Łączna liczba wyświetleń

środa, 2 stycznia 2019

WOJNY KULTUROWE - Cz. I

CO NAS NIE ZABIJE, TO NAS WZMOCNI




 Są takie tematy, które podejmuję się napisać pod wpływem emocji. Tak właśnie jest i z tym tematem, który postanowiłem stworzyć pod wpływem informacji o jawnych manipulacjach i kłamstwach przedstawianych w ośrodkach kultury, za jakie chociażby powinno się uważać muzea czy domy sztuki. Dzisiejszy temat powstał więc spontanicznie pod wpływem pewnego filmiku z YouTube'a sprzed kilku miesięcy (który notabene teraz dopiero obejrzałem). Odnosi się on do Muzeum Historii Miasta Birmingham w Anglii, w którym w dość łopatologiczny sposób została zaprezentowana moc współczesnej polit-poprawnościowej propagandy. Wiecie Kochani, wiedząc o pewnym postępującym zjawisku i nawet go zdiagnozować to jedno, ale ujrzeć jego efekty w sferze publicznej to już zupełnie inna sprawa. Jesteśmy wprost osaczani postępującą lawiną kłamstwa i jawnej propagandy, i to propagandy tak prostackiej, że powstydziliby się jej użycia zarówno komuniści jak i naziści (którzy też stosowali najróżniejsze propagandowe ekwilibrystyki, aby tylko dopasować swój propagandowy przekaz do faktów historycznych, a jeśli fakty jawnie przeczyły propagandzie... no cóż, tym gorzej dla faktów). Oto bowiem w Muzeum Historii Miasta Birmingham dowiadujemy się rzeczy wprost niesamowitych, wręcz fantastycznych (ja się tylko zastanawiam czy jakikolwiek historyk z pełną premedytacją byłby w stanie pod tym się podpisać - no chyba tylko za bardzo wysoką gażę). Historii które nawet nie przypominają mitów czy legend, bo one w jakiś sposób były jednak oparte na wydarzeniach prawdziwych, do których dołożono pewne dodatkowe elementy, mające szczególnie ubarwić te opowieści. W tym przypadku nic podobnego nie zaistniało, natomiast jest to dopiero przedsmak totalitarnych metod, stosowanych po zwycięstwie marksizmu najpierw w Europie a potem na całym świecie. Bowiem fakt, iż integracja europejska w marksistowskim duchu nawet jeszcze się nie rozpoczęła, jest oczywisty i mówią o tym jej główni piewcy. 

Totalitaryzm marksistowski (czyli integracja europejska) rozpocznie się dopiero z chwilą... likwidacji państw narodowych, stworzenia armii europejskiej i zamienienia Europy w jeden wspólny marksistowski kołchoz, z wszechpanującą cenzurą i wszechobecną propagandą). I tego typu próby są od dekad stosowane zarówno w szkołach jak i na uczelniach wyższych w Europie Zachodniej i USA. Ustrój komunistyczny (w jego bolszewicko-leninowskiej odsłonie), który rozpadł się ponieważ był niewydolny ekonomicznie i potrafił generować jedynie ludzką nędzę, zwyciężył swych zachodnich pogromców, opanowując od środka (niczym wirus) najważniejsze centra społeczno-edukacyjne. Spójrzmy na przykład na rok 1968. Przecież quasi-rewolucja marksistowska (głównie w Niemczech i Francji, choć oczywiście nie tylko bo to był proces obejmujący dużą część dotychczasowej kultury Zachodu), była organizowana głównie na uniwersytetach. To tam wywieszano portrety Marksa, Engelsa, Lenina, Mao Tse-Tunga, Kim Ir-Sena, Pol Pota, zdarzały się też i zdjęcia Stalina. To tam rozwieszano czerwone szmaty, jako symbol rewolucyjnego ducha, panującego w tychże uczelniach wyższych, formujących przecież przyszłą elitę władzy swoich państw. Oczywiście takie ruchy (jak chociażby ruch hippisowski w USA), były sowicie wspierane przez Związek Sowiecki, którego celem było osłabienie Zachodu od wewnątrz (teoria "Rozpędzonej Lokomotywy" - którą już w latach 50-tych zaczęto stosować w ZSRS, a mówiła ona, iż Zachodu nie można ani prześcignąć, ani też dogonić, gdyż pędzi tak szybko, jak właśnie rozpędzona lokomotywa. Zatem, aby powstrzymać ten pęd, co należy zrobić? Wymontować poszczególne kółka, tak aby ten rozpędzony kolos sam się wywalił. A najlepszym ku temu sposobem było właśnie wspieranie różnych marksistowskich grupek na Zachodzie w celu rozbijania zachodnich społeczeństw od środka ("wolna miłość", narkotyki, nawoływania do jednostronnego rozbrojenia krajów Zachodu, a szczególnie USA w typie haseł: "make love, not war" i inne tego typu działania).

Ten marksistowski wirus, który objawił się w formie quasi-rewolucji 1968 r. na Zachodzie (notabene rewolucji jeszcze wówczas przegranej, gdyż społeczeństwa, wychowane jeszcze - w miarę normalnych - czasach, nie były ani chętne, ani tym bardziej gotowe aby przyjąć i zaakceptować marksistowskie teorie), był tam jednak wdrażany już od ponad dwudziestu lat. A prekursorami tego wszystkiego byli oczywiście członkowie i twórcy tzw.: "szkoły frankfurckiej" z 1923 r. (czyli "Instytutu Badań Społecznych" we Frankfurcie nad Menem), gdzie zastanawiano się nad przyczynami klęski komunizmu na Zachodzie Europy w latach 1917-1920. Tą samą drogą poszedł również niejaki Altiero Spinelli - włoski komunista (trockista), który krytykował komunizm stalinowski, ze względu na jego nieefektywność. Za swoją działalność został dwukrotnie aresztowany we Włoszech (1927-1937 i 1939-1943). W 1941 r. będąc osadzonym w więzieniu na wyspie Ventotene, sporządził (wraz z Ernestem Rossie'gim), napisany początkowo na rolce papieru toaletowego swoisty manifest przyszłej, marksistowskiej Europy, w którym wyłożył główne powody klęski komunizmu w latach wcześniejszych i przedstawił pomysły jak ich uniknąć w przyszłości. Stwierdził tam że rewolucja komunistyczna, jaka została zainicjowana chociażby przez Lenina, nie mogła się udać i nie może też przetrwać w dłuższym przedziale czasowym. To znaczy sama rewolucja ok. jest w porządku, ale problem polega na tym iż ludzie, którzy ją tworzą to nie są prawdziwi rewolucjoniści (nawet jeśli deklarują że nimi są). Jak bowiem wytłumaczyć tak żywiołowe poparcie robotników we Włoszech dla partii faszystowskiej Benito Mussoliniego? Spinelli przedstawia jasne i proste rozwiązanie tego, dotąd niezrozumiałego dla wielu komunistów zjawiska. 

Otóż problemem jest... skażona ludzka psychika. Skażona reakcyjną kulturą w której człowiek się rodzi i wyrasta. Należy więc zacząć nie od rewolucji ekonomicznej, opowiadającej się za "każdemu według potrzeb" - bo choć hasło to (jak twierdził Spinelli) jest pociągające, to jednak nie jest w stanie realnie zapewnić zwycięstwa nowemu systemowi. Problemem są więc ludzie, którzy wyrośli w starej, skażonej kulturze i którzy (nawet jeśli chcą) nie są w stanie realnie zmienić swojego systemu pojmowania rzeczywistości. Zatem każdą kolejną rewolucję należy zacząć nie od pobudzenia ludu (którego zapał wcześniej czy później wygaśnie i który równie dobrze może zmienić podstawę swego poparcia, jak choćby było stało się to we Włoszech czy Niemczech, gdzie przecież robotnicy tłumnie wspierali Hitlera i jego reżim), lecz od totalnej zmiany mentalnościowej i kulturowej przyszłych pokoleń, które będą myślały już zupełnie inaczej niż ich rodzice czy dziadkowie. One staną się nową elitą przyszłego ustroju marksistowskiego, który będzie o tyle silniejszy, że zostanie najpierw zbudowany w ich głowach. Ludzi należy więc zmieniać od dziecka, a tych, których zmienić się nie da (będą się opierali, lub wspierali dawną, reakcyjna kulturę) należy przymusić do uległości wszelkimi możliwymi sposobami (od zwalniania z pracy i usuwania z kierowniczych stanowisk ludzi inaczej myślących, co już ma miejsce na ogromną skalę w zachodnich krajach Unii Europejskiej i USA, po przez zamykanie ich w więzieniach i zakładach psychiatrycznych, aż do ostatecznej, fizycznej eliminacji - co ma być końcowym etapem zwycięskiej rewolucji marksistowskiej). Tak oto wyglądał ów sławny manifest z Ventotene, który dziś jest już kluczowym dokumentem formującym dzisiejszą Unię Europejską (stąd europejska integracja wcale się jeszcze nie zaczęła, gdyż, jak twierdził Spinelli, rozpocznie się ona dopiero z chwilą likwidacji państw narodowych, narodowych armii i gospodarek - a to jeszcze, jak na razie nie nastąpiło).





Oczywiście Spinelli nie był ani pierwszym, ani tym bardziej jedynym tego typu myślicielem marksistowskim, postulującym stworzenie "Nowego, Wspaniałego (totalitarnego) Świata" na gruzach starego. Rewolucja marksistowska postępowała i wykluwała się właśnie głównie na uczelniach Zachodu i to w czasie, gdy ów Zachód był zaangażowany w śmiertelną walkę z komunistycznym Związkiem Sowieckim, epoki "Zimnej Wojny". Był przecież cały ten Wilhelm Reich, ze swoją "Seksualnością w walce kulturowej", Erich Fromm ze swoją rewolucją seksualną i krytyką tradycyjnego, społecznego modelu rodziny, był Max Horkheimer ze swoją teorią krytyczną (która definiuję że to, co może być złe, jest lepsze od tego co może stać się dobre, gdyż to co może być dobre jest z gruntu złe, a to co jest złe, jest jednak... dobre 😕). Zresztą powojenni marksiści twierdzili, że nie da się zbudować nowego społeczeństwa, bez oparciu się na nowym prekariacie, czyli obraniu sobie na sztandary teraz kolejnych "prześladowanych" (po robotnikach i chłopach przyszła teraz kolej na... kobiety, homoseksualistów i osoby o innym niż biały kolorze skóry). Tutaj wszedł więc Herbert Marcuse ze swoją koncepcją "tolerancji represywnej" (1955 r.), polegającej na tolerowaniu jedynie sił "postępowych" (marksistowskich) przy jawnej nietolerancji dla wszystkich innych, szczególnie zaś dla sił "reakcyjnych", dążących do podtrzymania tradycyjnej tolerancji (która dla marksistów była również symbolem zniewolenia, jako że promowała tolerancję mniejszości dla umocnienia pozycji i władzy większości). Potem już poszło z górki, nastąpiła "Wielka Odnowa" lat 60-tych (której kumulacją była quasi-rewolucja 1968 roku), potem od lat 70-tych stopniowy "marsz przez instytucje" (i opanowywanie po kolei edukacji, kultury, środków masowego przekazu i wreszcie władzy politycznej tworząc nową elitę). Jednym z ostatnich elementów neomarksizmu, był tzw.: "Eurokomunizm", czyli wyrzeczenie się rewolucji na rzecz ewolucji systemu i stopniowego opanowywania jego centrów. W 1993 r. Manifest z Ventotene stał się oficjalnym programem Wspólnoty Europejskiej, czego efektem było powstanie w 2009 r. Unii Europejskiej, która zaś w swej "Białej Księdze" z 2017 r. oficjalnie przyznała że jej celem ostatecznym jest właśnie plan Spinellego.

Na temat historii marksizmu można by pisać eseje, ale nie to jest teraz ważne. Ważne jest, aby uświadomić sobie stopień niebezpieczeństwa, jaki nam grozi, nam, czyli wszystkim Europejczykom, gdyż jeśli im (marksistom) powiedzie się ten plan, czeka nas powstanie totalnego państwa totalitarnego, w którym będzie obowiązywać takie prawo, jakie zechcą wprowadzić elity tego państwa, czyli zdaniem Altiero Spinellego, najbardziej oświecone i wychowane w nowej kulturze jednostki, które będą zupełnie wolne od "reakcyjnego" starego świata i jego "przesądów". Tolerancja zostanie zamieniona w tolerancję represywną (czyli "tolerancja tak, ale... nie dla wrogów tolerancji" - rozumianej jako afirmacja wszelkich marksistowskich teorii i praktyk, zresztą ta zasada jest już dziś stosowana, więc zostanie jedynie wzmocniona), kłamstwo zajmie miejsce prawdy historycznej i będzie tak jak u Orwella, gdzie wszelkie instytucje miały niezwykle piękne nazwy, a służyły zupełnie odmiennym celom (jak np. Ministerstwo Prawdy zajmowało się nieustannym sianiem propagandy rządowej wśród ludzi, a Ministerstwo Pokoju wciąż szykowało się na wojnę). To już ma miejsce, czego efektem jest właśnie prezentacja w Muzeum Historii Miasta Birmingham (nie tylko zresztą tego, wystarczy tylko obejrzeć sobie wystawę Muzeum Europejskiego w Brukseli, czy Muzeum Auschwitz-Birkenau, jak bardzo prawda historyczna jest tam wypaczana, a jej miejsce zajmuje propagand). Co zostało pokazane na kanale jakuboski76 na YouTube (notabene, autor tego nagrania jest zarówno gejem, jak i muzułmaninem, więc jego relacja jest tym bardziej wiarygodna i zarazem wstrząsająca).

A wstrząsająca jest, ponieważ okazuje się że nadszedł już taki etap w historii wprowadzania neomarksizmu, że ludziom można już oficjalnie opowiadać jawne kłamstwa i będą oni (co najwyżej głupio się uśmiechać, ale i tak będą zmuszeni to oglądać). Autorzy tych wystaw już jawnie mają ludzi za kompletnych kretynów, którym można wmówić wszystko i którzy (nawet jeśli nie będą chcieli), to będą musieli w to uwierzyć. A przyznam się szczerze że po obejrzeniu tego krótkiego filmiku, poczułem się jak ktoś, z kogo właśnie zrobiono totalnego głupka i jeszcze dano mu do potrzymania tabliczkę z napisem: "frajer". Początkowo było mi nawet do śmiechu, ale po głębszym zastanowieniu się uznałem że po pierwsze nie ma się z czego śmiać, a po drugie że problem postępującego zakażenia wirusowego (jakie trapi zachodnie społeczeństwa w postaci rozprzestrzeniającego się wszędzie marksizmu kulturowego), doszedł już do takiego stanu, że aby zainfekowany organizm mógł jeszcze przeżyć, należy podjąć niezwykle kosztowną i niezwykle ciężką operację, której celem jest... całkowite usunięcie owego wirusa (czyli zdiagnozowanie, opisanie i pokazanie wszystkich przejawów postępującej antykulturowej ofensywy marksistów, celem wyznaczenia celów i jawnym ukazaniem wroga, który jak sądzę dla wielu do dziś jest w ogóle nieznany). Potrzeba kolejnego, wielkiego "marszu przez instytucje", ale postępującego w odwrotnym kierunku niż ten pierwszy. Potrzeba nam więcej normalności, więcej spokoju i więcej tolerancji, ale jednocześnie umiejętności jawnego ukazania i zdiagnozowania zła. To jest walka kulturowa. Nie toczy się ona pomiędzy światem chrześcijaństwa i światem islamu, pomiędzy ludźmi o białym kolorze skóry i ludźmi o kolorze czarnym lub żółtym, lub każdym innym, nie toczy się ona pomiędzy mężczyznami i kobietami, nie jest to bowiem wojna ani religii, ani ras ani płci. Jest to wojna kultury i antykultury, świata tradycji i wszelkich wartości oraz świata antywartości i anty tradycji, świata świata nihilizmu i zgnilizny moralnej. To, w jakim świecie będziemy żyć w przyszłości, będzie zależało od tego, po której stronie dziś się opowiemy.

Natomiast filmik z Muzeum w Birmingham jest o tyle przerażający, że próbuje napisać nam historię (na razie tylko miasta Birmingham) na nowo. Czegóż bowiem dowiadujemy się z tej wystawy? Ano tego, że miasto Birmingham zostało założone przez... migrantów (przy czym wszędzie dominują fotografie osób czarnoskórych, że to właśnie oni zapewne byli owymi migrantami). Poza tym nagrane są jakieś amatorskie, niskobudżetowe filmiki, pokazujące że już od średniowiecza murzyni (osoby czarnoskóre) walczyli w obronie miasta i że w ogóle miasto przetrwało głównie dzięki obecności czarnoskórych (i muzułmańskich) przybyszy z Afryki oraz Bliskiego Wschodu. Ja rozumiem że przekaz Muzeum nie jest skierowany bezpośrednio do obecnych mieszkańców Birmingham (choć ponoć już 50 % mieszkańców miasta to osoby czarnoskóre), a raczej do ich dzieci i kolejnych pokoleń, które będą doń prowadzone przez nauczycieli ze szkół (będzie to obowiązkowa lekcja przyszłej "historii miasta"). Chodzi więc o nic innego, jak tworzenie nowego człowieka, budowanie nowej historii, nowej narracji, którą (wychowane już w nowej kulturze) dzieci, uznają za jedynie prawdziwą. A wszelkie próby wytłumaczenia im, że to jawna propaganda, spełzną na niczym (niektórzy mogą nawet postąpić tak, jak swego czasu postąpił Pawlik Morozow w Związku Sowieckim, który wydał na śmierć swoich rodziców, od których przypadkowo usłyszał że mają inne poglądy niż oficjalnie dopuszczalne i w szkole powiedział o tym nauczycielom, ci uruchomili władze i system bezpieczeństwa, po czym jego rodzice zostali zamordowani w sowieckich kazamatach, zaś on... stał się bohaterem. Pisano o nim wiersze, stawiano mu pomniki, chwalono jego "rewolucyjną czujność" - aż wreszcie jego dziadek, nie mogąc przeżyć co system komunistyczny zrobił z umysłem jego wnuka, zamordował Pawlika. A przecież był on tylko niewinną ofiarą systemu. Jak miał się bronić, skoro uznał że to, co opowiada się w szkołach i na zebraniach pionierów, to prawda, a jego rodzice naprawdę są wrogami państwa i niszczycielami władzy sowieckiej. Pomyślmy teraz, przyszłe pokolenia też uznają że ekspozycja z Muzeum w Birmingham jest prawdziwa, bo tak przecież zostaną wychowani, w całkowitej uległości wobec totalitaryzmu). Oto ów film:



  


PS: W kolejnej części przejdę już do zaprezentowania owych wojen kulturowych, które miały ogromne znaczenie dla historii współczesnej Europy i w ogóle całego Zachodniego Świata. Według mnie były trzy takie kulturowe zmiany (ta obecna, czwarta jest zmianą antykulturową, dlatego nie jest ona zaliczana w ich poczet bezpośrednio). Pierwszą wielką falą nowej kultury, która opanowała duże połacie europejskich i azjatyckich ziem, był rozwój kultury helleńskiej i hellenistycznej, rozszerzony początkowo ku Azji na ostrzach sariss armii Aleksandra Wielkiego i jego następców, a następnie w kolejnych fazach rozkwitu tej cywilizacji jako syntezy grecko-rzymskiego świata. Drugą, wielką rewolucją kulturową Europy, były narodziny chrześcijaństwa i jego rozwój aż do czasów średniowiecza. Trzecią i ostatnią kulturą (choć zawierającą już nasiona antykultury) w Europie, był rozwój renesansu z jego "powrotem do antyku" (czyli do tego, co było przed chrześcijaństwem, a co było przed chrześcijaństwem? Krwawe ofiary na ołtarzach różnych bogów, ogromny brak pierwiastka duchowego (nie licząc niewielkich, misteryjnych grupek religijnych) i w zasadzie pozostawienie człowieka samego sobie w konfrontacji z okrutnymi bóstwami). Czwartą falą, z jaką mamy do czynienia obecnie, jest właśnie rozwój i rozprzestrzenianie się marksizmu (w jego kolejnych odsłonach - bolszewizmu, nazizmu, feminizmu, genderyzmu). Nie jest to jednak kolejny element nastającej po sobie kultury, bowiem kultura ma to do siebie że pozostawia po sobie jakieś dzieła sztuki, natomiast jedynym dziełem sztuki, jaki potrafi zostawić po sobie marksizm są stosy pomordowanych ludzi, oraz "kultura" uosabiająca publiczne wypróżnianie się lub onanizowanie i oblewanie spermą. Ot cały kulturowy marksizm, opisany w kilku słowach bez całych tych przydługich zapisków Marksa, Spinellego, Reicha, Horkheimera, Froma czy Marcuse.







"NAUCZYLI CIĘ PRAWIE WSZYSTKIEGO - 
ODEBRALI ZAŚ ZDOLNOŚĆ MYŚLENIA
(...)
PYTASZ MNIE CO TO JEST PATRIOTYZM? WIELU MĘDRKÓW WCIĄŻ NAD TYM SIĘ TRUDZI. PATRIOTYZM NA DZIŚ TO MIEĆ DZIECI I... WYCHOWAĆ JE NA DOBRYCH LUDZI"






ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER

WILL APPLY TO POLAND



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz