Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 lutego 2022

RĘKOPISY NIE PŁONĄ! - Cz. VII

CZYLI SPISANE PAMIĘTNIKI

z KLUCZOWYCH WYDARZEŃ

w DZIEJACH POLSKI I ŚWIATA

 
 
 
 

I

PAMIĘTNIK BOHDANA JANUSZA

Cz. VII

 
 
PAMIĘTNIK AUTORSTWA HISTORYKA I ETNOGRAFA BOHDANA JANUSZA, OPISUJE WKROCZENIE WOJSK ROSYJSKICH DO LWOWA (PO EWAKUACJI STAMTĄD WOJSK AUSTRIACKICH) NA POCZĄTKU I WOJNY ŚWIATOWEJ i OKUPACJĘ TEGO MIASTA, TRWAJĄCĄ od 3 WRZEŚNIA 1914 do 22 CZERWCA 1915 r.
 
 
 
 
 
 

293 DNI RZĄDÓW ROSYJSKICH 

WE LWOWIE

 
 
Nowi panowie na dobre już się rozgospodarowywali. W sobotę 5 września komisya, złożona z radnych oddała władzom rosyjskim wszystkie urzędowe gmachy publiczne. W budynku austro-węgierskiego banku ulokował swą kancelaryę gubernator Szeremietjew, oraz jakieś biura wojskowe, w Namiestnictwie, naprzód wojskowość, a potem generał-gubernatorstwo Galicyi; i inne gmachy nie ostały się przed niepożądanymi gośćmi. Sprawa ta nadzwyczaj interesowała mieszkańców Lwowa, bo na własne oczy wnet się przekonali, w jakie ręce dostały się piękne te dotychczas i czyste, jak pudełka, budynki - z oburzeniem opowiadano sobie, jakie to porządki zapanowały tam z nastaniem nowych panów. A tymczasem nie skończyło się na tem, że tylko gmachy rządowe odczuć ich musiały, bo na polecenie gubernatora wszystkie napisy nad biurami w magistracie musiały być uzupełnione jeszcze napisami w języku rosyjskim. Popsuło to ludziom niemało krwi, ale pocieszali się wszyscy, że "da Bóg to będzie jeszcze inaczej".
 
W ciężkich tych czasach wyłoniła się jeszcze jedna bardzo ważna kwestya, której zaradzenie wzięła na siebie reprezentacya miasta, a mianowicie sprawa zasiłków dla rodzin powołanych pod broń, a zatem najwięcej odczuwających biedę dokuczliwą. Ponieważ zasiłki te z kasy rządowej wypłacała kasa magistratu zatem z usunięciem się władz rządowych biedni ludziska z pretensyami swemi zgłaszali się tłumnie do ratusza, dopominając się gwałtownie pomocy. Depozyt rządu na te cele był bardzo już niewielki, co zostało ogłoszone, ale tem bardziej tłumy się cisnęły, chcąc w czas jeszcze coś dostać. Sceny rozgrywające się wówczas w magistracie trudno opisać - do tego dochodziło, że trzeba nawet było żądać interwencyi żołnierzy dla utrzymania porządku. Wzburzony tłum pretensye miał do magistratu, ponieważ zapewniali go jacyś ludzie, że pieniądze dla nich dał cesarz, ale pan Neumann wziął ze sobą tam, gdzie uciekł. Nie mało też utrapienia z ludźmi tymi miało miasto, a o ile uspokoić się ich powiodło to wyłączna zasługa Prezydenta Rutowskiego, przed którego słowami szacunek mieli wszyscy oni. O ile gotówki starczyło zarządził on, by jak najprędzej dostali ją wszyscy potrzebujący i nawet w tym celu zwrócił się do interesowanych z następującym obwieszczeniem:
 
"Prezydyum królewskiego stołecznego miasta Lwowa ogłasza niniejszem, że biuro zasiłków dla rodzin powołanych do służby wojskowej w cesarskiej i królewskiej armii austryacko-węgierskiej będzie urzędować bez przerwy rano i popołudniu w szkole im. Staszica przy ul. Skarbkowskiej. Kto dotychczas podania nie wniósł, ma je wnieść w komisaryacie tej dzielnicy, w której mieszka. Następnie zgłosi się w biurze zasiłków wojskowych (szkoła im. Staszica), gdzie otrzyma arkusz płatniczy. Z arkuszem płatniczym należy się udać do cesarsko-królewskiej krajowej Dyrekcji Skarbu celem zalikwidowania. Po uskutecznieniu likwidacyi i wystawieniu kwitu należy zgłosić się po odbiór pieniędzy w kasie miejskiej (Ratusz parter).
 
Prezydyum królewskiego stołecznego miasta Lwowa
We Lwowie, dnia 5 września 1914 r.
Rutowski" 
 
 
 Po zaspokojeniu choć chwilowem i tych najbardziej potrzebujących, po dokonaniu w tak bardzo krótkim czasie tylu spraw pierwszej wagi, po tak szczerem a owocnem zajęciu się losami zgnębionego miasta zoryentowali się ludzie, ile do zawdzięczenia mają szanownej swej Reprezentacyi. Posypały się w dziennikach ówczesnych, samorzutnie zupełnie i nierzadko z sfer publiczności liczne artykuły, znamionujące najlepiej, jako że pisane pod bezpośrednim wrażeniem, uczucia Lwowian do swych przywódców. "Wiceprezydentowi doktorowi Rutowskiemu - czytamy w jednym z dzienników (Kuryer Lwowski z 8 września) - i jego dzielnym towarzyszom w wielkiej mierze zawdzięcza miasto Lwów, że nie uległo spustoszeniu. Fakt ten przejdzie do historii naszego grodu i nazwisko dr. Rutowskiego przekaże wdzięcznej pamięci przyszłych pokoleń. Dobrze się stało, że prezydent pan Neumann opuścił stanowisko i schronił się w bezpieczne ukrycie. Powszechne bowiem jest przekonanie, że nie sprostałby nadzwyczaj trudnym zadaniom chwili, wymagającym wiele taktu, wyższej ponad przeciętną miarę inteligencyi, rozwagi, cywilnej odwagi i innych cnót obywatelskich. Dr. Rutowski natychmiast po wyjeździe pana Neumanna ujął ster miasta, skupił wokół siebie prezydyum, członków Rady miejskiej, resztki urzędników magistratu. Zorganizował bezzwłocznie straż obywatelską, a nawiązawszy imieniem miasta stosunki lojalne z wkraczającą armią rosyjską, starał się z powodzeniem zupełnem o zapobieżenie wybrykom, aby miastu zapewnić normalny ile możności sposób życia pomimo srożącej się wszędzie burzy wojny. (...) Tryb życia Lwowian przedstawia się na zewnątrz jako nieomal normalny. Ludność swobodnie chodzi po ulicach, sklepy są otwarte, targ ożywiony, kursują tramwaje, przywrócono lokalne połączenia telefoniczne, poddanym rosyjskim dano przepustki na wyjazd, wkrótce otwartą będzie komunikacja kolejowa na wschód i północ. Nawet w kinach gromadzi się już liczna publika. Kawiarnie i restauracyje mają sporo gości". (...)
 
 

 
Rada, której przypadły rządy nad miastem w chwili historycznej, istniała w składzie swym z wyboru z 16 stycznia 1913 r., a obrana została na okres 1913-1918. W komplecie liczyła 100 członków, a we wrześniu 1914 r. składała ją dokładnie połowa z tego - trzech radnych zmarło - reszta z panem Neumannem na czele wyjechała na spóźnione wakacye, albo też powołana została do służby wojskowej. Zestawiając według klubów pozostało we Lwowie: z klubu mieszczańskiego - 29 radnych, z obywatelskiego - 11, z centrum - 1, z katolickiego - 4, z klubu ludowego nie wyjechał nikt, z klubu żydowskiego wyjechało (wszyscy do Wiednia) 15, zostało 2. W sobotę wieczór prezydent Rutowski przedstawił gubernatorowi wojennemu radę w tym składzie. Radni jawili się w czarnych strojach z radzieckimi odznakami, prezydenci w łańcuchach, insygniach swej władzy. Gubernator Szeremietjew zjawił się w polowym mundurze wraz z generałem Mikulinem i podpułkownikiem Iwanowem. Gdy stanęli na podyum, wygłosił dr. Rutowski przemowę, naprzód po polsku, następnie po francusku:


"Świetna Reprezentacyo!
 Po szeregu wielkich przewag wojsk rosyjskich armia zwycięska zajęła królewskie stołeczne miasto Lwów. Wojska monarchii nie broniły Lwowa i miasto nasze ukochane, prastary gród, co był przez wieki wielkim centrum życia narodowego i państwowego, co ma siedem wieków wspaniałej przeszłości, nie będzie narażony na nieszczęście walki o zdobycie miasta. Ludność miasta Lwowa przyjęła wojska rosyjskie z powagą, ze spokojem, z ufnością. Gubernatorem wojskowym został mianowany Jego Ekscelencja był gubernator Wołynia, pułkownik Sergjusz Szeremetjew. Mam zaszczyt przedstawić Waszej Ekscelencyi Radę miasta Lwowa w komplecie, na jaki pozwala stan wojenny. Świetnej Radzie czuję się w obowiązku wypowiedzieć, że w ciągu dni ostatnich, w których mi dane było stać na straży miasta, znalazłem w Jego Ekscelencyi panu gubernatorze człowieka wielkiego serca i szlachetnych uczuć, który twarde zadanie wojennego gubernatora starał się wedle sił w duchu humanitarnym i względów dla naszego miasta spełniać. Racz przyjąć Ekscelencyo za te dowody wysokich uczuć, słowa gorącej podzięki, które ci składam imieniem miasta i proszę o zachowanie tych samych uczuć nadal dla miasta i jego mieszkańców".
 
 
Gubernator odpowiedział na to w te słowa:
 
 
"Bardzo się cieszę, że mogę zawrzeć z wami znajomość. Przyszłość jest w ręku Boga. Zaproponowałem merowi (prezydentowi) miasta, aby Panów sprosił, nie dla kwestyi politycznej, albo innej ale dla takiej wielkiej kwestyi, która dzisiaj musi być jedyną naszą ideą, aby zachować możliwość egzystencyi dla obywateli miasta Lwowa. Mając sposobność pracowania z reprezentantami waszymi, mam nadzieję, że uczynię wszystko, co możliwe, aby ulżyć sytuacyi waszego wspaniałego miasta w sposób równie szlachetny, jak i oni to uczynili. Życzę Wam najlepszego skutku, najlepszych wyników tej waszej pracy".
 
 
Po odpowiedzi tej gubernator skłonił się i opuścił salę, udając się do zakładników, którzy znajdowali się w sali posiedzeń magistratu. Rozmawiał z nimi do godz. 9-tej wieczorem, poczem już nie odprowadzono ich do hotelu George'a, lecz gubernator oświadczył im, że mogą się udać do domów, ale muszą dać słowo że nie opuszczą miasta, a wychodząc z domu pozostawią kartkę, dokąd się udali. Zakładnicy złożyli żądane przyrzeczenie i odeszli do domów. Mimo zmiany formy zakładnictwa zakładnicy nadal odpowiadali życiem swem za spokój w mieście.
 
 


W poniedziałek po tej sobocie (7 września) odbyło się przedstawienie Prezydyum i zakładników naczelnemu wodzowi ósmej armii jenerałowi hrabiemu Łomonowowi. Po południu udali się automobilami gubernator wojenny hrabia Szeremetjew, prezydent Rutowski i wiceprezydent dr. Stahl do pałacu namiestnikowskiego, gdzie zamieszkał hrabia Łomonow. W pałacu oczekiwali ich już zakładnicy, poczem nastąpiło gremialne przedstawienie się jemu. Dr. Rutowski wygłosił przemowę po polsku, a następnie powtórzył ją po francusku. Apelował do względności generała dla miasta i wyraził nadzieję, że jeżeli dotąd miastu dane było uniknąć klęsk wojennych, to dzięki wspomnianej względności stanie się to i w przyszłości. Generał Łomonow odpowiedział po francusku, zaznaczył jednak, że już polską przemowę dr. Rutowskiego zrozumiał dokładnie bawił bowiem lat kilkanaście w Warszawie i po polsku rozumie. Następnie zapewnił o swojej przychylności dla miasta, które może być spokojne. Potem przedstawiono generałowi wszystkich po kolei zakładników, z którymi rozmawiał on życzliwie, oświadczając że zwalnia ich nawet z tych rygorów, jakie obowiązywały ich po ostatniej uldze. co oznaczało dla nich większą swobodę ruchów, ale nie było zupełnem jeszcze zwolnieniem. (...)
 
Kwestia gotówki w ogóle, a monety zdawkowej w szczególności, stała się dla miasta istną zmorą, ludzi zaczęła - jak czytamy w jednym dzienniku z 11 września - ogarniać rozpacz, nigdzie, szczególnie w jadłodajniach i handlach spożywczych, nie można niczego dostać za banknot. Ludzie posiadający banknoty, opiewające na znaczniejsze kwoty, chodzą tu i ówdzie zgłodniali, prosząc znajomych jakoby o jałmużnę na chleb. O drobną monetę trudniej wreszcie było, niż o żywność, a zastanawiający się nad tem przyszli do przekonania, a i przekonali się całkiem dowodnie, że kilka przyczyn złożyło się na tę plagę. Największą winę ponosiły indywidua, co za cel sobie postawiły korzystać wszelkimi możliwymi sposobami z zamętu i ogólnego rozstroju, przyczyniając się nawet w tym celu do jeszcze większego zamieszania i rozprzężenia, by tem bezkarniej łowić ryby w mętnej wodzie. Do nich to odzywało się bez skutku prezydyum miasta, apelowały dzienniki, skarżyła się publiczność, interweniowała Straż obywatelska, ścigała policya miejska - w rezultacie prawie bez efektu. Postanowiły sobie te ciemne duchy za każdą cenę majątek zrobić na nędzy ludzkiej i nie znalazł się argument żaden, który by ich od tego odwieść potrafił. Półśrodki żadne nie pomagały, trzeba było energicznie walczyć z tą mafią, zwaną w mieście "giełdą czarną".
 
W ogołoceniu miasta z monety drobnej rola przypadła i innym jeszcze czynnikom, a mianowicie sporo jej zabrali w przemarszu przez Lwów żołnierze rosyjscy, sporo zmagazynowali niesumienni, a bojaźliwi ludzie, przewidujący w naiwnej swej chytrości jeszcze cięższe czasy. (...) I w ten sposób w rezultacie Lwowianie zostali prawie bez monety zdawkowej, zmuszeni radzić sobie o własnych siłach. Z najrozmaitszych projektów uznanie znalazł pomysł wydania (...) bonów jednokoronowych. Po wielu debatach rzecz doprowadzona została do tego, że można było zająć się wybiciem ich i puszczeniem w obieg. Decyzya ostateczna zapadła na posiedzeniu Rady 11 września 1914 r., poczem już szybko pomysł zrealizowano. Wykonanie banknotów powierzono miejscowemu "Towarzystwu akcyjnemu dla przemysłu litograficznego" przy ulicy Zielonej, pozostającemu pod kierunkiem pana Bischofa i pana Haniszewskiego, którzy mimo tego że cały zarząd fabryki opuścił Lwów, podjęli się tego zadania i w przeciągu kilku dni oddali do użytku 100 tys. banknotów. (...) Bony miejskie przyjęte zostały przez mieszkańców Lwowa bardzo życzliwie i z prawdziwą ulgą, że wreszcie odpadnie z nimi troska i przykrości bez końca z wymianą banknotów większych. Charakterystyczne było, że kiedy kroniki policyjne zapisywały bez końca wypadki nieprzyjmowania rubli, to ledwie gdzieniegdzie trafiło się, by ktoś wzbraniał się przyjąć oryginalną monetę miejską: miejsce to miało prawie wyłącznie u niewiast wiejskich, które powiadały, że takich pieniędzy nie znają. Kiedy się jednak przekonały, że w mieście wszyscy przyjmują całkiem chętnie te "nieznane" pieniądze, wówczas i ze swej strony nie czyniły już żadnych trudności, tak, że w niedługim czasie była to najulubieńsza moneta, kursująca bez najmniejszych trudności. (...)
 
W pierwszych zaraz dniach września poleciło Prezydyum wypiekanie chleba i rozdzielanie go bezpłatnie biedakom, założyło sklepy miejskie, zajęło się poparciem produkcji mleka, zaradziło brakowi drożdży do chleba, pomyślało o zaopatrzeniu składów miejskich w zapasy jeszcze przed ostatecznym wyczerpaniem istniejących prowiantów. Jednem słowem, nie było kwestyi, której załatwienie obyć się mogło bez inicyatywy, współdziałania bądź interwencyi zarządu miasta, o ile chodziło o dobro publiczne. Dnia 9 września na przykład zaprosił wiceprezydent dr. Schleicher grono pań i panów na konferencyę, celem obmyślenia otwarcia tanich kuchni i herbaciarni dla ubogiej ludności. (...) Prezydyum miasta zorganizowało 11 bezpłatnych kuchni i herbaciarni, przekształcając na bezpłatne trzy istniejące już kuchnie ludowe, a stwarzając osiem nowych. Kuchnie te mieściły się w następujących lokalach: ul. Ossolińskich 11, Akademicka 5, Gródecka 19, Żółkiewska 48, Łyczakowska 21, Sobieskiego 30, Bernsteina dom towarowy Jad Charuzim, Zamarstynowska 30, Dąbrowskiego (?), Teatralna 23, Zielona 28. W kuchniach tych wydawano raz dziennie herbatę z chlebem bezpłatnie, tudzież obiady, złożone z zupy i chleba. Do wszystkich tych kuchni dawało miasto codziennie po 100 bochenków chleba, oraz wielkie wiktuały, jak mąkę, ryż, krupy, cukier, herbatę, jednem słowem wszystko, co do prowadzenia kuchni, względnie herbaciarni jest potrzebne. (...) Postanowiono też rozszerzyć zakres filantropijnej działalności wszystkich tych instytucyi w kierunku wydawania bezpłatnych obiadów ubogim i poza lokalami zakładów, to jest do prywatnych mieszkań dla osób, nie mogących wychodzić na miasto. (...) Z końcem września codziennie zgłaszało się po obiady ok. 30 000 głodnych, a (...) liczba ich wzrastała gwałtownie. (...)

Przedstawiliśmy dotychczas mniej więcej dokładny obraz stosunków miasta od chwili zajęcia go przez nieprzyjaciela po dzień 12 września. Krótki ten okres czasu zaważył w życiu stolicy więcej, niż kiedy indziej zdołałyby tego dokonać lata całe. (...) Przypomnijmy, iż dnie te wypełniły potężne zmagania się dwu armii niedaleko na zachód od miasta, na obronnej linii Wereszycy... 
 
 
 
ROSJANIE WE LWOWIE
 

 
 CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz