WRZEŚNIOWE BOJE
ZAGŁADA "GERMANII"
Cz. I
Wcześniej pisałem już że odrodzona po 1918 r. Polska była prawdziwym wrzodem dla Sowietów, którzy postawili sobie za najważniejszy cel nie tylko eksport komunizmu na Zachód Europy, ale przede wszystkim zniszczenie Polski, która była dla nich swoistą barierą i jednocześnie bramą wiodącą na ów Zachód. Nic zatem dziwnego gdy w maju 1945 r. po zdobyciu Berlina i zajęciu połowy Niemiec, sowiecka generalicja składała hołdy pochwalne Stalinowi, twierdząc, że to właśnie pod jego przywództwem Rosja sowiecka dokonała nieprawdopodobnego czynu rozbijając i zdobywając Niemcy. Uznali to jednocześnie za największe i najważniejsze wydarzenie w dziejach państwa sowieckiego. Stalin wysłuchał tych aktów uwielbienia, a następnie rzekł: "Towarzysze, naszą największą zdobyczą nie są wcale Niemcy, a Polska!". I rzeczywiście, przez całe lata 20-te i 30-te Związek Sowiecki przygotowywał się przede wszystkim do wojny z Polską. To była podstawa i najważniejszy cel przetrwania komunizmu - zniszczenie państwa polskiego jako zapory broniącej "zgniłego kapitalistycznego zachodu" (a jak wiadomo komunizm, aby mógł przetrwać, musiał nieustannie zdobywać kolejne ziemie nieustannie pozyskiwać kolejnego nosiciela, bowiem był niczym pasożyt, który zamknięty tylko w jednym organizmie nie był w stanie przetrwać i ostatecznie obumierał. Dlatego też celem komunizmu była nieustanna ekspansja na cały świat). Zatem fakt, iż Sowieci traktowali Polskę jako swego głównego i największego wroga, nie podlega żadnej dyskusji (zresztą w miejsce komunistycznej idei internacjonalizmu wchodziła jeszcze stara ruska idea imperializmu i ekspansji terytorialnej, którą dzisiaj Putin realizuje chociażby na Ukrainie, a słowami swego przydupasa Miedwiediewa, informuje świat, iż jedyną możliwą relacją, jaką Rosja pragnie mieć z Polską - którą traktuje jako ponownie jednego z ważniejszych wrogów - jest relacja taka, jaką Związek Sowiecki miał w stosunku do Polski Ludowej z lat 1944-1989. W innym przypadku - jak twierdzi - musi dojść do konfrontacji pomiędzy tymi dwoma krajami, czyli wypisz wymaluj jak przed II Wojną Światową).
Warto tutaj jednak dodać, że nie tylko dla Związku Sowieckiego Polska była jednym z najważniejszych przeciwników. Kolejnym takim państwem, który za cel swego honoru - a wręcz nawet przetrwania - uznał eliminację odrodzonego państwa polskiego, były Niemcy. Co prawda w planach niemieckich z czasów I Wojny Światowej stało powstanie buforowych państewek, odgradzających potężne Niemcy od Rosji, w skład których wchodziła: Polska, Ukraina, Białoruś, Litwa i reszta państw bałtyckich (zwanych Liwonią). Ale był to ponownie plan na zasadzie pasożyt-ofiara, czyli Wielkie Niemcy wysysające wszystko co najlepsze, łącznie z zasobami i siłą roboczą z kontrolowanych przez siebie terenów, w zamian pozostawiający prawo do przetrwania przynajmniej kultury narodowej w formie teoretycznie niezależnych, a faktycznie całkowicie sterowanych z Berlina państewek (czy też raczej księstw i królestw, bo w większości miały to być twory państwowe rządzone przez książąt - oczywiście książąt z niemieckich rodów). Plan owej Mitteleuropy, opracowanej w 1915 r. w książce autorstwa Friedricha Naumanna - pod tym samym tytułem, był więc jasno sprecyzowany (choć oczywiście pewne szczegóły zapewne należało jeszcze dopracować). Dlatego też pierwszym krokiem ku temu było (przynajmniej oficjalne) uznanie przez Niemcy niepodległości państw wcześniej zajętych przez Imperium Rosyjskie, i tak też się stało w przypadku Polski, dnia 5 listopada 1916 r. w tzw. "Akcie Dwóch Cesarzy" Wilhelma II i Franciszka Józefa I, powołujących do życia państwo polskie. Oczywiście był to twór o bliżej nieokreślonych granicach, jak również niesuwerenny, gdyż użyto sformułowania państwo "samodzielne" a nie "niepodległe", mimo to był to i tak dosyć odważny akt ze strony Państw Centralnych, choć głównym celem jego wydania było przede wszystkim pozyskanie polskiego rekruta w wojnie, w której oba państwa coraz bardziej się wykrwawiały. Ale nawet samo wydanie tego aktu spotkało się z bardzo negatywnym przyjęciem Rosji, gdyż podważało dotychczasową politykę mocarstw zaborczych (bez względu na to czy te państwa były ze sobą w sojuszach, czy też toczyły wojny), co do której wszystkie trzy zaborcze monarchie stały na gruncie traktatów rozbiorowych i nie odradzania państwa polskiego - w żadnej formie, w przyszłości. Pod tym względem Niemcy i Austro-Węgry się wyłamały (uczyniły to z konieczności, ale zawsze), mimo to Akt 5 listopada nie spowodował masowego wstępowania Polaków do armii Państw Centralnych.
Kilka tygodni temu miałem na dawnym Twitterze (obecnie X) ciekawą wymianę zdań z pewnym niemieckim profesorem, na temat tego, jaki wkład wnieśli Niemcy w odbudowę Polski w czasie I Wojny Światowej. Początkowo - gdy zasugerowałem że tylko i wyłącznie klęska wszystkich państw zaborczych, czyli carskiej Rosji, Austro-Węgier i kajzerowskich Niemiec dawała Polsce realną niepodległość, on wyjechał właśnie z Aktem 5 listopada, twierdząc że to przecież Niemcy dały nam niepodległość i że pod niemieckimi skrzydłami i po niemieckim zwycięstwie w tej wojnie, Polska mogła przetrwać i się rozwijać. Gdy stwierdziłem że byłoby to trwanie na zasadzie pasożyt-ofiara, to najwidoczniej... chyba się obraził 🤭. Owszem, deklaracja z 5 listopada 1916 r. była pewnym krokiem na drodze do odzyskania niepodległości przez Polskę, ale realnie nie dawała nam nic, poza mglistymi zapowiedziami, że Niemcy w przyszłości uznają państwo polskie. To było jednak za mało, bowiem Polacy nie walczyli o to, żeby stworzyć sobie formalne struktury bytu państwowego i być tym samym zarządzani z zewnątrz, lecz o pełną i całkowitą Niepodległość i Wolność, gdzie byliby wolnymi ludźmi, a nie niewolnikami takiego czy innego cesarza. Wolność ta i pragnienie Niepodległości była kształtowana i wzbudzana w pokoleniach kolejnych Polaków przede wszystkim przez Kościół Katolicki, ale również przez różne organizacje społeczne, kółka samokształceniowe, organizacje ludowe, narodowe, jak i tradycję i literaturę która kształtowała postawy patriotyczne i rodziła pragnienie za dawnymi czasami wielkiej chwały, w której to Polacy sami byli dla siebie panami. W której to Polacy sami, jako wolni ludzie wybierali sobie królów, a nie musieli padać na twarz przed jakimś cesarzem czy carem i gdy to u nas zdecydowano kto zasiądzie na tronie w Moskwie, w Wiedniu i w Berlinie.
"BYLIŚMY NIEWOLNIKAMI TRZECH CESARZY. ALE MY MAMY W DUPIE CESARZY, JESTEŚMY WOLNYMI LUDŹMI!"
Niemcy bowiem nie rozumieli (a może nie chcieli zrozumieć) że mają do czynienia z narodem, który nie tylko umiłował swoją wolność ponad wszystko, ale również z narodem który ma tradycje mocarstwa (choć nigdy nie był kolonizatorem - co też warto podkreślić - bo nasza kolonizacja Wschodu i polonizacja Wschodu nie przebiegała na zasadzie przymusu czy też mordów, tylko kooptacji, przyjmowania przez tamtejsze ludy polskiego stylu życia, polskiego języka i polskich wartości, jako czegoś lepszego od dotychczasowego życia które wiedli i na tym właśnie polegała polonizacja Wschodu. Przecież Piłsudski też nie był etnicznym Polakiem, urodził się na Litwie i był Litwinem, zresztą sam sobie mówił, że jest "Starym Litwinem", ale jemu do litewskości było tak daleko, jak mnie do Niemiec - chociaż mam korzenie niemieckie).
Dlatego też Naród polski nie zaakceptowałby żadnej formy podległości komukolwiek, czy to Rosji czy Niemcom (choć część elit czasem godziła się na takie zgniłe kompromisy, jak choćby generalicja - a przynajmniej duża jej część w czasie Powstania Listopadowego 1830-1831). Oczywiście nie należało zakładać że wszystkie ziemie zagrabione nam w trakcie rozbiorów wrócą do nas po zakończeniu I Wojny Światowej, ale przynajmniej na Wschodzie spodziewano się odtworzyć dawną Rzeczpospolitą w przywróconej Unii tamtejszych Narodów z Polakami. Co się zaś tyczy ziem na Zachodzie, czyli Śląska, Pomorza i Wielkopolski - będących pod władzą Niemiec (czy też Prus), to nawet sam Piłsudski twierdził w 1917 i 1918 r. że o te ziemie będą musiały bić się kolejne pokolenia za jakieś 25-30 lat, gdyż najprawdopodobniej nie uda się ich odzyskać po tej wojnie. Udało się jednak, po klęsce Niemiec i Austro-Węgier, rozpadzie Monarchii Habsburgów i wybuchu rewolucji bolszewickiej w Rosji powstały niezwykle dogodne warunki do odrodzenia Polski i Polacy z tych warunków skorzystali - choć przetrwanie Polski było wówczas prawie niemożliwe. W takich warunkach odzyskanie wolności nie było wcale trudne, bo oprócz Polski powstawało szereg innych państw, czy to w Europie Środkowo-Wschodniej, czy na Kaukazie czy też w Azji. Problemem było utrzymanie się przy owej niepodległości, co było widoczne już w kolejnych miesiącach 1919 i 1920 r., gdy owe odrodzone kraje zaczęły padać jeden po drugim. Przetrwały nieliczne państwa, (najczęściej te niezagrożone zbrojnie, jak Czechosłowacja, Rumunia czy Węgry - mocno okrojone terytorialnie). Udało się jednak niepodległość utrzymać w walkach kilku innym krajom, jak Łotwie, Estonii czy Finlandii, ale walki na tych odcinkach były toczone niewielkimi siłami i Armia Czerwona (czy też oddziały białych generałów carskich których szeregi szybko zaczęły topnąć) toczące ze sobą wojnę domową, nie były w stanie wówczas rzucić większych sił na te odcinki. Tam jednak przeciwnikiem był przede wszystkim wróg rosyjski (czy też bolszewicki), natomiast zagrożenie niemieckie było niewielkie lub tylko symboliczne. Inaczej było z Polską.
Otoczona zewsząd wrogami (tylko nie mieliśmy spornych spraw z Rumunią i Łotwą), realnie nie miała prawa się utrzymać. Walki z bolszewikami zaczęły się już w lutym 1919 r choć były również nieliczne i pozwoliło to wojsku polskiemu na głęboką penetrację wschodu także do grudnia 1919 r zajęto ogromne połacie na wschodzie za rzeką Berezyną i za Prutem. Oczywiście nieustannie toczono walki, ale nie powodowały one jeszcze takiego zaangażowania sowieckiego jak w roku 1920. Tę ekspansję traktowano na Zachodzie (szczególnie w Londynie, ale momentami również i w Waszyngtonie), na zasadzie "polskiego imperializmu", a szczególnie aktywny w zwalczaniu owych przejawów polskiej dominacji był brytyjski premier David Lioyd George. Na Zachodzie jednak nie rozumiano polskiej specyfiki i przykładano do tego co się tam dzieje własne kalki pojęciowe - ekspansji i dominacji, podczas gdy realnie była to obrona przed spodziewanym i jakże prawdopodobnym uderzeniem Rosji (jakiej by ona nie była, czy to Czerwona czy Biała), ponownie na Zachód, na polską ziemię, dlatego też należało stworzyć ogromny teren, na którym zatrzymano by postęp czy to Armii Czerwonej czy też wojsk Denikina. A poza tym tam gdzie pojawiło się Wojsko Polskie, tam była realna szansa do odrodzenia niepodległych państw, czy to Ukrainy, czy Litwy, czy Krajów Bałtyckich czy również Finlandii -bo od zwycięstwa Polaków zależała przyszłość również i tego kraju. Wielokrotnie mówił o tym Piłsudski i to nie na zasadzie takiej, że słowa te wypowiadał w formie propagandy, On realnie w to wierzył. On realnie wierzył w odrodzenie tamtych krajów i stworzenie z nimi wspólnej Unii z Polską, ale nie na zasadzie takiej jak proponowali Niemcy, czyli jednego centrum i szeregu małych, drenowanych ekonomicznie, ludnościowo i kontrolowanych politycznie oraz militarnie państewek - istniejących tylko i wyłącznie dla zaspokajania potrzeb Wielkiej Rzeszy, ale na zasadzie wzajemnej kooptacji, przy oczywiście uznaniu zasady Primus Inter Pares, bowiem nie może być w takim sojuszu całkowitej dowolności, gdyż od razu by się rozpadł. To była właśnie ta polska specyfika której do dzisiaj nie pojmują Moskale, twierdząc w swojej propagandzie że my czytamy na zajęcie dawnych polskich ziem na Wschodzie (czyli na dzisiejszej zachodniej Ukrainie), że my chcemy je odzyskać i dążymy do tego samego co oni na wschodzie czyli do podziału lub zdominowania Ukrainy. Pytanie tylko brzmi po co mielibyśmy to robić? Naszym celem jest bowiem przede wszystkim zapewnienie naszym obywatelom bezpieczeństwa i wygodnego życia dla przyszłych pokoleń (oczywiście z ciągłą świadomością ci vis pacem para bellum, bo gdy jest zbyt dobrze i wygodnie to kolejne pokolenia zamieniają się w ciapciaków 😏) a ekspansja i wojna automatycznie eliminuje te plany. Moskale jednak - podobnie jak to się działo na Zachodzie w latach 1919-20 - przykładają do nas swoją kalkę myślową, zupełnie nie biorąc pod uwagę całej specyfiki kulturowej społeczeństwa, które jest mega pacyfistyczne, a jednocześnie gotowe jest w każdej chwili (przynajmniej duża większość naszego narodu) stanąć w obronie własnego kraju. Owszem wschodnie ziemie pozostają w naszej tradycji i pamięci, ale nie oznacza to, że teraz chcielibyśmy napaść na te kraje i odebrać im zbrojnie tamte ziemie. Wręcz przeciwnie, my w dalszym ciągu chcemy odrodzić dawną Unię na zasadzie Równych i Wolnych Narodów, bo to był klucz do naszej wielkości (naszej czyli wszystkich państw leżących w Europie Środkowo-Wschodniej).
Celem więc bolszewizmu - jak również rosyjskiego imperializmu - była ekspansja, a przynajmniej odzyskanie terenów jakie posiadali przed 1914 r. Ale istnienie odrodzonego państwa polskiego było nie na rękę również Niemcom, którzy już w lutym 1919 r. (zaraz po zwycięstwie Powstania Wielkopolskiego - grudzień 1918 - luty 1919), zaczęli przygotowywać plany nie tylko zbrojnej inwazji na Wielkopolskę, utrzymania Pomorza i Śląska, ale również ataku na Warszawę i eliminacji odradzającej się Polski. Plany te (tworzone pod okiem gen. Ludendorffa) były bardzo zaawansowane, gdy w końcu marca lub na początku kwietnia zostały porzucone ze względu na niechęć do takiej wojny polityków niemieckich (szczególnie socjalistów). Niemiecki Sztab Generalny zdawał sobie sprawę, że co prawda na Zachodzie z Francją, Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi nie są już w stanie dalej walczyć, ale to nie oznacza że nie mogą pokusić się o zachowanie swoich terenów wschodnich i tym samym wykończenie Polski. Generalicję i żołnierze byli więc gotowi do tej wojny, bez względu na poparcie niemieckich polityków czy niemieckiego rządu (a nawet wbrew ich poleceniom). Dlatego też plany tej wojny nie zostały wcale zarzucone, a wręcz przeciwnie, nabrały jeszcze większej intensywności, tak że w maju i czerwcu 1919 r. stworzono dwa duże fronty: Północny (liczący jakiś 120 tys żołnierzy) i Południowy (ok. 95 tys żołnierzy). Było też bardzo wielu ochotników do wojny z Polską (szczególnie z terenów Pomorza, z rejonu Szczecina i Kołobrzegu) którzy zgłaszali się do Armii. Wojna na Zachodzie stała się więcej niż pewna i 22 maja 1919 polski Sztab Generalny polecił opracować plan wojny z Niemcami (należy pamiętać, że w tym czasie większość wojsk polskich była zaangażowana na Wschodzie i taka wojna na dwa fronty musiała się skończyć dla nas katastrofą). W tym momencie dużą pomoc okazali nam Francuzi, a gen. Maxime Weygand został wyznaczony dowódcą Wojska Polskiego na wypadek wybuchu tego konfliktu. Francuscy generałowie w Polsce opracowali również plany tej wojny, ale były to plany tak defensywne, że zostały odrzucone przez polskie dowództwo i zastąpione nowymi - ofensywnymi (jak już kiedyś pisałem, od początku tworzenia Wojska Polskiego zawsze dominowała tam zasada szybkiej wojny manewrowej, ofensywnej, a nie obronnej).
Do tej wojny nie doszło, ponieważ 28 czerwca 1919 r. w Wersalu zwycięskie mocarstwa I Wojny Światowej podpisały traktat pokojowy z Niemcami i plany wojny z Polską stały się automatycznie nierealne. Odłożono je na dwadzieścia lat. Potem zaś była pełnoskalowa wojna z Sowietami i zwycięstwo w dwóch wielkich bitwach, nad Wisłą (Sierpień 1920 -dzięki genialnemu manewrowi naczelnego wodza - Józefa Piłsudskiego uderzenia znad Wieprza na tylne siły Sowietów stojące pod Warszawą, notabene ten sam manewr zastosował 30 lat później w Korei "Ostatni Bóg Wojny" gen. Douglas MacArthur w czasie desantu pod Inczon. Zresztą MacArthur - który odwiedził Polskę w 1932 r. o czym też już kiedyś pisałem, uważał Piłsudskiego za największego wodza w historii świata od czasów Napoleona) i nad Niemnem (wrzesień 1920).
Odrodzona w ten sposób Polska była dumą całego narodu i oddychano wizją owego cudu wolności, cudu, który realnie nie mógł się zdarzyć, bo było tyle przeszkód nie do pokonania, że nie sposób było to sobie wyobrazić że jednak się udało. Po 123 latach zaborów wreszcie przyszły czasy wolności i to było jak cudowny sen z którego nikt nie chciał się wybudzić. Jednak trzeba też pamiętać że ten nasz cud, o którym tak myśleliśmy i tak pragnęliśmy go utrzymać, dla Niemców i dla Moskali był upokorzeniem, był świadomością ich klęski i upadku dawnej mocarstwowej pozycji. Odrodzona Polska nie była bowiem - jak pragnęli Niemcy - państwem buforowym i od nich zależnym, a wręcz przeciwnie, była najsilniejszym państwem jakie odzyskało niepodległość po 1918 r. najbardziej stabilnym politycznie, prężnym gospodarczo i najsilniejszym militarnie. Niepodległość była nie tylko celem samym w sobie, ale była żywą ideą która miała być przekazywana kolejnym pokoleniom w spadku - tak samo jak Chrystus który ukrzyżowany i złożony do grobu, po trzech dniach Zmartwychwstał i wstąpił do Niebios - tak również postrzegano ten cud Niepodległości, który nie mógł się wydarzyć, biorąc pod uwagę wszelkie przeszkody jakie stały wówczas temu naprzeciw. Ale nie tylko Niepodległość była celem, również stworzenie mocarstwowego państwa, które może rywalizować z wielkimi tego świata nie tylko w Europie, ale wręcz na całym globie. Temu celowi właśnie służyło pragnienie pozyskania kolonii i stworzenia takiej polskich baz na innych kontynentach i ziemiach, ale nie na zasadzie ich podboju, tylko zakupu lub ewentualnie pozyskania danych terenów spośród już tam żyjących ludów czy też ziem bezludnych które można było zasiedlić kolonizacją z Polski. A takich ziem nie brakowało ani w Afryce, ani w Ameryce Południowej, szczególnie ten drugi kierunek był bardzo pożądany. Już bowiem w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów, posiadali Polacy kolonie na Karaibach, chociaż oficjalnie nie były to kolonie polskie gdyż należały do lennika Rzeczypospolitej - księcia kurlandzkiego, ale Murzyni również znajdowali swoje miejsce w naszym kraju chociaż było ich niewielu i jeśli już, to głównie przebywali na magnackich dworach. Zresztą słowom "Murzyn" w języku polskim nie odnosi się bezpośrednio do czarnoskórego mieszkańca Afryki subsaharyjskiej, a do Maura, który również nie był do końca biały, ale też nie był czarny. Słowo to jednak przetrwało w naszym języku i stało się również podstawą opisywania wszelkich czarnoskórych osób. Zdarzało się też że Murzyni byli przyjmowani w poczet szlachty
i mogli nosić szablę przy boku, a nawet zostawali starostami wsi - jak czarnoskóry Aleksander Dynis. Tak bowiem działała Polska tolerancja i tam gdzie w całej Europie czarnoskórych postrzegano jako niewolników lub jako osoby gorsze, często upośledzone (jeszcze w XIX wieku przecież były teorie że Murzyni pochodzą od małp, na co czyniono pomiary ich czaszek i przeciwstawiano je czaszkom ludzi białych). W Rzeczpospolitej zaś - choć jeśli tutaj trafiali Murzyni, to głównie jako słudzy na dworach szlacheckich i magnackich, a jednak byli traktowani nie tylko jako ludzie, lecz wielokrotnie dochodzili do takiej pozycji, jakiej nie byli w stanie osiągnąć żyjący i urodzony na tej ziemi polscy chłopi i byli przyjmowani w poczet szlachtę, czyli "Panów Braci". Rzeczpospolita zresztą zawsze była ewenementem na tle Europy ze swą tolerancją religijną, wolnością słowa i obyczajów.
Tak więc odrodzona Rzeczpospolita była silnym państwem. Mieliśmy czwartą najsilniejszą armię Europy i siódmą na świecie, mieliśmy własny przemysł zbrojeniowy (czego na przykład nie można powiedzieć o Czechach, którzy odziedziczone po Austro-Węgrach fabryki potem sprzedali głównie kapitałowi francuskiemu). Stworzono sieć Państwowych Zakładów: Lotniczych, Inżynieryjnych, Optycznych, Telekomunikacyjnych etc. s produkowany tam sprzęt był bardzo wysokiej jakości (m.in. w 1938 r. na międzynarodowych pokazach lotniczych sprzętu lotniczego w Belgradzie, polskie bombowce PZL-Łoś zdobyły pierwsze miejsce, a myśliwce PZL-Żbik trzecie). Polski karabin przeciwpancerny "Urugwaj", był bodajże najlepszym ówczesnym karabinem przeciwpancernym na świecie, polskie czołgi jako pierwsze były wyposażone w obrotowe wieżyczki strzelnicze polskiej produkcji, Polska zaś była jednym z nielicznych państw na świecie zdolnych do skonstruowania i wyprodukowania wielosilnikowych samolotów. Związek Sowiecki już ok. 1938 r. posiadał dwa razy więcej czołgów i samolotów niż wszystkie państwa świata razem wzięte, ale ich realna przydatność bojowa była niewielka i w ogromnej większości sprzęt ten był niebezpieczny bardziej dla załogi niż dla przeciwnika (przykładem tego niech będzie fakt, że we wrześniu 1939 r. przeciwko jednej tylko Wołkowyskiej Brygadzie Kawalerii Sowieci rzucili aż dwie swoje armie, mające razem dwudziestokrotną przewagę i pomimo ataków czołgów i samolotów, nie udało się Sowietom powstrzymać marszu Polaków i zostali zmuszeni do odwrotu). Biorąc pod uwagę tę ogromną przewagę liczebną Sowietów, w Wojsku Polskim już w 1936 r. opracowano program takiej rozbudowy lotnictwa, której zadaniem w przypadku konfliktu z Sowietami byłoby zniszczenie wszystkich sowieckich linii komunikacyjnych wiodących przez Dniepr i Dźwinę, ten program zamierzano ukończyć w 1942 r. (W przypadku ataku niemieckiego plan ten był nieco inny i polegał raczej na kierunkowej operacji południowej lub północnej na wybrane cele). Rozpoczęto produkcję samolotów Łoś, Żbik i nowej serii myśliwców PZL-50 Jastrząb, ale już w 1939 r. Niemcy, po w prowadzeniu do produkcji silnika Daimler-Benz 601 zamieniającego samoloty Messerschmitt 109 w prawdziwe maszynki do niszczenia, spowodowali że ich lotnictwo stało się lepsze od polskiego). Mimo to nigdy w swojej historii (może wykluczając czasy średniowiecza, szczególnie XV wiek i częściowo wiek XVII, ale tylko pierwszą połowę czy też wybrane dekady), Wojsko Polskie nie było silniejsze, niż było w latach 30-tych. Pod względem broni pancernej byliśmy szóstą potęgą na świecie, pod względem ilości lotnictwa również szóstą, ale w Europie.
Mimo to szczególnie niemiecka, sowiecka ale również i włoska propaganda przedstawiała naszą armię jako złożoną głównie z kawalerii, a starcia jako ataki kawalerzystów z szablami na czołgi. I owszem, chociażby pod Krojantami doszło do ataku pułku ułanów na niemiecki korpus pancerny, jaki był efekt tego starcia? Polacy zmusili Niemców do ucieczki. W jaki sposób? szablami na czołgi? Nie! Za pomocą nowoczesnego uzbrojenia którym dysponowali kawalerzyści, a polegało to na ostrzeliwaniu czołgów z karabinów (w tym również z karabinu przeciwpancernego Ur, o którym wcześniej wspomniałem), natomiast konie służyły tylko do szybszego przemieszczania się jednostek. Tak samo było w bitwie pod Mokrą, gdzie niemiecka dywizja pancerna straciła kilkadziesiąt czołgów w starciu z polską brygadą kawalerii. W jaki sposób miałaby stracić te czołgi, szablami? Oczywiście że nie, ale dla dziennikarzy którzy słyszeli o starciu brygady kawalerii z dywizją pancerną takie właśnie pojawiały się wyobrażenia (podbudowywane zresztą niemiecką i potem sowiecką propagandą), bo nie mogli sobie uświadomić jaka była w ogóle taktyka polskiej kawalerii w starciu z dywizjami pancernymi i niewyobrażali sobie że kawalerzyści mogą zwyciężyć w takich walkach. A był to jeden tylko z przykładów polskich zwycięstw odniesionych we wrześniu 1939 r. zaś jednym z takich zwycięstw było całkowite zlikwidowanie zmotoryzowanego Pułku SS Germania o którym to zamierzam opowiedzieć.
PS. NA TYM FILMIKU DOKŁADNIE WIDAĆ ŻE DZISIEJSZA ROSJA POSTĘPUJE TAK SAMO, A WRĘCZ IDENTYCZNIE, JAK POSTĘPOWAŁ ZWIĄZEK SOWIECKI W LATACH 20-tych i 30-tych UBIEGŁEGO STULECIA
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz