Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 grudnia 2019

DZIENNIKI ZBRODNIARZA - Cz. III

CZYLI OPIS I KOMENTARZ DO

PAMIĘTNIKÓW JOSEPHA GOEBBELSA





1924

 

DZIENNIK DLA JOSEPHA GOEBBELSA

od 17 PAŹDZIERNIKA 1923 r.

do 25 CZERWCA 1924 r.

Cz. III





 
1 STYCZNIA 1924 r.


 Wczoraj wieczorem laliśmy ołów u Schellów (byli oni teściami brata Josepha - Hansa Johana Friedricha, który poślubił Herthę Schell). Moim symbolem na nowy rok był orzeł z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Czy ma mnie nieść w śmiałym locie ku obłokom? Boże, daj mi siłę i moc i charakter zarówno w sprawach wielkich, jak i małych! 



5 STYCZNIA 1924 r.


 Else była tu w tych dniach, miłość, dobroć, napełniła mnie dobrem i błogosławieństwem. Czymże zasłużyłem sobie na to całe dobro i miłość? Znowu jest wiele radości i bólu, wiele przyjemności i męczarni. Przy niej spadam z nieba do piekła. Jest taka dobra i kochana, ale ja taki rozdarty i strapiony. (...)



Życie w tych dniach przywodzi do rozpaczy. Nie ma pracy, mieszkania, spokoju, wytchnienia, jasności. Walka z Bogiem, złymi mocami, walka o własną, duchową i materialną egzystencję, walka o prawo i o ducha i przy tym wszystkim brak widoków na kres tej walki, nie mówiąc już o zwycięstwie. Dlaczego tak muszę walczyć o mój świat? Dlaczego Bóg nie daje mi spełnienia? Dlaczego pozostaję samotny pośród przyjaciół i krewnych? Dlaczego musiał mi zostać odebrany Richard, jedyny towarzysz mojej walki w drodze do zwycięstwa? (Richard Flisges - o czym pisałem w poprzedniej części - najlepszy przyjaciel Goebbelsa, zginął podczas pracy w kopalni w styczniu 1923 r.). Chcę być spokojny i czekać na Zbawiciela. Czuję, że w przyszłości będę jeszcze musiał coś znaczyć. Chcę czekać na ten dzień w twórczym osamotnieniu. Duch i myśl maszerują. Czekam i czekam, mam nadzieję i wierzę! (...)


 
9 STYCZNIA 1924 r.

  
(...) Z Kolonii zwrot Wędrowca. Bardzo dziękujemy, nie skorzystamy. Prawdopodobnie nawet nie przeczytali. A jeśli nawet wyjątkowo to zrobili, to czy można potrzebować Wędrowca w Kolonii, mieście katedry i paskarzy?(...) W Kolonii obowiązuje jedynie hasło: bądź duchownym albo szachrajem. Być może dzięki szachrajstwu można zajść wysoko. Och, jak ciężka jest droga ku górze! Jednakże do szachrajstwa mam jeszcze daleką drogę. Nie rozpaczam, ponieważ wiem, że chcę dobra.
Kiedy Prometeusz przyjdzie z Düsseldorfu? Chciałbym mieć swoje dzieci koło mnie. W obcowaniu z Chrystusem i Prometeuszem (to przecież ci sami, niosący światło, pozbawieni autorytetu, kochający świat, rewolucjoniści) chcę się znowu umocnić i znaleźć odwagę do zadania nowego ciosu. Do tego jeszcze nie doszło, ale myśl maszeruje!



10 STYCZNIA 1924 r.


 Dzisiaj rano powrócił z Düsseldorfu do domu w nienaruszonym stanie mój Prometeusz. Bądź mi pozdrowiony, mój synu, po pełnej przygód podróży przez zakurzone kancelarie teatralne! Czy chcesz
teraz pozostać przy mnie? O ty, zagubiony synu w świecie gnuśności i lenistwa! Jak może człowiek stać się zwierzęciem! Musi zostać zarządzony zakaz konsumpcji alkoholu. Jego złamanie powinno być karane dożywotnim wykluczeniem z ludzkiego społeczeństwa. Wieczorem popiłem sobie i następnego ranka miałem wyrzuty sumienia. (...)

Znowu zagęściła się nam atmosfera polityczna. Związki zawodowe chcą protestować za pomocą strajku generalnego przeciwko nowo wprowadzonemu dziesięciogodzinnemu dniowi pracy. Skutkiem tego będzie wieczna nienawiść i spór. Większość ludzi nastawiła się znowu na stabilizację i sanację. Syte mieszczaństwo nie pojęło jednak w najmniejszym stopniu, że godzina wybiła. Niechrześcijański obywatel faktycznie sądzi, że musimy nadal poruszać się w kręgu starych myśli. Kilka zręcznych operacji finansowych i sprawy toczą się znowu szybko do przodu. Pójdziemy na dno, nie tylko Niemcy, lecz cała Europa, jeśli wkrótce nie rozpocznie się wielki duchowy proces ozdrowieńczy wewnątrz każdego człowieka. Każdy pojedynczy człowiek ze starego świata musi zmartwychwstać w nowym! Zmartwychwstanie w Nowym, Naturalnym i tym samym Zdrowym - to jest sens tego czasu, a także rozwiązanie problemów tego czasu. W tym zmartwychwstaniu zakorzenia się jak najgłębiej tęsknota i męczarnia współczesnego człowieka. Jakże słabo ogarnęliśmy problem człowieka i czasu. To nie czasy się zmieniają, lecz ludzie. My, Dzisiejsi, jesteśmy innymi ludźmi niż ci przed wojną. Jednakże przedwojenni mają jeszcze władzę, próbują raz jeszcze z użyciem ich wielkich i na pozór niezniszczalnych sił przywołać czas sprzed wojny. Być może uda im się to na jakiś czas. Jednak sam czas będzie ich formował i kształtował na nowo. Starzy muszą iść kiedyś precz i to będzie już duże osiągnięcie. Czas jest najlepszym krytykiem i najbardziej sprawiedliwym sędzią. Nasza ostatnia pociecha: "Historia świata jest sądem nad światem". 

Przecież mógłbym tworzyć coś pozytywnego na rzecz myśli o zmartwychwstaniu i nowym świecie. Mam jednak związane ręce. Każdego dnia całymi godzinami myślę o tym, co mógłbym zrobić, aby zapanować nad dławiącą mnie udręką i palącymi wyrzutami sumienia w związku z życiem w świadomości, ale bezczynnie. Nie dochodzę do żadnego rezultatu. I ciągle głębiej i bardziej przenikliwie wdziera się do mojego serca czyste poznanie - jako ból, a nie jako wybawienie. Codziennie wzbiera we mnie coraz bardziej natarczywie i przenikliwie wezwanie do działania. Co mam robić? Jak zapanuję nad wyrzutami sumienia? Jak mogę działać w zgodzie z poznaniem? Dlaczego Bóg nie słyszy moich trwożliwych pytań? Dlaczego Boże nie dajesz mi spełnienia?





 
14 STYCZNIA 1924 r.


(...) Uprawianie polityki szkodzi czystemu człowiekowi. Ciągle dostaje się przy tym w wir małych interesów i partii. Stopniowo wiąże sobie ręce, a ja chcę uwolnić się od takich powiązań. Nie chcę mieć już nic wspólnego z polityką. Uprawiać politykę oznacza nakładać pęta (...) duchowi, oznacza akuratnie milczeć i akuratnie mówić, oznacza kłamać w imię lepszej sprawy: na Boga, to obrzydliwy interes. Teraz ciągle jeszcze siedzę bezczynnie i nie wiem, jak zacząć zarabiać niewielkie pieniądze, z których mógłbym żyć. Zbiera się na wymioty. (...)



 18 STYCZNIA 1924 r.


(...) Muszę znowu wkrótce zabrać się do pracy. Tak dalej mojego życia już nie zniosę. Wędrowiec poszedł do Frankfurtu, Prometeusz do Duisburga. Nie można przecież porzucić wiary i nadziei. 

(...) Else w tych dniach pełnych trosk i męczarni jest mi coraz milszą towarzyszką. Robi wszystko, co może, daje wszystko, co ma, kieruje się dobrą wolą; to jest najlepsze, z czym można iść przez życie. 

W Rzeszy trwa walka o dziesięciogodzinny dzień pracy, z rewolwerami, szablami i gumowymi pałkami. Łuk napina się od dołu i od góry, aż wreszcie pęknie. Ulicami przeciągają pochody: "Jesteśmy ludźmi pracy, proletariat" na melodię Andreas Hofer (Hofer był przywódcą powstania Tyrolczyków przeciw Francuzom i Bawarczykom od kwietnia 1809 r. do swej śmierci w lutym 1810 r. W 1831 r. Julius Mosen napisał wiersz opiewający czyny Andreasa Hofera pod tym właśnie tytułem, do którego w 1844 r. Leopold Knebelsberger skomponował muzykę i tak powstała pieśń sławiąca czyny narodowego bohatera Tyrolu). Kto ponosi winę za to całe zamieszanie, za ten brak kultury? Dlaczego nie pojednamy się ze sobą ? Dlaczego nie łączą się siły tam, gdzie kraj, a wręcz cała Europa jest na ostatnim miejscu? Sancta simplicitas! (Święta naiwności) Nie, kłamię: Sacro egoismo! (Święty egoizmie).

 

24 STYCZNIA 1924 r.


(...) 21 stycznia zmarł Lenin. Największy duch komunistycznej myśli. Nikt go nie zastąpi. Przywódczy umysł Europy. Może później stanie się bohaterem legend. (jakże blisko było nazistom i komunistom do siebie, w zasadzie różnice były niewielkie i jedynie "doktrynalne" natomiast istota jednej i drugiej ideologii - były sobie jednakie, stąd byli komuniści mogli stać się nazistami, a byli naziści komunistami. Czy może zatem dziwić takie oto stwierdzenie, że Stalin był promotorem i protektorem Hitlera, a Hitler obrońcą i zbawcą komunizmu!).

Mówiliśmy o prawdzie w małych sprawach życiowych. Czy powinno się zniekształcać prawdę, jeśli się wierzy, że to okaże się lepsze i skuteczne? Mówię "nie" i po tysiąckroć "nie". Nawet jeśli świat pójdzie do diabła. Akurat kompromis doprowadził nas do zagłady. Fiat veritas, pereat mundus! (Prawdzie musi stać się zadość, choćby świat miał zginąć) (...) 

Sądzicie, że kapitalizm uda się zwyciężyć komunizmem? Biedni głupcy! Walczycie ciągle niczym synowie domagający się u ojców jeszcze nieprzyznanego spadku. Jako ojcowie będziecie dla synów takimi samymi tyranami, jakimi byli wasi ojcowie. Dopóki komunizm nie wyjdzie z orientacji ekonomicznej w stronę etyki, dopóty pozostanie niezdolny do tworzenia nowego świata (o proszę - Joseph Goebbels, twórca marksizmu kulturowego, dziś powszechnie obowiązującego, szczególnie na wyższych uczelniach, kształtujących przyszłe elity 😏).



 25 STYCZNIA 1924 r.

  
 (...) Ten dziennik jest moim najlepszym przyjacielem; jemu mogę wszystko zawierzyć. Poza nim nie mam nikogo, komu mógłbym to wszystko powiedzieć. A trzeba mówić, inaczej człowiek nigdy się nie uwolni. Woda w stojącym stawie zaczyna szybko cuchnąć. Stare musi iść precz, ustępując miejsca nowemu. Tak mało jest przestrzeni w duszy ludzkiej. Każdego dnia trzeba już wystawiać stare graty za drzwi. Ta księga jest dla mnie rodzajem rupieciarni, do której wstawia się rzeczy już niepotrzebne. Czasem odczytuję napisane strony, czasem przychodzi mi do głowy jakaś myśl, taka cicha komórka. To właśnie tak, jakby szperać w rupieciarni.



 1 LUTY 1924 r.


 Pieniądz to gówno, ale gówno długo jeszcze nie będzie pieniądzem. (...) Matka wciska mi po kryjomu do ręki pieniądze, które zaoszczędziła ze swojego domowego budżetu. Zabierzcie mi wszystko, ale zostawcie mi moją matkę! O ile bogatszy jestem od was! Matka! Czy jest piękniejsze słowo, głębsze znaczenie! Matka, dobra, dobra matka!!! Ojciec jest oschły i surowy; nie wiadomo, czy kocha on sercem. Ale matka jest otwarta i dobra. Nie może robić nic innego, jak tylko kochać. Matka, która nie jest dla swoich dzieci wszystkim, przyjaciółką, nauczycielką, powierniczką, źródłem radości i umocnionej dumy, zachętą, oskarżycielką, rozjemczynią, sędzią, darującą winy - taka matka minęła się z powołaniem. (...)



7 LUTY 1924 r.


 Tołstoja Wojna i pokój, wspaniały rasowy epos, jedna z niewielu rzeczywiście wielkich, nowoczesnych powieści. Czytam ją po raz drugi, nic innego nie odczuwam i nie słyszę. Książka wielkiego "poety" Tołstoja. Kto raz jeszcze sięgnie takiego poziomu. Kto raz jeszcze znajdzie taką boską długość i szerokość, a przy tym w szczegółach zwięzłą skrótowość, obecną w tej powieści. (...) Dostojewski jest największym epikiem, Szekspir największym dramaturgiem, Goethe największym lirykiem literatury zachodniej. Czy to trafne? Dostojewski człowiekiem Zachodu? Możliwe, że tak! W ramach torującej sobie drogę, jeszcze większej ekspansji zachodnioeuropejskiego odczuwania świata. (...)



14 LUTY 1924 r.


 (...) Dostojewski doprowadza niejednego do rozpaczy. Kiedy go czytam, wtedy znajduję się w stanie obłędu. A przy tym robi on to tak mocno, z taką pełną nadziei radością, z tak silną wiarą, tak dobrotliwie i tak uszlachetniająco. Słowianie nie tęsknią za tym, aby być czystymi, ale za tym, aby się oczyścić. Porywcza, zapalczywa, nagła, nieskończenie dociekająca, wyczekująca, mająca nadzieję, nieskończenie zła i nieskończenie dobra, pełna najgłębszej namiętności, dobrotliwa i delikatna, fanatyczna w kłamstwie i w prawdzie, młoda i niewinna, a przy tym bogata w głębię, radość, humor, ból i tęsknotę - taka jest dusza, wielka dusza Rosji. 

Francuz ma spryt i dowcip, ale jest on bezbrzeżnie głupi i zarozumiały. La grande nation ("Wielki naród" - jak od czasów Napoleona mawiali o sobie Francuzi): cóż za uzurpacja, jakie oszustwo. Francja, ojczyzna rewolucji, jest dzisiaj najbardziej zacofanym krajem Europy. Jednakże zaraz za nią kroczą zapewne oficjalne Niemcy. Niemiec był najlepszy - myśliciel i poeta. Dzisiaj jest wręcz tego przeciwieństwem: materialista, kupiec, przemysłowiec, handlowiec, typ karierowicza. I to wszystko jest takie bezstylowe i nieorganiczne jak on sam. My, Niemcy, nie mamy stylu, wyważenia. Germanie musieliby pozostać razem, musieliby stworzyć naród, szczep, lud, wielką zwartą wspólnotę kulturową. (...)



 27 LUTY 1924 r.


 Pracuję z miłością i pilnie nad (powieścią) Michael Voormann, ein Menschenschicksal in Tagebuchblättern (pierwotny tytuł Stille Flammen) ("Michael Voormann, ludzki los na kartach dziejów", tytuł pierwotny: "Ciche płomienie") - preludium, 2 części, posłowie. Pójdzie dobrze, jeśli tylko utrafi się we właściwy rytm pracy. Najtrudniejsze są pierwsze strony. Trzeba dobrać odpowiedni ton, zapach, tchnienie: styl. Michael Voormann, osoba złożona z dwóch postaci, z Richarda (Flisgesa) i ze mnie. Pojawiają się stare wspomnienia, sceny, ludzie, krajobrazy. Chcę to wszystko odmalować delikatnym, ale pewnym pędzlem. Dużo liryki. Mało osób, ale te nieliczne wydobyte w ostrych konturach z otoczenia. W moim maleńkim pokoju da się pracować. Sprawia mi to prawdziwą radość. 



13 MARCA 1924 r.


(...) Zajmuję się Hitlerem i ruchem narodowosocjalistycznym. Zapewne będę musiał to robić jeszcze długo. Socjalizm i Chrystus. Etyczne ugruntowanie. Odejść od skostniałego materializmu. Z powrotem do poświęcania się i do Boga! Jednak monachijczycy chcą walki, a nie pojednania za wszelką cenę. Być może przeczuwają, że przy tym całym pojednaniu zostaną jednak wystrychnięci na dudka. Jeszcze się przez to wszystko nie przegryzłem. W najbliższych dniach otrzymam literaturę narodowosocjalistyczną i strony przeciwnej. Może wtedy posunę się o krok dalej. (...)






 15 MARCA 1924 r.


 Wiele czasu z Hitlerem. Nie daję rady przez to przejść. Stopione ze wszystkimi trudnymi problemami świata zachodniego: komunizm, problem żydowski, chrześcijaństwo, Niemcy w przyszłości. Chcę się poważnie tym zająć. (...) 

Z Else przeżywam katusze i tarcia, ale potem daje mi wieczór wypełniony cichym, już niewymuszonym szczęściem. Teraz odnaleźliśmy między sobą wspólny ton. Uwaga, miłość, ale bez żadnych osobistych zobowiązań, niszczących osobowość. Jak długo to może trwać? A na dworze piękna wiosna! 

 





CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz