Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 grudnia 2019

PRUSY CHCIAŁY DO POLSKI - WIĘC SIŁĄ ZOSTAŁY ZNIEMCZONE - Cz. IV

WALKA O CZARNEGO

PRUSKIEGO ORŁA,

POMIĘDZY CZERWONYM

ORŁEM BRANDENBURCZYKÓW

A BIAŁYM ORŁEM

POLAKÓW/RZECZPOSPOLITAN



 

 KULTUROWA POLONIZACJA PRUS

(WKŁAD RZECZYPOSPOLITEJ 

W ROZWÓJ KULTURY EUROPEJSKIEJ)

Cz. I






"BYŁO I NA OCEANIE
ZNACZNE JEGO PANOWANIE,
BO I TAM CHCIAŁ BYĆ OGROMNYM
NIEPRZYJACIOŁOM KORONNYM"

Z XVI-wiecznego WIERSZA O KRÓLU ZYGMUNCIE II AUGUŚCIE



 Piętnasty a już z całą pewnością szesnasty wiek, to czasy w których kultura polska rozkwita swym największym blaskiem po całej Europie i praktycznie rzecz biorąc, dla człowieka urodzonego w wieku XX lub XXI bardzo trudno jest nawet sobie próbować wyobrazić to, jak wielki wkład wnieśli przodkowie nasi z tych stuleci do kultury europejskiej, a co za tym idzie także do kultury światowej. Czasem tak się zastanawiam - próbując objąć umysłem ówczesną specyfikę zarówno geopolityczną jak i społeczną - jak potężne mieliśmy wówczas państwo. I przyznam się szczerze, że wciąż nie potrafię wszystkiego do końca zgłębić. Szesnasty wiek jest nazywany w naszej historiografii "Złotym Wiekiem" ze względu na doniosłość wydarzeń jakie się wówczas skumulowały i znalazły swe twórcze ujście. Następuje bowiem wysyp wszelakich pism, utworów, poematów, powieści, dzieł literackich, historycznych, prawnych, filozoficznych, matematycznych, astronomicznych, przyrodniczych etc. etc. Przodował w tym oczywiście Uniwersytet Krakowski (Jagielloński), gdzie były niezwykle rozbudowane katedry matematyczno-przyrodnicze, historyczne, medyczne czy astronomiczne (zresztą początek krakowskiej szkoły astronomii, datuje się na pierwszą połowę wieku XV, gdy w 1410 r. mieszczanin - Jan Stobner, ufundował katedry matematyki i astronomii na Uniwersytecie Krakowskim). Od czasu, gdy Polska stała się pierwszym mocarstwem Europy Środkowo-Wschodniej, a wpływy polityczne Rzeczpospolitan sięgnęły Moskwy, Dunaju i Sztokholmu, kultura polska opanowała wówczas prawie całą Europę i nie jest to wcale stwierdzenie przesadne. W dziełach polskich twórców rozczytywano się zarówno nad Tamizą, jak i nad Sekwaną, we Włoszech, oraz w Hiszpanii, w Niderlandach i w niemieckich księstwach, nie muszę chyba dodawać że również dwór rosyjski mówił i pisał (w swej korespondencji dyplomatycznej, np. z Anglią lub z... Chinami) po polsku.

Do jednych z najpopularniejszych wówczas pozycji w Europie, należały: "Traktat o dwóch Sarmacjach" (azjatyckiej i europejskiej) Macieja z Miechowa (1517 r.), będący pierwszym nowożytnym opisem geografii europejskiego Wschodu - który był tak popularny, że w samym XVI wieku doczekał się aż jedenastu wydań w języku łacińskim. Poza tym tłumaczony był też na język angielski, francuski, niemiecki i włoski. W 1551 r. powstało dzieło: "Commentariorium De Republica
emendanda libri quinque" ("Notatki z Rzeczpospolitej korekta starych książek") Andrzeja Frycza Modrzewskiego, będące swoistym pionierskim manifestem europejskiej myśli politycznej w kwestii równości praw wszystkich ludzi. Mógłbym napisać tutaj wręcz elaborat na temat popularności polskiej literatury zarówno w Anglii jak i we Francji w XVI wieku, ale myślę że wystarczy jeszcze stwierdzić jedynie, że w 1573 r. poselstwo polskie, które zawitało do Paryża, w celu ofiarowania korony królewskiej francuskiemu księciu - Henrykowi de Valois - wręczyło marszałkowi Francji Jeanowi de Montluc tzw.: "postulata polonica", w których domagano się aby książę Henryk przekonał swego brata, króla Francji - Karola IX, by ten doprowadził do zakończenia bratobójczych walk religijnych we Francji między katolikami a protestantami (hugenotami) i wprowadził wolność religijną (jaka obowiązywała w Polsce/Rzeczpospolitej), poprzez nadanie hugenotom swobód w wyznawaniu ich wiary. A było to przecież zaledwie w rok po rzezi innowierców, jaką stała się Noc św. Bartłomieja (23/24 sierpnia 1572 r.). Notabene inna też była kultura polityczna Europy Środkowo-Wschodniej i Europy Zachodniej. W Rzeczpospolitej sejm obradował, ciesząc się pełną wolnością wypowiedzi i nietykalnością osobistą posłów, a uwięzienie posła przez króla z powodów jego poglądów lub zbyt ostrej mowy, byłoby nie do pomyślenia i natychmiast spowodowałoby rokosz (bunt szlachty przeciwko królowi). Natomiast w takiej Anglii królowa Elżbieta I, choć powszechnie deklarowała się jako obrończyni parlamentaryzmu i zapowiadała respektowanie immunitetu poselskiego, to jednak praktyka była zupełnie inna i na przykład purytański parlamentarzysta - Peter Wentworth, aż trzykrotnie trafiał do Tower (a za trzecim razem zmarł w tej twierdzy) za swoje przemówienia i publikacje, apelujące do królowej aby sporządziła akt sukcesji tronu na wypadek swej śmierci. We Francji natomiast kardynałowie: Richelieu i Mazarin ostatecznie stłamsili wszelkie nieśmiałe próby parlamentaryzmu, który aż do 1789 r. w praktyce pozostał martwy i wyjałowiony.




W Polsce zaś, po roku 1374 (i układzie koszyckim) zaczęło dominować przekonanie o suwerenności prawa nad władcą i w zasadzie wszelkie nowinki ustrojowe współczesnego świata, z których tak cieszą się Amerykanie, Anglicy, Francuzi, Niemcy - wywalczone w ciężkich bojach przez filozofów i prawników - były tylko powtórzeniem rozwiązań jakie już od ponad trzech stuleci funkcjonowały w Polsce, na zasadzie realizowanego w praktyce prawa zwyczajowego. Jak patrzę na Europę w wieku XV i XVI, to widzę na Zachodzie zagubionych ludzi, żyjących pod ciężkim butem swych władców, którzy powoli zaczynają przecierać oczy i na zasadzie prób i błędów - dochodzą wreszcie do celu (w wieku XVIII i XIX), a i tak już przy samej mecie ponownie się gubią (wiek XX i XXI). Europa Środkowa była wówczas centrum cywilizacji białego człowieka, wypracowując model zarówno polityki, filozofii jak i obyczaju i społecznego rozwoju - który dziś uważany jest powszechnie za niezwykłe osiągnięcie wybitnych jednostek. Tam gdzie wybitne jednostki opracowywały ten model w Europie Zachodniej, w Europie Środkowo-Wschodniej istniało społeczeństwo, które od dawna już żyło wedle tych zasad. Nawet taka kwestia jak kolonizacja ziemi była oparta na zupełnie innych zasadach. Ostatnio nasza 'noblistka' pani Olga Tokarczuk - dała asumpt swą pozbawioną jakichkolwiek wartości estetyczno-moralnych (co do poziomu literackiego jej książek się nie wypowiadam, ponieważ nie czytałem ich i nie będę komentował czegoś, czego nie znam) pisaniną o Polsce i Polakach - temu przygłupowi ze Szwecji (zdaje się z kolegium noblowskiego) o nazwisku bodajże Wasterberg, który zaczął coś mówić o "polskiej historii kolonializmu i antysemityzmu". Jeżeli poziom współczesnych elit intelektualnych w Europie (i USA) jest właśnie taki, jak zaprezentował go ten Szwed, to ręce opadają do ziemi i w zasadzie można by już tylko usiąść i czekać na koniec świata. Mam tylko jeszcze takie pytanie: czy w stwierdzeniu jakie użył Wasterberg, ma znaczenie że jego tatuś był redaktorem pisma, na którego łamach wychwalano... Adolfa Hitlera? Panie Wasterberg, idź i puknij się pan w ten pusty szwedzki caban, jaki pan nosisz zamiast głowy, może wtedy nabierzesz nieco rozumu (święta są, więc użyłem formy najłagodniejszej z możliwych).

Pokrótce nawiążę do tego tematu, ale nie będę wchodził teraz na kwestie rzekomego "polskiego antysemityzmu", gdyż na ten temat pisałem już wcześniej (choć bez wątpienia należy znów do tego wrócić, a to ze względu na nową, skrajnie antypolską, totalnie zakłamaną książkę, jaka ostatnio ukazała się we Francji nakładem tzw.: "Nowej Polskiej Szkoły Holokaustu", pt.: "Polacy i Shoah"), skupię się jedynie pokrótce na owym zarzucie kolonializmu. Czy kolonizowaliśmy w przeszłości inne ziemie? Oczywiście, pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, brzmi - NIE! To my byliśmy kolonizowani! To nas bezwzględnie prześladowano, mordowano, niszczono, to my jesteśmy ofiarami! I oczywiście takie stwierdzenie będzie właściwe, ale... niekoniecznie w stu procentach prawdziwe, gdyż należy pamiętać że w epoce Potęgi i Chwały Rzeczypospolitej, Polacy rzeczywiście kolonizowali niektóre tereny (np. Ukrainy czy Białorusi). Tylko że to, co możemy nazwać ową kolonizacją, w żadnym razie nie jest tym, co się rozumie pod tą nazwą. I tutaj dochodzimy do kolejnych różnic istniejących w tradycji i cywilizacji świata tzw.: Zachodu i cywilizacji Rzeczpospolitan, czyli Europy Środkowo-Wschodniej. Jak wygląda bowiem tradycyjny model kolonizacji? Państwo dominujące (np. Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Szwecja, Holandia, Belgia, Włoch, Hiszpania, Portugalia) zajmuje (najczęściej - choć nie zawsze - w wyniku podboju) dany teren, po czym eksploatuje go, wykorzystując na potrzeby własnego kraju i własnych obywateli. Jednocześnie traktuje tubylców jak niewolników, zmuszając ich albo do ciężkiej (i słabo płatnej lub darmowej) pracy, albo eksploatując ich w inny sposób (np. zaciągając do wojska i zmuszając do walk w interesie kraju kolonizującego) - cel jest zawsze taki sam, pozyskanie (czyli kradzież) surowców i ziemi kraju zajętego, oraz stłamszenie i podporządkowanie sobie lokalnej ludności, w celu wykorzystania jej pracy na potrzeby kraju kolonizującego. Takiej kolonizacji miłe panie i mili panowie, u nas nigdy nie było. 




Jak zatem wyglądała polska kolonizacja, np. Ukrainy czy Białorusi? Ano tak, że te ziemie w żadnym razie nie były traktowane jak teren podbity. Kto bowiem u nas rządził? Szlachta i magnateria (potem magnateria i szlachta), a kim byli np. Radziwiłłowie? Polakami? Nie kochani, pierwotnie to byli Rusini. A kim byli Wiśniowieccy? Polakami z kraju nad Wisłą? Nie, to również byli Rusini. A kim byli Pacowie? Litwinami! A kim byli Chodkiewicze? Litwinami! Starczy, czy mam wymieniać dalej? Pokażcie mi przeto drugie takie państwo kolonizatorskie, w którym elitą rządzącą są tubylczy mieszkańcy? I to nie elitą w swoim własnym kraju, ale w całym zjednoczonym imperium. Czy amerykańska szlachta mogła się uważać za chociażby współrządząca brytyjskim imperium przed Wojną o Niepodległość? Nie, amerykańska szlachta nie mogła zarządzać nawet własnymi stanami, bowiem Brytyjczycy traktowali te tereny jak swoją kolonię i ją po prostu łupili (dlatego też doszło do wybuchu niezadowolenia, które następnie przerodziło się w Wojnę o Niepodległość Stanów Zjednoczonych). Natomiast w Rzeczpospolitej rządzili... "tutejsi" i to nie tylko na własnej ziemi, ale wspólnie całym państwem w imię kompromisu i zgody narodowej. Oczywiście, wyżej wymienione rody bardzo szybko się spolonizowały i to tak silnie, że dziś wręcz automatycznie określamy ich jako Polaków, ale pierwotnie nie byli to Polacy - tylko właśnie miejscowi, tubylczy mieszkańcy. Potęga Rzeczypospolitej brała się bowiem nie z siły miecza (choć i ta była ogromna - gdy garstka zaledwie kilkuset żołnierzy zmiatała nieprzyjacielskie armie, liczące po kilkadziesiąt a nawet kilkaset tysięcy ludzi - do Moskwy w 1610 r. weszliśmy przecież po trupach rozbitych pod Kłuszynem Rosjan i Szwedów, których przewaga przed bitwą była... pięciokrotna), ale z potęgi prawa, kultury i braterskiego związku, jednoczącego ze sobą często różne pod względem języka, religii i tradycji ludy. Bycie Polakiem nobilitowało, stawało się wyznacznikiem godności i przywilejów, dlatego też ludzie sami chcieli się przyłączać do wspólnego dobra, by je umacniać i rozszerzać. Oto (cywilizacyjna) różnica pomiędzy jednym modelem kolonizacji, praktykowanym tak na Zachodzie, jak i u Moskali, a tym jak działała i co miała do zaoferowania Rzeczpospolita Środkowoeuropejska.




Niestety, barbarzyństwo naszych sąsiadów (Rosjan i Niemców) wzięło górę i gdy tylko zdobyli przewagę, doszło do katastrofy. Dwie wojny światowe, Holokaust, masowego mordowanie Słowian, gospodarcze i cywilizacyjne zniszczenie Europy na dziesięciolecia. Jaki z tego ostateczny wniosek: póki istniała silna Rzeczpospolita, póty w Europie panował spokój, z chwilą zaś Jej upadku, obudziły się demony, dlatego też jak Katon o Kartaginie, powtarzam raz jeszcze z myślą o przyszłości: Rosja i Niemcy powinny zostać rozbite i podzielone na szereg małych państewek (i nie jest to wcale nierealny scenariusz, gdyż po pierwsze nie ma rzeczy niemożliwych również w polityce czy geopolityce, a po drugie - jak już kilkukrotnie wcześniej pisałem - historia ponownie zatacza koło i wracamy do XIII/XIV wieku, wtedy na Dalekim Wschodzie istniało potężne Imperium Mongolskie, dziś są tam Chiny i coraz słabszy ruski niedźwiadek). Europa bowiem zapomniała o nas i tym, co uczyniliśmy dla europejskiej kultury (nie będę już dodawał że i Szekspir czerpał pomysły do swoich sztuk, z dzieł polskich twórców - gdyż znów rozpisałbym się niemiłosiernie). Jak to się mówi: "W Wiedniu Sobieskich i w Pskowie Batorych dziś każdy inaczej pamięta" - trzeba więc tę wiedzę upowszechniać, na przekór morza kłamstwa, kalumnii i zwykłych oszczerstw.



TO TYLE WYRAZEM WSTĘPU - W NASTĘPNEJ CZĘŚCI PRZEJDZIEMY DO PRUS I PRZYJRZYMY SIĘ JAK OWA "NIEMIECKA" KRAINA CHŁONĘŁA POLSKĄ KULTURĘ, JĘZYK I OBYCZAJE





 
 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz