Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 października 2017

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. II

CZYLI JAK TO WŁADZA

DODAJE SEKSAPILU


"MAŁO JEST KOBIET UCZCIWYCH, 
KTÓRE NIE BYŁYBY ZNUDZONE SWOJĄ CNOTĄ"

FRANCOIS DE LA ROCHEFOUCAULD



 NAPOLEON BONAPARTE

"KOBIETY SĄ WSZĘDZIE" 

Cz. I






"Kobiety są wszędzie" - słowa te zapisał Napoleon jeszcze jako młody, 20-letni chłopak, zafascynowany, oczarowany i zakochany w pięknej Desiree Clary (późniejszej królowej Szwecji), do której jednak długo wstydził się podejść i porozmawiać. Zresztą kobiety zawsze go onieśmielały, częściowo nawet... przerażały, a mimo to w ciągu swego życia był dwukrotnie żonaty, miał wiele oficjalnych kochanek i mnóstwo czasowych nałożnic. Doprawdy trudno wymienić je wszystkie, bowiem było ich mnóstwo, na każdą większą kampanię on i inni oficerowi oraz żołnierze brali sobie "regiment kobiecy" (jak to miało chociażby miejsce podczas wyprawy do Egiptu, gdzie żony i kochanki oficerów przebrały się w męskie mundury i udawały żołnierzy, aby tylko być blisko swych mężczyzn - łącznie było ich w Egipcie prawie... 200), lub też na miejscu korzystano z usług lokalnych dam. Napoleon także sobie nie żałował niewieścich wdzięków i choć kochał swą żonę Józefinę de Beauharnais (pisał do niej niezwykle erotyczne listy, jak choćby ten, pisany z Mediolanu latem 1796 r.: "Całuję Twoje piersi, usta moje wędrują niżej, coraz niżej, o wiele niżej...", lub ten, ze stycznia 1797 r.: "Jakiż byłbym szczęśliwy mogąc asystować, gdy się rozbierasz (...) Całuję Twoje usta, oczy, piersi, wszystko, wszystko"), to jednak często ją zdradzał. O niektórych romansach męża Józefina wiedziała i starała się co prawda im przeszkadzać, ale nie miała na to nigdy większego wpływu. 

Zresztą pewnego razu przyłapała Napoleona w jednym z pokoi pałacu Tuileries z zupełnie nagą, śliczną madame Marie Antionette Duchatel, zrobiła mu o to awanturę, ale on zupełnie spokojnie zwrócił się do niej słowami: "Powinnaś uważać za zupełnie naturalne, że pozwalam sobie na tego rodzaju rozrywki (...) Nie powinnaś zajmować się tymi niegroźnymi miłostkami, które w żaden sposób nie wpływają na moje uczucia względem ciebie". Zaś gdy dowiedziała się o romansie Napoleona z aktorką Opery Paryskiej - Ludwiką Rolendeau, będąc w uzdrowisku w Plombieres, pisała do córki Hortensji, aby ta położyła kres "tym bezeceństwom", na co Hortensja odpisała: "Piszesz tak jakbym mogła coś na to poradzić". Napoleon miał więc zawsze słabość do płci pięknej, choć jednocześnie czuł się w towarzystwie kobiet nieśmiało i niepewnie. Nie zawsze też był wobec nich w porządku, choć starał się aby żadna nie pozostała niedoceniona - wynagradzał im to płomiennym (choć krótkotrwałym) uczuciem, oraz podarunkami. I większość kobiet (szczególnie zaś aktorek i aktoreczek, które w tamtych czasach postrzegano jako najdroższe prostytutki, podobnie zresztą jest i dziś), przybywała na jego zaproszenia i potulnie rozkładała przed nim swe nogi. Nie zawsze jednak dochodziło do spotkania, niekiedy Cesarz był tak zapracowany że odwlekał porę spotkania, jak to miało chociażby miejsce w 1805 r. gdy młoda aktorka Comedie Francaise - mademoiselle Duchesnois, przybyła do Tuileries na zaproszenie Napoleona. Ale ponieważ długo nie przychodził, zniecierpliwiona kobieta przypomniała o swoim istnieniu ordynansowi Cesarza, który przekazał że panna Duchesnois: "czeka już na niego od dwóch godzin", na co Napoleon odrzekł: "No to co? Powiedz by się rozebrała i zaczekała na mnie w łóżku". Dziewczyna tak też uczyniła, ale po następnej godzinie, którą spędziła samotnie w cesarskim łożu, znów poprosiła ordynansa o "przypomnienie cesarzowi" o jej obecności. Ten zaniósł wiadomość, na co Bonaparte odrzekł: "Każ jej iść do domu, dziś już z niczym nie zdążę". 

Napoleon uwielbiał bowiem kobiety, jako "boginie miłości", lub niekiedy jako "naczynia na nasienie", ale przede wszystkim cenił kobiecość związaną z rolą żony i matki. Dlatego też nie przepadał za nazbyt wyzwolonymi niewiastami, nigdy też nie ulegał wpływom żadnej kobiety, żadna z nich nigdy nie zdobyła nad jego umysłem takiej władzy (nad sercem owszem, ale Napoleon oddzielał od siebie te dwie kwestie), aby mieć jakikolwiek wpływ na politykę. Żadnej kobiecie z alkowy Cesarza to się nie udało, choć niektórzy historycy wypisują brednie, że pod wpływem kobiet (np. Marii Walewskiej), podejmował on decyzje polityczne - nie, kobiety i uczucia całkowicie oddzielał od spraw państwa i polityki. Należy jednak dodać, że niektórymi kobietami pogardzał a nawet je upokarzał, choć... wcale nie bez ich winy. Jedną z nich była niejaka Germaine de Stael. Była to niezwykle pewna siebie dama, która nie grzesząc przykładną urodą (pisano iż: "Była przysadzista i krępa, miała cerę jak piernik, włosy czarne, twarde i proste jak końskie"), uzupełniała to intelektem. Od dziecka (była córką milionerów, poza tym jej ojciec był ministrem finansów Francji za rządów Ludwika XVI), przebywała w luksusowych warunkach, otaczając się całą arystokratyczną i intelektualną paryską bohemą. Często też zrzucała suknie oddając się najróżniejszym miłostkom. 
Zawsze miała to, co chciała - tak została wychowana i nauczona przez rodziców, którzy nie żałowali jej niczego. Gdy więc upatrzyła sobie jakiegoś polityka lub oficera, było pewne że uczyni wszystko, aby spędził on z nią (często niejedną) noc w alkowie. 


 

Zrażona za młodu nieodwzajemnioną miłością hrabiego Gilberta, który po prostu... dał jej kosza, postanowiła sobie że od teraz już żaden mężczyzna nie złamie jej serca i zawsze będzie osiągać to, czego pragnie. Te słowa szybko jednak poszły w zapomnienie, gdy znów zakochała się na zabój w młodym hrabim Fersenie, lecz i z tego związku nic nie wyszło. Potem poślubiła szwedzkiego barona Stael-Holsteina, będącego ambasadorem we Francji i została baronową (z domu Hermina nosiła nazwisko Necker). Od tej chwili oddawała się wielu kochankom, próbując dzięki nim zdobyć wpływ na politykę Francji. Zabawiała się nimi i wyrzucała, gdy już przestali być potrzebni (pana de Montmorency namówiła np. podczas łóżkowych eskapad, by... zrzekł się tytułu szlacheckiego, głosząc przy tym hasła Rewolucji Francuskiej o wolności, równości i braterstwie. On to uczynił, a potem... ona go rzuciła. Nie wiadomo też czego później bardziej żałował, czy tego że dał się podejść jak dziecko, czy też utraty jej miłości). Dzięki swym seksualnym "kontaktom", zyskała duże wpływy na polityków, jednym pomagała osadzają ich w gabinetach ministrów (jak choćby w 1791 r. Narbonne'a, gdy otrzymał ministerstwo wojny), innych (którzy jej się znudzili) obalała. Sypiała z wszystkimi największymi czasów Rewolucji i Republiki - Talleyrandem, Sieys'em, Brissot'em, Lamethem, Condourcetem i wielu innymi. Wreszcie zarzuciła swe "macki" również na młodego oficera z Korsyki - Napoleona Bonaparte.

Podczas jednego z przyjęć (na którym młody Korsykanin jeszcze nie potrafił się zachować, będąc częściej na linii frontu niż  na oficjalnych balach), przysiadła się do niego (była starsza od Napoleona zaledwie o trzy lata), po czym zaproponowała mu kontynuację rozmowy w alkowie, na zachętę odsłaniając pokaźny dekolt. Z tego co wiadomo, Bonaparte był wyraźnie zniesmaczony i odpowiedział jej w sposób, którego już dawno nie usłyszała z ust mężczyzny, że porządna kobieta nie szlaja się po balach, niczym prostytutka i nie zaczepia obcych mężczyzn, tylko siedzi w domu u boku swego męża i dzieci, co wprawiło madame de Stael początkowo w konsternację, a potem w złość. Potem jeszcze kilkukrotnie próbowała zaciągnąć Bonapartego do łóżka, zawsze jednak jej próby kończyły się niepowodzeniem. Napoleon miał alergię na tego typu kobiety, on bowiem kochał kobiety zdobywać, kochał kobiecość rozumiana jako niewinność, natomiast w przypadku pani de Stael, jej próby rozumiał jako nawoływania wulgarnej prostytutki z najnikczemniejszej dziury, spragnionej zarobku. Dlatego też ją unikał lub... upokarzał (m.in.: publicznie demonstrując swoją odmowę, na jej kolejne miłosne prośby), twierdząc oficjalnie że nie przepada za kobietami, wtrącającymi się do polityki, na co ona odparła: "Ma pan rację, generale, ale w kraju, w którym kobietom obcina się głowy, chciałyby, biedactwa, wiedzieć, dlaczego się to robi". Swoją drogą, doprowadził ją wręcz do rozpaczy, bowiem nie mogąc go zdobyć, uznała to za swoją prywatna klęskę i postanowiła próbować do skutku, wreszcie, rozgniewany jej amorami i próbami wtrącania się do polityki (gdy tylko madame de Stael traciła wpływ na politykę, uważała że sprawy w kraju idą w złym kierunku), wypędził ją z Francji (mówiąc: "Niech Europa będzie jej więzieniem" i miał rację) w roku 1803. 


MADAME de STAEL




Od tej pory, aż do 1814 r. czyli do pierwszej abdykacji Napoleona, przebywała ona na przymusowym wygnaniu, tułając się z miejsca na miejsce, pozbawiona pieniędzy, rzeczywiście musiała zdać się na pomoc ludzi, którzy kiedyś korzystali z jej wdzięków i którymi niegdyś pomiatała, teraz upokorzona musiała zdać się na ich kaprysy. Za to wszystko postanowiła się zemścić na Napoleonie, pisząc: "Dziesięć lat wygnania" - zwykły polityczny paszkwil na Napoleona i jego rządy, niezwykle popularny w czasach restauracji Burbonów w latach 1814-1815. Należy jednak powiedzieć, że i ci, którzy z nią wówczas obcowali i jej pomagali, bardzo szybko się nią irytowali. De Steal bowiem, nawet na wygnaniu nie potrafiła poskromić swego dawnego, uporczywego zachowania i dopiero gdy dawano jej znać że nie jest tu już mile widziana, dopiero wówczas odzyskiwała rozum, zdając sobie sprawę że skończą się też pieniądze. Mężczyźni, którzy mieli z nią styczność, jej wyjazd przyjmowali z uczuciem ulgi, np. Goethe czy Schiller mieli już dość jej przemądrzałych uwag, jej wszędobylskich porad i wtrącania się do wszystkiego. Bardzo szybko po kontakcie z taką kobietą wracali do swych żon, ceniąc to co wcześniej uważali za nudne (w prostych słowach wyraził to Talleyrand, pisząc po zerwaniu z madame de Stael: "Trzeba było kochać panią de Stael, by docenić, jakie to szczęście kochać kobietę głupią"). To była pierwsza kobieta, którą publicznie Napoleon upokorzył, drugą była... królowa Prus, słynna z urody Luiza Augusta Pruska, również wielka przeciwniczka Napoleona, ale o tym w następnej części.        



 "MÓJ MĄŻ NIE KOCHA MNIE, 
ON MNIE OBDARZA CZCIĄ BOSKĄ. SĄDZĘ, ŻE OSZALAŁ"

JÓZEFINA de BEAUHARNAIS
PIERWSZA MAŁŻONKA NAPOLEONA W LIŚCIE DO PRZYJACIÓŁKI 
(1797 r.)






 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz