Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 5 listopada 2023

ZEMSTA NA WROGACH! - Cz. IV

CZY ZEMSTA JEST ROZKOSZĄ BOGÓW?





JUSTYNIAN II RINOTMETOS

(668-711)

Cz. IV


  


RODZINA
(608-668)
Cz. IV


 Kurajszyci z Mekki wystąpili przeciwko Mahometowi nie dlatego że nauczał on wiary w jednego Boga, ani nawet nie dlatego że kazał im oddawać mu cześć w sposób którego oni wcześniej nie praktykowali (czyli na kolanach i z twarzą ku ziemi). Tak naprawdę nie miało to dla nich większego znaczenia i nauki Mahometa byłyby przez nich zaakceptowane (co najwyżej uznaliby go za jakiegoś ekscentryka), gdyż wiara w jednego Boga (pomimo panującego w ówczesnej Arabii politeizmu) była dość popularna. Od wieków bowiem na tę ziemię przenikała religia Mojżeszowa, a po 324 r. również zaczęło tam docierać chrześcijaństwo, zatem arabscy wyznawcy wielu bogów byli dobrze obeznani z wiarą w jednego Boga Stwórcę. Problemem więc nie był monoteizm, ani nawet kary jakie miały spaść na człowieka po śmierci, jeśli wiódł on życie niezgodne z wolą Allaha (Arabowie bowiem wcześniej nie wierzyli w życie pozagrobowe, a swoich bogów traktowali w sposób protekcjonalny, gdy potrzebowali coś załatwić po prostu składali im ofiary wypowiadając ich imiona aby ich przywołać i usidlić - jak sądzili - po czym oczekiwali spełnienia ich prośby. Jeśli zaś bogowie postępowali inaczej, oni ich porzucali lub wyrzekali się ich i przenosili się na innych bogów, w zależności od potrzeb i danych okoliczności). Problemem który przelał czarę goryczy Kurajszytów wobec nowej religii (i jej proroka) było permanentne obrażanie (lub raczej krytykowanie) przez Mahometa przodków ówczesnych mieszkańców Mekki, którzy mieli nie poznać mądrości i woli Allaha i tym samym zapewne zostali skazani na męki piekielne (chociaż Mahomet twierdził również że on nie głosi nowej religii, tylko jest posłańcem jednego Boga który był tutaj od zawsze, a jego celem jest ponowne nawrócenie ludzi na drogę zbawienia i sprawiedliwości). Wydaje mi się że w tej kwestii Mahomet postępował nielogicznie i niekonsekwentnie, zupełnie tak, jak wysyłani do plemienia Sasów chrześcijańscy misjonarze w latach 70-tych i 80-tych VIII wieku (czyli w czasach panowania Karola Wielkiego), którzy konsekwentnie twierdzili że przodkowie Sasów - skoro nie poznali objawienia Chrystusa - zostali skazani na męki piekielne i dopiero oni będą pierwszymi którzy dostąpią zbawienia (pisałem już kiedyś, że podczas publicznego i przymusowego chrztu saskiej elity w Paderborn w 777 r. - zapewne w miejscu gdzie w 772 r. Karol Wielki kazał wyciąć święte drzewo Sasów Irminsul - jeden z przedstawicieli saskiej elity, zapytawszy się kapłana czy po śmierci spotka swoich przodków i uzyskawszy odpowiedź że jego przodkowie są już w piekle, a on pierwszy dostąpi Nieba - odrzekł "To ja wolę do przodków" 🤭).

Tak więc postępowanie Mahometa było bardzo nierozważne (żeby nie powiedzieć głupie) i jednocześnie niebezpieczne, gdyż zmusiło go do ukrywania się wśród członków jego klanu zarówno w samej Mekce, jak i poza miastem. W tym czasie po dziesięciu latach głoszenia nowej religii, wyznawców Allaha wciąż nie było wielu (zaledwie ok. 100 osób w Mekce zebranych wokół Mahometa). Nic też dziwnego, że przeciwnicy islamu byli w ogromnej większości, a ponieważ Mahomet nie przestawał głosić swoich tez odnośnie przodków Kurajszytów (przy okazji oczerniał również i swych własnych przodków) i nawoływał do pokory, bojaźni bożej, a także do jałmużny (twierdził bowiem że po śmierci pieniądze nie będą nam już potrzebne, dlatego każdy, który cokolwiek posiada powinien część swego majątku przekazać najuboższym, gdyż to jest miłe Allahowi. Kurajszyci zaś, których majątek opierał się głównie na handlu - również na handlu niewolnikami - i którzy swoich bogów traktowali w sposób obcesowy i praktyczny, na zasadzie "Jak Ty mi coś dasz, to i ja Ci coś dam", nawoływania do rozdawania majątku - tym bardziej biedakom - uważali za szaleństwo. Przeto w Mekce zaczęły co rusz pojawiać się głosy oburzonych przedstawicieli majętnego kupiectwa, które brzmiały: "Obywatele! nie słuchajcie kusiciela, nie zważajcie na jego bezbożne nowinki. Trwajcie niewzruszenie w kulcie Hubala, Al Lata i Al Uzzach!", A na Mahometa zaczęto organizować polowania, niczym na zwierzynę łowną, zatem musiał on ukrywać się zarówno w Mekce, jak i potem na prowincji. Szczególnie wrogo ustosunkowany był do Mahometa bogaty kupiec Abu al-Hakam, który w sanktuarium Al-Kaaba (znajdującym się w centrum Mekki) nakazał ogłosić, że każdy, ktokolwiek pomoże Mahometowi w ucieczce lub udzieli mu schronienia, zostanie podobnie jak on wyjęty spod prawa i skazany na śmierć. Sanktuarium Al-Kaaba, gdzie znajdował się święty Czarny Kamień (czczony przez Arabów od niepamiętnych czasów), który ponoć spadł z nieba, poświęcony był w tamtym czasie bogu Hubalowi i 360 innym bożkom arabskim. Mahomet jednak i tutaj nauczał nowej religii, tylko aby odróżnić się od wyznawców bożków, kazał muzułmanom modlić się, zwracając się twarzą ku Jerozolimie, dając tym samym jasny dowód, że bliżej mu do religii "Ludów Księgi", czyli judaizmu i chrześcijaństwa, niż do pogańskich praktyk jego ziomków. Al-Hakam uznał to za niedopuszczalne, tym bardziej że podejrzewał Mahometa iż pragnie on przejąć władzę polityczną w mieście.




Al-Hakama wsparł inne kupiec Suhajla Ibn Amra, a do nich to dołączyły największe kupieckie rody Mekki. Wszyscy postanowili zgodnie, że ani wypędzenie ani uwięzienie Mahometa niczego nie rozwiąże i należy go uśmiercić (ponoć mieli przysiąc, że wspólnie wbiją sztylety w ciało Mahometa aby przypieczętować ten układ). Przekonali do tego planu również dawnego przyjaciela Mahometa - Abu Sufiana i rozpoczęli poszukiwanie zarówno jego, jak i jego zwolenników. Wśród Arabów prawo było mniej ważne, liczyła się przede wszystkim wierność w obrębie tradycji danego rodu oraz plemienia, dlatego też Arabowie tak często i tak łatwo chwytali za miecze lub sztylety (ponoć przed pojawieniem się Mahometa naliczono jakieś 1700 bitew toczonych pomiędzy arabskimi klanami). Ponieważ natura arabska była tak gorąca (silne było również prawo zemsty rodowej) wprowadzono coroczny rozejm pomiędzy klanami (który trwał dwa a czasem cztery miesiące w roku). Było jednak coś, co różniło Arabów od ludów zamieszkujących sąsiednie Imperia: Rzymskie i Perskie, tym czymś było (prócz zasady gościnności, polegającej na tym że Arab mógł cię nienawidzić i mógł z tobą walczyć, ale jeśli wszedłeś do jego domu zrobiłby wszystko, abyś czuł się tu dobrze i nie mógłby ci spaść włos z głowy... póki byłbyś w jego domu. Wystarczyło jednak że wyszedłbyś za próg i wbiłby ci sztylet w plecy) ogromne umiłowanie poezji. W różnych arabskich plemionach organizowano coroczne jarmarki, na których deklamowano wiersze i przede wszystkim zwracano uwagę na piękno wypowiadanych słów. Wielkim miłośnikiem poezji (słowa mówionego, bo Arabowie raczej nie spisywali deklamowanych wierszy) był niejaki Umar Ibn al-Chattab. Był on emirem (czyli przywódcą wojskowym w Mekce) i należał do zwolenników Al-Hakama i przeciwników Mahometa, jednak gdy usłyszał wypowiadane przez proroka Allacha słowa które tak bardzo mu się spodobały (nie jako przesłanie religijne, a jako deklamacja poetycka), że sam stał się muzułmaninem (choć - jak twierdził - początkowo nie wierzył w Allaha).

Al-Hakam objął karą cały ród Haszymitów (z którego wywodził się Mahomet), zabronił bowiem wszystkim mieszkańcom Mekki jakichkolwiek z nimi kontaktów, w tym nawet sprzedaży im żywności (ok. 619 r.). Mahomet znalazł się więc w bardzo trudnym położeniu i był praktycznie na granicy życia i śmierci (podobnie jak jego ród), wtedy jednak przyszło dlań wybawienie. Gdy prorok Allaha ukrywał się na prowincji z dala od zabudowań miasta Mekki, odnalazła go delegacja przywódców przybyłych z Jatribu (czyli Medyny), miasta położonego jakieś 250 km. na północ od Mekki. Jatrib znacznie różnił się od miasta w którym narodził się Mahomet, a przede wszystkim tym, że o ile Mekka była miastem stricte kupieckim (port Gedda był oddalony od miasta o kilka kilometrów, ale zapewniał stałe połączenie z chrześcijańską wówczas Abisynią jak i z Egiptem i dalej ze światem  Greków i Rzymian, pomnażając fortuny największych kupieckich klanów Mekki). Mekka znana też była od czasów Strabona (I wiek naszej ery), a być może nawet Herodota (V wiek p.n.e.) - którzy to opisywali ziemie i miasta Arabii (Nabatei), Grecy zwali to miasto Macorabia i w czasach świetności Imperium Rzymskiego już było dosyć sławne (choć przyćmione chociażby taką Petrą, miastem wykutym w skale i leżącym daleko na północny-wschód od Mekki - którego najsławniejszą władczynią była niejaka Zenobia). Natomiast Jatrib to była osada rolnicza, w dużej mierze zasiedlona przez Żydów, co spowodowało że ludność miasta przyjęła judaizm jako swoją religię. Nie było tam jednak spokoju i często wybuchały niesnaski pomiędzy beduinami - którzy osiedlili się w Jatribie, a Żydami i arabskimi mieszkańcami przyzwyczajonymi do życia miejskiego (żyły tam dwa główne, aczkolwiek skłócone ze sobą arabskie plemiona Charegitów i Awsytów). Delegacja Jatribu więc - która odnalazła ukrywającego się Mahometa (620 r.) -  zaproponowała mu udanie się z nimi do ich miasta, a w zamian oni (aby przywrócić u siebie zgodę i porządek) przyjęli by islam i świętą księgę zwaną już wówczas Kuranem (Koranem).




Mahomet wyraził zgodę na taki plan, ale on sam nie od razu przyniósł się do Jatribu, (chociaż wysyłał tam swoich współwyznawców w kilku falach). Był bowiem pod opieką jakiegoś lokalnego beduińskiego szejka i nie chciał obrażać go swym nagłym odejściem. W każdym razie muzułmanie będący przy Mahomecie zaczęli przybywać i osiedlać się w Jatribie, tam przekazując również nauki swego proroka. Okazało się jednak że tropiciele Al-Hakama odnaleźli Mahometa i zorganizowali zamach na jego życie, z którego tylko dzięki dużemu szczęściu zdołał ujść cało (w zamachu zaś zginął jego protektor). To ostatecznie przekonało proroka nowej religii do opuszczenia Mekki i osiedlenia się w Jatribie. Wraz z Abu Bakrem uciekli do nowego miejsca, a akt ten w tradycji muzułmańskiej zwany hidżrą, zapoczątkował nową erę dla wielu milionów ludzi na świecie wyznających wiarę w Allacha, bowiem od tego momentu Arabowie (i ich następcy wyznający islam) liczą swoją erę (co prawda kalendarz muzułmański jest kalendarzem księżycowym, a nie słonecznym jak kalendarz juliański - opracowany jeszcze przez Juliusza Cezara i wprowadzony w Rzymie w roku 45 p.n.e.- czy gregoriański, którym się obecnie posługujemy, a wprowadzony przez papieża Grzegorza XIII w 1582 r. - to zaś oznacza że kalendarz muzułmański różni się od naszego o kilka dni w roku). Gdy więc na wielbłądach Mahomet wraz z Abu Bakrem przemierzali pustynię zdążając do Jatribu (622 r.) i zapoczątkowując nową erę w dziejach ludzkości (przynajmniej pewnej jej części), Kurajszyci z Mekki dowiedzieli się o tej ucieczce i uznali Mahometa nie tylko za odstępcę od wiary przodków, ale również za zdrajcę własnej społeczności plemiennej. Hidżra była bowiem czymś niezwykłym, była zerwaniem więzów z własnym plemieniem i z własnym klanem - co dla Arabów było najwyższą świętością, większą niż ich bogowie. Umma - czyli społeczność arabska żyjąca w danej miejscowości czy na danej ziemi, pełniła rolę zarówno ochrony jak i dawcy wszelkich dóbr, a umma zawsze była wsparta bliskością krwi. Natomiast udając się do nowego miejsca, Mahomet zerwał też łączące go z dawnym klanem więzy pokrewieństwa, dlatego też nowa umma stworzona w Jatribie (czyli Medynie, jak to miasto zaczęto wkrótce potem nazywać) oparta była nie na zasadzie więzów krwi, a ideologii religijnej głoszonej przez Mahometa - jedynego i ostatniego proroka Allaha.

Ponoć w Jatribie nikogo nie zmuszano siłą do przyjęcia islamu, ale jednocześnie stworzono tam społeczność opartą właśnie na tej religii i podlegali jej wszyscy mieszkańcy Medyny bez względu na pochodzenie, czy wyznawaną wcześniej religię (czyli zarówno Arabowie, Żydzi jak i niektórzy - nieliczni - chrześcijanie). Umma islamska gwarantowała bezpieczeństwo i pokój jego mieszkańcom, gdyż jak głosił Mahomet - dobry muzułmanin nie zabija, nie prześladuje, ani nie oszukuje drugiego muzułmanina. Aby podkreślić ową wyjątkowość Jatribu, miasto zaczęto wkrótce nazywać Al-Madina (czyli po prostu "Miasto"), choć nie wiadomo kto był autorem owej nazwy. Mahomet wkrótce po osiedleniu się tam, wzniósł pierwszy meczet (masdżid) czyli miejsce do bicia pokłonów przed Bogiem. Był to prosty budynek wsparty na pniach, kiblę (wyznaczająca kierunek modlitwy) stanowił kamień, a Mahomet głosił swoje kazania z pnia palmy. Całe życie społeczności Medyny kręciło się od tej pory wokół owego meczetu. Był tam sporej wielkości plac, na którym rozważano wszelkie problemy natury religijnej, politycznej czy społeczno-moralnej, wszystko kręciło się wokół islamu i nie było tak jak w chrześcijaństwie, strefy przeznaczonej dla Boga (strefy sacrum) i strefy świeckiej (profanum), muzułmanie nie znali takiego podziału i wszystko w ich życiu opierało się na ich religii. W Medynie Mahomet wziął sobie również dwie żony, Aiszę - córkę Abu Bakra i Hafsę - córkę wspomnianego wyżej Umara Ibn al-Chattaba. Zaś dwie spośród czterech swoich córek z Chadidży wydał Mahomet za Osmana z rodu Umajjadów i Alego Ibn Abi Taliba swego krewnego. Mahomet wziął sobie jeszcze dwie kolejne żony z córek przywódców plemion Charegitów i Awsytów, ale nie urodziły mu one dzieci. Miał też kilka nałożnic (w tym chrześcijankę o imieniu Miriam, z którą miał syna Ibrahima - zmarłego w dzieciństwie). Ponoć Mahomet bardzo lubił spędzać czas w towarzystwie kobiet, co dziwiło otaczających go mężczyzn, dla których kobiety raczej nie były kompanem do rozmów. Według tego co można znaleźć w Koranie pomagać miał w pracach domowych i sam naprawiał własne ubrania, chodź bez wątpienia cztery żony przysparzały mu czasem więcej problemów niż radości, szczególnie gdy wzajemnie się ze sobą spierały np. o podział łupów. Ponoć Mahomet miał im wówczas grozić że z wszystkimi się rozwiedzie, jeśli nie będą przestrzegać zasad islamu.




Od początku głoszenia swojej wiary dążył Mahomet do pojednania z "Ludami księgi", szczególnie zaś z Żydami. Swoim współwyznawcom jeszcze w Mekce polecił zwracać się podczas modlitwy w stronę Jerozolimy, zaś najważniejszą muzułmańską modlitwę wyznaczył na piątek po południu, tuż przed dniem szabasu rozpoczynającym się w sobotę. Zaczął też studiować - dzięki kilku przyjaźnie doń nastawionych Żydów Torę i tam dowiedział się że Abraham czyli praojciec Izraelitów - miał dwóch synów Izaaka i izmaela (Ismaila). Ten drugi został zrodzony z niewolnicy Hagar i wygnany przez Abrahama wraz z matką, ale Bóg i jemu obiecał że będzie ojcem wielkiego narodu. Mahomet zaczął Ismaila utożsamiać z praojcem narodu arabskiego i zaczął twierdzić że wraz z matką osiedlili się oni w Mekce, gdzie odwiedził ich Abraham i razem z Ismailem odbudowali oni Al-Kaabę (którą wznieść miał Adam). Twierdził więc, że narody arabski i żydowski wywodzą się od jednego praojca Abrahama i powinny żyć ze sobą w zgodzie, przyjaźni i jedności. Problem tylko polegał na tym, że Żydzi nie akceptowali Mahometa jako swojego proroka, gdyż twierdzili że epoka proroków już dawno minęła i Mahomet nie jest kolejnym prorokiem ich ludu. Czasem też robili sobie z niego żarty, gdy zaczął interpretować wiadomości zawarte w Torze w taki sposób, w jaki pragnął to uczynić, aby medyńska umma przetrwała. Niechęć Żydów do jego osoby była coraz powszechniejsza, szczególnie wśród plemienia Nahirydów zamieszkującego Medynę. To wszystko powodowało że jego początkowy entuzjazm w kierunku wyznawców religii Mojżeszowej szybko opadł, chociaż okazało się że Żydzi to wcale nie jest najważniejszy problem muzułmańskiej ummy w Medynie. 

Oto bowiem Abu Sufian - z którym niegdyś Mahomet przyjaźnił się jeszcze w Mekce - był bogatym kupcem którego karawana zmierzająca do Syrii liczyła 1000 wielbłądów. Tę karawanę zamierzał napaść Mahomet i była to jego pierwsza zbrojna akcja od chwili rozpoczęcia swojej działalności jako prorok. Przed swym domem w Medynie - mieszczącym się nieopodal meczetu, wywiesił biały sztandar Allaha i zebrał 313 muzułmanów (spośród których 77 było uciekinierami z Mekki), do wspólnej akcji przeciwko karawanie Abu Sufiana (miało to miejsce już w roku 623). Wyprawa nie była ani łatwa, ani prosta ponieważ karawanę ochraniało 100 konnych i 850 pieszych wojowników Kurajszytów. Mimo to Mahomet zorganizował zasadzkę, kazał wykopać niewielki okop gdzie schronili się atakujący, po czym modlił się do Allaha o wsparcie, prosząc również o pomoc zastępy anielskie. Gdy zaś na horyzoncie ukazała się karawana, Mahomet wsiadł na konia, cisnął grudką piasku trzymaną w dłoni i rzekł wskazując na przeciwników: "Niech ich twarze pokryją się zamętem", po czym ruszył do walki wraz ze swymi zwolennikami. Wrzask czyniony przez atakujących speszył obrońców i choć przystąpili oni do walki, karawana się rozpadła, a wielbłądy popędziły w swoją stronę. Zwycięstwo odniósł Mahomet, polec miało 70 Kurajszytów a drugie tyle wzięto w niewolę. Ciała poległych muzułmanie zbezcześcili, a dwóch najbardziej krnąbrnych jeńców skazali na śmierć, za resztę zaś wyznaczyli okup 2000 dram srebra. Abi Sufian dotknięty do żywego owa klęską i utratą tak licznej karawany z której czerpał zyski, wydał Mahometowi wojnę na śmierć i życie, gromadząc przeciwko niemu armię 3000 wojowników (w tym 200-konnych) i wraz z nimi ruszył przeciwko Medynie pod znakiem boga Hubala (a wraz z nim jego żona Henda i 15 innych dostojnych matron kupców kurajszyckich z Mekki, zagrzewających swych wojowników do walki). Mahomet musiał podjąć walkę, gdyż dalsza przyszłość muzułmańskiej ummy w Medynie stanęła teraz pod znakiem zapytania.




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz