ŻYCIE PO ŚMIERCI -
CZYLI RELACJE OSÓB,
KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ
II
ŻYCIE PO ŚMIERCI:
MITY I RZECZYWISTOŚĆ
Cz. I
TYBETAŃSKA KSIĘGA ZMARŁYCH
Nielicznym z czytelników wiadomo, że religia starożytnego Egiptu obejmowała także wiarę w "Ka", co oznaczało mniej więcej to samo, co tak zwane dziś ciało astralne lub eteryczne człowieka. Należy zaznaczyć, że "Ka" nie było ani ludzką duszą ani duchem lecz czymś w rodzaju naczynia, w którym mieści się dusza (owo "Ka" można by porównać z ciałem widmowym polinezyjskich Kahunów, o czym pisze Long w pracy: "Wiedza tajemna za cudami"). "Ka" nieraz odwiedzało swą mumię, o czym mówią liczne rzeźby starożytnego Egiptu. Ciekawa pod tym względem jest tybetańska księga zmarłych, przetłumaczona w roku 1927 na język angielski, a wydana przez drukarnię Uniwersytetu w Oxfordzie. Tytuł książki: "Bardo Thodol". Napisał ją Guru Padmasambhava, mnich tybetański, żyjący około 749 roku n.e., lecz manuskrypt, według którego dokonano tłumaczenia, nie ma więcej niż 170-220 lat. Treść tej księgi nie odbiega wiele od podobnej, lecz znacznie starszej księgi egipskiej. Z naszego, europejskiego punktu widzenia, tybetańska księga ujęta jest jakby nieco rozsądniej i w wielu punktach nauki jej odpowiadają naszym nowoczesnym poglądom okultystycznym. Krótkie streszczenie tej książki z pewnością zainteresuje polskiego czytelnika.
Gdy zanosi się na czyjąś śmierć, w Tybecie sprowadza się do konającego specjalnego lamę, którego obowiązkiem jest wspierać umierającego. Lama ma mu pomóc w przejściu na tamten świat. W tym celu kapłan przede wszystkim uciska konającemu tętnicę szyjną. Celem tego jest utrzymanie umierającego jak najdłużej w stanie przytomności, aby w ostatnich jego chwilach móc odpowiednio pokierować jego świadomością. Albowiem stan świadomości w chwili zgonu decyduje o późniejszym stanie "kompleksu duchowego". Życie bowiem polega na kolejnych przemianach i przejściach z jednego stanu świadomości w inny. Uciskanie tętnic reguluje drogę, którą siła duchowa uchodzi z człowieka. Właściwa droga bowiem prowadzi przez "otwór Monro'ego". Gdy oddech konającego ustaje, odwraca się go na prawy bok. Nadal należy uciskać tętnice po obu stronach szyi. Jeżeli konający wykazuje tendencje do spania, należy przeciwdziałać temu silnym lecz delikatnym uciskaniem tętnic. W ten sposób siła życiowa nie może opuścić pewnych części układu nerwowego i uchodzić będzie tylko tak zwanym "otworem braminów". W każdym razie należy pilnować, aby twarze obu ciał (fizycznego i astralnego) pokrywały się ze sobą. W takiej chwili każda istota dostrzeże pierwszy, słaby blask "bardo", czyli Światła Rzeczywistości. Przez cały okres konania lama upomina umierającego, aby zachował równowagę ducha, aby mógł jasno widzieć Światło Rzeczywistości i w nim się zanurzyć, a nie dał się zwieść złudzeniom zmysłów, halucynacjom i różnym kształtom myślowym, nie mającym realnego istnienia. Lama czuwa przy konającym cały czas od początku oddzielenia się ciała astralnego od ciała fizycznego, aż do zgonu. To trwa zazwyczaj od 3,5 do 4 dni, jeżeli nie ma przy tym lamy zwanego bapha-bo , czyli "wyzwalającego świadomość". I choć takiemu kapłanowi uda się we właściwy sposób przeprowadzić prawidłowe oddzielenie się ciała astralnego od ciała fizycznego, mija zazwyczaj kilka dni, zanim zmarły zorientuje się i zrozumie, że już nie żyje na świecie fizycznym. Jeżeli świadomość konającego nie jest dostatecznie skupiona na "jasnym świetle" może zajść taka sytuacja, że widzi on dziesiątki demonów i diabłów. Lecz książka wyraźnie zaznacza, że są to złudzenia i wytwory fantazji, postacie nie istniejące w rzeczywistości, lecz wytworzone przez myśli. Istnieją one tylko w świadomości konającego. Ich znaczenie jest symboliczne. Świadomość potrafi utworzyć je w myślach, tak jak to się dzieje z naszymi conocnymi snami. Umierający musi przejść, przedrzeć się przez te postacie stojące na drodze ku jasnemu światłu przestrzeni. Im wcześniej tego dokona, tym prędzej urzeczywistni się jego wyzwolenie.
Nauki o ciele w tybetańskiej księdze zmarłych są jasne i krótkie: Gdy zbudzisz się z okresu nieświadomości spowodowanej śmiercią, wówczas twe prawdziwe "Ja" musi się tobie pokazać w swej pierwotnej postaci, a ciało promieniste, podobne do dawnego ciała fizycznego, musi być widoczne. Zwiemy je ciałem pragnień. O ciele "bardo" powiedziano, że przenosi ono wszystkie wrażenia zmysłów. Możność swobodnego poruszania się wskazuje na to, że obecne ciało, które jest tylko ciałem pragnień, nie może być materialne. W rzeczywistości masz możność cudownego przenoszenia się z miejsca na miejsce. Będziesz wędrował z miejsca na miejsce bez ustanku i mimo twej woli. Wszystkim, którzy po tobie płaczą, musisz mówić: tu jestem, nie płaczcie. Lecz gdy oni ciebie nie widzą, pomyślisz sobie: "więc jestem martwy". Lecz trzymaj się. Będzie cię otaczała szarawa poświata (za dnia, w nocy i w ogóle po wsze czasy). I chociaż będziesz szukał jakiegoś ciała, twoją nagrodą będzie tylko daremny trud. Staraj się stłumić w sobie pragnienie posiadania znów ciała i niechaj twój duch pozostanie w stanie wyrzeczenia się. Tak postępuj. To są wskazówki, jak należy odbywać wędrówki w ciele astralnym, w "Sidpa Bardo".
W "Bardo Thódol" znajdujemy również informacje o sądzie, jaki czeka każdego umarłego. Zmarłeś i stoisz teraz przed obliczem boga śmierci. Na próżno starasz się zaprzeczyć twoim złym uczynkom. W lustrze najwyższego sędziego przewijają się odbicia wszystkich twoich czynów. Wiedz, że wszystkie postacie, które widzisz w twoim stanie pośmiertnym, zwanym w języku tybetańskim "bardo", w rzeczywistości nie istnieją. Są to tylko twory twej wyobraźni. Promieniują z ciebie, wysyłasz je bezwiednie, przerażają ciebie, a ty nie rozpoznajesz swoich własnych uczynków. Lustro, w którym sędzia zmarłych zdaje się oglądać twoje uczynki, to tylko twoja własna pamięć, która przypomina ci twoje własne uczynki, które oceniasz według własnych kryteriów, według własnych poglądów na dobro i zło. To ty sam wydajesz na siebie wyrok. Nie istnieje żaden straszliwy Bóg, który wydaje na ciebie wyroki. Wiedz bowiem, że poza twoimi własnymi metafizycznymi projekcjami, nie istnieją ani bogowie ani demony. Nie ma żadnych sędziów sądzących zmarłych. Nie istnieje nawet owo "bardo", o którym mówi nasza religia. Zrozum to wreszcie i stań się istotą wolną.
DONIESIENIA Z TAMTEGO ŚWIATA
Na sympozjum psychologów w Zurychu w dniu 31 marca 1966 roku wygłoszono szereg ciekawych referatów naukowych na temat życia po śmierci. Relacje umieszczone w referatach pochodziły z różnych lat i z różnych krajów (najciekawszy był referat prof. dr. W. Hinza z Uniwersytetu w Goettingen). Wiadomości otrzymywano doń bądź to na drodze medialnej bądź bezpośrednio od zjaw. Teksty stenografowano albo nagrywano na taśmę mganetofonową. Poniżej przedstawiamy najciekawsze przekazy. Raport ten pochodzi z Zurychu z dnia 7 marca 1962 roku. Nie stanowi on nic nowego. Podobny przebieg konania obserwowali często jasnowidze.
- Od jakiegoś czasu byłem poważnie chory. Kiedy zbliżał się mój koniec, byłem bardzo osłabiony i nie miałem siły mówić, chociaż słyszałem jak rozmawiano dookoła mnie. Jeść także już nie mogłem. Nie miałem nawet siły, aby zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół. Widziałem natomiast rzeczy inne, choć nie wszystko z tego mogłem zrozumieć. Nie wiedziałem czy śnię, czy widzę coś na jawie. W oddali stali moi zmarli rodzice, a obok nich inni moi krewni, których nie było już na fizycznym świecie. Wszyscy oni z daleka kiwali rękami. Widziałem ich wszystkich wyraźnie, lecz nie miałem sił, aby im dać znać lub się do nich odezwać. Tak więc nie mogłem należycie skupić uwagi ani na tym, ani na tamtym świecie. Po chwili ukazała się nad moim łóżkiem jakaś zwiewna istota i robiła coś z moją osobą, lecz nie mogłem się zorientować co. Istota ta głaskała rytmicznie moją głowę i moje ciało w tę i w tamtą stronę. Chętnie bym podał jej ręce, ale byłem na to za słaby. Czułem jednak, że to by mi dobrze zrobiło. Potem wystąpiło u mnie uczucie całkowitej pustki, tak że nie spostrzegłem ani owej istoty, ani moich zmarłych rodziców. Usłyszałem natomiast wyraźne głosy otaczających mnie żywych krewnych. Nawet udało mi się wyszeptać kilka słów. Lecz teraz zaczęli się do mnie zbliżać moi rodzice. Widziałem ich całkiem wyraźnie przed sobą. Do istoty unoszącej się znów nade mną dołączyła się druga taka postać. One zdawały się mnie głaskać, aż mogłem im wreszcie podać ręce. Oczywiście, nie były to już teraz ręce materialne. Zdawało mi się także, że już odczepiłem się od mojego ziemskiego ciała. Unoszące się nade mną istoty powiedziały do mnie. Teraz umarłeś. Oto tam leży twoje martwe ciało. Usłyszałem też głos któregoś z krewnych: Już umarł. Najpierw unosiłem się wraz z owymi istotami w pokoju, chybocząc w powietrzu, jak balonik na wietrze, po czym zabrano mnie stamtąd. Moich rodziców już nie widziałem. Zniknęli. Z początku czułem się odrętwiały i zamroczony. Nie orientowałem się, gdzie jestem. Wypłynąłem z mojego pokoju jakby mnie wywiał wiatr i nagle znalazłem się w innym świecie. To jest "tamten świat" - powiedziano mi. - Każdy musi tu przyjść. Po czym obie zwiewne postacie, które mi poprzednio pomogły opuścić moją ziemską powłokę, pożegnały się ze mną słowami: Nasze zadanie w stosunku do ciebie jest już skończone. Wówczas stanęli nagle przede mną moi rodzice.
Tyle mówi ów skromny raport o śmierci człowieka i pobudza jedynie ciekawość czytelników, którzy chcieliby wiedzieć, jak też wygląda "tamten świat", dokąd przeniósł się zmarły. Autor liczy się z tym, że czytelnicy będą może zgorszeni dalszym ciągiem relacji, jak to już często bywało. Albowiem dla ludzi tamtego świata, w każdy razie dla duchów zamieszkujących płaszczyznę astralną najbliższą naszej Ziemi, ich świat prawie niczym nie różni się od świata fizycznego. Ich ciała astralne mają tam całkiem ziemski wygląd. Fakty te wydają się wielu ludziom niewiarygodne, lecz, jak się dalej przekonamy, wszystkie relacje z tamtego świata są do siebie uderzająco podobne. A poza tym zmarli, którzy nam o tym opowiadają, muszą chyba wiedzieć lepiej jak wygląda świat, w którym przebywają. A oto sprawozdanie odebrane w Oxfordzie dnia 3 października 1913 roku. Mówi matka duchownego Ovena do swego syna:
- Opowiem Ci coś niecoś o warunkach, w jakich znajdują się zmarli bezpośrednio po ich śmierci i po przybyciu na tak zwany u was "tamten świat". Oczywiście, poziom intelektualny przybywających jest bardzo różnorodny. Każdego więc traktuje się indywidualnie. Wielu przybyszów długo nie może zrozumieć, że już nie żyją w waszym pojęciu. Wydają się sobie żywi i ruchomi, myślą, że posiadają nadal ciało. Poza tym trudno im się pozbyć niejasnych poglądów o stanie pośmiertnym człowieka. W takich przypadkach staramy się wszystkim przybywającym przede wszystkim wyjaśnić, że w świecie materialnym już nie istnieją. Robimy to na różne sposoby. Mimo wszystko w bardzo wielu przypadkach nie możemy nic zdziałać i to częściej, niż ktokolwiek by przypuszczał. Należy bowiem pamiętać, iż charakter człowieka buduje, tworzy i umacnia się latami, a myśli, jakie powstają, ryją głębokie bruzdy. Jednak osoby duchowo dojrzałe od razu zdają sobie sprawę z tego, że przeszły do innego świata, a wówczas nasze zadanie jest łatwe.
Tyle ogólnych uwag o zachowaniu się nowo przybyłych. Na ogół, po pewnym okresie zamroczenia, następują wpierw powitania z różnymi przyjaciółmi i członkami rodziny, zmarłymi dawniej. Potem następuje okres wypoczynku, czyli pewnego rodzaju sen adaptacyjny. Poniżej kilka sprawozdań o takich wypadkach. Mówi duch kobiety na seansie w dniu 3 stycznia 1962 roku.
- Z początku byłam zupełnie zamroczona i zapytywałam siebie, czyżbym rzeczywiście już umarła? Dotykałam mego ciała i myślałam: jeżeli ciało nie żyje, to przecież i ja nie mogę już żyć! Wcale nie myślałam o jakimś duchu czy duszy. Dotykałam mego ciała astralnego. Miałam ręce zdolne do chwytania, miałam nogi i stopy, mogłam więc chodzić. Miałam także głowę, miałam włosy, suknię. Wszystko to było więc dla mnie niezrozumiałe.
Inne sprawozdanie z tej dziedziny spisano 8 stycznia 1964 roku. Pochodzi ono od ducha mężczyzny, który zabił się, spadając w górach w czasie wspinaczki w przepaść.
- Kiedy obudziłem się po tamtej stronie życia, starałem się szeroko otworzyć moje psychiczne oczy, aby zobaczyć moje nowe otoczenie. Równocześnie czułem się niezmiernie zmęczony. Chciało mi się bardzo spać. Wszystko dookoła mnie było nowe i robiło na mnie silne wrażenie, lecz czułem się tu obco. Widziałem liczne twarze, a w oddali, jak mi się wydawało, stali moi rodzice, a także różni znajomi. Przede wszystkim jednak dominowało we mnie pragnienie snu i spokoju. Zaprowadzono mnie w zaciszne miejsce, gdzie mogłem spokojnie spać. Jak później zauważyłem, nie ja jedyny byłem w takim stanie, lecz i inni, którzy się tam znaleźli. Nie wiem, jak długo spałem i nie interesowałem się tym. Jednak, kiedy otworzyłem oczy, poczułem się nagle silny i wypoczęty. Przyniesiono mi coś do picia. Wcale mnie to nie zdziwiło, że tu, po drugiej stronie życia doczesnego, czymś mnie poczęstowano. Przyjąłem to jak rzecz, którą się rozumie samą przez się.
Jeszcze jeden opis podobny do poprzednich. Pochodzi od ducha mężczyzny. Podyktowano go 3 maja 1964 roku.
- Kiedy przybyłem do świata duchów, powitali mnie rodzice. Lecz było tam także wiele innych istot. Niektóre były mi nawet znane. Wzięto mnie pod ramiona, choć czułem się całkiem dobrze. Poprzednio chorowałem długo i nim zmarłem bardzo cierpiałem. Obecnie, kiedy już pozbyłem się ciała fizycznego, czułem się całkiem dobrze. Dwaj astralni przyjaciele, którzy mi towarzyszyli, wprowadzili mnie do jakiejś sali pośród pięknego ogrodu. Tam położono mnie na tapczan, abym przede wszystkim wypoczął. Słyszałem co się dzieje dookoła mnie, lecz czułem się już dość zmęczony. Zasnąłem, lecz nie wiem na jak długo.
O takim śnie adaptacyjnym wypowiedziała się jakaś wyższa istota na seansie w Monachium w roku 1895 w sposób następujący:
- Stan duszy po śmierci fizycznej jest zawsze uzależniony od poziomu jej rozwoju. Im wyższy poziom rozwoju duchowego, tym krócej trwa jej sen pośmiertny, względnie okres wypoczynku. Albowiem o sile lub energii duszy decyduje jej stan moralny i ewolucyjny. U osób stojących na poziomie niskim, na przykład pijaków lub opętanych innymi namiętnościami, dusza jest otępiała, a po śmierci wpada w stan odrętwienia. Ten stan może trwać długo i ustępuje powoli. Dusze wszystkich ludzi dobrych przechodzą po śmierci okres snu, lecz stan ten nie może być porównywany ze snem ludzi fizycznych. U niektórych sen trwa krótko i przypomina nieco senne marzenia. Dusza nabiera przy tym świadomości egzystencji i zaczyna rozumieć, jakie możliwości psychiczne dla niej istnieją. Dusze, których ciała ostatnio przed śmiercią doczesną bardzo cierpiały i których odłączenie się od ciała fizycznego połączone było z cierpieniami, śpią potem spokojnie otulone fluidami ich ducha opiekuńczego (anioła stróża?). Ten duch dostarcza im odpowiedniego pożywienia wzmacniającego i uzupełniającego energię psychiczną. Zatem wypoczynek po śmierci jest obowiązujący dla dusz pochodzących z takiego świata jak nasz. A w jakim stanie znajdują się dusze po przebudzeniu się z takiego snu adaptacyjnego? Jakkolwiek dziwne będzie się to ludziom wydawało, lecz dusze te w swych ciałach astralnych mają ubiory. Zaś rodzaj szaty odzwierciedla ściśle duchowy poziom istoty. W sferach średnich tamtego świata, czyli przyziemnych, wybór ubioru jest pozostawiony samej istocie, bywa zatem podobny do ziemskich ubrań.
Jak objaśnił uczestników seansu pewien zmarły amerykański adwokat, a było to w Londynie w roku 1913.
- Będzie się wam wydawało to wręcz absurdalne, lecz nosimy tam takie same ubiory jak wy. Tu jednak nie potrzeba na ubrania tylu szaf. Nie widuje się ich wcale. Co prawda przebywam w tym nowym świecie dopiero od niedawna.
Dusza pewnego kowala powiedziała na seansie w dniu 3 lipca 1963 roku co następuje:
- Było dla mnie całkiem jasne, że moje ciało fizyczne opuściłem i że żyję nadal w moim ciele astralnym. Oczywiście, miałem na sobie ubiór, jednak on mi się nie podobał. Taki był jakiś dziwny. Nigdy w życiu nie miałem czegoś podobnego na sobie. Rzuciło mi się także w oczy, że istnieje tu duża różnorodność ubiorów. Jedni byli ubrani zwyczajnie, jak za życia. Inni znów mieli na sobie długie, powłóczyste szaty, co moim zdaniem nie było ani praktyczne, ani ładne. Było dla mnie jasne, że spotykam tu istoty pochodzące nie tylko z Europy, lecz także z innych części świata. Widuję tu: Chińczyków, Japończyków, Hindusów, a każdy nosi się inaczej.
Pewna wyższa istota powiedziała na seansie w dniu 6 stycznia 1961 roku tak:
- Kiedy po śnie adaptacyjnym otworzyłem oczy, miałem na sobie białą, gładką, powłóczystą szatę. Była ona skromna, lecz rodzaj tkaniny był tak delikatny, jakiego nigdy w życiu nie widziałem. Istoty z zaświatów na poziomie wyższym poznaje się po jakości i rodzaju wspaniałych tkanin, z których mają zrobione ubiory.
W następnych urywkach opisów będzie mowa o stosunku zmarłych do otoczenia oraz o ich sposobie poruszania się (o skrzydłach nikt nigdy nie wspominał). A więc z kolei urywek oświadczenia, złożonego dnia 2 maja 1962 roku przez istotę niezbyt inteligentną.
- Obudziłem się potem na jakimś świecie, który wywołał moje zdumienie. Właściwie to wszystko przypominało mi moje dawne życie. Wszystko było tu takie samo jak tam, na Ziemi, a więc lasy, rzeki, domy... wszystko, wszystko! Lecz nie byłem tu wcale głodny, ani nie miałem pragnienia. Nigdy nie ma nocy, zawsze jest jednostajnie i równomiernie jasno, a atmosfera przyjemna. Pojęcia czasu nie ma.
Dnia 4 kwietnia 1962 roku zgłosiła się na seansie jakaś żeńska istota. A oto, co opowiadała:
- Po przebudzeniu się na tamtym świecie miałam w pierwszej chwili wrażenie, że to jest jeszcze stary świat fizyczny, tak było wszystko podobne. Widziałam łąki, ogrody, lasy. Widziałam zwierzęta, a gdzieniegdzie domy. Lecz domy te były zbudowane inaczej, niż tam, w świecie ludzi żyjących.
Duch jakiegoś młodego człowieka, zmarłego w wieku 17 lat powiedział na seansie w dniu 2 czerwca 1965 roku:
- Odwiedziłem na tamtym świecie swoją babkę, która ma tu własny domek. Podziwiałem urządzenie wnętrza oraz liczne drobiazgi leżące tam. Powiedziałem babci, że jest to dziwne, iż na tym nowym świecie wszystko jest tak, jak w poprzednim życiu fizycznym. Wyobrażałem sobie wszystko inaczej. Ludzie z fizycznego świata bardzo by się dziwili, gdyby to wszystko tutaj zobaczyli na własne oczy!
Dalsze słowa zanotowano na seansie w dniu 7 lutego 1962 roku. Duch przemawiający do zebranych oświadczył wówczas, iż w czasie, kiedy żył jeszcze na świecie fizycznym, wiódł życie na wskroś materialne i egoistyczne, choć przyjemne.
- Nie cierpiałem długo. Kiedy później otworzyłem oczy, stwierdzając, że znajduję się na innym świecie, byłem bardzo zdziwiony, że moja śmierć nie oznaczała końca istnienia. Niebawem pojawiła się przy mnie moja zmarła matka i po powitaniu powiedziała do mnie: "Teraz będą ciebie sądzić. Jesteś w państwie Boga!" Zwracałem mało uwagi na jej słowa, bo byłem jeszcze bardzo zamroczony i odrętwiały. Rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że wszystko jest tu podobne do świata fizycznego, z którego przybyłem. Czyżby życie rzeczywiście trwało dalej? Ale przecież moja matka zmarła dość dawno, a tymczasem ja widzę ją tu jak żywą przed moimi oczami?
Niejedno wyjaśniają także słowa kobiecej zjawy, wypowiedziane na seansie w Anglii w dniu 5 września 1962 roku.
- Nie miałam pojęcia, jak to właściwie jest na tamtym świecie. Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam. Przypuszczałam, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią fizyczną, lecz tam - na Ziemi - wyobrażałam sobie to wszystko całkiem inaczej. Kiedy znów otworzyłam oczy po tamtej stronie życia, stali przede mną moi rodzice. Rozglądałam się dookoła, lecz byłam jeszcze zamroczona. Czułam się jak nowo narodzona. Nie miałam żadnych bólów. Wyszczuplałam i mogłam swobodnie oddychać. Jakże łatwo można było przenosić się z miejsca na miejsce bez śladu zmęczenia. Wraz z moim towarzystwem weszłam pod górę po jakiejś skarpie i miałam wrażenie, że płynę w powietrzu. Stanąwszy na górze, podziwiałam piękne kwiaty, rozległe łany zboża, a dalej wspaniałe lasy.
W dniu 4 września 1964 roku na seansie jakaś istota męska opowiadała o swym śnie adaptacyjnym.
- Obudziłem się i rozglądałem dookoła. Miałem wrażenie, że mnie gdzieś unoszą. Spojrzałem w dół i zdawało mi się, że ziemia ucieka mi spod stóp. Oczywiście, stawiałem kroki, lecz nie miały one znaczenia w porównaniu z szybkością poruszania się.
Wspomniany poprzednio informator z seansu w dniu 3 maja 1964 roku tak mówił o swoich wrażeniach z pierwszych chwil pobytu na tamtym świecie i śnie adaptacyjnym:
- Przede wszystkim postanowiłem sobie obejrzeć okolicę i poznać ją bliżej. Była przepiękna. Znajdowałem się w jakimś ogrodzie na wsi. W dolinie otoczonej górami i lasami. Po zboczu kaskadami spływał strumień, a krople wody iskrzyły się we wspaniałym promieniu jakby tęczowego światła. Co chwilę przecierałem oczy, bo ten piękny widok wydawał mi się nieprawdopodobny.
Jeszcze raz cytujemy naszego informatora z seansu w dniu 8 stycznia 1964 roku (po przebudzeniu się ze snu).
- Stały przy mnie jakieś trzy wspaniałe istoty. Pomogły mi wstać i podprowadziły mnie kawałek drogi. Rozglądałem się dookoła. Wszystko promieniowało wspaniałymi barwami. Czułem się wesoły i szczęśliwy. Mijały nas różne piękne postacie, które pozdrawiały nas rękami. Droga prowadziła pod górę, gdzie napotkaliśmy duży, wspaniały budynek. Stamtąd roztaczał się piękny widok.
W Londynie na seansie w lutym 1929 roku odebrano takie oto informacje. Na wstępie mowa o śnie adaptacyjnym.
- Radość, spokój i pogodny nastrój wywołały u mnie jakieś szczególne i niespodziewane uczucie szczęścia i zadowolenia. Wstałem i rozejrzałem się. Okolica była piękna i podobna do angielskich krajobrazów wiejskich. Najbardziej zaintrygował mnie brak perspektywy. Przedmioty odległe nie wydawały się mniejsze, jak to jest w świecie fizycznym. Poza tym, każdy przedmiot, dom itp. widziałem równocześnie ze wszystkich stron, a mój wzrok przenikał je nawet na wskroś. Zrozumiałem, że patrzenie oczami duszy odbywa się inaczej i daje inne możliwości.
W latach dwudziestych naszego stulecia duchowny angielski - Thomas, notował podczas seansu wiadomości otrzymywane od zmarłego ojca. A oto w skrócie odebrane relacje:
- Jeżeli ludzie na świecie fizycznym pragną uzmysłowić sobie jak wygląda życie pozagrobowe, zazwyczaj wymyślają obrazy niepodobne do tych, które widuje się na Ziemi. Główna różnica między życiem doczesnym, a życiem na tamtym świecie polega przede wszystkim na braku wszelkich chorób. Poza tym żadne fizyczne wpływy nie mogą nikogo nastroić negatywnie do czegokolwiek. Wyraz "fizyczne" jest tu ważny, albowiem świat fizyczny nie jest wyłącznie tylko fizyczny. W świecie fizycznym życie psychiczne odgrywa dużą rolę, my zaś w świecie pozagrobowym mamy na przykład atmosferę chemiczną, a więc fizyczną. Dalej, mamy jakieś ciało. Mamy także ubranie, jest to bowiem przyzwyczajenie myślowe, zabrane ze świata fizycznego, aby chodzić ubranym. Lecz na ubranie nie trzeba brać miary. Tworzymy je myślowym aktem woli. Kto tego z początku jeszcze nie potrafi, temu zrobią to chętnie inni. Ja na przykład robię dalekie spacery, bo za życia zawsze lubiłem chodzić. Lecz nie muszę tego robić. Mogę do woli unosić się i płynąć w powietrzu. Z przyzwyczajenia jednak stawiam nogi na ziemi. Z pewnością spyta mnie ten i ów po czym ja właściwie chodzę, czy po prawdziwej ziemi, czy po czymś innym. Oczywiście, że chodzę po jakiejś ziemi, która dla mnie jest taka twarda, jak dla was ziemia fizyczna. Jednak za pomocą mojej energii psychicznej mógłbym, gdybym chciał, w tę moją ziemię zapaść się lub ją przeniknąć. U nas są takie same drogi jak u was, lecz nie ma na nich brudu, błota, śmieci i innych nieprzyjemnych rzeczy. Nasze drogi są elastyczne przy chodzeniu, więc chodzenie po nich należy do przyjemności. Wielu ludzi myśli, że my żyjemy tu w jakimś półśnie i jakimś życiem wyłącznie myślowym. Tak nie jest. Nawet w świecie, gdzie nie można być aktywnie czynnym za pomocą energii myślowej, potrzebny jest jakiś materiał do obróbki, materiał, nad którym pracujemy. Lecz materiał ten daje się łatwo formować, przerabiać i obrabiać. Im ktoś u nas stoi na wyższym poziomie, tym łatwiej materia ta poddaje się jego woli. Oczywiście, nasza materia różni się całkowicie od waszej. Nazywam to po prostu materią, bo brak mi na to odpowiedniejszego określenia. Przedmioty z materiału stałego są u nas elastyczne, piękne i dają się do woli od nowa formować. Możemy to robić za pomocą aktów woli. Nowo przybyli nie potrafią tego, tak jak i u was noworodki nie potrafią rzeźbić.
Tyle powiedział ojciec duchownego. O podatności tamtejszej materii do obróbki i przetwarzania istnieje bardzo dużo relacji. Istota żyjąca w zaświatach na wyższej płaszczyźnie potrafi na przykład, za pomocą koncentracji myśli, utworzyć dowolny przedmiot. Na zakończenie humorystyczna relacja o sile myślowej i o jej możliwościach na tamtym świecie. Zajście to opowiadał w roku 1937 na seansie duch pana Alberta Paucharda, czyli w cztery lata po jego śmierci fizycznej. Pan Pauchard za życia na naszym świecie był przewodniczącym Towarzystwa Parapsychologicznego w Genewie. Na tamtym świecie spotkał kiedyś dobrego znajomego ubranego we frak i cylinder, z kwiatkiem w butonierce i małym egzemplarzem Biblii w ręce. Po przywitaniu się pan Pauchard złożył starszemu panu życzenia z powodu odmłodzonego wyglądu i spytał: "Dlaczego się pan tak świątecznie ubrał?", "Jak to - odrzekł znajomy - na takim świecie jak ten należy włożyć na siebie to, co się ma najlepszego". Po chwili rozmowy zauważył, że ów pan nie ma już w swojej ręce tomu Biblii. Po prostu przestał o niej myśleć i Biblia się ulotniła. Pan Pauchard nie radził mu szukać zgubionego tomu, bo to jest - jak powiedział - rzecz zupełnie beznadziejna. Albowiem należy sobie uprzytomnić, że gdy się na tamtym świecie czegoś szuka, to się przy tym myśli, że się tego czegoś nie ma i wobec tego nie można tego czegoś odzyskać! Należy postąpić zatem tak: intensywnie myśleć, że się Biblię ma - "O, proszę, Biblia znów jest!!!". "Pana zawsze trzymają się dowcipy, jak za dawnych dobrych czasów, a przecież teraz jesteśmy na tamtym świecie!" - obruszył się znajomy. "Należy pamiętać - skończył pan Pauchard swe opowiadanie - że mój znajomy był na tamtym świecie dopiero od trzech dni".
Na tym zakończymy te ciekawe sprawozdania i relacje z tamtego świata. Jak widzimy, czeka na nas tam niejedna niespodzianka, choć udało nam się tylko rzucić okiem przez wąską szczelinę na ten nieznany nam świat.
PS: W kolejnej części będzie o tym w co wierzymy, oraz jak to się realnie przekłada na to, co spotykamy i spotkać możemy po śmierci na "Tamtym Świecie".
PS2: Raz jeszcze powrócę i przypomnę, gdyż dzisiejszy temat mi nieco tę sprawę uporządkował, a mianowicie pamiętam doskonale, jak na kilka dni przed swą śmiercią moja babcia (którą przywiozłem do siebie, gdyż sama mieszkała dość daleko i stały kontakt z nią nie był fizycznie możliwy, choć oczywiście miała tam opiekunkę, ale wydaje mi się że jednak starszy człowiek chciałby w ostatnich dniach, tygodniach a może miesiącach być blisko rodziny), mówiła do mnie dość dziwne rzeczy. Mianowicie opowiadała mi (leżąc w łóżku, gdyż już nie mogła chodzić, a w szpitalu w którym leżała zrobiły jej się dodatkowo bolesne odleżyny, które to musieliśmy zaleczyć) że nocą przychodzi do niej moja (zmarła dosłownie dwa tygodnie wcześniej) mama, niczym wróżka i... tańczy przy jej łóżku. Przyznam się szczerze, że wówczas nieco mnie tym zadziwiała, a nawet lekko... przerażała, tym bardziej, jak opowiadała że nocami odwiedzają ją jacyś ludzie. Mój dom znajduje się w pewnej odległości od miejskiego szpitala i babcię właśnie mieli odwiedzać ludzie z tego szpitala, notabene... zmarli ludzie. Opowiadała mi o dziewczynce, która siadała przy jej łóżku i zostawała tam do rana, a nawet dłużej, bo niekiedy gdy ja lub moja kobieta przynosiłem jej śniadanie, to mówiła że owa dziewczynka wciąż tu jest i ciągle przy niej siedzi. Mówiła o człowieku, który stał przy oknie z psem i innych, odwiedzających ją (jak twierdziła) ludzi ze szpitala. W kilka dni później zmarła w hospicjum, w dniu, w którym ją tam przewiozłem (aby zapewnić jej lepszą opiekę). Odeszła zupełnie spokojnie, bez żadnego bólu, po prostu zasnęła i już się nie obudziła. Przeżyła 85 lat, w tym niemiecką okupację (jako dziecko służyła u Niemca jako pomoc kuchenna), ale potem doskonale sobie poradziła w życiu. Pierwsze jej małżeństwo co prawda było nieudane (przyznam się szczerze, że swojego dziadka - czyli ojca mej mamy - to ja nawet nie znałem i widziałem go tylko raz w życiu, gdy jako nastolatek odwiedziłem go w jego nowym domu. Wtedy już był łagodnym staruszkiem). Nie był on zbyt dobrym mężem i babcia potem wielokrotnie wspominała jak ją bił, jak przepijał wypłatę (miał jakiś stopień wojskowy, ale nie pamiętam jaki, i służył w Ludowym wojsku Polskim w latach 40-tych i 50-tych), jak okradał własne dzieci (np. raz zabrał i sprzedał rower swego syna - mego wuja, tylko po to, by mieć za co trunkować). Nie pamiętam, aby też kiedykolwiek babcia powiedziała o nim dobre słowo (nawet po latach). Drugie małżeństwo babci było już znacznie lepsze, a ona sama należała do kobiet, które potrafią się w życiu ustawić. Wyjechała na Pomorze, tam ponownie wyszła za mąż, a po śmierci męża miała wszystko, mieszkanie, działki etc. etc. Jednak babcia należała też do osób, którym wciąż było mało i wielokrotnie pisywała listy do najróżniejszych instytucji, odnośnie zadośćuczynienia za lata wojennej pracy przymusowej, a potem w kwestii swego drugiego męża, a to za Obronę Helu (gdzie ponoć w 1939 r. miał walczyć), a to za obóz do którego trafił. Niestety, potem okazało się, że (śmieszna historia) on rzeczywiście walczył, tylko, że tak powiem od tej strony "od Odry na wschód" 😉. A babcia dalej walczyła o odszkodowanie, mimo że małżonek służył w mundurze z hitlerowską "gapą" na piersi 😏 i rzeczywiście bronił Wybrzeża, ale w 1944/45 przez Sowietami i idącym z nimi Wojskiem Polskim (cóż, każdy miał jakąś przeszłość). Tak się zastanowić, to w jakiej ja się rodzinie wychowałem? Ojciec mojej babci był ideowym komunistą i zginął (1943?) w niemieckim obozie zagłady w Gross Rosen, dziadek od strony mamy był niegodny tego, aby nazwać go ojcem lub dziadkiem, a drugi mąż mej babci służył w Wehrmachcie. Co prawda moja rodzina od strony ojca też miała niemieckie korzenie, ale tu nie było takich ekstremalnych przypadków. Nie było tam ani komunistów, ani walczących po niemieckiej stronie (pradziadek odmówił w 1940 r. podpisania volkslisty i wstąpienia do Wehrmachtu, twierdząc że jest Polakiem, w domu zaś zabronił mówienia po niemiecku, a wcześniej w 1920 r. walczył na odcinku obrony Warszawy, był osobistym kierowcą gen. Józefa Hallera - również spolonizowanego Niemca - a potem należał do Związku Hallerczyków).
W każdym razie, przechodząc do meritum, to właśnie na kilka tygodni przed śmiercią, babcia opowiadała mi o jakimś cudnym domku w środku pięknego lasu, gdzie mieszkała wraz z moją mamą i... ze mną. Biorąc pod uwagę powyższe relacje, mogę stwierdzić że niekoniecznie musiał to być jej przedśmiertny wymysł, tym bardziej że obraz owego domku zmaterializował się w mym umyśle. Ciekawe...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz