Łączna liczba wyświetleń

środa, 13 lipca 2022

WOJNA 39 - Cz. X

NA PODSTAWIE RELACJI RZĄDOWYCH,

INSTRUKCJI I ARTYKUŁÓW PRASOWYCH

DZIEŃ PO DNIU

od 5 stycznia do 27 grudnia 1939 r.





NIECHCIANY SOJUSZ

CZYLI RELACJE POLSKO-NIEMIECKIE

(1934-1939)

Cz. VII



 



ZBLIŻENIE POLSKO-SOWIECKIE
(1932)
Cz. VI
 
 
 
NIEPEWNY POKÓJ I NOWA "WOJNA"
(UKRAINA - BIAŁORUŚ - LITWA)
 
 
 Po raz pierwszy niepodległość Białorusi ogłoszona została przez Radę Białoruskiej Republiki Ludowej (powstałej 9 marca 1918 r. z przemianowania Komitetu Wykonawczego Rady I Wszechbiałoruskiego Zjazdu, który 21 lutego ogłosił się najwyższą władzą cywilną na Białorusi) 25 marca 1918 r. Nowe państwo obejmować miało ziemie Mińszczyzny, Witebszczyzny, Mohylewszczyzny, Grodzieńszczyzny (z Białymstokiem), oraz część Wileńszczyzny, Smoleńszczyzny i Czernihowszczyzny, jednak od samego początku nowe państwo napotkało problemy nie tylko z międzynarodowym uznaniem dla Białoruskiej Republiki Ludowej, ale nawet z akceptacją jej granic, czy choćby samego istnienia. Polacy, Litwini czy Rosjanie chcieli budować własne państwa, a teren Białorusi był w ich planach częścią składową odrodzonych republik (w przypadku Rosjan po pokonaniu bolszewików). Realnie więc władza Rady Białoruskiej Republiki Ludowej szybko została zmarginalizowana, tym bardziej gdy na Białoruś wkraczały kolejno wojska bolszewickie i polskie. Po raz drugi odrodzenie Białorusi (w pewnym związku federacyjnym z Polską) próbował stworzyć gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz, który (w porozumieniu z Borysem Sawinkowem, a także przy wsparciu dowództwa Wojska Polskiego, które pomagało uzupełnić skład liczebny oddziałów Bułak-Bałachowicza) 25 października 1920 r. przekroczył granicę rozejmu w Wojnie polsko-bolszewickiej, ustaloną w preliminariach ryskich 12 października 1920 r. (zawieszenie broni na froncie weszło w życie 18 października). Od razu też Bułak-Bałachowicz wydał dwie depesze. W Pierwszej - wystosowanej do Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego - powiadamiał, iż przystępuje do walki o niepodległą Białoruś (tak naprawdę bez inicjatywy Piłsudskiego i ludzi z jego otoczenia, sformowanie armii Bułak-Bałachowicza byłoby niemożliwe, a to oznacza że Piłsudski nie godził się z warunkami pokoju uzgadnianymi przez reprezentantów sejmu w Rydze i poprzez fakty dokonane próbował zmienić owe warunki. Tak udało mu się uczynić w Wilnie poprzez akcję "zbuntowanych" wojsk gen. Żeligowskiego i tak samo próbował uczynić w kwestii polskiego Mińska, za sprawą równie "zbuntowanych" formacji gen. Bułak-Bałachowicza); w Drugiej zaś depeszy, skierowanej do gen. Piotra Nikołajewicza Wrangela - dowódcy Armii Ochotniczej (Sił Zbrojnych Południa Rosji) również powiadamiał o tym samym.

Ponieważ znaczną część składu narodowościowego armii Bałachowicza tworzyli Rosjanie (Białorusinów było nieco mniej), to na wyzwalanych od bolszewików terenach wprowadzali oni administrację rosyjską, a ci drudzy białoruską, więc aby zapobiec wzajemnym utarczkom Bułak-Bałachowicz dla rozdzielenia i pilnowania stron musiał zorganizować oddział polskiej żandarmerii. Bałachowicz liczył na wybuch powstania chłopskiego na Białorusi, dzięki czemu planował zająć całą Białoruś aż do Dniepru, co nie było pozbawione sensu, gdyż "zielona armia" chłopska stanowiła poważne zagrożenie dla "czerwonych", którzy masowo dezerterowali z najbardziej zagrożonych garnizonów (np. z Borysowa), a poza tym 15 października dodatkowo Wojsko Polskie zajęło Mińsk (co prawda tylko na prawie pięć godzin i jeszcze tego samego dnia musiano się stąd wycofać zgodnie z zawartymi porozumieniami w Rydze, ale gdyby Bałachowicz nieco podgonił marszu, pewnie miasto zostałoby przekazane w jego ręce, ale nie udało mu się tam wówczas dotrzeć, gdyż przebywał z niepełną jeszcze armią w Turowie). Armia Bułak-Bałachowicza składała się z ok. 20 000 ludzi (1, 2 i 3 Dywizja Piechoty, Pieszej Brygady Włościańskiej, 1 Dywizji Kawalerii, pułku kozaków dońskich, Tubylczego Pułku Kawalerii, prywatnych sotni Bałachowicza i jego brata Józefa, pułku artylerii ciężkiej, pułku kolejowego, eskadry lotniczej oraz jednostek tyłowych; nie wszyscy jednak wzięli udział w walce i realnie udało się przerzucić przez granicę zaledwie ok. 11 000 (dokładnie 10 700) żołnierzy. Dopiero więc 10 listopada zajęto Mozyrz (tamtejszy rosyjski oddział Armii Czerwonej poddał się i przeszedł na stronę wojsk Bułak-Bałachowicza - łącznie ok. 300 bagnetów). Sam baćka Bałachowicz przybył do miasta 12 listopada, gdzie tego samego dnia w otoczeniu biało-czerwono-białych flag białoruskich, proklamował powstanie Białoruskiej Republiki Ludowej. Tam też przeniosły się z Turowa władze Białoruskiego Komitetu Politycznego, będącego najwyższym cywilnym przedstawicielstwem niepodległej Białorusi na wyzwolonych terenach. 14 listopada wybrano pierwsze władze miejskie Mozyrza (w większości złożone z Białorusinów i Żydów) a jako oficjalny język w sądownictwie i urzędach oprócz białoruskiego, uznano język polski i jidysz.

17 listopada ogłoszony został w Mozyrzu Manifest do Narodu Białoruskiego, w którym uznano dalszą walkę o niepodległość Białorusi, zwołanie Konstytuanty, przeprowadzenie reformy rolnej i oddanie chłopom ziemi, oraz budowy niepodległej Białorusi w ścisłym związku z Polską i w sojuszu z państwami Ententy (Francji, Wielkiej Brytanii i USA), o stosunku do post-bolszewickiej Rosji miano zaś zadecydować w przyszłości, w zależności od uznania przez nią niepodległości Białorusi (w owym Manifeście Bułak-Bałachowiczowi przyznano też tytuł Naczelnika Państwa Białoruskiego). W tym samym czasie jednak, bolszewicy podjęli kontrofensywę i już wieczorem 17 listopada sowieckie oddziały podeszły pod Mozyrz. Rozpoczęła się natychmiastowa ewakuacja miasta, lecz nieprzyjaciel nie zdecydował się wejść do Mozyrza wcześniej, niż dopiero 19 listopada. Od tej pory wojska Bułak-Bałachowicza już tylko się cofały w kierunku zachodnim, ku linii rozejmowej polsko-bolszewickiej, uzgodnionej w Rydze. Przekroczył tę granicę, dnia 26 listopada i skierowany został do Łunińca, gdzie zgodnie z warunkami rozejmowymi baćka Bałachowicz został internowany wraz ze swoimi żołnierzami. Do 4 grudnia (czyli do dnia, kiedy ustało przekraczanie granicy przez rozproszone oddziały Bałachowicza), w Łunińcu internowano łącznie 884 oficerów i 6 936 żołnierzy, reszta poległa w walkach z Armią Czerwoną, zdezerterowała lub przeszła na stronę wroga (najwierniejsze okazały się formacje osobiście dowodzone przez Bałachowicza i jego brata, oraz te, złożone z Białorusinów i Polaków, najszybciej zaś dezerterowali lub przechodzili na stronę nieprzyjaciela Rosjanie i... Żydzi). Po polskiej jednak stronie oddziały Bałachowicza nie spotkały się z uznaniem. Odbierano im broń siłą a niekiedy nawet z nich drwiono, co musiało być szczególnie bolesne i przykre. Bałachowicz pragnął ocalić swoje formacje i deklarował włączenie swych żołnierzy w szeregi Wojska Polskiego lub skierowanie ich w rejon Słucka, gdzie już trwało powstanie zbrojne białoruskiej ludowej Armii Zielonego Dębu, ale pomimo starań Marszałka Piłsudskiego, sejm nawet nie chciał o tym słyszeć, stojąc na stanowisku jak najszybszego zawarcia pokoju z bolszewicką Rosją.




Białoruska Włościańska Partia Zielonego Dębu utworzona została w Turowie, w obozie baćki Bałachowicza jesienią 1920 r. Na jej czele stanął Wiaczesław Adamowicz, syn popa ze wsi Widze (północna Białoruś), który w armii carskiej dosłużył się stopnia pułkownika. Symbolem partii była litewsko-białoruska Pogoń i trupia czaszka (symbol walki do końca i gotowości na śmierć), a także (na pieczęciach) trzy dębowe liście. Gdy 12 listopada Bułak-Bałachowicz wkroczył do Mozyrza, wraz z nim przeniósł się tam cały Białoruski Komitet Polityczny, w tym członkowie Partii Zielonego Dębu, zaś Wiaczesław Adamowicz otrzymał stanowisko premiera rządu Białoruskiej Republiki Ludowej. Gdy w połowie listopada nastąpiło załamanie na linii frontu nad Prypecią i musiano pospiesznie ewakuować Mozyrz, rząd Białorusi opuścił miasto wraz z wojskiem baćki Bałachowicza i po przekroczeniu polskiej granicy został internowany w Łunińcu. Tam też syn Wiaczesława Adamowicza - też Wiaczesław ps. "Dziergacz" powołał sztab Armii Zielonego Dębu, na którego czele stanął Włodzimierz Ksieniewicz ps. "Gracz" (Ksieniewicz był Polakiem i katolikiem, a jego ojciec służył w tym czasie jako komendant garnizonu w Słonimiu, ale postanowił zmienić narodowość i stał się Białorusinem, zmienił też wyznanie na baptystyczne). Po fiasku wyprawy poleskiej Bułak-Bałachowicza i internowaniu jego armii w Łunińcu, Józef Piłsudski starał się przynajmniej o przyznanie funduszy na działalność Armii Zielonego Dębu i gdy to się udało, "Dziergacz" i "Gracz" podporządkowali sobie niewielkie chłopskie przygraniczne formacje, z których zamierzali utworzyć armię, mającą wzniecić na Białorusi powstanie ludowe przeciw władzy bolszewików. 24 listopada 1920 r. rozpoczęto rejestrację chętnych do wstępowania do białoruskiego wojska (Armii Zielonego Dębu) i po sformowaniu ok. 2000 chętnych do dalszej walki, 4 grudnia przekroczono granicę i rozpoczęto działania partyzanckie po sowieckiej stronie (początkowo próbowano walczyć otwarcie, ale po porażce, poniesionej pod Jadczycami 6 grudnia i wystrzelaniu całej amunicji, rozproszono się i ukryto w lasach). Sztab Armii Zielonego Dębu przeniesiono do Hrycewicz, ale tamtejsza ludność nie była zbyt przychylnie usposobiona do żołnierzy atamana Dziergacza i ukrywała żywność, co spowodowało konieczność rabunków i konfiskat (mimo to jeszcze wówczas trzymano jaką taką dyscyplinę i nie mordowano niewinnych chłopów), a wójta wsi za ukrywanie żywności ukarano 25 uderzeniami bykowca.

Po dostarczeniu z polskiej strony granicy potrzebnej amunicji (lecz Polacy jednocześnie wycofali transport żywności dla oddziałów białoruskich, co znów zmusiło ich do konfiskat na ludności chłopskiej) Armia Zielonego Dębu podjęła walkę z bolszewikami i 10 grudnia zajęto wsie: Krzywosiółki i Nowosiółki, a nocą 11/12 grudnia wieś Staryń. Kolejnej nocy 12/13 grudnia zdobyto wieś Siemieżowo, skąd ledwie zdążył ewakuować się oddział Armii Czerwonej (zaskoczeni we śnie bolszewicy, stracili tam wielu zabitych i rannych), gdzie zdobyto cały zapas amunicji. Jednak w południe 13 grudnia bolszewicy uzupełnili straty i natarli na wieś, zmuszając białoruskich partyzantów do wycofania się z Siemieżowa. 15 grudnia przeniesiono kwaterę główną wojsk Zielonego Dębu do wsi Morocz na Polesiu. Stamtąd ponownie uderzono na Siemieżowo (17/18 grudnia) i je odbito, zaś 18/19 grudnia zajęto wieś Wizna (obie ponownie utracono 19 grudnia, gdy Armia Czerwona ściągnęła posiłki). Partyzantom znów zaczęło brakować prowiantu i amunicji, a dalsza walka wydawała się beznadziejna przy ogromnej przewadze "czerwonych". Do Morocza przybył Bułak-Bałachowicz - zwolniony z internowania w Łunińcu, gdyż posiadał obywatelstwo polskie i wstąpił w szeregi Wojska Polskiego - aby omówić warunki przejścia wojsk Zielonego Dębu na polską stronę. Dzięki temu w dniach 28-31 grudnia 1500 białoruskich żołnierzy przekroczyło granicę z Polską, zostali oni internowani w obozach w Słonimiu i w Białymstoku (realnie internowano wówczas zaledwie kilkuset oficerów i żołnierzy, większość zaś Białorusinów została zwolniona). Nie wszyscy jednak zdecydowali się zaprzestać dalszej walki. W rejonie Nieświeży wciąż operowało wówczas ok. 2500 żołnierzy pod dowództwem Dziergacza. Dołączyła do nich część oddziałów Bałachowicza (zwolniona za sprawą baćki z Łunińca), tak, iż w połowie stycznia 1921 r. oddziały te liczyły ok. 4000 żołnierzy, a w marcu prawie 6000. Podejmowano ataki i zajmowano Wiznę oraz Kopył, jednak po podpisaniu w Rydze polsko-sowieckiego układu pokojowego (18 marca 1921 r.) wśród Białorusinów zaczęło pojawiać się zniechęcenie i pierwsze większe dezercje. Żołnierze, straciwszy nadzieję na kontynuacje wojny polsko-bolszewickiej, zaczęli przejawiać oznaki niezdyscyplinowania i maruderstwa. Zaczęto napadać i grabić nawet przychylne partyzantom wsie, a tych chłopów, którzy nie chcieli oddać żywności - rozstrzeliwano na miejscu (wiadomo o co najmniej pięciu osobach, zamordowanych tak przez oddział kapitana Tymoteusza Chwiedoszczenię - jednego z dowódców Zielonego Dębu).




Najgorsze w tym wszystkim było uświadomienie sobie bezsensowności dalszej walki, choć w przypadku Białorusinów Bułak-Bałachowicza czy Adamowicza Dziergacza, to konsekwencja zaprzestania dalszej walki nie była jeszcze taka tragiczna, gdyż mimo wszystko mogli wrócić do Polski (przez jakiś czas zapewne byliby internowani, potem zaś zostaliby zwolnieni). Gorzej mieli ci żołnierze, którzy po zakończeniu II Wojny Światowej nadal walczyli z sowieckim najeźdźcą o wolną Polskę. Ci nie mieli już żadnego wyboru - ujawnienie się oznaczało śmierć (wcześniej czy później, a często po nieludzkich przesłuchaniach i torturach), uciec nie było gdzie (chyba że kierować się na południe ku górom i do Czechosłowacji, gdzie przejście jeszcze w latach 40-tych było najłatwiejsze, ale to też nie znaczy że bezpieczne i że granicę udałoby się przekroczyć). Pozostawała więc dalsza walka aż do śmierci z bronią w ręku (alternatywą było samobójstwo, lub... śmierć zadana rękami Sowietów lub ich polskojęzycznych pachołków, ale wówczas należało się przygotować na tortury których nie każdy byłby w stanie wytrzymać). A przecież ci żołnierze też musieli coś jeść, musieli zdobyć amunicję do dalszej walki, ale przede wszystkim żywność i jakieś środki lecznicze. Nic dziwnego, że nachodzili chłopów, którzy traktowali ich jak bandytów (kto bowiem lubi jak konfiskuje mu się żywność), tylko że ogromna większość leśnych brygad Żołnierzy Niezłomnych, żyła w prawdziwej symbiozie z okolicznymi wioskami i mogła liczyć na wsparcie chłopów (co oczywiście tragicznie kończyło się dla owych chłopów, gdy do wsi weszły oddziały Służby Bezpieczeństwa, Informacji Wojskowej czy NKWD. Wieś była palona, a chłopi często mordowani, jako współwinni pomocy zbrodniarzom - jak w komuszej nowomowie nazywano Żołnierzy walczących o Wolną Polskę). W serialu "Czas Honoru" jest ukazana scena, gdy Żołnierze Drugiej Konspiracji (zwani potocznie "Wyklętymi" lub "Niezłomnymi") wchodzą do wsi i proszą o prowiant. Gospodarz odpowiada im że "Nic już nie ma, wszystko zabrali", "Kto zabrał", "Ja nie wiem, taka banda, czy inna?!". I tutaj padają słowa: "My nie jesteśmy bandytami, my walczymy z bandą, która napadła na nasz kraj!".

W czerwcu 1921 r. Armia Zielonego Dębu rozpoczęła przygotowania do wywołania na Białorusi powszechnego powstania chłopskiego przeciw bolszewikom, i w tym celu zaczęto atakować większe posterunki milicji, punkty poboru rekruta i stacje kolejowe. Sowieci postanowili wówczas ostatecznie położyć kres istnieniu grup partyzanckich (nazywanych "bandyterką") i skierowali na Białoruś większe oddziały wojska i milicji. Palono całe wsie za choćby podejrzenie o wsparcie udzielone "bandytom", stosowano konfiskatę mienia, wieśniaków mordowano lub zsyłano na Sybir; z tego powodu oddziały Zielonego Dębu - aby się ratować - przekraczały polską granicę. W lipcu 1921 r. sytuacja była już bardzo poważna, a zakonspirowane komórki Zielonego Dębu w Mińsku, Homlu i kilku innych miastach Białorusi zostały rozbite. Sytuacja wyglądała coraz gorzej z każdym dniem. W sierpniu wpadła Hanna Dowgiert - najlepsza agentka i jednocześnie narzeczona samego atamana Dziergacza. Szkoda dziewczyny (była bardzo odważna, dziesięciokrotnie przechodziła granicę, niosąc rozkazy i meldunki, przenosząc amunicję i aprowizację dla oddalonych oddziałów), nie udało się jej ocalić, została rozstrzelana wraz z grupką innych konspiratorów po szybkim procesie w Mińsku. Dziergacz ze swoim sztabem we wrześniu 1921 r. musiał się ratować przejściem przez granicę do Polski, gdzie zostali oni internowani w Nowogródku, potem w Strzałkowie, Brześciu, Warszawie i Białymstoku. Rozczarowani konsekwencją, z jaką polska strona wypełniała warunki porozumienia z bolszewikami, niektórzy powstańcy Zielonego Dębu zaczęli przebąkiwać o współpracy z Sowietami i (jak choćby Konstanty Wiedukow ps. "Kruk") oferowali bolszewikom swe usługi w walce z Polską. Walki na Białorusi praktycznie się zakończyły (ostatnie, nieliczne już oddziały Armii Zielonego Dębu zostały rozbite w połowie 1923 r.). Tak zakończyła się próba wzniecenia antybolszewickiego powstania na Białorusi, ale inaczej być nie mogło, gdyż zarówno polski rząd, jak i duża część społeczeństwa marzyła już o pokoju i życiu w wolnym i niepodległym kraju. Niewielu zaś zdawało sobie sprawę, że ta niepodległość jest tylko czasowa, jest jakby wzięta na kredyt, odroczona w czasie, i że wojna o polską niepodległość i suwerenność Narodu jeszcze się nie skończyła.


PS: Swoją drogą pokolenie ludzi, którzy w latach 1914-1918 odbudowali wolną Polskę a potem w latach 1919-1920 obronili Ją i wprowadzili jako jedno z większych państw europejskich na mapę Świata, którzy potem mówili i marzyli o koloniach zamorskich i o polskiej mocarstwowości - ci wszyscy ludzie, to niestety tragiczne pokolenie. Tragiczne, ponieważ na własne oczy - przy nieprawdopodobnym wręcz wysiłku siły i woli - odrodzili Niepodległą Rzeczpospolitą, a potem... na własne oczy widzieli jeszcze Jej upadek. To wszystko bowiem wydarzyło się w ciągu życia jednego pokolenia - I Wojna Światowa (czyli dla wielu wojna o odrodzenie Polski po 123 latach niewoli i 150 latach okupacji wszystkich Jej ziem), potem Wojna z Bolszewikami i wielkie zwycięstwo. Następnie pokój i stabilizacja lat 20-tych i 30-tych, czyli umacnianie wzajemnym wysiłkiem wzniesionego domu - odrodzonej Polski, a wreszcie katastrofa, wspólny najazd hitlerowskich Niemiec i Związku Sowieckiego na nasz kraj. Nie udało się utrzymać tego, co wówczas stworzono i zdołano jedynie wyrwać te dwadzieścia lat wolności. Najlepsze dwadzieścia lat życia.           

  



 KOMEDIA z 1938 r. z "KRÓLEM KOMIKÓW" - 
STANISŁAWEM SIELAŃSKIM W ROLI GŁÓWNEJ, pt.: 

"SZCZĘŚLIWA 13-tka"




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz