Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 października 2017

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. III

CZYLI JAK TO WŁADZA

DODAJE SEKSAPILU



"POWTARZAM ŻE WIERZĘ W CIEBIE JAK W BOGA"

FRAGMENT LISTU KRÓLOWEJ PRUS LUIZY DO CARA ROSJI ALEKSANDRA I, BŁAGAJĄCY GO ABY PRZYSZEDŁ Z POMOCĄ UPADAJĄCYM PRUSOM
(Listopad/Grudzień 1806 r.)






NAPOLEON BONAPARTE

KRÓLOWA LUIZA

AMAZONKA POSKROMIONA

Cz. II



Królowa Prus (małżonka króla Fryderyka Wilhelma III), bez wątpienia była jedną z najpiękniejszych kobiet swojej epoki i jednocześnie bodajże największym wrogiem Napoleona w Królestwie Prus. To niewątpliwie ona w tym związku nosiła spodnie, bowiem zmanierowany i chwiejny Fryderyk Wilhelm III, był nie tylko słabym władcą (Napoleon mówił o nim że: "jest głupi jak feldfebel" a gdy wreszcie, na prośbę cara Aleksandra, przyjął go wreszcie w swym namiocie w Tylży 26 czerwca 1807 r. rozmawiali o... guzikach munduru huzarów, choć król Prus miał nadzieję że i jego dopuszczą do rokowań pokojowych i chodził za Napoleonem i Aleksandrem jak zbity pies). Królowa Luiza była przeciwieństwem swego męża, była bowiem dzielna i błyskotliwa, do tego swą urodą zniewalała koronowane (i nie tylko )głowy Europy. Fryderyk Wilhelm III był na tyle głupi, że nie domyślił się nawet, iż jego żona spędziła kilka upojnych chwil w ramionach cara Aleksandra, gdy ten w październiku 1805 r. przybył do Berlina, aby namówić Prusy do wojny z Francją, była to zresztą już jego druga wizyta w Prusach. Ten czas, spędzony w towarzystwie Aleksandra, musiał być dla królowej bardzo przyjemny, bowiem potem w liście pisała do niego: "Aby wierzyć w doskonałość, trzeba znać Ciebie" lub: "Nie da się opisać mojego głębokiego smutku po pańskim wyjeździe. Pocieszam się tylko nadzieją że za dwa lata znów spotkamy się z Waszą Wysokością", w swych pamiętnikach zaś odnotowała ich pierwsze spotkanie z 10 czerwca 1802 r.: "Czekałam na cara - ucałował moją dłoń, pochyliłam się by mógł mnie uściskać (...) Znajomość z Nim jest warta znacznie więcej niż wszystkie góry świata (...) Każda jego decyzja wywołuje radość, każdym spojrzeniem uszczęśliwia ludzi, dzięki swojemu wdziękowi i życzliwości" - i niech mi ktoś powie że takie listy nie pisze zakochana, lub przynajmniej mocno oczarowana kobieta?).

Aleksander istotnie był bawidamkiem, uwielbiał flirtować z kobietami, a ponieważ głowę jego zdobiła cesarska korona jednego z największych europejskich mocarstw ówczesnych lat, tym bardziej przez jego łoże przetaczał się tabun najróżniejszych niewiast (Aleksander lubił kokietować kobiety, przebierając się np. w mundur oficerski). Uwielbiał Polki (podobnie zresztą jak i jego młodszy brat wielki książę Konstanty Pawłowicz) i to z nimi najczęściej tańczył i przebywał na cesarskich balach, otwierających przyjęcie, co nie podobało się rosyjskim oficerom i rosyjskim damom. Ale Aleksander bywał też nieznośny, gdy np. tańczył z jakąś damą, zmuszał ją do, nawet kilkunastu ukłonów w jednym tańcu, niekiedy też specjalnie deptał damom nogach, co one udawały że nie czują. Mimo to królowa Luiza była weń wpatrzona niczym w bóstwo i naprawdę wierzyła, że jest on jedynym zbawieniem dla Prus, które to ona sama wplątała w tę tragiczną kabałę. Wojna z Francją Napoleona nie była bowiem Prusom do niczego potrzebna, gdyż polityka Napoleona nie kolidowała nawet z polityką Prus, wręcz przeciwnie, pod Austerlitz w grudniu 1805 r. rozbił on Austriaków, co w Berlinie przyjęto radośnie, gdyż osłabiało to Austrię w konfrontacji z Prusami o wpływy w Niemczech. Wojny nie pragnął też król, ale bardzo pragnęła jej królowa i pruski sztab generalny, oraz armia jako taka, bowiem Prusy od 1792 r. nie uczestniczyły w europejskim "podziale łupów" i bezczynnie obserwowały przebieg wydarzeń. A przecież to była dawna armia Fryderyka Wielkiego, armia niezwyciężona - jak sama się nazywała. Napoleon pobił jakichś tam Austriaków czy Rosjan? No to co? Ich i tak wszyscy zawsze bili, jeśliby się zaś miał zmierzyć z potężną armią pruską, zostałby szybko pokonany. Tak właśnie rozumowano i tak też myślała królowa Luiza, która często ubierała mundur i dokonywała przeglądu swych wojsk niczym wódz (gen. Blucher stwierdził że na czele tych oddziałów królowa wkroczy do Paryża).




Sytuacja jednak przyjęła znacznie inny obrót. Wojna wybuchła 8 października 1806 r. gdy Prusy wypowiedziały ją Francji, spodziewając się szybkiego i łatwego zwycięstwa (z królową Luizą w Paryżu, przyjmującą defiladę armii starego Fryca). 14 października w niecały tydzień po wypowiedzeniu wojny, pruska armia... przestaje istnieć. W dwóch symultanicznie stoczonych tego dnia bitwach armie gen. Friedricha Hohenlohego pod Jeną i Karola Wilhelma Brunszwickiego pod Auerstadt, zostają rozbite przez Napoleona i marszałka Luisa Davota (bodajże najlepszy napoleoński marszałek). Koniec, wojna skończona Prusy skończone, mit armii Fryderyka Wielkiego budowanej przez poprzednie dekady, rozwiał się w zaledwie... tydzień. O trzeciej nad ranem 15 października 1806 r. Napoleon pisze list do Józefiny: "Moja przyjaciółko (...) Wczoraj odniosłem ogromne zwycięstwo. Było tam sto pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, wziąłem dwadzieścia tysięcy jeńców, zdobyłem setkę dział i sztandary. Byłem w pobliżu króla Prus, o krok od schwytania jego i królowej (...) Czuję się wspaniale. Żegnaj, moja przyjaciółko, życzę Ci zdrowia i kochaj mnie". Fryderyk Wilhelm jest załamany i w bardzo złym stanie psychicznym, królowa, pomimo grozy sytuacji w znacznie lepszym, choć też podupadła na zdrowiu, oboje (choć innymi drogami) zdążają teraz do Królewca. Sytuacja była jednak dramatyczna, nie tylko bowiem stracono armię, waliło się całe państwo. Natomiast Francuzi odnosili zwycięstwo za zwycięstwem, bez wystrzału poddawały im się tak potężne pruskie twierdze jak Magdeburg czy Szczecin (obsadzony przez 10 000 żołnierzy i posiadający 160 dział, a zdobyty przez 300 huzarów z "Piekielnej Brygady" Ludwika Antoniego de Lasalle, która nigdy się nie cofała, raz, gdy to uczyniła w bitwie pod Gołyminem 26 grudnia 1806 r. de Lasalle zastosował karę wyjątkową, ustawił swych żołnierzy z wyciągniętymi szablami naprzeciwko rosyjskich armat i kazał im tak stać kilka kwadransów, sam stojąc wraz z nimi. Brygada została zdziesiątkowana rosyjskimi kartaczami, ale potem już nigdy się nie cofnęła - Napoleon był pod wrażeniem tego sukcesu i wkrótce potem napisał do Joachima Murata, dowódcy francuskiej kawalerii, taki oto zabawny list: "Jeśli pańscy huzarzy zdobywają fortece, nie pozostaje mi nic innego, jak rozpuścić korpus inżynieryjny i stopić artylerię oblężniczą").




Fryderyk Wilhelm (pod którym zabito trzy konie), uciekał non stop przez 26 godzin w kierunku Magdeburga. 18 października przybył do twierdzy w Kostrzynie nad Odrą, Tymczasem królowa Luiza (wraz z dziećmi) obrała drogę dłuższą i bardziej wyczerpującą, do Kostrzyna przyjechała dopiero z końcem października, potem para królewska razem ruszyła do Królewca. 24 października Napoleon jest już w Sans-Souci letniej rezydencji władców Prus, zwiedza pokoje i taras, przygląda się obrazom i scenom batalistycznym Fryderyka Wielkiego, noc spędza w tej samej sypialni, w której w listopadzie 1805 r. sypiał car Aleksander I, podczas pobytu w Prusach. Nazajutrz Cesarz dokonuje przeglądu swojej armii na pałacowym dziedzińcu. Zapowiada że: "Ta wojna musi być już ostatnią", oraz wzywa żołnierzy do jeszcze jednego wysiłku: "Żołnierze, Rosjanie chwalili się, że przyjdą do nas. Pomaszerujemy im na spotkanie, oszczędzimy im połowy drogi. Znajdą Austerlitz w środku Prus". 27 października Napoleon jest już w Berlinie, tymczasowo zamieszkuje w pałacu Charlottenburg, gdzie w apartamencie królowej Luizy znajduje jej listy. Upokorzył ją, ale jeszcze niewystarczająco, jeszcze będzie musiała zapłacić mu za wszystkie złe słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziała pod jego adresem - i będzie to dzień jej ogromnego upokorzenia.       



 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz