Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 lutego 2022

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XIV

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?

  



DRUGA ELEKCJA

1575 r.

Cz. III





 
 Po prezentacji kandydatów do tronu, przystąpiono teraz (18 listopada 1575 r.) do wskazywania kandydatur wraz z uzasadnieniem. Pierwszego dnia najwięcej głosów zyskał cesarz Maksymilian II Habsburg i jego syn - arcyksiążę Ernest (głosowali na nich m.in.: prymas - Jakub Uchański na cesarza, początkowo popierał on jako kandydatów do polskiego tronu zarówno cesarza, jak cara Iwana Groźnego, oraz króla Szwecji - Jana III Wazę, co wytknął mu nuncjusz papieski Wincenty Laureo, który stwierdził że do tej trzódki brakuje jeszcze tylko sułtana i wówczas kandydatami prymasa Uchańskiego będą przedstawiciele wszystkich czterech istniejących religii - katolik, prawosławny, luteranin i mahometanin - te słowa spowodowały, że Jakub Uchański ostatecznie wsparł cesarza. Biskup krakowski - Franciszek Krasiński również głosował na cesarza, podobnie jak biskup płocki - Piotr Myszkowski. Natomiast biskup chełmski - Wojciech ze Staroźrebia głosował na arcyksięcia Ernesta, zaś wojewoda krakowski - Piotr Zborowski na czeskiego wielmożę - Wilhelma z Rozembergu). Po tym głosowaniu podniósł się jednak spory raban szlachty, niechętnej Habsburgom, która nawoływała do głosowania za "Piastem" - czyli kandydatem rodzimym (choć byli i tacy, którzy uważali że najlepszym byłby kandydat obcy, którego w razie czego można by było przegnać z kraju). 19 listopada znów Habsburg zdobył najwięcej głosów, a drugi w kolejności był kandydat rodzimy (zapewne chodziło o wojewodę sandomierskiego - Jana Kostkę lub wojewodę chełmińskiego - Andrzeja Tęczyńskiego, gdyż to właśnie oni byli wymieniani jako główni kandydaci "piastowscy", ale obaj ostatecznie zrezygnowali z ubiegania się o koronę. Jan Kostka głosował na siebie, ale tego właśnie dnia zmienił swój głos i zagłosował na cesarza, wycofując swoją kandydaturę; wojewoda kaliski - Kacper Zebrzydowski zagłosował na Jana III Wazę, wojewoda sieradzki - Wojciech Łaski na arcyksięcia Ernesta, kasztelan wileński - Jan Chodkiewicz również na Ernesta, wojewoda trocki - Stefan Zbarawski na Ernesta, kasztelan trocki - Ostanij Wołlowicz na Maksymiliana lub Ernesta, wojewoda lubelski - Jan Tarło na "Piasta"  wojewoda podlaski - Mikołaj Kiszka znów na Ernesta). Taki rozkład głosów jeszcze bardziej rozsierdził szlachtę, która w przeważającej większości domagała się utrącenia kandydata Habsburgów, wołając: "Między Polakami a Niemcami na wieki zgoda być nie może, struny niemieckie z polskimi się nie zgodzą, a orzeł czarny z białym (...) aż do gardeł naszych nie chcemy Niemca!"

20 listopada głosowali pozostali senatorowie: wojewoda łęczycki - Jan Sierakowski na "Piasta" lub na Jana III Wazę, wojewoda brzeski - Jan Służewski na "Piasta", wojewoda rawski - Anzelm Gostomski na Maksymiliana, wojewoda chełmiński - Jan Działyński na Ernesta, kasztelan poznański - Jan Rozrażewski na księcia Ferrary Alfonsa d'Este, kasztelan kaliski - Jan Konarski na "Piasta", kasztelan sieradzki - Andrzej Dębiński na cesarza, kasztelan łęczycki - Jakub Lasocki na Ernesta (zmienił swój głos na królewnę Annę Jagiellonkę), kasztelan żmudzki - Mikołaj Talwosz na Jana III Wazę, kasztelan lwowski - Jan Sieniawski na Maksymiliana lub Ernesta, kasztelan podlaski na Jana III (zmienił głos na królewnę Annę Jagiellonkę), kasztelan brzeski na Maksymiliana lub Ernesta, kasztelan chełmiński - Jan Dulski na cesarza lub Ernesta, kasztelan międzyrzecki - Andrzej Górka na Ernesta, kasztelan żarnowski - Jan Sienieński na "Piasta", kasztelan śremski - Jakub Rokossowski na cesarza, kasztelan małogoski - Krzysztof Lanckoroński na "Piasta". 21 listopada głosowali kolejni senatorowie i tak: wojewoda bełski - Andrzej Tęczyński na "Piasta", kasztelan przemyski na cesarza, kasztelan sanocki - Jan Herburt na cesarza, kasztelan dobrzyński - Paweł Działyński na "Piasta", kasztelan połoniecki - Zygmunt Czyżowski na cesarza, kasztelan przemyski - Piotr Potulicki na "Piasta", kasztelan czechowski - Stanisław Tarnowski na cesarza (wahał się pomiędzy księciem Ferrary i Rozenbergiem), kasztelan biechowski - Jan Kościelecki na cesarza, kasztelan brzeziński - Paweł Szczewolski na cesarza, kasztelan inowrocławski na księcia Ferrary, kasztelan sochaczewski - Stanisław Gostomski na cesarza, kasztelan gostyński - Jan Szamowski na "Piasta" (zmienił głos na Jana III Wazę), kasztelan raciąski - Stanisław Kryski na księcia Ferrary, kasztelan sierpski - Wojciech Krasiński na cesarza, kasztelan ciechanowski na księcia Ferrary, kasztelan lubaczewski na cesarza, marszałek wielki koronny - Jędrzej Opaliński na cesarza, podkanclerzy koronny - ksiądz Piotr Wolski na cesarza, marszałek nadworny koronny - Andrzej Zborowski na księcia Ferrary. Podsumowując w senacie bezapelacyjnie zwyciężył kandydat Habsburgów (cesarz lub jego syn Ernest, co nie miało większego znaczenia) zdobywając 29 głosów, drugi był kandydat rodzimy (lub królewna Anna Jagiellonka), który zdobył 10 głosów, a trzeci był książę Ferrary - Alfons d'Este zdobywając 5 głosów senatorskich. W tym pierwszym głosowaniu nikt jeszcze nie stawiał na kandydaturę Stefana Batorego, a Andrzej Dudycz (biskup Kninu w Chorwacji, na usługach Habsburgów) tak oto pisał do cesarza Maksymiliana: "Śmieszne są usiłowania Batorego i na nic się nie przydadzą, chybaby Bóg chciał dziwowisko pokazać i naród ten już zupełnie zatracić".




Gdy zaś przystąpiono do głosowania posłów i szlachty z ziem wojewódzkich (tak jak pisałem w poprzedniej części - porzucono głosowanie województwami na korzyść głosowania zbiorowego, tylko podzielonego na grupy, gdyż szlachta obawiała się iż w przeciwnym razie senatorowie sami wybiorą i narzucą im króla) w dniach 23-30 listopada, przewagę wziął kandydat rodzimy, "Piast", który jednak nie był oficjalnie zdefiniowany (Kostka i Tęczyński zrezygnowali z kandydowania i na placu boju pozostali jedynie królewna Anna Jagiellonka i Olbracht Łaski, ale on akurat miał wśród szlachty tyleż samo przeciwników co zwolenników). Ponieważ rozmowy i wzajemne "ucieranie się" niewiele dały, zwolennicy kandydata rodzimego postanowili dokonać secesji z pola elekcyjnego. Ponieważ byli oni w zdecydowanej przewadze, przeto pozostali wokół namiotów elekcyjnych zwolennicy Habsburga, obawiali się ataku tamtych i też postanowili opuścić pole elekcyjne i przenieśli się do Warszawy, a konkretnie na Nowe Miasto, gdzie rozbili swój obóz w pobliżu stajen królewskich w niedalekiej odległości od dworku kasztelanowej Russockiej. W tym drugim obozie znaleźli się m.in.: starosta kazimierski - Jan Firlej, Jan Secygniewski, Krzysztof Zborowski, referendarz koronny - Stanisław Czarnkowski oraz sławny wierszopis Jan Kochanowski. W obozie przeciwnym główną postacią był starosta bełski - Jan Zamoyski i podkomorzy chełmski - Mikołaj Sienicki. 12 grudnia 1575 r. prymas Jakub Uchański  namówiony przez zwolenników cesarza (co akurat nie było trudne, gdyż prymas Uchański był już sędziwego wieku i raczej ulegał tym, którzy prędzej zdołali dotrzeć do jego ucha) ogłosił królem polsko-litewskiej Rzeczpospolitej cesarza rzymsko-niemieckiego Maksymiliana II Habsburga. Szybko postąpiono do Katedry św. Jana w Warszawie, gdzie odśpiewano Te Deum, a proklamacji wyboru nowego władcy na Zamku Królewskim udzielił marszałek wielki koronny - Andrzej Opaliński. Szlachta w obozie przeciwnym dowiedziała się o tej bezprawnej elekcji dnia następnego rano i wzbudziło to wśród "panów braci" taką złość, iż z obnażonymi szablami chciano iść na zwolenników Habsburga. Co prawda do tego nie doszło, ale oburzenie było tak silne, że pewien szlachcic poważył się nawet wycelować z pistoletu do prymasa Uchańskiego, który tego dnia jechał konno po ulicach Warszawy, ale strzał zabił nie jego, a towarzyszącego mu kanonika.

Należało jednak działać by zwolennicy Habsburga nie mogli się umocnić i narzucić swego kandydata całej reszcie. Postanowiono więc wybrać królem "Piasta", ale pojawił się problem - kogo wybrać? Olbracht Łaski odpadał, gdyż jego charakter i osoba nie budziły zaufania, Kostka i Tęczyński zrezygnowali - kogo więc ogłosić królem w opozycji do cesarza Maksymiliana? Wciąż pozostawała przecież królewna Anna, siostra ostatniego króla z dynastii Jagiellonów - Zygmunta II Augusta, która wyśmienicie nadawała się na to stanowisko. Ale nie wszyscy zwolennicy "Piasta" poparli jej kandydaturę, najsilniej wsparła ją grupa zebrana wokół Jana Zamoyskiego, ale ujawniła się też grupa przeciwna, której przewodził wojewoda krakowski - Piotr Zborowski. Poparli oni kandydata kompromisowego którym okazał się książę Siedmiogrodu - Stefan Batory. Było więc teraz trzech kandydatów do polskiej korony, ale poselstwo (na czele z Zamoyskim i Zborowskim) do królewny Anny, poprosiło ją, aby zgodziła się zostać królową i jednocześnie żoną Stefana Batorego. Anna Jagiellonka miała już wówczas 52 lata, Batory był od niej młodszy o lat dziesięć, ale ponieważ dotąd była niezamężna, zgodziła się wyjść za mąż za władcę Transylwanii i tym samym zostać królową Rzeczpospolitej. Już 14 grudnia marszałek koła rycerskiego - Mikołaj Sienicki ogłosił Annę królową a Stefana królem (małżonkiem, obiecując mu jednocześnie że pozostanie królem po ewentualnej wcześniejszej śmierci Anny), ale oficjalna proklamacja królewskiej pary nastąpiła na rynku Starego Miasta w Warszawie, dnia 15 grudnia 1575 r., a dokonał tego aktu marszałek nadworny koronny - Andrzej Zborowski. Tego też dnia do Wiednia dotarła wiadomość o wyborze Maksymiliana na króla Rzeczpospolitej i spotkała się tam ona z aprobatą (choć oczywiście informacja była niepełna i nikt nie dopowiedział że wybór Maksymiliana dokonany został głosami mniejszości szlachty i że nie tylko on był spodziewanym kandydatem do polskiej korony). Tak oto stało się to, co było nie do pomyślenia jeszcze kilka, kilkanaście dni wcześniej, a mianowicie królem obrany został kandydat, który we wcześniejszych głosowaniach nie zdołał uzyskać nawet jednego głosu senatorskiego i miał znikome poparcie wśród szlachty. Teraz, ten prawie nieistotny władca sąsiedniego księstwa, obrany został królem, a niesamowity awans niewiele znaczącego rodu z Samlyo był już faktem bezspornym.




Najbardziej ucieszono się z wyboru Batorego na króla Rzeczpospolitej w dwóch miejscach. Pierwszym był sułtański seraj, gdzie Murad III nakazał "świętować triumf w mieście naszym Konstantynopolu, z okazji wyboru naszego lennika". Drugim miejscem, gdzie pozytywnie przyjęto wybór Batorego na polski tron, był... Paryż, gdzie król Henryk III pogodził się już z utratą polskiej korony (choć do końca życia używał tytulatury króla polskiego) i wolał wybór księcia Siedmiogrodu (który jeszcze w czasach panowania Karola IX wyraził chęć ożenku z jedną z francuskich dam i zapewne rozmowy wysłanego do Gyulafehervar Tomasza Normanda dotyczyły ręki jednej z metres Henryka Walezego - Renee des Rieux) niż jednego z Habsburgów. Warto też na moment przenieść się nad Sekwanę i przyjrzeć ówczesnym poczynaniom Henryka Walezjusza, którego kraj w tym właśnie czasie ponownie doświadczył nowej wojny domowej, pomiędzy katolikami a hugenotami (piąta wojna religijna z lat 1574-1576). We wrześniu 1575 r. z Paryża uciekł (przebywający dotąd w swoistej luksusowej niewoli, pod kuratelą Henryka) Francois d'Alençon (którego wywiozła w swej karocy pewna dama, a on sam ukrył się pod jej suknią). Gdy tylko przybył do swych posiadłości w Dreux, natychmiast zadeklarował się jako stronnik Henryka de Condé. Nie zmienił swego poparcia nawet wówczas, gdy protestanci ponieśli porażkę w bitwie pod Dormans (w październiku 1575 r., warto też wspomnieć, że w tej bitwie szpetną ranę twarzy otrzymał dowodzący siłami królewskimi - Henryk de Guise, który od tej pory zwany był le Balafré - czyli "Pokiereszowany"). Wojna religijna przerodziła się w ataki większych i mniejszych grup, przypominającą szarpaninę. Na wschodzie Francję plądrował syn elektora Palatynatu - Jan Kazimierz Wittelsbach, w Langwedocji zaś toczyły się niezwykle krwawe, ale mało skoordynowane walki pozycyjne między katolikami i hugenotami. Kraj znów pogrążał się w anarchii i dwór królewski postanowił temu przeciwdziałać, a najlepiej zaradzić wzrostowi sił wroga, gdy w jego własnym obozie dojdzie do niesnasek i konfliktu o władzę. I właśnie dlatego zarówno Henryk III jak i jego matka - Katarzyna Medycejska postanowili wypuścić z "luksusowego więzienia" w Paryżu, drugiego więźnia, króla Nawarry i władcy Bearnu - Henryka III Nawarskiego (późniejszego króla Francji - Henryka IV z Burbonów). Było bowiem pewne, że przyjął on katolicyzm ze strachu po masakrze w dniu św. Bartłomieja i tak naprawdę pozostał wierny religii w której się wychował. Postanowiono więc ułatwić mu ucieczkę, gdyż król i jego otoczenie doskonale wiedziało, że Burbon i d'Alençon się nie znoszą (w końcu oboje chędożyli tę samą kobietę - madame Szarlottę de Sauve, dwórkę królowej matki). I tak właśnie się stało w lutym 1576 r. gdy Henryk Burbon nie powrócił z polowania do Luwru (zbiegł wówczas na zachód, a potem skierował się na południe do Bearnu). Co w tej sytuacji uczynił król Henryk III? Podjął pościg za zbiegiem? Nie, wypuścił z niewoli także i siostrę Burbona - Katarzynę i jego liczną świtę (oczywiście w jej szeregach było mnóstwo zauszników króla, którzy donosili mu listownie o każdym kroku Henryka Burbona). Warto jeszcze dodać, że w tym samym czasie, gdy we Francji lała się bratnia krew, Henryk III nie rezygnował ze swoich przyjemności i urządzał bale, sprowadzał sobie prostytutki, organizował libacje ze swoimi mignonami, oraz urządzał turnieje rycerskie (podczas jednego z takich turniejów biegał w kobiecej sukni, przebrany za... amazonkę, strzelając z łuku podczas konkurencji biegu do pierścienia).

A tymczasem dwór cesarski starał się przekonać wysłanników Stefana Batorego (Jerzego Blandratę i Marcina Berzeviczego - którzy wcześniej zadeklarowali poparcie dla cesarza, widząc jak znikome Batory ma szanse na wybór) by wypełnili swe przyrzeczenie i wycofali kandydaturę swego władcy a poparli cesarza; ale teraz sytuacja się zmieniła - Batory został już wybrany na króla i nie był tylko jednym z wielu kandydatów, więc posłowie siedmiogrodzcy stanowczo odrzucili napominania posłów cesarskich. To, co nie udało się posłom w Warszawie, starał się wypełnić posłany z Wiednia przez cesarza starosta szatmarski - Krzysztof Teufenbach, który dotarł do Gyulafehervar w Siedmiogrodzie przed poselstwem polskim i starał się przekonać Batorego (14 stycznia 1576 r.), że jego wybór na króla Rzeczpospolitej jest nieważny, jako że dokonany został głosami grupki "warchołów i wichrzycieli". Teufenbach - będąc przyjacielem (jeśli można tak nazwać bliskich sojuszników politycznych) Stefana Batorego, starał się przekonać go, by odrzucił proponowaną mu koronę. Batory odrzekł iż jest zdziwiony, gdyż polecił swoim posłom popierać kandydaturę cesarza do polskiego tronu i nie starał się (zgodnie z prawdą) o zdobycie korony, ale - jak dodał - skoro już bez jego udziału został wybrany, więc nie on jest winien że go "dziwnym zrządzeniem boskim większa część senatu polskiego i szlachty koronnej, litewskiej i pruskiej obrała" (akurat Prusy i Litwa go nie wspierały), dodał więc: "Mnie nie godzi się (...) puszczać z rąk korony. Gdybym to uczynił, obraziłbym i uzbroił przeciwko sobie sułtana, któren go stanom polskim zalecał". Doszło jeszcze do wielu argumentów słownych po jednej i drugiej stronie (Teufenbach twierdził, iż Batory nie udźwignie ciężaru obrony przed Turcją, że jego wyboru nie dokonał prymas co oznacza że wybór jest bezprawny, oraz że obiecał zrezygnować, jeśli to Habsburg zostanie jego kontrkandydatem; Batory zaś twierdził iż wybór cesarza dokonany został nocą, przy braku poparcia większości szlachty polskiej i że cesarz też wielokrotnie obiecywał go wspierać, a potem łamał przyrzeczenia wspierając jego przeciwnika do książęcej mitry Siedmiogrodu - Kaspra Bekiesza i że to nie prymas, a większość szlachty decyduje kto ma być ich królem). Batory nie chciał jednak zrażać do siebie Teufenbacha, ani też cesarza Maksymiliana i nie mówił że nie zrezygnuje, a jedynie rozważał wszystkie za i przeciw, jednocześnie codziennie był napastowany przez cesarskiego posła aby dał ostateczną odpowiedź i codziennie umykał mu (np. wyjeżdżając na polowanie) lub wymigiwał się ważnymi sprawami, a jednocześnie oczekiwał przybycia polskiego poselstwa z oficjalnym zaproszeniem go na tron.




Takie poselstwo - pod przewodnictwem wojewody lubelskiego - Jana Tarło - przybyło do Gyulafehervar z końcem stycznia 1576 r. 25 stycznia wojewoda Tarło wręczył Batoremu akt elekcyjny (notabene obok licznego poselstwa polskiego, do Siedmiogrodu posłany został także krewny prymasa Uchańskiego, proboszcz łowicki - Jakub Woroniecki, który miał przekazać Batoremu ostrzeżenie, aby ten nie przyjmował korony, która już komu innemu przeznaczona została). Trzymając teraz w ręku akt elekcyjny, Stefan Batory zaprosił do sali w której przebywali polscy posłowie, Krzysztofa Teufenbacha i zwrócił się do niego z pytaniem: "Powiedz teraz zgłodniałemu, który trzyma w ustach smaczny kąsek, aby nie jadł, bo umrze od tego", następnie Teufenbach został wyproszony z książęcego dworu. Jan Płaza (obecny w ówczesnym poselstwie do Siedmiogrodu) tak oto pisał o Stefanie Batorym do Senatu i szlachty: "W tym krótkim czasie mogliśmy go przecie poznać, iż za pomocą Bożą mieć będziem takiego pana, że wszelka waśń i niezgoda ustanie, a nasza Rzeczpospolita wielkiej wspaniałości i wszystkiego dobrego pod jego panowaniem zażywać będzie. Pan Bóg dał mu wysoki rozum, także prawdziwie królewską postawę, obok szczególnie wspaniałych obyczajów, także wielką walecznością Pan Bóg go obdarzył. Waszmościowie wszyscy to zobaczycie". Batory następnie zabrał się do studiowania przywiezionych mu pacta conventa (każdorazowe warunki do spełnienia każdego nowo wybranego monarchy, przed jego wstąpieniem na tron). Batory obiecał że podpisze pacta conventa zaraz po obradach sejmu siedmiogrodzkiego, co Polacy przyjęli z zadowoleniem (choć niektóre punkty pacta conventa wydawały się Batoremu dziwne i niepotrzebne - jak choćby ten, o zakazie dzielenia pospolitego ruszenia, ale wyjaśniono mu, że jeśli pospolitego ruszenia król nie będzie używał przeciwko narodowi, to będzie miał w nim swój posłuch i wolę królewską wypełniać będzie ów "kamień węgielny siły wojennej Rzeczypospolitej i jej demokracji"). Posłowie byli usatysfakcjonowani, nowy król sprawiał doskonałe wrażenie i przyszłość pod jego rządami rysowała się pozytywnie.

Druga strona również wysłała swoje poselstwo do swojego kandydata, czyli do Wiednia. Było ono znacznie skromniejsze a na jego czele stanął wojewoda sieradzki - Wojciech Łaski. Tutaj przygotowano dla cesarza w pacta conventa punktów aż trzydzieści, wśród których było: złożenie przysięgi iż dostojeństwa rozdawał będzie tylko mieszkańcom Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, nie zaś jakimkolwiek obcym; że utwierdzi polskie panowanie na Bałtyku, budując nową flotę; że zrezygnuje z roszczeń do Mazowsza (po Cymbarce Mazowieckiej, córce księcia Siemowita IV i żonie księcia austriackiego - Ernesta Żelaznego); rozwiąże kwestię sum neapolitańskich królowej Bony Sforzy i jej dzieci; nie wciągnie Rzeczpospolitej do wojen prowadzonych w imieniu Cesarstwa z Imperium Osmańskim, zaś do wojen polskich dostarczał będzie posiłków; wystawi cztery twierdze na własny koszt i je utrzyma; spłaci długi poprzednich królów; podniesie znaczenie Uniwersytetu Krakowskiego (którego najlepsze czasy przypadają na cały wiek XV i początek XVI); co najmniej dwa lata będzie spędzał w Polsce i królewnie Annie Jagiellonce wybierze męża spośród arcyksiążąt. Takie mniej więcej były warunki zawarte w pacta conventa dla cesarza Maksymiliana II Habsburga, a tymczasem Batorianie zawiązali konfederację i zwołali walny zjazd całej szlachty na 18 stycznia 1576 r. do Jędrzejowa (nieopodal Krakowa). w celu potwierdzenia wyboru Stefana Batorego na króla Rzeczpospolitej.






PS: Jakże pięknie broni się Ukraina, jak wspaniale walczą tamtejsi żołnierze i jak wielka jest determinacja zarówno samych obrońców, jak i obywateli w ostateczne pokonanie moskiewskich najeźdźców. Zresztą Putin dokonał tego, czego od dawna już nie mogli dokonać ci wszyscy, którzy ostrzegali przed imperialnymi planami Kremla - ostatecznie wykopał rów nienawiści pomiędzy Ukraińcami i Rosjanami a jednocześnie między Rosjanami i resztą świata. Dziś Rosja stała się pariasem, trędowatym z którym nikt nie chce rozmawiać (rozmawia zaś tylko wtedy, gdy już naprawdę musi) i nie ma się co temu dziwić, skoro ruskie wojska są bandami morderców, którzy nie dają sobie rady (pomimo liczebnej przewagi i - przynajmniej teoretycznie - posiadania lepszego sprzętu wojskowego) z regularnym wojskiem Ukrainy, nazywając ludzi walczących o swoją ojczyznę: "nazistami", "faszystami" i "grupkami nacjonalistów" (skąd my znamy te określenia?). Ruskie sołdaty Putina-Chujły wolą bowiem strzelać do bezbronnych ludzi, do kobiet i dzieci, mordując je na ulicach lub niszcząc ich domy i mieszkania. Te sku...y doprawdy sądzą że postępują właściwie, że walczą z jakimiś "faszystami?" Swoją drogą Putin-Chujło musi za to odpowiedzieć i jeśli Rosjanie nie chcą, aby - podobnie jak Hitler - doprowadził on Rosję do upadku, to oficerowie powinni aresztować tego bydlaka i jego otoczenie i po błyskawicznych wyrokach za zbrodnie wojenne - powiesić ich obok siebie na najbliższych drzewach lub latarniach. 

Brak mi bowiem słów na opisanie zbydlęcenia, którego dopuszczają się ruscy mordercy na Ukraińcach i powiem otwarcie iż gdyby mnie tylko nie ograniczały względy osobiste i zawodowe (te drugie akurat jestem w stanie w jakiś sposób poświęcić, w końcu mam komu zostawić schedę) to dziś albo jutro zgłosiłbym się na ochotnika do ukraińskiego wojska (mam przeszkolenie wojskowe, potrafię strzelać z pistoletu automatycznego i półautomatycznego i choć już dawno tego nie robiłem, można szybko sobie przypomnieć takie sprawy). Niestety - jak pisałem w poprzednim temacie o Ukrainie, nie wszyscy zrozumieliby takie moje stanowisko, a moja Kobieta byłaby ostatnią, która chciałaby abym tam wyjechał. Są jednak w życiu mężczyzny takie chwile, że trudno powstrzymać tę wewnętrzną niezgodę na panoszącą się niesprawiedliwość i zdusić jakoś ową bezsilność. Na razie jednak śledzę wiadomości i mocno kibicuję i wspieram ukraińskich patriotów i ich prezydenta (swoją drogą zastanawiam się który z tych naszych dupków zdobyłby się na taki gest jak Żełeński i odrzucił możliwość ewakuacji, wiedząc że jeśli wpadnie w łapy siepaczy Putlera to zostanie najprawdopodobniej skazany "za zbrodnie wojenne" i w najlepszym wypadku osadzony w kolonii karnej gdzieś na Syberii. Który z naszych polityków - Duda, Kaczyński, Macierewicz, Tusk - zdobyłby się na takie poświęcenie? Przyznam się szczerze że nie widzę nikogo takiego, podobnie jak i wśród polityków z innych krajów europejskich). W każdym razie dziś Ukraina walczy o honor, godność i bezpieczeństwo Europy, tak jak Polska czyniła to w 1920 i 1939 r. Chwała Ukrainie i do boju, a ty, Ruski korable, idi na chuj!






CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz