Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 stycznia 2019

WINO, KOBIETY I... TRON WE KRWI - CZYLI PONURY CIEŃ BIZANCJUM - Cz. III

NIM JESZCZE 

NAD KONSTANTYNOPOLEM

ZAŁOPOTAŁ ZIELONY

SZTANDAR MAHOMETA


"GDY KOLOSEUM STOI, RZYM STAŁ BĘDZIE,
GDY ONO PADNIE - I RZYM SIĘ POWALI,
A Z RZYMEM LEGNIE I ŚWIAT W JEDNYM RZĘDZIE"

GEORGE GORDON BYRON




I
JAK AZJATKA Z AFRYKANEREM
(CZYLI PIERWSZA "BIZANTYJKA"
NA RZYMSKIM PALATYNIE)
Cz. II 




 Tak więc po roku 182 i aferze związanej z planami zamordowania młodego władcy - Kommodusa, Lucjusz Septymiusz Sewer wycofał się całkowicie z życia politycznego i wyjechał z żoną Pakką Marcjaną do Aten, gdzie na krótko osiadł. Tam przez zwiedzał zabytki, studiował prawo i retorykę i wyczekiwał bezpieczniejszych czasów. Tymczasem Rzymem władało (po 182 r.) troję ludzi - zamknięty w swym pałacu na Palatynie (i w podmiejskich willach), całkowicie odizolowany od mieszkańców, pogrążony w swych lękach i fobiach oraz w nieprawdopodobnej rozpuście, cesarz Kommodus, jego kochanka, była niewolnica, obecnie wyzwolenica - Marcja (która miała na niego ogromny wpływ), oraz prefekt pretorianów - Sekstus Tygidiusz Perennis, przy czym to właśnie ten ostatni zapragnął teraz uzyskać niepodzielne uznanie władcy. Czynił to w sposób wręcz bezczelny, taki, który jawnie narażał go na niebezpieczeństwo posądzenia o... dążenie do uzyskania cesarskiej purpury. Mając kilku synów, powierzał im najlepsze i najzamożniejsze urzędy namiestników prowincji i dowódców legionowych, stworzył też sieć donosicieli, którzy mieli go informować o tym jakie są nastroje zarówno wśród rzymskiej elity jak i rzymskiego plebsu. Wkrótce jednak zaczęły mnożyć się problemy. Oto bowiem większość pieniędzy szła na wyposażenie cesarskiego dworu, a to sprawiało iż pieniędzy zaczęło brakować dla wojska. Oczywiście Perennis dbał by nie zabrakło ich dla żołnierzy gwardii pretoriańskiej, jako że to właśnie oni byli jedyną siłą, mogącą bezpośrednio wpływać na wybór każdego kolejnego władcy, ale już dla wojsk pogranicznych żołd przychodził z dużym opóźnieniem, co często prowadziło do lokalnych buntów wojskowych. 

W 184 r. ostatecznie wstrzymano wszelkie płatności na rzecz fundacji alimentacyjnych (wspomagające ubogie dzieci, samotne kobiety czy bezdomnych mieszkańców miasta). Aby zdobyć pieniądze, Perennis zaczął zmuszać zamożnych mieszkańców do przymusowych opłat, pod groźbą kary (a przecież wystarczył donos iż taki a taki obywatel źle życzy cesarzowi, aby wytoczyć mu proces i skazać na śmierć, jednocześnie konfiskując cały jego majątek, dlatego też większość wolała zapłacić pewną kwotę, niż potem stracić wszystko). Perennis oszczędzał Marcję, jako że zdając sobie sprawę z ogromnego wpływu, jaki ma ona na Kommodusa, uznał że jeszcze nie czas by się jej pozbywać. Wydawało mu się że kontroluje wszystko w mieście i że żadna intryga nie może przejść bez jego wiedzy, ale (jak wielu przed nim i po nim) przeliczył się. Niepostrzeżenie wyrósł mu bowiem silny konkurent, który na pierwszy rzut oka nie sprawiał wrażenia kogoś, kto mógłby zagrozić władzy Perennisa. Owym konkurentem okazał się niejaki Kleander. Był to przebiegły osiłek, który co prawda jedyne do czego się nadawał, to było noszenie ciężarów, jednak zdobył sobie (własną siłą) uznanie Kommodusa i postanowił to wykorzystać dla własnej kariery. Był co prawda niewolnikiem (podobnie jak wcześniej Marcja) i pochodził z Azji Mniejszej, został jednak kupiony do służby pałacowej (jeszcze za Marka Aureliusza) i szybko zyskał uznanie młodego Kommodusa, swoją wytrzymałością (także seksualną) i pomysłowością w organizowaniu kolejnych orgii. Kommodus cenił w nim zarówno siłę (np. każąc mu by podczas orgii chędożył jedną, lub nawet dwie partnerki, trzymając obie na rękach) jak i spryt, za które to wyzwolił Kleandra i uczynił zamożnym człowiekiem (podobnie jak Marcję). Gdy zabrakło Saoterosa (byłego pokojowca Kommodusa i organizatora jego orgii - skazanego na śmierć w 182 r. jako współwinnego spisku siostry cesarza Lucylli), jego miejsce zastąpili właśnie Marcja i Kleander. 

Pozycja jaką zdobył w pałacu cesarskim, wybitnie nie wystarczała Kleandrowi, zaczął marzyć o władzy nad... cały Imperium. Jednak aby tak się stało, należało obalić wszechwładnego Perennisa. Będąc bezpośrednio w otoczeniu cesarza, starał się schlebiać jego próżnościom tak, aby uzyskać dzięki temu coraz większe dla siebie przywileje. Gdy Kommodus uznał się za wcielenie nowego Herkulesa, to właśnie Kleander jako pierwszy miał mu podsunąć ten pomysł, twierdząc że ktokolwiek nie ujrzy we władcy Herkulesa, ten jest jego wrogiem i zasługuje na śmierć. Tak więc teraz Kommodus biegał po arenie Koloseum, opasany skórami zwierząt, jako nowy Herkules i zabijał maczugą dzikie zwierzęta (które jednak były już poranione lub trzymane na specjalnych łańcuchach, tak aby nie mogły wyrządzić władcy żadnej krzywdy), przez co w oczach tłumu wychodził na niezwyciężonego. Tak więc Kommodus bawił się w taki sposób, a Perennis i Kleander zaczęli ostro ze sobą rywalizować. Oto bowiem w 185 r. nadarzyła się okazja, do bezpośredniego uderzenia w Perennisa, gdy z Brytanii przybyła delegacja z oficjalną skargą na prefekta pretorianów, który obsadził w roli namiestnika tej prowincji, jednego ze swoich synów. Doprowadziło to wręcz do buntu tamtejszych trzech legionów i spowodowało że przerażony obrotem spraw Kommodus, oskarżył Perennisa o zdradę stanu i skazał go na śmierć (oraz konfiskatę mienia). Natomiast na jego miejsce powołał właśnie... Kleandra. Tak oto były niewolnik, stał się teraz prefektem pretorianów i prawdziwym władcą Rzymu. Pod jego pięcioletnimi rządami, korupcja w mieście osiągnęła swoje apogeum, a nowy prefekt kazał sobie sowicie płacić za każdy publiczny urząd. Każdy, bez względu na to czy starał się o stanowisko sędziego czy urzędnika miejskiego, musiał najpierw sowicie opłacić się Kleandrowi, za którego wsparciem cesarz dopiero mianował kolejnych kandydatów (a stawki były olbrzymie, o czym świadczy los pewnego bogacza, który za możliwość otrzymania nobilitacji senatorskiej, zapłacił Kleandrowi... całym swoim majątkiem, a potem śmiano się z niego że: "został wygnany do senatu"). O skali patologii, jaka się wówczas namnożyła, świadczy fakt iż w przeciągu tylko jednego roku zmieniło się... 25 konsulów i każdy za swój urząd musiał opłacić się Kleandrowi.


KOMMODUS JAKO NOWY HERKULES



Zdobywszy ogromny majątek, Kleander postanowił się ożenić. Na żonę wybrał sobie jedną z kobiet uczestniczących w orgiach Kommodusa, a przyjęcie weselne zorganizował sam władca. Żył niczym prawdziwy lord, posiadał kilka willi i domów w Rzymie, jego majątek liczył kilkaset milionów sesterców, oraz tysiące niewolników (miał prywatnych cukierników, piekarzy, kucharzy i wielu innych sług). Ale podczas gdy dwór cesarski opływał w dostatki, lud doświadczył pierwszych (od lat) oznak głodu. Co prawda miast chleba, organizowano dla ludu igrzyska (już w czasach Marka Aureliusza było aż 180 dni igrzysk, czyli dni wolnych od pracy), to jednak zaczęły się pierwsze poważne niepokoje. Niezadowolenie w Brytanii, Galii i Hiszpanii pociągało za sobą pewne społeczne konsekwencje, ale kulminacja nieszczęść nastąpiła w 186 r. gdy nie tylko w Rzymie, ale w całej Italii zapanował głód. Powstały dwa światy - świat oderwanych od rzeczywistości bogaczy, należących do cesarskiego dworu, uczestniczących w orgiach i przyjęciach, podczas których podawano najwykwintniejsze dania, a wino lało się strumieniami. Świat w którym niewolnicy i byli niewolnicy stawali się bajecznie bogatymi, wręcz udzielnymi książętami i w którym seks i przemoc była nieodzownym elementem codzienności. Drugim światem był świat niemajętnych mieszkańców Rzymu, coraz bardziej ubożejącej klasy średniej (ekwitów) i ludu, który często polegał na państwowych zapomogach (wstrzymanie środków dla funduszy alimentacyjnych, doprowadziło do prawdziwej katastrofy i ogromnego wzrostu bandytyzmu na rzymskich ulicach). Pojawiła się też drożyzna, jako że większość towarów szła na zaopatrzenie dworu i możnych, a to co zostawało dla obywateli, było wybitnie niewystarczające. Nic więc dziwnego że w tych trudnych czasach pojawił się człowiek, którego dziś byśmy mogli porównać z Robin Hoodem lub naszym rodzimym Janosikiem, który "zabierał bogatym a dawał biednym". Człowiek ten nosił imię Maternus.




Nim wkroczył na drogę występku (został uznany przez władze za bandytę), był żołnierzem i służył w jednym z nadreńskich legionów w Galii. Nie należał też do ludzi przestrzegających dyscypliny, za co był kilkakrotnie karany. Wreszcie zdezerterował z wojska i w krótkim czasie zgromadził wokół siebie sobie podobnych śmiałków, z których stworzył "leśne wojsko" (185 r.). Na ich czele dokonywał cudów odwagi, napadając np. na miasteczka i każąc skorumpowanych lub surowych naczelników. Rozbijał więzienia, uwalniając zbiegów i rzezimieszków, którzy dołączali do jego "leśnej armii". Rabował bogaczy zgarniając ich łupy (choć obiecywał równy ich podział tym, którzy dołączyliby do jego oddziału). Okoliczny lud (a także niewolnicy) zaczął w nim widzieć wybawiciela od swego ciężkiego losu, przeto szeregi Maternusa rosły bardzo szybko. Każdy bowiem chciał uszczknąć coś z owych bogactw, które bogaczom zabrał Maternus. Dla nowo przybyłych zorganizowano szkolenia wojskowe, tak, aby uczynić z nich regularną armię. A ludu było dużo, o czym świadczy fakt, iż jeszcze w owym 185 r. Maternus zdecydował się uderzyć na dobrze ufortyfikowane miasto Argentoratum (dzisiejszy Strasburg), w którym stacjonował VIII Legion Augusta. Atak co prawda zakończył się porażką, gdyż "ósemka" obroniła miasto, ale sam fakt że w ogóle do niego doszło, świadczy o sile i liczebności oddziałów Maternusa, które zresztą po tej porażce wcale się nie rozpadły. Wieści o tym szybko też dotarły do Rzymu, gdzie wzburzony Kommodus słał listy do namiestników okolicznych prowincji, żądając szybkiego zdławienia buntu i ukarania zbiegów. Wysłał też do Galii Gajusza Pescenniusza Nigra, lecz ostatecznie bunt stłumił najprawdopodobniej (bo nie ma co do tego zgodności) namiestnik Germanii Superior - Marek Helwiusz Klemens Detrianus z początkiem 186 r. Mimo to nie udało mu się ani pojmać Maternusa, ani też schwytać jego ludzi. 

Maternus z garstką swych żołnierzy przetrwał bowiem bitwę i teraz postanowił zemścić się na... samym cesarzu Kommodusie. Postanowił zamordować cesarza w samym Rzymie, najlepiej na oczach tłumu podczas igrzysk. Przekradł się więc z towarzyszami przez Alpy i wszedł do Italii. Zamach planował przeprowadzić dnia 25 kwietnia, w święto Matki Bogów (było to po prostu święto karnawałowe, w czasie którego ludzie przebierali się za kogo chcieli). Postanowił to uczynić przebrany w strój pretorianina. Zamach jednak się nie powiódł, gdyż zaważył "czynnik ludzki". Mianowicie kilku członków bandy Maternusa było zazdrosnych o jego sławę i obawiało się by w przypadku sukcesu zamachu, nie został on właśnie wybrany nowym cesarzem (sądzili że gdyby zabił cesarza podczas igrzysk, lud mógłby właśnie jego obrać kolejnym władcą, co oczywiście było dość groteskowym pomysłem, gdyż z pewnością wcześniej Maternus ległby pod ciosami mieczy pretorianów). Maternus został więc zdradzony, aresztowany, poddany torturom i skazany na śmierć. Zginął wraz z tymi, którzy... go zdradzili. Ten spisek jednak spotęgował jeszcze paranoję Kommodusa, który podwoił liczbę własnej ochrony i całkowicie już odizolował się od reszty społeczeństwa. Jednak pod wpływem tych wydarzeń i rozruchów, jakie miały miejsce w Galii (Hiszpanii i Brytanii), Kommodus postanowił uczynić coś, aby ułatwić sprowadzanie zboża z Afryki, które miało zapobiec pojawiającej się w Italii epidemii głodu. W 186 r. utworzył więc stałą linię żeglugową pomiędzy Ostią (i innymi miastami Italii) a Kartaginą (i kilku innymi miastami Afryki), wzorując się na wcześniejszej linii rzymsko-egipskiej (ciassis Alexandrina), powstałej za czasów Wespazjana (czyli ponad sto lat wcześniej) i w tym okresie już nie istniejącej. Miało to rozładować wzburzone nastroje ludu i poprawić zaopatrzenie Italii w żywność. Okazało się jednak powodem do kolejnego niezadowolenia mieszkańców Italii.




Nim jednak do tego doszło, należy słów parę powiedzieć o losach Septymiusza Sewera i jego wybranki. Oto bowiem ok. 185 r. Septymiusz został wezwany do Rzymu przez Kommodusa i otrzymał namiestnictwo prowincji Galii Lugdunensis (obejmująca m.in. takie miasta jak: Lugdunum - dzisiejszy Lyon, czy Lutecja - dzisiejszy Paryż, całą Normandię i Bretanię). Przeniósł się więc do Lugdunum z Aten wraz z żoną, która w kilka miesięcy później (już w 186 r.) tam zmarła. Prawdopodobnie nie służyło jej tamtejsze powietrze, choć oczywiście powody jej zgonu ciężko dziś przewidzieć. Po śmierci pierwszej żony, Sewer postanowił ożenić się po raz drugi. A ponieważ lubował się w astrologii, miał ponoć (choć ja osobiście uważam że stały za tym inne niż "astronomiczne" przesłanki) uznać iż układ gwiazd jego i córki kapłana boga Elagabala - Julii Domny, jest tożsamy i że przez to są sobie przeznaczeni. Najpierw więc przez przyjaciół obecnych w Syrii, a potem osobiście udając się do Emesy, poprosił o rękę młodej dziewczyny. Latem 187 r. odbył się w Emesie ślub 42-letniego Septymiusza Sewera i 22-letniej Julii Domny. Bardzo szybko doczekał się też synów - 4 kwietnia 188 r. urodził się Marek Septymiusz Basjanus (znany potem jako cesarz Karakalla), oraz 7 marca 189 r. drugi syn Publiusz Septymiusz Geta. Także w 189 r. Septymiusz Sewer powrócił do Rzymu, gdzie sprawował swój pierwszy konsulat, zaś w 190 r. został namiestnikiem Panonii Górnej nad Dunajem (tereny dzisiejszej Austrii oraz Słowenii). Tam, w przeciągu dwóch lat zdobył dużą popularność wśród żołnierzy, dzięki której zaraz po zamordowaniu Kommodusa zostanie okrzyknięty nowym cezarem. Ale nim to nastąpi, wróćmy jeszcze do Rzymu.      

Oto bowiem prefekt miasta Rzymu, który nienawidził Kleandra, postanowił doprowadzić do wstrzymanie dostaw zboża afrykańskiego do Rzymu (przetrzymując je w magazynach w Kartaginie) i jednocześnie ogłaszając że powodem zwłoki jest nieudolność Kleandra, który nie potrafi dobrze wykonywać powierzonych mu obowiązków. Ludzie prefekta zaczęli też podburzać tłum, wszędzie rozgłaszając że Kleander celowo opóźnia dostawy, aby gdy lud będzie już na skraju wytrzymałości, sprzedać je po zawyżonych cenach. Zaczęły się więc zamieszki (190 r.), które najpierw rozpoczęły się w Cyrku Wielkim, podczas wyścigów rydwanów. Lud zaczął skandować: "chcemy chleba, nie igrzysk" (co potem urosło do rangi symbolu). Potem zamieszki rozlały się po całym mieście. Wzburzony lud protestował pod pałacem Kleandra, z zamiarem spalenia go (uniemożliwił im to oddział pretorianów, który ochraniał dom Kleandra). Ale rewolta (żółtych kamizelek) wzburzonego ludu rozlała się poza mury miasta i dotarła do pod-rzymskich posiadłości cesarza. Kleander skierował przeciwko nim jazdę pałacową, która zmusiła lud do wycofania się do miasta (padło wielu zabitych i rannych). Pod wpływem jednak tej masakry od Kleandra odwrócili się... pretorianie, którzy teraz stanęli po stronie miejskiego ludu. Znów ruszono na podmiejską willę cesarza. Kommodus właśnie wypoczywał po skończonym posiłku, gdy do jego komnaty weszła przerażona Marcja, informując go nadchodzącym wzburzonym tłumie ludu rzymskiego, wspartym pretorianami. Cesarz zareagował jak zwykle w takich warunkach, nakazał przyprowadzić do siebie Kleandra, po czym kazał go zamordować. Następnie zabito jeszcze małego synka Kleandra (jego matka, która trzymała go na rękach, też została poważnie zraniona), a ich trupy rzucić ludowi na pastwę. Wzburzony lud bił więc kijami ciało znienawidzonego prefekta, po czym odcięto mu głowę i nabito na włócznię obnosząc ją wszędzie po ulicach Rzymu (ciało wrzucono do Tybru). A tymczasem Kommodus postanowił się... ubóstwić i zaliczyć w poczet żyjących bogów.


  


 

ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER

WILL APPLY TO POLAND



 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz