HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY
DO ABDUL HAMIDA II
SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO
Cz. XXXVII
ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI
ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. XXI
"WIATR, KTÓRY PCHA DO WOJNY Z PERSJĄ - WIEJE Z HAREMU!"
Cz. I
Gdy flota Hizir Hayreddina Barbarossy odpłynęła z Tulonu (początek kwietnia 1544 r.) temu osmańskiemu admirałowi również towarzyszył w podróży francuski kapitan o nazwisku Polin, baron de la Garde, który poprosił Barbarossę aby mógł nieco szybciej popłynąć do Konstantynopola (Hizir bowiem w tym czasie zajął się jeszcze plądrowaniem włoskich wysepek: Procidy, Ischii, Pozzuoli, Policastro i Lipari). Chciał bowiem osobiście przedstawić Wielkiemu Turkowi wersję wydarzeń króla Franciszka, tak, aby ten nie miał doń pretensji o niewykorzystane zwycięstwa i podjęcie pertraktacji rozejmowych z cesarzem Karolem V. I tak też się stało, kapitan Polin przybył pierwszy do Konstantynopola, a następnie uzyskał audiencję w sali obrad Dywanu u Sulejmana Wspaniałego. Towarzyszył mu wówczas niejaki Jérôme Maurand - ksiądz z Antibes, który pozostawił ciekawą notatkę z tego spotkania. A oto i ona:
"Podczas gdy mój bardzo dostojny pan szedł do drugiej bramy Pałacu, z jednej i z drugiej strony stały konie spahisów, część z jeźdźcami i bardzo bogato przystrojone. Nie dostrzegliśmy konia, który nie miałby złotych lub srebrnych wodzy i podobnych strzemion; większość miała z przodu głowy płytkę ze złota lub srebra w kształcie róży, w której osadzony był rubin, hiacynt lub turkus; i miały uzdy na modłę turecką, wyszywane złotem i karmazynowym jedwabiem, wzbogacone turkusami. (...) Miały małe siodła na modłę turecką, wszystkie złocone; na zadzie trzy palmy złotego brokatu lub haftowanego złotem aksamitu z rzędami guzików zwisającymi po obu stronach i zrobionymi ze złotej nici i karmazynowego jedwabiu. Wszystkie wierzchowce były pięknymi końmi tureckimi lub berberyjskimi, o maści skarogniadej lub karej, gniadej, siwej, jabłkowitej lub białej, a ich cena wynosiła co najmniej 200 dukatów. Doniesiono mi, że Wielki Pan trzyma zwykle w Pałacu 6 000 spahisów konnych. Kiedy mój bardzo dostojny pan przeszedł ze świtą pośrodku tych koni, na które miło było popatrzeć, dotarliśmy do wielkiej drugiej bramy rzeczonego Pałacu, przy której straż trzymają janczarzy. Janczarów jej strzegących jest 12 000 (...) noszą bukiet piór na głowie. (...) Jak tylko mój bardzo dostojny pan przeszedł przez tę drugą bramę, janczarzy, którzy byli ustawieni w pięknym szyku dokoła tego wirydarza, wszyscy wstali, skłonili się, widząc, jak przechodzi mój bardzo dostojny pan, i oddali mu wielkie honory. Pośrodku tego wirydarza, który jest cały zadaszony podobnie jak wirydarze klasztorne, znajduje się wielki plac, a na nim widać różne drzewa, zwłaszcza cyprysy, i różne zwierzęta, jak jelenie, sarny, strusie, kozy indyjskie i inne zwierzęta, które spacerują między drzewami. (...) Powrócę do mojego bardzo dostojnego pana, który dotarł do miejsca, gdzie paszowie zwykle udzielają audiencji, i został tu bardzo uprzejmie powitany przez czterech paszów, duży przedstawili go Wielkiemu Panu. (...)"
"W tej trzeciej sali Wielki Pan siedział na brokatowych poduchach odziany w białą satynę, z niedużym turbanem; na czubku turbanu widać było trochę karmazynowego aksamitu, który wystawał na trzy palce i tworzył kilka fałd; z przodu turbana znajdowała się jakby złota róża, a pośrodku tej róży bardzo błyszczący okrągły rubin, duży jak połowa orzecha laskowego; przy prawym uchu zwisała perła w kształcie gruszki wielkości orzecha laskowego i bardzo ładnie zrobiona; pod brodą, przy rozcięciu kaftana, który był z białej mory, zamiast guzików było dziesięć czy dwanaście pięknych pereł, wielkości dużej cieciorki. Po tym, jak Ambasador ucałował dłoń Wielkiego Pana, panowie paszowie zaprowadzili go do sali audiencyjnej całej wyłożonej dywanami, z małymi siedziskami wysokimi na półtorej palmy, okrytymi dywanami. Tam mój bardzo dostojny pan Ambasador zjadł posiłek z czterema panami paszami, Jego Eminencją przeorem Kapui i innymi, którzy ucałowali dłoń Wielkiego Pana; wszyscy zostali obsłużeni na modłę turecką. Inni szlachcice, którzy nie weszli, by ucałować dłoń Wielkiego Pana, zostali posadzeni do obiadu w jednej z części wirydarza Porty przy Pałacu Wielkiego Pana, gdzie przebywają janczarzy z gwardii rzeczonego Pałacu". Aby nieco skrócić tę przydługą relację, warto podkreślić iż goście sułtana otrzymali wykwintne jedzenie: baranina, jagnięcina, drób, do tego zupy ze zbóż i ziół. Na deser do wyboru bakława lub muhallebi (budyń mleczny), a do tego jako "na przegryzkę" lokum (słodka galaretka o różanym smaku). Służba pojawiała się i znikała niezwykle szybko, obecny na owym przyjęciu baron Wenceslas Wratislaw stwierdził że służących było 200. Ubrani byli w czerwone suknie i czapki na głowie z wyszywaną złotą nicią. Pojawiali się błyskawicznie, zabierali puste naczynia i podawali kolejne, z jadłem. Kłaniali się, a gdy trzeba było poczekać zamierali w ruchu niczym posągi.
Misja kapitana Polina w Konstantynopolu zakończyła się połowicznym sukcesem, gdyż jeszcze wtedy sułtan nie wiedział o zawartym 14 września 1544 r. w Crépy pokoju króla Francji Franciszka I i cesarza Karola V. Franciszek wysłał więc do sułtana kolejnego swego przedstawiciela - Jeana de Monluca, ale ten nie miał łatwego zadania. W Konstantynopolu był traktowany bardzo źle, wielokrotnie sułtan wybuchał przy nim złością, deklarując że król Francji go zdradził, zawierając pokój z Karolem V. Twierdził też, że jeżeli byli sojusznikami i jeżeli on, Sulejman ofiarował Franciszkowi swoją flotę, to dlaczego tamten z niej nie skorzystał i dlaczego nie poinformował go o planach zawarcia pokoju z Hiszpanią. Monluc dwoił się i troił aby tylko wybrnąć jakoś z tej sytuacji, ale jako wytrawny dyplomata, wygłaszał długie, płomienne mowy, deklarując w nich że jego król przystał na powszechny pokój, po to, aby Sulejman mógł rozkoszować się "zwycięstwami, które Bóg mu zesłał". Twierdził że z tego pokoju korzyści będzie czerpał przede wszystkim Sulejman, a nie Karol V, który stracił autorytet w oczach niemieckich chrześcijan i został upokorzony, samemu prosząc o pokój. Czy Sulejman uwierzył w te piękne słówka? Trudno powiedzieć, warto jednak nadmienić że zawarty pokój realnie był mu na rękę. W tym mniej więcej czasie do Konstantynopola przybył również wysłannik arcyksięcia Ferdynanda (brata Karola V - władającego ziemiami Austrii, Styrii, Karyntii, Tyrolu, Chorwacji, Czech, zachodniej części Węgier, Śląska i krajami niemieckimi jako król Rzymian) Girolamo Adorno. Niestety poseł ów, gdy tylko przybył do Konstantynopola mocno się rozchorował, a wkrótce potem zmarł, tak więc nie zdążył nawet rozpocząć negocjacji pokojowych z sułtanem. Zakończenie stanu wojny w Europie i uznanie dotychczasowych nabytków osmańskich (w tym zdobycia przez Sulejmana Budy - 2 września 1541 r.) było teraz celem sułtańskiej dyplomacji, tym bardziej że Sulejman coraz częściej rozglądał się na Wschód.
Od zakończenia ostatniej kampanii przeciw Persji Safawidów, minęło już prawie dziesięć lat, a państwo założone przez szacha Ismaila I pogrążało się coraz bardziej w wewnętrznej anarchii i wielu lokalnych buntach. Safawidzi nie byli Persami. Był to ród turecki, pochodzący z Azerbejdżanu i mówiący tamtejszą odmianą języka tureckiego. Jednak byli zdeklarowanymi, fanatycznymi szyitami i to ich różniło od Osmanów, dla których stali się śmiertelnymi wrogami (i vice versa). W roku 1544 panujący od 20 lat szach Tahmasp I (syn Ismaila) miał już 30 lat, był więc mężczyzną w sile wieku, ale władza coraz częściej wymykała mu się z rąk. Pierwsza dekada jego rządów upłynęła pod całkowitą dominacją mistrzów zakonu Kyzyłbaszy (fanatycznego szyickiego ugrupowania wojowników, które początkowo powołane zostało aby szerzyć wiarę mahometańską {oczywiście w wersji szyickiej}, oraz bronić chłopów i wszelkich ubogich przed nadużyciami feudałów. Potem jednak, gdy już mistrzowie zakonu obrośli w piórka {i w tłuszcz}, to ten postulat przestał być istotny dla zakonu). Fanatyzm Kyzyłbaszy (na których czele stał Ismail od początku swych rządów, czyli od roku 1501), został stępiony dopiero w bitwie w dolinie Czałdyranu w roku 1514 z rąk sułtana Selima I (ojca Sulejmana). Należało więc odtąd opracować nową formę władzy, która nie skupiałaby się tylko i wyłącznie na kwestiach zakonu i jego religijnej misji. Szach Ismail starał się wyrwać spod wszechwładzy kyzyłbaskich wodzów, ale nie udało mu się to do końca. Jego syn Tahmasp również pierwszą dekadę swego panowania spędził jako marionetka
kyzyłbaskich pir'ów (czyli mistrzów) i dopiero w roku 1533 zbuntował się, skazał na śmierć pir'a Hosejn-chana z plemienia Szamlu (który przewodził wówczas Kyzyłbaszom) dzięki temu wyzwolił się spod ich władzy. Hosejn-chan (a w 1530 r. Czucha-soltan z plemienia Tekkelu) został oskarżony o zdradę i spiskowanie z Osmanami, a także o chęć wyniesienia do władzy jednego z braci Tahmaspa - Sama-mirzy, choć jego jedyną winą była... pycha. Po prostu poczuł się zbyt pewny, zbyt wielki i zbyt ważny, a to go zgubiło. Sądząc że kontroluje szacha całkowicie, zabił jednego z jego ministrów, a to spowodowało, że sam stracił głowę. Mimo jednak rozprawienia się z zakonem Kyzyłbaszy, w państwie Tahmaspa nie było spokoju.
System władzy w Iranie Safawidów (za Ismaila i Tahmaspa) wyglądał następująco: na czele państwa (pierwotnie zakonu utożsamianego z terenem, ziemią na której żyli) stał szach. Niżej od niego był mistrz zakonu Kyzyłbaszy, następnie mianowani przez szacha feudałowie ziemscy, niżej członkowie zakonu, następnie przedstawiciele administracji i wyżsi dostojnicy szyickiego kleru (po roku 1533 mistrzowie Kyzyłbaszy spadli na niższe miejsca w tej piramidzie władzy, równe urzędnikom administracji szacha) Ale ta władza nie była jednostajna, można wręcz powiedzieć że były dwie władze. Drugą stanowili wodzowie nomadów, którzy uznawali władzę szacha jedynie nominalnie, natomiast na swoim terenie to oni stanowili prawa, oni nakładali podatki i oni je egzekwowali. Podatki zaś płacili przede wszystkim najubożsi, a było ich mnóstwo, gdyż państwo nieustannie potrzebowało pieniędzy. Problem polegał tylko na tym, że pieniądze te były marnotrawione, lub... "zamrażone" w skarbcu, co powodowało że nie można ich było użyć, a potrzeby były ogromne. Dochodziło nawet do tego, że wojsko szacha nie otrzymywało żołdu, bo nie było pieniędzy, którymi można było je wypłacić (część pieniędzy bowiem została - jak wspomniałem - "zamrożona", czyli przeznaczona na "trudne czasy", które tak naprawdę trwały w Iranie wówczas non stop). Trwał w kraju permanentny kryzys społeczny, finansowy i polityczny. Drogi były pełne zbójców i lepiej było podróżować morzem, albo nawet jeziorem (ale i tam rozbójnicy rzucali tamy, lub stosowali inne wybiegi, by tylko zarobić na podróżnych). Niekończące się bunty różnych plemion (1526 r. bunt ludność Azerbejdżanu, 1527-28 r. wojna domowa pomiędzy frakcjami Kyzyłbaszy, wygrana przez plemię Tekkelu, 1530 pogrom plemienia Tekkelu zarządzony przez szacha Tahmaspa, 1531 r. bunt plemienia Tekkelu którzy spalili Tebryz, 1535 r. bunt w Gilanie, Interwencja osmańska w latach 1534-1536 pod wodzą najpierw wielkiego wezyra Ibrahima Paszy, a następnie samego sułtana Sulejmana, czego efektem było zdobycie Bagdadu w grudniu 1534 r., 1538 r. bunt w Astrabadzie, 1541 r. bunt w Chozestanie), a poza tym nieustanne wręcz ataki uzbeków (w latach 1524-1540 doszło aż do pięciu takich inwazji). W takich warunkach przetrwanie państwa perskiego było wręcz cudem, tym bardziej że to nie wszystkie kłopoty, jakie spadły wówczas na Persję.
Szach Tahmasp miał bowiem trzech braci. Bahram Mirza był jedynym z nich, który nie knuł przeciwko swemu bratu i nie chciał pozbawić go władzy (w zamian otrzymał dowództwo wojskowe nad armią i nawet nieźle sobie radził jako wódz). Natomiast dwaj pozostali: Sam Mirza (wcześniej gubernator Chorasanu, za próbę buntu przeciwko bratu usunięty stamtąd), oraz Elkas Mirza (gubernator Szirwanu) nieustannie knuli i zawiązywali spiski, w celu obalenia Tahmaspa z tronu Safawidów. Właśnie ten ostatni z braci Elkas Mirza stanie się głównym bohaterem tej części naszej serii, gdyż jego dążenie do obalenia Tahmaspa przywiodło go ostatecznie (dopiero w roku 1547) do Konstantynopola, gdzie będzie błagał sułtana Sulejmana o wsparcie i interwencję przeciwko bratu (a jednocześnie przeciwko własnemu krajowi). Jednak w tym rozpadającym się państwie, gdzie nie było ani bezpieczeństwa, ani też stabilizacji politycznej, zdarzało się że szach podejmował wyprawy wojenne. Głównym obszarem inwazji były państwa Kaukazu, głównie Gruzja (królestwa Imereti, Kartli i Kaketii oraz księstwo Samczke) i Czerkiesia. Pierwsza taka wyprawa została zorganizowana pod osobistym dowództwem Tahmaspa w roku 1541 (druga 1547). Były to wyprawy głównie łupieżcze, zorganizowane w celu pozyskania niewolników (szczególnie zaś niewolnic, gdyż Gruzinki i Czerkieski były poza Europejkami, szczególnie zaś Słowiankami - najbardziej cenionym towarem w haremach Konstantynopola i Tebryzu. Otoczony więc wrogami, buntami poddanych, grasującymi po drogach członkami zakonu Kyzyłbaszy (mordującymi i rabującymi dla zysku, a niekiedy nawet dla przyjemności - co pokazuje jak niebezpieczna wówczas była Persja), niepewny swego tronu (a szczególnie swych braci), jedyne co tak naprawdę potrafił skutecznie przeprowadzić wówczas Tahmasp, to nową liczbę porwanych dziewcząt do swego haremu. 🥴
Poza tym szach Tahmasp musiał uważać, że nie znajduje się jeszcze w tak złym położeniu, jak inni, a utwierdził go w tym przypadek Humajuna, obalonego władcy Wielkich Mogołów, kontrolującego wcześniej północne obszary Indii (Hindustan). On to właśnie w początkach roku 1544 wraz ze swą małżonką Baga Begum i czterdziestoma ludźmi (po drodze musieli żywić się gotowanym mięsem zabitych koni) przedostał się do Persji, prosząc Tahmaspa o schronienie, a także wsparcie militarne w celu odzyskania władzy. Humajun był synem Babura, emira Kabulu od roku 1504, który po zwycięstwie w bitwie pod Panipatem w roku 1526, założył islamskie Cesarstwo Wielkich Mogołów w północnych Indiach. Może to nie jest ta seria i może znów zbaczam z głównej drogi tematycznej, ale wydaje mi się że warto opisać te dwie postaci Humajuna i Babura, gdyż są one mało znane (szczególnie u nas), a niezwykle ciekawe były to osoby (chociaż można oczywiście uwzględnić fakt, że jakaś część tych opowieści powstała na potrzeby późniejszej propagandy politycznej). Ale ponieważ Tahmasp przyjął Humajuna na swój dwór i udzielił mu wsparcia militarnego aby ten odzyskał władzę w Delhi (choć nie od razu i trwało to dekadę), warto zająć się początkami tej muzułmańskiej dynastii panującej w Indiach, nim przejdziemy do kolejnej inwazji sułtana Sulejmana przeciwko Persji Safawidów (nie zapominając oczywiście o wydarzeniach dziejących się w tym czasie w Hiszpanii, w Niemczech, we Francji, w Anglii i oczywiście w "najpotężniejszym państwie na świecie" czyli w polsko-litewskiej Rzeczpospolitej 😉👍).
"MIAŁEM SZCZĘŚCIE URODZIĆ SIĘ SZLACHCICEM W POLSCE - NAJPOTĘŻNIEJSZYM PAŃSTWIE NA ŚWIECIE"
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz