CZYLI JAKIE BYŁY NAJWIĘKSZE
OŚRODKI HANDLU NIEWOLNIKAMI W
STAROŻYTNOŚCI I ŚREDNIOWIECZU.
ORAZ SKĄD I Z JAKICH
WARSTW SPOŁECZNYCH NAJCZĘŚCIEJ
POCHODZILI KANDYDACI
NA NIEWOLNIKÓW?
II
STAROŻYTNY RZYM
(II wiek p.n.e. - V wiek)
Cz. I
DELOS
MAŁA WYSPA - WIELKI RYNEK
(II wiek p.n.e. - I wiek po Chrystusie)
Cz. V
NIEWOLNICY W ŚWIECIE RZYMSKIM
II wiek p.n.e.
Wyspa Delos (od mniej więcej lat 50-tych II wieku p.n.e.) była tylko jedną z wielu dróg, jakimi zaopatrywali się Rzymianie w niewolników. Największa ich liczba trafiała do Italii głównie w wyniku zdobywczych wojen i eksterminacji podbitych narodów (zwycięstwo w wojnie z Hannibalem spowodowało, że pozyskano setki tysięcy niewolników, z samego Tarentu trafiło do Rzymu 30 tys. zniewolonych ludzi, poza tym podporządkowanie Macedonii i Epiru w 168 r. p.n.e., stłumienie powstania na Sardynii w 177 r. p.n.e. i 126 r. p.n.e. - które także przyniosło masowy napływ niewolników i to do tego stopnia, że ceny drastycznie spadły a powiedzenie: "Tani jak Sard" - stało się wyznacznikiem owych czasów), mimo to rynek na Delos był niezwykle popularny wśród Rzymian i można powiedzieć że od połowy II wieku p.n.e. łowcy i handlarze niewolników, prawie w całości przestawili się właśnie na italski rynek zbytu "żywego towaru", gdyż tamtejsze majątki arystokracji senatorskiej (nobilitas), potrzebowały wciąż nowych rąk do pracy. Po zwycięstwie nad Hannibalem powstała bowiem taka oto sytuacja, że gospodarstwa Rzymian i Italików - którzy przez wiele lat służby wojskowej pozostawali z dala od swych domów - znalazły się w kompletnej ruinie (spowodowanej działaniami wojennymi i kartagińską okupacją środkowej Italii). Żołnierze powracający z wojny - zastając spalone domy i zniszczoną ziemię - chcąc odbudować się z ruin, musieli zaciągać najczęściej lichwiarskie pożyczki u majętnych Rzymian, głównie pochodzących ze stanu nobilitas ale także ekwitów (stan rycerski - który można porównać do dzisiejszej klasy średniej). Pożyczki te dawano z reguły na rok, rzadziej na kilka lat, a przecież wystarczyła nawet drobna klęska nieurodzaju lub katastrofa naturalna (np. powódź, pożar, szarańcza etc.), aby taki rolnik (nie mogąc sprzedać swych płodów po odpowiedniej cenie i w odpowiedniej ilości) stawał się niewypłacalny. I co wtedy? Niewola i utrata całego majątku?
Pod tym względem w Rzymie nie było aż tak źle, to znaczy żaden obywatel rzymski nie mógł zostać w swojej ojczyźnie obrócony w niewolnika - oczywiście ani on, ani jego rodzina (na mocy lex Poetelia, wprowadzonej w życie jeszcze na początku II wojny samnickiej w 326 r. p.n.e.). Jednak cała ziemia, cała ojcowizna przechodziła na własność wierzyciela, który dzięki temu kumulował w swych rękach nawet kilkadziesiąt chłopskich posiadłości. Tak właśnie zaczęły tworzyć się wielkie italskie latyfundia (choć oficjalnie określenie to nie występuje w rzymskim języku aż do III wieku naszej ery), które ostatecznie ukształtowały się do końca lat 70-tych II wieku p.n.e. (taką cezurą jest tutaj rok 173 p.n.e. gdyż po tej dacie zakończyło się nadawanie przez państwo skonfiskowanych gruntów). Od tej pory wielkie gospodarstwa ziemskie, liczące od 300 do 500 jugerów (500 jugerów = 120 hektarów), zaczynają dominować w krajobrazie wiejskim Italii (choć znacznie więcej jest gospodarstw o wielkości 100 - 300 jugerów lub mniejszych). Natomiast dotychczasowi rolnicy, pozbawieni ziemi i środków do życia, zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnych stron i emigracji (głównie) do Rzymu, gdzie życie wydawało się łatwiejsze, a poza tym były darmowe atrakcje (np. coraz częstsze munera - czyli walki gladiatorów, choć do 105 r. p.n.e. były to prywatne atrakcje, organizowane najczęściej w celu uczczenia śmierci jakiejś ważnej persony i organizowane były najczęściej na Forum Romanum. Lud wówczas także mógł się przyglądać tym zmaganiom i współuczestniczyć w czci okazanej organizatorowi igrzysk, nie miały jednak owe zmagania wiele wspólnego z tym, co przywykliśmy utożsamiać z walkami gladiatorów i rzadko kiedy też kończyły się śmiercią przegranego, gdyż bardziej chodziło o samo uczczenie pamięci zmarłego, niż o przelewanie krwi ku uciesze gapiów. Od 105 r. p.n.e. gdy po raz pierwszy zorganizowano munera na na koszt państwa, zaczęło się to powoli zmieniać). Natomiast italska prowincja powoli wyludniała się (ubytek drobnych rolników był tak duży, że na prace polowe - wymagające większej niż niewolnicza liczby rąk do pracy - musiano najmować ludzi po miastach, również w Rzymie).
Natomiast latyfundia nobilitas (i ekwitów) się rozrastały. Częstokroć jeden człowiek posiadał w swych rękach więcej ziemi, niż pozwalało na to prawo (lex Licinia z 376 r. p.n.e. ustalało maksymalną powierzchnię gruntów państwowych, będących w posiadaniu osoby prywatnej - na 120 hektarów - czyli 500 jugerów), wykorzystując do tego zarówno lichwę, jak i zawierając fikcyjne umowy dzierżawy z osobami nie istniejącymi - czego i tak nikt potem nie sprawdzał. Na tak wielkich latyfundiach, wciąż potrzeba było ogromnej ilości rąk do pracy, gdyż gospodarstwo musiało przynosić dochody swemu właścicielowi (który z reguły przez większość roku przebywał w Rzymie, a do swych posiadłości wpadał np. w porze letniej, aby odpocząć od zgiełku i zapachów nadtybrzańskiego wychodka - jakim bez wątpienia był wówczas Rzym). Taki właściciel musiał też zatrudnić w majątku jakiegoś zarządcę ("villicus"), który będzie po prostu dbał o jego własność przez większość roku (najlepiej i najtaniej było uczynić zarządcą jednego z niewolników, który wówczas zyskiwał pewne prawa, niedostępne dla reszty - mógł na przykład posiadać prywatną własność i mógł się żenić). Musiał on jednak zadbać o harmonijną pracę w majątku i tak rozplanować zajęcia, aby właściciel miał z tego tytułu finansową korzyść. Okres między 202 r. p.n.e. a 133 r. p.n.e. to czasy niczym nieskrępowanej samowolki w pozyskiwaniu i eksploatowaniu ziemi w Italii przez arystokrację senatorską - w tym okresie dochodziło do największych patologii i największych oszustw, wspartych prawem - oraz bezwzględnego rugowania z tych terenów drobnych rolników, i zastępowania pracy najemnej (sezonowej) pracą niewolniczą na wielką skalę (stąd czasem się mówi - głównie w literaturze anglosaskiej - że oto "Niewolnicy zjedli Rzymian"
- co miało ukazywać drapieżny sposób nabywania drobnych gospodarstw
rolnych i zastępowania pracy drobnych rolników, pracą niewolniczą). Wówczas to też dochodzi do zmiany agrokultury. Zboże, które dotąd było podstawą produkcji rolnej Italii, w większości zostaje zastąpione przez winnice, plantacje oliwek, pastwiska lub hodowle zwierząt, natomiast Rzym coraz bardziej uzależnia się od importowanego zboża z Egiptu i Afryki (co prawda zboże to było znacznie lepszej jakości od italskiego, ale całkowite oparcie się na imporcie i zredukowanie uprawy zboża w Italii do prywatnych gospodarstw - doprowadziło w kolejnych wiekach do całkowitego porzucenia hodowli tych roślin w Italii, jako nieopłacalnej). Co prawda trybuni ludowi próbowali jeszcze kilkukrotnie (w ciągu II wieku p.n.e.) przeciwdziałać zalewaniu Italii przez egipskie, afrykańskie i czasem nawet czarnomorskie zboże - ale były to już nic nieznaczące gesty.
Natomiast zapotrzebowanie na niewolników - zarówno w samym Rzymie, jak i w latyfundiach - było ogromne. Po wojnach zdobywczych i przesunięciu się handlu niewolniczego na Delos, Faselis i do Efezu - ceny niewolników drastycznie spadły i to do tego stopnia że łatwiej było kupić sobie nowego, zdrowego niewolnika, niż dbać i leczyć starego lub rannego. Już Katon pisał w swej "De agri cultura" ("O gospodarstwie wiejskim") iż niewolnik musi cały dzień mieć zaplanowany pracą, od świtu do zmierzchu, tak aby nocą nie myślał o ucieczce, tylko zmęczony, od razu zasypiał. A to właśnie w II wieku p.n.e. (choć podobne tendencje, jednak na o wiele mniejszą skalę występują we wcześniejszym stuleciu) następuje całkowity upadek dotychczasowego systemu patriarchalnego w Rzymie - który oparty był na rodzinie i niewolnikach (często traktowanych podobnie jak reszta członków danej familii). Bowiem Rzymianin przed III/II wiekiem p.n.e. posiadał z reguły zaledwie kilku (rzadziej kilkunastu, choć już wówczas też zdarzały się wyjątki, gdzie było nawet i kilkadziesiąt zniewolonych osób) niewolników. Po zakończeniu wojny z Hannibalem i zwycięskich zmaganiach na Wschodzie (Macedonia, Grecja, Azja Mniejsza, Syria), Zachodzie (Hiszpania, południowa Galia), Południu (Kartagina) i Północy (podbój Galii Przedalpejskiej i powstrzymanie najazdu Cymbrów i Teutonów w bitwach pod Aqua Sextiae w 102 r. p.n.e. i na Polach Raudyjskich w 101 r. p.n.e. - po zakończeniu taj bitwy, doszło też do sceny zbiorowego samobójstwa żon poległych wojowników cymbryjskich, które prosiły Rzymian, aby ci oddali je na służbę do westalek. Rzymianie jednak odmówili i kobiety te popełniły zbiorowe samobójstwo - zabijając również swe dzieci - aby oszczędzić sobie hańby gwałtu i niewoli), w Italii zgromadzono taką liczbę niewolników, że dotychczasowe struktury patriarchalne po prostu nie mogły przetrwać. Doprowadziło to też do upadku obyczajów i (jeszcze wówczas ledwie widocznej, ale postępującej) emancypacji kobiety rzymskiej. Niewolnicy przestali więc być traktowani jako członkowie jednej familii, a stali się "mówiącymi przedmiotami" nie posiadającymi ani praw, ani własności (z biegiem stuleci zarówno stosunek do niewolników jak i ich pozycja w strukturze rzymskiego społeczeństwa, również będzie ulegała zmianie), których nie tylko bicie, ale też i pozbawianie życia nie było prawnie zakazane.
Niewolnicy zatrudnieni przy pracach polowych (nie mówiąc już o tych, pracujących w kopalniach lub kamieniołomach) byli eksploatowani ponad miarę. Katon pisze że nawet niepogoda nie może być pretekstem zwalniającym od pracy ("W pogodę deszczową obmyśl jakąś robotę, którą można wykonać pod dachem. Jeśli deszcze nie ustają, zarządź sprzątanie, by nie stanęła praca. Pamiętaj, że choćby się nic nie robiło, nie ubędzie przez to wydatków"). Nieco lepiej mieli niewolnicy zatrudnieni w zakładach rzemieślniczych, oraz ci pracujący w domu pana. W II wieku p.n.e. doszło już do tego, że posiadanie odpowiednich niewolników do określonych zadań, stało się koniecznością wśród snobistycznych elit senatorskich. Tak więc posiadano niewolników krawców, fryzjerów, ubieraczy, kucharzy, nakrywających do stołu, usługujących w salach biesiadnych (byli na przykład niewolnicy służący do wycierania rąk gości po posiłku, a polegało to na tym że biesiadnicy mają tłuste ręce po zjedzeniu np. kurczaka lub prosięcia - wycierali dłonie w ubrania niewolników lub - co też się zdarzało - w długie włosy niewolnic), asystujących panu (lub pani) podczas wychodzenia z domu, lektykarzy, muzykantów, kuglarzy, mimów etc. etc. Gdy podaż nie nadążała za popytem i ceny niewolników gwałtownie spadały (choć nie należy też przesadzać w drugą stronę, ceny co prawda były niskie, ale i tak duże dla wielu zwykłych Rzymian, których nie było stać na zakup choćby jednego niewolnika) wówczas taki właściciel mógł dowolnie traktować swoją własność i jeśli chciał, nie musiał o nią w ogóle dbać. Zdarzało się że niewolnicy byli wypuszczani do pracy bez cieplejszej odzieży i bez butów w chłodniejsze dni - natomiast skrupulatnie rozliczano ich z powierzonych zadań. Jeśli coś się panu nie spodobało, mógł skazać niewolnika np. na kilkaset rózeg, której to kary z reguły nie można było w całości wytrzymać bez omdlenia (co niekiedy - gdy właściciel się ulitował - ratowało życie). Niewolników pracujących w polu i tak w większości przykuwano do siebie kajdanami za ręce i nogi (aby uniemożliwić im ucieczkę), a na noc zamykano w podziemnych kazamatach, służących za zbiorową sypialnię, gdzie niewolnicy spali na gołej ziemi (ale po długim dniu pracy, większość z nich i tak była potwornie zmęczona, marząc tylko o spaniu).
Mimo to (a raczej na przekór tym szykanom) niewolnicy nie tylko podejmowali wielokrotne próby ucieczki (właściciel który miał kilkadziesiąt a często kilkuset niewolników, nie był w stanie ich wszystkich spamiętać i często nawet nie wiedział do końca który należy a który nie należy do niego). Zdarzały się też w II wieku p.n.e. otwarte bunty niewolnicze. Warto też powiedzieć słów parę o takich buntach, mających miejsce mniej więcej w tym okresie również w Helladzie. Jednym z takich otwartych niewolniczych powstań, był ten z Chios (III wiek p.n.e.), gdzie niewolnicy powstali pod przywództwem niejakiego Drymakosa i zbiegłszy w góry, stąd napadali na możnych i kupców. Ostatecznie część niewolników (z samym Drymakosem na czele), schroniła się u ołtarza w świątyni na wyspie - a dalsze ich losy pozostają nieznane. Do groźnego powstania doszło również na Delos. Miało to miejsce w latach 20-tych II wieku p.n.e., czyli w okresie, w którym od ponad trzydziestu lat funkcjonował tamtejszy rynek niewolniczy (gdzie dzienna sprzedaż była tak duża, że w przeciągu trzech dni schodziło tam tylu niewolników, co Kwintus Fabiusz Maximus wziął po zdobyciu Tarentu - w 209 r. p.n.e. - 30 tys., lub w ciągu dwóch tygodni tylu - ilu zabrał ze sobą do Rzymu po splądrowaniu Epiru w 168/167 r. p.n.e. Lucjusz Emiliusz Paulus - 150 tys.). Nie wiadomo dokładnie gdzie wybuchło to powstanie, ale można założyć (zważywszy iż Delos jest maleńką wyspą), że właśnie na tamtejszym rynku. Niewolnikom udało się zbiec i schronić w świątyni Apolla. Ponieważ wyspa była prywatnym konsorcjum kupieckim (mafijnym) gdzie poszczególne klany podzieliły pomiędzy siebie strefy wpływów, a niewolnicy nie mieli ani okrętów, ani nadziei na jakiekolwiek wsparcie, szybko zostali spacyfikowani i zabici przez "lokalne siły porządkowe".
Do dużego antyrzymskiego powstania doszło również w Azji Mniejszej (w Pergamonie), gdzie pod wodzą Aristonikosa (przyrodniego brata ostatniego króla Pergamonu - Attalosa III i syna - Eumenesa II) niewolnicy i najubożsi mieszkańcy powstali przeciwko wielkim właścicielom ziemskim i bogatym, zasobnym miastom. Attalos III zmarł bowiem - nie pozostawiwszy następcy - w młodym wieku, a w swym testamencie królestwo Pergamonu w całości (133 r. p.n.e.) zapisał Rzymowi (poza miastem Pergamon i kilkoma innymi miastami na wybrzeżu, które miały pozostać wolnymi polis, a Rzymianie nie mieli prawa pobierać od nich podatków). Sam Pergamon był niezwykle pięknym miastem, zwanym wówczas "Nowymi Atenami", położonym na wzgórzu, zaledwie 30 km. od brzegów morza - był bez wątpienia najwspanialszym miastem całej Azji Mniejszej. Posiadał dwie agory, majestatyczny pałac królewski, oraz wielki Ołtarz Zeusa (zaliczany do siedmiu cudów świata i od czasów dominacji chrześcijaństwa nazywany "Ołtarzem Szatana"), do tego oczywiście liczne świątynie, Teatr i Biblioteka (rywalka Biblioteki Aleksandryjskiej). Dzielił się na dwie części - Stare (po zachodniej stronie) i Nowe Miasto (po stronie wschodniej). Miasto było też dobrze przygotowane do długiej obrony, posiadając arsenał, liczne spichlerze i strome zbocza, które uniemożliwiały bezpośrednie podciągnięcie machin oblężniczych pod mury miejskie. Pergamon miał również rozbudowaną sieć kanalizacyjną (pozostałości kanałów przetrwały do dziś, a nie było to wcale częste zjawisko w owym czasie i można powiedzieć że prócz Pergamonu, pełną sieć kanalizacyjną posiadała jeszcze tylko Aleksandria i Antiochia). Miasto miało zapewnioną stałą ochronę policyjną (patrole dzielnicowe, wysyłane na ulice przez amfodarchów - zarządców dzielnic miasta) oraz sanitarną - przez co miasto było czyste i bezpieczne (nawet nocą), a król osobiście dbał by nikt nie: "rzucał na ulicę śmieci, nie tłukł na niej kamieni, nie przygotowywał zaprawy murarskiej, nie gromadził cegieł ani nie kopał nie zakrytych rowów". W przypadku wykrycia takich zdarzeń, osoba na tym przyłapana byłaby zmuszona do naprawienia szkody, a przypadku odmowy zostawała na nią nakładana grzywna w wysokości 10 drachm (za wyrzucanie śmieci na ulicę) oraz 5 drachm (za inne przewinienia). W porównaniu do Pergamonu (Aleksandrii, Antiochii czy nawet Aten) Rzym wciąż uchodził za miasto o strukturze wiejskiej, pełen zwierząt hodowlanych (kur, wołów, świń), oraz wszelakich nieczystości i zapachów wylewanych prosto na ulicę (Kleopatra VII, odwiedzając Rzym w 46 r. p.n.e. musiała zatykać nos i zasłaniać firany w lektyce, aby nie oglądać jak to: "bezpański pies może tu przywlec skądś ludzką rękę a wół potrafi wtargnąć do jadalni"). Teraz tym miastem i całym krajem mieli władać Rzymianie (oczywiście zgodnie z zapisami testamentu Attalosa III).
Pergamon był niezwykle bogatym miastem i nawet jeśli zapis Attalosa uniemożliwiał Rzymianom nakładanie podatków na jego mieszkańców, to i tak dochody z rozległych posiadłości królewskich, kopalni i warsztatów należących do dynastii Attalidów - były niezwykle łakomym kąskiem. I wówczas, po śmierci króla Attalosa III (który notabene dla jego współczesnych, uchodził za prawdziwego dziwaka, gdyż folgował dość niepopularnym wówczas obyczajom - jak choćby stronił od uczt i zabaw a wolał samotność i niekiedy dniami nie opuszczał swych pokoi, zapuszczając brodę i włosy jak pustelnik. Nosił również skromne stroje, a niektóre nawet przypominały żebracze łachmany. Nie interesował się kobietami, za to uwielbiał zabawiać się rzeźbą i sam wielokrotnie odlewał posągi i popiersia. Poza tym pasjonował się zarówno ziołolecznictwem, jak i wszelkiego typu miksturami i truciznami - które to ponoć wypróbowywał na więźniach), zaprotestował przeciwko testamentowi przyrodniego brata, niejaki - Aristonikos, zrodzony z królewskiej nałożnicy. Był on synem króla Eumenesa II i jego greckiej hetery (która ponoć nago przygrywała królowi do posiłku) i uważał że teraz właśnie jemu należy się korona. Jeszcze w dniu śmierci Attalosa III, zmobilizował swych zwolenników w Pergamonie (skąd jednak musiał się wycofać, gdy władze miejskie nie uznały go za króla) i wystosował apel do wszystkich najbiedniejszych poddanych, do nie-Hellenów oraz do tysięcznych mas niewolników, obiecując im wszystkim poprawę bytu pod swoim panowaniem. Miasta zamknęły przed nim swe bramy, a Pergamończycy w obawie zarówno przed rewoltą niewolników, oraz najuboższych - nie posiadających praw - mieszkańców miasta, postanowili przyznać tym ostatnim pełne prawa obywatelskie. Przyjęto prawo, które zostało ogłoszone na tablicy z białego kamienia i brzmiało następująco: "Za kapłaństwa Menestratosa, syna Apollodorosa, dnia dziewiętnastego miesiąca Eumenejos (prawdopodobnie marzec-kwiecień). Lud uchwalił na wniosek strategów (...) konieczne dla wspólnego bezpieczeństwa, aby również niżej wymienione grupy otrzymały prawa obywatelskie, gdyż wykazały pełne oddanie ludowi. (...) Lud postanawia zatem nadać obywatelstwo (...) tym spośród żołnierzy najemnych, którzy mieszkają w mieście lub na jego terytorium, a także Macedończykom i Myzyjczykom, jak również osadnikom wojskowym zapisanym w twierdzy i w starym mieście (...) strażnikom i ludziom (...) posiadającym nieruchomości w mieście lub na jego terytorium oraz ich żonom i dzieciom. Na listę cudzoziemców zostają natomiast przeniesieni wyzwoleńcy i dawni niewolnicy królewscy (...) a razem z nimi także ich żony".
Tymczasem Aristonikos zajął port w Leukai (był to obszar osadnictwa wojskowego), czyniąc go swą główną bazą i przejął też część królewskiej floty. Odwoływał się zarówno do uczuć patriotycznych obywateli Pergamonu, jak i do obietnic poprawy losu najuboższych i zniewolonych mieszkańców kraju. Przez dłuższy czas istniał wiec taki duopol (wolne miasta z Pergamonem na czele i państwo niewolnicze Aristonikosa w Leukai i okolicach), gdyż Rzymianie długo zajęci byli sprawami wewnętrznymi (w tym czasie miała miejsce słynna reforma agrarna Tyberiusza Grakcha, która była jawną próba ograniczenia dotychczasowego "zbierania ziem" Italii w rękach arystokracji senatorskiej oraz ekwitów) i dopiero w 131 r. p.n.e. wysłali oni do Azji Mniejszej armię ekspedycyjną pod konsulem Publiuszem Licyniuszem Krassusem, która jednak poniosła klęskę z rąk stworzonej przez Aristonika niewolniczej armii (a Krassus został zabity przez jednego z byłych niewolników, który odciął mu głowę i zabrał ją jako trofeum). Po tym zwycięstwie swoje mury przed Aristonikosem otworzyła Fokeia (ale był to jedyny taki przypadek w tej wojnie). Wkrótce potem jednak flota Efezu (rodzinnego miasta matki Aristonika), uderzyła na flotę w Leukai i rozbiła ją definitywnie, zmuszając Aristonikosa do cofnięcia się w głąb lądu, do Myzji, gdzie ogłosił powstanie "Państwa Słońca" - Heliopolis, deklarując że w tym kraju wszyscy ludzie będą wolni i równi wobec siebie. Spowodowało to liczne zbiegostwo do jego obozu, choć schwytanych niewolników na próbie ucieczki karano bardzo dotkliwie (obcinając język i nos, oraz wypalając im na czole znak hańby), zaś wolni ludzie, którzy zbiegali do Aristonika, zostawali wyjęci spod prawa, a ich majętności przechodziły na własność danego miasta. W 130 r. p.n.e. Rzym wysłał do Azji Mniejszej kolejną armię konsularną pod dowództwem Marka Perperny, który ostatecznie pokonał siły Aristonikosa, a jego samego pojmał i odesłał do więzienia w Rzymie. Walki myzyjskich i karyjskich górali, oraz rzesz zbiegłych niewolników, trwały jednak dalej i dopiero w 129 r. p.n.e. Rzymianie ostatecznie uporali się z tym niebezpieczeństwem - tworząc swoją pierwszą azjatycką prowincję, która otrzymała nazwę "Azja". Oczywiście Powstanie Aristonikosa nie było jedynym powstaniem niewolniczym z jakim musieli uporać się Rzymianie w II wieku p.n.e., było ich jeszcze kilka i to zarówno w samej Italii, jak i na okolicznych wyspach. A tymczasem stały dopływ niewolników do Rzymu trwał nieprzerwanie, właśnie dzięki takim ówczesnym rynkom niewolniczym jak Delos.
CDN.
Dodaję adres Twojego bloga to ulubionych! Masz mega intrygujące, interesujące wpisy! Chcę tu zostać na dłużej :D
OdpowiedzUsuń