OD ANTYKU PO WSPÓŁCZESNOŚĆ
GRECJA KLASYCZNA
ATENY
(V - IV wiek p.n.e.)
Cz. VI
WYCHOWANIE MŁODYCH KOBIET
(HETERY)
Cz. IV
ASPAZJA I JEJ GYNECEUM
Cz. III
"PRZEWODNIKIEM MEGO ŻYCIA - DUMA,
PRZEZ NIĄ JESTEŚMY NIEWOLNIKAMI TŁUMU"
EURYPIDES
(SŁOWA AGAMEMNONA Z "IFIGENII W AULIDZIE")
Oblężenie miasta Samos trwało dziewięć miesięcy (od sierpnia 440 r. p.n.e. do maja 439 r. p.n.e.), przez ten czas rosło nie tylko zniecierpliwienie Ateńczyków, ale również koszty owej wojny, która z początku miała być jedynie błyskawiczną wyprawą karną przeciw zbuntowanym sojusznikom. Roczne utrzymanie 150 okrętów ateńskich (z całej liczby ok. 200 okrętów blokujących Samos od strony morza), kosztowało skarb państwa 150 talentów - a była to kwota niebagatelnie duża (za ok. 4-5 talentów można było nabyć dobry okręt wojenny), nic dziwnego że szybko pojawiły się niedobory aprowizacyjne, co zmusiło Peryklesa do dzielenia armii na osiem jednostek i ta jednostka, która w danym dniu wylosowała biały groch, mogła odpoczywać i pokrzepić się posiłkiem, reszta zaś musiała walczyć pod murami Samos. Sprowadził też Perykles konstruktora machin oblężniczych - Artemona zwanego Poryforetosem ("Obnoszonym" - ten przydomek wziął się z tego, iż Artemon, gdy tylko wychodził z domu, zawsze kazał się nieść swym niewolnikom w lektyce, co stało się potem wręcz legendarnym przykładem lenistwa). Machiny jednak na niewiele się zdały, tym bardziej że wojsko było zmęczone i osłabione, a zapasy żywności i sprzętu przychodziły nieregularnie. Bez stałych dochodów nie można więc było liczyć na szybkie zakończenie tej wojny, a podatki, jakie czerpano z ceł, od dzierżawców kopalń, od metojków, z opłat sądowych i wreszcie od heter (prostytucja w Atenach była bowiem objęta podatkiem), były wybitnie niewystarczające, tym bardziej że prócz wydatków na wojsko pod Samos, istniały też i inne potrzeby w samych Atenach czy Attyce. Wówczas postanowiono użyć na ten cel pieniądze Związku Morskiego zgromadzone w skarbcu związkowym, który od piętnastu lat (454 r. p.n.e.) znajdował się w Atenach, gdzie został przeniesiony z wyspy Delos (zapewne postąpiono tak za wcześniejszą radą Peryklesa, który stwierdził iż Ateńczycy nie mają obowiązku zdawać innym miastom związkowym sprawozdania z wydatkowania funduszy kasy związkowej, gdyż to właśnie na Ateńczykach spoczywa największa odpowiedzialność obrony Hellenów i to właśnie Ateńczycy najwięcej sił i środków na ten cel łożą - przez co pieniądze związkowe nie należą już do wpłacających, lecz do tych, którzy je odbierają, przeznaczając dla wspólnego bezpieczeństwa. Swoją drogą - ciekawy argument, próbujący zalegalizować najzwyklejszą w świecie kradzież, gdyż pieniądze Związku Morskiego nie tylko przeznaczano na walkę z samymi Hellenami, w tym przypadku z Samijczykami - czego nie było w umowie założycielskiej, spisanej w Byzantion w 478 r. p.n.e. m.in. przez Arystydesa Sprawiedliwego z Aten - ale również w wielkich pracach budowlanych, rozpoczętych ok. 447 r. p.n.e. i mających na celu upiększenie i uwznioślenie Aten. Stojący po dziś ateński Akropol i inne budowle w tym mieście, zostały wzniesione z najzwyklejszej kradzieży pieniędzy ze składek związkowych i nie należy o tym zapominać oglądając te dzieła europejskiej cywilizacji).
Oficjalnie była to tylko pożyczka na cele wojenne, ale realnie i tak tylko Ateńczycy dysponowali kasą związkową, więc to oni decydowali o wszelkich celach, na które miano przeznaczać pieniądze, nikt też nie sprawdzał ile i czy w ogóle oddano jakiekolwiek "pożyczki". W każdym razie pieniądze związkowe posłużyły ponownemu zaopatrzeniu wojska w żywność, broń i żołd (który żołnierze wydawali w większości na ateńskie kurtyzany, jakie umilały im wówczas czas pod Samos, a z tych pieniędzy - jak głosiła późniejsza legenda - hetery ufundowały na Samos świątynię bogini Afrodyty) i doprowadziły ostatecznie do upadku Samos. Dowodzący obroną miasta, strateg Melissos, widząc że odcięte Samos nie przetrzyma długo oblężenia, postanowił wydać Ateńczykom walną bitwę, która miała ostatecznie zdecydować o zwycięstwie jednej bądź drugiej strony. Bitwa ta jednak zakończyła się klęską Samijczyków i ponowną ich ucieczką do miasta. Nie było już innego wyjścia, miasto musiało się poddać jeśli nie chciano doprowadzić do wybuchu epidemii głodu, gdyż po dziewięciomiesięcznym oblężeniu wszystkie zapasy były już zużyte. Osamotnione i odcięte miasto skapitulowało. Zwycięski Perykles, nałożył na mieszkańców surowe warunki pokojowe, które brzmiały następująco: 1) Samijczycy mieli zniszczyć własne mury obronne, 2) wydać Ateńczykom całą swoją flotę i zakładników, 3) zapłacić odszkodowanie wojenne, w wysokości 1296 talentów (rozłożonych na roczne raty), choć cześć tej sumy Samijczycy spłacili od razu. 4) odstąpić ateńskim bóstwom - Atenie i Posejdonowi - pewne ziemie na wyspie, które byłyby pod kontrolą ateńskich kapłanów, 5) ponownie przyjąć ustroj demokratyczny. Według tyrana Durysa z Samos (który władał wyspą od ok. 301 do 281 r. p.n.e. czyli już w epoce hellenistycznej), Perykles miał niezwykle surowo potraktować wziętych do niewoli jeńców samijskich. Miano bowiem ich przewieźć do Miletu i tam, na agorze, przywiązanych do słupów, pozostawiono na dziesięć dni i nocy bez jedzenia i picia - aby pomarli z głodu. Tych, którzy jeszcze żyli, nakazać miał ateński wódz okładać kijami aż ci wyzionęli ducha. Najprawdopodobniej jednak opowieść ta jest zmyślona, gdyż ani Tukidydes, ani Arystoteles ani Eforos nie wspominają o niej w swych kronikach, a Durys miał tendencję (mówiąc ogólnie) do zbytniego koloryzowania swych relacji również i w innych opisach (choć oczywiście stuprocentowej pewności nie ma, a Ateńczycy mieli jednak złość na Samijczyków za upokorzenie załug ich okrętów i wypalenie im na czole ateńskiej sowy - na znak hańby).
Po zwycięstwie, powrócono do Aten, gdzie odbył się wspaniały, wystawny pogrzeb wszystkich ateńskich hoplitów, poległych w walkach o Samos, podczas którego głos zabrał sam Perykles, mówiąc: "Odejście tych młodych ludzi równa się stracie, jaką byłoby odjęcie wiosny porom roku. Ci jednak, co padli w boju, stali się nieśmiertelni i bogom podobni. My bowiem, ludzie, bogów nie widzimy. Wnioskujemy jednak, że istnieją, patrząc i na cześć, jaką się im okazuje, i na łaski, które nam dają. A to właśnie - cześć dla siebie i łaski dla nas - znamionuje tych, którzy swoje życie ofiarowali ojczyźnie". Na marginesie należy dodać że co prawda Grecy byli bardzo pobożni (zresztą ateizm był jedną z największych zbrodni jakich mógł dopuścić się człowiek i zawsze karany był śmiercią), tworząc nie tylko wspaniałe świątynie na cześć swych bogów, ale również rzeźby, obrazy i dzieła poetyckie (jak choćby ten hymn Kleantesa, odnoszący się do Zeusa: "Największy z bogów, możny i wieloimienny Zeusie, stwórco natury i panie wszechwładny. Bądź pozdrowiony! Ciebie godzi się nam wzywać, bośmy z twojego rodu i twoje słowo mieszka w nas jednych z wszystkich istot śmiertelnych na świecie. Oto więc ciebie wielbię i moc twoją sławię! (...) Cały wszechświat tobie posłuszny jest, twej mocy zgodnie się poddaje. (...) Ty nadajesz wszechrzeczy sens wspólny, co wszystko przenika, ziarnka piasku i gwiazdy na niebie. (...) Nic się bez twej woli nie dzieje, o panie, na ziemi ni na niebie boskim, ni na morzu. Tylko złość ludzka w swym szaleństwie bruździ (...) Ale ty bezwład ładem (...) czynisz, a niekochane - też jest miłe tobie". Swoją drogą, ten hymn przypomniał mi pieśń Jana Kochanowskiego pt.: "Czego chcesz od nas Panie?", wydaną (wraz z innymi pieśniami) w Drukarni Łazarzowej w Krakowie w 1586 r. - dwa lata po śmierci autora. Pieśń ta brzmiała - cytuję fragment, którego w szkole podstawowej uczyłem się na pamięć: "Czego chcesz od na, Panie, za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary? Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie: i w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie. Złota też, wiem, nie pragniesz, bo to wszytko Twoje, cokolwiek na tym świecie człowiek mieni swoje. Wdzięcznym Cię tedy sercem Panie, wyznawamy, bo nad to przystojniejszej ofiary nie mamy. Tyś Pan wszystkiego świata. Tyś niebo zbudował, i złotymi gwiazdami ślicznie uhaftował. Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi, i przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi. Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi, a zamierzonych granic przeskoczyć się boi. Rzeki wód nieprzebranych wielką hojność mają, biały dzień a noc ciemna swoje czasy znają (...) Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny Panie! Twoja łaska, Twa dobroć nigdy nie ustanie. Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi, jedno zawżdy niech będziem pod skrzydłami Twemi"), mimo to byli i tacy, którzy powątpiewali nie tylko w istnienie bogów, ale w ogóle w życie pośmiertne, jak choćby Kallimach, który w jednym ze swoich epigramów, w usta głównego bohatera - poległego Charidasa, wkłada takie oto słowa: "Charidasie, co w dole? - Gęsty mrok. - A wyjście? - Kłamstwo. - A Hades? - Bajka. - Zginęliśmy zatem!"
Przemowa Peryklesa wzbudziła entuzjazm w Ateńczykach, a kobiety rzucały mu pod stopy kwiaty i zakładały na szyję kwietne wieńce, jedynie stara już siostra Kimona (syna Miltiadesa - zwycięzcy Persów pod Maratonem w 490 r. p.n.e. Kimon, dysponujący arystokratycznym pochodzeniem - ponoć nie ateńskim, gdyż jak sugeruje Plutarch, była to rodzina napływowa - i wielkim majątkiem, był niezwykle popularnym politykiem w latach 479 p.n.e. - 461 p.n.e. Jego największym zwycięstwem, stał się pogrom armii i floty perskiej nad Eurymedonem w 469 r. p.n.e. Zmarł w 449 r. p.n.e.) niejaka - Elpinika, która zwróciła się do niego tymi słowami: "Zaiste godne to wszystko podziwu i tych wieńców, Peryklesie, za to, żeś nam zgubił tylu dzielnych obywateli, i to nie w wojnie z Fenicją ani z Persją, jak mój brat Kimon, lecz przy przywracaniu do porządku miasta, związanego z nami węzłami przymierza i krwi". Na te słowa, Perykles odrzekł jej, cytując fragment wiersza Archilocha: "Nie namaszczałabyś się wonnościami, skoroś taka stara". Tragik Ion z Chios (mieszkający i tworzący w Atenach - jednocześnie wróg demokracji i przeciwnik Peryklesa, któremu ten odebrał niegdyś heterę - Chryzyllę z Koryntu, w której jeden i drugi zakochali się bez pamięci, a którą ostatecznie zdobył Perykles. Chryzylla była poprzedniczką Aspazji i ustąpiła jej miejsca w domu Peryklesa ok. 447 r. p.n.e. Dziś jednak o Aspazji mówi się dość często, jeśli chodzi o opokę Peryklesa, a Chryzylla została prawie zupełnie zapomniana. Zresztą swoje zrobiła tutaj również znajomość Aspazji z wieloma poetami i dziejopisami, którzy wychwalali właśnie jej urodę) pisał że Perykles chodził dumny jak paw i przechwalał się że zdobył Samos w dziewięć miesięcy, podczas gdy Agamemnonowi zdobycie Troi zajęło dziesięć lat. Sam fakt, iż porównywał ze sobą te dwa wydarzenia, świadczy dobitnie że dla Ateńczyków wojna z Samos nie była li tylko "wyprawą karną", przeciwko zbuntowanej wyspie, ale prawdziwą wojną w której ważyły się nawet losy dominacji na Morzu Egejskim.
Po powrocie z Samos, mógł wreszcie Perykles nieco odpocząć w ramionach swojej Aspazji, z czego niewątpliwie skorzystał. Jego dom odwiedzali zarówno poeci, pisarze, jak i artyści dłuta oraz filozofowie i mówcy. Częstym gościem był tam choćby Sokrates jak również Fidiasz, Kallikrates, Iktinos, Menippos, Korojbos, Megatenes, Ksenokles, Poliklet, Agatarchos, Pyrylampes i wielu innych - którzy razem wzięci należeli do kręgu towarzyskiego zwolenników Peryklesa (a może raczej Aspazji, gdyż większość z nich przychodziła właśnie do niej, jak choćby Sokrates - z czego trudno się dziwić, wiedząc że Aspazja prowadziła w domu Peryklesa swoistą szkołę dla heter - innymi słowy prywatny dom publiczny 😊). Notabene owi mężczyźni przyprowadzali ze sobą również żony. Aspazja oczywiście nie była i nie mogła zostać żoną Peryklesa, gdyż na mocy prawa z 451 r. p.n.e. (ustanowionego właśnie na wniosek samego Peryklesa, który w tym czasie jeszcze nie znał Aspazji) obywatelem ateńskim był jedynie mężczyzna, zrodzony z dwojga rodowitych Ateńczyków, natomiast prawo to surowo karało (nawet śmiercią) za małżeństwo Ateńczyka z nie-Atenką (lub na odwrót), a w przypadku osób trzecich, które by do takiego mariażu namawiały - groziła konfiskata majątku i pozbawienie praw obywatelskich. Dlatego też poślubić Aspazji nie mógł, nie znaczy to jednak że nie żył z nią jak mąż z żoną, a sam fakt że inni jego towarzysze sprowadzali też do Aspazji swoje żony, świadczy że Ateńczycy uznali ten związek (choć nie podobały im się nazbyt wylewne dowody miłości, jakimi Perykles obdarzał Aspazję, obcałowując ją publicznie - co wówczas uchodziło za co najmniej niesmaczne zachowanie, nie mówiąc już że mogło być uznane nawet za... niemoralne. Działo się tak nie dlatego że Ateńczycy byli takimi świętoszkami, bo nie byli - a tylko dlatego że żona pełniła zupełnie inną rolę - rolę chodzącej i mówiącej macicy która ma rodzić przyszłych obywateli - oczywiście synów - oraz opiekunki domowego ogniska. Wszelkie zaś wyrazy uczuć okazywanych żonie, tym bardziej publicznie, były wręcz bulwersujące. Całowało się hetery lub inne kurtyzany, ale nie żonę na bogów 😉 tym bardziej gdy spełniła już swój obowiązek i urodziła gromadkę dzieci - choć akurat Grecy nie byli pod tym względem zbyt wymagający, im wystarczyła nawet dwójka: chłopiec i dziewczynka - w każdym razie syn powinien być choć jeden w rodzinie, bo inaczej rodzina nie była uważana za pełnowartościową).
Miał jednak Perykles ponoć jedną wadę - był skąpy a przynajmniej mało szczodry dla swych kobiet i dzieci. Swoim majątkiem (odziedziczonym po ojcu Ksantipposie - zwycięzcy Persów spod Mykale w 479 r. p.n.e.), zarządzał niezwykle oszczędnie i nie pozwalał go pomniejszać na głupstwa (wychodząc z założenia że każde pieniądze, bez względu na sumę - można łatwo i szybko wydać - ale z powrotem zarobić nie jest już tak prosto). Wyznaczał więc swym kobietom (żonie, kochance) odpowiednie sumy na prowadzenie domu poza które nie mogły wyjść, gdyż jak pisze Plutarch: "Wszystkie rozchody i wszystkie dochody były ujmowane w dokładne liczby i miary". Perykles jednak nie zarządzał swym gospodarstwem osobiście, lecz wyznaczył w to miejsce niewolnika imieniem Euangelos, który miał za zadanie kontrolować wszystkie dochody (z plonów sprzedanych w gospodarstwie) i wszystkie straty (wszelkie wydatki, szczególnie Aspazji) - osobiście. Poza tym pożycie Peryklesa i Aspazji układało się zapewne pozytywnie (a przynajmniej znacznie lepiej niż innych żonatych mężczyzn), gdyż prócz tego że całował on ją publicznie (oraz gdy wychodził i wracał do domu - co też budziło zgorszenie, a to znów świadczy że takie zachowania były bardzo, ale to bardzo rzadkie w społeczeństwie ateńskim), to też często z nią rozmawiał (ponoć to ona pomagała mu pisać jego mowy, również tą, wygłoszoną na pogrzebie poległych na Samos żołnierzy ateńskich), a to także było co najmniej ciekawe, gdyż zwykły Ateńczyk ("zwykły" - nie znaczy oczywiście ubogi, a raczej odnosi się to stwierdzenie do naturalnych zachowań ogółu) z żoną zapewne nie rozmawiał wcale na tematy inne, niż związane z domem i wychowaniem dzieci - i to tylko wówczas, aby ją skontrolować (już Sokrates pytał Kritobulosa: "Czy znasz jakichś ludzi, z którymi mniej byś rozmawiał niż z własną żoną?", na co tamten odpowiada: "Wcale takich nie ma"). Oczywiście (jak w życiu) były też wyjątki od tej reguły, a nawet takie związki, w których to właśnie kobieta decydowała o wszystkim, a mąż pokornie się na to godził. Dobrym przykładem jest tutaj choćby rolnik Strepsjades - który żalił się że poślubił kobietę z miasta "nadętą i wypindrzoną", która zabroniła mu nawet nadać ich synowi imię, a także Sokrates - który to częstokroć uciekał z domu przed zmiennymi humorami swej małżonki - Ksantypy. W ogóle im biedniejsza była rodzina ateńska, tym pozycja kobiety była znacznie większa, natomiast im zamożniejszy dom - tym natychmiast kobieta była bardziej kontrolowana. Cóż - jak to się mówi: bogactwo oddala, zaś bieda przybliża małżonków ku sobie.
W 437 r. p.n.e. zorganizował Perykles wielką wyprawę kolonizacyjną na Morze Czarne. Kampania samijska udowodniła greckim sprzymierzeńcom Aten, bezsens jakiejkolwiek próby opuszczenia Związku Morskiego, a przykład Samos był bardzo odstraszający (jeszcze w tym samym roku co Samos - 439 p.n.e., poddało się miasto Byzantion leżące nad Bosforem, które pierwotnie zbuntowało się także w 440 r. p.n.e.). Teraz należało pokazać potęgę Aten miastom Pontosu (Morza Czarnego) i uzyskać dzięki temu również intratne umowy polityczne i handlowe (głównie chodziło o eksport zboża z tamtych ziem). Wyprawa (w której osobiście wziął udział Perykles) dotarła aż do miasta Nymfajon na Krymie, które stało się miejscem podpisania porozumienia pomiędzy królem Spartokosem (Spartakusem) I - władcą Bosforu Kimmeryjskiego - na dostawę pszenicy (prawdopodobnie też skór zwierzęcych i niewolników) do Aten (porozumienie to zostanie przedłużone w 432 r. p.n.e. z nowym już królem, synem poprzedniego - Satyrosem I). W drodze powrotnej wpłynęli Ateńczycy do Synope w Paflagonii na północnym wybrzeżu Azji Mniejszej, które to miasto (była kolonia Miletu) wyzwolili od rządów lokalnego tyrana, a następnie... podporządkował je Perykles, zmuszając lud miasta do zaakceptowania wniosku o przyznanie byłej ziemi tyrana - 600 ateńskim "ochotnikom" (kleruchom - czyli kolonistom). Drugą kolonię ateńską, założył Perykles nieco dalej na wschód od Synope, w Amisos (miasto to następnie przemianowano na Pireus). Kolonie w Synope i Amisos w Azji Mniejszej - czyli domenie Persji - mogłyby naruszać Pokój Kalliasa, zawarty w 449 r. p.n.e. i kończący pięćdziesięcioletnie zmagania z tą wschodnią monarchią. Ale król Artakserkses I, siedzący daleko w swej stolicy Suzie, nie zareagował na ten krok, zwłaszcza że Ateńczycy nie naruszyli posiadłości perskich satrapów w Paflagonii i Kappadocji, zaś morze (wedle zawartego pokoju) było miejscem neutralnym dla obu stron. Ateńska flota kolonizacyjna powróciła do Aten z początkiem 436 r. p.n.e. w glorii sławy, rozbudzając więcej tego typu pomysłów i planów. Jeszcze w tym samym roku, wysłano wyprawę na północ, do kraju trackich Edonów, mających siedziby nad rzeką Strymon. Czterdzieści lat wcześniej założono na tym wybrzeżu ateńską kolonię Eion, lecz próba dotarcia wgłąb lądu i podporządkowania sobie Edonów, zakończyła się klęską Ateńczyków w bitwie pod Ennea Hodoj nad Strymonem, teraz - po czterdziestu latach - Ateńczycy postanowili odegrać się za tamtą porażkę. Flota i koloniści wysłani pod wodzą stratega Hagnona, opanowali rejon rzeki Strymon, ciągnący się aż do jeziora Cercinitis i w połowie drogi wznieśli kolonię o nazwie - Amfipolis - które to miasto szybko, bowiem już w przeciągu dekady, stało się dużym, kwitnącym ośrodkiem handlowym i prawdziwą stolicą całej północy, zaś Hagnon otrzymawszy przydomek "Założyciel" i doczekał się zarówno swego posągu w Amfipolis, jak i czci oraz szacunku równego herosom.
Te sukcesy kolonizacyjne, rozbudziły jeszcze większe ambicje Ateńczyków. Zaczęto snuć nieprawdopodobne wizje opanowania Sycylii, południowej Italii a nawet Etrurii. Byli i tacy, którzy twierdzili że wkrótce Ateńczycy zdobędą również Kartaginę - już wówczas bogate miasto handlowe, posiadające największą i najpotężniejszą flotę na Morzu Śródziemnym. Mało tego, zamyślano nawet nad opanowaniem... Egiptu i stworzeniem prawdziwego panhelleńskiego imperium ateńskiego. Lata 30-te V wieku p.n.e. to największy okres potęgi politycznej i militarnej Aten w całym regionie śródziemnomorskim i największa szansa realizacji (przynajmniej niektórych) tego typu planów. Jeszcze w 436 r. p.n.e. wysłano ekspedycję zbrojną pod wodzą stratega Formiona na zachód, do kraju Amfilochów, którzy mieli duży problem z... uchodźcami. Otóż ok. 440 r. p.n.e. gdy Ateńczycy zmagali się orężnie z Samijczykami, wśród Amfliochów z Argos zapanowała moda na "refugees welcome". Liczono że miasto, aby móc się dalej rozwijać, powinno ściągnąć do siebie wszystkich chętnych z pobliskiej doryckiej Ambracji (leżącej nad Zatoką Ambracką, na której to w czterysta lat później odbędzie się wielka bitwa morska pomiędzy flotą rzymską Gajusza Oktawiusza oraz flotą Marka Antoniusza i królowej Kleopatry VII - zwana bitwą pod Akcjum). Problem polegał jednak na tym, że Amfilochowie z Argos i Ambrakijczycy znacznie się od siebie różnili, nie tylko kulturowo, ale również "plemiennie" (wywodzili się bowiem z zupełnie innych szczepów - ci pierwsi byli bardziej Epirotami, posiadającymi więcej pierwotnych cech ludów północy - Słowian - zaś Ambrakijczycy byli Grekami - wywodzącymi się co prawda również ze słowiańskiego ludu Gorów, nazwanego potem Dorami - którzy jednak w przeciągu ośmiuset lat od osiedlenia, znacznie się oddalili od swego pierwowzoru. Jak już kiedyś wspominałem, żyjący w III wieku p.n.e. spartański filozof stoicki i tłumacz - Sfajros Borystenita, miał trudności w przetłumaczeniu pierwotnego języka Dorów, co świadczy o tym, że język Spartan znacznie ewoluował w przeciągu wieków). W każdym razie na apel "refugees welcome" zjechali się Ambrakijczycy do amfilockiego Argos i... zaczęły się problemy. Na początku przyjmowani życzliwie, pojawili się wreszcie w takiej liczbie, że zdominowali lokalnych mieszkańców i przejęli władzę nad miastem, sprowadzając Amfilochitów do roli mieszkańców drugiej kategorii. Odtąd w ich własnym mieście Amfliochici stali się mniejszością, zdaną na łaskę uchodźców, teraz nowych władców Argos - których sami do siebie zaprosili. Gdy ci ostatni zaczęli wysiedlać Amfliochitów z miasta, zabraniając im powrotu, ci, nie widząc innego wyjścia, zwrócili się o pomoc do Aten. Ateńska flota ekspedycyjna wpłynęła do Zatoki Ambrackiej, zdobyła szturmem Argos i umożliwiła powrót do miasta Amfliochitów, natomiast wszyscy Ambrakijczycy zostali zmienieni w niewolników. W zamian za okazaną pomoc, miasto Argos podpisało z Atenami układ handlowy, gwarantujący stałe dostawy epirockich koni po znacznie zaniżonych cenach, oraz bazy wypadowe na wybrzeżu Akarnańskim i w kraju Amfilochitów, na wypadek gdyby potrzebowali oni wsparcia w ewentualnej wojnie, prowadzonej na Morzu Jońskim. Po tym kolejnym sukcesie, zaczęto w Atenach coraz bardziej zwracać się w stronę zachodu, a szczególnie Sycylii i południowej Italii, zamierzając poszerzyć swoje osadnictwo również i na tych ziemiach.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz