Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 11 września 2023

KAMPANIA WOJENNA NA ZACHODZIE W ROKU... 1936

OCZAMI FRANCUSKIEGO OFICERA





 Dziś chciałbym zaprosić na opowieść wojenną, będącą francuską odpowiedzią na książkę niemieckiego majora Heldera z 1933 r. pt.: "Jak zostanie zburzony Paryż w 1936 r." Relacja ta została opisana i zamieszczona w czasopiśmie "Panorama" - ukazującym się w Łodzi w latach 1933-1939, w numerze 8 tej gazety z grudnia 1933 r. Był to więc już czas gdy Adolf Hitler od jedenastu miesięcy był kanclerzem Rzeszy Niemieckiej. Doszło też w tym roku do poważnego konfliktu na linii Polska-Niemcy w sprawie Gdańska, co miało ostatecznie zaowocować wojną prewencyjną Polski i Francji przeciwko Niemcom, jaką projektował Marszałek Józef Piłsudski, a do której ostatecznie nie doszło ze względu na niechęć Francuzów do wojny. W każdym razie zarówno niemieccy generałowie jak i ich francuscy odpowiednicy projektowali ewentualne gry wojenne, mające pokazać jak z ich punktu widzenia wyglądałaby przyszła wojna niemiecko-francuska. O to właśnie jedna z takich relacji opisana przez "Panoramę". Warto też się zastanowić - mając w pamięci kampanię wojenną na Zachodzie w roku 1940 - na ile prawdziwe były założenia francuskiego oficera.






GDYBY NIEMCY ZAATAKOWALI PARYŻ


Niedawno ukazała się książka niemieckiego majora - von Heldera p.t. "Jak zostanie zburzony Paryż w 1936 roku!" Autor tego dzieła, obdarzony nader bujną wyobraźnią, odtwarza obraz ataku gazowo - lotniczego eskadr niemieckich na Paryż, który - jego zdaniem, - przyniósłby niechybną zagładę stolicy Francji. W książce swej major v. Helder przewiduje straszliwą klęskę Francji.

Jeden z wybitnych przedstawicieli francuskich sfer wojskowych, obeznany dobrze z metodami współczesnej obrony narodowej, w odpowiedzi na te "proroctwa" pruskiego oficera, maluje przebieg wypadków, które rozegrałyby się w razie, gdyby podjęta została przez rząd Rzeszy próba urzeczywistnienia pobożnych życzeń majora niemieckiego.


***

15 czerwca 1936 roku, w godzinach przedpołudniowych kanclerz Rzeszy Adolf Hitler, wezwał do swego gabinetu generała von Hammersteina, szefa sztabu generalnego dowództwa armji. Był to mężczyzna, liczący około sześćdziesiątki, wysoki i barczysty, o jasnem spojrzeniu i czerstwym wyglądzie.


KANCLERZ I SZEF SZTABU


Upewniwszy się, iż drzwi gabinetu są dobrze zamknięte, wskazał miejsce generałowi. Następnie zajął sam miejsce przed szerokiem masywnem biurkiem mahoniowem, na którem rozłożona była karta sztabu generalnego i rozpoczął dobitnie:

- Dziś mamy 15 czerwca. Za miesiąc musimy zaatakować Francję. Naród nasz pożąda rewanżu. Uczyniłem wszystko, aby plan ten został uwieńczony całkowitym sukcesem i triumfem. Sądzę, generale, iż armja jest w należytem pogotowiu?
- Jutro, - odparł szef sztabu generalnego, akcentując każde słowo, - pod zwykłym pretekstem wielkich manewrów, mogę skoncentrować na granicach 500 tysięcy ludzi.

Kanclerz namyślał się przez chwilę:

- 500 tysięcy ludzi? Oczywiście nie licząc Reichswehry i skoszarowanej policji?
- Przede wszystkiem musimy pamiętać o tem, aby nie rozpraszać naszych sił. Akcja, którą podjęliśmy, musi być zakończona pełnym sukcesem i winna być skierowana na jeden punkt: Francję. To jest nasz najgroźniejszy wróg. Gdy Francja zostanie zwyciężona, wszystkie inne narody wkrótce będą wytrącone z równowagi. Wobec tego wszystkie nasze siły musimy skoncentrować nad Renem.
- Obecnie musimy dać rozkaz naszym agentom w Alzacji i Lotaryngji, aby spowodowali kilka ekscesów w strefie pogranicza które posłużą nam jako pretekst do wszczęcia działań wojennych.
- Oczywiście! - odparł szef sztabu generalnego. - Francja jednak w tym wypadku zwróci się wówczas niewątpliwie do Ligi Narodów i państw sprzymierzonych.
- Nie dopuścimy do tego, - oświadczył wyniośle kanclerz. - Nie damy im chwili czasu. Pod pretekstem odwetu wyślemy natychmiast eskadrę z 250 samolotów, które zaatakują Paryż i główne punkty na północy i wschodzie.

Z temi słowy kanclerz, aby podkreślić przekonywującą moc swych argumentów, wręczył generałowi poufny raport generalnego inspektora lotnictwa.

- W razie niespodziewanego ataku lotniczego - głosił raport - posiadamy do swej dyspozycji następujące jednostki bojowe, które możemy wysłać na terytorjum nieprzyjacielskie:

1) 100 samolotów i wielkich hydroplanów typu K-45, uzbrojonych w większą ilość karabinów maszynowych, ewentualnie w działa, 1600 kg. bomb, których pole obstrzału wynosi 500 kilometrów oraz 1000 kg. bomb o zasięgu 750 kilometrów. Te jednostki lotnicze osiągają szybkość 210 km./godz. i wznoszą się na wysokość 6.500 metrów. Jednostki typu G-38 uzbrojone są w armatę i 8 karabinów maszynowych, 5000 kg. bomb o zasięgu 500 kilometrów i 2600 kg. bomb o zasięgu 900 kilometrów. Samoloty te rozwijają szybkość 180 km./godz. i wznoszą się na wysokość 6000 metrów.

2) 180 samolotów średnich rozmiarów typu K-43, dwupłatowców, uzbrojonych w 5 karabinów maszynowych, każdy wyposażony w 400 kg. bomb o zasięgu 500 kilometrów. Samoloty te rozwijają szybkość 200 km./godz., wznosząc się na wysokość 6.500 metrów. Następnie jednostki bojowe typu Heinkel 70 o szybkości 325 km./godz. wznoszą się na wysokość 6000 metrów i mogą unieść 400 kg. bomb, których pole obstrzału wynosi 450 kilometrów.

- Do jednostek tych dodać również należy - oświadczył generał - 300 do 600 samolotów najróżniejszego typu, które można będzie użyć, jako bombardowce rezerwowe.




PLAN ZNISZCZENIA


- Nie sądzę, iż będzie to nam potrzebne, - rzekł z uśmiechem Hitler. Już w pierwszym dniu będziemy mogli zrzucić na Paryż przeszło 1000 ton bomb. Obliczenia naszych inżynierów są najzupełniej dokładne: aby zburzyć dworce w Reims, Troyes lub Dijon wystarczy 50 ton bomb; dla zburzenia dworców Paryż - Północ i Paryż - Wschód z kompleksem sąsiednich budynków trzeba będzie zrzucić około 250 ton bomb. Nasze eskadry bombardujące, które zaatakują znienacka stolicę Francji wywołają w całym kraju najwyższy popłoch i panikę. Paniczny ten nastrój ogarnie całą ludność, w urzędach państwowych zapanuje straszny chaos i bezład, widmo nieubłaganej śmierci zawiśnie nad Lionem, Lille i Marsylją. Szybko nastąpi upadek rządu, zaś w sztabie generalnym zapanuje zamieszanie i dezorientacja. W tym samym czasie wojska przekroczą granice. - Wspaniałe fortyfikacje prawie że nie są obsadzone, gdyż wojska nie miały nawet czasu, aby przybyć w porę na swe pozycje.

- Zaledwie w cztery dni po niespodziewanym ataku, będziemy mogli dyktować nasze warunki rządowi francuskiemu, który zmuszony będzie zgodzić się na wszystko naskutek presji ludności opanowanej śmiertelnem przerażeniem…

Hitler przerwał…

Dwaj mężczyźni milczeli przez chwilę pogrążeni w marzycielskiej kontemplacji.

Stary generał, który miał za sobą doświadczenie wojny światowej i niejednokrotnie był świadkiem kompletnego fiaska wielu szeroko zakrojonych i ponętnych planów strategicznych, poprosił o pozwolenie wyrażenia swych objekcyj.

Hitler spojrzał nań z ukosa. - Kanclerz żywił nieograniczone zaufanie do starego żołnierza, oddanego idei rewanżu, cenił on również wybitne zdolności militarne oraz zmysł krytyczny szefa sztabu.

- Proszę, niech pan mówi! - rzekł Hitler.

- Powodzenie naszego planu, oświadczył gen. Hammerstein - zależne jest całkowicie od ataku naszych eskadr lotniczych. Jeśli mimo zachowania najdalej idących środków ostrożności i świetnego przygotowania naszej akcji stanie się coś nieprzewidzianego, jak na przykład niepomyślne warunki atmosferyczne… słowem, jeśli osiągniemy tylko częściowy sukces… lub też poniesiemy zupełne fiasko…

Na twarzy Hitlera odmalowało się silne zniechęcenie.

- Jeśli się to stanie!… - ciągnął Hammerstein ledwo dosłyszalnym głosem - wówczas znajdziemy się w sytuacji beznadziejnej. To będzie koniec… koniec Niemiec… i nas.

Depresja ta trwała jednak krótko. Po chwili Hitler oświadczył kategorycznym i stanowczym tonem:

- Niezależnie od pańkich poglądów na tę sprawę, musi pan to zachować w ścisłej tajemnicy. Po naszej stronie są całe Niemcy. Za miesiąc o wyznaczonej godzinie wódz naczelny sił lotniczych odda się do pańskiej dyspozycji, generale. Musimy zwyciężyć. Bóg jest z nami!

Mówiąc te słowa, kanclerz podniósł się z miejsca. Audiencja została skończona.


FRAEULEIN ERICK


W tym samym czasie w skromnym gabinecie, przeznaczonym dla dyżurnych sekretarzy w prezydjum rady ministrów, czuwała młoda kobieta. Była to Wiera Gangloff, jedna z najbardziej aktywnych agentek tajnego wywiadu francuskiego. Obecnie pracowała ona w Niemczech pod nazwiskiem Elzy Erick w charakterze sekretarki - stenografistki, zatrudnionej w niemieckiem ministerstwie wojny.

Była ona bardzo lubiana przez kolegów, gdyż zawsze usłużna chętnie zastępowała ich podczas pełnienia dyżuru. Czyniła to stale za niewielkiem wynagrodzeniem, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Nietrudno się domyśleć, iż Wiera umiała odpowiednio wykorzystać te chwile samotności.

Dokładnie obeznana z rozkładem apartamentów przy pomocy zasługujących na całkowite zaufanie wspólników zainstalowała ona pod bibljoteką mikrofon, który był połączony z gabinetem samego kanclerza.

Ryzyko było wielkie, lecz, będąc na służbie tajnego wywiadu, młoda wywiadowczyni nie po raz pierwszy podejmowała się odpowiedzialnej i niebezpiecznej misji.

Do uszu jej dochodził dobrze jej znany głos, tym razem niezwykle cichy i stłumiony, jednak dość wyraźny, aby zrozumieć sens wyrazów:

- "Za miesiąc… niespodziewany atak. Wielkie manewry… Koncentracja wojsk nad Renem… Znienacka 250 samolotów nad Paryżem… Lille… Ljon… Dyktuje Francji warunki…"

Wiera podnosi się, otwiera drzwi, które były zamknięte na klucz, spogląda na zegar. Rzut oka do korytarza. W ministerstwie niezmącona cisza. Woźny drzemie na wyściełanej ławeczce.

Wszystko składa się jak najlepiej!…


FRANCJA W PRZEDEDNIU ZMAGAŃ


W dniu 20 czerwca w Paryżu przy ulicy Saint Dominique w gabinecie ministra wojny odbywała się wielka narada. Brali w niej udział minister, szef sztabu generalnego armji i pułkownik, komendant drugiego wydziału.

- Wiadomości, jakie otrzymaliśmy od naszych agentów, - głosem spokojnym lecz pełnym powagi, oświadczył minister - okazały się jak najbardziej ścisłe i dokładne. Znalazły one również potwierdzenie w prasie niemieckiej, która donosi o mających się odbyć wkrótce wielkich, manewrach. Musimy być przeto przygotowani na wszelkie ewentualności. Należy natychmiast wydać zarządzenia, mające na celu obronę kraju, musimy obsadzić wojskiem nasze granice. Wszystko to jednak winno być pozbawione wszelkiego charakteru oficjalnego, aby nie wywoływać niepotrzebnego alarmu.

Nasza armja aktywna, składająca sie z 300 tysięcy ludzi, wystarczy całkowicie do obsadzenia granic. Transport wojsk potrwa najwyżej osiem dni i odbędzie się pod pretekstem manewrów. Natychmiast przystąpimy do mobilizacji wszystkich rezerw. Wszystkie nasze granice długości 600 kilometrów, bezpośrednio zagrożone stanowić będą strefę wojenną, której nikt nie będzie mógł przekroczyć. Granice nasze bedą strzeżone przez 6000 karabinów maszynowych i olbrzymią ilość dział artylerii zenitowej które chronić będzie gęsta i długa sieć drutów kolczastych. 1500 rezerwowych karabinów maszynowych pozwolą nam wzmocnić nasze pierwsze pozycje. Przeprowadzenie tej akcji nie nasuwa najmniejszych trudności i jestem niezłomnie przekonany, iż cały świat spełni swój obowiązek, aby uratować nasz kraj.

Po przemówieniu ministra, omawiającem środki ochronne przeciwko atakowi gazowo-lotniczemu, toczyła się w dalszym ciągu narada, w toku której postanowiono niezwłocznie zwołać najwyższą radę wojenną, wyposażoną w jak najszersze pełnomocnictwa i upoważnioną do wydawania pilnych i niezbędnych zarządzeń, związanych z operacjami wojennymi.


PIERWSZE SYGNAŁY


Dwa tygodnie panowała względna cisza. 30 czerwca na łamach "Journal’u" ukazała się alarmująca depesza:

"Jak donoszą z Niemiec, na wschód od strefy ewakuowanej, w pobliżu Kolonii i Koblencji w przededniu wielkich manewrów rozpoczęła się koncentracja wojska. Jak obliczają, ilość skoncentrowanych jednostek sięga 20 dywizyj, których większość była zmotoryzowana, poza tym liczne oddziały artylerii i tanków. W Kolonji i na terenie wsi na południe od tego miasta w kierunku Koblencji gromadzą się transporty wojsk. Wszystkie tereny lotnicze zostały okupowane.

Od kilku dni na prawym brzegu Renu, w kierunku Strasburga odbywają się ćwiczenia wojskowe. Donoszą, iż są to przeważnie ćwiczenia ciężkiej artylerji. - W ćwiczeniach biorą również udział w wielkiej ilości oddziały piechoty.
Jak nas poinformowano, rząd francuski, pełen zaniepokojenia, śledzi manewry odbywające się w okolicy Kolonji, natomiast nie przywiązuje wielkiej wagi do ćwiczeń pod Strasburgiem. Ren bowiem tworzy dla armji niemieckiej nie przezwyciężoną barjerę, której nie zdoła ona przekroczyć”.

Po południu w parlamencie M. Fabrice, deputowany z okręgu Loiry i Rony zgłosił interpelację pod adresem rządu. Oto jej treść:

– Nie zamierzam, moi panowie, powoływać się na alarmujące wieści, które do nas dochodzą ze Strasburga odnośnie wielkich manewrów wojennych, ani też na niebezpieczeństwo, jakie przez to zagraża pokojowi światowemu. Zapytuję jedynie pana prezydenta rady ministrów, co zamierza uczynić wobec tej koncentracji armji i manifestacyj wojennych rządu Rzeszy, które znajdują się w jaskrawej sprzeczności z wszystkiemi układami i traktatami oraz podstawowemi zasadami Ligi Narodów. (Burzliwe oklaski).

W odpowiedzi na powyższą interpelację zabrał głos prezydent rady ministrów:

- W odległości kilku kilometrów od Renu odbywają się wielkie manewry niemieckie. Wydarzenia te nie uszły uwagi rządu francuskiego. Rząd uprasza jednak panów deputowanych o powstrzymanie się od podobnych interpelacyj, których treść może wywołać niepokój i podniecenie umysłów.

Rząd uzyskał votum zaufania, mimo to oświadczenie prezydenta nie przyczyniło się absolutnie do uspokojenia nerwowego napięcia i niepokoju, który zapanował wśród ludności.


PROWOKACYJNE BREDNIE


Poczęły obiegać alarmujące pogłoski o możliwości wybuchu wojny. We wszystkich większych miastach francuskich i ośrodkach przemysłowych rozdawano maski przeciwgazowe, prawie wszędzie odbywały się w przyśpieszonem tempie ćwiczenia oddziałów wojskowych. Codziennie z nastaniem mroku na niebie ukazywały się rzęsiste światła reflektorów, przeznaczonych do obrony powietrznej Paryża. W związku z tem prasa podawała wiadomości o nocnych ćwiczeniach lotniczych. Ludzie, bliscy pięćdziesiątki, którym żywo stanęły w pamięci wydarzenia z przed ćwierćwiecza, poczęli zdradzać żywe zaniepokojenie.

Wkrótce obszary graniczne stały się terenem szeregu incydentów.

Agencja Reutera w oficjalnym komunikacie protestowała przeciwko rzekomym demonstracjom antyniemieckim, które miały mieć miejsce nad Renem.

"Uzbrojeni żołnierze francuscy przekroczyli rzekę i poczęli atakować ludność wiosek niemieckich, położonych na prawym brzegu Renu. W Drusenheim francuzi otworzyli ogień karabinów maszynowych na ludność cywilną. Jedno dziecko zostało zabite".

Opinja publiczna nie wierzyła tym prowokacyjnym bredniom, które coraz częściej lansowane były przez Niemców. Sfery oficjalne zdawały sobie całkowicie sprawę z istotnego sensu tej oszczerczej kampanji.

Poufny raport prefekta Strasburga komunikował rządowi, iż od kilku już dni na lewym brzegu Renu poczęły gromadzić się grupy młodych nacjonalistów niemieckich, którzy śpiewali pieśni patrjotyczne i wznosili prowokacyjne okrzyki pod adresem Francji. - Rząd zwrócił się do największych organów prasowych, aby powstrzymano się od publikowania i komentowania tych wypadków. Zresztą poza Paryżem, gdzie ludność przejawiała pewne podniecenie w miastach prowincjonalnych wydarzenia te przeszły bez głośniejszego odzewu.

12 lipca pisma wieczorowe doniosły o wyjeździe ambasadora niemieckiego.

Podczas wizyty u francuskiego ministra spraw zagranicznych oświadczył on, iż udaje się do Berlina celem spędzenia tam wakacyj. A więc nic niepokojącego! Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności w ślad za ambasadorem Rzeszy również wielu obywateli niemieckich, zamieszkałych we Francji, wyjeżdża wraz ze swymi rodzinami… na Wschód. Jednocześnie liczni rezerwiści otrzymali nagle wezwania celem stawienia się do swych oddziałów.




FRANCJA SIĘ BRONI


Od kilku dni w ministerstwie wojny obradowała bez przerwy najwyższa rada wojenna. W obradach tych brali udział: minister wojny, minister floty powietrznej i marynarki oraz dowódca armji, szefowie sztabów generalnych trzech armij i komendant obrony powietrznej.

W dniu 14 lipca zabrał głos prezydent rady:

- Jak panom wiadomo, jutro w nocy Niemcy mają przystąpić do ataku. Czy zostały poczynione wszelkie niezbędne przygotowania i zarządzenia?

Komendant obrony lotniczej rozłożył kartę sztabu generalnego:

- Zgodnie z posiadanemi przez nas informacjami - oświadczył generał, wskazując na czerwone punkty na karcie - eskadry samolotów niemieckich zostały skoncentrowane na terenach w okolicy Kolonja - Koblencja, skąd wystartują do lotu w kierunku Paryża.

Następnie na ośmiu linjach, które będą musiały przelecieć samoloty od granicy do Paryża ustawiliśmy 100 bateryj przeciwlotniczych, czyli 400 dział 75 i 105 kalibrowych. Działa te przy pomocy samochodów z łatwością mogą być w razie potrzeby szybko transportowane z miejsca na miejsce. Dysponujemy nadto nowemi i potężnemi reflektorami, których rzęsiste snopy światła wydadzą nieprzyjacielskie samoloty na pastwę ognia artylerii zenitowej.

- Na jakiej odległości od Paryża znajdują się samoloty niemieckie? - zapytał prezydent rady

- Odległość ta wynosi mniej więcej od 450 do 500 kilometrów, przestrzeń tę można przebyć drogą powietrzną w czasie od 2 i pół do 3 godzin. Nasze posterunki wywiadowcze, które gęstą siecią rozpościerają się na całym terytorjum, we właściwym momencie zaalarmują wszystkie centra obrony narodowej, które w każdej chwili znajdą się w pogotowiu.


WSZYSTKO PRZEWIDZIANE!


- Nasza służba alarmowa jest w obecnej chwili wspaniale zorganizowana. W razie alarmu natychmiast zawiadomione zostaną nie tylko władze wielkich ośrodków, lecz również wszelkie punkty, którym zagraża niebezpieczeństwo ataku. - Nasze posterunki wywiadowcze od samej granicy aż do Paryża wyposażone są w niezwykle precyzyjne i udoskonalone aparaty podsłuchowe i transmisyjne. Po upływie kwadransa będziemy już powiadomieni, iż samoloty nieprzyjacielskie przekroczyły granicę po upływie zaś pół godziny będziemy mieli już dokładne wiadomości o kierunku, który sobie obrały.

- Wiele czasu trzeba, aby zgasić światła i zapewnić ludności bezpieczne schronienie?

- 20 minut!

- Czy wszystkie niezbędne przygotowania zostały poczynione? - w dalszym ciągu pytał prezydent.

- Maski zostały wszędzie rozdane już przed kilku tygodniami. Odbywały się tajne kontrole piwnic i schronów oraz dworców kolejek podziemnych. W każdej dzielnicy znajdują się napisy wskazujące mieszkańcom domów, niedostatecznie zabezpieczonych, najbliższe schrony. Nasza straż pożarna została świetnie wyszkolona w dziedzinie tłumienia eksplozji i neutralizowania materjałów wybuchowych. W prefekturze policji utworzono specjalne laboratorium. Zostały wydane szczegółowe instrukcje, dotyczące obrony nie tylko całej ludności, lecz również niesienia pierwszej pomocy na wypadek zatrucia gazami lub uduszenia. Wiele uwagi poświęciliśmy również akcji obronnej przeciw niebezpieczeństwu ognia powietrznego.

- Wydałem rozkaz zainstalowania wszędzie megafonów, które umożliwią rządowi utrzymanie stałego kontaktu z ludnością.


NIE BĘDZIE PANIKI.


W godzinach wieczorowych prezydent wygłosił następujące przemówienie przez radio:

- Od pewnego czasu poczęły obiegać niepokojące pogłoski o zamierzonym ataku niemieckim. Nieuzasadnione te wersje mają jedynie na celu wywołanie paniki wśród ludności. Dotychczas nic nie wskazuje na możliwość podobnej akcji ze strony Niemiec, która spotkałaby się z najwyższem oburzeniem całego świata. Mimo to jesteśmy przygotowani na wszystko. Francja jest spokojna i naród może mieć całkowite zaufanie do rządu, który, dysponując świetnie zorganizowaną obroną narodową, nie obawia się absolutnie ataku Niemców. Wszyscy, którzy przeżyli pamiętne chwile 1918 roku, przypominają sobie jeszcze niewątpliwie skutki ataku powietrznego.

- Jak wykazują statystyki z samolotów, które wystartowały do Paryża, większa część musiała natychmiast się wycofać. Na 450 samolotów, które przekroczyły nasze linje celem zbombardowania Paryża, jedynie 35 dotarło do celu dzięki wspaniałej obronie przeciwlotniczej. Najbardziej niebezpieczne są bomby gazowe. Należy jednak wziąć pod uwagę, iż aby zatruć gazami obszar o przestrzeni jednego kilometra trzeba zużyć wiele ton gazu. W najbardziej sprzyjających warunkach meteorologicznych do ataku gazowego na większe miasto trzeba zużyć kilkuset ton gazu. Jeśli wszyscy zaopatrzą się w maski i zastosują się do wydanych zarządzeń, niebezpieczeństwo będzie ograniczone do minimum.

W wypadku nieprzewidzianych wydarzeń rząd przy pomocy megafonów i radia znajdować się będzie w stałym kontakcie i ludnością.

Przemówienie to zostało transmitowane 14 lipca o 9 wieczorem.

Tymczasem po drugiej stronie Renu eskadry samolotów Junkers’a i Dornier’a przygotowywały się do lotu.

***

W obszernej sali dokoła stołu, pokrytego kartami i papierami, obraduje sztab generalny obrony powietrznej kraju: komendant Paryża, komendant lotnictwa, dowódca floty, komendant artylerji i oficer służbowy.

- Jest godzina 4 - donosiło radio. - Straże wywiadowcze komunikują z Maubeuge, iż samoloty skierowały się na południe.

Wszystkie spojrzenia koncentrują się na karcie, rozłożonej na stole. Maubeuge!… Granica została przekroczona. Niespodziewany atak na Paryż rozpoczął się… W tej samej chwili wieść ta została transmitowana do dowództw wszystkich jednostek obrony, do dowództw w Bourget, do centrów znajdujących się na uwięzi balonów i wszystkich ważniejszych punktów.




ALARM!…


Wtem nagle na ulicach gasną latarnie elektryczne. Jednocześnie na wszystkich przecznicach rozlega się w ciągu długich dwóch minut z megafonów potężny i monotonny głos, powtarzając nieustannie: "Alarm! Wszyscy do schronów!"

Do okrzyków tych przyłącza się tragiczny apel syren. Policjanci pędzą na motocyklach we wszystkich kierunkach, alarmując mieszkańców.

W oknach ukazują się zaniepokojone twarze kobiet. Co się stało?

Sytuacja jest dla wszystkich jasna, nikt jednak nie śmie jeszcze wierzyć. Z okien padają pytania. Wtem cichną nagle megafony. Najwyższy czas. - Ludność pośpiesznie zabiera swe maski i Paryż udaje się w podziemia do schronów.

Jakby pod wpływem różdżki czarodziejskiej, stolica zamarła i opustoszała.

Czwarta minut piętnaście nad ranem. W schronach, na bulwarze Malesherbes 150 osób znajduje się 13 metrów pod ziemią. Wtem nagle charakterystyczny szmer. Dźwięki te rozlegają się z megafonów, które prefektura policji zainstalowała we wszystkich schronach. Prezydent rady ministrów śledzi ze swego punktu obserwacyjnego w ministerstwie wojny wszystkie fazy ataku i komunikuje o nich ludności.

- O godzinie 4 - mówi prezydent - ludność miast między granicą a Paryżem została zaalarmowana wieścią o przekroczeniu granicy przez niemiecką eskadrę samolotów. Niemcy bez żadnych motywów i wypowiedzenia wojny zaatakowali nasz kraj. Nie chcieliśmy wierzyć, iż jest to możliwe. A jednak stoimy przed faktem dokonanym. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż atak zostanie odparty i Niemcy poniosą klęskę. Znając bowiem naszych sąsiadów, od dawna byliśmy przygotowani do wszelkich ewentualności. Jesteśmy należycie przygotowani. Oto pierwsze wiadomości:




WOJNA W PRZESTWORZACH.


Nasza artyleria zenitowa zestrzeliła kilka samolotów, pozostała część eskadry, ratując się ucieczką uległa rozproszeniu. Straże wywiadowcze donoszą, iż druga eskadra wystartowała śladami pierwszej, poczem trzecia eskadra przekroczyła Avesnes. Jak z tego wynika, nieprzyjaciel przygotował trzy następujące kolejno po sobie co kwadrans ataki na Paryż. Każda z eskadr bombardujących liczy mniej więcej od 70 do 80 samolotów.

Następnie donoszono, iż baterie zenitowe, rozlokowane na licznych punktach, rozproszyły szereg eskadr nieprzyjacielskich. W okolicach Cateau zostały zestrzelone cztery samoloty. Spłonęła wieś. Z centrali wywiadowczej w Fournies sygnalizują, iż 5 samolotów, szybując na wysokości 3 tysięcy metrów skierowało się w stronę Belgii. Sądząc z szybkości, należy przypuszczać, iż pozbyły się one bomb i skierowały się w powrotną drogę.

200 samolotów wystartowało z Bourget w kierunku północno-wschodnim. W tym momencie Niemcy przekroczyli La Fere… Spotkanie nastąpi prawdopodobnie w okolicach Senlis.

O godzinie 5.20 nadeszła wiadomość z Senlis, iż samoloty nieprzyjacielskie, które przybyły z różnych punktów, ruszyły w kierunku Paryża. Wysokość: 4,000 metrów..

Z podprefektury w Senlis donoszą telefonicznie: wielka bitwa napowietrzna toczy się na południe od miasta… Obserwacja napotyka na nieprzezwyciężone trudności… Widziano spadające w płomieniach samoloty niemieckie i francuskie… w walce biorą udział hydroplany. Pościg odbywa się w kierunku Paryża…

W momencie tym w Paryżu słychać detonację strzałów. - Władze nakazały ludności zaopatrzenie się w maski przeciwgazowe.

Jak donoszą dalsze komunikaty, akcja francuskiej artylerii zenitowej osiągnęła wspaniałe rezultaty. Zostały rozbite trzy eskadry niemieckich samolotów bombardujących. Straty, które na razie trudno obliczyć, są olbrzymie.

Walki toczą się na północy i wschodzie Paryża. Trudno śledzić poszczególne fazy walk. Ustalone zostało jedynie, iż niemiecka armja lotnicza pozbawiona została dowództwa. Samoloty małymi grupami usiłują osiągnąć Paryż.

Na przestrzeni 3 kilometrów do koła Paryża ogrodzenia ochronne bronią dostępu do stolicy. - Trzy samoloty, osaczone przez naszą eskadrę wpadły w sieć drutów ochronnych, przymocowanych do balonów i runęły na ziemię.

Na przedmieściach spadły bomby. W dzielnicy Bondy, Pantin i Aubervilliers wybuchły pożary. Niemcy rzucają bomby zupełnie przypadkowo. Wskutek zmęczenia pilotów oraz silnego podniecenia i zdenerwowania, spowodowanego napotykanymi trudnościami i grożącym niebezpieczeństwem, zatracili oni wszelką orientację i wytrąceni zostali zupełnie z równowagi…

Od dziesięciu minut w Paryżu grzmią armaty. Kilka samolotów nieprzyjacielskich zdołało przekroczyć granicę Paryża… Dwa opuściły się na Pola Elizejskie. Na Montparnasse płoną domy. Oczywiście, nie można na razie ustalić spustoszenia i strat.




ROZGROMIENIE NAPASTNIKA.


Z Mont Valerien telefonują, iż większa flotylla samolotów niemieckich została osaczona przez naszą eskadrę… Niemcy zrzucili bomby i usiłują zbiec w kierunku północnym. O godz. 6 eskadra niemiecka zrzuciła bomby na Bois de Vincennes i Place de la Nation.

O 6 minut 38 zamilkły armaty Paryża.

Bitwa jest ukończona.

Walka była zaciekła. Niewątpliwie ponieśliśmy dotkliwe straty. Ofiarami wojny gazowo powietrznej, potępianej ostro przez prawdziwie cywilizowane narody, padły kobiety, dzieci i starcy. Jednak zuchwały zamach niemiecki zakończył się dla nich sromotną klęską. Paryż nigdy nie zostanie zburzony!

Nazajutrz prasa doniosła, iż atak niemiecki pociągnął za sobą 11 tysięcy ofiar, rannych, zatrutych gazami i zabitych, pastwą płomieni padło 115 domów, nie licząc północno-wschodniej dzielnicy najbardziej zagrożonej.

***

Po tej sromotnej klęsce Niemcy zmuszeni byli wreszcie skapitulować, co też uczynili 30 lipca, w tym samym dniu, na który Liga Narodów zwołała specjalne posiedzenie… aby uznać ich za napastników.





KONIEC.



 Z tego co można wywnioskować po lekturze tej gry wojennej, to fakt, że Francuzi w ogóle nie brali pod uwagę szybkości niemieckich jednostek pancernych i jednostek piechoty, skupiając się jedynie na samej bitwie powietrznej o Paryż - do której tak naprawdę nie doszło. Poza tym jak zwykle dużą wagę przykładano do wojny gazowej, która tak wielkie piętno odcisnęła na Froncie Zachodnim w czasie I Wojny Światowej, a która w II Wojnie Światowej w ogóle nie zaistniała - lub miała wręcz marginalne znaczenie i to głównie na Pacyfiku (notabene warto wiedzieć że przed wybuchem II Wojny Światowej były dwa państwa na świecie, które miały największe ilości broni gazowej. Te państwa, to były Japonia i Polska. W naszym przypadku broń gazowa miała posłużyć głównie do walki z Sowietami i to w ostateczności, W przypadku gdyby front się całkowicie załamał, planowano skazić bombą gazową całą linię frontu w taki sposób, aby wojska sowieckie nie mogły pójść dalej). Należy też stwierdzić, że Francuzi w ogóle nie brali pod uwagę swego najsilniejszego atutu, czyli broni pancernej a szczególnie czołgów, które mieli znacznie lepszej jakości niż Niemcy. Natomiast co się tyczy lotnictwa, to francuskie lotnictwo ustępowało znacznie niemieckiemu i nie byłbym taki przekonany czy powietrzną bitwę o Paryż - która została tutaj zaprezentowana - Francuzi rzeczywiście by wygrali. Zresztą ich plan był z góry defensywny, nastawiony jedynie na obronę (szczególnie za Linią Maginota), a w takiej sytuacji to nawet najlepsze umocnienia wcześniej czy później muszą zostać przełamane, jeśli po drugiej stronie stoi zdeterminowany i pewny siebie przeciwnik, jakim w tym przypadku byli Niemcy. Nie bez znaczenia przecież mówi się że najlepszą obroną jest atak. Ale z drugiej strony istnieje też powiedzenie, że dowódcy zawsze przygotowują się do poprzedniej wojny i to jest niestety prawda, bowiem z reguły zakłada się bardzo podobne kierunki ataku i podobnymi siłami, które były używane w czasie poprzedniej wojny. 




Nasze dowództwo również przygotowywało się do wojny z lat 1914-1918, zakładając w najgorszym rezultacie zajęcie całego kraju przez Niemcy lub przez Niemcy i Sowiety (bo o tym, że Sowieci zamierzają uderzyć, Sztab Naczelnego Wodza wiedział - dzięki meldunkom wywiadu - jeszcze przed wybuchem Wojny i to należy powiedzieć otwarcie. Problem tylko polegał na tym, że nie było pomysłu jak z tego klinczu wybrnąć, bo też pomysłu dobrego być nie mogło - nikt nie był przecież cudotwórcą i nie mógł przenieść Polski w inne miejsce świata. A poza tym mieliśmy wówczas sojusz z najpotężniejszymi państwami na świecie: Wielką Brytanią i Francją. Cóż można było więcej?). W najgorszym z możliwych założeniu wojna 1939 r miała przypominać tę toczoną na Bałkanach w czasie I Wojny Światowej, a konkretnie w odniesieniu do Serbii która w czasie tej wojny została w całości zajęta zarówno przez austro-węgry jak i Bułgarię, a mimo to odrodziła się po zwycięskiej wojnie znacznie większej silniejsza. Tak też miało być z Polską. Nawet jeśli w pierwszym etapie tej wojny kraj zostałby zajęty przez sowiecko-niemieckich bandytów, to ostatecznie Niemcy miały zostać zniszczone wspólnym atakiem Francji, Wielkiej Brytanii i Wojsk Polskich - które wyprowadzono by z kraju na zachód, a następnie podjęto by walkę o wyzwolenie całej Polski z Sowietami - był to plan dość niekorzystny dla nas, ponieważ na pomoc przeciwko Sowietom nie mogliśmy liczyć ze strony Francji i Wielkiej Brytanii - a przynajmniej na pomoc militarną. W każdym razie mimo niesprzyjających warunków geograficznych i dysproporcji w walce z dwoma mocarstwami europejskimi, zakładano optymistyczną wizję tej wojny, biorąc jako przykład właśnie kampanię bałkańską Serbii w czasie I Wojny Światowej. Dziękuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz