Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 kwietnia 2023

DEMETRIUSZ, PYRRUS, ARATOS... - Cz. I

CZYLI, PRAWDZIWI "CELEBRYCI" 

EPOKI HELLENISTYCZNEJ





 Dziś chciałbym podjąć się tematu opisania postaci o których jeszcze nie wspominałem, a które w jakiś sposób zawsze mnie fascynowały. Mam tutaj na myśli swoistą "helleńską trójcę", czyli ludzi którzy dorastali w czasach, gdy język grecki stawał się międzynarodowym językiem całego śródziemnomorskiego Wschodu, aż po granice Indii i Himalajów. Ludzi, którzy dorastali zafascynowani duchem nowych czasów, w którym dotychczasowe helleńskie polis urosło tak bardzo, że dosięgało Indusu, co też oczywiście zmieniło wyobrażenia, aspiracje, mody oraz dążenia wielu ludzi żyjących w tym czasie, których ojcowie nie wyściubiali nosa poza granice Grecji właściwej (a często nawet poza ziemie własnego rodzinnego polis). Najbardziej dobitnie zmiany które następowały w czasie podbojów Aleksandra Wielkiego i wkrótce po jego śmierci - szczególnie silnie widać chociażby w zmianie, jaka w tym czasie nastąpiła w greckiej modzie. Dotychczas bowiem naturalny wizerunek greckiego mężczyzny, wodza i polityka, to postać najczęściej z hełmem na głowie i oczywiście z bujną brodą, która symbolizowała męstwo, odwagę i doświadczenie. Aleksander Wielki natomiast zmienił totalnie ten wizerunek, całkowicie goląc swoją brodę co niekiedy powodowało pewne nieścisłości wizerunkowe (mam tutaj chociażby na myśli pewnego malarza wazowego z Apulii, który około 330 r. p.n.e. namalował postać Aleksandra Wielkiego walczącego w bitwie z królem Persji Dariuszem III, który na wizerunku wazowym miał właśnie bujną brodę. Ten artysta nigdy jednak nie spotkał Aleksandra i przedstawił go w taki sposób, w jaki w jego wyobrażeniu powinien wyglądać wódz i zdobywca - czyli jako brodatego mężczyznę o silnym wizerunku i wysokim wzroście. W rzeczywistości zaś Aleksander nigdy nie nosił brody i był też dość niskiego wzrostu, co dziwiło potem tych, którzy wcześniej słyszeli o jego podbojach a potem ujrzeli go na własne oczy). Aleksander wprowadził jednak modę która się utrwaliła i jego następcy (diadochowie) oraz ich potomkowie całkowicie pozbawiali swe twarze zarostu (wcześniej twarz pozbawiona zarostu symbolizowała raczej młodzieńca o łagodnej nie wieści urodzie, a to oznaczało pasywnego kochanka, co nie licowało z postawą silnego, zwycięskiego wodza).

Bród nie nosili więc również dwaj wymienieni w tytule celebryci - Demetriusz syn Antygona Jednookiego i Pyrrus, król Epiru (znany chociażby z wojen jakie toczył z Rzymem w Italii, choć już mniej znany z walk toczonych w Grecji). Aratos z Sykionu zaś, trzeci z wyżej wymienionych brodę już posiadał (przynajmniej tak został przedstawiony na posągach i popiersiach). Jednak ta trójka antycznych celebrytów, to byli ludzie, którzy potrafili klęski przemieniać w zwycięstwa, a sukcesy przeciekały im przez palce tak często i licznie że zamieniały się w klęski. Byli to też ludzie którzy całe życie służyli jednej idei aby pod koniec życia (lub w trakcie) bezczelnie ją zdradzić. Ludzie którzy miłowali piękno i luksus a jednocześnie potrafili znosić największe trudy wojennego życia i często dostawali od losu swoistego kopa w tyłek. Byli bardzo popularni w latach swej świetności, po czym słuch o nich ginął, a oni kończyli jako zapomniani i wygnani życiowi rozbitkowie. Postanowiłem podjąć się opisania ich postaci jako swoiste memento (jak bowiem stwierdził Roman Kurski z serialu "Miodowe lata": "Memento, memento w mordę jeża sąsiady, zaprawdę powiadam wam" 😅), iż nigdy nie należy się poddawać i dopóki człowiek żyje, zawsze ma możliwość zmienić swoje życie - zarówno na dobre jak i na złe. Zacznijmy zatem od najstarszego z całej tej trójki, czyli:






DEMETRIUSZ POLIORKETES
(337-283 r. p.n.e.)
Cz. I







 Demetriusz urodził się w czasie, gdy niepodległość greckich polis przeszła już do historii i gdy dominacja macedońska nad Helladą stała się faktem. W dolinie pod miastem Cheroneia, 7 dnia miesiąca metageitnion (według kalendarza ateńskiego), czyli w połowie sierpnia 338 r. p.n.e. (licząc naszym kalendarzem) doszło do decydującej i ostatecznej bitwy pomiędzy macedońską armią pod wodzą króla Filipa II i jego syna księcia Aleksandra, a koalicją ateńsko-tebańską, które to starcie zakończyło się całkowitym zwycięstwem Macedończyków. Filip II - władca Macedonii z rodu Argeadów, praktycznie od początku swojego panowania (czyli od 359 r. p.n.e.) był w ciągłym konflikcie z Atenami (dokładnie to od zajęcia przez niego Amfipolis w 357 r. p.n.e. do zawarcia pokoju Filokratesa w 346 r. p.n.e. i potem od mniej więcej 342 r. p.n.e. - kiedy nowa wojna, choć niewypowiedziana realnie się rozpoczęła, a wypowiedziana została w 340 r. p.n.e. i trwała właśnie do 338 r. p.n.e.), teraz zaś po zniszczeniu armii ateńsko- tebańskiej stał się realnym panem całej Hellady. Największy zwolennik kontynuowania wojny z Filipem, ateński polityk i doskonały mówca Demostenes - zbiegł po klęsce z pola bitwy, a w Atenach podniesiono alarm i rozpoczęto pracę nad umocnieniem murów obronnych na wypadek oblężenia miasta przez siły macedońskie (za co odpowiadać miał niejaki Hypereides), to jednak wojna ta realnie już się skończyła. Filip macedoński nie zamierzał też zdobywać Aten (po pierwsze: straciłby na to dużo czasu, wysiłku i ludzi, po drugie: miasto to było doskonale zabezpieczone zarówno od strony lądu jak i morza, więc takie oblężenie mogło zakończyć się fiaskiem), miał już bowiem w głowie inną ideę, panhelleńską wielką wojnę z największym wrogiem Greków - Imperium Perskim. Do tego zaś potrzebował pokoju, zgody i zjednoczenia wszystkich Hellenów.

Co prawda bitwa pod Cheroneą jest swoistą militarną cezurą, odgradzającą dawny sposób prowadzenia wojny (skupiony na bezpośrednich starciach hoplitów w relacji face to face) z nowym (polegającym na większym dystansie pomiędzy przeciwnikami, dzięki zaopatrzeniu macedońskiej falangi w długie włócznie zwane sarissami, oraz wykorzystaniu w boju konnicy - często przełamującej szeregi nieprzyjaciela. Np. Aleksander bardzo lubił uderzać jazdą na flanki lub tyły nieprzyjaciół, w czasie gdy jego falanga trzymała na dystans wrogie armię dzięki długości swoich sariss). Cheronea stanowi więc cenzurę, tak jak cenzurę stanowią również bitwy pod Kynoskefalaj z 197 r. p.n.e. czy pod Pydną z 168 r. p.n.e. gdy ostatecznie falangę macedońską (dotąd niezwyciężoną siłę militarną ówczesnego świata) zastąpił nowy rodzaj sił zbrojnych - rzymski legion republikański. W każdym razie król Filip II po swym zwycięstwie narzucił Grecji swoją wolę, obsadzając kluczowe twierdze Hellady (zwane od czasów Filipa V - "Kajdanami Hellady", co po grecku brzmiało tak: πέδας τῆς Ἑλλάδος). Były to Korynt, Chalkis i Demetrias oraz Oreos i Eretria na Eubei, niektórzy historycy do Kajdan Hellady zaliczają również Sykion i Ateny - czyli te polis, których obsadzenie gwarantowałoby całkowitą kontrolę nad całą Grecją. Tak więc gdy po klęsce pod Cheroneą Teby poddały się Filipowi, ten za karę za zdradę (Teby wcześniej bowiem były sojusznikiem Macedonii) narzucił im ciężkie warunki pokoju: w Kadmei (czyli tebańskiej cytadeli) zainstalowany został macedoński garnizon, politycy tebańscy niechętni Filipowi zostali straceni lub zbiegli, jeśli udało im się uciec, do Teb powrócili zaś wcześniej wygnani stronnicy króla Filipa w liczbie około trzystu, spalone wcześniej przez Tebańczyków miasta w Beocji: Plateje, Tespie i Orchomenos miały zostać ponownie odbudowane, Tebańczycy zaś mieli zapłacić nie tylko za wykup swoich jeńców z niewoli, ale również za pochowanie poległych (szczególnie tzw. 300 ze Świętego Zastępu, którzy polegli w bitwie pod Cheroneą walcząc do samego końca. Po zwycięstwie na ich kościach Filip kazał wznieść symbol swej chwały - pomnik lwa cheronejskiego, który przetrwał do dziś dnia. Archeolodzy w tym właśnie miejscu odnaleźli szczątki pochowanych w siedmiu rzędach 254 wojowników, zapewne więc tych ze Świętego Zastępu). Filip II wprowadził również swoje garnizony do Koryntu i Ambrakii (a po jakimś czasie również do Chalkis).




Ateny zaś potraktował władca Macedonii wyjątkowo łagodnie. Swego odwiecznego wroga zwolnił na przykład z obowiązku wykupu jeńców wojennych i chodź Związek Morski (tzw. II Związek Morski) został oficjalnie rozwiązany, to realnie nie funkcjonował już od kilkunastu lat  (dokładnie od 355 r. p.n.e.), a Filip pozwolił też Ateńczykom zachować wyspy Lemnos, Imbros, Skyros, Delos i Samos. Król Filip nie uczynił tego wszystkiego gdyż kierował się jakimiś przesłankami szacunku do pokonanego przeciwnika, wręcz przeciwnie, jego cele były bardzo praktyczne. Po pierwsze zdobycie Aten było realnie niemożliwe i wiązało się z dużymi stratami których Filip zamierzał uniknąć w bratobójczych walkach w Grecji, a po drugie Filipowi była potrzebna silna ateńska flota do przewiezienia jego armii na azjatycki brzeg, w celu rozpoczęcia inwazji na Persję. Rozsądne warunki pokoju jakie przedstawił współobywatelom zwolniony z niewoli macedońskiej Demades (jeden z ateńskich strategów biorących udział w bitwie pod Cheroneą), a prywatnie przeciwnik polityczny Demostenesa, spowodowała iż partia wojenna (na której czele stali wówczas w Atenach Demostenes, Hyperejdes i Likurg) utraciła poparcie ludu i Ateńczycy zgodzili się na rozsądny pokój ofiarowany przez Filipa. Ponieważ warunki te były nadzwyczaj wielkoduszne, partia promacedońska (na której czele stali Demades, Fokion i Ajschines) zdobyła władzę w mieście, a czołowi Macedończycy (Filip II i jego syn Aleksander, Antypater oraz Alkimachos) zostali obdarzeni ateńskim obywatelstwem i wystawiono ich posągi na Agorze. Po wyprawie na Peloponez i spacyfikowaniu Lakonii (Filip jednak nie ruszył przeciwko Sparcie, choć była ona osłabiona i wciąż pozbawiona murów obronnych - czyli stanowiła łatwy cel (bowiem czasy, w których Lacedemończycy chwalili się Ateńczykom iż żadna Spartanka nie widziała nigdy oręża obcego wojownika już dawno minęły), jednak zapewne Filip zamierzał zostawić Spartę jako przeciwwagę dla poszczególnych lokalnych peloponeskich polis, które mogłyby w przyszłości próbować zrzucić macedońską dominację), Filip na jesieni 338 r. p.n.e. wysłał posłów do miast helleńskich z zaproszeniem na kongres zjednoczeniowy, który miał się zebrać w Koryncie. Korynt był tutaj miejscem symbolicznym (a Filip, jak większość Greków - bo przecież za Greka się uważał - lubił symbole), tutaj przecież w 480 r. p.n.e. stworzono Związek Panhelleński do walki z najazdem Persów, to z Koryntu niedawno (bo w 344 r. p.n.e.) wyruszył niejaki Timoleon, który na Sycylii obalił tamtejszych tyranów (którzy ponownie się zainstalowali na tej wyspie). Dlatego też miasto to było odpowiednie dla zorganizowania kongresu zjednoczeniowego wszystkich Hellenów (zaproszenia które rozsyłał Filip do greckich polis, były pisane w formie rozkazującej) oraz wspólnej wyprawy na Persję.

Kongres zebrał się na wiosnę roku 337 p.n.e. a zaproszenie przyjęły wszystkie kontynentalne miasta greckie (ale bez Sparty) i kilka wyspiarskich. Zawarte tam postanowienia brzmiały mniej więcej tak: nie wolno dążyć do obalenia królestwa Filipa i jego następców, nie wolno dążyć do obalenia ustroju żadnego z polis biorących udział w owym kongresie (chyba że tym ustrojem była tyrania. Filip bowiem, uważający się za Greka, chciał również aby w kwestii symbolicznej idee wolności bliskie Grekom były także reprezentowane na kongresie zjednoczeniowym Hellenów), nie wolno łamać postanowień układu a jeśli dane polis je złamie, inne miasta muszą wystąpić zbrojnie przeciwko niemu. Powołano do życia Synedrion (czyli Radę Związku), a jako hegemona uznano króla Filipa. Uzgodniono tam również wprowadzenie pewnych zabezpieczeń przed bezprawnym stosowaniem kary śmierci i wygnania, oraz zaprezentowano reformę rolną która miała zwiększyć udział ludności chłopskiej w podejmowaniu decyzji politycznych. Planowano też wyzwolić większą liczbę niewolników, aby przypodobać się i zjednać sobie pomoc bogów. Te ostatnie plany realnie pozostały jednak martwymi zapisami. Głównym celem tego spotkania było jednak oddanie w ręce Filipa pełnego dowództwa nad wojskiem poszczególnych greckich polis, przed spodziewaną inwazją na Persję. Filip II został jednak zamordowany w październiku 336 r. p.n.e. (zapewne z polecenia swej małżonki Olimpias z Molossy) i jego plany ataku na Persję musiały zostać czasowo wstrzymane. Dalej podjął je syn Filipa i Olimpias - Aleksander, który przeszedł do historii jako wielki władca i zdobywca całego znanego wówczas Wschodu.




W tym właśnie czasie (337 r. p.n.e.) na świat przyszedł syn Antygona Jednookiego (stracił oko w 340 r. p.n.e. podczas oblężenia Perinthus), rówieśnika (i zapewne - choć nie ma na to żadnych dowodów - przyjaciela) króla Filipa II. Ród w którym się narodził, był możnym rodem macedońskim wywodzącym się z Elimei, leżącej na granicy Epiru i Tesalii. Jego ojciec wziął udział w inwazji Aleksandra Wielkiego na Persję w 334 r. p.n.e., czyli młody Demetriusz wyrastał już w przekonaniu niezwykłości dokonań młodego władcy Macedonii i wszystkich, którzy w tej kampanii wraz z nim brali udział. Demetriusz nie miał nawet siedmiu lat, gdy Persja została rozbita, król Dariusz III zamordowany przez jednego ze swych satrapów a Aleksander stał się władcą olbrzymiego imperium. Zaczynały się nowe czasy i przed Hellenami otwierały się nieprawdopodobne wręcz możliwości, których ani ich ojcowie, ani dziadowie nigdy, nawet w najśmielszych snach nie byli w stanie doświadczyć. Grecki język stał się językiem władców i zdobywców, a grecka rasa stała się realnie rasą panów na olbrzymich terenach olbrzymiego Wschodu. Aż nadszedł i ten dzień, gdy w czerwcu 323 r. p.n.e. (czyli miesiącu daisios), w dawnym pałacu władców Persji w Babilonie umierał wielki król i zdobywca. On, żyjący Bóg Zeus i Ammon w jednej osobie, on, przed którym drżeli monarchowie i którego potęgi obawiały się wszystkie okoliczne ludy ówczesnego świata, teraz toczył swą ostatnią batalię, umierał po zaledwie trzynastu latach panowania w wieku 33 lat. Ten, którego miano za równego bogom, nieśmiertelnego, do ostatnich chwil wierzył że uda mu się uniknąć śmierci i leżąc już na łożu wydawał ostatnie polecenia swym dowódcom odnośnie wyprawy do Arabii, do której zamierzał się udać aby ją zdobyć. Przed pałacem gromadziły się tłumy jego wiernych żołnierzy, którzy pragnęli ostatni raz ujrzeć wodza, a szum, spowodowany tymi zaburzeniami był tak wielki, że hetajerowie ("towarzysze" - osobista straż macedońskich władców) strzegący bram pałacu musieli ustąpić i żołnierze wdarli się do środka. Bez zbroi, bez broni, w samych tylko chitonach żołnierze przechodzili przed umierającym "bogiem" oddając mu w milczeniu ostatnią cześć. Aleksander Wielki zmarł ostatecznie 10 czerwca 323 r. p.n.e. o zachodzie słońca (dwa dni po pożegnaniu z żołnierzami) czyli 26/27 dnia miesiąca daisios, w drugim roku 114 Olimpiady - jakby to określili Grecy. Jego zdobycze są uważane za podobne w skali odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba (choć nie jest to właściwe porównanie, Grecy bowiem i Macedończycy nie zdobywali świata nowego, świata nieznanego, Wschód był bowiem dobrze znany Grekom od bardzo dawnych czasów, nie zdobyto też ziem należących do ludów będących na niższym poziomie cywilizacyjnym - jak miało to miejsce w Ameryce Środkowej czy Południowej. Grecy zajmowali ziemię należące do ludów o wysokiej kulturze zarówno materialnej jak i duchowej, a mała Hellada została nagle obsypana złotem, płynącym ze wszech stron nowo zdobytego imperium. To ostatnie i późniejsza dominacja grecka na tych terenach, to jest jedyne, co łączy podboje Aleksandra Wielkiego z odkryciami Kolumba, Magellana i innych odkrywców). Powstał więc świat zamieszkały przez Greków (ojkumene), którzy zasiedlali swoiste wyspy, otoczone zawsząd morzem innych ludów - teraz im podległych.




Realnie jednak od czasu podbojów Aleksandra Wielkiego poznawanie dziejów Grecji właściwej się kończy (przynajmniej w większości podręczników do historii). Wówczas to albo przenosimy się na Wschód i śledzimy zwycięstwa macedońskich armii, lub potem kształt państw ustanawianych przez następców Aleksandra Wielkiego na ogromnych obszarach zdobytego Wschodu, albo też podążamy na zachód, do coraz prężniej radzącej sobie w Italii rzymskiej Republiki, zostawiając dzieje Grecji właściwej tak, jakby w tym momencie nic tam się istotnego już nie działo. Jest to ogromny błąd, ponieważ Grecja aż do podboju rzymskiego w 146 r. p.n.e realnie była areną nieustannych walk i zawieranych sojuszy, tutaj rozgrywały się również istotne wydarzenia polityczne, mające wpływ na przebieg wielu dynastycznych planów i rozwój poszczególnych hellenistycznych krajów. Zapewne więc opisując dzieje zarówno Demetriusza, Pyrrusa z Epiru czy szczególnie Aratosa z Sykionu - wielokrotnie będę powracał do Grecji właściwej, aby pokazać, że ziemia ta nie była zapomnianym wówczas już przez Boga i historię (historyków) skansenem na którym nic się ciekawego nie wydarzyło, tylko istotnym politycznym centrum walki o wpływy wśród  ambitnych hellenistycznych wodzów, królów i polityków. Piszę to, ponieważ czasem denerwuje mnie ten nieprawdopodobny wręcz zwyczaj przerzucania zainteresowania historyków na inne regiony, tak, jakby uważać że jedynym okresem wartym zaprezentowania w dziejach Grecji antycznej jest ten mniej więcej od VI do końca IV wieku p.n.e. a potem to już czarna dziura. Co prawda powracamy jeszcze na krótko do Grecji wraz z rzymskimi legionami w II wieku p.n.e., ale tylko po to, żeby pokazać że Grecy to już są przeciwnicy Rzymu, czyli piszemy historię już z punktu widzenia zdobywców znad Tybru. Moja książka (którą piszę w wielkich bólach, stopniowo przerywając nad nią pracę i ponownie do niej wracając) opowiadająca o historii starożytnych Hellenów, obejmuje więc czasy najdawniejsze (neolityczne), jak również te, w których realnie Grecja utraciła swą niepodległość polityczną i stała się częścią rzymskiego imperium (co prawda zdobycie materiałów na ten temat wiele mnie już kosztowało i zapewne będzie jeszcze kosztowało, ale uważam że warto jest przedstawić taką dogłębną analizę dziejów antycznych Hellenów). Mimo to nawet ja ulegam ogromnej wręcz presji większego zainteresowania się dziejami rzymskimi niż greckimi, szczególnie począwszy od II wieku p.n.e. Moja fascynacja antykiem zawsze bowiem wiązała się przede wszystkim z historią rzymską, to jednak mimo wszystko uważam takie patologiczne wręcz odrzucanie dziejów Grecji od chwili rozpoczęcia podbojów Aleksandra Wielkiego za niewłaściwe błędne i szkodliwe dla lepszego poznania dziejów i atmosfery tamtych czasów (bo przecież silny duch grecki pozostał na Wschodzie dominujący również w czasach Imperium Rzymskiego, a Pompea Plotyna - żona cesarza Trajana - doprowadziła do ponownego odrodzenia się greki na Wschodzie. Odrodzenie to było jednak tylko symboliczne, bowiem realnie ono nigdy nie uległo żadnemu zahamowaniu a jedynie tylko w formie prawnej przez prawie trzysta lat dominowała tam łacina, lud zaś nadal mówił po grecku).







CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz