Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 stycznia 2019

WŁADYSŁAW IV I PLANY WIELKIEJ WOJNY Z IMPERIUM OSMAŃSKIM - Cz. XXVI

CZYLI JAK TO KRÓL

RZECZYPOSPOLITEJ WŁADYSŁAW IV

PLANOWAŁ ODBUDOWAĆ DAWNE

CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO

W KONSTANTYNOPOLU


1645-(48)

RZECZPOSPOLITA

Cz. X





"JEST TO WIDOK, KTÓRY PORUSZYŁBY ZAPEWNE SERCA NAJBARDZIEJ NIELUDZKIE: OWO ODŁĄCZANIE MĘŻÓW OD ŻON, MATEK OD CÓREK, BEZ ŻADNEJ JUŻ NADZIEI NA PRZYSZŁE SPOTKANIE TYCH, KTÓRZY STAJĄ SIĘ NIEWOLNIKAMI U POGAŃSKICH MAHOMETAN, CZYNIĄC SWYM OFIAROM TYSIĄCZNE NIEGODZIWOŚCI. OKRUCIEŃSTWO TATARÓW SKŁANIA ICH DO NIEZLICZONYCH WPROST PODŁOŚCI, JAK TO GWAŁCENIE DZIEWCZĄT, ZNIEWALANIE ŻON W OBECNOŚCI OJCÓW I MĘŻÓW, A NAWET OBRZEZYWANIE DZIECI W OBECNOŚCI RODZICÓW, BY MÓC OFIAROWAĆ JE MAHOMETOWI (...) NIESZCZĘŚNICY CI SĄ OD TEJ CHWILI ROZDZIELENI, JEDNYCH PRZEZNACZAJĄ DO KONSTANTYNOPOLA, INNYCH ZAŚ NA KRYM, A JESZCZE INNYCH DO ANATOLII"

FRANCUSKI INŻYNIER - WILHELM BEAUPLAN (SŁUŻĄCY W ARMII POLSKIEJ W LATACH 40-tych XVII wieku), TAK OTO OPISUJE POSTĘPOWANIE TATARÓW W STOSUNKU DO PORYWANEJ PRZEZ NICH LUDNOŚCI RUSKIEJ I POLSKIEJ


 Mimo uporu króla, senat dnia 17 grudnia 1646 r. ostatecznie potwierdził rozwiązanie regimentów wojskowych i w myśl tego nakazu (a raczej w myśl braku pieniędzy na dalsze utrzymanie zwartych oddziałów) pomiędzy 17 grudnia a 5 stycznia 1647 r. rozeszło się Władysławowi IV prawie całe wojsko (z wyjątkiem 1200 ludzi jego przybocznej gwardii).  Skorzystali na tym posłowie innych państw, którzy od razu przyciągali zdemobilizowanych żołnierzy na służbę do swoich monarchów (np. poseł mołdawski, poseł siedmiogrodzki ściągną 3 000 ludzi, poseł francuski zaś 2 400 piechoty polskiej, oraz poseł szwedzki). Król teraz pomyślności w kontynuowaniu swych planów, upatrywał w "zaczepce" tatarskiej. A tymczasem z końcem grudnia 1646 r. do Warszawy przybył poseł moskiewski, który na audiencji z 2 stycznia 1647 r, wręczył królowi pismo od cara rosyjskiego - Aleksego I Romanowa, zakładające sojusz i wspólną walkę z Tatarami i Turkami w przypadku ich najazdu na Rzeczpospolitą lub Moskwę. Król jednak jak na razie miał związane ręce, co prawda w jego imieniu we Włoszech działał poseł cesarski Magni, który w latach 1646-1647 objeżdżał włoskie państewka, starając się je nakłonić do wojny z Osmanami, ale jego wysiłki były niewielkie (uzyskał tylko ogólne zapewnienia poparcia, jedynie wielki książę Toskanii - Ferdynand II Medyceusz, zobowiązał się wpłacić pewną kwotę, równającą się trzeciej części kwoty przyrzeczonej przez papieża Innocentego X, który jednak... nie określił jej wysokości, zatem obietnica ta i tak pozostawała bez pokrycia). Magni jednak słał optymistyczne raporty do króla, zaś na Ukrainie hetman wielki Mikołaj Potocki, słał alarmujące listy o gromadzeniu się w Sylistrii i w Chanacie armii turecko-tatarskiej, gotowej do ataku. 

Z końcem stycznia król wysłał listy do senatorów z taką właśnie, alarmującą informacją, a 2 lutego kancelaria królewska rozesłała podobną instrukcję na sejmiki ziemskie. Szlachta na sejmikach  ponownie odrzuciła plany wzmocnienia militarnego Rzeczpospolitej, uważając że królewska instrukcja jest podstępem. Gdy jednak w marcu do Warszawy przybyło poselstwo tatarskie, które już jawnie zaczęło domagać się zaległych "upominków", król dyplomatycznie odpowiedział iż z "upominkami" musi powstrzymać się do decyzji sejmu, zwołanego na maj 1647 r. Zaś 29 marca z twierdzy Bar, hetman Potocki wysłał instrukcję dla kolejnych sejmików ziemskich, w której postulował natychmiastowe wzmocnienie siły zbrojnej państwa, w przypadku spodziewanego ataku nie tylko Tatarów, ale i Turków. Królowi było to bardzo na rękę, szczególnie że swoje dotychczas niepewne stanowisko wobec wojny tureckiej, zaczęli zmieniać zarówno hetman wielki - Potocki, jak i kanclerz wielki - Jerzy Ossoliński (który postulował nawet dać ostrą odpowiedź posłom tatarskim, nie czekając na postanowienia sejmu majowego). Wszystko zaczęło się powoli zmieniać, atmosfera międzynarodowa grała na korzyść króla Władysława, a najważniejsi oficjele w państwie zaczęli przyjmować królewskie propozycje wojenne nie tylko za prawdopodobne, ale wręcz za... konieczne. Swoje zrobiła jeszcze niefortunna misja dyplomatyczna posła Dziebałtowskiego do Konstantynopola, który był zwodzony przez sułtana zapewnieniami o pokoju i "wiecznej przyjaźni", a potem okazało się że stał się on pionkiem w polityce hospodara mołdawskiego Wasyla Lupula, który z pozycji prowojennych, przeszedł na pokojowe wobec Osmanów. 

Cesarz rzymski - Ferdynand III Habsburg jawnie odmówił wsparcia dla planów wojennych króla Władysława, zaś Francja zaczęła również zaczęła się powoli wycofywać ze wsparcia ewentualnej koalicji antytureckiej. Teraz okazało się jeszcze że hospodar Wasyl Lupul rozsyła do szlachty sejmikowej propozycje wysłania do Konstantynopola posłów, z zamiarem zawarcia trwałego pokoju, co na sejmikach z kwietnia 1647 r. zrobiło na szlachcie duże wrażenie. Naród na kwietniowych sejmikach, opowiedział się więc ponownie przeciwko planom wojennym króla Władysława, a także oficjalnie potępił werbowanie ludu polskiego do obcej służby wojskowej, oraz używanie cudzoziemców do poselstw. Powstały także postulaty... zmniejszenia o połowę wojsk granicznych, operujących w rejonie Chanatu Krymskiego, utrzymywanych w sile 4 000. Król odpowiedział iż: "w żaden sposób nigdy nie pozwoli na to szaleństwo" szlachty. Władysław spodziewał się też, że bez zgody sejmu zdoła zmobilizować siłę ok. 30 000 żołnierzy (5 000 własnej gwardii, 6 000 Kozaków rejestrowych, 6 000 wojsk księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, 2 000 wojsk księcia Ostrogskiego poza tym wojska chorążego koronnego, wojewody czernihowskiego i innych). Kolejnym krokiem w celu wzmocnienia sił zbrojnych państwa, była... troska o zdrowie króla, który za radą królowej Ludwiki Marii, planował wyjazd na Śląsk do tamtejszego uzdrowiska. Prawo oczywiście zabraniało monarchom polskim opuszczania państwa, jednak zdarzały się już wcześniej podobne precedensy i król postanowił przedstawić ten zamysł na sejmie majowym, jako argument podając wzmocnienie własnego zdrowia (tak naprawdę jednak chodziło o uzyskanie zgody szlachty na swobodne podróżowanie króla po kraju i formowanie nowych oddziałów), dlatego też (aby nie wzbudzać podejrzeń) z końcem kwietnia zarządził on wielkie polowania na Litwie, skąd zamierzał udać się do Kijowa i osobiście tam doglądać przygotowań wojennych.




Król bowiem nie miał pełnej swobody ruchu i choć w obszarze państwa mógł się on poruszać bez przeszkód, to jednak każdy jego krok był obserwowany i mógł wzbudzić jeszcze większą niechęć szlachty przed zbliżającym się sejmem walnym. Sejm ten zebrał się w Warszawie dnia 2 maja 1647 r. pod laską Jana Stanisława Sarbiewskiego. Król jednak (zdając sobie sprawę że sejm ten, podobnie jak poprzedni będzie wrogi jego planom), nie był mu przychylny i myślał raczej nad jego zakończeniem, tak, aby obowiązek bezpieczeństwa państwa przypadł senatowi (senatorowie, choć równie nieprzychylni królewskim planom, byli jednak łatwiejsi do "urobienia" niż liczna szlachecka brać). I tak też się stało, daremnie kanclerz wielki - Jerzy Ossoliński przekonywał nad wzmocnieniem wojska, likwidacją Chanatu (którą tytułował "hordą") Krymskiego, wzmocnieniem zamków przygranicznych, zawarciem sojuszu z Moskwą w celu wspólnej wojny z Osmanami, a także zwróceniem sum, które królowa pożyczyła królowi na zaciągi wojskowe oraz posagiem dla księżnej Katarzyny nejburskiej. Sejm pozostał głuchy na te wezwania, natomiast skupiono się na dwóch kwestiach pobocznych - na pismach niejakiego Szlichtynga, autora bluźnierczych ksiąg wobec religii katolickiej, oraz w aferze Janusza Radziwiłła i obaleniu przez niego krzyża w Świadościach (ta sprawa była dosyć głośna - może jeszcze kiedyś o niej opowiem, teraz jednak nie ma sensu się tym zajmować). Propozycje wzmocnienia wojska, spotkały się zaś z silną kontrakcją biskupa kujawskiego - Gniewosza, który w tonie dość surowym (jego przemowa tak mocno uraziła króla, iż ten opuścił Izbę Poselską), zaczął przekonywać iż alarmujące raporty znad granicy z Imperium Osmańskim są przesadzone i że przecież Turcja wciąż potwierdza swoją przyjaźń i chęć utrzymania pokoju, deklarował iż przeciwko Tatarom i Turkom: "Wystarczą zwykłe podatki i milicja powiatowa". Deklarował że w przypadku gdyby jednak atak ze strony Osmanów nastąpił, to wówczas można przedsięwziąć środki obronne, a do tego czasu pospolite ruszenie powstrzyma agresorów (nie były to wcale czcze przechwałki, należy bowiem pamiętać że szlacheckie pospolite ruszenie było przez okoliczne państwa uważane za groźnego przeciwnika i dopiero potem od XVIII wieku zaczęto widzieć w nim formację nieefektowną, obrazującą jednocześnie rozkład samego państwa).

Na zarzuty zaś, iż sułtan może "połknąć" Multany (Mołdawia i Wołoszczyzna, czyli ziemie dzisiejszej Rumunii) i obsadzić je Tatarami, Gniewosz odpowiedział iż tak się nie stanie, ponieważ tereny te: "kuchnię jego opatrują" (czyli innymi słowy płacą daniny do sułtańskiego skarbca). Król poczuł się urażony tą przemową do tego stopnia, iż zerwał się z tronu i opuścił salę, po czym przymusił kilku senatorów aby biskupowi kujawskiemu dali odprawę (czyli nakazali opuścić miejsce obrad), co też uczynili kanclerz Ossoliński i marszałek Kazanowski (7 maja). Kolejne dni upłynęły szlachcie nad rozważaniem wydarzeń ze Świadości oraz ksiąg Szlichtynga, dopiero 20 maja kwestia obrony granic Rzeczypospolitej ponownie wróciła pod obrady. Sejm został rozwiązany dnia 27 maja i mimo wszystko zakończył się dla króla połowicznym sukcesem. Mianowicie udało się nie wysłać do Konstantynopola posła z propozycją zawarcia pokoju (czego cały czas obawiał się monarcha), odmówiono również Tatarom "upominków". Był to duży sukces króla, jako że odtąd można było spodziewać się najazdu tatarskiego na wschodnie rejony kraju, a co za tym idzie pojawiał się argument nad wzmocnieniem siły militarnej państwa. Poza tym król zyskiwał jeszcze coś - mógł bowiem (na czas wojny) dysponować (na cele obronne), zapasowymi sumami kas wojewódzkich. Z innych (nie związanych z kwestią wojny tureckiej) postanowień sejmu, wyliczyć można chociażby odnowienie poczt. Poczta Polska, założona przez króla Zygmunta II Augusta w 1564 r., odnawiana była (reformowana) jeszcze dwukrotnie - w 1583 r. za króla Stefana I Batorego i w 1620 r. za króla Zygmunta III Jagiellona. Nakazano też zamknięcie na terenie kraju wszystkich szkół i drukarni ariańskich (przez niefrasobliwe pisma Szlichtynga w sposób obelżywy atakujące Kościół).




Jeszcze jednym sukcesem króla, było wysłanie do Konstantynopola (przez kanclerza Ossolińskiego w imieniu króla Władysława) dość ostrego w tonie listu do sułtana, w którym pomimo zapewnień pokojowych, były jawnie wrogie sformułowania. A brzmiały one następująco: "... Toteż i my wytrwamy nawzajem w przychylności dla Waszej Cesarskiej Mości (sułtana), byleby umysłu naszego, dbałego o majestat królewski, nie urażała żadna wzmianka o upominkach, które jeżeli kiedykolwiek tatarska horda pobierała, dobrowolnie je dawaliśmy, ażeby wynagrodzić trud poniesiony w walce. I nie zabraknie piersi ani niewyrodnych animuszów w Polakach, aby odpierać niebezpieczeństwa, grożące od tego do łupieżczych najazdów nawykłego ludu. Nikogo pierwsi nie obrażamy, lecz czujemy w sobie siły, sterczące zarówno do wojny zaczepnej, jak i do obrony zdolne. Tem niech niechaj się nikt nie waży mienić tych upominków nazwą haraczu: albowiem wolny ten naród, któremu z łaski Bożej przewodzimy, taki ma wstręt do obcych rządów, że tylko pana, obranego własnymi głosami, słuchać się nie wzbrania. Nadto zechce Wasza Cesarska Mość wiedzieć, że jesteśmy tym królem, który nauczył się rozkazywać, a nie płacić haracze (...) Wreszcie życzymy Waszej Cesarskiej Mości dobrego zdrowia". Zaś 20 czerwca 1647 r. zawezwano przed oblicze króla (siedzącego w pewnym miejscu od marca) posła tatarskiego Ali Beja, który przybył wcześniej ze skargą na niewypłacone "upominki". Potraktowano go niezwykle oschle (nie mógł nawet ucałować królewskiej dłoni, a jedynie kawałek płaszcza), wręczono mu jedynie list z kategoryczną odmową zapłaty jakichkolwiek "upominków" i natychmiast wyprowadzono z sali audiencyjnej, niczym zwykłego oprycha. Będąc już na zewnątrz, poseł zaczął się odgrażać że chan osobiście przybędzie po odprawę i potraktował ów list jako wypowiedzenie wojny. Przyprowadzono mu konia i nakazano natychmiast opuścić tereny Rzeczpospolitej i wracać do siebie.

A tymczasem przenieśmy się na chwilkę do Konstantynopola, do tamtejszego pałacu sułtana Ibrahima. Otóż w okresie od marca do czerwca 1647 r, nastąpił tam upadek dwóch szarych eminencji, które dotąd utrzymywały swój wpływ na sułtana. Pierwszą osobą była owa Sekerpare, którą odesłano do Etiopii gdy się okazało jak wielki majątek zbiła ona na udawaniu swej przyjażni do sułtana Ibrahima (podczas przeszukania jej domu, znaleziono kilkanaście skrzyń pełnych złota i drogich kamieni). Potem (również za sprawą Kosem) udowodniono hodży Huseinowi Efendiemu branie łapówek. Człowiek ten, tylko dlatego że przywrócił władcy "moc męską" lecząc go z impotencji, uniknął egzekucji, lecz też został wygnany. Mimo to życie Ibrahima nie zmieniło się ani trochę. Wciaż siedział w swojej pałacowej złotej klatce, dzieląc czas pomiędzy przyjemności haremu, a obowiązki władania państwem, choć po prawdzie i jedno i drugie potrafił sprowadzić do okrucieństwa. Oto bowiem zażyczył sobie na przykład, aby dawny pałac Ibrahima Paszy (skazanego na śmierć przez sułtana Sulejmana Wspaniałego w 1536 r.), obić od wewnątrz... futrem. Skór z rysi i soboli, starczyło jedynie na część budynku co bardzo nie spodobało się władcy. Kazał więc utopić głównego architekta i odwołał ze stanowiska ministra skarbu. Sułtan otaczał się znachorami i astrologami, którym płacił gigantyczne pieniądze za ich wróżby.




Wydawał też najróżniejsze rozkazy, np. pewnego razu zakazał aby wozy z drewnem czy innymi towarami wjeżdżały do miasta, by nie blokować dróg. Gdy jednak pewnego razu (przechadzając się incognito w towarzystwie janczarów po stolicy), ujrzał taki wóz, od razu wpadł w gniew i... skazał na śmierć wielkiego wezyra - Saliha Paszę (wrzesień 1647 r.). Mianował też nowego, zwyklejszego karierowicza i łapówkarza - Kara Musę Paszę, któremu oddał za żonę jedną ze swoich córek - Bibi. Po hucznym przyjęciu weselnym, sułtan zapragnął łodzi wysadzanej klejnotami. Zamówił również dwie duże i ciężkie korony dla swych odalisek (dla Humusah i Turhan), które postawił wyżej ponad swoje siostry (siostry sułtana, na jego rozkaz pełniły rolę... służących dla jego odalisek). Tymczasem państwo pogrążało się w buntach i rebeliach. Na drogach panował rozbój, na morzach grasowali piraci, wojna z Wenecją nie posuwała się do przodu mimo ogromnych kosztów łożonych na opanowanie Krety. Bunty wybuchły w Grecji na Peloponezie, w Dalmacji i w Anatolii. Do tego dochodziły alarmujące informacje o planach wojennych króla Rzeczpospolitej Władysława IV i o odmowie wypłacenia zaległych "upominków". Lud głodował, a tymczasem władca żył niczym pod kloszem w swojej złotej bańce, reagując jedynie na wszelkie niepowodzenia kolejnymi wyrokami śmierci. Rozrzutność dworu była tak wielka, że w tej sprawie interweniowała sama sułtanka Kosem, starając się napomnieć syna i przywrócić mu rozwagę. Nadaremnie. Natomiast na życzenie swych odalisek (zapewne Turhan) sułtanka Kosem została wydalona z pałacu i została umieszczona w starym pałacu Iskandera Paszy, leżącym bezpośrednio nad jeziorem Cekmece. Stamtąd zamyślała jak doprowadzić do sytuacji (w której nie czyniąc krzywdy swemu synowi), doszłoby do jego obalenia.





PARODIA ŚMIERCI KSIĘCIA MUSTAFY 
NAKRĘCONA PRZEZ AKTORÓW 
"WSPANIAŁEGO STULECIA"



 A tymczasem w Polsce postępował proces przyswajania mody francuskiej. Przodowały w nim głównie panie (mężczyżni jakoś nie zamierzali zmieniać mody na francuską), którym przypadła do gustu suknia, odsłaniająca dekolt i ukazująca część piersi. Pierwszą, która odważyła się pokazać na dworze w sukni francuskiej, była wojewodzina Opalińska (jeszcze w 1646 r.), choć nie odważyła się na ukazanie dekoltu, za nią zaś poszły inne panie z dworu. Królowa Ludwika Maria pisała do Paryża: "wszystkie spieszą się jak mogą, aby naśladować nasze ubrania". Suknie francuskie, które w sposób dość frywolny ukazywały część kobiecych piersi, z reguły budziły zgorszenie, ale części możnych się podobała, a nawet budziła fascynację. Wacław Potocki tak oto przewrotnie pisał o owych "modnochodnych" skandalistkach, które przywdziewały francuskie suknie: "Gdy na ponętę żądzy wdowy i mężatki ukazują i piersi, i nagie łopatki". Mniej popularne były francuskie fryzury, np. ta "a la Fontagne" (spięte i ufryzowane ku górze). Mężczyznom nie podobało się również zarzucenie mody noszenia wianków przez niezamężne panny, co dotąd było zwyczajem. Teraz, jak pisze Potocki: "Czy to panna czy mężatka wszystkie poczęły nosić wysokie kornety i fontaże, bo moda nakazywała kłaść kornet, jeden, drugi, trzeci, wstęg nawieszać, dziw, że w nich z wiatrem nie poleci". Tak więc polskie damy bardzo chętnie przyjmowały francuską modę, natomiast polscy mężowie wręcz przeciwnie, w ogóle nie byli chętni francuskiej modzie męskiej, preferując modę narodową - kontusz, delia, frezja, żupan no i oczywiście swoiste "podgolone łby" (która to moda też nie była czysto polska, gdyż jak pisał jeszcze w 1605 r. rymopis Stanisław Witkowski: "Łby wygolone, których pradziady nie znały"). W czasach Witkowskiego była więc to swoista nowość, która już w opisywanych czasach stała się wręcz odpowiednikiem polskiego szlachcica (w 1645 r. madame de Motteville pisała w Paryżu na widok polskiej szlachty: "Oni pod kapeluszem maja ogoloną głowę i utrzymują włosy w postaci małej grzywki na czubku głowy").

W 1647 r. królowa Ludwika Maria wraz z mężem odwiedziła Kraków, Lwów i Toruń. Królowa bardzo słabo znała język polski. Mówiła głównie po francusku lub po włosku (w tym też języku porozumiewała się ze swym królewskim małżonkiem). Władysław ponoć naśmiewał się z jej włoskiego akcentu, choć jak pisała królowa do Paryża: "zawsze mnie rozumie". Nieznajomość języka polskiego utrudniała jej jednak porozumienie się z poddanymi, dla większości których była po prostu obcą Francuzką. Utrzymywała jednak dobre stosunki ze swym synowcem, siedmioletnim księciem Zygmuntem Kazimierzem, synem króla Władysława i poprzedniej królowej Cecylii Renaty Habsburżanki. 9 sierpnia 1647 r., wydarzyła się jednak tragedia. Młody królewicz, przyszłość i nadzieja dynastii Jagiellonów, zmarł nagle po krótkiej chorobie. Król Władysław się kompletnie załamał, nie wziął nawet udziału w pogrzebie. W osobie tego młodego księcia, dynastia Jagiellonów (założona przez sławnego pogromcę Krzyżaków spod Grunwaldu w 1410 r. - Władysława Jagiełłę, zwanego również Jogaiłłą, syna i dziedzica pogańskiego wielkiego księcia Litwy - Olgierda) traciła jednego ze swych najzdolniejszych przedstawicieli. Książę bowiem, choć przeżył jedynie siedem lat, był niezwykle bystrym i mądrym dzieckiem. Potrafił mówić już w trzech językach - polskim, niemieckim, znał również łacinę. Nie lubił jednak gdy mówiono do niego po niemiecku, stwierdzając: "Jestem Polakiem, więc mów do mnie po polsku". Tak więc dynastii pozostał jeszcze jeden dziedzic, brat króla Władysława - Jan Kazimierz, który jednak w 1643 r. (wbrew woli brata) wyjechał do Włoch i tam wstąpił do klasztoru jezuitów w Loreto, a w maju 1646 r. papież Innocenty X przyznał mu kapelusz kardynalski. Jednak po śmierci swego bratanka, Jan Kazimierz złożył godność kardynalską i powrócił do Rzeczpospolitej. A tymczasem plany wojny tureckiej zaczęły się krystalizować i wychodziło na to że król wreszcie postawi na swoim.        


KRÓL WŁADYSŁAW II JAGIEŁŁO Z BRAĆMI




I JEGO OJCIEC WIELKI KSIĄŻĘ LITWY - OLGIERD 
Z KRÓLEM POLSKI - KAZIMIERZEM III WIELKIM




ACT 447 IS NOT APPLICABLE 

AND NEVER WILL APPLY TO POLAND



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz