Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 20 maja 2021

JAK ŻYĆ MORALNIE I DOSTATNIO - Cz. III

CZYLI ANTYCZNE PORADY JAK ZDOBYĆ

FINANSOWĄ NIEZALEŻNOŚĆ I ŻYĆ W

ZGODZIE Z WŁASNYM SUMIENIEM



OPOWIEŚĆ DRUGA:

STAROŻYTNY RZYM




LIST SENEKI DO LUCYLIUSZA
(I wiek)






"CZY NIEWOLNIK TO TEŻ CZŁOWIEK?"


 "Z radością dowiedziałem się od tych, którzy przybywają od ciebie, że po przyjacielsku współżyjesz ze swoimi niewolnikami. Bardzo to przystoi twej roztropności i twemu wykształceniu. "Są to niewolnicy". Owszem, lecz i ludzie. "Są to niewolnicy". Owszem, lecz i współtowarzysze. "Są to niewolnicy". Owszem, lecz i pokorni przyjaciele. "Są to niewolnicy". Owszem, lecz także współuczestnicy niewoli, jeśli zważysz, że los ma tę samą moc nad niewolnikami i panami. Toteż śmieję się z tych, którzy za poniżenie mają obiadowanie razem ze swym niewolnikiem. Bo dlaczegoż mamy tak sądzić? Chyba tylko dlatego, że najbardziej tyrański zwyczaj otoczył biesiadującego pana całym tłumem stojących niewolników. Zjada ów pan więcej, niż może pomieścić, i z olbrzymim łakomstwem przeładowuje swój rozepchany żołądek, który odwykł już nawet od zwyczajnych powinności żołądka, przeładowuje, by z większym wysiłkiem, niż wtłoczył - wszystko z powrotem zwymiotować. A tymczasem nieszczęsnym jego niewolnikom nie wolno poruszyć wargami nawet po to, by coś powiedzieć. Rózga ucisza wszelkie szmery, przy czym spod kary chłosty nie są wyjęte nawet nieumyślnie wydane dźwięki, jak kaszel, kichnięcie i czkawka. Przerwanie ciszy jakimkolwiek odezwaniem się okupuje się wielkim cierpieniem. Całą noc przestoją nieraz głodni i niemi. Tak się już dzieje, że ci, którym nie wolno mówić w obecności pana, mówią potem wiele o panu, ci natomiast, którzy mogli rozmawiać nie tylko w obecności panów, ale i z samymi panami, którym ust nie zaszywano, gotowi byli dać za pana gardło, skierować na własną głowę grożące mu niebezpieczeństwo: na biesiadach głośno mówili, lecz na torturach zachowywali milczenie.

A potem przywodzi się w dodatku będące dowodem tej samej niewyrozumiałości przysłowie: tylu wrogów, ilu niewolników. Nie mamy w nich wrogów, sami ich takimi czynimy. Pomijam w tej chwili inne okrutne i nieludzkie nasze postępki, to, że obchodzimy się z nimi doprawdy nie jak z ludźmi, lecz jak ze zwierzętami roboczymi. Oto gdy układamy się do ucztowania, jeden z nich wyciera plwociny, drugi, leżąc pod łożem pana, zbiera wszystko, co pozostawiają pijani. Inny tnie wciąż kosztowne ptactwo: prowadząc wprawną rękę zręcznymi pociągnięciami przez pierś i kuper, wykrawa kąski. Nieszczęsny, który żyje tylko po to, by pięknie dzielić tuczony drób! Chyba że człowiek, który tej umiejętności gwoli rozkoszy uczy, jest nieszczęśliwszy od tego, który zmuszony jest jej się nauczyć. Jeszcze inny, przystrojony na podobieństwo niewiasty sługa, który podaje wino, musi walczyć ze swoim wiekiem: nie może wydobyć się z pacholęctwa, bo ciągną go wstecz, i choć ma już żołnierską postawę, gładki wskutek zeskrobania albo dokładnego wyskubania zarostu, czuwa przez całą noc, którą dzieli pomiędzy opijanie się i rozpustę swojego pana, przy czym w sypialni jest mężczyzną, a w czasie biesiady chłopięciem. Jeszcze inny, któremu powierzona jest ocena współbiesiadników, wystaje nieszczęśliwy i wypatruje, czyje pochlebstwo i nieumiarkowanie bądź w obżarstwie, bądź w sprośności mowy pozwala zaprosić go na dzień jutrzejszy. Dodaj tu jeszcze przygotowujących zakąski, którzy dokładnie znają podniebienie pańskie, którzy wiedzą, jakiej przystawki smak go podnieci, jakiej sam widok sprawi mu przyjemność, jakiej nowość może pobudzić apetyt nawet u cierpiącego na nudności, jaka wywoła w nim odrazę przez sam przesyt oraz na jaką dnia tego miałby ochotę. Pan nie znosi biesiadowania wespół z nimi i ma za ujmę dla swojej godności przystępowanie do stołu razem ze swoim niewolnikiem. O, strzeżcie go od tego bogowie! Lecz iluż może on mieć panów spośród niewolników!




Oto widziałem stojącego przed progiem Kallista dawnego jego właściciela. Ten, który zawiesił kiedyś na Kallista obwieszczenie sprzedaży, który wystawił go między najgorszymi niewolnikami, nie był teraz wpuszczany do domu, gdy wchodzili tam inni ludzie. Odwdzięczył mu się ów niewolnik wepchnięty niegdyś do pierwszej dekurii, na której wywoływacz próbuje zwykle swego głosu! Nawzajem go odtrącił i nie uznał za godnego swojego domu. Pan sprzedał Kallista, lecz jakże wiele sprzedał Kallistus swemu panu! Chcesz ty zważyć, że ten, którego zwiesz swym niewolnikiem, wziął początek z takiegoż jak ty nasienia, że korzysta z tego samego powietrza, że tak samo oddycha, tak samo żyje i tak samo umiera? Równie dobrze ty możesz go zobaczyć wolnym, jak on cię niewolnikiem. Po rozgromieniu Mariusza wielu ludzi najświetniejszego rodu, którzy wróżyli sobie, że przez służbę wojskową osiągną senatorską godność, zły los pognębił, czyniąc jednego pastuchem, a drugiego dozorcą nędznej chałupy. Gardź że teraz człowiekiem tego stanu, do którego sam możesz trafić właśnie wtedy, gdy odczuwasz wzgardę. Nie chcę się zapuszczać w tę ogromną dziedzinę i rozprawiać o wykorzystywaniu niewolników, w stosunku do których jesteśmy jak najbardziej wyniośli, okrutni i obelżywi. Jednakowoż główne me zalecenie wygląda następująco: żyj z niższym tak, jak chciałbyś, by wyższy żył z tobą. Ilekroć przyjdzie ci na myśl, jak wiele wolno ci w stosunku do twojego niewolnika, niechaj przyjdzie ci zarazem na myśl, że tyleż wolno twemu panu w stosunku do ciebie. "Ależ ja - powiesz na to - nie mam ponad sobą żadnego pana". Młody jesteś, może go będziesz miał. Czyż nie wiesz, w jakim wieku popadła w niewolę Hekuba, w jakim Krezus, w jakim matka Dariusza, w jakim Platon, w jakim Diogenes? Obchodź się więc z niewolnikiem łagodnie, nawet uprzejmie, przypuszczaj go i do rozmowy, i do rady, i do współżycia.

W tym miejscu zakrzyknie na mnie cała gromada wybrednisiów: "Nic bardziej poniżającego od tej rzeczy, nic haniebniejszego!". Otóż tych samych ludzi przydybię, jak całują po rękach cudzych niewolników. Czyż nie wiecie doprawdy, jak przodkowie nasi odwrócili wszelką nienawiść od panów oraz wszelkie pohańbienie od niewolników? Pana nazwali ojcem domowników, a niewolników swoimi domownikami, co w mimicznych sztukach teatralnych utrzymuje się do dnia dzisiejszego. Ustanowili dzień świąteczny nie po to, by wyłącznie w tym dniu panowie jadali z niewolnikami, lecz po to, by tak postępowali szczególnie tego dnia, pozwalali im też sprawować zaszczytne czynności, wymierzać sprawiedliwość i byli zdania, że dom jest malutką republiką. "Cóż tedy? Czy mam dopuszczać do swojego stołu wszystkich niewolników?" Tak samo jak wszystkich wolnych. Mylisz się, jeśli sądzisz, że niektórych odepchnę, ponieważ zajmują się brudnymi posługami, że odepchnę na przykład owego poganiacza mułów lub poganiacza wołów. Będę ich oceniał nie wedle posług, lecz wedle ich charakterów. Charakter każdy sam sobie kształtuje, zatrudnienia zaś wyznacza przypadek. Niech niektórzy obiadują z tobą, bo są już tego godni, a niektórzy, by stali się godni. Jeżeli bowiem wskutek obcowania z lichym otoczeniem jest w nich jeszcze coś niewolniczego, to współżycie z kimś szlachetniejszym otrząśnie ich z tego. Nie ma powodu, mój Lucyliuszu, żebyś szukał przyjaciela tylko na forum albo w kurii: jeśli dokładnie się rozejrzysz, znajdziesz go także w domu. Często dobry materiał leży nieużytecznie z braku biegłego rzemieślnika. Spróbuj więc i doświadcz. Tak jak nierozsądny jest ten, kto mając kupić konia nie ogląda samego zwierzęcia, lecz znajdujące się na nim siodło i uzdę, podobnież bardzo głupi jest ten, kto ocenia człowieka wedle szaty lub wedle stanu, który wszak również tylko otacza nas na kształt szaty.




"Jest niewolnikiem". Lecz może człowiekiem wolnego ducha. "Jest niewolnikiem". Czy może mu to szkodzić? Pokaż, kto nim nie jest. Oto jeden zostaje w niewoli swej chuci, drugi służy chciwości, trzeci próżności, a wszyscy są niewolnikami nadziei i strachu. Wymienię ci byłego konsula, wysługującego się podstarzałej niewieście, wymienię bogacza, który dał się opanować młodej służebnej, wskażę najznakomitszych młodzieńców niewolniczo nadskakujących aktorom mimicznym. Nie masz niewoli haniebniejszej niźli dobrowolna. Dlatego też nie daj się tym wybrednisiom odstraszyć, byś nie miał pokazywać się wesół swym niewolnikom i nie zaznaczać wyniośle swej wyższości: niech cię raczej szanują, niż się obawiają. Powie mi ktoś, że tym sposobem zachęcam niewolników do chwycenia za broń, a panów strącam z ich wyżyny, skoro rzekłem: niech raczej szanują pana, niż się boją. "Mają cię - zapyta następnie - szanować zupełnie tak, jak klienci, jak ci, którzy przychodzą cię pozdrowić?". Kto tak powie, zapomni, że panom nie będzie zbyt mało tego, co wystarcza bóstwu, któremu okazuje się szacunek i które zarazem się kocha. A miłość nie może się łączyć ze strachem. Moim zdaniem więc czynisz bardzo słusznie, że nie chcesz budzić lęku wśród swych niewolników, że stosujesz napomnienia słowne: batem karci się tylko stwory nieme. Nie wszystko, co nas razi, zaraz przynosi nam szkodę. Zbytek sprawia, że posuwamy się aż do wściekłości, przy czym wszystko, co nie odpowiada naszym życzeniom, wywołuje w nas gniew. Przybieramy usposobienie władców, bo również i oni, niepomni ani własnej mocy, ani słabości innych ludzi, tak się unoszą oraz tak się srożą, jakby zostali pokrzywdzeni, choć przecież wysokość stanowiska władców w zupełności ubezpiecza ich przed tego rodzaju niemiłymi doświadczeniami. I dobrze wiedzą oni o tym, ale szukają sposobności do szkodzenia i gorliwie starają się ją wykorzystać. Udają, że doznali krzywdy, aby ją wyrządzić komu innemu. Lecz nie chcę nudzić ciebie dalej. Albowiem zagrzewanie ciebie nie wydaje mi się potrzebne. Dobre obyczaje mają między innymi tę właściwość, że znajdują upodobanie same w sobie i tak trwają. Złośliwość zaś jest niestateczna: często się przemienia, chociaż nie w coś lepszego, a tylko w coś innego. 

Bądź zdrów"
 



CYCERON
(I wiek p.n.e.)






"RADOŚĆ I SMUTEK - CZYLI JAK TO Z NAMI JEST NA TYM ŚWIECIE?"



Cyceron został oskarżony o rozmyślne skazanie na śmierć (63 r. p.n.e.) bez wyroku sądowego członków sprzysiężenia Lucjusza Sergiusza Katyliny - wśród których byli Lentulus, Cetugus i wielu innych, o których stracenie Cyceron skwitował krótkim stwierdzeniem: "Stracili życie!". Sprawa ta ciągnęła się potem za Cyceronem a gdy (ze względu na konflikt swej żony - Terencji, która nienawidziła Klodii, siostry Publiusza Klodiusza Pulchera, za to że ta kiedyś chciała zostać żoną Cycerona) rozpalił się jego konflikt z Klodiuszem (który początkowo udawał swą przyjaźń, twierdząc że pragnie się z Cyceronem pojednać i że wszelkie intrygi był efektem nieporozumień lub knowań Terencji. Cyceron, szykujący się już na wojnę do Galii jako legat Juliusza Cezara, ostatecznie zrezygnował z tej wyprawy, ufając w zapewnienia Klodiusza - który zawsze wyrażał się o Cyceronie bardzo pochlebnie - i dopiero wówczas Klodiusz odkrył swoją prawdziwą twarz. Cyceron zraził do ciebie Cezara - który poczuł się dotknięty afrontem nagłej odmowy udziału w kampanii galijskiej, o którą wcześniej Cyceron sam się u niego starał - zaś Klodiusz oskarżył go o złamanie prawa, jakim było skazanie na śmierć bez sądu rzymskich obywateli. Cyceron starał się jeszcze zyskać poparcie Pompejusza - który jemu wcześniej wiele zawdzięczał w polityce, ale ten, będąc zięciem Cezara i wiedząc o niechętnych tego uczuciach wobec Cycerona, unikał go jak tylko mógł, dochodziło nawet do tego, że uciekał ze swojego domu oknem, gdy Cyceron wysyłał niewolnika lub sam przychodził pod jego drzwi. Wiedząc że jego kariera polityczna stoi pod znakiem zapytania i obawiając się konsekwencji swoich działań z czasów buntu  Katyliny, wdział Cyceron czarną, żałobną szatę, zapuścił brodę i tak chodził po mieście prosząc lud o łaskę. Klodiusz zaś, wraz ze swymi kompanami zachodził mu drogę i wyśmiewał się z niego a czasami też rzucał w niego kamieniami. Ostatecznie Lucjusz Lukullus poradził mu, aby opuścił Rzym i udał się na dobrowolne wygnanie. 

Tak też Cyceron uczynił w kwietniu 58 r. p.n.e. udając się na Sycylię, a w międzyczasie Klodiusz przeprowadził w senacie ustawę skazującą Cycerona na wygnanie i zakazującą udzielać mu jakiejkolwiek pomocy w promieniu 500 mil od Rzymu. Wówczas i pretor Sycylii - Gajusz Wergiliusz - prywatnie "przyjaciel" Cycerona - zabronił mu postawić stopę na tej wyspie. Cyceron udał się więc na Wschód, do Grecji. Cały jego majątek został skonfiskowany i spalony: willa w Formiach i w Tusculum, a także dom na Palatynie w Rzymie. Jego żona i córka nie zaznały biedy tylko dlatego, że Terencja miała własny dość duży majątek, gdzie też wraz z córką się przeniosła. Dopiero gdy buta Klodiusza zaczęła doskwierać innym politykom, a jego ludzie wszczynali burdy i atakowali nawet senatorów zmuszając ich do głosowania tak, jak sobie tego życzył Klodiusz, zmieniło się nastawienie ludu i polityków do Cycerona. Pompejusz ze swoimi weteranami wypędził terroryzujące Rzymian bandy Klodiusza z Forum Romanum - kładąc trupem wielu z nich - a na zgromadzeniu ludowym cofnięto wygnanie Cycerona i uznano konieczność odbudowy zniszczonych jego posiadłości na koszt państwa. Po szesnastu miesiącach wygnania Cyceron powrócił do portu w Brundyzjum - 5 sierpnia 57 r. p.n.e. W swym liście do Tytusa Pomponiusza Attyka, Cyceron daje upust swym emocjom, jakich doznał tam właśnie, gdy na jego powitanie na italskiej ziemi przybyła żona - Terencja i córka - Tullia. Szczególnie powitanie swej 22-letniej córki było wyjątkową radością, jaką odczuwał wówczas Cyceron i o czym pisał w swym liście do Attyka:





 "Przyjechałem do Brundisium w Nony sekstylskie. Tam mnie spotkała moja Tulliola w sam dzień swoich urodzin, który przypadkiem był także dniem urodzin kolonii brundyzyńskiej jako też i twojej sąsiadki Salutis (Cyceron zwracał się tutaj bezpośrednio do Attyka). A jaki był mój powrót, kto tego nie wie? Jak do mnie przy moim przybyciu Brundyzyńczycy niby prawicę całej Italii i samej mojej ojczyzny wyciągnęli, który to dzień był też dniem urodzin mojej ukochanej córki, ją wtedy po raz pierwszy zobaczy­łem po tak bolesnej tęsknocie i żałobie (...) Bogowie zaś tak jawnie w tych czasach przyszli nam z pomocą i ratunkiem, że prawie mogliśmy ich widzieć na własne oczy. Zostawiając bowiem na uboczu owe inne znaki, owe żagwie i łunę nieba na zachodzie, owe pioruny, trzęsienia ziemi i tak dalej, których zdarzyło się tyle za mego konsulatu, że zdawało się, bogowie przepowiadali nam to, co teraz nastąpiło, zostawiając na uboczu to wszystko, tego jednak, o czym mam teraz powiedzieć, ani pomijać, ani zapominać nie wolno".





Miłość Cycerona do córki była ogromna. Kochał ją tak bardzo, że gdy zmarła w wieku zaledwie 34 lat, jego świat filozofii i wyobrażeń, jakich był wierny całe życie, doprawdy się rozpadł. Był to czas, gdy Cyceron powrócił już do Rzymu po klęsce Pompejusza w wojnie domowej z Cezarem i po tym jak Cezar przebaczył jemu i wielu innym pompejańczykom. Smutek, żal, ale i nadzieja przebija z każdego jego listu, pisanego po roku 45 p.n.e. Cyceron, dotąd tak sceptyczny w stosunku do bogów (choć jak zachorował to kazał swej żonie, aby ta odprawiła za niego odpowiednie obrzędy religijne za zdrowie i pomyślność rodziny, gdyż w Rzymie takie sprawy leżały w domenie przynależnej kobietom i to one zwracały się z prośbami do bogów. Cyceron był co prawda sceptyczny co do wpływu bogów na życie ludzi, ale z domu rodzinnego w Arpinum wyniósł głębokie przeświadczenie że pewne obrzędy należy poczynić bez względu na wszystko. Tak został wychowany przez swoją matkę - Helwię i od swej żony domagał się wypełniania tych samych kobiecych obowiązków względem bogów, które wyniósł z rodzinnego domu) po śmierci swej córki przeszedł jakby odmianę i był gotów nawet ufundować świątynię za duszę i pamięć swej Tullioli. Pisał bowiem tak: "Dusze wszystkich są nieśmiertelne, a dusze dobrych są boskie (...) Już sama przyroda tak urządziła, że nie mamy nic milszego, nic droższego, nic równie godnego naszej troski i naszej miłości (...) nad nasze córki". Wcześniej polemizował a czasem nawet wyśmiewał się z tych, którzy upierali się nad twierdzeniem w istnienie bogów i ich wpływ na życie ludzi, lecz po śmierci Tulli sam twierdził jasno i zdecydowanie:


"Tullia żyje! Nie zginęła! Ona żyje w Niebie przyjęta w poczet bogów" 


Jego myśli w ostatnich latach życia upływały pod znakiem ufundowania świątyni ku pamięci jego córki, gdyż - jak pisał w "Prawach: "Za bogów niech mają i tych, którzy zawsze byli uważani za niebian, i tych również, których umieściły w niebie ich zasługi". W liście do Attyka deklarował chęć wyłożenia znacznych środków na budowę świątyni, pisząc: "Co do mnie, to już nie dbam o dochody i mogę być zadowolony skromnym dostatkiem. Czasami myślę o kupnie jakiegoś parku za Tybrem, i to z następującego powodu: nie znam drugiego miejsca, które by było tak licznie odwiedzane przez przechodniów. Ale gdzie, to zobaczymy, kiedy się spotkamy, warunkiem jest jednak, by świątynia została skończona jeszcze tego lata", w innym liście dodaje: "Nie trzeba mi już więcej ani srebra, ani szat, ani uroczych miejsc: tego jedynie trzeba (...) świątyni boskiej Tulii". W jeszcze innym liście pisze: "Chcę, żeby powstała świątynia, nie mogę porzucić tej myśli. Podobieństwa grobowca pragnę uniknąć (...) Mógłbym to osiągnąć, zbudowawszy ją przy samej willi, ale boję się zmiany właścicieli. Poza willą, gdziekolwiek bym ją zbudował, mógłbym, zdaje się, dopiąć swego celu, żeby potomni odnosili się do niej z czcią religijną. Musisz być pobłażliwy dla tej mojej - zgadzam się - niedorzecznej zachcianki". Wszystkie te listy pochodzą z 45 r. p.n.e., ale wówczas Cyceron - pomimo wielu prób - nie znalazł dogodnego miejsca pod budowę owej świątyni. Z początkiem 44 r. p.n.e. wreszcie udało mu się znaleźć dogodne miejsce, pisał do Attyka: "Pragnę jak najmocniej tej świątyni, jeżeli nie zobaczę jej (...) przynajmniej w budowie (...) to nie będę siebie uważał za wolnego od grzechu", oraz "Do tej budowli, której pragniemy, najwięcej się nadaje ten gaj, wiedziałem o nim, ale przedtem bywał mało uczęszczany, teraz zaś słyszę, że go zwiedzają bardzo często. Wolę go więc od wszelkich innych. W tej sprawie, na bogów bądź pobłażliwy dla mego nierozsądku".

Wkrótce jednak wydarzenia polityczne odciągnęły Cycerona od zaplanowanej budowy, gdyż 15 marca 44 r. p.n.e. w Teatrze Pompejusza (w którym wówczas obradował senat) zamordowany został Gajusz Juliusz Cezar, a Cyceron ponownie wciągnął się w polityczne rozgrywki, otwarcie popierając morderców Cezara - Brutusa i Kasjusza, przeciw Markowi Antoniuszowi i Gajuszowi Oktawianowi Cezarowi (tego pierwszego nienawidził, a tego drugiego obawiał się ambicji i żądzy dokończenia dzieła Cezara). 7 grudnia 43 r. p.n.e. Cyceron został zamordowany w wyniku proskrypcji wprowadzonych przez triumwirów, a jego ręce Marek Antoniusz kazał przybić do drzwi budynku senatu. Świątynia Tulii nigdy nie powstała (prace budowlane nawet się nie rozpoczęły), a dusza Cycerona połączyła się wreszcie z duszą jego ukochanej Tullioli.








CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz