Łączna liczba wyświetleń

piątek, 21 lutego 2020

DZIENNIKI ZBRODNIARZA - Cz. VI

CZYLI OPIS I KOMENTARZ DO

DZIENNIKÓW JOSEPHA GOEBBELSA





1924

 

DZIENNIKI DLA JOSEPHA GOEBBELSA

od 27 CZERWCA 1924 r.

do 9 CZERWCA 1925 r.

Cz. I





 "MUSIMY SIĘ POŚWIĘCIĆ. 
PRACA UMYSŁOWA TO NAJWYŻSZA OFIARA"



27 CZERWCA 1924 r.


 Oby ta księga sprawiła, że stanę się jaśniejszy na umyśle, prostszy w myśleniu, potężniejszy w miłości, bardziej wytrwały w nadziei, żarliwszy w wierze i skromniejszy w mowie! 

Franz Herwig Sankt Sebastian vom Wedding (Święty Sebastian z Weddingu). Chrystusowa nowela. Muszę wiele myśleć o (powieści) Jakoba Wassermanna Christian Wahnschaffe. Ale ten Sankt Sebastian jest przecież czystszy, bardziej przekonujący, słowem - bardziej chrześcijański. Coś na kształt prawdziwego ducha katolicyzmu przenika tę książeczkę. Coś jakby od Franciszka z Asyżu. Jak daleko oficjalny Kościół oddalił się od tego ducha! Te wszystkie książki pochodzą z ducha prachrześcijaństwa, to nic innego jak emanacja silnej tęsknoty do Chrystusa. Hauptmanna Der Narr in Christo ("Szaleniec Boży Emanuel Quint" z 1910 r.). Na razie jeszcze to pierwsza książka w języku niemieckim, wywodząca się z tej myśli. Ale jak daleko znajduje się Der Narr w tyle za Idiotą Dostojewskiego! Rosja odnajdzie nową wiarę Chrystusową z tą całą młodzieńczą żarliwością i z tą całą dziecinną ufnością, całym religijnym cierpieniem i fanatyzmem. 

Rozmyślam wiele w tych dniach nad przyszłością Niemiec i Europy. Jak będzie wyglądał obraz tej części ziemi za 50 lat? Prawdopodobnie całkiem inaczej. Dzisiaj mamy nowego człowieka, przynajmniej początek jego. Ludzkie społeczeństwo pozostało bez zmian. Tak długo nie będzie spokoju w Europie, jak długo nie zostanie zlikwidowana ta forma ludzkiego społeczeństwa. Nowe społeczeństwo stworzy sobie samo nową, jemu tylko właściwą formę. Biegu historii nie można zatrzymać. Nowy człowiek ma zawsze i wszędzie tylko jedną tęsknotę: do nowego świata.

Else jest dla mnie letnio dobra. Chciałbym z nią pojechać w podróż poślubną, z dużą ilością pieniędzy, miłości, bez trosk, w dół do Włoch i Grecji! 

Czytałem dzisiaj Die Kunst des Dirigierens (Sztuka dyrygentury) Richarda Wagnera. Dla muzyka to niewyczerpane źródło subtelności. Lektura: Prozesse (Procesy) (Nagłówki, część 3) Maximiliana Hardena (alias Isidor Witkowski). Cóż to za obłudna świnia ten przeklęty Żyd. Lumpy, szubrawcy, zdrajcy. Wysysają nam krew z żył. Wampiry! 

Siedzę w nowo postawionej altance i raduję się pięknym dniem lata. Słońce! Ciepłe, cudowne powietrze! Zapach kwiatów! Jaki piękny jest ten świat! 



30 CZERWCA 1924 r.


 Wczoraj w Elberfeldzie. To są więc przywódcy ruchu volkistowskiego na okupowanym obszarze. Wy Żydzi oraz wy, panowie Francuzi i Belgowie, nie musicie się obawiać. Wobec nich jesteście bezpieczni. Rzadko kiedy brałem udział w zgromadzeniu, podczas którego gadałoby się tak wiele głupstw jak wczoraj. A przy tym najczęściej w stosunku do własnych towarzyszy. Na obszarze nieokupowanym walka rozgorzała na dobre, i tak jak już od dawna tego oczekiwałem, między volkistowską Partią Wolnościową i narodowosocjalistyczną Partią Robotniczą. Obie do siebie zupełnie nie pasują. Ci pierwsi chcą pruskiego protestantyzmu (nazywają to Kościołem niemieckim), ci drudzy opowiadają się za wielkoniemieckim kompromisem - trochę chyba z domieszką katolicyzmu. Monachium i Berlin stanęły do walki. Można także powiedzieć, Hitler i Ludendorff. Dokąd pójdę, co do tego nie ma w ogóle wątpliwości. Do młodych, którzy faktycznie chcą nowych ludzi. Starzy bojownicy Niemiecko-Volkistowskiego Związku Obronno-Zaczepnego (istniejącego w latach 1919-1935 w Bawarii), chcą odsunąć młodzież. Możliwe, że sukcesy młodzieży budzą w nich zgrozę. Jestem za skrupulatnym rozwodem - również w Reichstagu. Tam, gdzie mogą wspólnie występować, niech to czynią, tam gdzie nie mogą - niech nie przesłaniają tego zakłamaną jednością. Jak żałosne było to wczorajsze popołudnie. Tylko małostkowość. Personalne utarczki. Żadnego zbawczego słowa, żadnej opromieniającej myśli. Mieszanka tchórzostwa, podłości, manii wielkości i karierowiczostwa. Jakże to przykre wrażenie, które zabrałem ze sobą do domu. Muszę czym prędzej jechać do Monachium, a potem do Berlina. Gdyby tak Hitler wyszedł na wolność! (Hitler wyszedł na wolność w grudniu 1924 r. po zaledwie 9 miesiącach twierdzy w Landsbergu nad Lechem, mimo że w procesie, jaki się odbywał w dniach 24 luty - 1 kwietnia 1924 r., sąd skazał go na 5 lat więzienia).



2 LIPCA 1924 r.


Maximilian Harden, ten tak zakłamany polski, chamski Żyd (Maximilian Harden czyli Felix Ernst Witkowski, był polskim pisarzem pochodzenia żydowskiego tworzącym w Niemczech). Czasami jakże podły. I to tchórzostwo ukryte pod pseudopatriotyczną dzielnością. To działające na nerwy żydowskie krętactwo. To czułe semickie kadzenie sobie. "Działam jedynie z najczystszych pobudek patriotycznych". "Możecie mnie skazać, jeśli tylko to uratuje naród". (...). Na przykładzie Hardena można studiować cały problem rasy. Najbardziej podłe jest przy tym to, że te goje na prowincji niczego nie zauważają. "Pańskie nazwisko?". "Ernst Felix Maximilian Harden, wyznania protestanckiego". Cha, cha! Prawdziwy patriota! Człowiek, który kocha prawdę. Nie babrzę się w błocie. Nie uganiam się za sensacją. Maximilian Harden! Pisarz o określonej renomie. Potem sztuczne podniecenie. Sędzia kuli ogon pod siebie. (Prawdopodobnie także jakiś żydowski nicpoń, nazwiskiem Lehmann, prokurator nazywa się Preuß). To łowienie naiwnych na patriotyczne hasła. "Zmagałem się ze sobą siedem lat". Ale potem przelałem to z rozkoszą na niemiecką opinię publiczną. Boże, co za szwindel. Pan Maximilian Harden = Isidor Witkowski, protestanckiego = żydowskiego wyznania, niemieckiej = polskiej = semickiej narodowości, Panie patrioto, Panie dzielny bojowniku o prawdę i prawo, jest Pan prostakiem, łotrem i największym oszustem XX wieku. Udowodnił Pan to po wojnie nawet najgłupszym ludziom za pomocą oszczerczych artykułów przeciwko Pańskiej niemieckiej "ojczyźnie". Potem mógł Pan zerwać maskę ze swojej żydowskiej mordy - i zrobił to Pan z rozkoszą. Assez! ("Dość!"). Próżny trud! Gdybym ja miał coś do powiedzenia w Niemczech, to jeszcze dzisiaj zostałby Pan w towarzystwie panów Warburga, Louisa Hagena, Nathana i kilku innych żółtych chamów wywieziony w bydlęcym wagonie przez granicę (może do Auschwitz? Tylko że wtedy jeszcze obóz ten nie istniał, a zbudują go dopiero koledzy pana Goebbelsa za jakieś szesnaście lat. Swoją drogą, jakże to przewidywalne).



 W TEJ PARODII pt.: "19 POŁUDNIK", RÓWNIEŻ JEST CIEKAWY DIALOG Z NIEMIECKIM AMBASADOREM:


"JESTEŚMY SOJUSZNIKAMI - TAK?"

"NATURALNIE, SOJUSZNIKAMI W NATO"

"PRZYJACIÓŁMI NA ŚMIERĆ I ŻYCIE?"

"PRZYJACIÓŁMI TEŻ, BARDZO"

"JEŻELI WIĘC PRZYJACIEL, SĄSIAD - ZROBI DRUGIEMU COŚ BARDZO BRZYDKIEGO (...) POWIEDZMY ŻE NIECHCĄCY. TO CO POWINIEN ZROBIĆ?"

"PRZEPROSIĆ?!"

"TAK JEST - PRZEPROSIĆ. I CO JESZCZE?"

"NAPRAWIĆ WINĘ"

"TAK, NAPRAWIĆ WINĘ LABO SZKODĘ. A JAK SZYBKO POWINIEN ZAPRAWIĆ TĘ SZKODĘ?"

"NAJSZYBCIEJ JAK SIĘ DA. NATYCHMIAST!"

"KLAUS, NA CO TY JESZCZE CZEKASZ? KLAUS, MÓJ PRZYJACIELU Z NATO, KTÓRY WYRZĄDZIŁEŚ MI KRZYWDĘ, NA CO TY JESZCZE CZEKASZ?"

"NIE ROZUMIEM?"

"KIEDY ZAMIERZASZ ODBUDOWAĆ NAM WARSZAWĘ? (...) TWOI KOLEDZY SWEGO CZASU ZBURZYLI NAM WARSZAWĘ!"

"MOI KOLEDZY ZBURZYLI WARSZAWĘ?"

"A CO, MOI?"

"TO NIE TAK"

"NIE TAK? A JAK? SAMA SIĘ ROZLECIAŁA?"

 


Duch stanowi dla nas niebezpieczeństwo. Musimy przezwyciężyć ducha. Ten duch dręczy nas i pcha od katastrofy do katastrofy. Tylko w czystym sercu znajduje udręczony człowiek wybawienie od nieszczęścia. Ponad duchem ku czystemu człowiekowi! 

"Listy z więzienia do Karla Liebknechta" Róży Luxemburg. Możliwe, że to idealistka (jak wszyscy komuniści - idealistka z naganem w dłoniach). Czasem zaskakująca w swojej intymności, w ciepłym, drogim tonie przyjaźni (oj, bo się rozczulę). Zresztą listy są skierowane do Sonji, żony Liebknechta, a nigdy do niego. W każdym razie Róża cierpiała za swoje idee, za nie siedziała przez wiele lat w więzieniu i w końcu - za nie umarła. O tym wszystkim nie można zapomnieć. Lecz ci żydowscy ideolodzy nie zauważają tego, co w sercach ludzi z Zachodu zapisane jest jako wieczne prawo: miłość do ojczyzny. Dlatego zwalczamy ten fantastyczny i kłamliwy - bo nienaturalny - świat idei. (kolejny dowód jak blisko było nazistom nie tylko do komunistów pokroju Lenina czy Stalina, ale nawet dzisiejszych zamordystów i dewiantów spod znaku Spinellego, Horkheimera, Marcuse, Adorno, Kinseya, oraz gender, lgbt, ekoterroryzmu i zwolenników masowej depopulacji ludności. Tak się czasem zastanawiam - człowiek jest istotą ułomną i słabą. Wiele nas ogranicza, wiele rzeczy jest przeciwko nam, nawet nasze własne ciało stanowi swoistą barierę uniemożliwiającą nam podejmowanie wielu działań. Poza tym wciąż umysłowo jesteśmy na poziomie przedszkolaków, bawiących się w piaskownicy. Tak, my Ludzie, którzy żeśmy oderwali się od ziemi, wymyśliliśmy samochody, samoloty, dotarliśmy na Księżyc, zdobywamy najodleglejsze miejsca globu, zarówno te podwodne jak i te górskie, odkryliśmy fizykę kwantową, tworzymy niesamowite dzieła sztuki i nauki, niesamowitą muzykę - a mimo to ciągle jeszcze jesteśmy dziećmi, którzy bawią się w swojej piaskownicy, nie wiedząc nic o otaczającym ich dalej świecie. Do tego wymyślamy wciąż nowe teorie, które skutecznie potrafią spieprzyć nam życie jeszcze bardziej i myślimy że dzięki temu zbawimy świat. Nie! Nie zbawimy niczego ani nikogo, nawet siebie samego, jeśli nie uświadomimy sobie że każdy dogmat, którego nie wolno krytykować, staje się - wcześniej czy później - totalitarną religią, która prowadzi tylko i wyłącznie do cierpienia i śmierci milionów istnień. Dziś na publicznych uczelniach wykładają ludzie, którzy - podobnie jak niegdyś komuniści czy naziści - oficjalnie dążą do uśmiercenia ogromnej ilości ludzi i to na wiele sposobów - z których najważniejszym wydaje się namawianie ludzi by przestali się rozmnażać - a aby to osiągnąć powiela się i pochwala w mass mediach i w kulturze wszelkie anomalie, czyli: aborcję,  homoseksualizm i eutanazję. Ostatnio na jednym z anglojęzycznych portali trafiłem na feministkę, która oficjalnie postuluje wprowadzenie totalitarnego ustroju, na zasadzie: to faceci są winni całemu złu świata, więc należy ich po pierwsze wysterylizować - zostawiając niewielką liczbę tych, od których można będzie pobrać nasienie. Kobiety powinny rządzić światem i całkowicie kontrolować wszystkich mężczyzn pod każdym względem. Było tam jeszcze wiele innych, naprawdę ciekawych - pod względem umysłowego zapętlenia się - i niedorzecznych pomysłów, w których co prawda oficjalnie nie napisała ona jeszcze, że należy część mężczyzn fizycznie wyeliminować, ale w sposób zawoalowany tak to właśnie brzmiało i było to całkiem czytelne przesłanie. Tak samo było z Karolem Marksem czy Różą Luksemburg - których dziś się wynosi na ołtarze - dosłownie, w 2018 r. przewodniczący Komisji Europejskiej - Jean-Claude Juncker oddał hołd Marksowi w... Katedrze w Trewirze, a kardynał, przewodniczący Episkopatu Niemiec - Reinhard Marx (😯) stwierdził: "Manifest komunistyczny zrobił na mnie wrażenie". I cóż tu więcej dodać, skoro na jednym z przywódców Kościoła, kardynale "Manifest Komunistyczny" zrobił wrażenie, to znaczy że ów człowiek - i wielu podobnie myślących - pochwala masowe morderstwa i tworzenie niewydolnego gospodarczo, a całkowicie odgórnie sterowanego społeczeństwa totalitarnego, w którym ludzi poddaje się permanentnej inwigilacji, jak to już teraz ma miejsce choćby w Chinach. Wielu ludzi z tytułami profesorskimi, kardynalskimi oraz książęcymi zamyśla cały czas jak by tu nas wszystkich... wymordować! I to jest jedyna rzecz, jaka przyświeca każdym rewolucjom, nawet tym, które - dla niepoznaki - rozłożone są w czasie w sposób ewolucyjny. Co prawda wiele z nich to zwykłe fantasmagorie, jak choćby próba podporządkowania mężczyzn kobietom itd. Przecież te wszystkie panie feministki kompletnie nie zdają sobie sprawy, że cały ten feminizm jest od początku do końca finansowany przez ponadnarodowe koncerny, których zarząd składa się prawie w 100 % z samych mężczyzn. To oni decydują o przyznaniu pieniędzy na feministyczne czy genderowe "eventy" i wszystko rozbija się zawsze o pieniądze. Wystarczy że tylko pstrykną palcem, a cały ten feminizm w jednej chwili się skończy, bo nie będzie po prostu zabraknie pieniędzy. Dlaczego komunizm i nazizm przetrwały? Bo dostawały grubą kasę z międzynarodowych banków i trustów, które zainteresowane były w powstaniu takich właśnie eksperymentów. Tak więc ci mężczyźni, tam na górze - finansują durne feministki aby te podburzały kobiety przeciwko mężczyznom. Po co? Cóż, nikt nie lubi konkurencji, prawda? Po co władcy zakładali sobie haremy, złożone z setek a nawet tysięcy kobiet, skoro i tak z większością z nich nigdy nie spali? Po to aby udowodnić innym "samcom" że jestem najlepszy i mogę posiąść wszystkie "samiczki" z okolicy jeśli tylko tego zapragnę. Reszta męskiej populacji musi zaś się obejść samkiem. To jest tak samo, jak w stadzie lwów, gdzie dominuje jeden samiec, który całymi dniami śpi i je - nic więcej nie robi. Polują tylko lwice i to one dbają by stado miało co jeść. Ale wystarczy by na horyzoncie pojawił się jakiś inny samiec i wówczas ten ospały lew zamienia się w mordercę i z taką furią naciera na przeciwnika, że tamten musi albo uciec, albo go pokonać. Jeśli konkurent zwycięrzy, lwi harem przechodzi na niego, a młode lwy z poprzedniego miotu zostaną uśmiercone. Zresztą tak samo jest, gdy dorosną młode lwy, wówczas ojciec wypędza synów ze stada, aby założyli sobie swój własny lwi harem. To samo myslenie działa w świecie ludzi, gdzie stosuje się starą, wypróbowaną zasadę "Dziel i rządź", dzięki której komuniści najpierw podzielili ludzi na lepszych i gorszych, to samo potem zrobili naziści, a dziś dokładnie to samo robią ruchy lgbt - domagające się dla siebie coraz więcej przywilejów, oraz oczywiście feministki. I tak się kręci ten nasz świat - od jednej masowej zbrodni, do drugiej i tylko my - małe misie - musimy znaleźć dla siebie jakieś miejsce w tych "ciekawych czasach").

      
FEMINISTKI I STARA DOBRA PYTA

7:35 - PRZEPRASZAM, A JAKIEJ PETYCJI PANIE KONKRETNIE SZUKAJĄ?

PRZECIW USTAWIE ANTY-ABORCYJNEJ

(...)

TO MY MOŻEMY PRZYJĄĆ JAKIEŚ PODPISY EWENTUALNIE, MASZ JAKIŚ DŁUGOPIS?

8:10 - CO MAM NAPISAĆ?

IMIĘ, NAZWISKO I CO PANI POPIERA 😂

8:50 - ŻEBY PAN MNIE NIE WPISAŁ NA TĘ DRUGĄ LISTĘ"

NIE, MY TO MAMY ODDZIELNE FOLDERY 😅 




      
4 LIPCA 1924 r.


 (...) Czytałem "Von Kiel bis Kapp" (Od Kilonii do Kappa) Gustava Noskego (gubernator Kilonii, który stłumił komunistyczne Powstanie Spartakusa w styczniu 1919r.). Jak bardzo wstrząsnęła tym socjaldemokratą sławetna rewolucja. Cóż za suma tchórzostwa, podłości i wyświechtanych frazesów w okresie od Kilonii do Kappa. Brakuje nam w Niemczech silnej ręki. Trzeba zrobić koniec z eksperymentem i frazesem. Zacząć od powagi i pracy. Wysadzić w powietrze tę żydowską zgraję (tak, właśnie - uśmierćmy wszystkich innych i wtedy nam będzie dobrze, ocalimy rasę, klasę społeczną, płeć i planetę. A sumienie? A co to takiego, czy ktoś w ogóle widział sumienie? Już Gagarin powiedział kiedyś że w kosmosie nie ma Boga, a skoro nie ma Boga to nie ma też sumienia - proste, prawda?), która nie chce zastosować się do odpowiedzialnych myśli o wspólnocie narodowej. Również przetrzepać skórę. Wysadzić w powietrze awanturników finansowych. Gustav Noske miał coś z człowieka o silnej ręce. Gdybyż ten człowiek, dysponujący takimi środkami władzy, podjął walkę z niebezpieczeństwem żydowskim! Dzisiaj bylibyśmy dalej. 

Niemcy tęsknią za tym jedynym człowiekiem niczym ziemia za deszczem w lecie. Uratuje nas tylko ostateczna koncentracja sił, zapał i bezgraniczne oddanie. To jest wszystko na miarę cudu. Ale czyż nie może nas uratować tylko cud? Panie, spraw niemieckiemu narodowi cud! Cud!! Mężczyznę!!! Bismarcku, powstań! Rozum i serce wyschły we mnie z rozpaczy nade mną samym i moją ojczyzną. Jakiś ciężar dławi Niemcy. Trzeba spodziewać się najgorszego. Chciałem pomagać przy odbudowie, ale wszędzie mnie odtrącano. Dzisiejsza walka o oblicze Niemiec to odwieczne zmagania między ojcem i synem. Rozpacz! Rozpacz! Nie chce mi się dłużej żyć, patrząc na to całe bezprawie. Muszę włączyć się do walki o prawo i wolność! Rozpacz! Pomóż mi, wielki Boże! Jestem u kresu moich sił!



7 LIPCA 1924 r.


 Sytuacja polityczna w Europie, szczególnie w relacjach niemiecko-francuskich, popycha w stronę gwałtownego wstrząsu. To niepojęte, jak ogólne nastroje społeczne mogły tak szybko po 1918 roku obrócić się o 180 stopni. Jeszcze dzisiaj działają złe siły. Jak długo jeszcze? Kto to może powiedzieć? W końcu jednak któregoś dnia zaświeci wielki promień naszej wolności. Nie wolno tylko stracić odwagi. Myśl żyje i maszeruje ku przyszłości. Niech żyje i zwycięża! Dla nowych ludzi! 

Czytam wspomnienia Bebla (August Bebel - jeden z założycieli w 1869 r. Socjaldemokratycznej Partii Robotników. Niemiecki marksista). Ten człowiek zaczął od niczego i stał się później wielkim, budzącym respekt przywódcą socjalistycznym. Sądzę, że w młodości był ambitnym idealistą, potem zrobiło się na odwrót, to znaczy został socjalistycznym kapitalistą. Przywódcy, którzy wywodzą się z ludu! O Boże, ci osławieni autodydaktycy! I tyle się kręci wokół nich hołoty. Mielenie frazesów! Przez to czcze gadanie niedouczków zejdziemy na psy. Niebawem człowiek będzie się obawiał prezentować swoje myśli publicznie: po paru dniach odnajdzie je jako najbardziej trywialne frazesy. Beblowski socjalizm oznaczał zdrowy rozwój w stosunku do wszechmocnego wówczas liberalizmu. Był również nastawiony patriotycznie. Dowód: walka przeciwko Lassalle’owi (Ferdynand Lassalle - również niemiecki marskista, tyle że pochodzenia żydowskiego), możliwe, że instynktowna. Później ten socjalizm został zażydzony. Jak pasują do niemieckiego kołtuna krwiożercze idee światowej katastrofy niejakiego Karola Marksa czy też Lenina i Trockiego? Rosjanin jest dostatecznie zanurzony w fantazjach, jemu bolszewizm może się mieszać z obszarem myśli o mistyce, fantazji i ekstazie itd.; możliwe, że bez woli i wiedzy przywódców. Już choćby z tego powodu bolszewizm może się tak długo utrzymywać w Rosji. Tu w Niemczech byłby on od dawna rozpoznany i osądzony. Bolszewizm jest zdrowy w swoim jądrze. To, co my widzimy w nim dzisiaj, to polowanie na żłób, brak efektywności, niedojrzałość i tchórzostwo. Ci fantastycznie ekstremistyczni przywódcy niemieckiego komunizmu giną przy niemieckim kołtunie. Przy niemieckiej głupocie albo - jak kto woli - rozsądku. Bebel ma sympatyczne cechy. Szanuje się go za prostolinijny i otwarty charakter. Ale on nic nie daje ludziom na pewnym poziomie duchowym. Nie ma żadnej kultury, pisze okropnym stylem, mówi chętnie i w sposób działający na nerwy (podobnie jak Noske, wygląda więc, że taka jest moda u różowo-czerwonych), jest więc zupełnie nie do zaakceptowania dla subtelnych umysłów. (...)

 



11 LIPCA 1924 r.


 Czytam wspomnienia Bebla po części z zainteresowaniem i przyjemnością, po części z przykrym uczuciem niedosytu. Przyjemności dostarcza mi jego natura poszukiwacza, jego odwaga i wytrzymałość. Przykre są natomiast jego wspomnienia osobiste. Wszystko to brzmi tak podniośle i dumnie, a w rzeczywistości to czcze i niewiele mówiące słowa. (...) 

Rozmyślam ciągle jeszcze nad planem wydawania tygodnika w Elberfeldzie. W teorii zgadza się wszystko. Brakuje tylko 2 tysięcy marek kapitału początkowego. Ta praktyka, przeklęta praktyka! 

Piękne letnie dni! Gorąco niczym w Afryce. Gdybyż tak można było gdzieś wyskoczyć, nad morze czy w góry. Najchętniej nad morze. 

W polityce dnia codziennego mieszają się konwulsje z bzdurną gadaniną. Francja pogodziła się z Anglią, naturalnie kosztem Niemiec. Herriot to podstępny łajdak. Poincaré jest mi sympatyczniejszy. Angielski premier MacDonald - o tak - to apostoł pokoju z gałązką oliwną, angielski świętoszek, hipokryta, tego nie lubi się w Niemczech, mój panie. 

Czekam - na co, nie wiem. Na coś niepewnego, ale na co? (...) Czyż natura nie jest potwornie okrutna? Czyż walka o przetrwanie - między ludźmi, państwami, rasami i częściami kuli ziemskiej - nie jest najokrutniejszym procesem, jaki zna świat? Prawo silniejszego - musimy to prawo natury znowu ujrzeć jaśniej, a wtedy ulotnią się wszelkie fantazje dotyczące pacyfizmu i wiecznego pokoju. Co mówicie dzisiaj o pacyfizmie! Chcecie cmentarnego spokoju? Dzisiejszy pokój na świecie został zawarty kosztem Niemiec. Możecie mówić o pokoju światowym, kiedy 60 milionów żyje w niewoli. Czyż te 60 milionów nie zrzuci jarzma, jak tylko poczuje w sobie dostateczną siłę? Co wtedy powiecie o pacyfizmie! Czy nie chcemy powrotu do natury? Czy nie jest to ciągle nasza wielka przewodniczka i nauczycielka? Idźcie pomiędzy lwy i tygrysy i rozprawiajcie tam o pacyfizmie! Pacyfizm to zawsze narzędzie zwycięzcy przeciwko pokonanemu. Jeśli mówię o wiecznym pokoju, a jednocześnie łupię cię do ostatniej koszuli, Boże - ciągle jeszcze są tacy, co wierzą moim słowom.



19 LIPCA 1924 r.


 (...) Lektura: "Unterhaltungen mit Friedrich dem Grossem. Tagebücher des Herrn de Catt 1758–1760" ("Rozmowy z Fryderykiem Wielkim. Dzienniki Pana de Catt 1758-1760"). Pewien bardzo wówczas błyskotliwy człowiek otrzymywał co wieczór "rozkaz" od króla prowadzenia z nim rozmowy o świecie, życiu, sztuce, filozofii i poezji. Wiele czczej gadaniny Francuza, ale przebijają przez to cudowne słowa tego jedynego w swoim rodzaju monarchy. Każdemu staje się bliski przez swoje człowieczeństwo. Widać, jak cierpi i umiera. Ten największy z ludzi toczy za dnia swoje wielkie bitwy, a wieczorem rozprawia z przyjacielem o nieśmiertelności duszy, o Bogu, obowiązkach, o sztukach i nauce. To najwybitniejszy przedstawiciel rodu Hohenzollernów. "Życie to hańba, umieranie to obowiązek", powie on w związku z bitwą, która jest nieodwołalnie przegrana. Cóż to za słowo, które brzmi niczym sygnał do ataku w uszach jego niegodnych następców. Tak, monarchia pod rządami starego Fryca to byłaby najlepsza forma państwa. Ale to tylko iluzja. Skąd wziąć wielkiego Fryca? Taki człowiek zdarza się jedynie raz na 100 lat w historii świata. (...) Ten wielki dowódca nazywa wojnę jedynie "udręką". Jego ideał to Sanssouci (letnia rezydencja władców Prus a potem niemieckich cesarzy, wzniesiony na polecenie króla Fryderyka II w latach 1745-1747), filozoficzne dysputy przy stole i (...) koncert na flecie. Wojnę prowadzi on jedynie z poczucia obowiązku i służby dla własnego narodu. Wielcy ludzie tworzą wielkie czasy - ale wielkie czasy nie tworzą wielkich ludzi. Co to znaczy wielkie czasy? Są czasy spokojne i niespokojne. Nasze należą do tych ostatnich. Czasy jednak stają się wielkie dzięki człowiekowi. Aleksander, Cezar, Barbarossa, Napoleon, Fryderyk, Bismarck. A jak żałosne były ich czasy, chciałoby się o nich nie myśleć. A tak w ogóle czas i człowiek są w organicznym związku. Gdy brakuje wielkiego człowieka, to oznacza, że czas jeszcze nie dojrzał. (...) Decyduje nie rozprzestrzenianie się na strony, lecz w dół i do góry. Już nasze dojrzałe czasy wydadzą wielkiego człowieka. Fryc to świetlisty wzorzec dla naszej słabej generacji. (...)






23 LIPCA 1924 r.


 (...) Polityka to kwaśny owoc. Konferencji londyńskiej znowu grozi impas (w czasie tej konferencji, mającej miejsce w lipcu i sierpniu 1924 r. amerykański finansista Charles Gates Dawes - przedłożył plan zmniejszenia i rozłożenia na dogodne raty reparacji wojennych, jakie miały zapłacić pokonane w I Wojnie Światowej Niemcy. Pomogło to ożywić niemiecką gospodarkę, ale jednocześnie nabiło bańkę spekulacyjną, która wybuchła w październiku 1929 r. i skończyła sie krachem na Wall Street, a nastepnie Wielkim Kryzysem finansowym). Żydzi nie chcą pieniędzy, nie mając pewności. A znowu Francuzi chcą innej formy zabezpieczenia. Przypadek, w którym nakładają się interesy niemieckie i żydowskie. Wyzyskiwacze nie będą więc zgodni. Walka między pieniądzem a narodem. Ostatnia walka o formę naszej kultury. Być może wkrótce będziemy tymi, którzy się śmieją ostatni. Francuski instynkt jest taki pewny i właściwy. Trzeba podziwiać ten uparty naród za jego narodową jednorodność. Francja ponad wszystko. Trudno wprost uwierzyć, że ten chory kraj stać jeszcze na takie narodowe uniesienie. (...)



28 LIPCA 1924 r.


 "Mein Leben" ("Moje życie") Richarda Wagnera. Tę książkę musi czytać co roku każdy młody artysta, który chciałby zwątpić w ten świat. To jest źródło odwagi, wytrwałości i siły przetrwania. Dlaczego mielibyśmy zwątpić, gdy w tym rozchwianym czasie akurat nam nie wiedzie się najlepiej, jeśli taki geniusz jak Wagner nie stracił odwagi. W tym czasie, który upływa przecież pod znakiem wyraźnie lepszych uwarunkowań zewnętrznych? 

Niemcy udają się do Londynu na konferencję. Złożyć podpis. Nie ma mowy o ewakuacji Zagłębia Ruhry (okupacja Nadrenii, w tym Zagłębia Ruhry przez Francuzów i Belgów, trwała od 1 grudnia 1918 r. do końca czerwca 1930 r.). Chcą nas wystrychnąć na dudka. W okresie pacyfizmu i demokracji. W tym świecie chce się wyć, można pęknąć ze śmiechu. 

Żyję stale w nerwowym niepokoju. Ta nędza pasożytnictwa. Łamię sobie głowę, jak mógłbym położyć kres tej niegodnej sytuacji. Jeśli się niczego nie chce - nic nie może się udać. Najpierw trzeba wszystko odrzucić: własny pogląd, odwagę cywilną, osobowość, charakter, aby stać się jakąś liczbą w tym świecie protekcji i kariery. Ja jeszcze tą liczbą nie jestem. Jestem wielkim zerem. I pewnie trudno mi będzie nią zostać. (...)

Młodzież akademicka. Przyszli przywódcy narodu. Narybek burżuazji. Nie można brać komunistom za złe, że nienawidzą oni tej burżuazji niczym zarazy. Rozmowa na tematy duchowe jest dla nich nudna i nieprzyjemna. Lubią natomiast sprośne kawały i paplaninę przy piwie. Są nawet zbyt leniwi, aby zagrać w skata. Wielu twierdzi, że także aby spółkować. Nic dziwnego, że stają się grubi, okrągli i tłuści. Entuzjazm - to przeżytek. Ci młodzi ludzie są starzy jak Matuzalem (biblijny Matuzalem - dziadek Noego, miał żyć 969 lat). To jest typ niemieckiego, małomiasteczkowego mieszczanina. Z takim nie rozprawimy się do końca. Tego rodzaju obywatel ma swoją wielką organizację w Reichstagu. Ten sam gatunek, tyle tylko że w powiększeniu i uzbrojony w bezpłatny bilet kolejowy pierwszej klasy. (...) Hasło: wyleźć z bagna. Niech żyje stowarzyszenie życzliwych. Niech żyje międzynarodowa swojskość. Co ma być, to będzie. Nic przecież nie możemy na to poradzić. 
 
Czy szkoda utracić takich "przyjaciół"? Biedny Richard (Flisges - najlepszy przyjaciel Goebbelsa, zginął w kopalni w 1923 r.)! Do jakiego towarzystwa chce się ciebie zaliczyć! Po stracie Anki i śmierci Richarda nie mam już prawdziwych przyjaciół i towarzyszy. Ale i tak muszę być wdzięczny losowi, że przez kilka lat wskazywał mi, co to jest prawdziwa miłość i takaż przyjaźń.Skąd wezmę inspirację i zachętę, jeśli nie z siebie samego? Czerpać z własnych zapasów oznacza jednak na dłuższą metę bezpłodność i zubożenie. Tęsknię za nowym człowiekiem. Mój eros jest chory. Nawet nie wolno mi o nim myśleć. W miłości my, ludzie, jesteśmy przecież wszyscy bezwstydnymi egoistami. Za fallusa ofiaruje się hekatombę nieśmiertelnych dusz. Przemawia przeze mnie rozpacz, ale przecież takie uczucie nie może zatriumfować. Negatywne myślenie prowadzi do zmęczenia, poczucia beznadziejności i rozpaczy. Z powrotem więc do rzeczy pozytywnych. 

 



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz