ZEMSTA JEST ROZKOSZĄ BOGÓW
Po zawarciu pokoju z władcą Pontu - Mitrydatesem VI w Dardanos (85 r. p.n.e.) Lucjusz Korneliusz Sulla urządził sobie kilkunastomiesięczne wakacje, które początkowo spędzał w Atenach, a następnie w miejscowości zwanej Ajdepsos, gdzie leczył podagrę. Z Aten zabrał sławną wówczas bibliotekę Apellikona z Teos (potem zostanie ona przewieziona do Rzymu, co spowoduje pierwsze zapoznanie się Rzymian z twórczością Arystotelesa i Teofrasta, wcześniej tam zupełnie nieznanych). W Ajdepsos zaś spędzał czas Sulla na przyglądaniu się scenicznym występom aktorskim, oraz braniu ciepłych kąpieli i kurowaniu swych zdrętwiałych nóg. Tymczasem w Italii niepodzielnie władał Gnejusz Papiriusz Karbon - przywódca stronnictwa popularów, który również gromadził siły spodziewając się nieuchronnego starcia z Sullą. Po porażce, jaką w prowincji Afryka zadał Kwintusowi Metellusowi Piusowi, pretor Gajusz Fabiusz, uciekł stamtąd z niewielkim oddziałem do obozu Sulli - Marek Licyniusz Krassus (którego ojciec i brat zostali zamordowani z polecenia Lucjusza Korneliusza Cynny - poprzednika Karbona). Sulla, otaczał się młodymi, zdolnymi ludźmi, którzy za kilka lat będą decydowali o polityce Rzymu (Lukullus, Krassus, Pompejusz), Krassus przejdzie do historii jako pogromca zbuntowanych niewolników spod znaku gladiatora Spartakusa, ale stanie się to dopiero za kolejną dekadę, teraz zaś, 30-letni Krassus dołączył do Sulli i wraz z jego legionami przeprawił się przed Adriatyk do Italii. Przerzut armii z Grecji, umożliwiła flota Lucjusza Licyniusza Lukullusa, choć akurat on sam otrzymał zadanie pozostania w Helladzie i dopilnowania wprowadzenia w życie pokoju z Dardanos, a było jeszcze kilka naglących kwestii które należało niezwłocznie rozwiązać (jak choćby sprawa miasta Mityleny na Lesbos, które wciąż nie poddało się się Rzymowi).
Sulla wylądował ze swą armią w porcie w Brundyzjum (wiosna 83 r. p.n.e.). Jednak nim jeszcze wylądowali na italskiej ziemi, Sulla wziął od swych żołnierzy solenną przysięgę, iż nie rozproszą się oni po miastach i nie przystąpią do rabunku, tak jakby to czynili w kraju podbitym (żołnierze byli ślepo oddani Sulli, gdyż to właśnie dzięki niemu zdobyli ogromne bogactwa na wojnie z Mitrydatesem pontyjskim, a teraz, gdyby udało się jeszcze poskromić popularów w Rzymie, staliby się bogatsi również o znaczne posiadłości ziemskie w Italii). Przysięgli więc że Italii nie wyrządzą żadnej krzywdy. Po wylądowaniu szybkim marszem wojska Sulli przemaszerowały do Tarentu drogą Via Appia, która przez Venusię, Beneventum, Kapuę i Tarracinę wiodła bezpośrednio do Rzymu. Tymczasem w Picenum, w swych posiadłościach ziemskich, bawił młody Gnejusz Pompejusz, który niedawno ożenił się z córką trybuna ludowego (z 88 r. p.n.e.) i pretora - Antystiusza - Antystią. Młoda para wyjechawszy do majątku Pompejusza w kraju Picenów i spędzała tam przyjemnie czas, odwiedzając lokalne miasta (Asculum, Firmium, Hadrię), gdzie żywa była jeszcze pamięć jego ojca - Gnejusza Pompejusza Strabona. Na wiadomość o przybyciu do Italii Sulli, Pompejusz zebrał wśród weteranów swego ojca nową armię w liczbie trzech legionów (wcześniej próbował ich zwerbować w imieniu Karbona niejaki Wediusz, ale nie powiodło mu się i próbę tę przypłacił życiem). Dołączył na ich czele do sił Sulli, by w wieku 23 lat stać się wodzem i otworzyć tym samym sobie drogę do wielkiej polityki. Tak oto w obozie Korneliusza Sulli znaleźli się dwaj późniejsi członkowie Pierwszego Triumwiratu - zaś trzeci z nich, najmłodszy, pozostawał w Rzymie, po drugiej stronie politycznej barykady. Warto teraz na moment zaprezentować ich sylwetki. To, jakimi byli ludźmi, nim stali się politykami, wodzami i triumfatorami odciskającymi swe olbrzymie piętno na losach Miasta i całej Republiki.
Zacznijmy może od najstarszego z nich - Marka Licyniusza Krassusa. Przyszedł on na świat w roku konsulatu Gajusza Porcjusza Katona i Marka Acyliusza Balbusa (114 r. p.n.e.). W roku tym nieszczęsnym na lud Kwirytów (czyli Rzymian - określenie Kwiryci czasem pojawia się w źródłach literackich), spadła hańbiąca niegodziwość, która nastepnie skutkować będzie gniewem bogów i za lat kilka doprowadzi do najazdu barbarzyńców z Północy. Szaleństwo jakoweś ogarnęło "Święte Dziewice" bogini Westy, a Miasto nie widziało takiej zbrodni od stu lat. Już Eurypides (w swej "Audzie") pisał że nieujarzmiona niewieścia natura może doprowadzić do nieszczęść wszelakich, a przyroda tak stworzyła kobietę iż jest ona podatna na wszelkie zmysłowe bodźce. Także Cyceron pisał iż: "Czystość natury wielu niewiast, cierpi za zmysłowość wszystkich kobiet", stąd należy chronić niewiasty przed nimi samymi, gdyż pozostawione bez kontroli prowokują jedynie katastrofy. Tak też się stało w tymże roku, w którym narodził się późniejszy triumwir - Marek Licyniusz Krassus. Oto niejaka Emilia, wywodząca się ze sławnego, patrycjuszowskiego rodu, kapłanka bogini Westy, uległa pewnemu mężczyźnie, niepomna zbrodni jakiej się dopuszcza. Ten, gdy już ją posiadł, chciał by spotykała się z nim częściej, ona jednak po pewnym czasie zapragnęła zakończyć tę znajomość i jakby nigdy nic wrócić do grona "Wiecznych Dziewic". Mężczyźnie to się nie spodobało, zaczął więc ją szantażować, że jeśli mu odmówi kolejnych miłosnych uniesień, wyjawi iż go uwiodła i dopuściła się grzechu śmiertelnego wobec bogini i wobec obywateli. Westalka Emilia spotykała się więc z nim dalej, mimo ciążącej nad jej głową kary. Nie dość na tym, gdyż ów mężczyzna zapragnął również innych jej "sióstr" (w rozumieniu sióstr z jednego zakonu) i wciągnął w ten proceder kilku swoich kompanów, jej samej nakazując szantażem sprowadzenie innych kobiet. Emilia nie mając wyjścia, namówiła jeszcze dwie inne westalki - Licynię (notabene daleką ciotkę Marka Licyniusza Krassusa) i Marcję. One równie chętnie przystały do zbrodni, zakażając atrium bogini Westy swymi grzechami i zamieniając je w zwykły dom rozpusty.
Nie wiadomo jak długo trwałaby ta niegodziwość gdyby nie tragedia, jaka się wkrótce potem wydarzyła. Otóż dostojną westalkę o imieniu Helwia - zabił piorun gdy ta jechała akurat konno za Miasto. Znaleziono ją leżącą przy trupie konia, z odsłoniętą głową, bez welonu i z... podkuloną suknią, spod której widać było nie tylko gołe nogi, ale i łono. Przerażenie ogarnęło Miasto, cóż to się mogło stać że dobra bogini ukarała tak okrutną śmiercią jedną ze swoich kapłanek. Zwrócono się czym prędzej do haruspików (wieszczów - przepowiadających przyszłość z trzewi ofiarnych zwierząt). Ci orzekli że martwy koń z rozerwanym rzędem oznacza rozpasanie stanu rycerskiego (ekwitów), zaś odsłonięte łono westalki - zbrodnię jaką dopuścić musiały się jej siostry. Natychmiast wszczęto oficjalne śledztwo w tej sprawie a Pontifex Maximus (Najwyższy Kapłan - jako ich bezpośredni zwierzchnik) przeprowadzał ciągłe kontrole w domu Westy, każąc chłostą te westalki, które w jakiś sposób uchybiły swym obowiązkom wobec bogini (notabene - w tym czasie chłostą nie karano już nawet najuboższych obywateli, a westalki wciąż poddane były tejże każe, wykonywanej oczywiście ręką samego Pontifexa). Niczego jednak nie znaleziono, lecz oto znalazł się niewolnik, który (zwabiony obietnicą wyzwolenia i nagród, jakie oferowano za wskazanie winnych) należał do jednego z mężczyzn, wywodzących się właśnie ze stanu rycerskiego - który wyjawił prawdę. Po nitce do kłębka złapano wszystkich winnych niegodziwości wyrządzonej bogini, a ponieważ Pontifexem był wówczas niejaki - Lucjusz Cecyliusz Metellus Dalmatikus (zatwardziały konserwatywny arystokrata) nikt z oskarżonych nie mógł mieć nawet cienia nadziei że uda mu się ocalić życie (przynajmniej teoretycznie).
Okazało się jednak że wyrok trybunału jakiemu on przewodził, nie był aż tak dotkliwy, jakby się można było spodziewać. Na śmierć skazano jedynie samą Emilię i tych mężczyzn, którzy korzystali z jej wdzięków, natomiast dwie pozostałe westalki - Licynia i Marcja zostały uniewinnione z oskarżenia o sprzeniewierzenie się bogini. Mężczyźni zostali skazani na karę chłosty (aż do śmierci), ale kara, jaką musiała przejść Emilia była niezwykle okrutna. Za to że "zhańbiła swą dziewiczość" została pogrzebana żywcem. Przy Bramie Kollińskiej znajduje się pas ziemi nazywany przez jednych "groblą", a przez innych "Polem Zbrodniczym" gdzie od wieków już chowano te ze "Świętych Dziewic", które złamały przysięgę złożoną bogini i dały się pozbawić cnoty. Sprowadzono tam ową Emilię (niesioną w całkowicie osłoniętej przed wzrokiem ludu lektyce). Czekał tam już na nią wykopany głęboki grób o dość sporych rozmiarach, zaś w środku znajdowało się posłane łóżko a przy nim zapalona lampka. Było tam też nieco jedzenia - chleb, woda, mleko, oliwa (był to oczywiście dar symboliczny, bowiem westalka nigdy nie miała możliwości z niego skorzystać). Gdy lektyka przybywa na miejsce, niewolnicy rozwiązywali rzemienie (uniemożliwiające ciekawskim zajrzenie do środka) i wyciągnęli leżącą cały czas kapłankę. Pontifex Maximus wzniósł ręce ku niebu i odmówił modlitwę, zaś lud w milczeniu po raz ostatni żegnał się z "Wieczną Dziewicą". Był to szalenie smutny moment. Gdy arcykapłan zakończył modły, wyciągnął rękę do westalki i pomógł jej podejść do drabiny, którą ta zejść miała do swojego grobu. Gdy tak się już stało, drabinę wyciągnięto się na zewnątrz, a na westalkę aczęto sypać ziemię, tak aby ostatecznie zakryć i potem wyrównać to miejsce. Dziewczyna ginęła w strasznych męczarniach z braku powietrza. Potem co roku, w Dzień Zaduszny, przybywał Pontifex w to miejsce, aby złożyć ofiary za duszę "wiarołomnej córy" i odprawić mdły do bogów (Najwyższy Kaplan był uważany za ojca wszystkich westalek, stąd jako jedyny mógł wymierzać im sprawiedliwość i karać za przewinienia, oraz nagradzać za wszelkie dobrze wykonane prace oraz modlić się za ich dusze. Poza tym po ukończeniu 30-letniej posługi w świątyni Westy - do której to służby Pontifex wybierał dziewczęta w wieku od 6 do 10 lat - kobiety stają się najbardziej pożądanymi kandydatkami do ożenku, a arcykapłan - jako ich duchowy ojciec - osobiście dawał im takiego kandydata na męża, który po pierwsze zapewniał im dostatnie życie a po drugie miał nieposzlakowaną opinię. Jeżeli taki małżonek źle traktował byłą "córę Pontifexa" i jeśli ona się na niego poskarżyła, mężczyzna musiał zostać ukarany. W każdym razie była westalka mogła też się z nim rozwieść, jeśli oczywiście miała ku temu powód).
Świętokradztwo Emilii i jej skazanie na śmierć bynajmniej nie zakończyło całej sprawy. Oszczędzone westalki - Licynia i Marcja nie cieszyły się długo wolnością, gdyż powrócono do tego tematu w roku następnym (113 p.n.e.) za sprawą trybuna ludowego - Sekstusa Pudyceusza, który na zgromadzeniu ludowym przedstawił ustawę o zmianę struktury trybunału sędziowskiego, jaki miał orzekać w sprawach cudzołóstwa i wszelkich innych zbrodni popełnionych przez "Święte Dziewice". Proponował by trybunał kapłański zamienić w trybunał świecki, w którym miast Najwyższego Kapłana, orzekać będzie wcześniej wybrany (przez zgromadzenie ludowe) sędzia. Ustawa ta została gremialnie przyjęta przez lud na zgromadzeniu a pierwszym sędzią został wybrany (znany ze swojej prawości, uczciwości, a przede wszystkim surowości w kwestiach moralnych) Lucjusz Kasjusz - który postulował aby roztoczyć nad westalkami jeszcze większą kontrolę niż dotychczas. Kobiety należy bowiem chronić przed nimi samymi - czyż nie tak postępowali nasi przodkowie? Gdy barbarzyńscy Galowie zajęli Rzym (387 r. p.n.e.), w mieście pozostało jedynie kilku starych senatorów, aby dać odpór barbarzyńcom w imię bogów, których miasto ludność porzuciła uciekając w popłochu. Wtedy to również ojcowie nasi przewieźli westalki do etruskiego Caere, by ochronić ich dziewictwo i honor przed zbrukaniem. Wtedy potrafiono zadbać o kapłanki Westy, ale w czasach o których jest mowa, zaufanie do stanu senatorskiego znacznie podupadło. Lud widział nieprawości, przekupstwo i niegodziwość nobilów. Widział sprzedajność wodzów, którzy opłacani przez wrogich Kwirytom królów, tak prowadzili wojny, aby ostatecznie toczyć je latami i przedłużać w nieskończoność. Widziano co się dzieje na posiedzeniach senatu, na tę powszechną pustkę polityczną, która im bardziej przypominała wydmuszkę, tym z większą zapalczywością biła w przeciwną stronę. Popularzy oskarżali optymatów o wszelakie niegodziwości i na odwrót, a niekiedy mordowali się w bratobójczych walkach. O co? O lud? Żadne stronnictwo polityczne nie miało już dobra ludu na swych sztandarach, im tylko chodziło o władzę dla samej władzy. A lud to widział. Widział jak prostytuują się córy najlepszych rzymskich rodów, choć wiele z nich miało potem usta pełne napomnień o moralności i brało udział w publicznych modłachoraz ofiarach ku czci bogów, których wcześniej znieważyli.
Dlaczego Licynia i Marcja uniknęły losu Emilii - pytano wówczas powszechnie. Dlatego tylko że obie wywodziły się z możnych, senatorskich rodów, a ich obrońcami byli Lucjusz Licyniusz Krassus (jeden z najsławniejszych mówców swoich czasów) i Marcjusz Filip - szczycący się rodem o korzeniach królewskich. Emilii - również pochodzącej z możnego rodu, nie dało się już uratować bo sprawa była nazbyt oczywista, ale pozostałe kobiety uniewinniono, mimo że również i one brały udział w akcie cudzołóstwa. Nic dziwnego że ustawa trybuna Pudyceusza spotkała się z tak dużą aprobatą ludu rzymskiego. W końcu trybuni ludowi występować mają w obronie ludu, a gdyby takiego świętokradztwa dopuściła się kobieta z ludu (droga do zakonu "Świętych Dziewic" otwarta była bowiem dla wszystkich dziewczynek, bez względu na ich pochodzenie społeczne czy majątek), niechybnie spotkała by ją taka sama kara śmierci, której doznała Emilia. Dlaczego więc tamte kobiety uniewinniono? Nowy trybunał sądowy pod przewodnictwem Lucjusza Kasjusza, wznowił proces i ponownie wezwano obie kobiety, by dokładnie opowiedziały w jaki sposób znieważyły boginię (innymi słowy - ile razy i w jaki sposób oddawały się cieleśnie mężczyznom). Licynia i Marcja raz jeszcze musiały przejść przez poniżające przesłuchania, z tym że teraz nikt nie traktował ich ulgowo. Grozy upokorzenia dodawał fakt, że o ile trybunał kapłański odbywał się w świątyni, poza oczyma ciekawskich, o tyle obecny, świecki trybunał Pudyceusza był otwarty dla wszystkich, przeto każdy mógł się przysłuchiwać w jaki sposób obie westalki obraziły boginię. W tych warunkach nawet płacz i wszelkie przysięgi niewiele znaczyły, gdy lud domagał się ukarania cudzołóstwa - jako zbrodni popełnionej przeciwko bogom. Najlepsi obrońcy niewiele mogli tu wskórać a wyrok mógł być tylko jeden - śmierć przez zakopanie żywcem. Tak oto w rok po swej zakonnej siostrze Emilii, z woli ludu rzymskiego zgładzono również Licynię i Marcję, obie kobiety które myślały że uda im się uniknąć kary.
Cudzołóstwo westalek i pogrzebanie ich żywcem zawsze znamionowało jakoweś klęski - jakąś karę nałożoną przez bogów na Miasto za nikczemność jednostek. Ileż to już było w przeszłości takowych przypadków, gdy Pole Zbrodnicze pochłaniało kapłanki Westy. Pierwszą bodajże - jeszcze za rządów króla Tarkwiniusza Starego (panował ok. 617-578 r. p.n.e.) - która doświadczyła takiej śmierci, była westalka o imieniu Pinaria. Kolejną (wedle tego, co udało mi się zliczyć) westalka Opimia, która (w roku 485 p.n.e.) oddając się cieleśnie mężczyźnie, pełniła jednocześnie posługi kapłańskie przy Wiecznym Ogniu Westy, kalając tym samym zarówno "Święty Płomień" jak i cały przybytek. Po tym jak morowa zaraza (dżuma) dosięgnęła kobiety (szczególnie te ciężarne), wykryto kolejne świętokradztwo z zakonie "Świętych Dziewic" i niejaka Orbinia dołączyła do niechlubnego grona zakopanych za życia niewiast na Polu Zbrodniczym (472 r. p.n.e.). W czasie, gdy na wschodzie Aleksander Wielki wyruszał na podbój Persji, za konsulatu Spuriusza Postumiusza Albinusa i Tytusa Weturiusza Kalwinusa (334 r. p.n.e.) podejrzenie na siebie ściągnęła niejaka - Minucja, która będąc westalką miała nad wyraz duże upodobanie do pięknych strojów i klejnotów. Także i ona podążyła do dołu śmierci i gdyby nie relacja Liwiusza, zniknęłaby też w mrokach dziejowej niepamięci. Dwa pokolenia później (273 r. p.n.e.) również pewna Sekstylia oskarżona została o cielesne obcowanie z mężczyzną i również ją pochłonęło Pole Zbrodnicze. Wojna z Pyrrusem z Epiru spowodowała upadek moralności wśród ludu Kwirytów czego nie uniknęły również i westali. Niedługo po ukaraniu Sekstylii nowa wybuchła afera w domu Westy (264 r. p.n.e.), gdy okazało się że nad swą chucią także nie motrafiła zapanować westalka Kapparonia. Ta jednak, nie czekając końca procesu i wyroku skazującego na tak okrutną śmierć, jaką było zakopanie żywcem w ziemi, wolała popełnić samobójstwo. Klęska kannanejska, doznana w krwawej wojnie z Hannibalem (216 r. p.n.e.) również doprowadziła do wszczęcia śledztwa i wykrycia cudzołustwa dwóch "Świętych Dziewic" - Opimii i Floronii, przy czym ta pierwsza została stracona, a druga popełniła samobójstwo.
Sto lat był spokój, który zakłóciła właśnie sprawa Emilii, Licynii i Marcji. Była to też ostatnia taka zniewaga bogini Westy w naszych dziejach (rzeczywiście, potem już nie spotyka się przypadków karania westalek śmiercią za cudzołóstwo, choć istnieją informacje że nadal niektóre z nich spotykały się potajemnie z mężczyznami, jak choćby niejaka Licynia - kochanka Krassusa, o czym niżej). Ale przecież nie tylko kwestie cielesności były powodem ukarania westalek, równie ważny był aspekt ich wiary (w czasach późniejszych, gdy do tradycji przejdzie wystawianie posągów najsławniejszych westalek - dojdzie również do pewnego zdarzenia które spowodowało zniszczenie imienia westalki z wystawionego jej posągu w świątynnym ogrodzie Westy. Zbrodnia musiała być spora, gdyż imię westalki zostało zatarte, prócz pierwszej i ostatniej litery "C....E". Jej posąg w ogrodzie świątynnym stanął w roku 364, już po śmierci cesarza Jowiana i na początku panowania braci: Walentyniana I i Walensa, niedługo po śmierci cesarza Juliana Apostaty - 363 r. - co wydaje mi się, jest ważne. Czasy w których żyła owa kapłanka Westy, były okresem tak zwanej zmasowanej reakcji chrześcijańskiej, gdyż po tajemniczej śmierci Juliana Apostaty - który próbował odnowić w społeczeństwie rzymskim na powrót kult dawnych bogów - atak, jaki nastapił na pogaństwo w połowie lat 60-tych IV wieku, był tak zmasowany, że niewielu zdolnych było mu się przeciwstawić. Prawdopodobnie owa westalka, której imię zniszczono - choć litery i wolne miejsca pasują akurat do imienia Klaudii [CLAUDIAE] - popełniła ten grzech, że... zmieniła religię i stała się chrześcijanką. Oczywiście nie ma tu stuprocentowej pewności, gdyż w źródłach nie zachowało się wyjaśnienie tego potępienia pamięci, ale istnieje silne przypuszczenie, przechodzące w pewność że to właśnie zmiana wyznania była powodem utraty czci - jej posągu nie zniszczono tylko dlatego że został on poświęcony bezpośrednio bogini, ale jej imię starto na proch, by pamięć po niej na wieki zaginęła. Należy tu też dodać że, szczególnie od IV wieku naszej ery, chrześcijaństwo zaczęło zdobywał ogromną popularność wśród Rzymian w całym Imperium, a najwiekszy atak chrześcijan szedł właśnie na instytucję westalek i kultu bogini Westy, gdyż była to najmocniejsza ostoja pogaństwa [podobnie dziś największy atak współczesnego pogaństwa - neomarksizmu, genderyzmu, feminizmu i tego całego lgbt - idzie na chrześcijaństwo a szczególnie na Kościół Katolicki, jako najsilniejszą ostoję Dawnego Świata, który należy zniszczyć, aby na jego gruzach zbudować Nowy Porządek Świata - świat totalnej inwigilacji i totalitarnych rządów] Św. Ambroży z Mediolanu - żyjący w latach ok. 340-397 - pisał [nie bez dozy satysfakcji], że poganom coraz trudniej przekonać wiernych do swoich kultów, a szczególnie problem mają ze skompletowaniem skałdu zakonu "Świętych Dziewic" Westy, gdyż współczesne dziewczęta i kobiety tam się nie garną, natomiast zapełniają masowo chrześcijańskie klasztory).
Tak wiec Marek Licyniusz Krassus przyszedł na świat w roku wstydu i pohańbienia zakonu kapłanek bogini Westy. Ojcem jego był Publiusz Licyniusz Krassus - człowiek co prawda niskiego rodu, ale wielkiego ducha, konsul (roku 97 p.n.e.), cenzor (roku 89 p.n.e.), oraz triumfator nad hiszpańskim plemieniem Luzytan (z roku 93 p.n.e.), matka jego zaś nie jest znana. Młody Krassus wychowywał się w domu, w którym się nie przelewało i miał jeszcze do tego dwóch braci. Ten okres pozostał mu w pamięci i jak mawiano, prócz wielu zalet jakimi się odznaczał, tę jedną miał wadę, że bardzo pożądał bogactwa. Wdał się w romans ze starszą od siebie westalką o imieniu Licynia (wsześniej wymienione przypadki kobiet które oskarżono i uśmiercono za cudzołóstwo, były przypadkami udowodnionymi. Natomiast ile było takich które nigdy nie ujrzały światła dziennego, przez co nie pozostał po nich żaden ślad w historii? Sam fakt że mówi się o potajemnym romancie Krassusa z westalką jest w tej kwestii niezwykle wymowny). Co ciekawe, nie czynił tego jednak powodowany miłością czy pożądaniem a... chciwością, gdyż miała Licynia sporych rozmiarów majątek ziemski pod Miastem, na który miał chrapkę Krassus. Czarował więc ją, szepcząc piękne słówka o miłości i tak długo nachodził, aż kobieta oczarowana jego względami, przepisała na niego cały swój majatek. Gdy to uczyniła, zaloty się skończyły a Krassus - twierdząc że muszą przestać się spotykać ze względu na podejrzenia jakie wokół ich kontaktów narastają - przestał ją więcej odwiedzać. Krassus był przykładem biznesmena bez skrupułów, dażącego do raz obranego celu wręcz po trupach. Miał też jednak ciekawe pomysły i żyłkę pioniera, wiedział w co zainwestować aby zbić na tym spory majątek. Tak było choćby w czasie, gdy przyłączywszy się do wojsk Sulli, gdy ten zdobył Rzym, wiele budynków w mieście padło ofiarą ognia wywołanego przez rozzuchwalone żołdactwo. Krassus wpadł wówczas na ciekawy pomysł, otóż ze swoich niewolników utworzył pierwsze w Rzymie, stałe oddziały straży pożarnej, które (za odpowiednią opłatą), gasiły pożary w Mieście (częstokroć Krassus skupował poważnie zniszczone domy czynszowe, odnawiał je potem dzięki pomocy swoich niewolników-architektów i następnie wynajmował za odpowiednie pieniądze. Dzięki temu zbił ogromny majątek. Ponoć istniała taka plotka, jakoby ludzie Krassusa specjalnie podpalali budynki na których mu zależało i nie gasili płonącego domu dopóty, dopóki mieszkańcy nie sprzedali go Krassusowi po takich cenach jakie ten sobie zażyczył - dopiero potem przystępowali do gaszenia pożaru. Ale czy była to tylko plotka?).
Gnejusz Pompejusz - drugi wielki Triumwir, urodził się na dzień przed kalendami października (dokładnie 29 września 106 r. p.n.e., jako że wrzesień liczył w rzymskim kalendarzu 29 dni, zaś kalendy rozpoczynały się zawsze pierwszego każdego miesiąca), za konsulatu Kwintusa Serwiliusza Cepiona i Gajusza Atyliusza Serranusa. Ojciec jego - Gnejusz Pompejusz Strabon (Zezowaty), nie miał (w odróżnieniu od ojca Krassusa) dobrej opinii wśród samych Rzymian (choć wielbiły go oddziały sprzymierzeńców z Picenum, stąd jego syn miał potem łatwiejszą drogę w zwerbowaniu weteranów ojca z tych ziem). Za młodu Pompejusz towarzyszył ojcu podczas walk z popularami. Tam też wykrył spisek niejakiego Lucjusza Terencjusza, który namówiony przez Cynnę poprzysiągł zgładzić obu Pompejuszów - ojca i syna. Został jednak złapany w pułapkę i stracony (wcześniej ktoś bowiem zdradził Pompejuszowi co Terencjusz planuje uczynić i ten był już przygotowany). Gdy Pompejusz Strabon zginął rażony piorunem (87 r. p.n.e.), młody 19-letni Pompejusz Młodszy wycofał się na pewien czas w domowe pielesze (tym bardziej że został mu wytoczony proces o nadużycia finansowe ojca, lecz udało mu się udowodnić że za całą sprawę odpowiada niejaki Aleksander - wyzwoleniec Pompejusza Strabona, który miał pieczę nad księgami i przez jego ręce przechodziły wszelkie łupy oraz kosztowności). W tym też czasie zwolennicy Cynny zdemolowali mu dom. Pompejusz zakochał się następnie w kurtyzanie o imieniu Flora. Pompejusz miał ponoć przystojny wygląd i miły sposób bycia. Z Florą spędzał wiele wolnego czasu i ponoć raz doszło na tym tle do sporu z niejakim Geminiuszem (przyjacielem Pompejusza), który także chciał "stosunków z Florą". Ponieważ była ona kurtyzaną, jej czas był cenny i każdy chętny musiał zapłacić za jej towarzystwo, ale ponoć z Pompejuszem miała szczególny kontakt i zawsze rozstawała się z nim z żalem. Cóż, we Florze zakochał się także Pontifex Maximus - Lucjusz Cecyliusz Metellus Dalmatikus (notabene - ojciec Cecylii Metelli - żony Korneliusza Sulli), ten sam, który sądził westalki: Emilię, Licynię i Marcję (114 r. p.n.e.). Ponoć, gdy ozdobił (na własny koszt) świątynię Dioskurów (Kastora i Polluksa), umieścił w niej również portret Flory - jako bogini, wschodzącej Jutrzenki (oczywiście obraz nie zachował się do naszych czasów). Po rozstaniu z Florą, Pompejusz nawiązał krótki romans z żoną swego wyzwoleńca - Demetriosa (choć potem - pomimo jej niezwykłej urody - zerwał z nią, gdy zaczęto mu wytykać że sypia z mężatkami). Ostatecznie poślubił córkę pretora Antystiusza - Antystię (choć potem nie uda mu się ochronić teścia przed śmiercią, gdy Sulla zacznie wprowadzać w Rzymie swoje krwawe rządy i mścić się na każdym, na którego choćby tylko padnie blady cień sympatii dla Mariusza, Cynny, Karbona i innych popularów).
Do tego obozu należał też trzeci późniejszy Triumwir, ożeniony właśnie z córką Korneliusza Cynny - Kornelią, którą szczerze kochał i z którą odmówił rozwieść się nawet pod groźbą utraty życia (dyktator Sulla dał mu propozycję nie do odrzucenia - albo rozwiedzie się z Kornelią i wówczas może żyć w spokoju, albo też czeka go śmierć). Tym trzecim Triumwirem był oczywiście 17-letni wówczas potomek bogini Wenery - Gajusz Juliusz Cezar, ten który następnie ocali Republikę (i zapoczątkuje nową formę rządów zwaną cesarstwem, choć pierwszym princepsem stanie się dopiero jego stryjeczny wnuk - Gajusz Oktawiusz, zwany również Oktawinem Augustem). Ale o nim już w nastepnej części.
Zacznijmy może od najstarszego z nich - Marka Licyniusza Krassusa. Przyszedł on na świat w roku konsulatu Gajusza Porcjusza Katona i Marka Acyliusza Balbusa (114 r. p.n.e.). W roku tym nieszczęsnym na lud Kwirytów (czyli Rzymian - określenie Kwiryci czasem pojawia się w źródłach literackich), spadła hańbiąca niegodziwość, która nastepnie skutkować będzie gniewem bogów i za lat kilka doprowadzi do najazdu barbarzyńców z Północy. Szaleństwo jakoweś ogarnęło "Święte Dziewice" bogini Westy, a Miasto nie widziało takiej zbrodni od stu lat. Już Eurypides (w swej "Audzie") pisał że nieujarzmiona niewieścia natura może doprowadzić do nieszczęść wszelakich, a przyroda tak stworzyła kobietę iż jest ona podatna na wszelkie zmysłowe bodźce. Także Cyceron pisał iż: "Czystość natury wielu niewiast, cierpi za zmysłowość wszystkich kobiet", stąd należy chronić niewiasty przed nimi samymi, gdyż pozostawione bez kontroli prowokują jedynie katastrofy. Tak też się stało w tymże roku, w którym narodził się późniejszy triumwir - Marek Licyniusz Krassus. Oto niejaka Emilia, wywodząca się ze sławnego, patrycjuszowskiego rodu, kapłanka bogini Westy, uległa pewnemu mężczyźnie, niepomna zbrodni jakiej się dopuszcza. Ten, gdy już ją posiadł, chciał by spotykała się z nim częściej, ona jednak po pewnym czasie zapragnęła zakończyć tę znajomość i jakby nigdy nic wrócić do grona "Wiecznych Dziewic". Mężczyźnie to się nie spodobało, zaczął więc ją szantażować, że jeśli mu odmówi kolejnych miłosnych uniesień, wyjawi iż go uwiodła i dopuściła się grzechu śmiertelnego wobec bogini i wobec obywateli. Westalka Emilia spotykała się więc z nim dalej, mimo ciążącej nad jej głową kary. Nie dość na tym, gdyż ów mężczyzna zapragnął również innych jej "sióstr" (w rozumieniu sióstr z jednego zakonu) i wciągnął w ten proceder kilku swoich kompanów, jej samej nakazując szantażem sprowadzenie innych kobiet. Emilia nie mając wyjścia, namówiła jeszcze dwie inne westalki - Licynię (notabene daleką ciotkę Marka Licyniusza Krassusa) i Marcję. One równie chętnie przystały do zbrodni, zakażając atrium bogini Westy swymi grzechami i zamieniając je w zwykły dom rozpusty.
Nie wiadomo jak długo trwałaby ta niegodziwość gdyby nie tragedia, jaka się wkrótce potem wydarzyła. Otóż dostojną westalkę o imieniu Helwia - zabił piorun gdy ta jechała akurat konno za Miasto. Znaleziono ją leżącą przy trupie konia, z odsłoniętą głową, bez welonu i z... podkuloną suknią, spod której widać było nie tylko gołe nogi, ale i łono. Przerażenie ogarnęło Miasto, cóż to się mogło stać że dobra bogini ukarała tak okrutną śmiercią jedną ze swoich kapłanek. Zwrócono się czym prędzej do haruspików (wieszczów - przepowiadających przyszłość z trzewi ofiarnych zwierząt). Ci orzekli że martwy koń z rozerwanym rzędem oznacza rozpasanie stanu rycerskiego (ekwitów), zaś odsłonięte łono westalki - zbrodnię jaką dopuścić musiały się jej siostry. Natychmiast wszczęto oficjalne śledztwo w tej sprawie a Pontifex Maximus (Najwyższy Kapłan - jako ich bezpośredni zwierzchnik) przeprowadzał ciągłe kontrole w domu Westy, każąc chłostą te westalki, które w jakiś sposób uchybiły swym obowiązkom wobec bogini (notabene - w tym czasie chłostą nie karano już nawet najuboższych obywateli, a westalki wciąż poddane były tejże każe, wykonywanej oczywiście ręką samego Pontifexa). Niczego jednak nie znaleziono, lecz oto znalazł się niewolnik, który (zwabiony obietnicą wyzwolenia i nagród, jakie oferowano za wskazanie winnych) należał do jednego z mężczyzn, wywodzących się właśnie ze stanu rycerskiego - który wyjawił prawdę. Po nitce do kłębka złapano wszystkich winnych niegodziwości wyrządzonej bogini, a ponieważ Pontifexem był wówczas niejaki - Lucjusz Cecyliusz Metellus Dalmatikus (zatwardziały konserwatywny arystokrata) nikt z oskarżonych nie mógł mieć nawet cienia nadziei że uda mu się ocalić życie (przynajmniej teoretycznie).
Okazało się jednak że wyrok trybunału jakiemu on przewodził, nie był aż tak dotkliwy, jakby się można było spodziewać. Na śmierć skazano jedynie samą Emilię i tych mężczyzn, którzy korzystali z jej wdzięków, natomiast dwie pozostałe westalki - Licynia i Marcja zostały uniewinnione z oskarżenia o sprzeniewierzenie się bogini. Mężczyźni zostali skazani na karę chłosty (aż do śmierci), ale kara, jaką musiała przejść Emilia była niezwykle okrutna. Za to że "zhańbiła swą dziewiczość" została pogrzebana żywcem. Przy Bramie Kollińskiej znajduje się pas ziemi nazywany przez jednych "groblą", a przez innych "Polem Zbrodniczym" gdzie od wieków już chowano te ze "Świętych Dziewic", które złamały przysięgę złożoną bogini i dały się pozbawić cnoty. Sprowadzono tam ową Emilię (niesioną w całkowicie osłoniętej przed wzrokiem ludu lektyce). Czekał tam już na nią wykopany głęboki grób o dość sporych rozmiarach, zaś w środku znajdowało się posłane łóżko a przy nim zapalona lampka. Było tam też nieco jedzenia - chleb, woda, mleko, oliwa (był to oczywiście dar symboliczny, bowiem westalka nigdy nie miała możliwości z niego skorzystać). Gdy lektyka przybywa na miejsce, niewolnicy rozwiązywali rzemienie (uniemożliwiające ciekawskim zajrzenie do środka) i wyciągnęli leżącą cały czas kapłankę. Pontifex Maximus wzniósł ręce ku niebu i odmówił modlitwę, zaś lud w milczeniu po raz ostatni żegnał się z "Wieczną Dziewicą". Był to szalenie smutny moment. Gdy arcykapłan zakończył modły, wyciągnął rękę do westalki i pomógł jej podejść do drabiny, którą ta zejść miała do swojego grobu. Gdy tak się już stało, drabinę wyciągnięto się na zewnątrz, a na westalkę aczęto sypać ziemię, tak aby ostatecznie zakryć i potem wyrównać to miejsce. Dziewczyna ginęła w strasznych męczarniach z braku powietrza. Potem co roku, w Dzień Zaduszny, przybywał Pontifex w to miejsce, aby złożyć ofiary za duszę "wiarołomnej córy" i odprawić mdły do bogów (Najwyższy Kaplan był uważany za ojca wszystkich westalek, stąd jako jedyny mógł wymierzać im sprawiedliwość i karać za przewinienia, oraz nagradzać za wszelkie dobrze wykonane prace oraz modlić się za ich dusze. Poza tym po ukończeniu 30-letniej posługi w świątyni Westy - do której to służby Pontifex wybierał dziewczęta w wieku od 6 do 10 lat - kobiety stają się najbardziej pożądanymi kandydatkami do ożenku, a arcykapłan - jako ich duchowy ojciec - osobiście dawał im takiego kandydata na męża, który po pierwsze zapewniał im dostatnie życie a po drugie miał nieposzlakowaną opinię. Jeżeli taki małżonek źle traktował byłą "córę Pontifexa" i jeśli ona się na niego poskarżyła, mężczyzna musiał zostać ukarany. W każdym razie była westalka mogła też się z nim rozwieść, jeśli oczywiście miała ku temu powód).
Świętokradztwo Emilii i jej skazanie na śmierć bynajmniej nie zakończyło całej sprawy. Oszczędzone westalki - Licynia i Marcja nie cieszyły się długo wolnością, gdyż powrócono do tego tematu w roku następnym (113 p.n.e.) za sprawą trybuna ludowego - Sekstusa Pudyceusza, który na zgromadzeniu ludowym przedstawił ustawę o zmianę struktury trybunału sędziowskiego, jaki miał orzekać w sprawach cudzołóstwa i wszelkich innych zbrodni popełnionych przez "Święte Dziewice". Proponował by trybunał kapłański zamienić w trybunał świecki, w którym miast Najwyższego Kapłana, orzekać będzie wcześniej wybrany (przez zgromadzenie ludowe) sędzia. Ustawa ta została gremialnie przyjęta przez lud na zgromadzeniu a pierwszym sędzią został wybrany (znany ze swojej prawości, uczciwości, a przede wszystkim surowości w kwestiach moralnych) Lucjusz Kasjusz - który postulował aby roztoczyć nad westalkami jeszcze większą kontrolę niż dotychczas. Kobiety należy bowiem chronić przed nimi samymi - czyż nie tak postępowali nasi przodkowie? Gdy barbarzyńscy Galowie zajęli Rzym (387 r. p.n.e.), w mieście pozostało jedynie kilku starych senatorów, aby dać odpór barbarzyńcom w imię bogów, których miasto ludność porzuciła uciekając w popłochu. Wtedy to również ojcowie nasi przewieźli westalki do etruskiego Caere, by ochronić ich dziewictwo i honor przed zbrukaniem. Wtedy potrafiono zadbać o kapłanki Westy, ale w czasach o których jest mowa, zaufanie do stanu senatorskiego znacznie podupadło. Lud widział nieprawości, przekupstwo i niegodziwość nobilów. Widział sprzedajność wodzów, którzy opłacani przez wrogich Kwirytom królów, tak prowadzili wojny, aby ostatecznie toczyć je latami i przedłużać w nieskończoność. Widziano co się dzieje na posiedzeniach senatu, na tę powszechną pustkę polityczną, która im bardziej przypominała wydmuszkę, tym z większą zapalczywością biła w przeciwną stronę. Popularzy oskarżali optymatów o wszelakie niegodziwości i na odwrót, a niekiedy mordowali się w bratobójczych walkach. O co? O lud? Żadne stronnictwo polityczne nie miało już dobra ludu na swych sztandarach, im tylko chodziło o władzę dla samej władzy. A lud to widział. Widział jak prostytuują się córy najlepszych rzymskich rodów, choć wiele z nich miało potem usta pełne napomnień o moralności i brało udział w publicznych modłachoraz ofiarach ku czci bogów, których wcześniej znieważyli.
Dlaczego Licynia i Marcja uniknęły losu Emilii - pytano wówczas powszechnie. Dlatego tylko że obie wywodziły się z możnych, senatorskich rodów, a ich obrońcami byli Lucjusz Licyniusz Krassus (jeden z najsławniejszych mówców swoich czasów) i Marcjusz Filip - szczycący się rodem o korzeniach królewskich. Emilii - również pochodzącej z możnego rodu, nie dało się już uratować bo sprawa była nazbyt oczywista, ale pozostałe kobiety uniewinniono, mimo że również i one brały udział w akcie cudzołóstwa. Nic dziwnego że ustawa trybuna Pudyceusza spotkała się z tak dużą aprobatą ludu rzymskiego. W końcu trybuni ludowi występować mają w obronie ludu, a gdyby takiego świętokradztwa dopuściła się kobieta z ludu (droga do zakonu "Świętych Dziewic" otwarta była bowiem dla wszystkich dziewczynek, bez względu na ich pochodzenie społeczne czy majątek), niechybnie spotkała by ją taka sama kara śmierci, której doznała Emilia. Dlaczego więc tamte kobiety uniewinniono? Nowy trybunał sądowy pod przewodnictwem Lucjusza Kasjusza, wznowił proces i ponownie wezwano obie kobiety, by dokładnie opowiedziały w jaki sposób znieważyły boginię (innymi słowy - ile razy i w jaki sposób oddawały się cieleśnie mężczyznom). Licynia i Marcja raz jeszcze musiały przejść przez poniżające przesłuchania, z tym że teraz nikt nie traktował ich ulgowo. Grozy upokorzenia dodawał fakt, że o ile trybunał kapłański odbywał się w świątyni, poza oczyma ciekawskich, o tyle obecny, świecki trybunał Pudyceusza był otwarty dla wszystkich, przeto każdy mógł się przysłuchiwać w jaki sposób obie westalki obraziły boginię. W tych warunkach nawet płacz i wszelkie przysięgi niewiele znaczyły, gdy lud domagał się ukarania cudzołóstwa - jako zbrodni popełnionej przeciwko bogom. Najlepsi obrońcy niewiele mogli tu wskórać a wyrok mógł być tylko jeden - śmierć przez zakopanie żywcem. Tak oto w rok po swej zakonnej siostrze Emilii, z woli ludu rzymskiego zgładzono również Licynię i Marcję, obie kobiety które myślały że uda im się uniknąć kary.
Cudzołóstwo westalek i pogrzebanie ich żywcem zawsze znamionowało jakoweś klęski - jakąś karę nałożoną przez bogów na Miasto za nikczemność jednostek. Ileż to już było w przeszłości takowych przypadków, gdy Pole Zbrodnicze pochłaniało kapłanki Westy. Pierwszą bodajże - jeszcze za rządów króla Tarkwiniusza Starego (panował ok. 617-578 r. p.n.e.) - która doświadczyła takiej śmierci, była westalka o imieniu Pinaria. Kolejną (wedle tego, co udało mi się zliczyć) westalka Opimia, która (w roku 485 p.n.e.) oddając się cieleśnie mężczyźnie, pełniła jednocześnie posługi kapłańskie przy Wiecznym Ogniu Westy, kalając tym samym zarówno "Święty Płomień" jak i cały przybytek. Po tym jak morowa zaraza (dżuma) dosięgnęła kobiety (szczególnie te ciężarne), wykryto kolejne świętokradztwo z zakonie "Świętych Dziewic" i niejaka Orbinia dołączyła do niechlubnego grona zakopanych za życia niewiast na Polu Zbrodniczym (472 r. p.n.e.). W czasie, gdy na wschodzie Aleksander Wielki wyruszał na podbój Persji, za konsulatu Spuriusza Postumiusza Albinusa i Tytusa Weturiusza Kalwinusa (334 r. p.n.e.) podejrzenie na siebie ściągnęła niejaka - Minucja, która będąc westalką miała nad wyraz duże upodobanie do pięknych strojów i klejnotów. Także i ona podążyła do dołu śmierci i gdyby nie relacja Liwiusza, zniknęłaby też w mrokach dziejowej niepamięci. Dwa pokolenia później (273 r. p.n.e.) również pewna Sekstylia oskarżona została o cielesne obcowanie z mężczyzną i również ją pochłonęło Pole Zbrodnicze. Wojna z Pyrrusem z Epiru spowodowała upadek moralności wśród ludu Kwirytów czego nie uniknęły również i westali. Niedługo po ukaraniu Sekstylii nowa wybuchła afera w domu Westy (264 r. p.n.e.), gdy okazało się że nad swą chucią także nie motrafiła zapanować westalka Kapparonia. Ta jednak, nie czekając końca procesu i wyroku skazującego na tak okrutną śmierć, jaką było zakopanie żywcem w ziemi, wolała popełnić samobójstwo. Klęska kannanejska, doznana w krwawej wojnie z Hannibalem (216 r. p.n.e.) również doprowadziła do wszczęcia śledztwa i wykrycia cudzołustwa dwóch "Świętych Dziewic" - Opimii i Floronii, przy czym ta pierwsza została stracona, a druga popełniła samobójstwo.
Sto lat był spokój, który zakłóciła właśnie sprawa Emilii, Licynii i Marcji. Była to też ostatnia taka zniewaga bogini Westy w naszych dziejach (rzeczywiście, potem już nie spotyka się przypadków karania westalek śmiercią za cudzołóstwo, choć istnieją informacje że nadal niektóre z nich spotykały się potajemnie z mężczyznami, jak choćby niejaka Licynia - kochanka Krassusa, o czym niżej). Ale przecież nie tylko kwestie cielesności były powodem ukarania westalek, równie ważny był aspekt ich wiary (w czasach późniejszych, gdy do tradycji przejdzie wystawianie posągów najsławniejszych westalek - dojdzie również do pewnego zdarzenia które spowodowało zniszczenie imienia westalki z wystawionego jej posągu w świątynnym ogrodzie Westy. Zbrodnia musiała być spora, gdyż imię westalki zostało zatarte, prócz pierwszej i ostatniej litery "C....E". Jej posąg w ogrodzie świątynnym stanął w roku 364, już po śmierci cesarza Jowiana i na początku panowania braci: Walentyniana I i Walensa, niedługo po śmierci cesarza Juliana Apostaty - 363 r. - co wydaje mi się, jest ważne. Czasy w których żyła owa kapłanka Westy, były okresem tak zwanej zmasowanej reakcji chrześcijańskiej, gdyż po tajemniczej śmierci Juliana Apostaty - który próbował odnowić w społeczeństwie rzymskim na powrót kult dawnych bogów - atak, jaki nastapił na pogaństwo w połowie lat 60-tych IV wieku, był tak zmasowany, że niewielu zdolnych było mu się przeciwstawić. Prawdopodobnie owa westalka, której imię zniszczono - choć litery i wolne miejsca pasują akurat do imienia Klaudii [CLAUDIAE] - popełniła ten grzech, że... zmieniła religię i stała się chrześcijanką. Oczywiście nie ma tu stuprocentowej pewności, gdyż w źródłach nie zachowało się wyjaśnienie tego potępienia pamięci, ale istnieje silne przypuszczenie, przechodzące w pewność że to właśnie zmiana wyznania była powodem utraty czci - jej posągu nie zniszczono tylko dlatego że został on poświęcony bezpośrednio bogini, ale jej imię starto na proch, by pamięć po niej na wieki zaginęła. Należy tu też dodać że, szczególnie od IV wieku naszej ery, chrześcijaństwo zaczęło zdobywał ogromną popularność wśród Rzymian w całym Imperium, a najwiekszy atak chrześcijan szedł właśnie na instytucję westalek i kultu bogini Westy, gdyż była to najmocniejsza ostoja pogaństwa [podobnie dziś największy atak współczesnego pogaństwa - neomarksizmu, genderyzmu, feminizmu i tego całego lgbt - idzie na chrześcijaństwo a szczególnie na Kościół Katolicki, jako najsilniejszą ostoję Dawnego Świata, który należy zniszczyć, aby na jego gruzach zbudować Nowy Porządek Świata - świat totalnej inwigilacji i totalitarnych rządów] Św. Ambroży z Mediolanu - żyjący w latach ok. 340-397 - pisał [nie bez dozy satysfakcji], że poganom coraz trudniej przekonać wiernych do swoich kultów, a szczególnie problem mają ze skompletowaniem skałdu zakonu "Świętych Dziewic" Westy, gdyż współczesne dziewczęta i kobiety tam się nie garną, natomiast zapełniają masowo chrześcijańskie klasztory).
KRASSUS ZWYCIĘZCA SPARTAKUSA
Tak wiec Marek Licyniusz Krassus przyszedł na świat w roku wstydu i pohańbienia zakonu kapłanek bogini Westy. Ojcem jego był Publiusz Licyniusz Krassus - człowiek co prawda niskiego rodu, ale wielkiego ducha, konsul (roku 97 p.n.e.), cenzor (roku 89 p.n.e.), oraz triumfator nad hiszpańskim plemieniem Luzytan (z roku 93 p.n.e.), matka jego zaś nie jest znana. Młody Krassus wychowywał się w domu, w którym się nie przelewało i miał jeszcze do tego dwóch braci. Ten okres pozostał mu w pamięci i jak mawiano, prócz wielu zalet jakimi się odznaczał, tę jedną miał wadę, że bardzo pożądał bogactwa. Wdał się w romans ze starszą od siebie westalką o imieniu Licynia (wsześniej wymienione przypadki kobiet które oskarżono i uśmiercono za cudzołóstwo, były przypadkami udowodnionymi. Natomiast ile było takich które nigdy nie ujrzały światła dziennego, przez co nie pozostał po nich żaden ślad w historii? Sam fakt że mówi się o potajemnym romancie Krassusa z westalką jest w tej kwestii niezwykle wymowny). Co ciekawe, nie czynił tego jednak powodowany miłością czy pożądaniem a... chciwością, gdyż miała Licynia sporych rozmiarów majątek ziemski pod Miastem, na który miał chrapkę Krassus. Czarował więc ją, szepcząc piękne słówka o miłości i tak długo nachodził, aż kobieta oczarowana jego względami, przepisała na niego cały swój majatek. Gdy to uczyniła, zaloty się skończyły a Krassus - twierdząc że muszą przestać się spotykać ze względu na podejrzenia jakie wokół ich kontaktów narastają - przestał ją więcej odwiedzać. Krassus był przykładem biznesmena bez skrupułów, dażącego do raz obranego celu wręcz po trupach. Miał też jednak ciekawe pomysły i żyłkę pioniera, wiedział w co zainwestować aby zbić na tym spory majątek. Tak było choćby w czasie, gdy przyłączywszy się do wojsk Sulli, gdy ten zdobył Rzym, wiele budynków w mieście padło ofiarą ognia wywołanego przez rozzuchwalone żołdactwo. Krassus wpadł wówczas na ciekawy pomysł, otóż ze swoich niewolników utworzył pierwsze w Rzymie, stałe oddziały straży pożarnej, które (za odpowiednią opłatą), gasiły pożary w Mieście (częstokroć Krassus skupował poważnie zniszczone domy czynszowe, odnawiał je potem dzięki pomocy swoich niewolników-architektów i następnie wynajmował za odpowiednie pieniądze. Dzięki temu zbił ogromny majątek. Ponoć istniała taka plotka, jakoby ludzie Krassusa specjalnie podpalali budynki na których mu zależało i nie gasili płonącego domu dopóty, dopóki mieszkańcy nie sprzedali go Krassusowi po takich cenach jakie ten sobie zażyczył - dopiero potem przystępowali do gaszenia pożaru. Ale czy była to tylko plotka?).
Gnejusz Pompejusz - drugi wielki Triumwir, urodził się na dzień przed kalendami października (dokładnie 29 września 106 r. p.n.e., jako że wrzesień liczył w rzymskim kalendarzu 29 dni, zaś kalendy rozpoczynały się zawsze pierwszego każdego miesiąca), za konsulatu Kwintusa Serwiliusza Cepiona i Gajusza Atyliusza Serranusa. Ojciec jego - Gnejusz Pompejusz Strabon (Zezowaty), nie miał (w odróżnieniu od ojca Krassusa) dobrej opinii wśród samych Rzymian (choć wielbiły go oddziały sprzymierzeńców z Picenum, stąd jego syn miał potem łatwiejszą drogę w zwerbowaniu weteranów ojca z tych ziem). Za młodu Pompejusz towarzyszył ojcu podczas walk z popularami. Tam też wykrył spisek niejakiego Lucjusza Terencjusza, który namówiony przez Cynnę poprzysiągł zgładzić obu Pompejuszów - ojca i syna. Został jednak złapany w pułapkę i stracony (wcześniej ktoś bowiem zdradził Pompejuszowi co Terencjusz planuje uczynić i ten był już przygotowany). Gdy Pompejusz Strabon zginął rażony piorunem (87 r. p.n.e.), młody 19-letni Pompejusz Młodszy wycofał się na pewien czas w domowe pielesze (tym bardziej że został mu wytoczony proces o nadużycia finansowe ojca, lecz udało mu się udowodnić że za całą sprawę odpowiada niejaki Aleksander - wyzwoleniec Pompejusza Strabona, który miał pieczę nad księgami i przez jego ręce przechodziły wszelkie łupy oraz kosztowności). W tym też czasie zwolennicy Cynny zdemolowali mu dom. Pompejusz zakochał się następnie w kurtyzanie o imieniu Flora. Pompejusz miał ponoć przystojny wygląd i miły sposób bycia. Z Florą spędzał wiele wolnego czasu i ponoć raz doszło na tym tle do sporu z niejakim Geminiuszem (przyjacielem Pompejusza), który także chciał "stosunków z Florą". Ponieważ była ona kurtyzaną, jej czas był cenny i każdy chętny musiał zapłacić za jej towarzystwo, ale ponoć z Pompejuszem miała szczególny kontakt i zawsze rozstawała się z nim z żalem. Cóż, we Florze zakochał się także Pontifex Maximus - Lucjusz Cecyliusz Metellus Dalmatikus (notabene - ojciec Cecylii Metelli - żony Korneliusza Sulli), ten sam, który sądził westalki: Emilię, Licynię i Marcję (114 r. p.n.e.). Ponoć, gdy ozdobił (na własny koszt) świątynię Dioskurów (Kastora i Polluksa), umieścił w niej również portret Flory - jako bogini, wschodzącej Jutrzenki (oczywiście obraz nie zachował się do naszych czasów). Po rozstaniu z Florą, Pompejusz nawiązał krótki romans z żoną swego wyzwoleńca - Demetriosa (choć potem - pomimo jej niezwykłej urody - zerwał z nią, gdy zaczęto mu wytykać że sypia z mężatkami). Ostatecznie poślubił córkę pretora Antystiusza - Antystię (choć potem nie uda mu się ochronić teścia przed śmiercią, gdy Sulla zacznie wprowadzać w Rzymie swoje krwawe rządy i mścić się na każdym, na którego choćby tylko padnie blady cień sympatii dla Mariusza, Cynny, Karbona i innych popularów).
Do tego obozu należał też trzeci późniejszy Triumwir, ożeniony właśnie z córką Korneliusza Cynny - Kornelią, którą szczerze kochał i z którą odmówił rozwieść się nawet pod groźbą utraty życia (dyktator Sulla dał mu propozycję nie do odrzucenia - albo rozwiedzie się z Kornelią i wówczas może żyć w spokoju, albo też czeka go śmierć). Tym trzecim Triumwirem był oczywiście 17-letni wówczas potomek bogini Wenery - Gajusz Juliusz Cezar, ten który następnie ocali Republikę (i zapoczątkuje nową formę rządów zwaną cesarstwem, choć pierwszym princepsem stanie się dopiero jego stryjeczny wnuk - Gajusz Oktawiusz, zwany również Oktawinem Augustem). Ale o nim już w nastepnej części.
PIERWSZE SPOTKANIE POMPEJUSZA I CEZARA
TRZYDZIEŚCI PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ CI DWAJ PRZYJACIELE
STANĘLI PRZECIWKO SOBIE W WALCE O WŁADZĘ NAD
RZYMEM I CAŁYM IMPERIUM
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz