POGROMCA GUDERIANA
KLEEBERG i
SAMODZIELNA GRUPA OPERACYJNA
"POLESIE"
Cz. I
I WOJNA ŚWIATOWA i KARIERA W NIEPODLEGŁEJ POLSCE
"Zwycięzca, który poddał się przez siebie pokonym" - tak oto można spuentować szlak bojowy generała Franciszka Kleeberga i jego Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie", czyli improwizowanego związku taktycznego, stworzonego w drugiej fazie Wojny Obronnej we wrześniu 1939 r. Ten człowiek, ten wódz, który samodzielnie stworzył ową formację i nią dowodził, nie posiadał czołgów, nie posiadał lotnictwa, miał małą ilość artylerii i dość ograniczone zasoby amunicji, a mimo to jego jednostka kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa pokonując nawet pancerne siły gen. Heinza Guderiana. Bez wątpienia jest jednym z nielicznych (a prawdopodobnie jedynym takim generałem wrześniowej pożogi wojennej roku 1939), który odnosił tak spektakularne sukcesy w walkach zarówno z Niemcami jak i z Sowietami. Oto jego historia.
Franciszek Kleeberg urodził się w Tarnopolu - 1 lutego 1888 r. Rodzina Kleebergów posiadała silne tradycje wojskowe (ponoć przodek Franciszka był szwedzkim żołnierzem, który w czasie "Potopu" z lat 1655-1660 dostał się do polskiej niewoli, pozostał w Rzeczpospolitej gdzie założył rodzinę i spolszczył się). Emilian - dziadek Franciszka, brał udział w Powstaniu Styczniowym 1863 r., a jego ojciec był rotmistrzem dragonów cesarsko-królewskiej armii Franciszka Józefa I, tak więc młody Franek wychowywał się w atmosferze szacunku dla munduru i w silnej tradycji patriotycznej. Już od 1898 r. (od wieku 10 lat) uczęszczał do szkół wojskowych w Monarchii Austro-Węgierskiej, gdzie uzyskiwał najwyższe noty (szczególnie ceniono go jako wybitnego artylerzystę). W 1914 r. (czyli na początku I Wojny Światowej), jego oddział został skierowany na Front Bałkański przeciwko Serbii - lecz ofensywa austro-węgierska utknęła w miejscu i stan taki utrzymał się przez ponad rok, aż do października 1915 r. (kiedy to ruszyła wspólna austro-węgiersko-bułgarska ofensywa na Serbię, która skutkowała zajęciem całego kraju przez wrogie armie).
W tym czasie Franciszka Kleeberga już tam nie było, ponieważ został skierowany na Front Galicyjski (zapewne nastąpiło to na prośbę samego Franciszka, który chciał walczyć bliżej rodzinnego domu), gdzie wstąpił do Legionów Polskich, tworzonych u boku Armii austro-węgierskiej przez Komendanta Józefa Piłsudskiego. Od kwietnia 1917 r. służył w tzw. Polskiej Sile Zbrojnej (Polnische Wehrmacht), czyli sformowanej przez Niemców i złożonej przez Polaków armii, walczącej na froncie z Armią rosyjską. Nie zrezygnował ze służby nawet po kryzysie przysięgowym z lipca 1917 r. w czasie którego Józef Piłsudski i jego współpracownicy - oraz podległe mu formacje (głównie I i III Brygady Legionów Polskich) odmówiły dalszej służby pod niemieckimi rozkazami, zdając sobie doskonale sprawę że Niemcy tę wojnę przegrają (taki zresztą był cel Piłsudskiego od początku tej wojny i jak sam stwierdził: "Najpierw idziemy z Austro-Węgrami i Niemcami przeciwko Rosji, a potem zmieniamy front i idziemy z Francją i Anglią przeciw Niemcom i Austro-Węgrom". Celem bowiem miało być odrodzenie niepodległej Polski, a nie dałoby się tego osiągnąć, gdyby któreś z trzech zaborczych mocarstw zwyciężyło tę wojnę - tak więc wszystkie trzy musiały ją przegrać, i tak też się stało). II Brygada Legionów była jednak najsłabiej podporządkowana Komendantowi i dlatego większość żołnierzy tej formacji kontynuowała walkę w strukturach Polnische Wehrmacht.
Po przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych w kwietniu 1917 r. i ich przybyciu do Europy w celu wzmocnienia Frontu we Francji (pod wodzą sławnego gen. Johna "Black Jack" Pershing'a, której jako jedyny do tej pory amerykański generał otrzymał tytuł generalissimusa, czyli tytuł: general of the armies), wojna była już w zasadzie przegrana przez Niemcy i Austro-Węgry, tylko że pokonanie Niemców na froncie wymagało jeszcze wiele wysiłku, tym bardziej że realnie Alianci wciąż nawet nie wkroczyli (po tylu latach wojny) na niemiecką ziemię. Wojsko i społeczeństwo niemieckie (co prawda osłabione długą i uciążliwą wojną oraz blokadą portów niemieckich), realnie nie czuło się pokonane na froncie. Tym bardziej że po rewolucji w Rosji (najpierw lutowej, a potem październikowej - czyli bolszewickiej), wojska niemieckie zajęły znaczne połacie ziem byłego już Imperium Rosyjskiego. Mimo to Niemcy zostały zmuszone do kapitulacji na Froncie Zachodnim a to oznaczało również klęskę na Wschodzie. Upadek Cesarstwa Niemieckiego, Monarchii Austro-Węgierskiej i oczywiście Imperium Rosyjskiego, stworzył okazję do odrodzenia się wielu do tej pory ciemiężonych narodów i państw Europy Środkowo-Wschodniej. Duża część tych państw nie przetrwała dłużej niż kilka miesięcy, ewentualnie rok lub dwa lata i tylko nielicznym udało się przetrwać dłużej.
Do tych państw, które od samych swych narodzin nie miały szansy przetrwać (żadnej szansy - gdyby bowiem stawiano zakłady bukmacherskie, nikt nie postawiłby swoich pieniędzy na utrzymanie się naszego kraju dłużej niż rok ewentualnie dwa lata) należała Polska. Kraj rozdarty wcześniej przez trzy zaborcze mocarstwa, wewnętrznie podzielone (również mentalnie przez długie lata zaborów), dramatycznie zniszczony w czasie Wojny Światowej i często zmieniających się i przechodzących przez nasze ziemie frontów, a także od swych narodzin graniczące praktycznie z samymi wrogimi krajami (Rosja, Niemcy, ale również Czechosłowacja z którą toczył się spór o Śląsk Cieszyński, Litwa gdzie był konflikt o Wilno i Wileńszczyznę i odradzająca się Ukraina, która uważała całą Galicję wschodnią wraz z lwowem za część swego terytorium). Realnie więc Polska jedynie nie miała sporów granicznych z Rumunią i Łotwą. Poza tym realnie nie było wojska, a w kraju szalały konflikty partyjne pomiędzy stronnictwami, które walczyły ze sobą o coś, czego jeszcze realnie nie było - o Polskę. Taki więc kraj nie miał szans się ostać, a jednak nie tylko się ostał, ale zdołał wyrwać Niemcom połowę Śląska, większą część część Pomorza i Wielkopolskę, zająć całą Galicję Wschodnią wraz ze Lwowem, oraz Wilno i Wileńszczyznę, a potem rozbijając osiem sowieckich armii idących w swym zwycięskim (jak sądzili) pochodzie na podbój Europy w 1920 r.
Nie udałoby się to wszystko, gdyby nie oficerowie tacy jak Franciszek Kleeberg, który od listopada 1918 r. służył już w odrodzonym (a raczej dopiero odradzającym się bardzo powoli) Wojsku Polskim. W 1918 r. brał jeszcze udział w obronie Lwowa przed Ukraińcami. Potem walczył w Wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920, za co też otrzymał order Virtuti Militari. 1921 rok, czyli pierwszy rok pokoju (oczywiście nie na wszystkich ziemiach polskich, bowiem był to również rok trzeciego Powstania Śląskiego), Franciszek Kleeberg rozpoczął w stopniu pułkownika. Kolejne lata minęły mu na edukacji i pogłębianiu wiedzy wojennej. Od czerwca 1924 do października 1925 r. przebywał we Francji, gdzie studiował na tamtejszych uczelniach wojskowych w Paryżu, w Wersalu i w Metzu. Gdy powrócił jednak do Polski, wkrótce potem doszło do wewnętrznych zaburzeń, które przez upór i głupotę pewnych polityków niestety musiały się wydarzyć. Znane one są pod nazwą przewrotu majowego Marszałka Józefa Piłsudskiego (12-15 maja 1926 r.). Pułkownik Kleeberg miał prawo wybrać i wybrał stronę rządową w tym konflikcie - która ostatecznie przegrała. To trochę spowolniło jego karierę oficerską (dodatkowo przyjaźnił się z gen. Władysławem Sikorskim, który był dobrym oficerem i planistą - ale przyznam się szczerze, że osobiście nie przepadam za tą postacią. Był to bowiem też człowiek chorobliwie ambitne, a jednocześnie pamiętliwe i mściwy. Zaś jego działania - które podejmował po klęsce wrześniowo-październikowej roku 1939, a nawet wcześniej jeszcze w trakcie tej wojny - stawiają go raczej w negatywnym świetle, chociaż został Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie). Jedyny awans w latach istnienia II Rzeczpospolitej Polskiej otrzymał Kleeberg w 1928 r. i był to awans na generała brygady.
Od tego czasu Kleeberg był dowódcą najpierw 29 Dywizji Piechoty, potem Okręgu Korpusu nr III w Grodnie i Okręgu Korpusu nr IX w Brześciu nad Bugiem. Będąc dowódcą w Brześciu z końcem lat 30-tych, opracował plan obrony całego regionu na wypadek ataku wojsk niemieckich (wcześniej taki plan obrony nie istniał, ponieważ dowództwo polskie nie zakładało że Niemcom w ogóle uda się podejść pod Brześć. Swoją drogą wiara w siłę Wojska Polskiego była ogromna, na co składała się oczywiście sporą liczba dywizji oraz sława zwycięskiej Wojny roku 1920. Tym bardziej że plan wojenny zakładał toczenie wojny ofensywnej, wojny na terytorium wroga). Gen Kleeberg nie był jednak takim optymistą jak większość oficerów sztabu Naczelnego Wodza ("W dwa tygodnie po rozpoczęciu wojny będziemy w Berlinie" - jak mówili niektórzy). Franciszek Kleeberg starał się również przekonać dowództwo o ustanowienie stałych składów osobowych korpusów, armii i frontów na wypadek wojny, tak aby oficerowie mogli się ze sobą zżyć i wspólnie współpracować (twierdził bowiem że jeśli spotkają się oni na kilka dni przed pierwszą walką, nie będą w stanie stworzyć zgranego zespołu). Kleeberg twierdził - jak wspominał potem jeden z jego współpracowników - iż: "Dowódca wielkiego zgrupowania wojsk musi znać chociaż częściowo swój teren i zadanie. Musi zgrać i wyszkolić swój sztab, przyzwyczajając go do współpracy ze sobą, musi poznać oddziały, którymi będzie walczył. Musi wreszcie znać kadrę oficerską do szczebla dowódcy kompanii, aby wiedzieć, czego i od kogo można oczekiwać". Niestety jednak większość jego rad (spisanych w memoriale z 1937 r.) zostało przez dowództwo zignorowane.
Od stycznia 1933 r w Niemczech Adolf Hitler kanclerz Rzeszy Niemieckiej konsekwentnie wzmacniał państwo i rozbudowywał Wehrmacht,rozszerzając swą władzę na poszczególne tereny zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne. Plan wojny prewencyjnej Marszałka Józefa Piłsudskiego z 1933 r. nie doszedł do skutku z powodu niechęci Francji do wojny z Niemcami. Potem cała Europa zupełnie bezradnie przyglądała się remilitaryzacji Nadrenii (marzec 1936 r. - wówczas koleina propozycja Polska rozpoczęcia wojny wyprzedzającej z Niemcami, złożona Francji i Belgii została odrzucona przez te kraje), anschluss Austrii do Niemiec (marzec 1938 r.), Kryzys czechosłowacki (lipiec-sierpień 1938 r.) Zakończony konferencją w Monachium, podczas której mocarstwa zachodnie - Francja i Wielka Brytania sprzedały Czechosłowację Hitlerowi w zamian za... "pokój naszych czasów" (trwające zaledwie jeszcze rok). Notabene wówczas strona polska również zaoferowała Czechosłowacji pomoc na wypadek agresji niemieckiej. Jedynym warunkiem była determinacja Czechów w utrzymaniu własnej niepodległości, ale prezydent tego kraju - Edward Benesz (notabene genetyczny idiota i polonofob, nie wiem co w nim było większe: niechęć do Polski czy nieskrywany debilizm), odmówił, licząc na wsparcie Francji (która już dawno poświęciła Czechosłowację) i Związku Sowieckiego (który nie miał z Czechami wspólnej granicy). Ostatecznie zakończyło się to katastrofą i oderwaniem od Czechosłowacji najpierw Sudetów (październik 1938 r.), a potem okupacją tego kraju przez Niemcy i stworzeniem tam protektoratu Czech i Moraw (marzec 1939 r.). W marcu 1939 r Hitler wymusił również na Litwie oddanie Niemcom regionu Kłajpedy i wtedy przyszła kolej na Polskę.
Już w październiku 1938 r strona niemiecka zaproponowała rozwiązanie wszystkich spraw spornych polsko-niemieckich. Warunkiem było jednak oddanie Niemcom Gdańska (wówczas Wolnego Miasta Gdańska) i budowa eksterytorialnej autostrady i drogi kolejowej łączącej Niemcy z Prusami wschodnimi przez polskie Pomorze. W zamian strona polska również mogłaby posiadać taką autostradę i drogę kolejową do Gdyni (notabene była to stara Polska propozycja jeszcze z lat 20-tych, w tamtym czasie po prostu "odgrzana" przez Niemców). Polska miała też dołączyć do paktu antykominternowskiego przeciw Związkowi Sowieckiemu (Niemcy, Włochy i Japonia). Niemcy gwarantowali ze swojej strony wzajemne potwierdzenie nienaruszalności granic, przedłużenie paktu o nieagresji o kolejne 25 lat, zagwarantowanie zbytu polskich towarów w porcie gdańskim, pomoc w sprawie emigracji polskich Żydów do Palestyny lub na Madagaskar, oraz wspólne konsultowanie polityki zagranicznej. Po długich naradach rządowych,/ ostatecznie strona polska powiedziała... Nie! Pomysł rozwiązania spraw w Gdańsku był jeszcze w miarę do przyjęcia, chociaż nie na zasadzie że miasto to zostanie włączone do Niemiec. Poza tym wspólne konsultowanie polityki zagranicznej nie wchodziło w grę, ponieważ Polska nie tylko bardzo dbała o swoją suwerenność, ale sama również chciała się traktować i chciała być tak traktowana przez innych jako mocarstwo. A wojna z Niemcami przeciwko Związkowi Sowieckiemu i ewentualne tam nabytki terytorialne też nie wchodziły w grę, ponieważ zasadą od czasu Marszałka Piłsudskiego była polityka równych odległości, czyli nie uczestniczenia w działaniach zmierzających do polityki antyniemieckiej lub antysowieckiej popieranej przez jedną ze stron.
Niemieccy politycy jeszcze na początku 1939 próbowali przekonać polskie władze do zmiany decyzji, nadaremnie jednak. Po uzyskaniu zaś gwarancji brytyjskich dla Polski (które Brytyjczycy notabene złożyli tylko po to, aby Polacy się nie ugięli, bo obawiali się, że jeśli Polska się ugnie przed niemiecką presją to następna będzie Francja i Wielka Brytania, a Albion nie był wówczas przygotowany do wojny. Starano się więc przerzucić ciężar pierwszego uderzenia Niemców na Wschód, a nie na Zachód, zdając sobie sprawę że realnie żadna pomoc dla Polaków nie będzie możliwa - przynajmniej ze strony Brytyjczyków). 5 maja 1939 r. minister spraw zagranicznych Rzeczpospolitej - Józef Beck wygłosił swoje najsłynniejsze (i zapewne jedno z najsłynniejszych w ogóle) przemówień w historii. Tak pisała o tym Maria Dąbrowska w swym pamiętniku: "Przed południem w domu słucham mowy Becka w sejmie. Słuchaj jej cała Polska, wszędzie przerwano pracę, wszyscy przy głośnikach. Doskonała mowa, zarówno w formie, jak i treści. Monumentalna i krótka, co wspaniale odcina się na tle wielogodzinnych wygłupiań się i wrzasków Mussoliniego czy Hitlera". A cóż takiego powiedział polski minister spraw zagranicznych? Najważniejsze słowa tego przemówienia padły na końcu i brzmiały: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jedna jest tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną: tą rzeczą jest honor".
Od tej chwili wojna już była tylko kwestią czasu, choć i tak większość ludzi modliła się i miała nadzieję że do wojny jednak nie dojdzie.
Nadchodziły ciężkie lata dla Europy, a szczególnie dla Polski...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz