Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 listopada 2017

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. VI

CZYLI JAK TO WŁADZA

DODAJE SEKSAPILU


NAPOLEON BONAPARTE
KRÓLOWA LUIZA
CIEŃ FRANCUSKIEJ ODALISKI
Cz. V





"WOJNA O POLSKĘ! BRACIE! BĘDZIEM POLAKAMI (...)
OBOK FRANCUZÓW CIĄGNIE WOJSKO POLSKIE CAŁE,
NASZ JÓZEF, NASZ DĄBROWSKI, NASZE ORŁY BIAŁE!
SĄ JUŻ W DRODZE, NA PIERWSZY ZNAK NAPOLEONA
PRZEJDĄ NIEMEN I - BRACIE! OJCZYZNA WSKRZESZONA!"


25 listopada 1806 r. Cesarz Napoleon Bonaparte opuszcza Berlin i kieruje się w stronę Warszawy. Jest zimno, pada deszcz ze śniegiem, a mimo to gdy Cesarz przekracza Odrę, przy drogach gromadzą się tłumy wiwatujących ludzi. To byli Polacy, którzy utracili swą Ojczyznę przed jedenastoma laty, w wyniku bezpośredniej interwencji Rosji i Prus, oraz wsparcia dyplomatycznego, jakiego udzieliła tym krajom Austria. Teraz ci ludzie mieli się z czego cieszyć, oto bowiem pewien młody, francuski polityk, który sam koronował się na Cesarza Francuzów, uważany powszechnie na królewskich dworach Europy za parweniusza, despotę, potwora, a nawet niekiedy za dyletanta, ten oto człowiek w przeciągu niecałego roku rozbił w pył potęgą państw zaborczych. Pod Austerlitz w grudniu 1805 r. pokonał Habsburgów i Romanowów, zaś w październiku 1806 r. pod Jeną rozbił potęgę domu Hohenzollern. Wszyscy trzej zaborcy zostali pokonani i upokorzeni, teraz już tylko walczyli o godną kapitulację. Napoleon noc z 25 na 26 listopada spędza w Kostrzyniu nad Odrą. Siedzi długo w nocy przy palącym się kominku, nie chce się spać, jest zimno, pisze więc list do Józefiny. Nazajutrz Cesarz rusza w dalszą drogę. Od Międzyrzecza do Poznania droga była usiana tłumami ludzi, krzyczącymi z radości na widok Francuzów, na widok Cesarza. Dziewczęta rzucają kwiaty pod stopy francuskich żołnierzy a młodzi mężczyźni z arystokratycznych rodzin, dosiadają koni i otaczają powóz Cesarza, tak aby bezpośrednio go eskortować. Adam Mickiewicz niezwykle trafnie oddał nastrój ludności, do wkraczającej na Litwę armii francuskiej w 1812 r., który w całej rozciągłości mógłby zostać również przytoczony do tego, co działo się w Wielkopolsce i na Mazowszu w listopadzie i grudniu 1806 r.: "Bitwa! gdzie? w której stronie? - pytają młodzieńce, Chwytają broń; kobiety wznoszą w niebo ręce; Wszyscy, pewni zwycięstwa, wołają ze łzami: "Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!".




"Droga triumfu" wiodła do samego Poznania, do którego Cesarz wkraczał 27 listopada już w nocy ok. godziny 22. Paliły się latarnie na fasadach domów, rozświetlając drogę, padał też rzęsisty deszcz, ale to nie przeszkodziło tłumom w powitaniu wkraczającego "zwycięzcy spod Austerlitz i Jeny". Cesarz wjechał w nocy, więc nie widział dokładnie czterech łuków triumfalnych, ustawionych specjalnie dla niego przez mieszkańców miasta - ujrzał je dopiero w dniu następnym. Wszędzie w mieście witano Cesarza z wielką czcią, jako "Zbawcę Polski". Napoleon jest pod wrażeniem, choć stara się tego po sobie nie pokazać, już dawno sądził że rozbiory Polski były błędem i plamą na honorze dawnej Francji że do nich dopuściła, teraz jednak, widząc entuzjazm i patriotyzm Polaków, tak szczery i tak wylewny, cesarz stwierdza w swych pamiętnikach: "Nie tak łatwo jest zniszczyć ten naród", na razie jednak oddala te myśli, jest zmęczony, idzie się wyspać do specjalnie dla niego przygotowanych pokoi w gmachu kolegium jezuickiego. Wrze już cała Wielkopolska - 3 listopada 1806 r. marszałek Davout wkracza do Poznania, 6 listopada w całej Wielkopolsce wybucha powstanie antypruskie, zainspirowane przez Dąbrowskiego i Kosińskiego. Młodzież opuszcza swe domy i biegnie na miejsca zbiórek. Szlachcice przybywali z bronią palną i ręczną, często w towarzystwie uzbrojonych przez siebie w kosy i piki chłopów, kobiety zbierały pieniądze na wsparcie odradzającego się wojska i zakup broni - wszystkich ogarnął szał patriotycznego uniesienia, "Na pierwszy znak Napoleona przejdą Niemen, i bracie - Ojczyzna wskrzeszona!" - powtarzano sobie. 27 listopada Murat zdobywa Warszawę - Polska się odradza.


"ALE UKÓJCIE ŻAL NAD ŚMIERCIĄ MOJĄ
OTRZYJCIE ŁZAMI ZALANE POWIEKI,
BO I PO ŚMIERCI JESZCZE MNIE SIĘ BOJĄ,
JESZCZEM NIE ZGINĄŁ NA WIEKI

POWSTANĘ! OTO W SYNÓW MOICH SERCACH
WIDZĘ NADZIEJĘ PRZYSZŁEJ MOJEJ CHWAŁY.
ONI SIĘ POMSZCZĄ NA MOICH MORDERCACH
I RÓD MÓJ PODNIOSĄ CAŁY"   
       
 WOJCIECH BOGUSŁAWSKI
Wiersz napisany w 1801 r. ale swą popularność odniósł właśnie na przełomie 1806 i 1807 r.


Postępy Napoleona i powstanie Polaków w Wielkopolsce, bardzo zaniepokoiły zaborców. Prusacy postawili teraz wszystko na jedną kartę, prosząc Austriaków o interwencję zbrojną przeciwko Francuzom. Pułkownik Götzen, goszcząc na dworze Franciszka I, apelował do bezpośrednich uczuć cesarza Austrii oraz straszył wybuchem podobnego jak w Wielkopolsce, powstania Polaków w Galicji. Obiecywał też Austrii dominującą pozycję w Niemczech po pokonaniu Napoleona, oraz straszył konsekwencjami utraty przez Austrię mocarstwowej pozycji, w przypadku niewykorzystania nadarzającej się szansy. Rosja już weszła co prawda do wojny, ale tak jakby jej nie było. Napoleon wciąż nie był pewien gdzie znajdują się wojska rosyjskie, a Aleksander I czynił nierozsądne kroki. 22 listopada mianował on bowiem głównodowodzącym armii rosyjskiej feldmarszałka Kamieńskiego. Był to najgorszy z możliwych wyborów (choć, prawdę powiedziawszy wybór nie był duży), gdyż Kamieński był już niedołężnym starcem, mającym w sobie tyle energii, co martwy ślimak, do tego zdradzał objawy demencji starczej i chyba... miał nierówno pod sufitem. Mówił do siebie i uważał się za... ptaka-nielota (to jeszcze nic, najlepszy pruski generał - Blucher, podczas bitwy pod Lipskiem w 1813 r. chciał... urodzić różowego słonia, dlatego też często opuszczał pole bitwy, wracał do swego namiotu, kładł się na łóżku i udawał że rodzi). Oficerowie rosyjscy doskonale widzieli że ich dowódca jest po prostu zdrowo pi...ty w czerep, więc starano się go odsunąć od najważniejszych decyzji, ale aż do bitwy pod Pułtuskiem (26 grudnia) Kamieński dalej pełnił swoją funkcję.

Teraz największy bój toczył się o dwie stolice - Wiedeń i... Konstantynopol. W obu stolicach gorączkowo operowali posłowie angielscy, rosyjscy, pruscy (tylko w Wiedniu) i francuscy. Gra toczyła się o dużą stawkę, o dominację w Europie na dziesięciolecia, warto więc było podjąć wyzwanie. Zajmijmy się najpierw sprawą może mniej ważną jeśli idzie o toczącą się wojnę francusko-prusko-rosyjską, ale istotną dla międzynarodowej geopolityki - zajmijmy się więc działaniami mocarstw w Konstantynopolu. Przybywali tam posłowie z Londynu i Petersburga, namawiając sułtana Selima III do sojuszu antyfrancuskiego. Rzeczywiście Turcja miała powody aby wejść do takiego sojuszu, szczególnie że Francuzi w latach 1798-1801 zaatakowali Egipt i sułtan posyłał przeciwko Napoleonowi, który tam wówczas dowodził - jedną armię za drugą. Wszystko byłoby ładnie pięknie, gdyby nie jeden istotny szczegół, który psuł tę układankę. Okazywało się bowiem że sułtan owe armie wysyła... bardzo niechętnie i jedynie przymuszony przez swych wezyrów (notabene, większość z nich była przekupiona przez posłów brytyjskich i rosyjskich), natomiast turecki ambasador w Paryżu, wcale nie został stamtąd odwołany. Co się dzieje zapytywali Anglicy? Coś bowiem jest ewidentnie nie tak, tym bardziej że sułtan wcale nie pała niechęcią do Francuzów i nienawiścią do człowieka, który właśnie zagarnia część jego imperium. Jak nie wiadomo o co chodzi to z reguły chodzi o pieniądze. Ale jest jeszcze coś, co jawnie może pokrzyżować i wielokrotnie pokrzyżowało geopolityczne plany mocarstw - tym "czymś" jest miłość.




Tak, miłość lokalnych władców, wielokrotnie dawała we znaki toczącym wojnę mocarstwom, weźmy na przykład historię miłości Masynissy - syna księcia Numidii Gali i pięknej Sofonisby (córki Hazdrubala Giskona jednego z wodzów Hannibala). Masynissa zakochał się w Sofonisbie i nawet z nią zaręczył, ale po śmierci ojca utracił tron wschodniej Numidii, który zdobył niejaki Syfaks, książę sąsiedniej zachodniej Numidii. Gdy po latach, z rzymską pomocą odzyskał Numidię, Sofonisba była już żoną Syfaksa (który notabene poległ w bitwie na wielkiej równinie Bagradas w dzisiejszej Tunezji w 203 r. p.n.e.). Numida, po krwawej bitwie popędził co sił do Cyrty, dawnej stolicy swego ojca i ujrzał Sofonisbę na schodach pałacu królewskiego. Natychmiast ją porwał i jeszcze tego samego dnia poślubił. Nazajutrz do Cyrty przybył Gajusz Leliusz, legat Publiusza Korneliusza Scypiona Afrykańskiego, który podczas uroczystej kolacji, wydanej na jego cześć, przypomniał Masynissie o wydaniu również Sofonisby - żony Syfaksa. "Ona jest teraz moją żoną, należy do mnie" - odparł Masynissa, ale Leliusz powtórzył swe żądanie by czym prędzej odesłać ją do naczelnego wodza - czyli do Scypiona. Masynissa jawnie zaprotestował, co jednak spotkało się jedynie z obojętnym, ale jakże wymownym stwierdzeniem Leliusza - "Pamiętaj królu że to lud rzymski ofiarował ci koronę, nie drażnij ludu rzymskiego, bo równie łatwo może ci tę koronę odebrać". Stało się jasne że los kobiety jest przesądzony, bowiem Scypion, jako doświadczony wódz (to właśnie on pokonał Hannibala w bitwie pod Zamą w 202 r. p.n.e. a swoją karierę wojskową zaczynał jako młody chłopak w bitwie nad rzeką Ticinius z armią Hannibala w 218 r. p.n.e. Uratował wówczas życie swemu ojcu, rzymskiemu dowódcy, który jednak tę bitwę z Hannibalem przegrał. Potem, po klęsce pod Kannami w 216 r. p.n.e. zorganizował oddział, który zajmował się wyszukiwaniem zdrajców - napadali nocą na domy tych rzymskich senatorów, o których mieli podejrzenia że pragną opuścić Rzym i ratować się ucieczką. Oskarżał ich o brak patriotyzmu i groził że ich pozabija, jeśli to uczynią), nie zamierzał układać przyszłej rzymskiej polityki na tych terenach od "żaru serc afrykańskich kacyków", a Sofonisba poczyniła mu swymi miłostkami więcej kłopotów, niż cała sztuka wojenna jej ojca. Musiała więc zginąć - ale Masynissa nie wydał jej Rzymianom, przysłał jej jednak zatruty puchar z wiadomością że powinna zrobić to, czego on, jako jej mąż od niej wymaga. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.

Były też i inne kobiety, które swą urodą decydowały o losach świata (albo przynajmniej Europy), jak choćby sławna Teodora i jej córka Marozja, kochanice papieży, które realnie decydowały o losach papiestwa i Kościoła. Niewątpliwie brały przykład z innej kobiety - Agiltrudy, niezwykle wpływowej rzymskiej matrony, która wedle uznania obalała bądż osadzała na tronie kolejnych papieży, była też współorganizatorką sławnego "trupiego procesu", podczas którego jej kochanek (całkowicie od niej zależny) papież Stefan VI, wyciągnął z grobu ciało swego poprzednika papieża Formozusa, i urządził swoisty spektakl (897 r.), oskarżając go o największe zbrodnie. Ciało Formozusa (już noszące widoczne ślady rozkładu), posadzono na papieskim tronie i ubrano w papieskie szaty, po czym rozpoczął się nad nim proces. Algitruda przyglądała się wszystkiemu ze specjalnego miejsca, ciesząc się pohańbieniu swego wroga (Formozus zdecydowanie zwalczał wpływy Algitrudy w Państwie Kościelnym). Dodatkowo jako towarzyszkę, dobrała sobie wówczas młodą, sześcioletnią dziewczynkę, która również przyglądała się owemu hańbiącemu spektaklowi - tą dziewczynką była właśnie Marozja, ta, która później także będzie decydowała o losach papieży, zapoczątkowując epokę zwaną pornokracją (to co wyprawiali w Watykanie papieże z rodu Borgiów i ich następcy, była niewinną zabawą grzecznych dzieci, w porównaniu z rozpustą papieży średniowiecza, szczególnie zaś okresu pornokracji ok. 904 - 965 r.). Formozusowi obcięto trzy palce (które notabene papież Stefan VI uroczyście ofiarował Algitrudzie), zaś jego zwłoki (a w zasadzie już sam szkielet) ciągnięto po ulicach Rzymu by ostatecznie wrzucić je do Tybru. Innym przykładem może być chociażby pewna angielska dama (której imienia i nazwiska Frederic Loliee - znawca XVIII-wiecznego paryskiego półświatka nie wymienia), miała aż siedmiu kochanków pochodzących z arystokratycznych rodów, siedmiu na każdy dzień tygodnia, przy czym traktowała ich jak niewolników, wszystko musieli jej finansować - jeden napełniał jej piwnice, drugi dbał o opał, trzeci płacił jej rachunki u modystki, a siódmy, który był najbiedniejszy, bowiem pracował jako tenor, co prawda nie musiał jej płacić, ale za to... wykorzystywała go jako osobistego niewolnika do np. malowania jej paznokci u rąk i nóg oraz spełniania innych zachcianek.


TRUPI PROCES - 897 r.


Wracając zaś do tematu, w sułtańskim haremie Selima III, zainstalowany został wróg i celem dyplomacji angielskiej a także dyplomacji rosyjskiej i austriackiej, było jego (a raczej jej) zlokalizowanie. Gdzie i jak jednak szukać, skoro wróg był w samym haremie i jak się tam dostać niepostrzeżenie. Wróg musiał zostać wyeliminowany, ale, jak wiadomo największym wrogiem kobiety jest druga kobieta, należałoby więc wprowadzić do haremu własnego szpiega, który miałby zlokalizować i unieszkodliwić ową kobietę-szpiega Francji. O tym jednak w kolejnej części.






 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz