędzierzynem na czele, ale w ich planach była również ofensywa na tereny przemysłowe Górnego Śląska, co już im się nie udało. Prawie cały obszar plebiscytowy nadal pozostawał w rękach Powstańców. Pod wpływem Ligii Narodów (szczególnie zaś Francuzów, bardzo aktywnych w tym gremium) 11 czerwca realnie walki ustały, a obie strony pozostały na swoich stanowiskach do 5 lipca, kiedy wycofano z terenu Górnego Śląska siły polskie i niemieckie. III Powstanie Śląskie miało olbrzymi wpływ na decyzję Rady Ambasadorów zwycięskich mocarstw, które 12 października 1921 r. zdecydowały o podziale Górnego Śląska między Polskę a Niemcy. Polsce przypadło 29 % owego terenu, wraz z 46 % zamieszkującej go ludności. Wszystkie największe miasta Górnego Śląska i największe fabryki znalazły się po polskiej stronie (choć niestety często podział doprowadzał do ich ruiny, gdyż linia nowej granicy polsko-niemieckiej na Górnym Śląsku biegła niekiedy w taki sposób, że fabryka znajdowała się np. po polskiej stronie, ale już tartak albo piec hutniczy, po stronie niemieckiej). W każdym razie po polskiej stronie znalazło się 80 % kopalń węgla, 66 % kopalń cynku i ołowiu i 60 % wielkich pieców. Oczywiście Komunistyczna Partia Robotnicza Polski stała na stanowisku, że cały obszar Górnego Śląska powinien wrócić do Niemiec i takie ta partia miała stanowisko, aż do 1933 r. czyli do zwycięstwa wyborczego Hitlera w Niemczech.
W 1921 r. KPRP udaje się stworzyć frakcję komunistyczną w Sejmie Ustawodawczym, pozyskując dwóch posłów - doktora Tomasza Dąbala i kolejarza (należącego wcześniej do Polskiej Partii Socjalistycznej) Stanisława Łańcuckiego. Ma to być komunistyczna awangarda przyszłej partyjnej roboty w "burżuazyjnym sejmie" (swoją drogą zarówno Dąbal jak i Łańcucki skończyli tak, że musieli wyjechać do ZSRS i tam robić tzw. "partyjną karierę"). 25 kwietnia Komisja Centralna Związków Zawodowych podjęła decyzję o zerwaniu jakichkolwiek stosunków z komunistyczną Partią Robotniczą Polski, oraz zwalczaniu wszelkich komunistycznych wpływów w ruchu związkowym. Rzeczywiście było to potrzebne ponieważ już w lutym 1921 r. na fali demobilizacji Armii, wyszli z postulatem strajku kolejarzy i strajku powszechnego. Potem w tym roku organizowali strajki w przemyśle chemicznym, metalowym i robotników rolnych w Wielkopolsce (latem 1921 r.), głęboko wierząc że to wszystko wkrótce się wywróci i burżuazyjna Polska padnie pod ciężarem kolejnych strajków, a wtedy oni przejmą władzę - czy to z samodzielnie, czy też z kolejnym wsparciem Armii Czerwonej. Był to okres bardzo sprzyjający takim właśnie ekscesom, gdyż Polska wychodziła z Wojny Światowej i Wojny z bolszewikami jako kraj bardzo biedny, wyniszczony, przeorany wojną. Inflacja szalała, a bieda i drożyzna były naturalnym ówczesnym krajobrazem. W maju 1921 r odbyła się III Rada Partyjna KPRP, na której obradowano właśnie nad formami walki w nowej sytuacji politycznej - czyli po zakończeniu Wojny. Pomimo klęski Armii Czerwonej i dużej dezintegracji partii w czasie wojennym, nastroje są tam bardzo optymistyczne. Wręcz głośno się mówi że wkrótce dojdzie do ponownej inwazji Armii Czerwonej na Polskę a trzonem tej armii tutaj będzie właśnie partia, która zupełnie inaczej przygotuje się do tej walki, niż stało się to w lipcu i sierpniu 1920, gdzie partia tak naprawdę oczekiwała przyjścia Sowietów, niewiele samemu robiąc. Teraz miała stać się awangardą, awangardą proletariatu w Polsce.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz