CZYLI KOLEJNA ODSŁONA GNOMIADY
Duszno mi! Tak, ale o tym za chwilę. W zasadzie miałem darować sobie ten temat, ponieważ nie lubię babrać się w gównie, bo po czymś takim tylko można się uświnić i nic więcej człowiek z tego nie ma. Jednak biorąc pod uwagę moją niechęć do kloacznych praktyk i tematów, to jednak zupełnie nie potrafię się odseparować od całego tego skurwysyństwa z którym obecnie mamy do czynienia. Dlatego też napisałem że duszno mi żyć w kraju, który niestety w swej historii zawsze tolerował mentalność niewolniczą (Piłsudski twierdził, że niestety w części mentalności Polaków jest coś takiego, że są oni w stanie wchodzić naszym największym wrogom w dupę i cieszą się gdy są w tej dupie obsrywani). Piłsudski napisał również kiedyś takie oto słowa: "Walczę i umrę jedynie dlatego, że w wychodku, jakim jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża - słyszysz! - ubliża mi jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą. Niech inni się bawią w hodowanie kwiatów czy socjalizmu, czy polskości, czy czego innego w wychodkowej (nawet nie klozetowej) atmosferze - ja nie mogę!" Ja niestety mam tak samo i dlatego też musiałem dać temu wyraz, pisząc przynajmniej że duszno mi w takiej atmosferze. Dusza Polska bowiem w swych dziejach wydała nieprawdopodobną ilość bohaterów, herosów, którym wszyscy supermeni i inni wymyśleni bohaterowie z komiksów i filmów mogliby co najwyżej czyścić buty. Niestety, mieliśmy również pokaźną liczbę zaprzaństwa i sukinsyństwa, o czym też już kiedyś pisałem. I raz jeszcze przytoczę słowa marszałka "Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy" i na tym właśnie dziś chciałbym się skupić.
Rzecz jest dość banalna w swej naturze, a jednocześnie tak parszywa, że odbiera chęci do życia zatruwając zewsząd powietrze którym wszyscy oddychamy. Jak to się mówi - istnieje banalność zła, ale istnieją też dobrzy ludzie, dzięki którym to zło w ogóle ma szansę się rozwijać, a muszę stwierdzić że w naszym narodzie - który wręcz słynie z pobłażliwości złu - ma ono tutaj najlepsze warunki do istnienia i najbardziej podatną ku temu glebę. Co konkretnie mam na myśli? Tak jak wcześniej napomknąłem, mam tutaj na myśli nasze narodowe zaprzaństwo któremu pozwalamy się rozwijać w imię... (nie wiem, tolerancji? czy w imię tego żeby było miło, bo świadomość że Polacy, jako naród tolerancyjny, zapominają że tolerancja dla zła to nie jest żadna tolerancja tylko głupota, a w dalszej konsekwencji samobójstwo, bo zło wcześniej czy później zacznie wdzierać się we wszystkie aspekty naszego życia i zapragnie je sobie podporządkować). Symboli owego zaprzaństwa we współczesnej Polsce jest mnóstwo, a zauważyłem że od jakiegoś czasu niektóre osoby wręcz prześcigają się w tym, żeby zyskać palmę pierwszeństwa w kategorii "największa narodowa kurwa" (przepraszam za mocne słowa, ale piszę o tym w taki sposób, w jaki uważam za najbardziej właściwy). W ciągu ostatnich kilku dni na podium ten mocno zbliżyła się pani reżyserka Agnieszka Holland i jej najnowsze dzieło filmowe (ponoć oklaskiwane na festiwalu w Wenecji przez 15 minut. Naprawdę aż tyle czasu chciałoby się komukolwiek klaskać w dłonie? Czy my żyjemy w Korei Północnej czy może coś mi umknęło), dzieło to nosi nazwę "Zielona granica" (kurna, mocne! Pamiętam jak jeszcze studiowałem jakieś dwadzieścia lat temu i jeden z kierowców w firmie mojego ojca zauważył pewnego razu że mam jakąś książkę i bardzo chciał ją zobaczyć, a gdybym mu podałem, stwierdził "Uuuu, mocne" 🤣, a była to bodajże historia filozofii chodź już dokładnie nie pamiętam. Przyznam się jednak, że te jego słowa wprawiły mnie wówczas w szczególnie dobry nastrój).
Film ten jeszcze nie miał swojej oficjalnej polskiej premiery (ponoć będzie miał 19 czy 20 września), ale premierę międzynarodową miał już na festiwalu w Wenecji w dniu 5 września i jak wynika ze słów z samej reżyserki - ludzie po seansie ponoć siadali na schodach i płakali rzewnymi łzami, "płakali jak bobry" - jak dodaje sama Holland. Ja się wcale nie dziwię że oni płakali, ja przyznam szczerze też bym się rozpłakał. Nagle bowiem uświadomiłbym sobie, że dwie godziny mojego życia, które spędziłem oglądając film Agnieszki Holland (mówię oczywiście czysto teoretycznie), już nigdy nie wróci i bezpowrotnie jest stracone. Wtedy dopiero bym płakał jak bóbr, bo dałem się namówić na obejrzenie takiego zamulacza umysłowego (zwanego w potocznym języku mózgojebem), wcale więc nie dziwię się tamtym ludziom w Wenecji. A mówiąc już całkiem poważnie, to całą twórczość filmową pani Agnieszki Holland uważam za co najmniej mierną. Spod jej ręki nie wyszło żadne wybitne dzieło i doprawdy zachodzę w głowę, skąd ta kobieta wzięła swoją popularność? Do najsławniejszych jej dzieł mogę zaliczyć: "Pokot" (kiedyś pisałem już o tym filmie, przytaczając słowa nieżyjącego już Krzysztofa Karonia iż jest to po prostu apologia natury, zrównująca ludzi ze zwierzętami i mająca usprawiedliwić mordowanie ludzi w imię neomarksistowskiej ideologii). " W ciemności" - to kolejny film autorstwa pani Holland, opowiadający o losach Leopolda Sochy, lwowskiego kanalarza który w czasie niemieckiej okupacji Polski w kanałach ukrywał kilkunaścioro Żydów (w tym dzieci), przynosząc im jedzenie, opiekując się i ratując przed Niemcami tak długo, aż do Lwowa wkroczyli Sowieci. Film w wykonaniu Holland jest mdły i słaby, a postać Leopolda Sochy szczególnie wręcz z początku negatywna, dopiero z czasem nabiera ludzkich cech. Poza tym - jak na córkę komunisty przystało - Holland całkowicie pomija najistotniejszy w tym wypadku powód, dla którego Socha podjął się pomocy Żydom. Tym powodem była jego ogromna wiara (nie mylić z religią).
Zresztą tam gdzie nie ma Boga, gdzie w duszy człowieka nie ma wiary, tam bez wątpienia - choćbyśmy mieli najlepsze intencje - wcześniej czy później pojawi się ego, pojawi się myślenie w kategoriach "ja jestem wyjątkowy i najlepszy, więc mnie się należy, a kto nie ze mną... ten niech tu leży" - i taką właśnie myśl powielały wszystkie ateistyczne ideologie świata, na czele z komunizmem i nazizmem. Gdyby nie wiara w Boga, oraz ogromna wiara w to, że ten świat nie jest jedynym (a nawet nie do końca rzeczywisty) to wielu ludzi nie podjęłoby się tego, czego realnie dokonali. Taki Socha, taki rotmistrz Witold Pilecki, kilka dni temu beatyfikowana rodzina Ulmów (również ukrywająca Żydów, za co zostali zamordowani przez Niemców wraz ze swymi małymi dziećmi), czy św. Maksymilian Maria Kolbe (który w Auschwitz oddał swoje życie za życie innego więźnia, co należy uznać za najwyższy rodzaj poświęcenia i jednocześnie najdoskonalszy wyraz miłości do drugiego człowieka, w którym każdy z nas powinien się przeglądać, niczym w obrazie uniwersalnej Miłości Bożej - bo tak naprawdę wszystko sprowadza się do tego. Wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi, częścią Bożej Miłości i dopóki nie uświadomimy sobie tego faktu i nie ujrzymy siebie samych w innym człowieku, dopóty skazani będziemy na powtarzanie tego materialistycznego ziemskiego piekła), wszyscy oni godzili się z własnym losem tylko dlatego że byli Niezłomni w swej wierze. Agnieszka Holland w filmach oczywiście to pomija, bowiem w światopoglądzie ateistycznym - jaki cechował wychowanie ludzi tej mentalności, wszelkie odwołania do Boga są, po pierwsze: nienowoczesne (bo wiadomo że nowoczesność, to zapętlenie się w materializmie - to oczywiste, prawda?), A po drugie: trąci to (w rozumieniu ludzi o mentalności podobnej do Agnieszki Holland) jakimś fanatyzmem czy przynajmniej paździerzem i nie może być promowane. Usuwając więc Boga ze swojego życia i otoczenia, tak naprawdę kobieta ta musi wytworzyć jakieś zastępcze erzatze, które - przynajmniej przez jakiś czas - zapewnią jej substytut wiary. Kiedyś takim erzatzem była na przykład wiara w komunizm (gdzie partia dla fanatycznych komunistów była Bogiem i partia nigdy się nie myliła, nawet jeśli dostałeś wyrok śmierci, to przede wszystkim winy szukałeś w sobie samym, w tym, że nie byłeś wystarczająco dobrym komunistą - bo partia NIGDY się nie myliła!) czy w narodowy socjalizm. Dziś zaś wierzy się w inne erzatze - współczesne i nowoczesne, np ekologizm, feminizm, genderyzm, wokizm etc. etc. Człowiek bowiem w swoim życiu zawsze potrzebuje wiary w coś większego niż on sam, dlatego też tworzy sobie swych własnych bożków, swoje własne złote cielce którym oddaje cześć do chwili, aż jego "zabawa" na tym świecie dobiegnie końca.
I taka właśnie jest pani Agnieszka Holland, która aby podbudować własną wiarę w wymyślone przez siebie erzatze (lub też wpojone jej od maleńkości przez tatusia który był zwykłym zdrajcą i komunistycznym agentem, oraz mamusię - która co prawda była najpierw w Armii Krajowej, ale potem skurwiła się podobnie jak jej mąż, pisząc np. donosy na profesora Tatarkiewicza), wydobyła ze swych trzewi nowy film o nazwie "Zielona granica". Ponieważ film ten nie miał jeszcze oficjalnej premiery, a wypuszczony został jedynie 2-minutowy trailer, przeto ciężko podjąć się jakiejkolwiek próby recenzji. W krótkich słowach można jednak powiedzieć że jest to perfidny i typowo komuszy (a nawet bardziej, bo owa komunistyczna, zatechla gnomiada została obecnie wsparta mentalnością folksdojczów) a tak na Polskę, w sytuacji, gdy kraj nasz jest realnie w stanie hybrydowej wojny z Białorusią, która to sprowadziwszy do siebie muzułmańskich migrantów, stara się teraz przez granice (ale nie przez przejście graniczne oczywiście) przerzucić nielegalnych imigrantów w celu destabilizacji zarówno Polski jak i innych państw Europy (szczególnie Niemiec). Nic dziwnego że drugim miastem (prócz Wenecji) gdzie film Agnieszki Holland został przyjęty z ogromnym uznaniem i zadowoleniem, był Mińsk, a tamtejsza propaganda stwierdziła że ów wysryw na Polskę jest oparty na faktach autentycznych. Ja łukaszenkowcom w ogóle się nie dziwię, oni mają swoją propagandę i muszą tak mówić ponieważ to godzi Polskę którą uważają za swojego wroga (Polska nigdy nie była wrogiem Białorusi i nigdy nie będzie, a reżim który panuje na Białorusi trzeba zakończyć, dla dobra Europy i całego światowego pokoju). Nie pojmuję tylko jakim trzeba być moralnym karłem żeby zrobić film, który z miejsca przysłuży się propagandzie ruskiego miru? Ile trzeba mieć nienawiści do kraju w którym się urodziłaś? ile trzeba mieć żalu (nie wiem czy do rodziców - za to kim byli, czy też do siebie samej - za to kim jestem) żeby tak pluć na własną Ojczyznę? Ja rozumiem że pani Holland ma również pochodzenie żydowskie, ale mimo wszystko to jej nie tłumaczy, ponieważ w polskiej tradycji było wielu Żydów (i jest do dnia dzisiejszego) którzy potrafią zachować się porządnie i którzy nie plują na swoją Ojczyznę jaką była i jest Polska. Ale bez wątpienia pochodzenie, plus silne wychowanie w tradycji komunizmu musiało zrobić swoje - czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Od razu przypomina mi się Teatr Telewizji sprzed kilkunastu lat pt.: "Herbatka u Stalina", opowiadająca o wizycie George Bernarda Shaw w Moskwie w 1931 r. W końcowych minutach filmu Stalin (grany przez Janusza Gajosa) wypowiada znamienne słowa o próbującym przypodobać mu się angielskim idiocie: "Sukinsyn! (...) A najbardziej oburza mnie to, że on co chwile krytykuje Anglię, kraj w którym mieszka i na którym zbił olbrzymi majątek - gryzie rękę która go karmi, bydlak! (...) Można chwalić cudzy kraj nie potępiając własnego, są jakieś zasady postępowania".
SHAW: "Marks zrobił ze mnie człowieka, natchnął mnie wiarą, a wiara była podnietą do rebelii i buntu"
STALIN: "Taaa"
Tak więc Agnieszka Holland atakuje w swym filmie żołnierzy Straży Granicznej (i w ogóle żołnierzy Wojska Polskiego), za to, że wykonują swoją pracę, chroniąc granicę przed zalewem nielegalnych, sprowadzonych tu przez reżim Łukaszenki imigrantów, którzy mają za zadanie zdestabilizować Europę (bo wiadomo, że ich celem nie jest Polska tylko przede wszystkim pragną dostać się do Niemiec, ewentualnie do Francji czy Wlk. Brytanii). Żołnierze nie popełniają tam żadnych zbrodni, nikogo nie mordują tak jak głosi propaganda (a niestety jest to propaganda z którą utożsamia się pani Agnieszka Holland), po prostu powstrzymuję zalew Polski i Europy przed ludźmi którzy są kulturowo wrodzy jakiejkolwiek tradycji europejskiej (nie tylko chrześcijańskiej, również tej ateistycznej, również tej lewicowo-liberalnej). Wymyśla się też bzdury o jakimś Ibrahimie, który miał płynąć Bugiem głodny i spragniony, wychodził na brzeg dopiero nocami i dzwonił przez komórkę (zapewne do pani Holland), ale nie mógł złapać zasięgu, to z powrotem wchodził do wody i dalej płynął (prawdopodobnie płynie po dziś dzień, chociaż Ibrahima wymyślono prawie dwa lata temu - to myślę że do dzisiaj jeszcze nie dopłynął do celu, choć zapewne przepłynął już kulę ziemską co najmniej dwa razy. Trzeba też pamiętać że nocami wychodził na brzeg więc musiał się streszczać żeby znaleźć jakiś ład albo jakąś wysepkę, jak Robinson Crusoe 🤭). W filmie Holland jest również obowiązującą typowo lewicowa teza, jakoby przez granicę miały przechodzić kobiety z dziećmi, ewentualnie jacyś starcy, a nie młodzi 20, 30-letni mężczyźni, którzy szturmują granicę niczym wojownicy Allaha. Nie ma co się temu dziwić - kobiety i dzieci potrafią rozmiękczyć każde serduszko, nic więc dziwnego że niektórzy sobie w Wenecji popłakali (w ogóle przy tym nie zastanawiając się nawet nad faktem, że mają do czynienia z czystą propagandą, z jawnym i bezczelnie nam wciskanym fałszem). Ale tak właśnie kształtuje się umysły ludzi którzy nie wiedzą jaka jest prawda, albo nie chcą jej znać, nadal tkwiąc w swoich własnych ideologicznych erzatzach.
OTO TRAILER "ZIELONEJ GRANICY" AGNIESZKI HOLLAND
A TAK WYGLĄDAŁ SZTURM POLSKIEJ GRANICY PRZEZ OWE KOBIETY Z DZIEĆMI NIM POWSTAŁ MUR
A TAK WYGLĄDA TO TERAZ
NA KONIEC JESZCZE KOMENTARZ "DZIKIEGO TRENERA"
Masz, Lukas, wielką wiedzę i talent do pisania felietonów. Przyjemnie się Ciebie czyta. Kobieta, na której oparłeś swój felieton nie jest warta Twojej uwagi i czasu. Na to zdjęcie nie idzie patrzeć. Jak to mawiał mój znajomy: niech jej ziemia lekką będzie. No i ładnie podsumowałeś wystąpieniem Dzikiego Trenera, którego osobiście lubię i bardzo lubię słuchać. Pozdrówka!
OdpowiedzUsuńPS. Mnie na tym świecie to już nic nie dziwi, bo wiem w jakim świecie żyję. Ja patrzę na życie z pozycji hinduizmu, który twierdzi, że żyjemy w tzw. judze kali. Czy już ta juga kali dobiła do dna? Niewykluczone, że już.
„Ludzie odwracają się od prawego działania i są pozbawieni skrupułów, szaleni z pychy, pogrążeni w złych uczynkach, pożądliwi, zagubieni, okrutni, niegrzeczni, bluźnierczy, podstępni, krótkotrwałi, tępi, chorzy, smutni, słabi, bluźnierczy, złośliwi, szukający złego towarzystwa i stają się złodziejami. Stają się łajdakami, którzy mogą jedynie krytykować, obwiniać, oczerniać i ranić innych, którzy nie czują winy, strachu ani odrazy.
Szaleją poważne susze i epidemie. Choroby, głód i strach rozprzestrzeniają się po całym świecie. Narody toczą ze sobą ciągłą wojnę. Morduje się bohaterów, klasa robotnicza aspiruje do władzy książęcej, żeby tylko cieszyć się królewskimi fortunami. Królowie stają się złodziejami. Zamiast chronić własność, konfiskuje się majątek obywateli. Z kast pracujących pojawiają się nowi przywódcy i zaczynają prześladować osoby religijne, świętych, nauczycieli, intelektualistów, filozofów. Wszelkie boskie przewodnictwo zostaje usunięte z cywilizacji. Święte księgi nie są już szanowane. Głoszą fałszywe doktryny i praktykują zwodnicze religie na całym świecie.
Podczas Kali-yugi młode kobiety swobodnie traktują dziewictwo. Jest wielu żebraków i powszechne jest bezrobocie. Kupcy zawierają korupcyjne transakcje. Rośnie liczba chorób, a z powodu złych warunków ludność atakuje dżuma. Ludzie używają wulgarnego języka.”