Łączna liczba wyświetleń

środa, 11 listopada 2015

11 LISTOPADA - ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI - CZYLI DZIEŃ W KTÓRYM "WYBUCHŁA" POLSKA!

I NI Z TEGO NI Z OWEGO MAMY 

POLSKĘ NA PIERWSZEGO


"NIEPODLEGŁA - NIEPOKORNA
ZAWSZE BYŁA, BĘDZIE, JEST
 USKRZYDLONA BIELĄ ORŁA
BIJE RYTMEM NASZYCH SERC

NIEPODLEGŁA - NIEPOKORNA
JUŻ NIE ZNIKNIE NIGDY Z MAP
BO JEST NASZA, BO JEST WOLNA
BO NA IMIĘ - POLSKA MA!"




Te  oto radosne słowa popularnej w końcu 1918 r. przypowiastki, wyrażały radość a jednocześnie zdziwienie że nagle naprawdę "wybuchła Polska". Jednak radość była autentyczna, ta sama radość i to samo podniecenie z jaką 6 sierpnia 1914 r. grupka "zapaleńców" ruszała z krakowskich Oleandrów do Królestwa, by bić się o Polskę. Wówczas doznali oni zawodu i odrzucenia od przeważającej rzeszy społeczeństwa "Kongresówki", lecz teraz, teraz w tych dniach listopadowych 1918 r. tę samą radość i euforię doświadczali prawie wszyscy Polacy. Cóż, radowano się wówczas z błahostek, z białego orzełka na czapkach żandarmów warszawskich, czy z faktu że wreszcie nie czuć jest jakiegoś srogiego, obcego bata nad głową, że swobodnie można mówić po polsku, to była autentyczna radość i to nie tylko "mieszczuchów" warszawskich, lecz także mieszkańców innych miast i miasteczek, oraz ludności wiejskiej, która ściągała całymi rodzinami do miast po to tylko by zobaczyć owe orzełki na czapkach.

Lecz jeszcze wówczas nie można było mówić o wolności i niepodległości, bowiem nic jeszcze nie było pewne. Ów wierszyk przytoczony na początku, został tak sformułowany jakby Polska nagle i bez przeszkód tę wolność po prostu otrzymała. Rzeczywistość była zgoła odmienna, Polska bowiem rodziła się w prawdziwych bólach, czy wręcz "mękach porodowych". To że udało się wówczas wywalczyć niepodległość to był prawdziwy cud, lecz jeszcze większym cudem było to że potrafiliśmy tę niepodległość utrzymać, że potrafiliśmy sprawić iż dwadzieścia lat później - w 1938 r. Rzeczpospolita była jednym z większych europejskich państw z aspiracjami nie tylko hegemonii lokalnej, ale wręcz kontynentalnej (kolonie w Afryce i Ameryce Południowej). Jednak w owym przełomie 1918-1919 roku, istnienie Polski w opinii niezależnych obserwatorów europejskiej sceny politycznej - było po prostu chwilowym kaprysem, wypadkiem losowym, który szybko zostanie "naprawiony". Po prostu logicznie myśląc i analizując, nie mogliśmy przetrwać, to było realnie niemożliwe. Dlaczego?


"JA STAJĘ GDY JEST BURZA, BO ZNAM SIĘ NA TYM"

MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI


6 listopada 1918 r. komunistyczny działacz Tomasz Dąbal - sekretarz tarnobrzeskiego komitetu rewolucyjnego i ksiądz Eugeniusz Okoń z Chłopskiego Stronnictwa Radykalnego powołali do życia w Tarnobrzegu - "Republikę Tarnobrzeską". Ich głównym celem programowym było odebranie obszarnikom ziemi bez odszkodowania i jej podział między bezrolnych chłopów (w początkach 1919 r. owa "republika" została przyłączona do Rzeczpospolitej). Buntowała się cała Lubelszczyzna, zainfekowana "czerwonką" (i oczywiście nie mam tu na myśli choroby ciała a ... umysłu), zwana w dokumentach Komunistycznej Partii Robotniczej Polski - "żelazną ostoją ruchu rewolucyjnego". Podobnie komunistyczne nastroje brały górę na Kielecczyźnie, a szczególnie w powiatach radomskim, iłżeckim, pińczowskim, kozienieckim i ostrowieckim. "Gotowało się" w Zagłębiu Dąbrowskim, dotkniętym bezrobociem. W początkach sierpnia 1920 r. w Tarnopolu utworzono Galicyjską Socjalistyczną Republikę Sowiecką. W Gładyszewie powstała "Republika Łemkowska", z tym tylko, że Łemkowie nie podzielali poglądów "czerwonego raju", a raczej kierowali się wilsonowską zasadą samostanowienia narodów. Łemkowie bowiem po zakończeniu I wojny bardzo chcieli ponownie wejść w skład Wielkiej Rosji, co prawda wybuch rewolucji komunistycznej trochę ich do tego zniechęcił, lecz wkrótce opracowali inny plan, wejścia w skład państwowości Węgier, lub Czechosłowacji - "wszystko byle nie Polska". Łemkowie wkrótce powołali swój własny rząd z premierem Kaczmarczykiem i zażądali by Łemkowszczyznę opuścili wszyscy Polacy. Wojsko Polskie obaliło ów rząd jeszcze w 1919 r. (II Rzeczpospolita dała Łemkom dużą swobodę kulturalną, co spowodowało iż po dwudziestu latach ich stosunek do Polski zmienił się diametralnie - wielu Łemków ginęło za Polskę w obozach koncentracyjnych i sowieckich łagrach, oraz w Katyniu).

We wsi Florynka w styczniu 1919 r. powstała "Ruska Republika Ludowa", która zamierzała związać swój los z państwem czeskim. Buntowali się Kurpie, lecz to była jedynie "kropla w morzu". Prawie każde większe miasto w "Kongresówce", jak również szereg mniejszych miast powiatowych ogłaszało niepodległość i samorządność. W Lublinie powstał Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, na którego czele stanął Ignacy Daszyński. W Krakowie i Lwowie powstała Komisja Likwidacyjna, w niemieckim wciąż Poznaniu powstał Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, do tego w całym kraju powstawały setki, jeśli nie tysiące różnych partii i organizacji (niekiedy kanapowych), a każda chciała narzucić swe plany i rozwiązania dla całego kraju, który wciąż jeszcze realnie nie powstał. Do tego trzeba dołożyć wrogość prawie wszystkich państw z którymi rodząca się w owych "bólach porodowych" Rzeczpospolita, miała graniczyć. Szczególnie nieprzychylne były nam Niemcy oraz Rosja, głównie ta "biała", choć "czerwona", zamierzała uśpić nas zapewnieniami i oficjalnymi frazesami, by następnie połknąć nas i strawić. Polska naprawdę nie miała prawa przetrwać, a jednak przetrwała. Zasługa w tym naszych przodków, którzy wykonali ogromną, tytaniczną wręcz pracę i którzy niejednokrotnie przypłacili ją swym życiem i zdrowiem - wszystko dlatego że wreszcie byliśmy u siebie i była ta świadomość że to my odpowiadamy za to jaką będzie (i czy w ogóle będzie), ta Polska - po prawie 123 latach niewoli, odzyskaliśmy wreszcie "nasz śmietnik" - jak ujął to Juliusz Kaden-Bandrowski, teraz trzeba go było tylko "umeblować i oczyścić" - cóż jak mówi stare przysłowie "wszędzie dobrze ale w domu najlepiej".


"DOMKU MÓJ LUBY - OPATRZNOŚCI DARZE!
DOMKU POKOJU I DAWCO WYGODY!
DOMKU, COŚ ZGODNEJ DAŁ PRZYTUŁEK PARZE,
DOMKU, CO SWEMI WYŻYWIASZ MNIE PŁODY,
DOMKU, CO ZDROWIE UMYSŁ DAJESZ STAŁY,
DOMKU, CO INNEJ NIE MASZ W SOBIE SKAZY,
TYLKO ŻEŚ DROBNY, ŻEŚ NIEOKAZAŁY,
  BĄDŹ POZDROWIONY PO KILKAKROĆ RAZY"


 JÓZEF WYBICKI


Ten konglomerat wszelakich sprzeczności wewnętrznych i wrogości zewnętrznych powodował, że odradzenie się Polski było bardzo mało realne. Nim jednak na dobre zaczęła się ona odradzać, nim zamilkły ostatnie działa Wielkiej Wojny lat 1914-1918, Polska, która realnie wciąż nie istniała już stanęła w obliczu konfliktu zbrojnego. W nocy z 31 października na 1 listopada 1918 r. Ukraińcy proklamowali we Lwowie powstanie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Nad ranem 1 listopada polscy mieszkańcy miasta ujrzeli na budynkach publicznych żółto-niebieskie sztandary. Rozpoczynała się pierwsza wojna jeszcze nienarodzonego państwa. Choć należy tu od razu stwierdzić że walki o Lwów nie były ani bohaterskie ani szlachetne (wyjątkiem było jedynie poświęcenie "Orląt lwowskich" - dzieci które biły się wyśmienicie w przeciwieństwie do dorosłych). Łącznie w walkach o miasto zginęło 114 "Orląt". Najmłodszy z dzieci walczących o miasto miał 9 lat, najmłodszym odznaczonym krzyżem Virtuti Militari, został 13-latek Antek Petrykiewicz, który od 1 listopada, przez kilka dni wraz z kolegami, utrzymywał przyczółek na Górze Stracenia we Lwowie - nim doczekał się wreszcie odsieczy. Krzyż Virtuti Militari otrzymał pośmiertnie, wkrótce bowiem po bohaterskiej obronie Góry Stracenia, poległ w bitwie pod Persenkówką.



 "MŁODY OBROŃCA" LWOWA

OBRAZ WOJCIECHA KOSSAKA z 1936 r.




"ORLĄTKO"

ARTUR FRANCISZEK OPMMAN

 "O mamo, otrzyj oczy
 Z uśmiechem do mnie mów,
 Ta krew, co z piersi broczy -
 Ta krew - to za nasz Lwów!...
 Ja biłem się tak samo
 Jak starsi - mamo, chwal!...
 Tylko mi Ciebie, mamo,
 Tylko mi Polski żal!...

 Z prawdziwym karabinem
 U pierwszych stałem czat...
 O, nie płacz nad twym synem,
 Co za Ojczyznę padł!...
 Z krwawą na kurtce plamą
 Odchodzę dumny w dal...
 Tylko mi Ciebie, mamo,
 Tylko mi Polski żal...

 Mamo, czy jesteś ze mną?
 Nie słyszę Twoich słów -
 W oczach mi trochę ciemno...
 Obroniliśmy Lwów!
 Zostaniesz biedna samą...
 Baczność! Za Lwów! Cel! Pal!
 Tylko mi Ciebie, mamo,
 Tylko mi Polski żal!...





Równie wielki wysiłek poniosły dziewczęta lwowskie. W walkach uczestniczyło ich łącznie 427, z tym bezpośrednio z bronią w ręku 17, reszta była w służbach medycznych i aprowizacji. Co ciekawie, ci którzy przed wojną gorąco głosili swe patriotyczne przekonania i zapewniali o potrzebie walki za miasto, teraz uciekali z pola walki niczym "spłoszone zające". Kadra profesorska Politechniki Lwowskiej, artyści teatralni i kabaretowi, dziennikarze lwowskich gazet, przedstawiciele i działacze różnych lwowskich partii i organizacji, wraz z wybuchem walk praktycznie wszyscy kładli się do szpitala, wymyślając sobie przeróżne dolegliwości.. Cóż należy stwierdzić że elita Lwowa zawiodła na całej linii i gdyby nie poświęcenie "Orląt", nie można by było mówić o bohaterstwie tamtych walk. Podobnie postępowali emerytowani wojskowi, jeden z poruczników artylerii zjawił się na linii walk i zapytał: "Ile macie armat?" - "Ani jednej" - "A ile karabinów maszynowych?" - "Pięć" - "Ilu was jest?" - "Dwustu" - "A to do widzenia" - rozmowa autentyczna.

Gdy kapitan Antoni Kamiński przybył na linię walk, podszedł do niego zdezorientowany cywil, któremu niedawno dano broń do ręki i zapytał: "Co mam robić jak mnie Rusini zaatakują?", "Strzelać" - padła odpowiedź kapitana Kamińskiego. Dochodziło również do rozbojów, gdy zdobyto Pocztę lwowską w ręce Polaków wpadło 6 milionów koron, a dowódca Adolf Massar, uznał te pieniądze za swój łup. Gdy zaś jeden z oficerów Tadeusz Felsztyn, nakazał odesłać pieniądze do dowództwa, Massar odpowiedział: "Moje karabiny mogą strzelać i w drugą stronę". Adolf Massar stanął przed sądem wojskowym po zakończeniu walk o miasto w 1920 r. Taki był właśnie obraz walk o polski Lwów. Choć podobna była sytuacja po stronie ukraińskiej, gdzie trzon armii stanowili podlwowscy wieśniacy, zebrani do "kupy", którym polecono walczyć. Po stronie ukraińskiej praktycznie nie było dyscypliny (wyjątkiem był zaprawiony w bojach I wojny światowej - jeden batalion Strzelców Siczowych), jeszcze większe było pijaństwo (choć gdy nasi zdobyli Dworzec Miejski również rozpili się w sztok, co ciekawe, do nich wkrótce dołączyli Ukraińcy i tak pili razem do świtu. Nad ranem zaś po nocnej popijawie Ukraińcy wrócili na swe pozycje liniowe).

Ukraińcy jednak na dłuższą metę nie mieli szans, górowaliśmy nad nimi praktycznie we wszystkim. Oni mieli tylko 3 armaty, my 10. Oni nie posiadali w ogóle kawalerii, my szwadron "Wilków", liczący 83 ułanów, wspierany przez jeden konny pluton ckm tzw.: "Lotną Maszynkę". Mieliśmy 34 samochody "bojowe" (oczywiście poprzerabiane z samochodów prywatnych), oraz jedno auto pancerne (także domowej roboty), Ukraińcy w ogóle nie posiadali wozów. Posiadaliśmy także prawdziwą "puszkę pancerną" - czyli pociąg pancerny oraz lotnictwo bojowe złożone z dwóch aeroplanów, Ukraińcy nie posiadali ani lotnictwa bojowego, ani pociągów pancernych. Zaś 20 listopada przybyła odsiecz (wysłana naprędce przez Piłsudskiego, mimo iż nie było początkowo kogo wysyłać, bowiem Wojsko Polskie jeszcze wówczas praktycznie nie istniało), pod dowództwem ppłk. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego. Od tego dnia Ukraińcy już przegrali walkę o miasto, lecz nieoczekiwanie zyskali sprzymierzeńców - i to kogo - Żydów. Dnia 22 listopada ludność żydowska wsparła Ukraińców w walkach z Polakami. Łącznie podczas walk poległo 60 żydowskich mieszkańców Lwowa, walczących po stronie ukraińskiej, jednak wkrótce w świat poszła inna relacja - o pogromach Żydów we Lwowie, dokonywanych przez krwiożerczych Polaków, w czasie których zginąć miało ponad 6 tys. mieszkańców miasta wyznania mojżeszowego. Liczbę 60 poległych podaje naoczny świadek walk - Antoni Jakubski. Co ciekawe, jego relację potwierdza Roman Abraham (który bardzo często spierał się w swych tekstach z Jakubskim i często go krytykował). W tej kwestii Abraham pisze: "Pewien odłam żydowskiego społeczeństwa wystąpił przeciw nam (...) Poważna część żydowskiej milicji walczyła po stronie Ukraińców (...) Te wystąpienia naraziły żydowską ludność miasta na rygory prawa wojennego." On jednak także nie pisze o żadnych pogromach.

Walki o Lwów trwały do 22 maja 1919 r. i zakończyły się całkowitym zwycięstwem strony polskiej.
10 listopada 1918 r. pociągiem z twierdzy magdeburskiej, przybył do Warszawy Józef Piłsudski. Co ciekawe w wielu podręcznikach historii pojawia się zdjęcie Piłsudskiego witanego przez tłum na dworcu warszawskim - podpis pod zdjęciem to 10 listopada 1918 r. W rzeczywistości zdjęcie które dzieci oglądają w szkołach nie zostało wykonane w dniu 10 listopada. Tego dnia bowiem nie było na dworcu żadnego fotografa, a zdjęcie przedstawia przyjazd Piłsudskiego do Warszawy dwa lata wcześniej - 12 grudnia 1916 r. 11 listopada 1918 r. Rada Regencyjna (ciało rządzące Królestwem Polskim w latach 1917-1918, stworzone przez okupanta niemieckiego), przekazała pełnię władzy Józefowi Piłsudskiemu, ten dzień jest uznawany jako pierwszy dzień niepodległości również dlatego, że tego dnia rozpoczęło się rozbrajanie niemieckich żołnierzy w Warszawie. Jeszcze przed przybyciem Józefa Piłsudskiego do Warszawy, dochodziło bowiem do częstych ataków na niemieckich żołnierzy i oficerów, co powodowało że zniechęcenie wojną i ogólne rozprężenie dyscypliny ustępowały obawie o własne zdrowie i życie, dlatego też Niemcy w Warszawie, mimo wszystko mogli stawić opór i doszłoby do rozlewu krwi wśród mieszkańców miasta.


"WILNO. RZĘDEM BIEGNĄ MURY CO MNIE NIEGDYŚ KOCHAĆ WIELKIEJ PRAWDY UCZYŁY. MIASTO - SYMBOL NASZEJ WIELKIEJ KULTURY, PAŃSTWOWEJ ONGIŚ POTĘGI, WSZYSTKO CO PIĘKNE W MEJ DUSZY PRZEZ WILNO PIESZCZONE (...) 

GDYM WRACAJĄC Z WIĘZIENIA NIEMIECKIEGO DO WARSZAWY, W TAKT TURKOTU WAGONU POWTARZAŁ SOBIE - DO POLSKI, DO POLSKI, MARZYŁEM ŻE JADĘ DO RAJU. CHCIAŁEM WIERZYĆ NASZEJ DUSZY POLSKIEJ. I WTEDY ZDAWAŁO MI SIĘ ŻE NA STRAŻY TEGO ODRODZENIA STOJĄ WIELKIE DUSZE Z EPOKI DAWNEJ MOCY RZECZYPOSPOLITEJ - ŻE DUSZA POLSKA ROZBŁYŚNIE DAWNYM PIĘKNEM"

MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI




Piłsudski wiedział że w tej kwestii należy działać bardzo delikatnie i to nie tylko na niemiecki garnizon Warszawy, lecz przede wszystkim na potężne siły niemieckiej armii Ober-Ostu, która stała na Wschodzie i która wycofując się stamtąd - przeszłaby przez odradzającą się, bezbronną Polskę niczym walec, niszcząc wszystko na swej drodze. Zawarł więc umowę z niemieckim dowództwem Warszawy i armii Ober-Ostu, dzięki czemu ataki ustały zaś Niemcy pozwolili się rozbroić (choć oczywiście bywali tacy którzy nie zamierzali oddawać broni Polakom i dochodziło do szarpaniny a nawet walki), a ci ze Wschodu wrócili do Rzeszy wcześniej wyznaczoną północną trasą. Niemcy były także pierwszym krajem z którym odrodzone państwo polskie nawiązało stosunki dyplomatyczne. Co prawda owe stosunki istniały jedynie kilkanaście dni, do czasu wybuchu powstania w Wielkopolsce i próby przyłączenia jej do Polski, mimo to Niemcy były pierwszym krajem który de facto uznał naszą państwowość.

Z chwilą wybuchu Powstania Wielkopolskiego - 27 grudnia 1918 r. zaczęły psuć się bardzo poważnie stosunki odradzającego się państwa polskiego z Niemcami. Wkrótce doszedł konflikt z bolszewicką Rosją, Czechami i Litwą, a także z tzw.:Zachodnioukraińską Republiką Ludową, która powstała we wschodniej Galicji. Różniła się ona znacznie od Ukraińskiej Republiki Ludowej, której stolicą był Kijów, a która była do Polski usposobiona neutralnie, lub nawet wręcz przyjaźnie. W każdym razie, w takiej sytuacji geopolitycznej, w jakiej znalazło się odradzające się państwo polskie, najważniejszym zadaniem było stworzenie silnej armii, mogącej dać odpór ewentualnym agresorom.

Jeszcze w listopadzie 1918 r. Wojsko Polskie (wówczas jeszcze pod nazwą Polskie Siły Zbrojne), liczyło zaledwie 6 tys. żołnierzy. Do tego oczywiście należy dodać ok. 15-20 tys. bojowników POW (Polska Organizacja Wojskowa), 5 tys. żołnierzy sformowanych w Galicji i ok. 10 tys. Milicji Ludowej, sformowanej przez Polską Partię Socjalistyczną, ok. 15 tys. członków "Straży Narodowej", sformowanej przez polską prawicę - Narodową Demokrację, do tego dochodziły jeszcze tzw.: "wojewódzkie ośrodki obronne", formowane w poszczególnych dzielnicach kraju, dla bezpieczeństwa mieszkańców danej ziemi (nie były to jednak duże składy liczbowe).

Łącznie więc można powiedzieć że pod bronią wówczas "stało" ok. 60 -70 tys. żołnierzy i ochotników, jednak należy od razu dodać że w większości siły te skupiały się na walce ze sobą, niż na działaniach obcych armii. Szczególnie socjaliści "tłukli się" z narodowcami, wzajemnie się rozbrajali, a na ulicach dochodziło do ulicznych strzelanek partyjnych. Józef Piłsudski widząc co się dzieje, próbował wpłynąć na przywódców by powstrzymali się od partyjnych rozgrywek, gdy nie ma pewności czy Polska przetrwa. Piłsudski powiedział: "Nie wiem jakimi słowami mam do was mówić, by natchnąć was duchem pojednania. Zrozumcie, stoicie nad przepaścią, już jutro możecie zacząć się wyżynać. Jeśli moja śmierć doprowadzi do waszego pojednania, tom gotów dziś jeszcze sobie w łeb wypalić, bowiem każdy dzień jest teraz na wagę złota. Jeśli nie podejmiemy wszyscy działań teraz, w tej chwili, wkrótce nie będzie już o co walczyć".

 NAJDUMNIEJSZA ZE WSZYSTKICH POLSKICH PIEŚNI
"MY - PIERWSZA BRYGADA"
 


W styczniu 1919 r. Wojsko Polskie liczyło już ok. 100 tys. regularnych żołnierzy, wciąż jednak była to liczba wybitnie niewystarczająca. 20 kwietnia 1919 r. nad ranem pojawiły się pierwsze oddziały "hallerczyków", które zaczęły się zjeżdżać w kolejnych transportach wracając z Francji (gdzie powstały). Były to oddziały tzw.: "Błękitnej Armii Hallera" (mój pra-pra dziadek służył w tej armii, był także gorącym hallerczykiem. W 1925 r. gen. Józef Haller odwiedził dziadka w jego domu, wówczas w okolicach Łęczycy, zachowało się zdjęcie dziadka z gen. Hallerem na dziedzińcu jego domu). W czerwcu 1919 r. wróciła do kraju (przedzierając się przez różne fronty wojny domowej w Rosji), przez Rumunię - dywizja gen. Lucjana Żeligowskiego i w tym miesiącu stan armii polskiej wynosił już - 600 tys. żołnierzy.

Należy tutaj od razu dodać że kraj nie był jeszcze zjednoczony, lecz nawet już po zjednoczeniu pojawił się kolejny problem - wielkich różnic zarówno gospodarczych i cywilizacyjnych jak również kultury politycznej i mentalności, pomiędzy poszczególnymi dzielnicami kraju. Wielkopolska i Pomorze, przodowało pod względem wydajności i gospodarności, oraz kultury pracy, głównym źródłem gospodarki pozostawało jednak rolnictwo (nie licząc Śląska). Królestwo Kongresowe (zabór rosyjski), dominowało pod względem przemysłu, a wieś była tutaj bardzo "upośledzona", i na niskim poziomie rozwoju gospodarczego. Najgorzej było w austriackiej Galicji - "nędza galicyjska" nie była jedynie wulgarnym epitetem na określenie tego regionu, lecz faktem jaki wówczas tam zaistniał. Różnice były ogromne, trzeba było wszystko praktycznie zaczynać od zera, bowiem nie można było swobodnie przejechać pociągiem ze Lwowa do Poznania, bo po drodze aż pięciokrotnie należało się przesiadać, gdyż kształt torów kolejowych był zupełnie inny na każdej z kolejnych "dzielnic zaborczych". Poza tym do większości miejscowości nie można było dotrzeć koleją. Jeszcze większe były różnice w mentalności.

Korupcja była dość częsta, a ci którzy w wyniku wszelakich oszustw zbili niezłą fortunę, nie rzadko uciekali na Zachód, do Francji, Niemiec, Wlk. Brytanii czy też do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Piłsudski kiedyś powiedział: "Polska to jeden wielki kołtun, trzeba przedtem dobrze grzebieniem ten kołtun rozczesać, aby każdy włos był z osobna, a wtedy może da się kosę zapleść", zaś już po zjednoczeniu kraju, w rozmowie z hrabią Aleksandrem Skrzyńskim, który stwierdził iż by zmienić kraj należy najpierw założyć swoją partię polityczną i działać na rzecz odnowy kraju, zapytał Piłsudskiego czy zamierza takową partię założyć, ten odparł żartobliwie: "Oczywiście że tak", na to hrabia: "Panie Marszałku, a jaki będzie program tej partii?", "Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio" - odpowiedział Marszałek.

Wspaniałą robotę dla odradzającego się państwa i narodu, wykonał premier Ignacy Jan Paderewski (również związany z prawicą). Jako pianista-wirtuoz miał znakomitą opinię w Stanach Zjednoczonych i w zachodniej Europie. Wszystkie salony czuły się zaszczycone, gdy zechciał je odwiedzić. To właśnie Paderewski "załatwił" międzynarodowe uznanie Polski w takich krajach jak Szwecja, Holandia, Włochy i Hiszpania, a potem już się potoczyło samoistnie (od jego wizyty w Poznaniu 26 grudnia 1918 r. rozpoczęło się waśnie dnia następnego jedyne zwycięskie polskie powstanie, zwane wielkopolskim). Choć należy tu dodać że Ignacy Jan prywatnie był wielkim bałaganiarzem, co potwierdzają jego przyjaciele, odwiedzający go w domu. Brylował zawsze wokół góry papierzysk, i nigdy niczego nie mógł znaleźć. Niektórzy wręcz twierdzili że gdyby nie pani Paderewska - nasz światowej sławy wirtuoz po prostu by "pływał" w śmieciach. Jednak znał biegle sześć języków i był znakomitym mówcą. Był ogromnie dumny z polskich tradycji narodowych, a zwłaszcza kulturalnych. To iż Zachód na powrót zaakceptował istnienie niepodległego państwa polskiego, to w dużej mierze właśnie też i jego zasługa.

Tak właśnie w prawdziwych "bólach porodowych" wykuwała się po 123 latach zaborów Niepodległa Rzeczpospolita Polska, przed którą stanęło jeszcze zadanie obrony Zachodu przed bolszewickim zalewem w 1920 r., ujednolicenie gospodarcze i przemysłowe kraju, reforma walutowa (wprowadzenie "Złotego"), a potem wielkie inwestycje przemysłowe, takie jak budowa Gdyni (jedynego naszego portu morskiego w latach 1920-1939), magistrala kolejowa ze Śląska na Pomorze, budowa COP-u (Centralnego Okręgu Przemysłowego), oraz wiele innych inwestycji, które były planowane na lata 1939 -1954. Nie doszły do skutku z powodu zdradzieckiej inwazji dwóch światowych totalitaryzmów - niemieckiego nazizmu i sowieckiego-rosyjskiego komunizmu. 

Swoją drogą zakrawa na paradoks dziejów, że odnowione i odbudowane państwo, które w dwadzieścia lat później miało ambicje mocarstwowe i kolonialne, po roku 1945, samo stało się na prawie 50 lat, kolonią Związku Sowieckiego. 


cóż:

NIEPODLEGŁOŚĆ NIGDY NIE JEST DANA 
RAZ NA ZAWSZE!!!





O film, panie ministrze, 

Obrazili się wachmistrze;

 O wiersz, panie generale, 

Obrazili się kaprale;
 O artykuł w tygodniku 

 Ordynansi, panie pułkowniku;

 O piosenkę, panie majorze,

 Żony sierżantów w Samborze;

 W radio była audycja:

 Obraziła się policja.

 Dalej - studenci

 Są do żywego dotknięci;

 Dalej, księża z Płockiego

 Dotknięci są do żywego.

 Następnie - związek akuszerek

 Ma ciężkich zarzutów szereg:

 Że to swawolność, frywolność,

 Bezczelność, moralna trucizna,

 Że w ten sposób ginie ojczyzna!...

...A po za tym - jest w Polsce wolność.


JULIAN TUWIM 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz