NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)
NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI
GWAŁTÓW W HISTORII
145 r. p.n.e.
GWAŁT NA WESELU
Cz. XII
BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. XII
A tymczasem w Grecji po podpisaniu (387/386 r. p.n.e.) Pokoju Królewskiego (zwanego również Pokojem Antalkidasa - od imienia spartańskiego nauarchy - czyli naczelnika floty), Lacedemon ponownie przejął dominację w całej kontynentalnej Helladzie, dzieląc się z Persami władzą nad Grekami z Grecji właściwej i tymi z małoazjatyckich rubieży. Spartanie wychodzili bowiem z założenia, że i tak nie są w stanie zapewnić ochrony wszystkim Hellenom, a zawiązując z Persją układ, mogą panować nad Grecją na zasadzie dwubiegunowej (i wzajemnie się wspierającej) dominacji. Odżyła zatem potęga Lacedemonu, podobnie jak to miało miejsce po zwycięstwie w Wojnie Peloponeskiej roku 404 p.n.e. i znów Hellada musiała zaakceptować spartańską "opiekę". Na czoło polityki Lacedemonu wysunął się teraz król - Agesilaos II z rodu Eurypontydów, jednak nie zyskał takiej sławy, w jakiej pławił się dwadzieścia lat wcześniej jego krajan - Lizander, zdobywca Aten. Mimo to poglądy obu mężów były ze sobą zbieżne, i jeden i drugi dążyli do uczynienia ze Sparty prawdziwego mocarstwa, zdolnego zaprowadzić porządek nie tylko w samej Grecji, ale również siły zdolnej pokonać Persów. Była to więc typowa polityka wielkomocarstwowa, która jednak napotykała przeszkody w drugim spartańskim królu - Agesipolisie I z rodu Agiadów. Ów władca uważał bowiem, że Sparta realnie utrzyma swą dominację w Helladzie tylko stojąc na czele ogólnogreckiego pokoju i przewodząc Grekom dzięki sile cnót sprawiedliwości i kompromisu. Niestety, taka polityka była nazbyt idealistyczna i stała w kontrze imperialnym planom Agesilaosa, który podczas ostatniej wojny (Wojny Korynckiej z lat 395-387 p.n.e.) zdobył sobie uznanie żołnierzy i przywiązanie ludu spartańskiego. Bowiem ów monarcha, będący zarówno gorącym lacedemońskim patriotą, wrogiem demokracji, dobrym wodzem i zuchwałym żołnierzem, wyrobił sobie wśród Spartan opinię porównywalną do tej, jaką wcześniej cieszył się Lizander (w przeciwieństwie jednak do niego, Agesilaos poza samą Spartą nie zdobył nigdzie w Grecji większego podziwu). Teraz podział był jasny - Grecja pozostaje pod dominacją Sparty, a Azja Mniejsza (oraz greckie miasta, porty i emporie na wybrzeżach Morza Czarnego) przechodzą pod władzę Króla Królów. Lacedemończycy postanowili więc ostatecznie utwierdzić swą władzę w Helladzie i przymusić do posłuszeństwa wszystkich tych, którzy jeszcze liczyli na utrzymanie w tym systemie własnej niezależności.
W 385 r. p.n.e. zwycięstwo polityki Agesilaosa było w Sparcie już totalne i Agesipolis musiał się temu podporządkować. Na pierwszy więc ogień poszły teraz te demokracje, które ostały się jeszcze po zawarciu Pokoju Królewskiego, a były to dwa miasta na Peloponezie - Mantineja i Flius, które odmówiły zainstalowania u siebie oligarchicznej (wspieranej przez Spartan) formy rządów. Agesilaos nie znosił demokracji i demokratów - uważał ich bowiem za szkodliwych demagogów, odciągających ludzi od ich naturalnych ram rozwoju społecznego (uważał że nie każdy człowiek jest powołany do tego, aby móc decydować o polityce i że jedynie forma oligarchiczna jest najlepsza, gdyż utwierdza naturalny stopień społecznego rozwoju obywateli, podczas gdy demokraci chcą wszystko postawić na głowie i oddać władzę w ręce nieprzygotowanych do tego tłumów, które często kierują się nie rozumem, a emocjami). Dlatego też nie widział miejsca dla demokracji w spartańskiej "strefie wpływów" (oczywiście wyłączając Ateny, gdzie demokracja stawała się już powoli prawdziwą religią, a na Pnyksie znajdował się nawet posąd bogini Demokratii), a już z pewnością nie zamierzał akceptować demokracji na Peloponezie. Flius było mniejszym miastem, leżącym w Argolidzie, na południowy zachód od Koryntu, dlatego też jako pierwszą za cel obrał sobie Agesilaos właśnie Mantineję - tę "zawalidrogę" leżącą w Arkadii, która już od dłuższego czasu brała aktywny udział w antyspartańskiej polityce. Agesilaos zażądał więc zmiany ustroju polis, a gdy Mantinejczycy zdecydowanie odmówili, jako pretekst do wojny użył oskarżenia, że Mantineja - należąc do Symmachii (Związku Peloponeskiego pod przewodnictwem Sparty), nie wysłała w czasie Wojny Korynckiej posiłków zbrojnych dla Lacedemonu, a dodatkowo posłała zboże dla Argos - wrogiego Sparcie miasta w czasie ostatniej wojny. Agesilaos jednak miał problem z tym miastem, gdyż Mantineja wyświadczyła jego ojcu - Archidamosowi II po 464 r. p.n.e. (czyli po wielkim trzęsieniu ziemi w Lakonii i Mesenii, które doprowadziło do wybuchu powstania helotów - zwanego również III Wojną Meseńską) znaczną pomoc, dlatego też przyzwoitość zabraniała Agesilaosowi stanąć teraz na czele tej wyprawy. Poprosił więc Agesipolisa, aby to on objął dowództwo armii maszerującej na Mantineję. Agesipolis zgodził się, choć również i jego ojciec - Pauzaniasz, był w bardzo dobrych stosunkach z demokratycznymi władzami w tymże polis (Agesipolis był znacznie młodszy i mniej doświadczony od Agesilaosa i nie dostrzegał, że w obu przypadkach - jego triumfu lub porażki, prawdziwym zwycięzcą i tak będzie Agesilaos, gdyż w pierwszym przypadku włączy go do realizacji swojej polityki, a drugim - sam stanie na czele kolejnej armii atakującej Mantineję, tym samym ośmieszając Agesipolisa).
Natomiast zagrożona Mantineja czym prędzej posłała gońców do Argos i do Aten z prośbą o natychmiastową pomoc, ale miasta te - nie chcąc ponownie antagonizować się ze Spartą - odmówiły wsparcia. Mantineja liczyła sobie wówczas zaledwie 85 lat, była więc stosunkowo młodym polis. Założona została ok. 470 r. p.n.e. (gdy archontem w Atenach był Praksiergos 471/470 r. p.n.e.) z połączenia (synojkizmu) pięciu okolicznych wsi. Od samych swych narodzin polis to przybrało wybitnie antyspartańskie oblicze, którego ojcem mógł być Temistokles (nie ma ku temu jednak żadnych dowodów i jedynie podejrzenie kilku historyków sprowadza nas na te tory). W 464 r. p.n.e. po owej wielkiej katastrofie jaka dotknęła wówczas Spartę, Mantineja (i wiele innych polis z Peloponezu, jak również Ateny) pospieszyła na pomoc, ratując tych, którzy przetrwali wówczas trzęsienie ziemi, oraz posyłając oddział do walki ze zbuntowanymi helotami w Mesenii. Wkrótce potem Mantineja znalazła się także w Związku Peloponeskim. Będąc członkiem Symmachii znalazła się Mantineja w gronie sojuszników Sparty na początku wielkiej Wojny Peloponeskiej (431-421 p.n.e.), ale już ok. 420 r. p.n.e. demokraci z Mantinei zaczęli szukać porozumienia z Atenami przeciwko Sparcie i w 418 r. doszło do bitwy pod Mantineją, w której to z jednej strony udział wzięli Lacedemończycy, Tegejczycy i Arkadyjczycy, zaś z drugiej Ateńczycy, Argejczycy i właśnie Mantinejczycy. Bitwa zakończyła się jednak świetnym zwycięstwem Spartan i ich sprzymierzeńców. Argiwczycy i Mantinejczycy szybko zmienili wówczas strony (418/417 r. p.n.e.) podpisując z Lacedemonem pokój i wracając do Symmachii (Argos nie należało wcześniej do Związku Peloponeskiego, zatem podpisało jedynie ze Spartanami pokój na lat pięćdziesiąt, natomiast Mantinejczycy, jak również szukający poparcia w Atenach Elejczycy - powrócili do Związku). Po zwycięstwie Sparty w Wojnie Peloponeskiej sojusz ten przetrwał, ale Wojna Koryncka znów ukazała rozbieżności pomiędzy owymi dwoma polis, a już żądanie Sparty, aby Mantinejczycy porzucili demokrację i uznali u siebie system oligarchiczny - było powodem do kolejnego zerwania sojuszu i wystąpienia Mantinei ze Spartańskiej Symmachii, a także podjęcia kroków do kolejnej wojny.
Mieszkańcy miasta gorączkowo przygotowywali się do obrony, zdając sobie sprawę z faktu, że nikt nie przyjdzie im z odsieczą. Mężczyźni, kobiety i dzieci pracowali dzień i noc nad umacnianiem murów obronnych i szykowaniem zapasów pożywienia na wypadek długiego oblężenia. Gdy nadeszły wojska Lacedemonu, doszło do walk, ale Mantinejczycy bronili się dzielnie do czasu, aż Agesipolis nie nakazał odwrócić biegu rzeki, tak, że podmyła ona część murów obronnych, w wyniku czego zaczęły się one kruszyć i rozpadać, a wówczas przez ową lukę w murze do miasta wdarli się spartańscy hoplici siejąc przerażenie. Ostatecznie miasto musiało się poddać, a zwycięzcy doszczętnie je złupili i spalili, nakazując pozostałej ludności powrót (dioikismos) do pięciu wiosek, z których niegdyś tamtejsza ludność wyszła, tworząc Mantineję. W samej Mantinei (która teraz stała się wsią) pozwolono zamieszkać tylko dotychczasowym kapłanom, cała reszta musiała jednak ten teren opuścić. Należy jednak dodać, że Spartanie, pomimo samego złupienia miasta, nie dokonywali tutaj zbyt wielu morderstw ani gwałtów na ludności cywilnej, może dlatego część historyków uważa postępowanie Spartan za "łagodne" (ponoć miano puścić wolno nawet sześćdziesięciu najbardziej zagorzałych demokratów) i już wiosną 384 r. p.n.e. Agesipolis wrócił do Sparty. Przerażony tym, co spotkało Mantineję - Flius oczywiście zgodził się przyjąć z powrotem wygnanych oligarchów, ale gdy ci powrócili, szybko doszło do konfliktów z wciąż będącymi u władzy demokratami, choć na razie Lacedemończycy zbytnio się tym tematem nie interesowali. Zresztą lata 386-381 p.n.e. były okresem kolejnych spartańskich sukcesów. W 386 r. p.n.e. grożąc tylko interwencją militarną, zmuszono Teby beockie do uznania Pokoju Antalkidasa, oraz do rozwiązania Związku Beockiego - który to Sparta postrzegała jako zagrożenie dla własnej Symmachii. Tebańczycy się ugięli, a rządzące Tebami (od 396 r. p.n.e.) stronnictwo proateńskie pod wodzą Ismeniasa, ustąpić teraz musiało miejsca prospartańskiej frakcji Leontiadesa. W 384 r. p.n.e. Lacedemończycy zainstalowali swoje garnizony w Tespiach i w Platejach w Beocji (ludność tego ostatniego miasta schroniła się w 431 r. p.n.e. w Atenach i ponownie powróciła do Platei dopiero po roku 387 p.n.e., odbudowując je ze zgliszczy).
Tak całkowita dominacja Lacedemonu w Helladzie zaczęła jednak budzić obawy wśród Greków, czego doskonałym przykładem jest chociażby owa sławna "Mowa Olimpijska" Ateńczyka - Lizjasza, napisana z okazji - 99 Igrzysk Olimpijskich w 384 r. p.n.e. Lizjasz wyraził tam swą skargę na rzeczywistość polityczną, jaka zaistniała po podpisaniu Pokoju Antalkidasa i tego, że część Greków - przy aprobacje Sparty - pozostała w niewoli u Persów. Autor jednak w swej mowie zwracał się do Spartan, aby - skoro już są hegemonem Hellady - to ponownie przywrócili wolność tymże zniewolonym Grekom. W tym też mniej więcej czasie, na zgromadzeniu Związku Peloponeskiego w Lacedemonie, geronci postanowili zmienić nieco zasady obowiązujące członków tejże Symmachii, a mianowicie uznano dotychczasową zasadę wysyłania żołnierzy przez poszczególne polis na organizowane przez Związek kampanie wojenne, już za zbyteczne. Teraz domagano się - podobnie jak Ateny w czasach świetności Związku Delijskiego - jedynie pieniędzy. Innymi słowy, sprzymierzone polis nie musiały już przysyłać własnych żołnierzy, a w zamian wysłać miały określoną sumę pieniędzy, za którą Sparta już sama wystawiłaby sobie żołnierzy (tak właśnie postępowali Ateńczycy w czasach Peryklesa i Wojny Peloponeskiej, gdy wykorzystywano flotę wojenną, jako straszaka dla członków Związku, a do Aten co cztery lata - na Wielkie Panatenaje - spraszano wszystkich sprzymierzeńców, aby ich publicznie upokorzyć, w przypadku gdy ci nie wywiązywali się z narzuconych przez Ateńczyków danin. Wówczas młodzieńcy z dobrych ateńskich domów ubrani na biało, nieśli w dłoniach (w drodze na Akropol) tabliczki, na których wypisane były te polis, które już zapłaciły pieniądze, zaś odziani w czarne stroje niewolnicy podążali za nimi, niosąc w dłoniach tabliczki z nazwani tych miast, które wciąż zwlekały z opłatą. Przekaz był więc jasny - albo płacicie, albo was wymordujemy a wasze kobiety i dzieci zamienimy w niewolników. Nic dziwnego że wielu przedstawicieli miast sprzymierzonych z Atenami nie chciało wcale tam przyjeżdżać, ale nieobecność mogła również być potraktowana jako wrogi akt, przez co zjeżdżano do grodu Ateny, oglądając monumentalne budowle Akropolu wzniesione z pieniędzy związkowych, które - przynajmniej oficjalnie - miały służyć zapewnieniu ochrony Grekom przed ponowną perską inwazją). Teraz Sparta wchodziła w te same, tak znienawidzone już przez Hellenów "ateńskie buty".
Lacedemończycy ustalili sobie cennik, który miał obowiązywać członków Symmachii, i tak: za jednego hoplitę w pełnym uzbrojeniu miano zapłacić pół drachmy egineckiej dziennie, zaś za jeźdźca stawka wynosiła jedną drachmę eginecką dziennie. Oczywiście ci, którzy wciąż chcieli przysyłać własnych żołnierzy, mieli do tego prawo, ale jednocześnie wprowadzono nowość w postaci określonej z góry grzywny, którą dane polis miało zapłacić, w przypadku choćby jednej dezercji. Tak oto teraz wyglądała nowa rzeczywistość członków Związku Peloponeskiego. W 382 r. p.n.e. nadarzyła się Lacedemończykom niebywała okazja rozprawienia się ze Związkiem Chalkidyckim pod przewodnictwem Olintu. Było to o tyle ważne, że Związek Chalkidycki w czasie Wojny Korynckiej stał po stronie Aten i Teb, czyli tych polis, które wciąż jeszcze opierały się spartańskiej hegemonii w całej Grecji. Do Sparty z prośbą o pomoc, zwróciły się dwa zagrożone przez Olint miasta - Akantos i Apollonia, a także król Macedonii - Amyntas III (dziadek Aleksandra Wielkiego). Geronci oczywiście przyjęli prośbę i zapowiedzieli swą pomoc oraz posłali spartańską armię drogą lądową przez Argolidę, Megarydę i Beocję - nim jednak wojska tam dotarły, w Tebach doszło do kilku wypadków, które w ostateczności doprowadzą do wielu zmian (w tym również do narodzin nowożytnej Macedonii, choć do tego była jeszcze dłuuuuga droga). Mianowicie, prospartańskie stronnictwo Leontiadesa ponownie utraciło władzę na korzyść stronnictwa Ismeniasa, które to posłało do Olintu niewielkie - aczkolwiek zauważalne - tebańskie wojsko. Gdy więc Spartanie weszli do Beocji, Leontiades wysłał wiadomość do wodza 8000 spartańskich hoplitów - Fojbidiasa (jego brat - Eudamidas z 2000 żołnierzy wyruszył już wcześniej ku Chalkidyce), zapraszając go do Teb. Ten przyjął zaproszenie i szybkim marszem znalazł się pod miastem, do którego spartańskie wojska zostały wprowadzone podstępem przez Leontiadesa i ludzi z jego otoczenia, a przy tym szybko obsadziły Kadmeę (czyli miejskie wzgórze, mające takie samo znaczenie dla Teb, jak Akropol dla Aten, czy Akrokorynt dla Koryntu). W tej sytuacji 300 zwolenników Ismeniasa zbiegło wówczas do Aten (choć sam Ismenias został aresztowany i postawiono mu zarzuty... "sprzyjania Persom", gdyż podczas Wojny Korynckiej przyjął on pieniądze od Timokratesa - wysłannika Farnabazosa, perskiego satrapy Bitynii i Frygii), na ich czele stanął teraz Androklejdas, a Leontiades ponownie objął ster nowego, prospartańskiego rządu Teb.
W Tebach oczywiście pozostawiono jedynie niewielki spartański oddział, zaś pozostała armia pomaszerowała dalej na Północ, ku Chalkidyce pod dowództwem Teleutiasa. Leontiades zaś udał się do Sparty, aby uzyskać potwierdzenie dla swego rządu i czynu, jakiego dopuścił się Fojbidias. Niestety, w Sparcie nie uzyskał uznania, gdyż ogromna większość gerontów była negatywnie usposobiona dla takich działań i jedynie stanowisko Agesilaosa (który twierdził że Fojbidias co prawda bez pozwolenia i na własną rękę zajął Teby, ale jednak dobrze przysłużył się ojczyźnie) spowodowało, że Fojbidiasa nie ściągnięto z urzędu i nie wezwano do Sparty na proces, a jedynie wymierzono mu grzywnę za niesubordynację. Sprawa zajęcia przez Fojbidiasa Kadmei bardzo szybko obiła się echem po całej Grecji, wywołując negatywne emocje. "Jak to" - pytano - "to ci, którzy dotąd zawsze powoływali się na zasadę autonomii Hellenów, teraz dopuszczają się takiego aktu bezprawia?" - trudno było te głosy uciszyć, a renoma Lacedemonu po raz kolejny podupadła wśród greckich polis. Jeszcze większe oburzenie wybuchło, gdy okazało się że Fojbidias - mając pełne poparcie gerontów, Agesilaosa, oraz wielu innych miast Związku Peloponeskiego - skazał na śmierć Ismeniasa (oficjalnie uczynili to posłani z Lacedemonu i innych miast sędziowie, zatem Fojbidias teoretycznie zrzucał z siebie odpowiedzialność za tę śmierć, realnie jednak to właśnie on stał za wyrokiem skazującym, jako że wspierający go Agesilaos wmówił sobie, że Ismenias był odpowiedzialny za wydarzenia mające miejsce w Aulis na początku Wojny Korynckiej - o czym pisałem już w poprzednich częściach. To była więc zwykła zemsta polityczna, choć nikt nie mógłby udowodnić Ismeniasowi, że rzeczywiście przyłożył rękę do tamtych wydarzeń). Grecy nie mieli już więc żadnych wątpliwości, Lacedemończycy stają się karykaturą samych siebie i nic już nie zostało z ich szczytnych haseł o wolności Hellenów i prawie do autonomii wszystkich polis. Teraz - podobnie jak w "Folwarku zwierzęcym" świnie zaczynają upodabniać się do ludzi, tak Lacedemończycy coraz bardziej przypominali znienawidzonych Ateńczyków, których klęska (w 404 r. p.n.e.) i upadek Związku Morskiego została przyjęta w greckim świecie jednym wielkim okrzykiem radości.
W 381 r. p.n.e. miały miejsce jeszcze dwa istotne wydarzenia. Mianowicie ostatecznie konflikt oligarchów i demokratów z Flius wszedł w fazę gorącą, a demokratom udało się utrzymać władzę w mieście i ponownie wypędzić zeń oligarchów. Ci, nie widząc dla siebie innego wyjścia, zwrócili się teraz z prośbą o pomoc do Sparty, którą to pomoc geruzja oczywiście im udzieliła i ku Flius skierowano armię pod dowództwem Agesilaosa, mającą na celu przywrócić oligarchów do władzy. Mieszkańcy miasta jednak - choć również pozbawieni wsparcia i zdani tylko na siebie samych - doskonale przygotowali się do obrony, wzmacniając mury obronne, zaopatrując się w zapasy żywności i wody, oraz starając się zgromadzić szybkie oddziały konne, mające szarpać i znosić mniejsze siły Agesilaosa, wysyłane np. w celu zdobycia zaopatrzenia lub drewna na opał. Rzeczywiście, determinacja mieszkańców Flius do utrzymania swej niezależności i demokratycznej formy rządów była olbrzymia, ale niestety, nie mając znikąd pomocy musieli wreszcie skapitulować po dwudziestu miesiącach oblężenia (379 r. p.n.e.). Zwycięski Agesilaos przywrócił do władzy w mieście oligarchów, srogo ukarał demokratów i na pół roku umieścił swój garnizon w tym polis. Wydawało się że nic już nie zagrozi spartańskiej dominacji w Helladzie, ale wówczas okazało się że sprawy w Chalkidyce nie idą tak, jak by sobie tego życzono, a Lacedemończycy zaczynają zmagać się z dużymi przeszkodami - mało tego, zaczynają ginąć sami wodzowie...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz