Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 18 lutego 2020

MEMORIAM - Cz. XIV

TAK PRZEMIJA SŁAWA ŚWIATA





KRES ŚWIATA 

KTÓRY NIE CHCIAŁ NADEJŚĆ





 Gdy w listopadzie 82 r. p.n.e. Lucjusz Korneliusz Sulla ocalił Rzym przed Samnitami w bitwie przy Bramie Kollińskiej, nie było odeń bardziej popularnego polityka, który cieszyłby się równą mu sławą i poważaniem. Ludzie porównywali go do jego dawnego przodka - Korneliusza Rufinusa - który także przed laty rozbił Samnitów zagrażających miastu (miało to miejsce w 333 r. p.n.e., gdy na Wschodzie Aleksander Wielki gromił Persów pod Issos). Wznoszono więc modły na jego cześć i polecano bogom jego opiekę. Lud jednak nie wiedział że ten wybawca, którego wyczekiwano z takim niepokojem, zamieni się w kata i tym samym pogrzebie własną sławę, nim jeszcze zdążyła ona na dobre zabłysnąć. Mord na wziętych do niewoli jeńcach samnickich (którym wcześniej Sulla obiecał darowanie życia w zamian za przejście na jego stronę), budził grozę, ale była to dopiero zapowiedź tego, co już wkrótce miało się wydarzyć. Tymczasem powtarzano powszechnie słowa: Sulla Felix (Sulla Szczęśliwy) i wywodzono iż przydomek ten, który po grecku brzmiał Syllas, wywodzi się bezpośrednio od imienia prarodzicielki ludu rzymskiego - Sybilli, a Sulla w ten sposób jest nowym założycielem Rzymu. Stał się niekoronowanym władcą miasta, a mając na swe rozkazy - wierne sobie i ufające w jego szczęśliwą gwiazdę - legiony, był w stanie przeprowadzić każdą ustawę zmieniającą ustrój państwa. Dwóch Korneliuszy zamieniło się miejscami (Lucjusz Korneliusz Cynna - przywódca popularów po śmierci Gajusza Mariusza i konsul w latach 87-84 p.n.e., oraz Lucjusz Korneliusz Sulla, który władzę zdobył mieczem), dwóch też musnęło swe skronie królewską koroną (stulecie wcześniej podobną popularnością cieszył się w Rzymie Publiusz Korneliusz Scypion, który po zwycięstwie nad Hannibalem, zdobył pozycję, jakiej nie miał przed nim żaden z rzymskich wodzów i polityków), zastanawiano się też czy, skoro było już dwóch Korneliuszy, to czy będzie i trzeci. Nie wiedziano jeszcze wtedy, że trzeci wybraniec Fortuny, który również "otrze" się o koronę królewską, miał wówczas zaledwie lat 18 i drżał o własne życie, jako że był spowinowacony z rodem Mariusza oraz Cynny. Zwał się Gajusz Juliusz Cezar.

Gajusz Mariusz Młodszy (syn Mariusza Wielkiego) stał jeszcze w Preneste oblegany przez Lukrecjusza Ofellę, Marek Perpenna opanował Sycylię (gdzie dołączył do niego zbiegły z Rzymu konsul Gnejusz Papiriusz Karbon), niepewna była sytuacja w Hiszpanii, dokąd udał się, powracający z Wysp Szczęśliwych (Wysp Kanaryjskich) z białą łanią cerynejską, niczym z gaju Hesperyd - Kwintus Sertoriusz, gdy wciąż dzielnie broniła się Volaterrea, wówczas w Rzymie miały miejsce przerażające sceny. Rozbuchane żołdactwo, na polecenie swego wodza mordowało wszystkich podejrzanych o jakiekolwiek związki z poprzednim stronnictwem popularów, z tym że, jak zawsze w takich sytuacjach, znalazło się wielu, którzy zamierzali wykorzystać okazję do nabicia sobie kabzy. Oskarżano więc ludzi o najdrobniejsze przewinienia z przeszłości, które mogły w jakikolwiek sposób zaszkodzić Sulli, a gdy i takowych brakło, oskarżano o zaniechania. Mordowano przede wszystkim ekwitów i nobilitas (w takiej właśnie kolejności - czyli klasę średnią - rycerską - która wspierała stronnictwo ludowe i była przeciwna rządom konserwatywno-zachowawczych optymatów, oraz niechętnych Sulli senatorów). Ponieważ jednak ataki te były bardzo wybiórcze, a do tego na znacznie większą skalę niż mordy polityczne z lat poprzednich, przeto lud żył w ciągłym strachu i niepewności o przyszłość. Kto miał jakiś większy majątek, wolał się nie wychylać i nie kandydować do żadnego urzędu, aby tylko zdołać jakoś przetrwać niezauważonym. Niektórzy nie byli w stanie wytrzymać tej niepewności, a ich wyrazicielem stał się niejaki Gajusz Metellus, który wprost, podczas posiedzenia senatu zadał Sulli pytanie: "Nie żądamy od ciebie uwolnienia od kar tych, na których wydałeś wyrok śmierci, lecz uwolnienia od strachu tych, których masz zamiar oszczędzić" i dopytywał się ilu jeszcze i kogo konkretnie zamierza Sulla ukarać śmiercią. Sulla odrzekł mu że nie wie jeszcze kogo zamierza zabić i wówczas pewien Fufidiusz rzekł by spisał wyraźnie tych, których zamierza pozbawić życia, aby uwolnić całą resztę od strachu.




Pomysł ten bardzo spodobał się Sulli i wkrótce na Forum Romanum stanęła pierwsza z niesławnych późniejszych list proskrypcyjnych, na których były wymienione nazwiska skazanych na śmierć i konfiskatę mienia. Pierwsza lista obejmowała jedynie 80 nazwisk (a na pierwszych miejscach umieszczono nieżyjących już Gajusza Mariusza i Lucjusza Korneliusza Cynnę), kolejna już 200, a następna 300. Tak właśnie rozpoczęły się pierwsze wielkie spisane proskrypcje (drugie będą miały miejsce czterdzieści lat później, gdy Marek Antoniusz i Gajusz Oktawiusz Cezar zapragną pozbyć się z Rzymu swych przeciwników politycznych, wśród nich wielu stronników Brutusa i Kasjusza - morderców Cezara, o czym pisałem już w innej serii). Co ciekawe, pierwsze trzy listy skazanych na śmierć, to - jak miał się wyrazić Sulla w swej mowie przed senatem - listy spisane na szybko z pamięci i obejmujące jedynie te osoby które mógł sobie przypomnieć. Sulla ogłosił też, że ktokolwiek wyda lub zabije osobę umieszczoną na liście, otrzyma nagrodę (nawet niewolnicy mieli obowiązek mordować swoich panów, jeśli ci byli objęci proskrypcjami), zaś ten, kto udzieli schronienia skazanemu, podzieli jego los. Doszło do tego, że Sulla wyznaczył publiczne nagrody za morderstwo lub wskazanie ukrywającego się zbiega, i tak żony za zabicie swych mężów otrzymywały po dwa talenty (suma wówczas dość duża, odpowiadająca dziś kwocie ok. 120 000 złotych lub ok. 40 000 dolarów), tyle samo płacono za zabicie syna przez ojca lub na odwrót. Niewolnicy otrzymywali zaś wolność i 1/4 tej kwoty. Dochodziło więc do dantejskich scen, podczas których żony nie wpuszczały do domów swych mężów, gdy ci widnieli na listach, obawiając się że jeśli to uczynią, cała rodzina (dzieci też) zostanie zabita, a majątek skonfiskowany (zresztą majatek i tak był konfiskowany, gdyż Sulla wprowadził ustawę odbierającą żonie i dzieciom proskrybowanego możliwość dziedziczenia). Szanowani nobilowie lub majętni ekwici, aby ratować życie chronili się w najbardziej odrażających miejscach, jak choćby w latrynach - gdzie broczyli po szyję w łajnie - lub uciekali na wieś. Lecz i tam nie było dla nich bezpiecznie, bowiem wszędzie grasowali siepacze Sulli żądni łatwego zarobku. Łącznie listy proskrypcyjne objęły 2 600 nazwisk, z czego ponad 300 senatorów, a w tym gronie 16 byłych konsulów.

Sulla bardzo się wzbogacił na tych proskrypcjach, ale wydaje się że aspekt finansowy był dla niego drugorzędny, a bardziej liczyła się od lat tłumiona chęć zemsty za wcześniej doznane krzywdy. Jego małżonka - Cecylia Metella stała się zaś właścicielką kilkudziesięciu kamienic w Rzymie, a wyzwoleniec Sulli - Chrysogonus zbił ogromny majątek (zarówno na proskrybowanych, jak i na tych, którzy pragnęli przekupić go by wystarał się o nieumieszczanie ich nazwisk na listach proskrypcyjnych). Podobnie inni - gotowy do popełnienia każdej zbrodni zdeklarowany arystokrata - Lucjusz Sergiusz Katylina i Marek Licyniusz Krassus (który ponoć w Bruttium skazywał na śmierć tylko tych, którzy mieli duży majątek - aby go dla siebie skonfiskować. Gdy Sulla się o tym dowiedział, ponoć nic nie rzekł, ale odtąd odsunął Krassusa od wykonywania zadań publicznych). Zresztą nie tylko skala dokonywanych zbrodni była porażająca, ale również ich wykonanie. Nie było litości dla nikogo i co prawda jeśli spotkało się zwykłych żołnierzy, żądnych jedynie zarobku, można było jeszcze spróbować ich przekupić by darowali życie, a jeśli to nie pomogło, raczej sprawę załatwiali szybko i nieszczęśnik długo nie cierpiał. Gorzej, jeśli wpadło się w łapy takich typów jak Katylina - wtedy już nie było nawet nadziei na szybką i bezbolesną śmierć. Przykład Gajusza Mariusza Gratidianusa (adoptowanego syna Mariusza Wielkiego i brata Mariusza Młodszego, który przebywał w Preneste) jest tu wyjątkowo dobitny. Katylina długo go męczył nim ostatecznie pozbawił życia (najpierw połamał mu kości rąk i nóg, potem wyrwał ramiona ze stawów, następnie obciął uszy, potem nos, na końcu wyłupał mu oczy i tak pozostawił. Mariusz Gratidianus ostatecznie w wielkim bólu wykrwawił się na śmierć). Wkrótce zginął też Gajusz Mariusz Młodszy, gdy zamknięte w Preneste przez Lukrecjusza Ofellę (który notabene wkrótce potem także padł ofiarą Sulli, gdy zaczął domagać się od niego konsulatu za zdobycie Preneste, Sulla nakazał jednemu z centurionów zabić go publicznie na Forum, a sam usiadł na schodach Świątyni Dioskurów i przypatrywał się owej zbrodni), wygłodzone wojsko Mariusza musiało skapitulować (początek 81 r. p.n.e.), ten, wraz z przyjacielem Pontiuszem Telesynusem i swoim niewolnikiem, próbował zbiec podziemnym przejściem, lecz w pogoń za nimi ruszyli żołnierze Lukrecjusza. Ci, widząc że nie zdołają uciec, postanowili popełnić wzajemne samobójstwo, przy czym najpierw Mariusz zabił Telesynusa, a następnie wyzwolił swego niewolnika i kazał mu, by ten przebił go mieczem. Tak zginął syn wielkiego wodza, zwycięzcy barbarzyńców spod Aquae Sextiae i Pól Raudyjskich (102 i 101 r. p.n.e.), Gajusza Mariusza Wielkiego.

Proskrypcje trwały długo, jeszcze przez większą część następnego roku i zakończyły się dopiero gdzieś tak na Saturnalia (grudzień 81 r. p.n.e.). W tych dniach bogowie odwrócili się od Rzymu i choć publicznie oczekiwano końca świata i wyczekiwano jego nadejścia w tych pełnych strachu dniach, ten jednak nie zamierzał nadejść. Proskrypcje uwolniły tkwiące głęboko w ludziach demony, a żądza zysku stała nie tylko ponad człowieczeństwem, ale i szacunkiem i bojaźnią boską. Krwią pomordowanych splamione zostały bowiem również świątynie, gdzie uciekano z nadzieją że u stóp ołtarzy czeka wybawienie. Nie było litości dla nikogo. Tych, których nie dało się siłą wyprowadzić ze świątyni, mordowano na miejscu, ochlapując krwią ołtarze i posągi bogów. Takiego świętokradztwa miasto nasze długo nie pamiętało i warto tutaj rzecz, ku ułagodzeniu bogów i spokojności pomordowanych: "Cześć pokrewieństwu miłemu następne oddają Karystie, krewnych ochoczy tłum wspólny gromadzi tu Lar. Chętnie od smutnych grobowców, od tych, których nie ma już z nami, oczy zwracamy ku tym, których oszczędził ich los. Krwi stopnie ogarnia nasz wzrok. Miłość niech łączy nas tu! Niech oddali się matka okrutna, niech nie przychodzi też brat taki, co bratu jest wróg, świekra, co gnębi synową, lub syn, co z zazdrością oblicza, czy nie za długo już ojciec żył. Wy zaś bogom rodowym kadzidła palcie życzliwi. Wino niech trzyma dłoń - wszakże modlitwy to czas: Cześć Wam! Tobie też cześć, Sullo, ty Ojcze Ojczyzny!" (użyłem tutaj fragmentów z "Metamorfoz" Owidiusza i włożyłem je w pamiętniki głównego bohatera, przy czym oryginalne słowo "Cezar" zmieniłem na "Sulla"). Dopuszczano się zresztą zbrodni nie tylko w Rzymie, ale i w innych miastach Italii oraz na wsiach i wszędzie tam, gdzie dotarli siepacze Korneliusza Sulli. Najbardziej mogli się obawiać jawni (i niejawni) przeciwnicy optymatów, a następnie ci wszyscy, którzy dysponowali pokaźnym majątkiem i aspirowali do jakichkolwiek funkcji publicznych. Powodem wykonania wyroku śmierci mógł być na przykład duży ogród, lub posiadanie łazienki kąpielowej, lub bogaty dom z mnóstwem niewolników. Tak właśnie zginął Kwintus Aureliusz, który wypatrzywszy swoje nazwisko na liście proskrypcyjnej, odrzekł: "Niestety, gubi mnie posiadłość, którą mam w Albanum", po czym nie uszedł nawet dziesięciu kroków, gdy zabił go ktoś idący z tyłu.




A tymczasem Sulla mianował się dyktatorem. Aby jednak wszystko odbyło się zgodnie z prawem, zmusił senatora-seniora Lucjusza Waleriusza Flakkusa (który sprawował konsulat wraz z Mariuszem w 100 r. p.n.e.), by to on przeprowadził na zgromadzeniu ludowym ustawę, przywracającą urząd dyktatora). Coś niesłychanego, mianował się sam i to na czas nieokreślony. Dotąd bowiem dyktatorów wybierano w chwilach szczególnie niebezpiecznych dla Rzeczypospolitej, gdy wróg zagrażał państwu i potrzeba było zawiesić instytucje republikańskie (często niewystarczające do prowadzenia skutecznej i długotrwałej wojny) na jakiś czas. Dyktator mógł sprawować swoją władzę jedynie przez połowę roku, po czym władza ta automatycznie wygasała. Sulla zaś mianował się po raz pierwszy w naszych dziejach dyktatorem bez ściśle określonego terminu wygaśnięcia jego władzy. Poza tym Rzym nie widział dyktatora przez ostatnie 120 lat (po raz ostatni dyktatorem został obwołany Gajusz Serwiliusz Geminus w 202 r. p.n.e., tuż przy końcu wojny z Hannibalem). Ale nie to było również nowością, Sulla bowiem występował z dwudziestoma czterema liktorami u boku (czego, choć prawo na to przyzwalało, nikt wcześniej nie praktykował). Przeprowadził też wiele zmian, które realnie zlikwidowały ustrój grakchański (obowiązujący z pewnymi modyfikacjami od 123 r. p.n.e.) i wprowadzający ustrój senatorski (obowiązujący wcześniej), choć zwany odtąd ustrojem sullańskim. Po odbyciu triumfu (w styczniu 81 r. p.n.e. za zwycięstwo w wojnie z Mitrydatesem z Pontu), przeprowadził swe pierwsze ustawy (które zebrały się w tzw.: "konstytucję sullańską"), czyniące najwyższym organem władzy w Rzymie - senat (jego skład został - przez wprowadzenie nowych ludzi, wiernych i zależnych od Sulli - znacznie rozszerzony do 600 osób). Godność senatora stawała się faktycznie godnością dożywotnią. Prerogatywy stanu nobilitas znacznie wzrosły, kosztem ekwitów i ludu. Było to szczególnie widoczne w sądownictwie, gdzie ekwici zostali pozbawieni jakiegokolwiek wpływu na obsadę sądów, a odtąd stałe komisje sądownicze (powoływane przez senat) składały się z samych tylko senatorów. Swe prerogatywy na rzecz senatu utracili też konsulowie (był to urząd odpowiadający mniej więcej funkcji prezydenta) i pretorzy (zajmujący się sądownictwem), choć liczba magistratur wzrosła (pretorów z 6 do 8, a kwestorów z 8 do 20).

Najmocniej jednak uderzył Sulla w lud. Sam co prawda wywodził się ze starego, patrycjuszowskiego rodu, ale od pokoleń żaden z jego przodków nie sprawował konsulatu (ostatnim był właśnie ów przytoczony na początku Rufinus, który pomimo bohaterstwa w walce z Samnitami, został i tak zdjęty z urzędu przed upływem kadencji za... wyłudzenie), a ojciec Sulli był tak ubogi, że rodzina wręcz przymierała głodem. Tak naprawdę w rodzie Sulli to właśnie kobiety ratowały sytuację, gdyż to dzięki majątkowi jego macochy (drugiej żony ojca), mógł się nieco odbić od dna. Potem, a był ponoć niezwykle przystojny za młodu (choć twarz jego pokrywała czerwona wysypka, stąd czasem mówiono iż jego twarz jest niczym: "Morwa mąką posypana"), wdał się w romans z nobliwą damą o imieniu Nikopolis, która zapisała mu następnie cały swój majątek. Ale dopiero małżeństwo ze szlachetną Cecylią Metellą, otworzyło mu drogę do wysokich sfer rzymskiego świata. Tam właśnie zbliżył się do stronnictwa zachowawczego i przeciwnego rewolucyjnym reformom ustrojowym braci Grakchów (Tyberiusza w 133 r. p.n.e. i ostatecznie Gajusza w latach 123-121 p.n.e.). Uważał że to senat - jako miejsce rady arystokracji, nobilitowanej do rządów za sprawą swych czynów i przodków - jest najwyższą instytucją władzy w państwie, a szczególne zagrożenie upatrywał w trybunacie ludowym - powołanym do ochrony praw ludu i ekwitach - którym Gajusz Grakch oddał sądy i tym samym przekazał dużą władzę nad nobilitas (co powodowało że odtąd ich najróżniejsze, często niezgodne z prawem kombinacje, nie były odtąd zamiatane pod dywan). Tak więc po odebraniu sądownictwa ekwitom, jako kolejni zostali zaatakowani trybuni ludowi. Sulla odnowił bowiem "patrum auctoritas" ("autorytet przodków") przez co odebrał trybunom możliwość przedkładania ustaw na komicjach trybusowych (zgromadzeniu ludowym), bez wcześniejszej akceptacji ze strony senatu. Trybuni nie mogli też odtąd przedkładać na zgromadzeniach żadnych spraw karnych, zlikwidował prawo weta trybunów w sprawach kryminalnych (i poważnie ograniczył w kwestiach politycznych). Ostatecznie uczynił z trybunatu swoistą wydmuszkę, która przestawała być jakąkolwiek ochroną praw ludu, a jednocześnie każdemu kolejnemu trybunowi ograniczała dalszą karierę polityczną, poprzez zakaz sprawowania dalszych urzędów (w tym konsulatu i pretury), jeśli ktokolwiek wcześniej sprawował trybunat ludowy. To powodowało że wielu ambitnych ludzi po prostu omijało tę instytucję szerokim łukiem, a oto właśnie Sulli chodziło.




Kolejny atak wyprowadzony został na komicje. Odtąd to nie trybunowie ludowi ani nawet trybunowie plebejscy decydowali jakie ustawy mają zostać skierowane pod głosowanie na zgromadzeniu, ale decydował o tym bezpośrednio senat. Tak więc to wola senatu miała odtąd określać co należy, a co nie należy przedstawić ludowi pod głosowanie i jeśli jakaś ustawa nie została tam skierowana, a została przegłosowana w senacie, automatycznie wchodziła w życie. Uderzenie w trybunat i komicja to jedno, ale Sulla poważył się na krok niesłychany (którego w późniejszych czasach nie ośmielili się uczynić cesarze, obawiając się powszechnego gniewu ludu), otóż zniósł darmowe rozdawnictwo zboża dla plebsu, co spowodowało znaczne pogorszenie pozycji materialnej najuboższych mieszkańców miasta. Nie doszło jednak do żadnych buntów ani protestów z ich strony (może dlatego że Sulla wciąż trzymał w Rzymie wierne mu oddziały, a poza tym z niewolników, którzy pozostali po swych zamordowanych właścicielach, sformował przyboczny oddział liczący 10 000 ludzi - których wyzwolił i nadał im prawa obywatelskie). Sulla bardzo dbał też o własnych żołnierzy i weteranów, oddając im olbrzymie, skonfiskowane ziemie w Italii. Na przykład miasta w Etrurii, Umbrii i w Picenum ukarał niezwykle dotkliwym okrojeniem posiadłości ziemskich, czym obdarował 120 000 swoich żołnierzy i utworzył 10 nowych kolonii. Te miasta i tak miały szczęście w porównaniu z tymi, które udzieliły schronienia zbiegłym mariańczykom lub innym popularom, albo w których ci się jeszcze bronili. Na przykład w zdobytym Preneste, gdy Sulla przybył na miejsce, początkowo skrupulatnie sprawdzał kto konkretnie wspierał Mariusza i jego żołnierzy - skazując tych tylko na śmierć - ale szybko się tym znudził i twierdząc że nie ma na to czasu, zebrać nakazał wszystkich mieszkańców (ok. 12 000) na placu miejskim i tam polecił wszystkich wymordować, bez względu na płeć czy wiek (życie darował tylko jednemu mieszkańcowi, w którego domu niegdyś Sulla przebywał i ten był mu bardzo życzliwy, ale ów wybraniec odmówił, twierdząc że nie mógłby żyć ze świadomością że zawdzięcza życie mordercy jego miasta i dołączył do reszty).

W ogóle Sulla podchodził do wielu kwestii w kategoriach osobistych stosunków do jego osoby w przeszłości. Mścił się na tych, których uważał za swych jawnych lub niejawnych wrogów i jednocześnie wywyższał tych, których miał za przyjaciół. Zresztą nie tylko, czasem wystarczyło że Sulli spodobała się jakaś dziewczyna - często niskiego pochodzenia, lub wręcz niewolnica - i zaprosiwszy ją do siebie, nadawał jej albo wolność, albo też obdarowywał jakąś skonfiskowaną wcześniej posiadłością ziemską. Tak samo czynił w stosunku do aktorów czy pieśniarzy. Mało tego, decydował kto ma się z kim ożenić i kto z kim ma się rozwieść. Na przykład, ceniąc talent młodego Gnejusza Pompejusza, który już wówczas wyrobił sobie przydomek Wielki (a ponieważ na sławę wojenną konkurował z nim Marek Licyniusz Krassus - a ten często nie akceptował, lub zgoła wyśmiewał talent Pompejusza i pewnego razu się zdarzyło, że gdy poinformowano go iż "przybył Pompejusz Wielki", on na to odrzekł: "Jaki tam znów wielki". Ostatecznie jednak Krassus przegrał pojedynek z Pompejuszem na sławę wojenną i nawet zwycięstwo nad Spartakusem w 71 r. p.n.e., które było jego udziałem, musiał dzielić z Pompejuszem, który wówczas przybył z Hiszpanii i połączył swoje siły z armią Krassusa - ostatecznie tłumiąc ten wielki niewolniczy bunt. Odbił to sobie sławą swoistego filantropa i budowniczego Rzymu - wiele budynków powstało w mieście dzięki zatrudnionym i finansowanym przez niego architektom oraz robotnikom. Doszło też do ciekawej sytuacji, że sława Pompejusza błyszczała w Rzymie niezwykle silnie tylko wówczas, gdy ten był daleko od miasta i tam odnosił swoje zwycięstwa, natomiast gdy tylko powracał do Rzymu, szybko jego gwiazda ulegała sławie Krassusa), pragnął spowinowacić go ze swoim rodem i postanowił dać mu za żonę Emilię - córkę swej żony Cecylii Metelli (z jej pierwszego małżeństwa z Markiem Emiliuszem Skaurusem - jednym z najwybitniejszych i najmądrzejszych polityków swoich czasów). Pompejuszowi jednak trudno było rozstać się z jego pierwszą żoną - Antystią (córką pretora Antystiusza, który zginął na polecenie Sulli w czasie proskrypcji), którą prawdziwie kochał, a poza tym Emilia była już w ciąży ze swym pierwszym mężem - Maniuszem Acyliuszem Glabrionem, z którym także nakazano jej się rozwieść. Pompejusz miał więc teraz poświęcić swoją małżonkę, jednocześnie zdradzając ją po raz drugi (po raz pierwszy wówczas, gdy nie uczynił nic aby ocalić Antystiusza), po to tylko aby poślubić brzmienną byłą mężatkę. Ale pragmatyzm wziął górę nad sercem i ostatecznie Gnejusz Pompejusz rozwiódł się z Antystią (ponoć jej matka popełniła wówczas samobójstwo) i poślubił Emilię (82 r. p.n.e.). Niestety młoda dziewczyna (nie miała chyba nawet 18 lat), zapewne pod wpływem stresu związanego z rozwodem i ponownym małżeństwem -  poroniła ciażę i sama przy niej zmarła jeszcze w tym samym roku (lub na początku 81 p.n.e.).




Podobną propozycję złożył Sulla młodemu nobilowi, który rzucił mu się w oczy, gdy w wieku zaledwie 18 lat postanowił starać się o urząd kapłana Flamen Dialis (był to kapłan Jowisza, który musiał być całkowicie oddany służbie bogu, a wszelkie inne urzędy były mu w tym czasie zakazane. Mieszkał na Palatynie w "Domu Kapłańskim" - który również był uważany za świętość, a gdy przestępca zdołał schronić się w jego murach, winy jego musiały zostać wybaczone a kajdany wyrzucowne na ulicę. Kapłan Flamen Dialis mógł też zasiadać w senacie i miał prawo do noszenia togi z purpurowym brzegiem podobnie jak reszta senatorów, z tym że toga ta musiała być utkana osobiście przez żonę kapłana. Zresztą gdy wychodził do miasta, musiał ubierać nie tylko swoją togę, ale i wkładać na głowę dość krępujący i raczej śmieszny kapelusz o ostrych brzegach, oraz dzierżyć w dłoniach różdżkę oliwną z wełnianą nitką na szczycie. Nie mógł też spędzić ani jednej nocy poza domem i musiał w nim ciągle sypiać. Nie mógł dopuścić się żadnej nikczemoności, ani też dotykać rzeczy nieczystych - takich jak zwłoki, trumny, krew etc. Poza tym nie mógł tknąć konia, psa czy kozy - które to zwierzęta również Rzymianie uważali za nieczyste. Był chodzącą doskonałością i gdy tylko pojawiał się na mieście poprzedzany przez liktorów - którzy oznajmiali ludowi jego pojawienie się -  ludzie musieli przerwać swoje obowiązki i pochylić głowy na znak czci. Dla kapłana Jowisza każdy dzień był świętem, nie tylko Idy - podczas których odprawiał publiczne modły. W modłach pomagała mu cała jego rodzina, czyli żona - flaminika i dzieci - a jeśli ich nie posiadał, mógł wybrać sobie dzieci do posług z rodziny, w której obaj rodzice żyli. Owi "camilli et camillae" - chłopcy i dziewczęta - pięknie wystrojeni w śnieżnobiałe togi, pomagali kapłanowi przy pełnieniu obrzędów. Potem zostali oni przejęci przez chrześcijan i dziś w Kościele są nimi ministranci). Ów młody człowiek, który starał się o urząd kapłana Flamen Dialis, zwał się Gajusz Juliusz Cezar i pochodził z możnego, starożytnego rodu Juliuszy - wywodzącego się od Julusa, syna Eneasza, który to po zniszczeniu Troi - pramatki naszej ziemi - przybył z synem swym i ojcem Anchizesem do Italii, gdzie przeniósł stare tradycje na nową ziemię. Cezar jednak nie uzyskał tej godności (choć wcześniej na ten urząd mianował go jeszcze za swego życia w 84 r. p.n.e. Korneliusz Cynna, lecz Cezar był wówczas za młody by go objąć, mimo to do końca życia twierdził że był kapłanem Jowisza.). Cezar był również kapłanem bogini Westy-Rodzicielki i ponoć, gdy mordercy zakończyli swe krwawe dzieło w Idy Marcowe owego tragicznego roku i Cezar padł martwy na środku senatu w sali teatru Pompejusza (gdzie wówczas obradował senat), odezwać miał się wówczas donośny głos bogini Westy, nawołujący do pomsty na mordercach: "Był moim on kapłanem. We mnie wymierzony był rąk świętokradczych ów cios".

Sulla już wówczas zamyślał o jego straceniu, a na głosy swych przyjaciół, mówiące iż nie ma podstaw do karania śmiercią tak młodego człowieka, odrzekł im że chyba postradali rozum, jeśli nie dostrzegają w tym młodzieńcu "wielu Mariuszów". Cezar rzeczywiście był mocno spowinowacony z rodem Gajusza Mariusza, jego ciotka była żoną Mariusza Wielkiego i matką Mariusza Młodszego, przez co Cezar był kuzynem zarówno jego, jak i jego tragicznie zamordowanego, przyrodniego brata Mariusza Gratidianusa - a już sam ten fakt kwalifikował go na listy proskrypcyjne. Sulla postanowił jednak dać młodzieńcowi szansę i zaproponował mu, że jeśli rozwiedzie się ze swą żoną Kornelią (to jednak automatycznie zamknęłoby mu drogę do urzędu Flamen Dialis, jako że ów kapłan nie mógł być rozwodnikiem, ani też nie mógł poślubić rozwódki lub wdowy), a wówczas nie ma się czego z jego strony obawiać. Cezar jednak prawdziwie kochał swą żonę i nie był gotowy poświęcić jej, tak jak wcześniej uczynił to Pompejusz z Antystią. Zebrał się na dużą odwagę i odmówił dyktatorowi. Gdy więc wkrótce potem majątek Kornelii został skonfiskowany i pojawiła się wiadomość (nieprawdziwa jak się okazało) że nazwisko jego zostało umieszczone na nowej liście proskrypcyjnej, wówczas Cezar - zdając sobie sprawę że w mieście czeka go jedynie śmierć - postanowił zbiec i schronić się na wsi, a konkretnie w Górach Sabińskich. Tam też uzyskał schronienie u miejscowego chłopa (który zgodził się go przetrzymać za określoną kwotę). A tymczasem Pompejusz otrzymał nowe zadania i rozkaz odzyskania Sycylii, tak jak wcześniej już (na początku 82 r. p.n.e.) odzyskana została Sardynia, a z Hiszpanii legat Sulli - Gajusz Anniusz wypędził mariańczyka - Kwintusa Sertoriusza. Ale poza tym wciąż broniła się dzielna Voltaerra i to broniła się wspaniale (pomna zagłady Preneste, skapitulowała dopiero wówczas, gdy żołnierzom zabrakło już zapasów wody i jedzenia w 79 r. p.n.e. czyli po trzech latach nieustannej walki).    





CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz