Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 26 października 2015

PiS BIERZE WSZYSTKO! Cz. I

TO KONIEC NIEMIECKIEJ

MITTELEUROPY I POCZĄTEK 

POLSKO-ŚRODKOWOEUROPEJSKIEGO

MIĘDZYMORZA!





"WKRÓTCE PRZEKONAMY SIĘ, CZY POLACY SĄ NAPRAWDĘ TAK GŁUPI I WYBIERAJĄ PRAWICĘ. BĘDĄ TEGO GORZKO ŻAŁOWAĆ"

 ULRICH ADRIAN
Korespondent ARD


Myślicie że żartuję z tym końcem Mitteleuropy? Zresztą jakiej Mitteleuropy zapytamy, przecież niczego takiego nie ma i nie było - natomiast Niemcy są naszym głównym partnerem i sojusznikiem w Unii Europejskiej i NATO, a nie jakimś tam hegemonem, czy członkiem tak wyśmiewanego niegdyś "kondominium niemiecko-rosyjskiego nad Wisłą". Przecież to bzdura, wierutna do tego - czyż nie? Owszem, dla większości ludzi takie stwierdzenie (niepodbudowane jakimikolwiek faktami, a o takie jest mimo wszystko dość trudno, szczególnie dla osób, które na co dzień polityką się nie interesują, lub interesują się nią pobieżnie), wydaje się nie tylko śmieszne, lecz również obraźliwe. Wielu naprawdę sądzi, że dzisiejsza III RP jest w pełni suwerennym krajem europejskim. Lecz ci, którzy tak twierdzą, sami muszą przyznać, że w dzisiejszej UE nie ma państw w 100proc. suwerennych. Każde z nich bowiem (decydując się wstąpić do tej organizacji, która na siłę pragnie stać się ponadnarodowym państwem i co ciekawe ... dysponuje już prawie wszystkimi atrybutami ku temu służącymi), musi zrzec się części swej suwerenności. 

Tak więc III RP nie jest państwem suwerennym, skoro jest w UE. Ale to jeszcze w jakiś sposób można by było zaakceptować, gorzej że nasze państwo, coraz bardziej przypominało owe Königreich Polen, które powstało po ogłoszeniu Aktu 5 listopada 1916 r. w którym to cesarze Niemiec i Austro-Węgier proklamowali (trochę tak z łaski na uciechę, gdyż potrzebowano polskiego rekruta do armii walczących na frontach I Wojny Światowej), powstanie Królestwa Polskiego, będącego złączonym (w bliżej niesprecyzowany sposób), z oboma mocarstwami. Oczywiście o ile sam akt proklamacji polskiej niepodległości, był czymś rewolucyjnym (o czym chociażby świadczyły komentarze rosyjskiej prasy i polityków po jej proklamacji, jak np.: "Tandetny towar made in Germany", "Nowe wypowiedzenie wojny, które dla rosyjskiego narodu stanowi moralną zachętę, aby ją kontynuować", "Śmiertelna obraza i obelżywa interwencja w wewnętrzne sprawy Rosji" - jak miał wyrazić się w tym ostatnim zdaniu rosyjski poseł w Sztokholmie - Niekludow, a także jego stwierdzenie iż: "Rosja nie pozwoli, aby to państwo (Królestwo Polskie) się ustabilizowało"), o tyle niewiele on zmieniał w sprawie realnej polskiej niepodległości.  

Józef Piłsudski (choć początkowo popierał ów proklamację, gdyż zdawał sobie sprawę, że znacznie popycha ona do przodu kwestię polskiej niepodległości), zdawał sobie doskonale sprawę z jej mglistości i niejednoznaczności. Już w grudniu 1916 r. podczas rozmowy z gen. Hansem von Beselerem (generał-gubernatorem, okupowanego przez wojska niemieckie Królestwa Polskiego), stwierdził: "Beseler to dziwny facet - jakaś niepospolita mieszanina pruskiego generała z niemieckim profesorem (...) On tokuje jak głuszec i nie rozumie, że to jest po prostu śmieszne, gdy on mi próbuje wykładać, gdzie leżą interesy Polski". Natomiast 2 lipca 1917 r. oficjalnie zakreślił kierunek wiodący ku odbudowie realnej (a nie malowanej jak ta w Akcie 5 listopada), polskiej niepodległości, przemawiając do żołnierzy Legionów Polskich w warszawskim Hotelu Brühla: 

"Nasza wspólna droga z Niemcami skończyła się. Rosja - nasz wspólny wróg - skończyła swą rolę. Wspólny interes przestał istnieć. Wszystkie nasze i niemieckie interesy układają się przeciw sobie. Niemcy ogłosili jakąś "niepodległość", by zjednać sobie naród polski, chcą by dał żołnierza do armii dowodzonej przez pana Beselera. Tymczasem chcieliby chociaż reprezentację tej przyszłej armii polskiej, część dawnych Legionów wsadzić do pociągów i wysłać na front zachodni, by pokazać światu, że Polacy są przeciw Francji i Anglii - przeciw Zachodowi (...) W interesie Niemców leży przede wszystkim pobicie aliantów, w naszym - by alianci pobili Niemców (...) Dlatego wy do tej armii polskiej nie pójdziecie (...) Im prędzej Niemcy przegrają tę wojnę, tym lepiej. Właściwie Niemcy tę wojnę już przegrali".

  Powoli lecz konsekwentnie dążył więc Komendant do odbudowy pełnej niepodległości, miał tylko jeden dylemat, co zrobić z polskimi ziemiami zachodnimi (Wielkopolską, Pomorzem i Górnym Śląskiem), gdyż (brał taką możliwość pod uwagę), ziemie te w przypadku odrodzenia Polski Niepodległej, niekoniecznie mogłyby zostać (np. przez zwycięskie mocarstwa zachodnie), Polsce zwrócone. Na pytanie co w takim razie należałoby uczynić miał odpowiedzieć: "Zapewne dopiero następne pokolenie będzie musiało te ziemie odzyskać". Los jednak postanowił inaczej i w dużej części po 11 Listopada 1918 r. ziemie te zostały (w większości) z Polską zjednoczone.




 Wracając zaś do tematu (i zbieżności naszych czasów z tymi sprzed stulecia), należałoby od razu podać jakieś ramy czasowe tej naszej współczesnej mitteleuropy. No i bardzo proszę, zaczęło się to (tak na poważnie, gdyż półśrodki były wdrażane już w roku 2004, a nawet znacznie wcześniej, ok. 2000), w roku 2007, wraz z zapowiedzią PiS-u zorganizowania przedterminowych wyborów do parlamentu. Wówczas to Niemcy, postanowili na poważnie zainstalować nad Wisłą swoją polityczną ekspozyturę (opisał to dokładnie Jacek Maziarski a link ów zaprezentuję na końcu). 

W dużym skrócie chodziło o to, iż Niemcy uruchomili przy CDU Fundację Konrada Adenauera, która to za pomocą swego polskiego odpowiednika - Forum Obywatelskiego Rozwoju (należącego do Leszka Balcerowicza), sformowała "Koalicję 21 października", jednoczącą kilkaset (anty-pisowskich) podmiotów, które to następnie wystartowały w owym 2007 r. z akcją: "Zmień kraj, idź na wybory", oraz jej pamiętnym hasłem: "Zabierz babci dowód". W efekcie tego zmobilizowano do (odpowiedniego działania), grupę ok. 3 milionów młodych osób, które zagłosowały na Platformę Obywatelską, przesądzając o wyniku wyborów i jednocześnie włączając Polskę w ramy projektowanego (wówczas już na wielką skalę), projektu nowej niemieckiej mitteleuropy. 

A potem przyszedł czas amerykańskiego (a raczej obamowego) "resetu" stosunków z Rosją (ogłoszonego notabene - 17 września 2009 r. w 70 rocznicę sowieckiej inwazji na Polskę)




Co utorowało drogę pod wspólne mitteleuropo-euroazjatyckie (czytaj niemiecko-rosyjskie), partnerstwo, którego poszczególne odsłony zaprezentuję w kolejnym temacie.





Warto jednak dodać, że ów amerykański "reset", trwał do września 2013 r. gdy upokorzony swym głupkowatym stwierdzeniem o amerykańskiej interwencji w Syrii - prezydent USA Barack Obama, w przypadku użycia w tym kraju broni chemicznej (co tzw.: "bezbronni cywile" syryjscy uczynili dwukrotnie, aby zmobilizować Amerykanów). Obama jednak nie zdecydował się na interwencję zbrojną (choć dążył do obalenia prezydenta Syrii Basara al-Asada już od 2011 r. gdy zaczęła się tzw.: "Arabska wiosna" w Tunezji, Algierii, Egipcie i innych muzułmańskich krajach Bliskiego Wschodu). Obama chciał wspólnej europejsko-amerykańskiej koalicji, która doprowadzi do obalenia Asada. Ale wówczas ostro przeciwko takiemu scenariuszowi zaprotestował Putin. On też doprowadził do tego, że Wlk. Brytania, Niemcy i Francja odmówiły udziału w amerykańskiej "rewolucji" w Syrii. No to wówczas skompromitowany Barack, postanowił odpłacić Władimirowi Władimirowiczowi pięknym za nadobne. Tak właśnie rozpoczął się euro-majdan na Ukrainie i ów sławetny "reset resetu", czyli ponowny powrót USA do Europy Środkowo-Wschodniej. 



A oto link do strony z tekstem Jacka Maziarskiego:




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz