Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 kwietnia 2019

NULLA POTESTAS NISI A DEO - Cz. V

FILARY SPOŁECZNEGO

ROZWOJU LUDZKOŚCI

I METODY PATOLOGIZACJI

NA PRZESTRZENI WIEKÓW

 


OJKUMENE

CZYLI - ŚWIAT JEST WIELKI




 "Płonie stary świat, niknie w gorących płomieniach świętego ognia Atara podłożonego pod starożytne budowle Persepolis przez "rozczochranych demonów" z Zachodu. Wszystko zniszczyli, święte budowle Ahura Mazdy, symbole zwycięstwa Jasnego Ormuzda nad przeklętym Arymanem, spalili Awestę, zamordowali magów, zgasili święte ognie i rozbili kamienne moździerze do wyrobu haomy - naszego świętego napoju. Przeklęte plemię najeźdźców z Zachodu, prowadzonych przez ich okrutnego władcę Hanu, wszystko topi we krwi i płomieniach, wszystko co dobre, sprawiedliwe i pobożne niknie na naszych oczach. Czyżby przyszedł kres naszemu światu. O Mazda Ahuro, Jaśniejący i Sprawiedliwy, miej nas wszystkich w swej opiece" - tak mógł właśnie wyglądać opis wydarzeń mających miejsce w maju roku 330 p.n.e., gdy miasto królewskiego "Nowego Roku" - Persepolis stanęło w ogniu. Ponoć do tego kroku przekonać miała zwycięskiego Aleksandra Macedońskiego (czyli owego "okrutnego Hanu") jego faworyta, hetera Tais (której notabene rolę w tym wydarzeniu pierwszy król Egiptu z macedońskiej dynastii Ptolemeuszy - Ptolemeusz I Soter, skrzętnie pomija w swych opisach życia Aleksandra. Oczywiście można się domyślić dlaczego - Tais po śmierci Aleksandra stała się faworytą właśnie Ptolemeusza I i ten nie chciał obciążać swojej kochanki tym bezprecedensowym aktem wandalizmu, dokonanym zresztą zupełnie niepotrzebnie). Mało tego, Tais pierwsza miała rzucić podpaloną pochodnię pod jeden z pałaców królewskiego kompleksu w Persepolis. Oficjalnie miała to być grecka zemsta za spalenie i zniszczenie Aten 150 lat wcześniej, podczas próby zajęcia Grecji przez armię perską króla Kserksesa I. W praktyce był to jednak jeden wielki akt barbarzyństwa, zniszczono bowiem nie tylko same królewskie pałace, ale i wszystkie istniejące w mieście budynki należące do perskiej arystokracji dworskiej, kapłanów i lokalnych wielmożów (w Persepolis bowiem nie było domostw zwykłych ludzi, co dobitnie sugeruje iż był to jedynie kompleks sakralny, przeznaczony do celów kultu religijnego, a miasto nie pełniło żadnej oficjalnej roli stolicy Imperium Perskiego, takiej jak Pasargady, Babilon, Ekbatana czy Suza).

Tak właśnie, w blaskach płomieni płonącego Persepolis, zaczynał się nowy, grecki świat - który stał się jednocześnie jednym z filarów współczesnej kultury europejskiej. Bowiem to właśnie podboje Aleksandra Macedońskiego pozwoliły rozszerzyć kulturę grecką aż po rzekę Indus i pod granicę chińską. Hellenizacja, która za tym postępowała, może oficjalnie zostać ogłoszona właśnie w owym 330 r. p.n.e. (choć oczywiście jej pierwsze formy istniały co najmniej od 334 r. p.n.e. a szczególnie od zwycięstwa Macedończyków w bitwie pod Gaugamelą w 331 r. p.n.e.). Aleksander przecież w kontaktach z miejscową ludnością i jej elitą, starał się zawsze postępować niezwykle łagodnie i w zgodzie z duchem oraz miejscowymi zwyczajami. Gdy wkraczał do Babilonu (20 października 331 r. p.n.e.) nie tylko że nikogo z lokalnych władz nie ukarał ani nie pozbawił życia ale wręcz zachowywał się jak zwycięski król, powracający do swej stolicy po wygranej wojnie. Wjechał do Babilonu na rydwanie wojennym w otoczeniu szpaleru wojska maszerującego w połyskujących zbrojach w szyku bojowym. Mało tego, złożył też ofiary w przybytku Esagili (czyli zigguratu babilońskiego, który niekiedy jest utożsamiany z ową biblijną Wieżą Babel) ku czci najwyższego boga Mezopotamii - Marduka. Wjeżdżał do miasta w otoczeniu wiwatujących tłumów Babilończyków (którzy notabene nie czynili tego spontanicznie, wszystko było bowiem wcześniej wyreżyserowane i uzgodnione z kapłanami przed wkroczeniem Aleksandra do miasta), wśród śpiewów kapłanów oraz dziękczynnych modłów wróżbitów. Do Babilonu wkraczał "król Azji", "wybraniec Marduka" i "wielki Król Królów" oraz wyzwoliciel z rąk "okrutnych Persów".




Ile było w tym prawdy? Kapłani i lokalne elity arystokratyczne zapewne starały się jakoś porozumieć ze zwycięskim władcą Macedończyków aby zachować swoje urzędy i wpływy, więc głosili wszelkie pochlebstwa i określali Aleksandra mianem "wybrańca bogów", "wyzwoliciela" i "wskrzesiciela miasta". Ale jakie były nastroje wśród ludności? No cóż, co prawda Babilończycy nie przepadali za Persami (przekazywano sobie choćby opowieści o niezwykle krwawym stłumieniu lokalnego powstania antyperskiego z 479 r. p.n.e. - czyli sprzed prawie 150 lat - w wyniku którego zniszczona została część świątyni Esagili. Zapadła się wówczas boczna nawa świątyni, która długo nie była odbudowana jako kara dla Babilończyków za próbę oderwania się od perskiej monarchii), ale za ich rządów nie wiodło im się wcale tak źle, jak głosiła to późniejsza hellenistyczna propaganda. Od czasów podboju Babilonii przez Persję w 539 r. p.n.e. czyli dwieście lat wcześniej, lokalna elita miejska złączyła się z napływową elitą perską poprzez wzajemne małżeństwa i kontakty gospodarcze. Wokół Babilonu jak i w samym mieście zaczęły powstawać pałace oraz latyfundia tej zjednoczonej elity, stanowiącej również nową achemenidzką arystokrację lokalną, pełniącą funkcje administracyjno-kapłańskie. Persowie też z pewną dozą zazdrości spoglądali na bogate i dostojne miasto Babilon, z jego świątyniami, pałacami i Wiszącymi Ogrodami Semiramidy - dziełem króla Babelu - Nabuchodonozora II. Miasto było zresztą ogromne (ponoć jak podaje Arystoteles - jeszcze przez 3 kolejne dni od wkroczenia do Babilonu Aleksandra, nie wszyscy jego mieszkańcy dowiedzieli się o tym fakcie), liczyło ok. 300 000 mieszkańców i było bez wątpienia najludniejszym miastem perskiej monarchii. Miasto było też centrum finansowym Imperium. Poza tym ziemia babilońska posiadała niezwykle żyzną glebę, rodzącą wyśmienite płody rolne. Jedynym obowiązkiem mieszkańców miasta było dostarczanie żywności do Pałacu Królewskiego, wznoszącego się na wzgórzu Kasr i zaopatrywaniu w nią również lokalnych oddziałów wojskowych (którym władcy perscy nadawali działki ziemi, aby łatwiej można potem dokonać mobilizacji - choć akurat w IV wieku p.n.e. system ten zupełnie się rozleciał, gdyż żołnierze częściej wyprowadzali się albo do Babilonu albo też przenosili w inne tereny, odsprzedając nadania ziemskie). 

Nie było też żadnych prześladowań religijnych ani politycznych i jeśli Babilończycy pozostawali wierni i nie buntowali się, byli uważani za jedną z kluczowych nacji Imperium Perskiego (wymieniani są jako trzeci po Persach i Medach). Potem jednak macedońska propaganda starała się wmówić ludności iż okres rządów perskich był jednym wielkim przekleństwem i czasem rządów terroru. Aleksander jednak pozostawił u władzy w mieście lokalnych włodarzy. Satrapą prowincji Babiruś (jak ją nazywano w czasach perskich) i prawem bicia własnej monety, został (po śmierci poległego pod Gaugamelą Buparesa) Pers - Mazajos, który dzięki swej wywodzącej się z babilońskiej elity żonie, miał doskonałe kontakty w lokalnych sferach rządzących. Mazajos był dotąd lojalnym poddanym króla Dariusza III, ale po klęsce pod Gaugamelą (w której to dowodząc prawą flanką perskiej armii, omal nie rozbił lewej flanki sił Aleksandra), postanowił zmienić stronę i w zamian za stanowisko lokalnego satrapy, stał się wiernym poddanym nowego władcy. Inny Pers - Bagofanes został zaś dołączony do królewskiego orszaku Aleksandra. Poza tym Aleksander opierał się w Babilonie na kapłanach (głównie kapłanach Marduka), jako tej warstwie rządzącej, która sprawowała realny "rząd dusz" nad miejscowym społeczeństwem. Babilon był też miastem rozpusty (ponoć, jak podaje Kurcjusz Rufus Aleksander opuścił to miasto po 34 dniach pobytu, gdyż obawiał się demoralizacji wojska. Wiedział pewnie co robi, jako że dniami i nocami w pałacu "króla królów" organizowano dla niego i jego towarzyszy przyjęcia, których kluczowym momentem było... obnażanie piersi i łona przez damy z lokalnej elity - zapraszając zdobywców do orgii, a także wpuszczanie nagich niewolnic, których jedynym strojem była cienka przepaska na biodra i które również były częścią "uroczych spotkań", organizowanych na cześć macedońskich zdobywców). Aleksander po 34 dniach pobytu, miał porzucić to miasto rozpusty i ruszył dalej (uznał pewnie że łatwiej mu przyjdzie zmierzyć z wrogiem na polu bitwy, niż sprostać w alkowie kolejnym damom 😉).




Jednak należy też pamiętać, że wśród mieszkańców Babilonu, którzy nie należeli do zblatowanej z nowymi władcami elity, krążyła przepowiednia mówiąca o wygnaniu najeźdźców. Brzmiała ona mniej więcej tak: "dziki władca Hanu przybędzie z Zachodu na czele swych rozczochranych demonów i zwycięży prawowitego władcę. Król Królów ostatecznie jednak pokona najeźdźce i wyzwoli Babilonię, zaprowadzając pokój i dobrobyt". Takie były więc głównie nadzieje prostego ludu, który nie chciał się podporządkować nowym panom i którzy w jego oczach równali się dzikim najeźdźcom, porównywanym do demonów, z którymi należy podjąć walkę zakończoną ostatecznie zwycięstwem prawowitego Król Królów (czyli zbiegłego wówczas do Ekbatany Dariusza III - ostatniego władcy dynastii Achemenidów). Ale czy te przepowiednie przebijały się do Pałacu Królewskiego, w którym pośród dźwięków muzyki oddawano się orgiastycznym przyjemnościom? Raczej wątpię. Następnym miastem królewskim, w którym Aleksander wykazał się niespotykaną łagodnością - była Suza, którą to Grecy uważali za najważniejszą stolicę perskiego imperium (może dlatego, że to właśnie w Suzie perscy władcy przyjmowali greckie poselstwa). Wojska Aleksandra dotarły tam po ok. 20 dniach marszu (połowa grudnia 331 r. p.n.e.) i podobnie jak w Babilonie urządzono spektakl powitania macedońskich zdobywców. Również podobnie jak w Babilonie pozostawił Aleksander u władzy lokalnego satrapę - Abulitesa, który przekazał Macedończykom zarówno skarbiec królewski znajdujący się w Suzie (1285 ton srebra - a było to ogromne bogactwo, przewyższające ponad dziesięciokrotnie wartość wszystkich zdobyczy jakie opanowali Grecy w latach 490-336 p.n.e.) jak i rodzinę króla Dariusza III.

Aleksander zasiadł w Suzie na złotym tronie Króla Królów (notabene był dla niego trochę za duży i nogi wisiały mu w powietrzu co powodowało dość komiczny widok. Aby więc nikt z dworzan starego króla nie podśmiewał się z Aleksandra, jego ludzie podstawili mu pod stopy stół, na którym jadał Dariusz III. Ponoć niektórzy Persowie na ten widok rozpłakali się, było to bowiem duże upokorzenie, na stole, na którym posiłki spożywał wielki władca Imperium Perskiego, teraz nogi trzymał macedoński najeźdźca. Ale nie tylko perscy dworzanie płakali, płakać miał również niejaki Demaratos z Koryntu - przyjaciel ojca Aleksandra Filipa II, który też płakał... ze szczęścia). Tam  miał Aleksander przyjąć żonę Dariusza III - królową Sisigambis i jej córki, którym obiecał nietykalność i zachowanie dotychczasowego statusu. Doszło jednak potem do pewnego nietaktu ze strony Aleksandra, który dobitnie ukazywał różnice kulturowe pomiędzy Grekami/Macedończykami a Persami. Oto bowiem Aleksander, aby okazać królowej i jej córkom swą przyjaźń, ofiarował im w darze zapas zdobytej purpurowej przędzy z informacją iż mogą ją prząść. Problem polegał jednak na tym że gdy w Grecji ofiarowanie kobietom przędzy (szczególnie barwionej) było wyrazem uczucia miłości lub sympatii ofiarodawcy, ponieważ wszystkie kobiety, bez względu na swój stan społeczny uczyły się w Grecji prząść wełnę od młodości, o tyle ofiarowanie takiego podarku królowej Persji było dla niej afrontem. Perskie kobiety i to nie tylko z arystokracji, ale również większości zwykłych mieszkanek Imperium - po prostu nie przędły nici, uważając to za hańbiące zajęcie i powierzając je swym niewolnicom. W Persji przędły więc niewolnice, zatem podarek Aleksandra musiał zostać odebrany przez przedstawicielki rodziny królewskiej, jako sprowadzenie ich do takiej właśnie roli (gdy Aleksander się o tym dowiedział, ponoć osobiście przeprosił królową i jej córki za ów nietakt).




W skarbcu Suzy odnaleziono jeszcze jeden grecki zabytek historyczny. Oto bowiem okazało się że tam właśnie zostały złożone posągi dwóch tyranobójców ateńskich Harmodiosa i Aristogejtona, którzy w 514 r. p.n.e. dokonali zamachu na dwóch braci Pizystratydów rządzących wówczas Atenami jako tyrani: Hippiasza i Hipparcha za upokorzenie siostry Harmodiosa. Posągi wystawiono na Akropolu, ale po zdobyciu i spaleniu Aten przez Persów w 480 r. p.n.e. posągi zostały wywiezione. Nowe posągi tyranobójców wystawił na przełomie 477/476 r. p.n.e. Temistokles z epigramem Symonidesa (którego potem uczono się w ateńskich szkołach na pamięć, a które mniej więcej brzmiało: "Tak jak tyranobójcy Harmodios i Aristogejton, stać będę ze sztyletem w ręku na straży ojczyzny i demokracji". Notabene żaden z owych "tyranobójców" nigdy nie był demokratą, należeli bowiem do arystokracji ateńskiej a powodem zamachu była ich zraniona duma oraz godność siostry Harmodiosa, a nie żadne pobudki polityczne, choć oczywiście od czego jest propaganda - prawda?). Odnalezione w skarbcu Suzy posągi, zostały zwrócone Atenom (nie ma jednak pewności czy dotarły do miasta jeszcze za życia Aleksandra, ale na pewno to jeszcze on zwrócił je Ateńczykom). W Suzie zdobywcy znów spędzili przyjemnie czas wśród komplementów lokalnej elity, którą w dużej mierze (prócz stanowisk wojskowych) pozostawiono u władzy. Dlaczego więc w Persepolis (będącym  następnym miejscem jego pobytu) Aleksander dopuścił się tak wielkiej zbrodni, która realnie położyła tamę wszelkim wcześniejszym próbom pojednania jakie kierował do Persów?

Powód może być prozaiczny - po prostu okazało się że ukłony w kierunku Persów nie są (poza pewnymi wyjątkami) skuteczne i nie przyciągają ich na stronę Macedończyków. W oczach Persów byli oni bowiem zwykłymi najeźdźcami (świadczy o tym choćby to, iż Persowie dzielnie walczyli we wszystkich bitwach, nawet wówczas gdy nadzieja na zwycięstwo była już niewielka, jak choćby na Wrotach Perskich - broniących dostępu do Persepolis i Pasargadów, gdzie ostatnią linię obrony przygotowywał perski wódz - Ariobarzanes. Niektórzy uważali nawet Perskie Wrota za odpowiednik Cieśniny Termopilskiej, którym łatwo zamknąć drogę nacierającej armii do centrum kraju. Aleksander jednak dokonał tego samego manewru, jaki 150 lat wcześniej przeprowadził król Kserkses, znajdując zdrajcę który przeprowadzi armię przez górskie zbocza na tyły wojsk perskich. Co prawda owym "zdrajcą" był grecki niewolnik, który mieszkał na tych terenach od maleńkości i znał je doskonale oraz zgodził się pomóc "rodakom". On właśnie wskazał armii macedońskiej wyjście na tyły wojsk perskich, co doprowadziło ich do klęski i pospiesznej ucieczki Ariobarzanesa z zaledwie niewielkim orszakiem przybocznym). Jednak opór i zaciekłość Persów, była dobitnym przykładem że nie dadzą się oni podporządkować jedynie utrzymaniem stanowisk. Oni po prostu uważali Greków za barbarzyńców a uznanie Aleksandra za nowego króla było nie do pomyślenia, jako że perskim monarchą mógł być tylko Pers (ewentualnie Med). Innym przykładem perskiej niechęci był widok ok. 800 greckich niewolników, spotkanych na drodze do Persepolis, którym Persowie obcięli jakąś część ciała (lewą dłoń, oko, ucho), które nie uniemożliwiłyby im ciężką pracę. Teraz ci powłóczący nogami biedacy, natrafili na macedońską armię idącą w kierunku Persepolis. Aleksander zaproponował im możliwość powrotu do Grecji lecz oni odmówili. Obawiali się bowiem wzgardy rodaków na ich nieszczęście i postanowili zostać w Persji. Wówczas król Macedonii ofiarował im po parze wołów, zboże, odzież oraz kazał każdemu wypłacić po 3 000 drachm (była to suma odpowiadająca dziesięcioletnim zarobkom w Grecji). 




To co widziano po drodze i ów perski opór by dalej walczyć, wzbudzał wśród Macedończyków i Greków niechęć do tego kraju i tych ludzi. Dlatego też w Persepolis (do którego wkroczono w styczniu 330 r. p.n.e.) urządzono najpierw wielką rzeź połączoną z rabunkiem, a potem (w maju tego roku) wszystko spalono. Ponieważ w Persepolis zamieszkiwali głównie magowie (czyli perska elita kapłańska) oraz przedstawiciele dworskiej arystokracji (którzy nie uciekli do Ekbatany, gdzie wciąż przebywał Dariusz III, próbując jeszcze sklecić jakieś wojsko) w styczniu urządzono istną rzeź. Mordowano magów, gaszono święty ogień Ahura Mazdy, rozbijano kamienne moździerze do wyrobu haomy - halucynogennego napoju wzmacniającego "męskość", którego zabroniono pić. Poza tym urządzano istne polowania na kobiety, które gwałcono publicznie na oczach ich rodzin po czym mordowano. Dochodziło do strasznych, dantejskich scen, jakie miały pokazać Persom kto teraz jest ich panem i komu mają służyć. "Naród wybrany" za jaki uważali się dotąd Persowie, miał stać się teraz niewolnikiem Greków i Macedończyków, których oni wcześniej mieli w pogardzie. Poza tym rozgrabiono wszystko tak doszczętnie, że gdy w latach 30-tych XX wieku ekipy archeologów poszukiwały jakichś odkopanych pamiątek z Persepolis, udało się znaleźć jedynie 31 monet, głęboko zakopanych w ziemi - 31 na całe miasto. Ostateczna apokalipsa nadeszła jednak w maju 330 r. p.n.e. gdy Persepolis po prostu puszczono z dymem pozostawiając zgliszcza (istniejące po dziś dzień). Zniszczenie tego kultowego centrum zaratusztrianizmu, było symbolem końca jednego i początku drugiego - hellenistycznego świata, który potem stał się jednym z filarów europejskiej (a co za tym idzie również i amerykańskiej) cywilizacji. 

Rok 330 p.n.e. był więc symbolicznym rokiem początku nowego wielkiego świata - swoistą grecką ojkumene, która w przeciągu jednego pokolenia Greków całkowicie odmieniła ich percepcje pojęciowe. Oto bowiem młodzi mężczyźni i kobiety z Grecji, którzy urodzili się jeszcze w swojej swojskiej Helladzie i w swym lokalnym polis, teraz mogli podróżować po wielkim świecie Wschodu, pełnym co prawda różnych ludów, ale ludów podległych Grekom. Ci sami ludzie, których pojęcia geograficzne rodziców odnosiły się co najwyżej do kilku sąsiednich polis, kilku miejsc kultowych (w tym głównie do wyroczni delfickiej, świątyni dodońskiej i epidauryjskiej), jak również jeszcze Olimpii (gdzie odbywały się Igrzyska od których liczono grecką rachubę czasu), teraz mogli podróżować do miejsc, które wcześniej nie tylko były im nieznane, ale wręcz nawet nie do wyobrażenia (jak choćby płonący wieczny ogień w rejonie Tuz Khurmatu niedaleko Arbeli. Dla Greków potem była to prawdziwa atrakcja turystyczna - nigdy nie gasnący ogień, wydobywający się z ziemi. Persowie utożsamiali go z Atarem - świętym ogniem Ahura Mazdy, zaś Grecy z miejscem gdzie być może Perseusz ofiarował ludzkości wykradziony z Olimpu ogień. Niewielu jednak wówczas wiedziało skąd się bierze owe zjawisko i jakie są tego przyczyny. Nie wiedziano, gdyż wówczas nie znano ani ropy naftowej ani gazu ziemnego, które się tam spalały, a lepka, czarna substancja, jaka wypływała z tamtejszej ziemi, budziła zdziwienie (np. niejaki Stefanos, dał się nią oblać aby sprawdzić co się stanie. Miał jednak pecha, zbliżył się do ognia i momentalnie stanął w pomieniach. Ugaszono go i przeżył, ale większość ciała miał popalone). Teraz zaczynał się nowy świat a olimpijscy bogowie rozpierali się łokciami by przegnać rodzime bóstwa "barbarzyńskich ludów" za jakich mieli Grecy lokalne nacje. Tak wykuwał się więc drugi (po haplogrupach: R1a1 i R1b1) filar współczesnego społeczeństwa europejskiego i pierwsza europejska cywilizacja.         

 



 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz