CZYLI KIEDY I GDZIE W HISTORII
ISTNIAŁ MATRIARCHAT?
IV
KOBIECY SENAT i
RZYMSKI MATRIARCHAT
(218-235)
Cz. IV
RZĄDY JULII MAMEI
(226-235)
Cz. II
NADCIĄGA PERSKA APOKALIPSA
Cz. I
Cz. I
"Sytuacja staje się groźna i budzi poważne obawy nie tylko w samym Rzymie, ale i we wszystkich krajach" - ta krótka notka Kasjusza Diona, żyjącego w czasach rządów dynastii Sewerów, mówi sama za siebie. Na Wschodzie doszło do zawirowań politycznych tak wielkich, że ich doniosłość musiała odbić się na polityce samego Rzymu i dynamice wzajemnych relacji rzymsko-partyjskich. Oto bowiem dawna, partyjska dynastia Arsacydów została obalona stosunkowo łatwo przez zbuntowanych perskich wielmożów pod wodzą niejakiego Ardaszira (224 r.), a stolica państwa partyjskiego - Ktezyfont - ostatecznie zdobyta w 226 r. Państwo, z którym Rzym zmagał się przez prawie trzy stulecia - ostatecznie przestało istnieć. Zastąpiła je odrodzona Persja, odwołująca się w swej propagandzie do tradycji dawnych Achemenidów, którzy panowali nad wieloma ludami i którzy kontrolowali w swoim czasie cały wschodni basen Morza Śródziemnego. Zajęli wielkie cywilizacje Bliskiego Wschodu - Babilonię, Azję Mniejszą, Egipt i pokusili się nawet o Helladę, które to jednak starcie ostatecznie przegrali (ok. 469 r. p.n.e.). Przez kolejne jednak stulecie stanowili realną siłę na Wschodzie, osłabiona i raczej niezdolna już do ekspansji, ale jednak wciąż na tyle potężna, aby nie pozwolić wydrzeć sobie już posiadanych terenów, a nawet powiększyć stan swego posiadania (układ Antalkidasa-Teribazosa z 387 r. p.n.e. zwany powszechnie po prostu pokojem Antalkidasa) o te greckie miasta i wyspy, które posiadali przed inwazją na Grecję (w 480 r. p.n.e.) i przed powstaniem ateńskiego Związku Morskiego (sojusz Arystydesa Sprawiedliwego z Aten z innymi - początkowo głównie jońskimi - polis, zawarty w Byzantion na przełomie 478/477 r. p.n.e.).
Ta Persja przestała istnieć po ataku Aleksandra Macedońskiego (334-330 r. p.n.e.), a na jego gruzach powstały hellenistyczne państwa, z których największe, najważniejsze i najdłużej istniejące były: syryjskie królestwo Seleucydów i egipskie królestwo Ptolemeuszy (poza tym mnóstwo mniejszych i większych hellenistycznych państewek, istniejących głównie w Anatolii). Państwa te borykały się z wieloma czynnikami wewnętrznymi i zewnętrznymi które osłabiały ich siłę i ograniczały pole działania. Najszybciej rozpadało się grecko-macedońskie władztwo na Wschodzie, w Azji, gdzie już w 304 r. p.n.e. Seleukos I Nikator (pierwszy władca monarchii Seleucydów a wcześniej jeden z oficerów armii Aleksandra Wielkiego), odstąpił indyjskiemu władcy - Czandragupcie Maurji, ziemie zajęte w kampanii indyjskiej (w latach 327-326 r. p.n.e.) obejmujące całe dorzecze Indusu - a to ze względu na odległość tych terenów i trudności związane ze skutecznym nimi zarządzaniem. W połowie III wieku p.n.e. rozpoczął się proces powolnego rozpadu wschodnich posiadłości monarchii hellenistycznych. Ok. 250 r. p.n.e. na terenach obecnego Afganistanu, Tadżykistanu i Pakistanu, powstało królestwo baktryjskie (które też było kierowane przez grecką elitę przywódczą i znane jest jako państwo Greków Baktryjskich). Było to jednak państwo wyrosłe z wewnętrznego podziału, z buntu przeciwko władzy centralnej Seleucydów. "Dany przez Zeusa" czyli Diodotos (Grek lub Macedończyk) pełniący funkcję satrapy Baktriany, wypowiedział po prostu posłuszeństwo swemu królowi - Antiochowi II Teosowi (powód był zapewne taki sam, jak decyzja o oddaniu terenów indyjskich, nieskuteczność lub nawet niemożność skutecznego udzielenia pomocy ziemiom północno-wschodnim Imperium Seleucydów, a przez to konieczność zorganizowania obrony lokalnej, złożonej zarówno z Greków jak i z ludów turkmeńsko-irańskich, czego swoistym hasłem były słowa: "Albo wszyscy chwycimy za broń, albo wszyscy tu zginiemy". Zresztą integracja ludności poszła tak daleko, iż odwiedzający Baktrianę ok. 129 r. p.n.e. chiński dyplomata Czang-Kien, nie był w stanie odróżnić Greków od nie-Greków).
Natomiast z ziem dzisiejszego Turkmenistanu (z terenów Niziny Turańskiej) nadciągało inne niebezpieczeństwo - zewnętrzne. Było to plemię Parnów - koczowników żyjących na stepach Azji Środkowej. Plemię to istniało już w czasach Achemenidów (wymienieni zostali w inskrypcji Kserksesa I z lat 70-tych V wieku p.n.e. jako "Daha") w formie Konfederacji Daha. Byli oni sąsiadami innych koczowników - Saków Haumawargi (w dość rozerotyzowany komiksie francuskiego rysownika Francois Miville-Deschenes, pt.: "Podboje", opowiadającym w sposób fantastyczny o podbojach Hetytów i o walczącej z nimi tzw.: "Hordzie Żywych" złożonej z trzech plemion - Kimmerów pod wodzą Kymrysa, Kallipidów pod wodzą Maraka i Sarmatek - kobiet wojowniczek pod przywództwem królowej Simissee, też jest mowa o zbudowanym przez te trzy plemiona mieście - Haumawardze. Ale jak wiadomo komiks ma swoje prawa, tym bardziej ten zawiera w sobie wiele różnych fantastycznych zjawisk jak choćby latające gryfony oraz magię kilku kapłanów z zatopionej Atlantydy), zamieszkujących Syr-darię. Daha była więc swoistą konfederacją plemion, z których najpotężniejszym stali się właśnie Parnowie. Parnami zaś władała dynastia Arsacydów (Arszakidów), zaś ok. 250 r. p.n.e. na jej czele stało dwóch braci - Arsak (Arsakes) i Tiridad (Tirydates). Oni to (a szczególnie Arsakes) byli założycielami Królestwa Partów (oficjalnie uznaje się rok 247 p.n.e. za początek tego państwa). Już w 238 r. p.n.e. opanowali ziemie Partii, wkraczając tam z terenów tzw.: Dihistanu (Turkmenistan) i wypędzili stamtąd Greków oraz Macedończyków. Co prawda Seleucydom udało się w 211 r. p.n.e. narzucić Parnom zależność lenną, ale była ona czysto formalna, a po klęsce króla Antiocha III Wielkiego w wojnie z Rzymem w latach 192-188 p.n.e. całkowicie zrzucili jakąkolwiek zależność (189 r. p.n.e.). Teraz to Parnowie/Partowie rozpoczęli własną ekspansję, z czego do najsławniejszych należy zaliczyć opanowanie Medii w 147 r. p.n.e., oraz zajęcie Mezopotamii wraz z Babilonem i Seleukią w 141 r. p.n.e.
Rzym po raz pierwszy nawiązał stosunki dyplomatyczne z państwem partyjskim w 95 r. p.n.e. gdy Lucjusz Korneliusz Sulla został wysłany na Wschód, celem przymuszenia wojowniczego króla Pontu - Mitrydatesa VI Eupatora do zaprzestania ekspansji na ziemie sojuszników Rzymu. Sulla spotkał się wówczas nad Eufratem z partyjskim posłem Orobadzosem (to właśnie wtedy, obecny w orszaku Orobadzosa chaldejski wieszcz miał przepowiedzieć Sulli wielką sławę - "Przeznaczeniem tego męża jest stać się największym człowiekiem"). To jednak pierwsze spotkanie dwóch światów - Zachodniego i Wschodniego (mam na myśli tutaj ich późniejszą konfrontację i swoisty podział na rzymsko-grecki Zachód - również z terenami Egiptu, Syrii i Azji Mniejszej - oraz partyjski Wschód, czyli ziemie za Eufratem i górami Armenii Mniejszej), nie należało do udanych. Sulla podkreślił tam bowiem swoją wyższość, przyjmując Orobadzosa niczym na audiencji. Za tę zniewagę król Partów - Mitrydates II skazał Orobadzosa na śmierć. Do pierwszej konfrontacji zbrojnej Rzymu z Partami, doszło w roku 53 p.n.e. gdy Marek Licyniusz Krassus postanowił wmieszać się w wojnę domową w Partii. Na polach pod Carrhae (Karrami) poniósł on jednak upokarzającą klęskę i zginął. Klęska była totalna - poległo prawie 25 000 legionistów a 10 000 dostało się do niewoli, stracono też wszystkie znaki legionowe ("Orły"). Hańbę karreńską zamierzał zmyć Gajusz Juliusz Cezar, ale nie było mu to dane - nim ukończył przygotowania do wyprawy na Partów, zginął zasztyletowany w senacie (44 r. p.n.e.). Do tego tematu powrócił dopiero Marek Antoniusz i w 36 r. p.n.e. wyruszył na Wschód (ponoć miała go wówczas namówić sama Kleopatra, bowiem Antoniusz nieco już skapcaniał w Aleksandrii i zajmował się przyjemnościami stołu oraz łoża - głównie zaś łoża. Gdy więc pewnego razu siedział nad wodą łowiąc ryby i nic nie mógł złapać, królowa rzekła: "Nie do ryb łowienia jesteś stworzony, ale miast i królestw").
Jednak wyprawa z lat 36-35 p.n.e. okazała się pośmiewiskiem a Antoniusz musiał ewakuować się z Partii (stracił tam 3 000 zabitych i 5 000 rannych) i upokorzył się wołaniem o wsparcie Kleopatry, by ta przybyła do Syrii z żywnością, ubraniami i pieniędzmi (uczyniła to czym prędzej, choć bała się podroży morskich a także zimowa pora nie nastręczała do takich wojaży). Antoniusz był jednak w tak kiepskim stanie psychicznym że podczas oczekiwania na jej przybycie... popadł w alkoholizm (co prawda nigdy nie żałował sobie wina, ale wówczas zaczął pić wyjątkowo dużo, a Kleopatra aby go pocieszyć i wyrwać z nałogu organizowała mu nawet... zastępy prostytutek, które miały umilać mu czas jednocześnie odwodząc go od alkoholu). Blamaż wyprawy partyjskiej (podczas gdy w tym samym czasie jego konkurent, władający Zachodem - Gajusz Oktawiusz, lub raczej po adopcji przez Cezara - Gajusz Juliusz Cezar Oktawianus, radził sobie bardzo dobrze, zdobywając Sycylię i kładąc kres tamtejszemu pirackiemu państewku Sekstusa Pompejusza - młodszego syna Pompejusza Wielkiego - w 36 r. p.n.e.), próbował Antoniusz w jakiś sposób zakryć w miarę udaną wyprawą armeńską z 33 r. p.n.e. Ale ostateczna klęska w bitwie z Oktawianem pod Akcjum (31 r. p.n.e.) i śmierć w Aleksandrii (30 r. p.n.e.), przekreśliła jakiekolwiek plany dalszej wojny z Partami. Oktawian zaś po zdobyciu pełni władzy nie wracał już do tego wschodniego konfliktu, choć oczywiście odzyskanie tych sztandarów spod Carrhae byłoby wielkim osiągnięciem politycznym, szczególnie gdyby udało się to uczynić bez walki. I los się do niego uśmiechnął (bowiem jego zasługi w tym czynie były żadne) i podczas inspekcji krajów Wschodu, przeprowadzanej w latach 22-19 p.n.e. udało mu się osiągnąć ten polityczny sukces, jakim było odzyskanie "Orłów" bez walki (po prostu król Partii - Fraates IV w imię utrzymania dobrych stosunków... zwrócił Oktawianowi sztandary spod Carrhae - 20 r. p.n.e., za co ten odwdzięczył się ofiarowując mu urodziwą niewolnicę o imieniu Musa, która następnie została kochanką króla a gdy urodziła mu syna stała się nawet jego oficjalną małżonką a potem królową, panującą w imieniu syna - Fraatesa V.
Odzyskanie "Orłów" było przedstawione jako wielki sukces Rzymu i osobiście samego Cezara Oktawiana. Przekaz był prosty - spójrzcie jak wielka jest nasza potęga, skoro nawet niezwyciężeni Partowie chylą przed nami swe głowy, karnie zwracając symbole dawnej naszej hańby. Na cześć tego zwycięstwa senat uchwalił wzniesienie łuku triumfalnego a Oktawian odbył triumf, niczym zwycięski wódz wracający z wojny. Następnie znaki bojowe spod Carrhae zostały złożone w Świątyni Jowisza na Kapitolu (potem przeniesiono je do świątyni Marsa Mściciela gdzie już pozostały). Do krótkotrwałego konfliktu politycznego Rzymu i Partii powrócono w 2 r. p.n.e. gdy Oktawian nie uznał Fraatesa V (syna Fraatesa IV i Musy) za króla Partii, a to z tego powodu iż ten... poślubił własną matkę. Konflikt trwał trzy lata, aż wreszcie w 2 r. został załagodzony przez Gajusza Juliusza Cezara - wówczas 21-letniego wnuka Oktawiana, który zawarł z Fraatesem V układ polityczny, przedłużający pokojowe współistnienie obu mocarstw. Pokój trwał długo (nie licząc mniejszych zadrażnień, związanych z walką o tron Armenii), łącznie prawie... 92 lata. Do otwartej wojny doszło dopiero za czasów Nerona. Ta długa, krwawa i ciężka wojna zakończyła się ostatecznie (w 63 r.) sukcesem Rzymu polegającym na tym iż władzę w królestwie Armenii przejął członek dynastii Arsacydów ale jednocześnie miał on tam panować jako wasal Rzymu. Zwycięstwo zostało odniesione głównie dzięki strategicznemu geniuszowi rzymskiego wodza - Gnejusza Domicjusza Korbulona, który następnie stał się bardzo popularny w Rzymie i ostatecznie w 67 r. cesarz Neron, zazdrosny o jego sławę (i możliwość wszczęcia buntu), nakazał mu popełnić samobójstwo, co też ten uczynił. Natomiast władca Armenii z dynastii Arsacydów - Tiridates I złożył Neronowi oficjalny hołd w Rzymie, w roku 66 i znów nastał długi pokój.
Kolejna wojna na Wschodzie wybuchła dopiero w czasach rządów cesarza Trajana, w latach 114-117. Zakończyła się ona wielkim zwycięstwem, po raz pierwszy Rzymianie wkroczyli do stolicy Partów - Ktezyfontu, a Trajan zasiadł na złotym tronie Króla Królów. Zwycięstwo było duże, na zdobytych ziemiach założono trzy nowe prowincje: Armenia, Mezopotamia i Asyria, ale przyćmiło je zarówno powstanie ludności mezopotamskiej jak również wielkie powstanie ludności żydowskiej w Egipcie, Judei i na Cyprze, gdzie dochodziło do prawdziwych pogromów Rzymian i Greków (pamiętam że kiedyś jakiś amerykański profesor żydowskiego pochodzenia stwierdził, że Żydzi nigdy nie zabijali chrześcijan, a chrześcijanie zgotowali im Holokaust podczas II Wojny Światowej. Co za bzdura! Po pierwsze to nie chrześcijanie zgotowali im Holokaust, ale opętani chorą wizją "Narodu Panów" i "Przestrzeni Życiowej" niemieccy naziści. Żydzi mordowali nie tylko chrześcijan ale i pogan od wieków. Powstanie z lat 115-117 jest tego doskonałym przykładem, gdzie właśnie mordowano ludzi tylko dlatego że byli Grekami lub Rzymianami - albo po prostu że nie byli Żydami. Dopiero ściągnięte z frontu partyjskiego legiony ostatecznie położyły kres powstaniu żydowskiemu, znanemu bardziej jako Wojna Kwietusa. Chrześcijan natomiast Żydzi denuncjowali do władz rzymskich już w pierwszych dziesięcioleciach I wieku naszej ery. Potem przyszły żydowskie powstania z lat 66-73 a szczególnie 132-135, gdzie chrześcijanie ginęli w Palestynie tylko za to, że nie chcieli przystać do powstańców. Zresztą Szymon bar Kochba - przywódca powstania kazał ich zabijać mimo to, za sam fakt iż byli chrześcijanami. Doszło tam do ludobójstwa, a sprawcami byli właśnie Żydzi. Nie koniec na tym. Podczas wojny bizantyjsko-perskiej z lat 613-628 Żydzi w Palestynie i Syrii skupowali od Persów wziętych przez nich do niewoli chrześcijan, tylko po to aby ich następnie poddawać torturom tak haniebnym, że ci aby nie zostać sprzedani woleli popełniać zbiorowe samobójstwa. Tak było - Holokaust pogan i chrześcijan był skrupulatnie przeprowadzany przez Żydów od wieków, więc słowa o nieskazitelności "Narodu Wybranego" można uznać za wyjątkowo podłe oszczerstwo). Po śmierci Trajana w 117 r., jego następca cesarz Hadrian zwrócił Partom zdobyte trzy prowincje (ponoć uznał że tak rozległym Imperium nie będzie można skutecznie rządzić).
Pokój przetrwał kolejne 45 lat, gdy po śmierci cesarza Antoninusa Piusa i objęciu władzy przez Marka Aureliusza i Lucjusza Werusa, Partowie uderzyli ponownie na rzymskie posiadłości na Wschodzie (162 r.). Wojna znów zakończyła się sukcesem, ponownie bowiem zdobyto Ktezyfont (165 r.) i gdyby nie zaraza, która zdziesiątkowała legiony (i którą przywleczono potem do Rzymu), utrzymano by całą Armenię i Mezopotamię. Kolejny triumf, to wojna z lat 197-198 w której wyniku cesarz Septymiusz Sewer znów pobił Partów, zajmując Ktezyfont po raz trzeci w historii konfliktów obu mocarstw (198 r.). W wyniku tej kampanii Rzym zdobył dużą część północnej Mezopotamii, tworząc nową prowincję o tej właśnie nazwie. Ostateczny cios wschodniej monarchii planował zadać syn Septymiusza Sewera - Karakalla, który w 216 r. zajął Armenię i całą Mezopotamię. Został jednak zamordowany (217 r.) i władzę przejął niejaki Marek Opiliusz Makrynus, który poniósł klęskę w bitwie pod Nisibis i musiał się wycofać, płacąc olbrzymią kontrybucję w wysokości 200 milionów sestercji. Była to już ostatnia wojna między tymi "dwoma lwami" (jak nazwał Imperium Rzymskie i Królestwo Partyjskie jeden z partyjskich posłów), która znacznie osłabiła oba kraje. Szczególnie zaś Partię, w której siedem lat później doszło do powstania lokalnych wielmożów z Persji przeciwko rządom dynastii Arsacydów i w przeciągu dwóch kolejnych lat upadło państwo, z którym Rzymianie nie mogli poradzić sobie przez prawie trzy stulecia. Teraz na Wschodzie nastało nowe Imperium, które odwoływało się w swej propagandzie do dawnych czasów perskiej potęgi i zwało partyjskich Arsacydów uzurpatorami oraz najeźdźcami (lub po prostu - obcymi. Zresztą odium "obcości" nie udało się Partom zdjąć z siebie nigdy i zawsze partyjska elita uważała że lokalne masy nie biorą ich za "swoich". Ardaszir zaś i inni Persowie odwoływali się do państwowego nacjonalizmu i uważali że są predystynowani do władania tymi ziemiami).
Nim jednak przejdę do tematu wojny Rzymu z tą odrodzoną perską potęgą, warto słów kilka powiedzieć o kulturze i religii państwa partyjskiego oraz po zmianie nowego państwa perskiego. Pierwotnie bowiem Parnowie wyszli znad Niziny Turańskiej, leżącej w kraju o nazwie Dihistan (dziś Turkmenistan). Ich pierwotną stolicą było miasto Abiward, zaś nakropolia władców Parnów mieściła się w Nisie. Po podboju Partii i rozszerzeniu swego panowania na tereny Persji, Mezopotamii i Asyrii, stolicę przeniesiono do Ktezyfontu. Stając się panami wielu ludów (Persów, Medów, Babilończyków, Asyryjczyków i przede wszystkim Greków, których wielu wciąż żyło na wschodzie - co było wynikiem prowadzonej konsekwentnie hellenizacji tych ziem), nie mogli Parnowie odwoływać się do jakiegoś wspólnego, narodowego elementu, będąc jednocześnie obcą władzą. Zresztą nie chcieli też tego czynić, tym bardziej że dwór władców partyjskich był zhellenizowany w taki sam sposób jak dwory greckich królów w Aleksandrii czy Antiochii, a Grecy stanowili główną elitę państwa (zarówno w handlu jak i w rzemiośle i wytwórczości), zaraz po samych Parnach (którzy już wówczas stali się Partami). Partowie nie prześladowali Greków, a ci też łatwo pogodzili się z upadkiem dawnych hellenistycznych monarchii, skoro okazało się że pod "barbarzyńskim" panowaniem można żyć równie spokojnie i dostatnio co wcześniej. Zresztą język grecki był oficjalnym językiem dworu królewskiego, teatr był grecki, monety były greckie (z wizerunkami greckich bogów i z imieniem panującego partyjskiego władcy), a królowie otaczali się greckimi "przyjaciółmi" i "krewnymi".
Jedynie niektóre zwyczaje były jeszcze dość barbarzyńskie, jak choćby podczas oficjalnych posiłków. Macedońscy królowie jadali bowiem wspólnie, wraz ze swymi krewnymi i dworzanami, natomiast król Partów jadał sam, w otoczeniu stojących wokół niego dworzan. Barbarzyńskim zwyczajem było chociażby rzucanie przez władcę kęsów spożywanego posiłku w stronę swoich dworzan, którzy musieli je podnieść z ziemi i zjeść klęcząc u stóp władcy. Otrzymanie takiego "kęsa" było swoistym wyróżnieniem, można bowiem zamiast tego było dostać również chłostę (wszystko odbywało się podczas oficjalnego posiłku władcy), gdzie król osobiście bił swych poddanych, którzy musieli upaść przed nim pokornie na twarz. Poddani zobowiązani byli też składać pokłony przed oficjalnymi posągami władców, wystawianymi w różnych miastach Królestwa (łącznie z wykonanymi ze złota posągami z Babilonu). Mimo to poddanym króla Partów (który szybko przyjął do swej tytulatury zaczepnięty od Achemenidów tytuł: "Król Królów"), i to zarówno Grekom, Babilończykom czy innym ludom - żyło się dość dobrze i dostatnio. Partia była bowiem krainą bogatą i ludną a w połączeniu z Mezopotamią i Persją stanowiła potężne finansowe i polityczne zaplecze partyjskiej elity rządzącej. Były jednak i różnice, jak choćby... religia. O Grekach nie ma co pisać - mieli oni swoich bogów i swoje własne świątynie, które były nawet oficjalnie uznawane przez partyjską elitę za ogólnopaństwowe, ale warto wspomnieć o różnicach religijnych Partów i Persów i to zarówno tych z czasów achemenidzkich, jak i tych którzy wszczęli bunt pod sztandarem Ariowista. Postaram się teraz opowiedzieć przynajmniej o religii Achemenidów.
Jak wyglądała religia w czasach Achemenidów perskich? Zwała się ona zaratusztrianizmem (od imienia proroka Zaratusztry) lub zurwanizmem i opierała się na kilku fundamentalnych zasadach (żeby było jasne - nie wszyscy władcy Persji z dynastii Achemenidów byli wyznawcami tej religii, cześć bowiem - co jest poświadczone w źródłach - oddawała się kultom greckim). Podstawą była koncepcja wolności duszy (człowiek jest wolny i może wybrać dobro i zło), oraz konieczność dążenia człowieka ku Dobru, Prawdzie i Sprawiedliwości (jak również zdecydowana walka ze złem, kłamstwem i nikczemnością). Według zurwanizmu Dobro i Zło zaistniało z chwilą poczęcia dwóch bytów - Ormuzda i Arymana. Pierwotnie bowiem nie istniało nic, istniał tylko Czas lub Przeznaczenie zwane Zerwanem. Zerwan był (według perskich wierzeń) kimś w rodzaju hermafrodyty, czyli posiadał wspólne cechy męskie i żeńskie. Przez tysiac lat składał on ofiary (nie wiadomo z czego i nie wiadomo komu - pewnie sobie samemu) aby począć syna. Zweszcie zwątpił w skuteczność takiej ofiary i w tej właśnie chwili począł dwa męskie byty: Ormuzda "zrodzonego z najczystszego światła" (czyli z ofiar jakie składał) i Arymana "zrodzonego z ciemności" (czyli ze zwątpienia, jakiego wreszcie doświadczył). Ormuzd (zwany także Ahura Mazdą) był piękny a wszystko wokół niego było piękne, wszystko czego się dotknął było dobre. Aryman zaś "był mroczny i cuchnął". Zerwan postanowił jednak że pierwszemu z synów, który wyjdzie z jego łona (hermafrodytyzm), odda włądzę nad światem. Ormuzd poznawszy myśli ojca (lub matki?), poinformował o tym swego brata, ten zaś rozszerzył łono i pierwszy zeń wyszedł, domagając się władzy nad światem. Jako drugi narodził się właśnie Ormuzd, któremu Zerwan chciał oddać władzę.
Jednak ponieważ pierwszą jego myślą było, iż to pierworodny syn będzie rządził i jednocześnie nie chcąc oddać całej władzy w ręce "cudznącego" Arymana, postanowił że obaj bracia będą panowali przez dziewięć tysięcy lat, z czego pierwsze trzy tysiące lat panował będzie Ormuzd, kolejne trzy tysiące lat Aryman, a ostatnie trzy tysiaclecia znominuje walka między braćmi o władzę nad światem. Wspólnie też przystąpili do dzieła stworzenia, a wszystko co uczynił Ormuzd było dobre i piękne, zaś to co stworzył Aryman złe i szkaradne. Ormuzd np. miał stworzyć dusze, które były czyste i dobre, ale Aryman dał im fizyczne ciała, stworzone z piasku i błota, które oblepiły je niczym skorupa - tak narodził się człowiek i wszelkie inne fizyczne życie. Jednak w koncepcji religijnej proroka Zaratusztry (żyjącego najprawdopodobniej w XVIII wieku p.n.e.), postać Zerwana już nie występuje (albo jest przesunięta na zupełny margines), podczas gdy to właśnie Ormuzd (Ahura Mazda) jest bogiem dobra i sprawiedliwości, który stwarza Arymana - boga zła i chaosu. Zaś oddanie się Dobru rozumianemu jako Ormuzd i konsekwentna walka ze złem (czyli z Arymanem) stanowią główny fundament tej religii. Według pism zawartych w Gathach (prawdopodobnie spisabnych albo przez samego Zaratusztrę, albo też jego następców), Zaratusztra jest przekonany o ostatecznym triumfie Dobra nad złem, ale pragnie poznać pewne tajemnice: "Oto proszę Cię, Panie, abyś mi dobrze odpowiedział (...) kto wyznaczył mi drogę ku słońcu i gwiazdom? (...) kto zamocował ziemię na dole a niebo uczynił z obłoków, by nie runęło? (...) jak dusza, która doszła do Dobra będzie zachwycona? (...) jak pozbyć się zła? (...) jak oddać zło w ręce sprawiedliwości?". Kara dla zła jest swoistą obsesją Zaratusztry (według Gath) i często utożsamia sprawiedliwość z krzywdami jakie sam doświadcza - "Kiedyż się dowiem, o Mądry, czy masz moc wraz ze Sprawiedliwością nad każdym, kto mi grozi". Dopytuje się również: "Kiedy uderzysz w ten brudny płyn?" (pyta, mając na myśli krew zwierząt ofiarnych, składanych na ołtarzach przez aryjskich nomadów z pierwotnych "męskich stowarzyszeń", przeciwko którym wystepuje Zaratusztra z całą mocą).
Zaratusztra nie miał łatwo. Był co prawda zotarem - czyli kapłanem staroaryjskich bóstw pierwotnych (do których zapewne należał również i Zerwan i Ormuzd i Aryman). Był również zapewne śpiewakiem i ofiarnikiem należącym do rodu Spitama. Jak również był żonaty i miał dwoje dzieci (syna i córkę). Ale przez większość swego życia cierpiał niedostatek i wzgardę (w Gathach jest taki fragment, w którym Zaratusztra mówi to wprost: "Wiem o Mądry, dlaczego jestem bezsilny, bo mam małe stado i mało ludzi"). Jego niedola zwiększyła się gdy popadł w konflikt z karpanami (czyli kapłanami pasterzy), wśród których krytykował krwawe ofiary ze zwierząt jako niemiłe Bogu, przez co musiał ratować się ucieczką i zostawił żonę i dzieci same. Po drodze doświadczył wielu niegodziwości (jak choćby na "Moście Zimy" gdzie lokalne książątko Vaepya - obraża Zaratusztrę i odmawia mu prawa przejścia przez most, przez co ten musi "drzeć z zimna"). w Gathach prorok więc zapytuje Ormuzda (pełen rozpaczy i gniewu): "Czy sprawiedliwy zwycięży niegodziwego od razu?" Odczuwa też zwątpienie, przechodzi kryzys (zapewne pod wpływem doznawanych nieszczęść losu): "Co rozkażesz? Jak mam Cię chwalić, jak mam Cię czcić?" (swoją drogą być może doświadczenie przeżyte na Moście Zimy i zniewaga ze strony księcia Vaepyi, stała się podstawą dla stworzenia koncepcji Mostu Czinwat w Zaświatach, na którym to sprawiedliwi zostaną odłączeni od "niegodziwców" i będą mogli przejść do "Domu Pieśni" - czyli do raju). Potem paląc haszysz ma wizje i wydaje mu się że rozmawia z Bogiem. W koncepcji Zaratusztry człowiek jest stworzony po to, aby podążać za Ormuzdem i wybrać w życiu Dobro. Ale jednocześnie jest wolny (ma Wolną Wolę) i sam może o sobie zdecydować. Człowiek nie jest też niewolnikiem Boga (jak to ma miejsce chociażby w hinduizmie, judaizmie i islamie). Zaratuszta uznaje tylko jednego Boga - Ormuzda (Ahura Mazdę) jako "pierwszego i ostatniego" (czyli jako Początek i Koniec). Nie ma prócz niego innych bogów. Tworzy też (w Gathach) modlitwę do Boga: "Panie Przemądry, Najpotężniejszy, Umiarkowanie, które czyni życie dostatnim, Dobra Myśli, Królestwo, usłysz mnie, zmiłuj się nade mną, gdy nadejdzie czas zapłaty".
Co prawda wokół Ormuzda nie ma innych bogów, ale są byty duchowe w postaci bliźniaczych duchów: Spenta Manju (Ducha Życzliwego) i Angra Manju (Ducha Niszczyciela) - czyli innymi słowy to samo co w przypadku stworzenia braci przez Zerwana, tylko tutaj już Ormuzd jest bogiem jedynym. Jednak w przeciwieństwie do zurwanizmu, w zaratusztrianizmie zarówno "dobry" jak i "zły" duch nie jest takim od urodzenia, ale... z wyboru. Co jednocześnie oznacza że jest to ich swoiste zadanie a nie dążenie do panowania nad światem i zwycięstwa dobra czy zła. Zarówno dobry jak i zły duch istnieją tylko dlatego że taka jest wola Ormuzda (w tym przypadku Aryman zostaje utożsamiony z Angra Manju). Musi bowiem istnieć zło, aby człowiek mógł odnaleźć dobro - inaczej to nie zadziała i człowiek nie dostanie się do raju czyli "Domu Pieśni" (innymi słowy poprzez Wolny Wybór ku wsplnemu celowiu jakim jest Zbawienie Ludzkości. Swoją drogą kilka lat temu ksiądz Tiszner powiedział że gdyby wszyscy ludzie byli tak samo majętni, tak samo sprawni i tak samo inteligentni to... nikt by nie był nikomu potrzebny. Dziś zaś neomarksistowska lewica próbuje wszystko ze sobą zrównywać w imię postępu, sprawiedliwości i... różnorodności. Tak, również w imię różnorodności opartej na przymusie akceptacji i ujednolicania na siłę. Zresztą wyrównywanie wszystkiego na siłę prowadzi do totalitaryzmu, a nie do sprawiedliwości, ale czy można oczekiwać logiki od tych wypłowiałych, lewicowych móżdżków? Pamiętam jak jakiś czas temu studentki na jednym z kanadyjskich uniwersytetów podpisywały petycję pod zniesieniem praw politycznych dla kobiet, mimo iż wcześniej byli poinformowani co jest celem ankiety. Mimo to podpisywali, bo myśleli że chodzi o prawa polityczne DLA kobiet. Nie ma co się jednak temu dziwić - ogłupianie dzieci i młodzieży jest celem marksistowskiej rewolucji, która obecnie wprowadza się jako proces ewolucyjny. Miast się uczyć - choćby matematyki czy też logicznego roumowania i kojarzenia faktów - choćby zadawania sobie pytań na określone tematy, jak na przykład co by było gdyby. - można przecież zachęcać dzieci aby się... masturbowały od najmłodszych lat, prawda? Niech od maleńkości wchodzą w tę wszechobecną pornografię, jaki oferuje nam współczesny świat - to bowiem zabije w nich inteligencję, gdyż oczywistym jest że jeśli człowiek skupia się głównie na tym co on, czy inni mają między nogami, to przestaje myśleć o otaczającym go świecie. Takie dziecko nie będzie Einsteinem, Kopernikiem czy Marią Skłodowską-Curie, takie dziecko będzie po prostu bezwartościowym beneficjentem kurczących się dóbr i chcąc żyć, będzie po prostu musiał kraść. Dlatego też myślenie i kojarzenie faktów, których nie przyjmujemy tylko łopatologicznie, ale rozważając je w sposób logiczny zadajemy pytania które mogą doprowadzić do wytworzenia się innych, alternatywnych rozwiązań - a to zawsze pobudza umysł do dalszego działania).
Ta Persja przestała istnieć po ataku Aleksandra Macedońskiego (334-330 r. p.n.e.), a na jego gruzach powstały hellenistyczne państwa, z których największe, najważniejsze i najdłużej istniejące były: syryjskie królestwo Seleucydów i egipskie królestwo Ptolemeuszy (poza tym mnóstwo mniejszych i większych hellenistycznych państewek, istniejących głównie w Anatolii). Państwa te borykały się z wieloma czynnikami wewnętrznymi i zewnętrznymi które osłabiały ich siłę i ograniczały pole działania. Najszybciej rozpadało się grecko-macedońskie władztwo na Wschodzie, w Azji, gdzie już w 304 r. p.n.e. Seleukos I Nikator (pierwszy władca monarchii Seleucydów a wcześniej jeden z oficerów armii Aleksandra Wielkiego), odstąpił indyjskiemu władcy - Czandragupcie Maurji, ziemie zajęte w kampanii indyjskiej (w latach 327-326 r. p.n.e.) obejmujące całe dorzecze Indusu - a to ze względu na odległość tych terenów i trudności związane ze skutecznym nimi zarządzaniem. W połowie III wieku p.n.e. rozpoczął się proces powolnego rozpadu wschodnich posiadłości monarchii hellenistycznych. Ok. 250 r. p.n.e. na terenach obecnego Afganistanu, Tadżykistanu i Pakistanu, powstało królestwo baktryjskie (które też było kierowane przez grecką elitę przywódczą i znane jest jako państwo Greków Baktryjskich). Było to jednak państwo wyrosłe z wewnętrznego podziału, z buntu przeciwko władzy centralnej Seleucydów. "Dany przez Zeusa" czyli Diodotos (Grek lub Macedończyk) pełniący funkcję satrapy Baktriany, wypowiedział po prostu posłuszeństwo swemu królowi - Antiochowi II Teosowi (powód był zapewne taki sam, jak decyzja o oddaniu terenów indyjskich, nieskuteczność lub nawet niemożność skutecznego udzielenia pomocy ziemiom północno-wschodnim Imperium Seleucydów, a przez to konieczność zorganizowania obrony lokalnej, złożonej zarówno z Greków jak i z ludów turkmeńsko-irańskich, czego swoistym hasłem były słowa: "Albo wszyscy chwycimy za broń, albo wszyscy tu zginiemy". Zresztą integracja ludności poszła tak daleko, iż odwiedzający Baktrianę ok. 129 r. p.n.e. chiński dyplomata Czang-Kien, nie był w stanie odróżnić Greków od nie-Greków).
Natomiast z ziem dzisiejszego Turkmenistanu (z terenów Niziny Turańskiej) nadciągało inne niebezpieczeństwo - zewnętrzne. Było to plemię Parnów - koczowników żyjących na stepach Azji Środkowej. Plemię to istniało już w czasach Achemenidów (wymienieni zostali w inskrypcji Kserksesa I z lat 70-tych V wieku p.n.e. jako "Daha") w formie Konfederacji Daha. Byli oni sąsiadami innych koczowników - Saków Haumawargi (w dość rozerotyzowany komiksie francuskiego rysownika Francois Miville-Deschenes, pt.: "Podboje", opowiadającym w sposób fantastyczny o podbojach Hetytów i o walczącej z nimi tzw.: "Hordzie Żywych" złożonej z trzech plemion - Kimmerów pod wodzą Kymrysa, Kallipidów pod wodzą Maraka i Sarmatek - kobiet wojowniczek pod przywództwem królowej Simissee, też jest mowa o zbudowanym przez te trzy plemiona mieście - Haumawardze. Ale jak wiadomo komiks ma swoje prawa, tym bardziej ten zawiera w sobie wiele różnych fantastycznych zjawisk jak choćby latające gryfony oraz magię kilku kapłanów z zatopionej Atlantydy), zamieszkujących Syr-darię. Daha była więc swoistą konfederacją plemion, z których najpotężniejszym stali się właśnie Parnowie. Parnami zaś władała dynastia Arsacydów (Arszakidów), zaś ok. 250 r. p.n.e. na jej czele stało dwóch braci - Arsak (Arsakes) i Tiridad (Tirydates). Oni to (a szczególnie Arsakes) byli założycielami Królestwa Partów (oficjalnie uznaje się rok 247 p.n.e. za początek tego państwa). Już w 238 r. p.n.e. opanowali ziemie Partii, wkraczając tam z terenów tzw.: Dihistanu (Turkmenistan) i wypędzili stamtąd Greków oraz Macedończyków. Co prawda Seleucydom udało się w 211 r. p.n.e. narzucić Parnom zależność lenną, ale była ona czysto formalna, a po klęsce króla Antiocha III Wielkiego w wojnie z Rzymem w latach 192-188 p.n.e. całkowicie zrzucili jakąkolwiek zależność (189 r. p.n.e.). Teraz to Parnowie/Partowie rozpoczęli własną ekspansję, z czego do najsławniejszych należy zaliczyć opanowanie Medii w 147 r. p.n.e., oraz zajęcie Mezopotamii wraz z Babilonem i Seleukią w 141 r. p.n.e.
Rzym po raz pierwszy nawiązał stosunki dyplomatyczne z państwem partyjskim w 95 r. p.n.e. gdy Lucjusz Korneliusz Sulla został wysłany na Wschód, celem przymuszenia wojowniczego króla Pontu - Mitrydatesa VI Eupatora do zaprzestania ekspansji na ziemie sojuszników Rzymu. Sulla spotkał się wówczas nad Eufratem z partyjskim posłem Orobadzosem (to właśnie wtedy, obecny w orszaku Orobadzosa chaldejski wieszcz miał przepowiedzieć Sulli wielką sławę - "Przeznaczeniem tego męża jest stać się największym człowiekiem"). To jednak pierwsze spotkanie dwóch światów - Zachodniego i Wschodniego (mam na myśli tutaj ich późniejszą konfrontację i swoisty podział na rzymsko-grecki Zachód - również z terenami Egiptu, Syrii i Azji Mniejszej - oraz partyjski Wschód, czyli ziemie za Eufratem i górami Armenii Mniejszej), nie należało do udanych. Sulla podkreślił tam bowiem swoją wyższość, przyjmując Orobadzosa niczym na audiencji. Za tę zniewagę król Partów - Mitrydates II skazał Orobadzosa na śmierć. Do pierwszej konfrontacji zbrojnej Rzymu z Partami, doszło w roku 53 p.n.e. gdy Marek Licyniusz Krassus postanowił wmieszać się w wojnę domową w Partii. Na polach pod Carrhae (Karrami) poniósł on jednak upokarzającą klęskę i zginął. Klęska była totalna - poległo prawie 25 000 legionistów a 10 000 dostało się do niewoli, stracono też wszystkie znaki legionowe ("Orły"). Hańbę karreńską zamierzał zmyć Gajusz Juliusz Cezar, ale nie było mu to dane - nim ukończył przygotowania do wyprawy na Partów, zginął zasztyletowany w senacie (44 r. p.n.e.). Do tego tematu powrócił dopiero Marek Antoniusz i w 36 r. p.n.e. wyruszył na Wschód (ponoć miała go wówczas namówić sama Kleopatra, bowiem Antoniusz nieco już skapcaniał w Aleksandrii i zajmował się przyjemnościami stołu oraz łoża - głównie zaś łoża. Gdy więc pewnego razu siedział nad wodą łowiąc ryby i nic nie mógł złapać, królowa rzekła: "Nie do ryb łowienia jesteś stworzony, ale miast i królestw").
Jednak wyprawa z lat 36-35 p.n.e. okazała się pośmiewiskiem a Antoniusz musiał ewakuować się z Partii (stracił tam 3 000 zabitych i 5 000 rannych) i upokorzył się wołaniem o wsparcie Kleopatry, by ta przybyła do Syrii z żywnością, ubraniami i pieniędzmi (uczyniła to czym prędzej, choć bała się podroży morskich a także zimowa pora nie nastręczała do takich wojaży). Antoniusz był jednak w tak kiepskim stanie psychicznym że podczas oczekiwania na jej przybycie... popadł w alkoholizm (co prawda nigdy nie żałował sobie wina, ale wówczas zaczął pić wyjątkowo dużo, a Kleopatra aby go pocieszyć i wyrwać z nałogu organizowała mu nawet... zastępy prostytutek, które miały umilać mu czas jednocześnie odwodząc go od alkoholu). Blamaż wyprawy partyjskiej (podczas gdy w tym samym czasie jego konkurent, władający Zachodem - Gajusz Oktawiusz, lub raczej po adopcji przez Cezara - Gajusz Juliusz Cezar Oktawianus, radził sobie bardzo dobrze, zdobywając Sycylię i kładąc kres tamtejszemu pirackiemu państewku Sekstusa Pompejusza - młodszego syna Pompejusza Wielkiego - w 36 r. p.n.e.), próbował Antoniusz w jakiś sposób zakryć w miarę udaną wyprawą armeńską z 33 r. p.n.e. Ale ostateczna klęska w bitwie z Oktawianem pod Akcjum (31 r. p.n.e.) i śmierć w Aleksandrii (30 r. p.n.e.), przekreśliła jakiekolwiek plany dalszej wojny z Partami. Oktawian zaś po zdobyciu pełni władzy nie wracał już do tego wschodniego konfliktu, choć oczywiście odzyskanie tych sztandarów spod Carrhae byłoby wielkim osiągnięciem politycznym, szczególnie gdyby udało się to uczynić bez walki. I los się do niego uśmiechnął (bowiem jego zasługi w tym czynie były żadne) i podczas inspekcji krajów Wschodu, przeprowadzanej w latach 22-19 p.n.e. udało mu się osiągnąć ten polityczny sukces, jakim było odzyskanie "Orłów" bez walki (po prostu król Partii - Fraates IV w imię utrzymania dobrych stosunków... zwrócił Oktawianowi sztandary spod Carrhae - 20 r. p.n.e., za co ten odwdzięczył się ofiarowując mu urodziwą niewolnicę o imieniu Musa, która następnie została kochanką króla a gdy urodziła mu syna stała się nawet jego oficjalną małżonką a potem królową, panującą w imieniu syna - Fraatesa V.
Odzyskanie "Orłów" było przedstawione jako wielki sukces Rzymu i osobiście samego Cezara Oktawiana. Przekaz był prosty - spójrzcie jak wielka jest nasza potęga, skoro nawet niezwyciężeni Partowie chylą przed nami swe głowy, karnie zwracając symbole dawnej naszej hańby. Na cześć tego zwycięstwa senat uchwalił wzniesienie łuku triumfalnego a Oktawian odbył triumf, niczym zwycięski wódz wracający z wojny. Następnie znaki bojowe spod Carrhae zostały złożone w Świątyni Jowisza na Kapitolu (potem przeniesiono je do świątyni Marsa Mściciela gdzie już pozostały). Do krótkotrwałego konfliktu politycznego Rzymu i Partii powrócono w 2 r. p.n.e. gdy Oktawian nie uznał Fraatesa V (syna Fraatesa IV i Musy) za króla Partii, a to z tego powodu iż ten... poślubił własną matkę. Konflikt trwał trzy lata, aż wreszcie w 2 r. został załagodzony przez Gajusza Juliusza Cezara - wówczas 21-letniego wnuka Oktawiana, który zawarł z Fraatesem V układ polityczny, przedłużający pokojowe współistnienie obu mocarstw. Pokój trwał długo (nie licząc mniejszych zadrażnień, związanych z walką o tron Armenii), łącznie prawie... 92 lata. Do otwartej wojny doszło dopiero za czasów Nerona. Ta długa, krwawa i ciężka wojna zakończyła się ostatecznie (w 63 r.) sukcesem Rzymu polegającym na tym iż władzę w królestwie Armenii przejął członek dynastii Arsacydów ale jednocześnie miał on tam panować jako wasal Rzymu. Zwycięstwo zostało odniesione głównie dzięki strategicznemu geniuszowi rzymskiego wodza - Gnejusza Domicjusza Korbulona, który następnie stał się bardzo popularny w Rzymie i ostatecznie w 67 r. cesarz Neron, zazdrosny o jego sławę (i możliwość wszczęcia buntu), nakazał mu popełnić samobójstwo, co też ten uczynił. Natomiast władca Armenii z dynastii Arsacydów - Tiridates I złożył Neronowi oficjalny hołd w Rzymie, w roku 66 i znów nastał długi pokój.
Kolejna wojna na Wschodzie wybuchła dopiero w czasach rządów cesarza Trajana, w latach 114-117. Zakończyła się ona wielkim zwycięstwem, po raz pierwszy Rzymianie wkroczyli do stolicy Partów - Ktezyfontu, a Trajan zasiadł na złotym tronie Króla Królów. Zwycięstwo było duże, na zdobytych ziemiach założono trzy nowe prowincje: Armenia, Mezopotamia i Asyria, ale przyćmiło je zarówno powstanie ludności mezopotamskiej jak również wielkie powstanie ludności żydowskiej w Egipcie, Judei i na Cyprze, gdzie dochodziło do prawdziwych pogromów Rzymian i Greków (pamiętam że kiedyś jakiś amerykański profesor żydowskiego pochodzenia stwierdził, że Żydzi nigdy nie zabijali chrześcijan, a chrześcijanie zgotowali im Holokaust podczas II Wojny Światowej. Co za bzdura! Po pierwsze to nie chrześcijanie zgotowali im Holokaust, ale opętani chorą wizją "Narodu Panów" i "Przestrzeni Życiowej" niemieccy naziści. Żydzi mordowali nie tylko chrześcijan ale i pogan od wieków. Powstanie z lat 115-117 jest tego doskonałym przykładem, gdzie właśnie mordowano ludzi tylko dlatego że byli Grekami lub Rzymianami - albo po prostu że nie byli Żydami. Dopiero ściągnięte z frontu partyjskiego legiony ostatecznie położyły kres powstaniu żydowskiemu, znanemu bardziej jako Wojna Kwietusa. Chrześcijan natomiast Żydzi denuncjowali do władz rzymskich już w pierwszych dziesięcioleciach I wieku naszej ery. Potem przyszły żydowskie powstania z lat 66-73 a szczególnie 132-135, gdzie chrześcijanie ginęli w Palestynie tylko za to, że nie chcieli przystać do powstańców. Zresztą Szymon bar Kochba - przywódca powstania kazał ich zabijać mimo to, za sam fakt iż byli chrześcijanami. Doszło tam do ludobójstwa, a sprawcami byli właśnie Żydzi. Nie koniec na tym. Podczas wojny bizantyjsko-perskiej z lat 613-628 Żydzi w Palestynie i Syrii skupowali od Persów wziętych przez nich do niewoli chrześcijan, tylko po to aby ich następnie poddawać torturom tak haniebnym, że ci aby nie zostać sprzedani woleli popełniać zbiorowe samobójstwa. Tak było - Holokaust pogan i chrześcijan był skrupulatnie przeprowadzany przez Żydów od wieków, więc słowa o nieskazitelności "Narodu Wybranego" można uznać za wyjątkowo podłe oszczerstwo). Po śmierci Trajana w 117 r., jego następca cesarz Hadrian zwrócił Partom zdobyte trzy prowincje (ponoć uznał że tak rozległym Imperium nie będzie można skutecznie rządzić).
Pokój przetrwał kolejne 45 lat, gdy po śmierci cesarza Antoninusa Piusa i objęciu władzy przez Marka Aureliusza i Lucjusza Werusa, Partowie uderzyli ponownie na rzymskie posiadłości na Wschodzie (162 r.). Wojna znów zakończyła się sukcesem, ponownie bowiem zdobyto Ktezyfont (165 r.) i gdyby nie zaraza, która zdziesiątkowała legiony (i którą przywleczono potem do Rzymu), utrzymano by całą Armenię i Mezopotamię. Kolejny triumf, to wojna z lat 197-198 w której wyniku cesarz Septymiusz Sewer znów pobił Partów, zajmując Ktezyfont po raz trzeci w historii konfliktów obu mocarstw (198 r.). W wyniku tej kampanii Rzym zdobył dużą część północnej Mezopotamii, tworząc nową prowincję o tej właśnie nazwie. Ostateczny cios wschodniej monarchii planował zadać syn Septymiusza Sewera - Karakalla, który w 216 r. zajął Armenię i całą Mezopotamię. Został jednak zamordowany (217 r.) i władzę przejął niejaki Marek Opiliusz Makrynus, który poniósł klęskę w bitwie pod Nisibis i musiał się wycofać, płacąc olbrzymią kontrybucję w wysokości 200 milionów sestercji. Była to już ostatnia wojna między tymi "dwoma lwami" (jak nazwał Imperium Rzymskie i Królestwo Partyjskie jeden z partyjskich posłów), która znacznie osłabiła oba kraje. Szczególnie zaś Partię, w której siedem lat później doszło do powstania lokalnych wielmożów z Persji przeciwko rządom dynastii Arsacydów i w przeciągu dwóch kolejnych lat upadło państwo, z którym Rzymianie nie mogli poradzić sobie przez prawie trzy stulecia. Teraz na Wschodzie nastało nowe Imperium, które odwoływało się w swej propagandzie do dawnych czasów perskiej potęgi i zwało partyjskich Arsacydów uzurpatorami oraz najeźdźcami (lub po prostu - obcymi. Zresztą odium "obcości" nie udało się Partom zdjąć z siebie nigdy i zawsze partyjska elita uważała że lokalne masy nie biorą ich za "swoich". Ardaszir zaś i inni Persowie odwoływali się do państwowego nacjonalizmu i uważali że są predystynowani do władania tymi ziemiami).
Nim jednak przejdę do tematu wojny Rzymu z tą odrodzoną perską potęgą, warto słów kilka powiedzieć o kulturze i religii państwa partyjskiego oraz po zmianie nowego państwa perskiego. Pierwotnie bowiem Parnowie wyszli znad Niziny Turańskiej, leżącej w kraju o nazwie Dihistan (dziś Turkmenistan). Ich pierwotną stolicą było miasto Abiward, zaś nakropolia władców Parnów mieściła się w Nisie. Po podboju Partii i rozszerzeniu swego panowania na tereny Persji, Mezopotamii i Asyrii, stolicę przeniesiono do Ktezyfontu. Stając się panami wielu ludów (Persów, Medów, Babilończyków, Asyryjczyków i przede wszystkim Greków, których wielu wciąż żyło na wschodzie - co było wynikiem prowadzonej konsekwentnie hellenizacji tych ziem), nie mogli Parnowie odwoływać się do jakiegoś wspólnego, narodowego elementu, będąc jednocześnie obcą władzą. Zresztą nie chcieli też tego czynić, tym bardziej że dwór władców partyjskich był zhellenizowany w taki sam sposób jak dwory greckich królów w Aleksandrii czy Antiochii, a Grecy stanowili główną elitę państwa (zarówno w handlu jak i w rzemiośle i wytwórczości), zaraz po samych Parnach (którzy już wówczas stali się Partami). Partowie nie prześladowali Greków, a ci też łatwo pogodzili się z upadkiem dawnych hellenistycznych monarchii, skoro okazało się że pod "barbarzyńskim" panowaniem można żyć równie spokojnie i dostatnio co wcześniej. Zresztą język grecki był oficjalnym językiem dworu królewskiego, teatr był grecki, monety były greckie (z wizerunkami greckich bogów i z imieniem panującego partyjskiego władcy), a królowie otaczali się greckimi "przyjaciółmi" i "krewnymi".
Jedynie niektóre zwyczaje były jeszcze dość barbarzyńskie, jak choćby podczas oficjalnych posiłków. Macedońscy królowie jadali bowiem wspólnie, wraz ze swymi krewnymi i dworzanami, natomiast król Partów jadał sam, w otoczeniu stojących wokół niego dworzan. Barbarzyńskim zwyczajem było chociażby rzucanie przez władcę kęsów spożywanego posiłku w stronę swoich dworzan, którzy musieli je podnieść z ziemi i zjeść klęcząc u stóp władcy. Otrzymanie takiego "kęsa" było swoistym wyróżnieniem, można bowiem zamiast tego było dostać również chłostę (wszystko odbywało się podczas oficjalnego posiłku władcy), gdzie król osobiście bił swych poddanych, którzy musieli upaść przed nim pokornie na twarz. Poddani zobowiązani byli też składać pokłony przed oficjalnymi posągami władców, wystawianymi w różnych miastach Królestwa (łącznie z wykonanymi ze złota posągami z Babilonu). Mimo to poddanym króla Partów (który szybko przyjął do swej tytulatury zaczepnięty od Achemenidów tytuł: "Król Królów"), i to zarówno Grekom, Babilończykom czy innym ludom - żyło się dość dobrze i dostatnio. Partia była bowiem krainą bogatą i ludną a w połączeniu z Mezopotamią i Persją stanowiła potężne finansowe i polityczne zaplecze partyjskiej elity rządzącej. Były jednak i różnice, jak choćby... religia. O Grekach nie ma co pisać - mieli oni swoich bogów i swoje własne świątynie, które były nawet oficjalnie uznawane przez partyjską elitę za ogólnopaństwowe, ale warto wspomnieć o różnicach religijnych Partów i Persów i to zarówno tych z czasów achemenidzkich, jak i tych którzy wszczęli bunt pod sztandarem Ariowista. Postaram się teraz opowiedzieć przynajmniej o religii Achemenidów.
Jak wyglądała religia w czasach Achemenidów perskich? Zwała się ona zaratusztrianizmem (od imienia proroka Zaratusztry) lub zurwanizmem i opierała się na kilku fundamentalnych zasadach (żeby było jasne - nie wszyscy władcy Persji z dynastii Achemenidów byli wyznawcami tej religii, cześć bowiem - co jest poświadczone w źródłach - oddawała się kultom greckim). Podstawą była koncepcja wolności duszy (człowiek jest wolny i może wybrać dobro i zło), oraz konieczność dążenia człowieka ku Dobru, Prawdzie i Sprawiedliwości (jak również zdecydowana walka ze złem, kłamstwem i nikczemnością). Według zurwanizmu Dobro i Zło zaistniało z chwilą poczęcia dwóch bytów - Ormuzda i Arymana. Pierwotnie bowiem nie istniało nic, istniał tylko Czas lub Przeznaczenie zwane Zerwanem. Zerwan był (według perskich wierzeń) kimś w rodzaju hermafrodyty, czyli posiadał wspólne cechy męskie i żeńskie. Przez tysiac lat składał on ofiary (nie wiadomo z czego i nie wiadomo komu - pewnie sobie samemu) aby począć syna. Zweszcie zwątpił w skuteczność takiej ofiary i w tej właśnie chwili począł dwa męskie byty: Ormuzda "zrodzonego z najczystszego światła" (czyli z ofiar jakie składał) i Arymana "zrodzonego z ciemności" (czyli ze zwątpienia, jakiego wreszcie doświadczył). Ormuzd (zwany także Ahura Mazdą) był piękny a wszystko wokół niego było piękne, wszystko czego się dotknął było dobre. Aryman zaś "był mroczny i cuchnął". Zerwan postanowił jednak że pierwszemu z synów, który wyjdzie z jego łona (hermafrodytyzm), odda włądzę nad światem. Ormuzd poznawszy myśli ojca (lub matki?), poinformował o tym swego brata, ten zaś rozszerzył łono i pierwszy zeń wyszedł, domagając się władzy nad światem. Jako drugi narodził się właśnie Ormuzd, któremu Zerwan chciał oddać władzę.
Jednak ponieważ pierwszą jego myślą było, iż to pierworodny syn będzie rządził i jednocześnie nie chcąc oddać całej władzy w ręce "cudznącego" Arymana, postanowił że obaj bracia będą panowali przez dziewięć tysięcy lat, z czego pierwsze trzy tysiące lat panował będzie Ormuzd, kolejne trzy tysiące lat Aryman, a ostatnie trzy tysiaclecia znominuje walka między braćmi o władzę nad światem. Wspólnie też przystąpili do dzieła stworzenia, a wszystko co uczynił Ormuzd było dobre i piękne, zaś to co stworzył Aryman złe i szkaradne. Ormuzd np. miał stworzyć dusze, które były czyste i dobre, ale Aryman dał im fizyczne ciała, stworzone z piasku i błota, które oblepiły je niczym skorupa - tak narodził się człowiek i wszelkie inne fizyczne życie. Jednak w koncepcji religijnej proroka Zaratusztry (żyjącego najprawdopodobniej w XVIII wieku p.n.e.), postać Zerwana już nie występuje (albo jest przesunięta na zupełny margines), podczas gdy to właśnie Ormuzd (Ahura Mazda) jest bogiem dobra i sprawiedliwości, który stwarza Arymana - boga zła i chaosu. Zaś oddanie się Dobru rozumianemu jako Ormuzd i konsekwentna walka ze złem (czyli z Arymanem) stanowią główny fundament tej religii. Według pism zawartych w Gathach (prawdopodobnie spisabnych albo przez samego Zaratusztrę, albo też jego następców), Zaratusztra jest przekonany o ostatecznym triumfie Dobra nad złem, ale pragnie poznać pewne tajemnice: "Oto proszę Cię, Panie, abyś mi dobrze odpowiedział (...) kto wyznaczył mi drogę ku słońcu i gwiazdom? (...) kto zamocował ziemię na dole a niebo uczynił z obłoków, by nie runęło? (...) jak dusza, która doszła do Dobra będzie zachwycona? (...) jak pozbyć się zła? (...) jak oddać zło w ręce sprawiedliwości?". Kara dla zła jest swoistą obsesją Zaratusztry (według Gath) i często utożsamia sprawiedliwość z krzywdami jakie sam doświadcza - "Kiedyż się dowiem, o Mądry, czy masz moc wraz ze Sprawiedliwością nad każdym, kto mi grozi". Dopytuje się również: "Kiedy uderzysz w ten brudny płyn?" (pyta, mając na myśli krew zwierząt ofiarnych, składanych na ołtarzach przez aryjskich nomadów z pierwotnych "męskich stowarzyszeń", przeciwko którym wystepuje Zaratusztra z całą mocą).
Co prawda wokół Ormuzda nie ma innych bogów, ale są byty duchowe w postaci bliźniaczych duchów: Spenta Manju (Ducha Życzliwego) i Angra Manju (Ducha Niszczyciela) - czyli innymi słowy to samo co w przypadku stworzenia braci przez Zerwana, tylko tutaj już Ormuzd jest bogiem jedynym. Jednak w przeciwieństwie do zurwanizmu, w zaratusztrianizmie zarówno "dobry" jak i "zły" duch nie jest takim od urodzenia, ale... z wyboru. Co jednocześnie oznacza że jest to ich swoiste zadanie a nie dążenie do panowania nad światem i zwycięstwa dobra czy zła. Zarówno dobry jak i zły duch istnieją tylko dlatego że taka jest wola Ormuzda (w tym przypadku Aryman zostaje utożsamiony z Angra Manju). Musi bowiem istnieć zło, aby człowiek mógł odnaleźć dobro - inaczej to nie zadziała i człowiek nie dostanie się do raju czyli "Domu Pieśni" (innymi słowy poprzez Wolny Wybór ku wsplnemu celowiu jakim jest Zbawienie Ludzkości. Swoją drogą kilka lat temu ksiądz Tiszner powiedział że gdyby wszyscy ludzie byli tak samo majętni, tak samo sprawni i tak samo inteligentni to... nikt by nie był nikomu potrzebny. Dziś zaś neomarksistowska lewica próbuje wszystko ze sobą zrównywać w imię postępu, sprawiedliwości i... różnorodności. Tak, również w imię różnorodności opartej na przymusie akceptacji i ujednolicania na siłę. Zresztą wyrównywanie wszystkiego na siłę prowadzi do totalitaryzmu, a nie do sprawiedliwości, ale czy można oczekiwać logiki od tych wypłowiałych, lewicowych móżdżków? Pamiętam jak jakiś czas temu studentki na jednym z kanadyjskich uniwersytetów podpisywały petycję pod zniesieniem praw politycznych dla kobiet, mimo iż wcześniej byli poinformowani co jest celem ankiety. Mimo to podpisywali, bo myśleli że chodzi o prawa polityczne DLA kobiet. Nie ma co się jednak temu dziwić - ogłupianie dzieci i młodzieży jest celem marksistowskiej rewolucji, która obecnie wprowadza się jako proces ewolucyjny. Miast się uczyć - choćby matematyki czy też logicznego roumowania i kojarzenia faktów - choćby zadawania sobie pytań na określone tematy, jak na przykład co by było gdyby. - można przecież zachęcać dzieci aby się... masturbowały od najmłodszych lat, prawda? Niech od maleńkości wchodzą w tę wszechobecną pornografię, jaki oferuje nam współczesny świat - to bowiem zabije w nich inteligencję, gdyż oczywistym jest że jeśli człowiek skupia się głównie na tym co on, czy inni mają między nogami, to przestaje myśleć o otaczającym go świecie. Takie dziecko nie będzie Einsteinem, Kopernikiem czy Marią Skłodowską-Curie, takie dziecko będzie po prostu bezwartościowym beneficjentem kurczących się dóbr i chcąc żyć, będzie po prostu musiał kraść. Dlatego też myślenie i kojarzenie faktów, których nie przyjmujemy tylko łopatologicznie, ale rozważając je w sposób logiczny zadajemy pytania które mogą doprowadzić do wytworzenia się innych, alternatywnych rozwiązań - a to zawsze pobudza umysł do dalszego działania).
NIE MA LEPSZEGO PRZYKŁADU ZIDIOCENIA KOBIET, JAK WŁAŚNIE FEMINISTKI
DOŚĆ DYKTATURY KOBIET! 😂
ALBO JESZCZE LEPIEJ - ANTONI I JAREK PRECZ OD NASZYCH SZPAREK 😍
W KOLEJNEJ CZĘŚCI WRÓCĘ JESZCZE DO TEGO TEMATU, ABY GO ZAKOŃCZYĆ I
JEDNOCZEŚNIE POKAZAĆ JAKIE KONCEPCJE RELIGIJNE DOMINOWAŁY W CZASACH PARTYJSKICH ARSACYDÓW
ORAZ JAK PRZEBIEGAŁO SWOISTE ODRODZENIE ZARATUSZTRIAŃSKIE PO ZDOBYCIU
WŁADZY PRZEZ ARDASZIRA I JEGO POTOMKÓW
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz