Łączna liczba wyświetleń

sobota, 4 grudnia 2021

WOJNA 39 - Cz. VII

NA PODSTAWIE RELACJI RZĄDOWYCH,

INSTRUKCJI I ARTYKUŁÓW PRASOWYCH

DZIEŃ PO DNIU

od 5 stycznia do 27 grudnia 1939 r.

 
 


 

NIECHCIANY SOJUSZ

CZYLI RELACJE POLSKO-NIEMIECKIE

(1934-1939)

Cz. IV

 
 
 

 
 
ZBLIŻENIE POLSKO-SOWIECKIE
(1932)
Cz. III
 

 
"Ósmego września zostałem zaproszony do marszałka Piłsudskiego. Zaczęliśmy rozmowę po polsku. Piłsudski przyjął mnie niezwykle uprzejmie i od razu zaproponował rozmowę po rosyjsku. Wyraził zadowolenie, iż może widzieć u siebie przedstawiciela głównodowodzącego Armią Rosyjską (...), jeśli widzi przed sobą przedstawiciela tej Rosji, której od tak dawna szuka. Szuka trzeciej Rosji. Drugą Rosję - Kołczaka i Denikina - uważa za nie do przyjęcia dla siebie, ponieważ byli to reakcjoniści, którzy dążyli nie do stworzenia nowej Rosji, ale do przywrócenia tego, co tak ciążyło ludowi i której lud rosyjski nie pragnie".

Fragment raportu gen. Piotra Machrowa - wysłannika "Białej" Armii Rosyjskiej gen. Wrangla walczącej na Krymie i południowej Ukrainie, z wizyty w Warszawie i rozmowie z Józefem Piłsudskim, dnia 21 (8 - według kalendarza juliańskiego) września 1920 r. 
 
 
 
 Nim delegacje polska i sowiecka zjechały do Rygi, niektórzy politycy z Europy Zachodniej wciąż jeszcze sądzili że dyktat zawarty w Spa nadal będzie obowiązywał i że Polska się do niego ustosunkowuje pozytywnie. Tak też sądził brytyjski premier - David Lioyd George, który polecił posłowi - Horacemu Rumboldowi spotkać się z ministrem spraw zagranicznych Rzeczypospolitej - Eustachym Sapiechą i potwierdzić układ wymuszony na Polsce w Spa - 10 lipca 1920 r. w sytuacji bolszewickiego natarcia i zagrożenia niepodległego bytu naszego kraju. Do tego spotkania doszło 4 września 1920 r. i gdy poseł Rumbold przypomniał tamten traktat, minister Sapieha wyraził zdziwienie z powodu powoływania się brytyjskiego posła na "martwy układ", gdyż "podstawa na której był on oparty nie została przyjęta". Sapieha dodał również iż: "Alianci nie byli w stanie przeszkodzić inwazji etnograficznej Polski przez bolszewików" i że: "siły te zostały wyparte przez Polaków ich własnym wysiłkiem". Brytyjczycy pragnęli jednak, aby Polacy wstrzymali się przed wyznaczeniem granic z Litwą i ustaleniem kwestii przynależności Wilna do czasu zawarcia pokoju z sowiecką Rosją, i aby spawa ta (podobnie jak wcześniej w kwestii Śląska Cieszyńskiego) powierzona była decyzji wielkich mocarstw "zgodnie z zobowiązaniami zawartymi w Spa". Niestety, Polska miała złe doświadczenia z Radą Ambasadorów wielkich mocarstw decydujących w sprawie granic. Przykład Śląska Cieszyńskiego był tu aż nadto dobitny, gdy zamieszkałą w ogromnej większości przez Polaków ziemię, podzielono pomiędzy Czechosłowację a Polskę prowokując tym samym konflikty. Polacy więc nie mogli oczekiwać (w przypadku wyjątkowo antypolskiej polityki Londynu i realnej neutralności Paryża) żadnej sprawiedliwości w decyzjach Rady Najwyższej, czy to w kwestii Gdańska, Galicji Wschodniej czy też Wilna i granicy polsko-litewskiej. Dlatego też Polacy stawiali na stwarzanie faktów dokonanych i to zarówno w sprawie granicy wschodniej (11 września na posiedzeniu Rady Obrony Państwa przyjęto instrukcję przeciągania rozmów pokojowych z bolszewikami, do czasu zajęcia przez Wojsko Polskie linii starych okopów niemieckich z I Wojny Światowej), jak i w sprawie granicy z Litwą.

17 września 1920 r. do Warszawy przyjechał przedstawiciel gen. Piotra Nikołajewicza Wrangla, stojącego na czele Sił Zbrojnych Południa Rosji - Piotr Machrow, który 21 września przyjęty został w Belwederze u Marszałka Józefa Piłsudskiego. Piłsudski był bardzo zadowolony z wizyty przedstawiciela "Trzeciej Rosji" - jak ją określał ("Pierwszą" oczywiście stanowili bolszewicy, "Druga" - to carscy oficerowie dążący do odbudowania dawnej Rosji, a owa "Trzecia" to ściśnięci na Krymie żołnierze gen. Wrangla i ludzie skupieni wokół Borysa Sawinkowa. Piłsudski uważał że realnie porozumieć można się jedynie z tymi ostatnimi, gdyż pierwsi dążą do rewolucji światowej, czyli wcześniej czy później znów zaatakują bez względu na układy, zaś drudzy są wielkorosyjskimi szowinistami - może poza Antonem Denikinem, którego matka była Polką i który też dobrze znał polski język i kulturę, co jednak nie przeszkodziło mu pozostać Rosjaninem i zwolennikiem caratu). W raporcie z tego spotkania, sporządzonym przez Machrowa, Józef Piłsudski miał rzec: "Byłem w wielu miastach i wsiach, które znajdowały się wcześniej pod władzą bolszewików. Ludzie tam przemienili się w zwierzęta walczące o kęs chleba; w niegdyś bogatej Rosji, karmiącej całą Europę panuje - głód, mór, brud, nędza i ubóstwo. Umierają nie tylko żywi ludzie, ale i przedmioty - fabryki, zakłady, domy, drogi itd. Są jednak Rosjanie, i jest ich dużo, którzy idą z bolszewikami. Nie wierzę, że gonią ich do tego tylko karabinami maszynowymi, ale są też tutaj i inne motywy. Jestem pewien, że lud boi się - wie Pan czego? - Powrotu przywilejów, którymi jedna klasa ludzi panowała nad innymi". Niestety, nie udało się dojść do porozumienia i zawiązać jakiś trwały polityczno-wojskowy układ, gdyż Machrow nie miał pełnomocnictw politycznych, a Marszałek bardzo nalegał na jasne sprecyzowanie kwestii granic, a także na niepodległość i uznanie oderwania od Rosji takich krajów jak: Ukraina, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia oraz Finlandia.
 
 

 
13 września 1920 r. do Rygi zjechała bolszewicka delegacja z Adolfem Joffe na czele. Polacy przybyli trzy dni później, a na czele delegacji polskiej stała prawie w całości ta sama ekipa co podczas rozmów w Mińsku, na jej czele zaś stał Jan Dąbski - polityk Stronnictwa Ludowego. Do pierwszych rozmów doszło dopiero 21 września, co bardzo odpowiadało stronie polskiej, nastawionej na jak najdłuższe przeciąganie rozmów, w celu zajęcia jak największych terytorialnie ziem na Wschodzie. Pierwszym niekorzystnym krokiem, jakie podjęła polska delegacja w Rydze, było uznanie pełnomocnictw delegacji sowiecko-ukraińskiej, co realnie oznaczało zerwanie sojuszu z Ukraińską Republiką Ludową atamana Symona Petlury. Układ z Ukraińcami, zawarty 21 kwietnia 1920 r. i konwencja wojskowa z 24 kwietnia, stwarzały wreszcie możliwość ułożenia wzajemnych stosunków na przyjaznych relacjach, podpartych wspólnie przelaną krwią w walce z bolszewicko-moskiewskim najeźdźcą, podobnie jak to było w Powstaniu Styczniowym 1863-64. Zdobycie przez wojska polsko-ukraińskie Kijowa - 7 maja 1920 r. było ukoronowaniem tej polityki i nawet jeśli po miesiącu (po rozpoczęciu ofensywy sowieckiej) trzeba było się stamtąd ewakuować, to jednak układ ten nic nie stracił na swojej aktualności. Uzgodniono zresztą także i kształt przyszłej granicy obu państw, która miała obejmować po stronie polskiej całą Galicję Wschodnią od Zbrucza aż po rzekę Styr, a wszystko, co było na wschód od tej rzeki miało znaleźć się w granicach niepodległej Ukrainy. Polska miała być gwarantem ukraińskiej niepodległości i udzielić miała odradzającemu się ukraińskiemu państwu wszelkiej możliwej pomocy (tereny na wschód od Zbrucza i Styru zajmowane przez Wojsko Polskie, miały być natychmiast przejmowane przez administrację ukraińską). W Kamieńcu Podolskim utworzono władze Ukraińskiej Republiki Ludowej i naczelne dowództwo Ukraińskiej Armii. Premierem ukraińskiego rządu został podległy Petlurze - Iwan Mazepa, a oddziały ukraińskie były odtwarzane (w większości spośród jeńców ukraińskich, branych do polskiej niewoli po walkach o Lwów i Galicję Wschodnią od listopada 1918 r. do lipca 1919 r.) na Podolu, w Brześciu nad Bugiem i rejonie Kamieńca Podolskiego - łącznie Armia Ukraińska Symona Petlury liczyła 40 tys. żołnierzy (pod dowództwem generałów: Michaiła Omeljanowicza-Pawlenki, Marko Bezruczki i Aleksandra Udowyczenki). We wzajemnej umowie zastrzeżono także, iż Wojsko Polskie pozostanie na Ukrainie tylko tak długo, jak będą tego wymagały działania wojenne, oraz okres kształtowania się i umocnienia ukraińskiej administracji oraz władzy.

Podobnie rzecz miała się z Białorusią. W dniach 7-8 czerwca 1919 r. odbył się w Wilnie Białoruski Zjazd Wileńszczyzny i Grodzieńszczyzny pod przewodnictwem Pawła Aleksiuka. Doszło tam do uznania przez Białorusinów Wojska Polskiego za "przyjacielskie" w odbudowie niepodległej Białorusi, mającej pozostać w związku państwowym z Litwą. 14 czerwca powołano Białoruską Organizację Wojskową (wzorującą się na Polskiej Organizacji Wojskowej), mającej wykształcić kadry pod przyszłe  białoruskie wojsko walczące na froncie w sojuszu z Polską. 1 lipca podpisano nawet w Paryżu wspólną umowę, na mocy której deklarowano utworzenie niepodległego państwa białoruskiego, skonfederowanego z Polską, które miało mieć wspólną politykę zagraniczną i dowództwo sił zbrojnych. Umowa ta, zobowiązywała także Polskę do wyzwolenia ziem białoruskich spod panowania bolszewików i Moskali. Niestety, nie znalazła ona większego poparcia wśród polskich polityków, więc jej wprowadzenie w życie odłożono "ad acta". Józef Piłsudski, choć pragnął utworzenia Białoruskiej Armii, to jednak zaznaczał, że - przynajmniej w początkowej fazie - powinna ona być "dobrze poprzetykana Polakami, aby nie nabrała charakteru rosyjskiego". Gdy 8 sierpnia 1919 r. Wojsko Polskie zajęło Mińsk, to właśnie tam przeniósł się główny ośrodek białoruskiego życia politycznego. 19 września Piłsudski odwiedził Mińsk, gdzie był entuzjastycznie witany zarówno przez tamtejszych Polaków, jak i Białorusinów, którzy wezwali Naczelnego Wodza Wojska Polskiego do wyzwolenia z bolszewickich rąk pozostałej Białorusi wraz z Mohylewem, Witebskiem i Smoleńskiem, oraz do uznania przez Polskę Białoruskiej Republiki Ludowej. Piłsudski był pozytywnie nastawiony do tej sprawy, ale stwierdził że należy jeszcze uzgodnić szczegóły, na które zaprosił Antoniego Łuckiewicza - delegata Białoruskiej Centralnej Rady Wileńszczyzny i Grodzieńszczyzny - na rozmowy do Warszawy. Odbyły się one 22 października 1919 r. i wówczas Piłsudski wyraził zainteresowanie powstaniem wspólnego polsko-białorusko-litewskiego państwa, a gdy przyszło do uzgadniania spraw wojskowych i Łuckiewicz stwierdził, że Białoruś najpierw musi odzyskać wolność od Rosji, Józef Piłsudski skinął głową i rzekł: "Tak, byle dalej od tej przeklętej Moskwy!". Tego właśnie dnia podpisano również dekret o organizacji białoruskiej armii walczącej u boku Wojska Polskiego. Na początku miano sformować dwa ochotnicze bataliony w Słonimiu, będące pod dowództwem pułkownika Hassana Konopackiego. 20 listopada gen. Kazimierz Sosnkowski dekretem zmniejszył jednak liczbę białoruskich batalionów do jednego a jednocześnie w Warszawie przy Szkole Podchorążych Piechoty powstać miała białoruska szkoła wojskowa (do tej Podchorążówki uczęszczał Piotr Wysocki - który 29 listopada 1830 r. dał sygnał do wybuchu Powstania Listopadowego. W sztuce Teatru Telewizji pt.: "Marszałek" z 2018 r. Józef Piłsudski przygotowując się do rozpoczęcia wojny prewencyjnej z hitlerowskimi Niemcami, zastanawia się: "Jak to jest... wywołać wojnę", a ponieważ jako ogrodnik zatrudniony jest u niego potomek Piotra Wysockiego - Stanisław Brzumiński, stara się - choć oczywiście nie wprost - od niego uzyskać odpowiedź na to dręczące go pytanie. Gdy zaś małżonka - Aleksandra Piłsudska mówi mu że: "Pan Stanisław jest naszym ogrodnikiem, o czym ty będziesz z nim rozmawiał, o rzodkiewce?", na co Marszałek odpowiada: "A dlaczego mówisz ogrodnik? Pan Stanisław, to jest potomek wielkiego bohatera... Gdyby oni wówczas wygrali wojnę, to może byłby dziś królem Polski... albo nawet marszałkiem" 😎). Organizacja białoruskiej armii przebiegała jednak bardzo wolno z różnych przyczyn (m.in. z niejasnego charakteru tych jednostek i stosunku Polski do Białoruskiej Republiki Ludowej).
 
 
 WSPOMNIANY FRAGMENT OD 45:50
I POTEM JESZCZE OD 51:50
 

 
Sukcesem było jednak ściągnięcie do Polski oddziału gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza, walczącego wcześniej w  Północno-Zachodniej "Białej" Armii gen. Mikołaja Judenicza. Bułak-Bałachowicz zgodził się przejść na polską stronę 17 lutego 1920 r., zaś 23 lutego podpisano oficjalną umowę w Rydze, a po 26 lutego rozpoczęto przerzucanie koleją tego oddziału (który liczył wówczas co prawda tylko 884 żołnierzy, z czego po inspekcji gen. Myszkowskiego dodatkowo okazało się, że 100 z nich musiało zostać zwolnionych ze służby ze względu na stan zdrowia, lecz mimo wszystko zarówno morale, jak i wyszkolenie bojowe tego oddziału stawiano bardzo wysoko), z Marienburga do Dyneburga, zaś 5 marca, po uroczystym powitaniu w Dźwińsku przez gen. Edwarda Rydza-Śmigłego, skierowano go do twierdzy brzeskiej. 9 czerwca 1920 r. po raz pierwszy wysłano ów oddział na front w okolice Kijowa, gdzie chłopcy "batiuszki Bułak-Bałachowicza" siali prawdziwy postrach wśród bolszewików. Byli przy tym też bardzo okrutni, nie popuszczali komisarzom politycznym i wysokim rangą bolszewickim sołdatom - których rozstrzeliwano na miejscu, lub sieczono szablami. Bano się więc "bałachowców" jak ognia, a szczególnie ich szybkich, niespodziewanych ataków (np. 26 września 1920 r., gdy Bułak-Bałachowicz zajął Pińsk, i to tak szybko, że przebywający tam sztab sowieckiej 4 Armii dowiedział się o tym dopiero, gdy "bałachowcy" szli już ulicami miasta w ich kierunku 😀. Pośpiesznie się wówczas ewakuowano, wiedząc doskonale że jeśli wpadną w ręce żołnierzy Bułak-Bałachowicza to oficerowie z pewnością zostaną na miejscu zasieczeni szablami. Część sztabu uciekła więc koleją, a część konno. W każdym razie zdobycie Pińska rozcięło 4 Armię sowiecką na dwie części, które to dodatkowo utraciły ze sobą wzajemną komunikację. W Pińsku żołnierze Bułak-Bałachowicza wzięli do niewoli 2000 żołnierzy, 400 oficerów, kasę sztabową, magazyny żywności i umundurowania, a oprócz tego 280 wagonów osobowych i towarowych oraz 3 lokomotywy). Stanisław Bułak-Bałachowicz był sławnym żołnierzem i zagończykiem, ale niestety, nie wszystkie jego poczynania były chwalebne (wykluczając już nawet owe mordy na sowieckich politrukach). Jego żołnierze dokonywali też mordów i gwałtów na ludności cywilnej, szczególnie zaś na Żydach, których obwiniali o wszelkie zło, jakie dotąd spotkało Rosję (np. w zdobytym Szacku wymordowali "bałachowcy" wszystkich żydowskich mężczyzn i chłopców, a wszystkie Żydówki zgwałcili, począwszy od małych dziewczynek, a skończywszy na staruszkach. Co prawda Żydzi w dużej większości wspierali bolszewików nie tylko biernie, ale i czynnie - mimo to nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zbrodni dokonywanych na kobietach i dzieciach. Cóż, wojna to straszna rzecz. Należy też dodać dla pewnego kontekstu, że Bułak-Bałahowicza karał tych żołnierzy, którzy dopuszczali się owych okrucieństw, a tam, gdzie osobiście dowodził, zbrodnie takowe nie miały miejsca).

Rozmowy Józefa Piłsudskiego z gen. Wranglem nic nie dały, gdyż on również zaliczał się do grona "wielkorusów" - czyli zwolenników niepodzielnej Rosji, której przyszły status polityczny i prawny miał zostać ukształtowany po zwycięstwie nad bolszewikami. Nie chciał on też zgadzać się na terytorialne uszczuplanie Rosji, ale ponieważ znajdował się w bardzo ciężkim położeniu i praktycznie był o krok od klęski, przeto nie mógł otwarcie deklarować swoich celów politycznych i zrażać do siebie potencjalnych sojuszników, a takim mogła być choćby Polska. Rozmowy z Machrowem nic jednak nie dały i Piłsudski ostatecznie zraził się do sojuszu z Wranglem, co nie oznacza jednak, że porzucił chęć nawiązania relacji z przyszłą, post-bolszewicką Rosją. Partnera do rozmów z "Trzecią Rosją" znalazł Marszałek w osobie Borysa Sawinkowa i jego środowiska politycznego. Co prawda Sawinkow był Białorusinem, a do tego katolikiem, ale uważał się za Rosjanina i deklarował chęć odrodzenia Rosji - lecz Rosji republikańskiej i demokratycznej. Po raz pierwszy Sawinkow przyjechał na rozmowy do Warszawy w styczniu 1920 r., po raz drugi w czerwcu tego samego roku. Otrzymał wówczas pozwolenie na utworzenie Rosyjskiej Armii na ziemiach polskich, która miała wziąć udział w walkach z bolszewikami. I rzeczywiście, formacja taka zaczęła być tworzona w Brześciu nad Bugiem pod dowództwem - wyznaczonego przez Sawinkowa - gen. Pawła Glazenappa. Niestety, 9 lipca 1920 r. batiuszka Bułak-Bałachowicz stwierdził oficjalnie w obecności Sawinkowa, że rosyjska formacja w Polsce może być tylko jedna - właśnie jego, po czym kazał aresztować trzech oficerów Sawinkowa, a żołnierzy namawiał do wstąpienia w szeregi jego armii. Spowodowało to poważny konflikt pomiędzy tymi dwoma panami, załagodzony dopiero po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej. Tak oto 27 sierpnia Bułak-Bałachowicz zawarł umowę z Sawinkowem, w której uznał jego polityczne zwierzchnictwo nad formowaną przez siebie armią, ale sam otrzymywał jej dowództwo i dużą niezależność. Bułak-Bałachowicz co prawda nie zyskał uznania wszystkich tworzonych w Polsce rosyjskich i kozackich formacji wojskowych, ale nie przeszkodziło mu to nazwać swojej armii: Rosyjską Ludową Armią Ochotniczą, a nad jego obozem powiewał biało-niebiesko-czerwony rosyjski sztandar.

Wracając jednak do Rygi - uznanie przez polską delegację sowiecko-ukraińskich reprezentantów było ogromnym błędem politycznym i propagandowym. Oznaczało to bowiem rezygnację z polityki federacyjnej w stosunku do Ukrainy. Spowodowało to kryzys rządowy w Polsce i odejście z rządu ministra finansów - Władysława Grabskiego, wiceministra spraw zagranicznych - Stefana Dąbrowskiego oraz dyrektora Wydziału Politycznego - Ogińskiego, którzy to sygnowali wcześniejszy układ z Petlurą. Taki krok rozzuchwalił stronę sowiecką i podczas drugiego posiedzenia w dniu 24 wrześni 1920 r. udział w obradach wziął również - przysłany z Moskwy - "ekspert" do spraw Galicji Wschodniej, mający uzyskać koncesje w stosunku do tych terenów. Ale wówczas delegat Jan Dąbski stwierdził, że Galicja Wschodnia nigdy nie wchodziła w skład Rosji, zatem uczestnictwo owego "eksperta" jest bezprzedmiotowe, a Strona sowiecka musiała na to przystać. Dalej debatowano nad przyszłym kształtem granic - obie strony zgodziły się co do Ukrainy i Galicji Wschodniej (pierwsza pozostać miała po stronie Rosji, druga Polski, a rzeką graniczną był Zbrucz - hasłem zaś, często podnoszonym w Rydze, było stwierdzenie: "Galicyjska nafta dla Polski - za ukraińskie zboże dla Rosji"). Sowietom bardzo zależało na szybkiej finalizacji rokowań i podpisaniu ostatecznego pokoju, zaś stronie polskiej wprost przeciwnie - odpowiadało raczej spokojne tempo obrad, przeto dodatkowo zaproponowano pracę w kilku komisjach w celu dopracowania szczegółów. Strona sowiecka była gotowa nawet na pewne ustępstwa terytorialne (szczególnie na Białorusi, podchodzące aż pod Smoleńsk), w zamian za przyspieszenie negocjacji i zmniejszenie polskich roszczeń finansowych w stosunku do Rosji - zwłaszcza w kwestii zwrotu złota. 4 października przyjęto wstępną zgodę na przebieg granicy na linii: Zbrucz, Równe, Sarny, Łuniniec, dalej rejon na zachód od Mińska przez Wilejkę, Dzisnę do Dźwiny - była to typowa koncepcja inkorporacyjna, reprezentowana przez Obóz Narodowy. Wiadomość o tej wstępnej zgodzie podano prasie dnia następnego rano. Spotkała się ona z dużym niezadowoleniem i to zarówno w Polsce, jak i w Rosji (szczególnie w kręgach zbliżonych do Trockiego), a także we Francji i w Wielkiej Brytanii, które to kraje czuły się pominięte i postawione przed faktem dokonanym, a poza tym miały pretensje do Polski że nie zaproszono ich delegacji do Rygi i że Polska sama decydowała o kształcie swojej granicy wschodniej. Jednak rządy tych państw musiały przełknąć tę gorzką pigułkę i ją zaakceptować. W Polsce szczególnie niezadowolony z wypracowanego kształtu granic był Józef Piłsudski oraz całe środowisko piłsudczyków, skupione wokół podpułkownika Ignacego Matuszewskiego. Gdy Marszałek dowiedział się, jakie granice ostatecznie mają zostać wytyczone, stwierdził wprost: "Za ten traktat komuś w Polsce należałoby rozbić głupi łeb", po czym dodał: "W tych granicach Polska nie przetrwa nawet jednego pokolenia".
 
 


Układ ów był klęską wschodniej polityki Marszałka Piłsudskiego i całkowicie niwelował Jego koncepcję federacyjną, polegającą na stworzeniu wokół Rosji niepodległych, lecz sprzymierzonych (lub sfederowanych) z Polską państw, takich jak: Ukraina, Białoruś i Litwa. Marszałek uważał bowiem (całkiem rozsądnie) że taki "kordon sanitarny" odgradzałby nas od bezpośredniego kontaktu z Rosją, a co za tym idzie, pozwolił powrócić do spokojnego budowania naszej siły, tak jak to było w XVI wieku, gdy Korona cieszyła się niezmąconym niczym pokojem i dbała jedynie o dostarczanie kontyngentów na Wschód, aby wspomagać zbrojnie Litwę w jej walce z Moskwą (dopiero po zjednoczeniu - 1569 r. - kwestia ta nabrała zupełnie innego znaczenia i choć nadal to Litwa (oraz hetmani litewscy) odpowiadała za "politykę wschodnią" Rzeczypospolitej, to jednak Korona już graniczyła z Moskwą bezpośrednio po aneksji całej Ukrainy. Pierwszą zaś kampanią, która była wspólnym dziełem Litwy i Korony w jednakowych proporcjach, była wojna króla Stefana Batorego z lat 1579-1582). Ubezpieczenie się na Wschodzie od Moskwy miało i to znaczenie, że uwalniało Polskę od wojny prowadzonej na dwóch frontach - wschodnim i zachodnim, a tam przecież rósł niemiecki wróg, który był niezadowolony nie tylko z klęski poniesionej w I Wojnie Światowej, ale również (a może przede wszystkim) z przyłączenia do Polski Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski z Poznaniem i części Górnego Śląska z Katowicami. Nic więc dziwnego, że Marszałek uznał ten traktat za klęskę swojej polityki wschodniej i stwierdził że w tych granicach, w sytuacji gdy Polska bezpośrednio sąsiaduje z dwoma silnymi (jedynie czasowo osłabionymi rewolucją oraz przegraną wojną) państwami - Niemcami i sowiecką Rosją - nie będzie w stanie przetrwać nawet jednego pokolenia. Niestety, miał rację, co zresztą nie było trudne do przewidzenia i jedynie w głowach polityków opcji narodowo-ludowej takowa trudność myślenia wówczas zaistniała, czego owocem był ów kształt wschodniej granicy Rzeczpospolitej.

Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że w Rydze obecny był po stronie sowieckiej twórca bolszewickiej machiny śmierci, czyli policji politycznej zwanej Czeka - Feliks Dzierżyński. Ów potwór z kozią bródką spotkał tam swego przyjaciela z lat szkolnych - Leona Wasilewskiego (bliskiego współpracownika Józefa Piłsudskiego) i zagadnął go, pytając: "Co tam Leoś, co mówią o mnie w Polsce?" na co Wasilewski odrzekł: "Cóż Felek, mówią że jesteś krwawym zbrodniarzem. Dlaczego zabiliście aż tylu ludzi?" Dzierżyński machnął wówczas ręką i rzekł: "Daj już z tym spokój, ja nie zabijam ludzi - ja zabijam ruskich!" Rzeczywiście, to co działo się w Rosji w czasach rewolucji i wojny domowej, było czymś niewyobrażalnym i nieporównywalnym w całej historii tego kraju. Bolszewicy mordowali wówczas najbardziej inteligentnych, najlepszych ludzi w Rosji - którzy mogliby swoją pracą i geniuszem przyczynić się do szybkiej powojennej odbudowy kraju. Tacy ludzie byli jednak eliminowani, jako "element reakcyjny" i "wrogowie władzy sowieckiej", a efektem tego była jeszcze większa nędza i głód, jaki zapanował w tym kraju na początku lat 20-tych XX wieku. Rosjanie dziś uważają Feliksa Dzierżyńskiego za jednego z największych swych rodaków, a przecież ten Polak (bo był Polakiem) wymordował miliony Rosjan i jedynie Hitler (oraz Stalin) mogą się z nim równać. Poza tym - co wiedzą jedynie nieliczni - rodziny Dzierżyńskiego i Piłsudskiego znały się i można powiedzieć że w pewien sposób nawet przyjaźniły, a Dzierżyński chronił Piłsudskiego przed atakami (szczególnie w roku 1923, gdy w Moskwie zapadł wyrok śmierci na Marszałka. Dzierżyński odwołał wówczas wszystkie, skrupulatnie przygotowane i już wdrażane plany zamachów na Józefa Piłsudskiego. Można więc ostrożnie rzec, iż mieliśmy wówczas "swojego człowieka na Kremlu" i że "wspaniałym kumplem był dla nas Felek". Nic dziwnego, iż potem (1926 r.) Stalin ostatecznie zlecił jego zabójstwo. Mimo że zbrodniarzom i bandytom nie powinno się oddawać żadnych oznak szacunku, ja jednak ten jeden, jedyny raz pozwolę sobie zrobić wyjątek i wypiję lampkę wina ku zbłąkanej, nieszczęsnej duszy Feliksa Dzierżyńskiego - a więc za pamięć Felka! 🍻).




12 października 1920 r. podpisano preliminaria pokojowe, które wchodziły w życie o północy 18 października i wówczas należało zatrzymać dalszy marsz Wojska Polskiego na Wschód (a nawet wycofać się z terenów, które przypaść miały bolszewikom, jak choćby z Mińska). W podpisanych preliminariach przyjęto zasadę poszanowania wzajemnej suwerenności, niemieszania się w wewnętrzne sprawy drugiego państwa, zrzeczenia rekompensat za straty wojenne, oraz natychmiastową wymianę jeńców wojennych i internowanych cywili. 22 października polski Sejm Ustawodawczy ratyfikował traktat, a 24 października uczyniło to przedstawicielstwo sowieckiej Rosji. Układ wchodził w życie dnia 2 listopada 1920 r., wciąż jednak nie został zawarty oficjalny pokój (podpisano jedynie preliminaria pokojowe i traktat przerywający działania wojenne), tak więc delegacje jeszcze musiały się spotkać i z końcem listopada ponownie zjechali do Rygi przedstawiciele rządów Polski oraz sowieckiej Rosji. Warto też wspomnieć jeszcze o jednej grupie, która niestety została w Rydze pominięta i zdradzona - o Ukraińcach oraz Białorusinach, których to polski rząd wystawił teraz do wiatru, skazując na życie na emigracji. Słowa Marszałka Piłsudskiego, którymi zwrócił się do internowanych w obozie w Łańcucie żołnierzy ukraińskich, a brzmiały one: "Ja Was przepraszam Panowie, ja Was bardzo przepraszam!" - był wybitnie niewystarczające, ale przynajmniej takim ludzkim gestem można było im podziękować za wspólnie przelaną krew w walce pandemonium zrodzonym w chorym ludzkim umyśle - jakim bez wątpienia był komunizm.            

     

 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz