Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 listopada 2015

SZAPUR WYBAWICIEL - Cz. II

MOJE OPOWIADANIE FANTASY




Cz. II

 
- Gdzie jesteśmy - zawołała niewyraźnie kobieta - Dlaczego mnie tu przyprowadziliście, dlaczego tu trafiłam - wciąż powtarzała z wyczuwalnym przerażeniem w głosie. Nikt jednak jej nie odpowiadał. Orszak kroczył dalej wzdłuż ciasnego korytarza.
- Cóż uczyniłam, odpowiedz mi, nie rozumiem, nie rozumiem tego? - wciąż powtarzała kobieta.

Korytarz kończył się wielką, kopulasto sklepioną jaskinią, wewnątrz znajdowało się kilkanaście wylotów do kolejnych korytarzy, Synella weszła do jednego z nich, a żołnierze ruszyli za nią, wciąż poganiając prowadzoną przez siebie kobietę, która była coraz bardziej zdezorientowana. Wreszcie zaczęły pojawiać się cele, które pełne były wszelakich więźniów. Ci jednak pomimo ogromnej ciasnoty i przebywania w ciemnych i niezwykle wilgotnych skalistych celach twierdzy Tol Kar, mogli uważać się za szczęśliwców, najgorzej mieli ci, którzy przywieszeni byli ciężkimi łańcuchami za ręce lub nogi do góry. Niektórzy jeszcze wydawali bolesne jęki, inni już byli martwi. To byli przede wszystkim mężczyźni, kobiety trzymane były zaś w maleńkich klatkach, uwieszonych wysoko nad ziemią, nad ogromnym podziemnym skalistym jeziorem. Te które miały więcej szczęścia, trzymano w lepszych od "męskich" celach.

Jedzenie było ohydne, a była to zmielona szczurza papka, pełna wszelakiego robactwa. Czasami jednak, tak dla żartów, strażnicy pozbawiali więźniów nawet tego pożywienia, by potem przypatrywać się, jak ci nieszczęśnicy próbują upolować żywe szczury, by wręcz połykać je "na surowo". Oczywiście była też możliwość zdobycia lepszego jedzenia, za wszystko tu trzeba było jednak zapłacić. A zapłatą było szpiegostwo i donoszenie na współwięźniów - jeśli informacja spodobała się strażnikowi (który za wykrycie ewentualnego spisku otrzymywał nagrodę), można było otrzymać czerstwy chleb i kilka kropel w miarę świeżej wody. Jeśli nie było donosów, strażnicy sami znajdowali sposób na zdobycie nagrody - zaczęto organizować pokazowe "kontrolowane ucieczki" więźniów. Taka ucieczka zawsze kończyła się śmiercią uciekającego, a wcześniej takiego kandydata wybierał sobie właśnie strażnik. Nieszczęśnik otrzymywał tylko wiadomość że dziś ma uciekać, jeśli wszystko pójdzie dobrze - zginie natychmiast, a jeśli nie - to czeka go powolna śmierć w męczarniach, trwająca niekiedy nawet kilka tygodni. W tym czasie z więźnia pasami zdzierana była skóra, wyrywano mu paznokcie, zęby, obcinano po kolei poszczególne członki ciała, a ów nieszczęśnik, póki jeszcze mógł mówić, błagał o swych ciemiężców o szybką śmierć.

Istniał też i inny sposób zdobycia lepszego jedzenia, uniknięcia chłosty, a niekiedy nawet zwolnienia z codziennych, ciężkich prac. Była to prostytucja więzienna, preferowana w ogromnej większości przez uwięzione w Tol Kar kobiety. Dzieci, zrodzone z takich związków były odbierane matkom zaraz po urodzeniu i dalszy słuch po nich ginął. Przy jednej z takich kobiecych cel, stanęła teraz Synella. Kobieta, którą ponaglali popchnięciami eskortujący ją żołnierze, na widok miejsca swego uwięzienia - rozpłakała się.


Cz. III 
 
Długi tabor składający się z dwóch grup wojowników, począł zbliżać się do drewnianych zabudowań wioski. Zbrojni w spiczastych hełmach i długich mieczach, zbliżali się jeden za drugim do pierwszych umocnień drewniano-ziemnych wałów.
- Otworzyć bramy - krzyknął starszy mężczyzna o siwej brodzie.
Ogromne wrota poczęły się rozszerzać aż w końcu żołnierze obu połączonych oddziałów, mogli swobodnie przejechać przez bramę wjazdową.

- Witaj w Romurii - przyjacielu - powiedział starzec, spoglądając na towarzyszącego mu jeźdźca - Rozgośćcie się tu i czujcie jak u siebie. Kobiety Gudrun, Hallgerdo, Hertrudo, Vigilio, szykujcie ucztę, dziś w nocy będziemy śmiać się i ucztować, dziś w nocy powitamy naszych przyjaciół, którzy pomogą nam wygnać te gehanneńskie szakale z naszej ziemi.

Starszy mężczyzna zsiadł z konia, zdjął hełm i podszedł do stojącej w najbliższej odległości kobiety
- Przedstawiam ci Balorze mą żonę, Gudrun, która obdarzyła mnie aż trójką synów - powiedział starzec. Balor również zsiadł z konia i podszedł do kobiety.
 
- Na Mitrę, zaprawdę nie sądziłem że ujrzę jeszcze kobietę takiej urody, prawdziwa bogini stoi przed nami Haraldzie - stwierdził Balor.
- Tak, jest ona mym wielkim skarbem i największym szczęściem jakie mnie w życiu spotkało. Choć gdy porwałem ją z jej wioski, lata temu, okazała się bardzo wojownicza. Najpierw chciała ściąć mi głowę toporem jej ojca, a potem, hm, potem podrapała mi całe ręce. Oto prawdziwa kobieta, dzielna i odważna, taka doskonale zadba o szczęście domowego ogniska.
- Co racja, to racja przyjacielu - dodał Balor 
- Dlatego też radzę swym synom, najlepszą partią na żonę jest branka, ale tylko taka, która broni się do upadłego nawet wtedy gdy ją chędożysz - dodał od siebie gospodarz wioski, po czym obaj mężczyźni wybuchnęli gromkim śmiechem.  







CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz