Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 16 grudnia 2019

MAJOWA RAPSODIA - Cz. I

OPOWIADANIE EROTYCZNE





 Ściemniało się już, gdy pierwsze powozy zajeżdżały do pałacu hrabiego Aleksandra Bnińskiego w Sannikach. Mgła spowiła całą miejscowość, więc przybywający goście byli słabo rozpoznawalni dla służby, spieszącej żywo z powitaniem ich u drzwi wejściowych. Jednym z przybyłych był również wywodzący się z książęcej rodziny - Henryk Poniński, podchorąży Adam Poniński. W ogromnym wręcz salonie było mnóstwo zieleni - piękne filodendrony i agawy, roślinność popularna i bardziej egzotyczna, goście zostali doprowadzeni do okazałego salonu, który już uginał się od nadmiaru wszelakich potraw na nim ciążących. Zjazd w majątku hrabiego Bnińskiego wcale nie był przypadkowy, oto bowiem na dniach oczekiwano historycznego wydarzenia i wszyscy zebrani byli nim do głębi przejęci. Wreszcie, po ponad trzech latach od swego wstąpienia na tron, do Warszawy miał zajechać król, którego oczekiwano tutaj z wielkim zniecierpliwieniem i nadzieją. Król wielki, samowładnik świata połowicy, przybyć ma do nas z dalekiego Petersburga i koronować się w Warszawie na króla Polski. Car i król w jednym - Moskal i Polakiem mianowany, oto co jeszcze nam zostało - myśl taka przebiegła po głowie podchorążego Ponińskiego, który tylko z racji koligacji rodzinnych i faktu iż akurat przebywał w okolicy, z dala od stolicy, zaproszonym został na tę uroczystość. W głowie jego kłębiły się jednak inne myśli, niż te związane z przyjęciem u hrabiego Bnińskiego - oto bowiem zastanawiał się nad urzeczywistnieniem planu jaki opracowano wcześniej, w gronie kilku zaufanych wykładowców Szkoły Podchorążych Piechoty. Tego bowiem majowego dnia, roku pańskiego 1829 r. podczas koronacji królewskiej Mikołaja I, miano targnąć się na życie władcy. Plan opracowano w ścisłej tajemnicy, w gronie zaledwie kilku podchorążych pod przewodnictwem Piotra Wysockiego. Był tam zarówno Paszkiewicz, Gurowski, Cichowski, Mochnacki, jak i on Adam Poniński, a zabójstwo cara miało być hasłem i powodem wybuchu powstania zbrojnego i ostatecznego wywalczenia pełnej niezależności od Moskwy. Car zaś był symbolem tego wszystkiego, co w duszy rosyjskiej najgorsze: zaborczości, podłości, niestałości i niewolniczego wręcz posłuszeństwa.

Myśli, jakie zaprzątały głowę Adama Ponińskiego, uleciały jednak na widok witających gości dwóch  panien, stojących w przestronnym holu owego pałacu. Onieśmielony ich urodą, stanął jak wryty - Cóż to za anioły - pomyślał sobie - Czyżbym umarł i trafił do nieba? Owe panny przedstawiały się jako Izabela Zofia i Julia Bnińkówny, jedna piękniejsza od drugiej tak, iż nie było wiadomo na której dłużej wzrok swój zatrzymać. Przyodziane we wspaniałe suknie o jasnych odcieniach, przetykane złotawą nicią, bił od nich prawdziwy blask, niczym od jakichś nieziemskich istot. Adam stanął jak wryty i przez pewien czas nie mógł wydobyć z siebie głosu, wpatrując się wciąż w to niesamowite, nadludzkie zjawisko. Zaschło mu w ustach a nogi zaczęły się lekko uginać, jakby były z waty - Cóż się ze mną dzieje? - pomyślał, lecz te rozważania przerwał miły, spokojny głos jednej z panien:

- Witamy w domu senatora Aleksandra Bnińskiego, nasz papa jest waćpanu niezwykle wdzięczny za szanowne przybycie.

Poniński nie mógł ukryć rumieńca, jaki pojawił się na jego policzku - Cóż to - pomyślał - Czyż te młode perliczki jednym swym gestem potrafiły uczynić to, czego nie były zdolne najlepsze damy warszawskiej kamaryli? Próbując jednak opanować owe podniecenie, jakie niewątpliwie stało się częścią doświadczenia, którego wcześniej jeszcze nie przeżył w takich warunkach, postanowił się zmobilizować i jak przystało na żołnierza, stanął na wysokości zadania, zasalutował i rzekł:

- Podchorąży Adam Poniński z Warszawy ze Szkoły Podchorążych Piechoty... z Warszawy.

Dziewczęta uśmiechnęły się do siebie, po czym obie wyciągnęły dłonie do powitania. Speszony Poniński wziął w dłoń rączkę panny Julii, ukłonił się i ucałował, a następnie uczynił tak samo z rączką panienki Izabeli.

- Co kawaler taki spięty? Czyżby podróż miał kawaler nieprzyjemną - zwróciła się z pytaniem panna Izabela.

- Ależ nie. Po prostu... nie sądziłem że w domu hrabiego Bnińskiego mieszkają takie muzy - sam nie wierzył że to powiedział.

Dziewczęta ponownie uśmiechnęły się do siebie, po czym lekko dygnęły na znak, iż dziękują za ów komplement, który zapewne słyszały już nie raz, nie dwa. 

A Tymczasem tłumy gości zaczęły się tłoczyć w holu, na którym wreszcie pojawił się sam gospodarz wraz z małżonką, zapraszając zebranych do stołu. Wcześniej jednak służba roznosiła kieliszki z nalewką, aby goście poczuli się bardziej swobodnie nim zasiądą do uczty. A gdy już do tego doszło, głos zabrał - ponownie wznosząc toast - sam gospodarz hrabia Aleksander Bniński:

 - Szanowni goście - drodzy przyjaciele. Dziękuję wam wszystkim za to, że zechcieliście przybyć tu do mnie, byśmy mogli wspólnie świętować to historyczne wydarzenie, jakim będzie koronacja naszego króla Najjaśniejszego Pana Mikołaja, przybywającego do nas po trzech latach, by dopełnić konstytucyjnego wymogu koronacji. Szanowni Zebrani Przyjaciele, znacie dobrze mnie i mój ród, wiecie więc że wszystko co miałem, zarówno ja, jak i moi przodkowie łożyliśmy zawsze ku szczęściu Ojczyzny, co nie oznacza że nie byliśmy legalistami. Gdy nadeszły owe czarne chmury i kraj nasz pogrążony został w odmętach nicości, jedynie tron carycy Katarzyny - patronki naszej wolności, stał się latarnią, wiodącą nas ku nadziei i niezależnemu życiu przeciw pruskiej i austriackiej przemocy. Gdy zaś nastał Napoleon, jam pierwszy rzucił się pod jego sztandary, budować ojczysty gmach i wyrywać go koronie pruskiej tak, jak wcześniej przezeń został zagrabiony. Z Austriakami walczyłem pod księciem Józefem w kampanii 1809 r. jak i w 1812 podczas owej nieszczęsnej wyprawy moskiewskiej. Byłem też członkiem Konfederacyj Generalnej, która oficjalnie utworzyła Królestwo Polskie. Gdy zaś królem został Aleksander, przyglądałem się jego szlachetnej postawie i jak mało kto mogę dziś powiedzieć że był to mąż nad wyraz nam przychylny. Wciąż w głowie mej dźwięczą słowa, wypowiedziane przez tego wielkiego władcę, podczas zakończenia pierwszego sejmu królestwa z 1818 r., w której - pamiętam jak dziś - mówił Najjaśniejszy Pan: "Starania, jakie winienem mojej ojczyźnie, powołują mnie w dalekie strony, lecz losy wasze zawsze będą obecne mej myśli, wrócę pomiędzy was (...) Polacy! Obstaję przy spełnieniu moich zamiarów, są one wam dobrze znajome". Jakież to były zamiary, oczywiście wszyscy tu dobrze wiemy - rozszerzenie konstytucyj na ziemie nasze zabrane na wschodzie, i włączenie ich w jurysdykcję Korony, której nieodzownym monarchą byłby Aleksander, król i car w jednej osobie.




Wywód Bnińskiego nieco nużył Adama, który co jakiś czas zerkał na śliczne panny Bnińskie, a szczególnie panienka Izabella przypadła mu do gustu. Skóra jej śnieżnobiała i delikatna była jak u anioła, kibić wysmukła, twarz piękna nad wyraz i te oczy... te oczy, można się w nich wręcz utopić. 

- Najjaśniejszy Pan nasz jednak odszedł, nie zdoławszy spełnić swoich i naszych zamierzeń do końca. Ale oto brat jego Mikołaj, wielki mąż, sławny w Europie, wstąpiwszy na tron, przybywa do kraju naszego, jako pełnoprawny następca Aleksandra i król nasz miłościwie panujący, aby dopełnić wymogu koronacji. Otóż mili goście, czyż nie jest to dobitny przykład jego umiłowania dla nas i poszanowania zasad konstytucyj, której przecież Moskale sami nie mają? Wielokrotnie będąc w Petersburgu, widziałem mili państwo, te twarze zazdrosne, te miny dworaków cesarskich grymasem owiane. Słyszałem skargi iż cesarz lepiej traktuje Polaków niż ich samych - Ruskich, gdyż im nie nadał imperator Aleksander konstytucyj, a nam i owszem. Widziałem drodzy przyjaciele te zaciśnięte z żalu i bezsilności pięści hrabiego Woroncowa-Daszkowa, kanclerza Nesselrode, ministra hrabiego Panina, księcia Czernyszewa, a nawet porucznika Pułku Preobrażańskiego - Larskiego, z którym rozmawiałem będąc w Rosyi. Mają oni do Aleksandra żal za tę naszą odrębność od Moskwy, widać to zarówno po ich twarzach, jak i po ich czynach. Dlatego dalibóg, nie pojmuję narzekań niektórych mędrków, którzy wciąż zawodzą że Ziemie Zabrane wciąż pod moskiewską jurysdykcją stoją, zamiast do Korony włączone być mogły, że Nowosilcow rządzi się niczym udzielny władca, mając poparcie wielkiego księcia Konstantego, że król nie przestrzega wymóg konstytucyj, że nie zwołuje sejmu - otóż tym wszystkim malkontentom powiem - spójrzcie na Moskali, w ich twarzach wyczytacie prawdę, która ich pali, prawdę tę, która świadkiem Boga będąc, wywyższa naród nasz ponad ich, gdzie car jest jedynowładcą władającym w sposób absolutny. Dlatego też pokładam ufność w Najjaśniejszym Panu i pod jego opiekę się kryję, gdyż on właśnie jest gwarantem życia i trwałości narodu naszego którego tron po wieki się ostoi.




Tę część mowy Bnińskiego sala powitała gromkimi brawami, choć nie obyło się też bez pokątnych szemrań. Ja w każdym razie muszę zadbać by nasza misja pozostała tajemnicą aż do końca, nie mogę więc dać po sobie niczego poznać, szczególnie że szpicli Nowosilcowa nie brakuje zapewne również i tutaj. Myśli te jednak szybko ustąpiły, gdy młody podchorąży powrócił do podziwów nad pięknem panny Izabelli i łapał się na tym, iż pragnąłby zostać z nią na osobności, wyznać jej iż cudniejszej istoty nie widział jak żyje. Móc ją całować w jej wiśniowe usteczka, muskać delikatnie uszka, to prawe, to znów lewe. A potem zejść niżej, jeszcze niżej, znacznie niżej...






CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz