Łączna liczba wyświetleń

piątek, 17 grudnia 2021

WIELKIE PODRÓŻE - Cz. I

 CZYLI TURYSTYKA OD STAROŻYTNOŚCI

PO WSPÓŁCZESNE CZASY

TOTALITARNYCH OBOSTRZEŃ

PANDEMICZNYCH




 
 Już dawno przymierzałem się kompleksowo do podjęcia tego tematu i nawet dwu lub trzykrotnie podjąłem kilka odrębnych relacji z podróży i wakacji spędzanych na przestrzeni wieków - ale dalej już tego nie kontynuowałem. Teraz więc powróciłem do zadania opisania podróży tych sławnych i mniej sławnych ludzi w dziejach (np. podróże Jakuba Sobieskiego - syna króla Jana III - po Europie, albo podróż Thomasa Jeffersona po Francji i Włoszech, albo też podróże po Moskwie za czasów Stalina, lub po przedwojennym Berlinie w latach 30-tych XX wieku). Temat ten nie jest i nie będzie uporządkowany chronologicznie, ponieważ jest wiele interesujących historii które można w taki sposób niechybnie pominąć, a postanowiłem kierować się w tej kwestii zasadą tego, co bardziej w danej chwili wydaje mi się interesujące. Dlatego też informacje o antycznych podróżach i sposobach spędzania wolnego czasu, mogą się przeplatać tematycznie ze średniowiecznymi lub renesansowymi wyprawami, nie mówiąc już o współczesnych urlopach wakacyjnych (w dobie pandemii). To wszystko będę ze sobą przeplatał i łączył, tak, że nie może być tutaj mowy o żadnej chronologii (aczkolwiek zapewne uda się takową ułożyć, kierując się poszczególnymi opisami i tematami). Jako pierwszy zamierzam opisać trzymiesięczny pobyt Marszałka Józefa Piłsudskiego na portugalskiej wyspie Maderze - na którą wybrał się, w celu podreperowania swego zdrowia. 
 

 


 

I

PODRÓŻ MARSZAŁKA PIŁSUDSKIEGO

NA MADERĘ

(Grudzień 1930 - Marzec 1931) 

Cz. I 



"Płk. Becka zastałem w łóżku. Był niezdrów. Zaraz na wstępie zapytał mnie, czy nie chciałbym pojechać na jakiś czas za granicę. Bez wahania odpowiedziałem, że tak, że wyjadę chętnie. Pułkownik zadał mi wtedy pytanie, czy znam język portugalski. Zdumiało mnie to, lecz oczywiście, odpowiedziałem, że znam. Wtedy pułkownik przystąpił do sedna sprawy. (...) - Jest taka sprawa: Marszałek Piłsudski wyjeżdża wkrótce na urlop, na Maderę... Czy znacie tę wyspę? - Tak jest, byłem na niej cztery razy. - To dobrze. Otóż trzeba abyście towarzyszyli Komendantowi w tej podróży"

Z Pamiętnika adiutanta Marszałka Piłsudskiego - kapitana Mieczysława Lepeckiego



O tym że Marszałek Piłsudski potrzebuje dłuższego urlopu wiedziano od dawna, ale ponieważ Piłsudski nie badał się i nie dbał o swoje zdrowie (nie znosił lekarzy, nazywając ich konowałami), a krótkie pobyty w Druskiennikach (gdzie Marszałek miał mały domek i gdzie mieszkał od czerwca 1924 r. zjeżdżając tam z rodziną głównie na okres wakacji) niewiele dawały. Józef Piłsudski często spacerował, w tym również po niemeńskim brzegu, po którego drugiej stronie była Litwa (sam Marszałek uważał się bowiem za "Starego Litwina" i choć ostro ganił antypolską politykę "rządu kowieńskiego" - jak mawiał o ówczesnym rządzie litewskim - to jednak zawsze podkreślał: "Nie można zapomnieć o drogim, kochanym Wilnie, stolicy, wzniesionej nie ręką polską, ale wysiłkiem narodu litewskiego i niezwykłych bohaterów Litwy pogańskiej, budujących państwo od morza do morza rękami Kiejstutów, Olgierdów, Witolda, Jagiełły (...) nie mogę nie wyciągnąć przez kordon nas dzielący ręki do tych tam w Kownie. (...) Nie mogę nie wyciągnąć ręki, nawołując do zgody i miłości. Nie mogę nie uważać ich za braci". Litwa wówczas - od czasu zajęcia Wilna przez "zbuntowane" na rozkaz Piłsudskiego oddziały gen. Żeligowskiego, dnia 9 października 1920 r. - nie utrzymywała z Polską żadnych kontaktów, ani dyplomatycznych, ani handlowych, ani kulturalnych, ani nawet drogowych, czy granicznych. Granica przypominała tę, pomiędzy Koreą Południową a Koreą Północną, z tą wszakże różnicą że nie było tam tyle wojska ani umocnień, choć oczywiście Korpus Ochrony Pogranicza czuwał. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero siedemnaście lat później, gdy Polska - 17 marca 1938 r. - wysłała ultimatum wobec Litwy, grożąc wojną w przypadku odmowy nawiązania normalnych stosunków dyplomatycznych i granicznych. Stało się tak, ponieważ z terytorium Litwy były organizowane - podobnie jak dziś z Białorusi - ataki na polskie pogranicze, a poza tym Litwa była dogodnym miejscem do uprawiania antypolskiej działalności wywiadowczej przez Moskwę i Berlin. Stosunki dyplomatyczne z Litwą zostały zawiązane 31 marca 1938 r. a poprzedzała je ostra kampania wojenna, łącznie z hasłami - tak bardzo wyszydzanymi potem w czasach komunizmu - "Wodzu, prowadź na Kowno" czy "Niech żyje Polska mocarstwowa"). Poza tym podczas ostatniego wypoczynku w Pikieliszkach Marszałek Piłsudski zachorował i postanowiono przekonać go, aby wybrał się wreszcie na dłuższy urlop, najlepiej do ciepłych krajów. 


OTWARCIE GRANICY POLSKO-LITEWSKIEJ
Marzec 1938




Marszałek Piłsudski - przekonany przez swoje córki Wandę i Jadwigę - ostatecznie postanowił wyjechać na urlop i od lata 1930 r. przeglądał przewodniki oraz książki opisujące dalekie kraje w Ameryce Południowej i w Afryce. Ostatecznie zdecydował się na dwa miejsca: Egipt lub Maderę, ale ostateczna decyzja należała do Jego córek, które jednak wybrały Maderę - portugalską wyspę, leżącą na Oceanie Atlantyckim (kapitan Lepecki pisał o tym tak: "Nie wiem, czym dziewczynki się powodowały, doradzając Maderę a nie Egipt. Może sądziły, że w Egipcie są lwy, a na Maderze nie ma, może po prostu dźwięk nazwy lepiej im się podobał - nie wiem. Dość że wybrały Maderę"). Piłsudski był bardzo rodzinnym człowiekiem i jak wspominała Jego małżonka - pani Aleksandra Piłsudska: "Mąż, gdy zrzucał z siebie na chwilę odpoczynku ciężar obowiązków i odpowiedzialności zmieniał się nie do poznania. Młodniał, był wesoły, pogodny". Marszałek był też dobrym ojcem, zbyt dobrym, jak twierdziła pani Aleksandra, która pisała: "Dzieci wychowywałam sama. Mąż tylko je psuł i rozpuszczał". Zawsze pamiętał o urodzinach i imieninach swej żony oraz córek, a gdy nie mógł uczestniczyć w tych uroczystościach rodzinnych, zawsze wysyłał pocztówki, w których tłumaczył się ze swojej nieobecności (Aleksandra Piłsudska pisała: "Jednego roku moje imieniny wypadały w czasie, kiedy był w Genewie, w sprawie Litwy [1927 r.]. Mógł więc tylko wysłać depeszę z życzeniami. Wzruszona byłam później dowiedziawszy się, że mimo tylu spraw, które w tym czasie miał na głowie, w dniu tym zwierzył się jednemu dziennikarzowi, jak mu jest przykro, że wskutek spóźnienia powrotu nie będzie mógł złożyć życzeń "swojej pani" osobiście". I dalej: "23 czerwca wypadają imieniny Wandzi. Któregoś roku mąż był w tym czasie na kuracji w Druskiennikach, a ja z dziewczynkami byłam w Sulejówku. Wandzia martwiła się zawczasu, że na imieninach nie będzie Tatusia. W wigilię tego dnia przyjechała do nas serdeczna przyjaciółka naszej rodziny, Halina Sujkowska, nasza kochana "Ciocia Hala". Przywiozła list od męża z życzeniami dla Wandzi, przesłany na jej ręce z prośbą aby rano, w dniu imienin położyła ten list przy śniadaniu pod jej talerzyk. (...) Wandzia wpadła do mnie podniecona, mówiąc, że dostała list-łamigłówkę, pisaną dużymi literami drukowanymi, rozrzuconymi w rozmaite esy-floresy. Wynikało z tego listu, że jeden pan jęczy i szlocha nie mogąc przyjechać na jej imieniny. Oczywiście, domyśliła się od razu, że to Tatuś ten list przysłał. (...) Po obiedzie nagle usłyszeliśmy znany stukot zajeżdżającego samochodu. Dziewczynki wybiegły do ogrodu. Rzeczywiście przed domem stał samochód, a w nim Tatuś. Radość nie miała granic dla nas i dla znajomych, którzy przyjechali na imieniny Wandzi i nie spodziewali się spotkać męża").

15 grudnia 1930 r. Marszałek Piłsudski wyjechał pociągiem z Dworca Głównego w Warszawie o godz. 19:30. Salonka Marszałka - jak zresztą większa część Jego życia - była bardzo skromna (Piłsudski nie pobierał nawet pensji ze stanowiska Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, twierdząc, że nie powinien obciążać dopiero co odrodzonej Polski swymi problemami finansowymi i utrzymywał się przede wszystkim ze sprzedaży książek, oraz odczytów i laudacji. Poza tym Marszałek nie nosił przy sobie pieniędzy - gdyż tego nie lubił - i nawet gdy zabierał córki by kupić im urodzinowy bądź imieninowy prezent, to obok Niego szedł adiutant, który właśnie miał przy sobie pieniądze i który płacił. Za to Piłsudski zawsze nosił przy sobie w kieszeni - rewolwer. To przyzwyczajenie pozostało mu jeszcze z czasów walk o Niepodległość), nie było w owej salonce nawet żadnych przewodów elektrycznych, aby można było choćby posłuchać radia. Marszałek nie zgodził się również na wysłanie na Maderę ochrony dla siebie, czym tylko przyprawiał kłopotu kapitanowi Bolesławowi Ziemiańskiemu - komendantowi ochrony osobistej Marszałka, oraz pułkownikowi Tadeuszowi Pełczyńskiemu - szefowi Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego (czyli wywiadu). Piłsudski kategorycznie odmawiał jakiejkolwiek ochrony dla siebie i gdy nawet wychodził z domu, ochroniarze musieli być bardzo dyskretni, aby ich nie wypatrzył, bo wtedy sypał "ostrymi przekleństwami" - a ponieważ Piłsudski dostawał wiele anonimów z życzeniami śmierci - ochrona była więc w Jego przypadku niezbędna. Wraz z Marszałkiem jechały wówczas w salonce tylko dwie osoby - dr. Marcin Woyczyński i dr. Eugenia Lewicka (kapitan Lepecki też jechał wówczas na Maderę, ale przebywał dyskretnie w innym przedziale tego pociągu). Uważa się, że dr. Lewicka była wówczas kochanką Marszałka (choć nie ma na to większych dowodów). Była bowiem młoda (prawie trzydzieści lat młodsza od Komendanta i piętnaście lat młodsza od Jego żony, urodzona w 1897 r.), pochodziła - podobnie jak Piłsudski ze szlachty, a przede wszystkim była wysokiej klasy lekarzem (specjalizowała się co prawda w chorobach kobiecych, ale jednocześnie propagowała zdrowe odżywianie i ruch na świeżym powietrzu - "Słońce-Woda-Ruch". Codziennie też uprawiała gimnastykę i pływała, a z jej inicjatywy powstał w Druskiennikach - gdzie pracowała jako lekarz uzdrowiskowy - zakład przyrodoleczniczy, dwa boiska i korty tenisowe). Lewicka i Piłsudski poznali się w 1924 r. w Druskiennikach, a w lutym 1927 r. Eugenia Lewicka znalazła się w Państwowej Radzie Naukowej Wychowania Fizycznego, którego patronat osobiście objął Piłsudski (czego z reguły unikał). Tam właśnie bardzo często spotykała się z Marszałkiem i pisała dla Niego publikacje na temat zdrowia, gimnastyki i kultury fizycznej.


FRAGMENT FILMU "SPORTOWIEC MIMO WOLI" 
 - 1939 -
(Ostatnie radosne miesiące przed pandemonium II Wojny Światowej)




Pociąg jechał przez Czechosłowację, Austrię, Szwajcarię, Francję (na pierwszej stacji, tuż po przekroczeniu francuskiej granicy, do salonki Marszałka przybył lokalny prefekt departamentu granicznego, wraz z polskim posłem Alfredem Chłapowskim i attache wojskowym - płk. Jerzym Ferek-Błeszczyńskim. Następnie w Lyonie zgłosili się miejscowi przedstawiciele francuskich władz miasta i departamentu, a także dowódca miejscowego okręgu korpusu Armii Francuskiej. W Bordeaux Marszałek spędził kilka godzin czekając na zmianę pociągu, a w tym czasie udał się zwiedzić miasto wraz z francuskim dowódcą lokalnego okręgu korpusu, który przysłał wojskowy samochód - Marszałek miał tylko kilka godzin i udało mu się niestety jedynie zwiedzić sam port w Bordeaux) i Hiszpanię (na granicy francusko-hiszpańskiej w Irun trzeba było zamienić salonki, gdyż rozkład torów w Hiszpanii był inny niż w reszcie Europy i podobny do tych z Rosji). W salonce polskiej pozostała jednak przez nieuwagę szabla Marszałka, co potem miało szeroki wydźwięk w prasie Europy, gdyż pisano, że szabla została skradziona, jej utratę odkryto jednak dopiero w Lizbonie, czyli w Portugalii. Temat szabli stał się bardzo głośną sprawą i prasa oraz agencje informacyjne żyły nią prawie... trzy miesiące (pisano że szabla została podstępnie skradziona z pociągu, że jej rękojeść była wysadzana diamentami i szafirami, organizowano poszukiwania szabli - np. prasa amerykańska rozpisywała się o ogromnej wartości materialnej skradzionej szabli, Francuzi zrzucali winę na Hiszpanów, ci znów na Francuzów, a Piłsudski gdy czytał te gazety, ponoć śmiał się do rozpuku i niczego nie prostował ani nie dementował, bo bardzo bawiła go ta cała "afera z szablą". Ostatecznie szabla ta - a była to zwykła szabla wojskowa - została odnaleziona i po cichu wysłana na Maderę). 19 grudnia pociąg Marszałka Piłsudskiego wjechał na stację główną w Lizbonie, gdzie już czekały tłumy ludzi, pragnące poznać: "największego i najsławniejszego Polaka", pogromcę "straszliwych bolszewików" (kapitan Lepecki pisał: "Pełne cztery dni męczącej podróży kolejowej niemal przez całą Europę nie pozostawiły na Marszałku najmniejszego śladu. Przez dworzec szedł równie sprężystym i dziarskim krokiem, jak gdyby przejechał z Belwederu do Mokotowa na rewię wojskową"). Następnego dnia (20 grudnia) Marszałek Piłsudski spotkał się z prezydentem Republiki Portugalii - Antonio Oscarem de Carmoną. Obaj panowie zjedli ze sobą śniadanie w Palacio de Belem, a następnie prezydent Carmona uhonorował Piłsudskiego portugalskim orderem "Wieży i Szpady".




Następnie Marszałek udał się do portu, gdzie spotkał się jeszcze z lokalną Polonią, po czym wszedł na pokład okrętu pasażerskiego "Angola" (który z tego powodu został specjalnie odmalowany i wyszorowany), co to miał wypłynąć z Lizbony do Funchalu na Maderze (kapitan Lepecki również znalazł się na tym statku, ale jak pisał: "Jeszcze przed przybyciem Marszałka udałem się również na pokład "Angoli", gdzie przezornie usadowiłem się jak najdalej od Jego kajuty"). Tak rozpoczęła się podróż Józefa Piłsudskiego ku brzegom Madery (kapitan Lepecki notował iż: "Klimat Madery jest jednym z najzdrowszych i najprzyjemniejszych klimatów świata. Jego cechą charakterystyczną jest łagodność i równomierność. Na wyspie są nieznane uciążliwe upały, jak również i chłody"), rozpoczynająca Jego trzymiesięczny urlop - bodajże najdłuższy, jaki ten człowiek miał w całym swoim życiu.       




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz